Etyka zorientowana na proces
Transkrypt
Etyka zorientowana na proces
1 Maciej Kałuszyński Świat czynów ludzkich po Jungu czyli ”Etyka zorientowana na proces” Wtedy tak do niego powiada: Z najmniejszej części, której nie postrzegasz Z niej to właśnie, mój drogi, wielkie drzewo figowe powstaje. Uwierz mi, mój drogi, to właśnie, co jest najsubtelniejsze, To jest dusza całego świata, to jest rzeczywistość, To atman, ty jesteś tym, Śwetakatu! Z Upaniszad 1. NAJNIŻSZA PÓŁKA PARADYGMATU NAUKI Staje się coraz bardziej widoczne, że nieustannie rośnie dysonans między tym, co głoszą fizycy tropiący ekstremalne problemy Wszechświata, a tym, co daje się wyobrazić, zobaczyć i zrozumieć przy pomocy pojęć odnoszących się do rzeczy i procesów znanych z codziennego doświadczenia. Na rozziew ten prawie nie daje się już reagować poprzez wprowadzanie drobnych zmian i retuszów do prywatnego obrazu świata. Nikt już chyba nie uważa, że fizycy mówią o tym, jaki jest świat. Pogląd, że świat rzeczy, w którym żyjemy jest w jakimś stopniu wytworem naszego poznania przestaje powoli być jedynie subtelnym stanowiskiem filozoficznym – coraz śmielej wkracza, na razie w swoich umiarkowanych formach do myślenia potocznego. Myślenie zwykłych ludzi o świecie nie jest już wcale nieuchronnie realistyczne. Zaczyna chyba nawet rozpowszechniać się zgoda na to (poprzez popularyzację psychologii i fizjologii poznania i poprzez eksponowane w literaturze sf postrzeganie świata przez istoty pozaziemskie), że „prawdziwe” rzeczy tego świata w swojej postaci niezmienionej procesem ich poznawania – są bytami tylko do pomyślenia, a nie do doświadczalnego zbadania czy opisania; tak chciał kiedyś Immanuel 2 Kant. Współczesne myślenie wydaje się jednak cierpieć na pewien zasadniczy brak, nie wypracowało jasnych zasad dających nadzieję na uzyskanie wskazówek dla ludzkiego działania w świecie, gdy coraz bardziej wiemy, że nie jest on taki, jakim się nam jawi. Brak spójnych zasad w dziedzinie „Co możemy wiedzieć?” stwarza wyjątkowo trudną sytuację w dziedzinie „Co powinniśmy czynić?” oraz buduje mur od którego odbija się bezsilnie pytanie „Na co możemy żywić nadzieję?”. Zapewne wieki upływały zanim utrwaliło się (i to nie zupełnie i nie do końca) wyobrażenie, że żyjemy na powierzchni kuli. Ale z tym da się jeszcze żyć – ot po prostu jeszcze jedna dziwność świata, i to świata odległego: – np.: gdzieś tam daleko podobno „ludzie chodzą do góry nogami”. Jednak co zrobić z wynoszoną ze szkoły wiedzą, że to co traktujemy w działaniu i postrzegamy zmysłami jako gęstą materię (także nasze ciało), w rzeczywistości jest pustką z rzadka tylko upstrzoną bardziej spoistymi cząstkami elementarnymi. Dodatkowo, zanim elementarnie wykształceni Ziemianie zaczęli oswajać się z pierzchaniem ciasno upakowanej konsystencji rzeczy, w doniesieniach naukowych i popularnonaukowych, a nawet powoli, jakby nieśmiało, w szkołach, podsuwana jest do pomyślenia myśl (bo wyobrażanie staje się tutaj zupełnie bezradne), że, być może, wcale nie ma owych „bardziej spoistych” cząstek elementarnych. Świat wypełniony byłby więc istnieniami o naturze zbliżonej do natury fali, czyli zamiast myśleć o miejscu, w którym istnieje w danej chwili to, co nazywaliśmy cząstką, każe nam się pomyśleć o miejscu, w którym bardziej ona istnieje i o otoczeniu tego miejsca, w którym „cząstka” istnieje coraz mniej, aż wreszcie, gdzieś tam jej istnienie całkiem „ustaje”. (No więc gdzie „ustaję” ja – owych cząstek złożona kompozycja? – pyta niespodziewanie pilny czytelnik popularno naukowych doniesień) Albo, łącząc pojęcia potocznej ontologii z pojęciami związanymi raczej ze sposobami naszego ujmowania świata, proponuje się nam pomyśleć o miejscach, w których coś istnieje (mogłoby zaistnieć?) z określonym prawdopodobieństwem. I chociaż może być pocieszające, że wraz z tymi ostatnimi stałymi lądami tj. owymi zwartymi, zajmującymi określone miejsca cząstkami materii także definitywnie znika otaczający je ocean pustki, to jednak świat, który wyrasta z owych zadrukowanych kartek papieru jest prawie nie do przyjęcia. Spoiste jednostki ludzkie, które nie są fizykami, matematykami czy filozofami mają swoje problemy z innymi podobnymi jednostkami i z 3 rzeczami wewnątrz otaczającej je zwyczajnej trójwymiarowej przestrzeni; jakże mają żyć i rozwiązywać swoje problemy jako energia, fala, czy coś podobnie niewyobrażalnego? W związku z tym, być może, powinna budzić pewien niepokój, na poły intelektualny a na poły etyczny, sprawa samych fizyków. Czy rzeczywiście żyją oni w świecie, który odkryli? Czy wyciągnęli konsekwencje z opisu świata, który oferują wtajemniczonym, ale przecież także laikom? O ile docierają czasami do szerokiej publiczności niezbyt precyzyjne, raczej dziennikarskie, doniesienia o popadnięciu w mistycyzm wielkich odkrywców tajemnic materii, to jednak większość akademickich fizyków i nauczycieli żyje w świecie nowej fizyki tylko podczas wykładów, potrafią oni roztoczyć przed słuchaczami obraz świata, w którym „wszystko jest falą”, w którym możliwe są „oddziaływania alokalne”, ale schodząc z katedry wchodzą do normalnego świata jak najbardziej newtonowskiego. Czy chodzi tu o rodzaj fałszywej świadomości, czy może ukazuje się tutaj możliwość autentycznego życia w dwu równie prawdziwych, choć tak różnych światach? A może raczej nie należy niepokoić fizyków, bowiem wymiar naszej codzienności nie ma żadnego związku z tym, czym jest naprawdę materia; czyli inaczej mówiąc to, o czym mówi fizyka nie ma najmniejszego wpływu na to, czym są i jaką wartość mają ludzie, nie ma wpływu ani na ludzkie świadomości ani na ludzkie czyny1. Cóż bowiem może mieć wspólnego z fizyką fatalna nieuchronność decyzji i czynów wynikających ze spotkania się w ciemnym zaułku Jerozolimy uzbrojonego Żyda z uzbrojonym Palestyńczykiem. Jaki związek z bezwstydnym wybieraniem przez pewnego chrześcijanina zysku zamiast miłości bliźniego może mieć rozumienie rodzaju oddziaływania między elektronami jego mózgu – elektronami: kupkami materii, czy też elektronami – bytami o naturze falowej? Krótko mówiąc, należy, być może, trzymać się zasady głoszącej, że nasze działania (generowanie decyzji, wykonywanie, skutki i ich oceny, a więc zarówno psychologia jak i etyka) odnoszą się wyłącznie do rzeczywistości opisywanej przez fizykę klasyczną. 1 Por. interesujący artykuł Szumakowicza, którego jedną z konkluzji może być zdanie: „Wracając do (…) pytania („O co chodzi w mikroświecie?”) możemy teraz odpowiedzieć: o coś innego niż w makroświecie fizykalnym, i dalej, że w tym ostatnim chodzi o cos innego niż w świecie ludzkich zdarzeń: są to kategorialnie odrębne gry poznawcze, a także gry egzystencjalne.” Eugeniusz Szumakowicz, Świat fizyki a świat życia potocznego, Kwartalnik Filozoficzny, Zeszyt 1, 2005 str. 137. 4 A jednak trzymanie się powyższej zasady nie jest to takie proste jeśli nie zamierzamy poddać się dość prostemu redukcjonizmowi, wewnątrz którego podają sobie ręce skrajni naśladowcy J. Watsona w psychologii i M. Schlicka w etyce. Psychologia, która swój przedmiot stara się za wszelką cenę utrzymać wewnątrz rzeczywistości kartezjańskich res extens, musi pozbyć się pojęcia wolnej woli i wielu innych tajemnic ludzkiej świadomości a także nie może już głosić radykalnej odrębności człowieka od innych bytów. Etyka zaś próbując mówić o tym samym przedmiocie, co redukcyjna psychologia – staje się w rzeczywistości sama jednym z działów owej psychologii. Kiedy jednakże mówimy za Maslowem o ludziach samororealizujących się, gdy za Levinasem myślimy o twarzy drugiego człowieka, gdy słuchamy Binswangera, że w przestrzeni miłosnego bytowania, czym więcej dajemy drugiemu, tym więcej posiadamy, wyraźnie jesteśmy poza rzeczywistością, której dotyczą opisy oddziaływań między spoistymi kawałkami materii w trójwymiarowej siatce współrzędnych kartezjańskich. Wydaje się wtedy, że znaleźliśmy się na najniższej półce paradygmatu nauki a może i poniżej, że wypadliśmy do jakiegoś niebezpiecznego obszaru, który nieznany jest fizyce, a przynajmniej tej fizyce, którą większość z nas zna ze szkoły. Traktujemy nasze rozważanie jako próbę zajrzenia do tego właśnie niebezpiecznego obszaru, to znaczy spróbujmy zbadać niektóre przynajmniej aspekty zaproponowanego w ostatnich dziesięcioleciach, takiego modelu świata, w którym zachodzą jednak pewne związki między ujawnionymi na poziomie subatomowym własnościami materii a życiem człowieka z jego wyborami i sensami. 2. INSPIRACJE JUNGOWSKIE Interesują nas tutaj przede wszystkim kwestie filozoficzno-etyczne ale pójdziemy drogą, w dużej mierze przetartą nie przez uczonych od moralności lecz przez wybitnych badaczy ludzkiej psychiki. Chodzi przede wszystkim o drogę, którą przecierał Carl Gustaw Jung. To on w swoich pracach, a może najbardziej w napisanej wspólnie z Wolfgangiem Paulim Naturerklärung und Psyche2, przy pomocy naukowego ugruntowania pojęcia synchroniczności pokazał miejsca leżące na styku nowej fizyki z codziennym życiem ludzi. 2 Była to obszerna monografia wydana w Zurichu w 1952 roku. Pierwszą część stanowi praca Junga o synchroniczności, druga to artykuł Pauliego Der Einfluss archetypischer Vorstelungen auf die Bildung naturwissenschaftlicher Theorien bei Kepler. O współpracy Junga z Paulim: Krzysztof Maurin, Myśliciele kręgu 5 Było to obiecujące wskazanie nowych kierunków badawczych – i wielu psychologów zostało zafascynowanych wizją świata badanego przez naukę przy pomocy nie jednej zasady determinizmu kauzalnego ale teraz przy pomocy dwu zasad wyjaśniających (przyczynowości i synchroniczności). Wszelako psycholodzy podobnie jak fizycy potrafią żyć w dwu światach oddzielając refleksję dotyczącą zagadnień teoretycznych od spraw praktyki i codziennego życia. Tak jest bezpieczniej i zapewne zdrowiej. Jednakże, ażeby dotknąć głębi subtelnej materii ludzkich spraw na Ziemi, nie można być tylko teoretykiem – i sam Jung swoje najważniejsze spostrzeżenia zawdzięcza nie literaturze czy rozważaniom teoretycznym lecz zaangażowanemu praktykowaniu psychologii analitycznej, kontaktom terapeutycznym z pacjentami i wreszcie terapeutycznej uwadze poświęconą sobie samemu. Dlatego też wydaje się, że jego godnym następcą koncentrującym swoją uwagę na owym kontrowersyjnym obszarze, gdzie istotne ludzkie czyny i rozterki problematyzowane są w związku z widzeniem świata przez nową fizykę – jest właśnie psychoterapeuta Arnold Mindel, twórca podejścia nazwanego psychologią zorientowaną na proces (Process Oriented Psychology). Słowa Junga, które, jak się wydaje, najmocniej zafascynowały Mindela to wypowiedź, raczej „nieoficjalna” na temat nowej możliwości rozumienia duszy jaka rysuje się w świetle odkryć fizyki. Otóż Jung w jednym z listów wyraził przypuszczenie, że „być może dusza powinna być rozumiana jako nieciągłe zagęszczenie pola, a nie jako ciało poruszające się w czasie. Można założyć, że dusza stopniowo wyłania się z całkowitego rozproszenia ku nieskończonemu zgęszczeniu, przekraczając np. prędkość światła i w ten sposób realizując się w ciele.”3 To tylko luźna hipoteza. Raczej pytanie niż stwierdzenie. Wyznacza ona jednak wzorzec, wedle którego następować będzie tu zrywanie z takim fizykalistycznym modelem świata, w którym wszystko, o czym można mówić, daje się zdefiniować i umieścić w przestrzeni wyznaczanej przez współrzędne kartezjańskie. Między powyższym sformułowaniem mówiącym o duszy jako nieciągłym zagęszczeniu pola a twierdzeniem, że wszystko jest polem nie jest tak wielka odległość. Jaźń-dusza była dla Junga bytem na tyle realnym, że tylko w niewielkim zakresie można było przeciwstawiać ją Eranosa – Jung, Pauli, Corbin [w:] Krzysztof Maurin, Alina Motycka (red) Fenomen Junga, Warszawa 2002, str. 15. 3 Cyt. za: Mindel, Śniące ciało, przekł. Bogna Szymkiewicz-Kowalska, Wydawnictwo „Rebirthing” Opole (brak daty wydania) str. 28 6 temu co substancjalne, cielesne. Bardzo łatwo pojawia się więc myśl, że pewne zależności zachodzące między faktami materialnymi – te, które z braku możliwości opisania ich w kategoriach związków przyczynowych nazywa się przypadkowymi – są podobnej natury jak zdarzenia duchowe – psychiczne. Zastosowana przez Junga w jego praktyce psychiatrycznej metoda swobodnych skojarzeń ukazuje zatem nie tylko mechanizm związków kształtujących się wewnątrz umysłu pod wpływem zjawisk zewnętrznych. Wskazuje ona na coś bardziej uniwersalnego: na pewien rodzaj związków zachodzących w całej sferze dotyczącej człowieka, bez względu na to, czy umiejscawiamy je wewnątrz czy na zewnątrz psychiki. Przy tym związki treściowe między wydarzeniami lub ich elementami mogą być niezależne od związków przyczynowych związanych z czasem i przestrzenią. Przekraczając owe zaczarowane kartezjańskie „albo albo” rozdzielające świat rzeczy rozciągłych (świat zewnętrzny) i bytów nierozciągłych (treści psychiki) otrzymujemy instrument, rodzaj lunety, która skierowana na zjawiska zachodzące w świecie poza psychicznym (np. w realnych wydarzeniach otoczenia społecznego lub przyrodniczego), pokazać może takie współzależności między tymi zjawiskami, które odpowiadają raczej prawom skojarzeń znanym z badania umysłu niż prawom przyczynowości. A stąd już tylko niewielki krok do renesansu tych objaśnień wszechświata, które ukazują go jako żywą istotę lub żyjący umysł. A oto klasyczne, opisywane przez Junga zdarzenie: „Pewna młoda kobieta, którą leczyłem, miała w krytycznym momencie terapii sen, w którym podarowano jej złotego skarabeusza. Kiedy opowiadała mi ten sen […] usłyszałem za sobą hałas przypominający łagodne stukanie. Odwróciłem się i zobaczyłem owada, który w locie uderzał z zewnątrz o futrynę okna. Otworzyłem okno i schwytałem go. Stworzonko to stanowiło najbliższą analogię do złotego skarabeusza, jaką można spotkać w naszej strefie geograficznej: był to żuk z rzędu skarabeuszowatych, pospolity złotawiec (cetonia aurata), który wbrew swym normalnym obyczajom wyraźnie odczuł potrzebę dostania się do ciemnego pokoju w tym szczególnym momencie.”4 4 524 C.G.Jung, Rebis czyli kamień filozofów, wybór i przekład Jerzy Prokopiuk, PWN, Warszawa 1989. str. 7 I jego interpretacja: „. Sen o skarabeuszu jest świadomą reprezentacją wyłaniającą się z nieświadomości, już istniejącym obrazem sytuacji, która się pojawi następnego dnia, tj. opowiadania o tym śnie i pojawienia się złotawca.”5 A zatem synchroniczność „jednoczesne pojawienie się pewnego stanu psychicznego i jednego lub więcej zewnętrznych zdarzeń, które zdają się znaczącymi paralelami do chwilowego stanu podmiotowego – i, w pewnych przypadkach vice versa”6, owe 7 wprowadzone przez Schopenhauera pojęcie staje się prawie symbolem nowego odmiennego podejścia do problemów, z jakimi ma do czynienia próbujący pomóc klientowi psychiatra czy psycholog – terapeuta. Wiele mówi się współcześnie o pewnych symptomach kryzysu w nauce. Jednym z jego objawów ma być właśnie sięganie po metody i rozwiązania wykraczające poza wypracowany przez ubiegłe stulecia paradygmat naukowości. Zapewne wielu, a może nawet większość, współczesnych uczonych psychologów uzna próby zastosowania tych „nienaukowych” inspiracji Junga za taki właśnie objaw kryzysu, toczącego naukę (wielu doda: „na szczęście gdzieś na jej peryferiach”). Warto jednak pamiętać, że mamy tu do czynienia z czymś, wobec czego twardogłowy uczony staje bezradny i jakże często, niestety, spokój swojego naukowego sumienia ratuje udając, że nie widzi faktów, zgodnie z zasadą, że istnieje tylko to, co daje się badać posiadanymi metodami. Jung, (podobnie jak chwalony przez niego w powyższym przypisie Schopenhauer), nie ulega dogmatom, które określają, co może, a co nie może być obiektem badania. Nie chce milczeć „o tym, o czym nie można mówić”. Nie ulega ówczesnej „modzie naukowej” – choć z pewnością sam jest prekursorem nadchodzącej nowej „mody”. Być może nie ma nawet tutaj potrzeby mówić o „naukowej odwadze” czy o „szczególnej dociekliwości” jego umysłu; po prostu jego robota różni się od roboty uczonych zza biurka i z biblioteki. Jung walczy z ludzkim cierpieniem, musi rozwiązywać problemy swoich pacjentów. I gdy zawodzą metody 5 Tamże str. 537 Tamże, str. 529. 7 „Tak więc Schopenhauer, w prawdziwie filozoficznej wizji, ukazał nową dziedzinę refleksji, której szczegółowej fenomenologii nie był w stanie zrozumieć z braku odpowiednich narzędzi umysłowych, chociaż jej zarys przedstawił mniej więcej dokładnie. Poznał on, że astrologia i inne intuicyjne metody interpretowania losu, z ich omnia i prasagia, posiadają wspólny mianownik, którego szukał za pomocą „transcendentalnej spekulacji” […] Próba podjęta przez Schopenhauera jest tym bardziej godna uwagi, że dokonał jej w czasach, kiedy ogromny postęp nauk przyrodniczych przekonał wszystkich, iż jedynie przyczynowość można uważać za ostateczną zasadę wyjaśniania. Tamże, str. 514. 6 8 zgodne autorytetem nauki, nie waha się wkraczać w rewiry przez ten autorytet zabronione. Wieża, którą zbudował Jung w swojej posiadłości jest wymownym symbolem, że uczony ten, inaczej niż wspomniani na wstępie fizycy i psycholodzy, nie musiał żyć w dwu światach – żył w świecie takim, jaki odkrywał w swoich badaniach. Życie w dwu światach rozumiemy, zgodnie z tym co powiedzieliśmy powyżej, jako życie prawdziwe (praktyczne) w świecie „uzgodnionym” z praktyczną inteligencją, podczas, gdy równocześnie uznaje się teoretycznie, iż świat naukowy, w którym zachodzą procesy opisywane przez naukę jest, nieco albo zupełnie, innej natury. Otóż Jung nie rozdziela tych światów – jego świat jest jeden; zarazem ten, o którym mówią poważne książki i ten, w którym realnie żyje on i jego pacjenci. Cząstki elementarne, pola, zdarzenia fizyczne i sny, rozciągłe przedmioty i symbole tworzą jedną spójną rzeczywistość – współwystępują w możliwych do opisania splotach w problemach, które ludzie muszą rozwiązywać aby żyć, aby minimalizować cierpienie. 3. OBECNOŚĆ ŚNIENIA Mindel, podobnie jak Jung jest przede wszystkim „lekarzem dusz”. W swojej praktyce, we wnioskach ze swojej pracy i w poszukiwaniach nowych sposobów i metod niesienia pomocy pacjentom (klientom) podąża ścieżką wytyczoną przez psychologię analityczną. Od czasów Junga wiele się jednak zmieniło w psychoterapii. Nowe doświadczenia i nowe sposoby opisu i interpretacji problemów i cierpień pacjentów stwarzają nowe perspektywy dla praktyki i teorii psychologii klinicznej. Jednym z ważniejszych elementów poszerzających widzenie domeny tych problemów, które człowiek ma z sobą samym była terapia zbiorowa, zwłaszcza terapia rodzin. Zależności domagające się opisu w kategoriach synchroniczności, a które Jung miał możność obserwować tylko sporadycznie i w wyjątkowych okolicznościach, tutaj pojawiały się w sposób tak naturalny, że narzucającą się myślą stało się widzenie pary, a nawet większej grupy jako swoistego organizmu posiadającego własną dynamikę i własną jedną (choć często pękniętą i wewnętrznie skłóconą) duszę8. Oczywiście wszystko to mieści się w zarysowanej przez Junga wizji jednego świata (i jego centralnej energii), z którego wyłaniają się w czasie 8 „Wszystkie pary, rodziny, i grupy wydają się posiadać sen lub mit, który „śni” ludzi, by się do siebie zbliżyli. Wydaje się, że to saga poszukuje osób, które ją wypełnią.” A. Mindel, Śniące ciało w związkach, przekł. Tomasz Teodorczyk i Jadwiga Uchman, Agencja Wydawnicza Jacek Santorski & CO, Warszawa 1992, str.104 9 związanym z działaniami plemiona, narody, związane z symbolami kulturowymi mniejsze grupy, wreszcie jednostki i dalej usamodzielniające się cząstki osobowości – archetypy i kompleksy; elementy współpracujące ze sobą w dążeniu do jedności albo (z tym ma zwykle do czynienia psychiatra i psychoterapeuta) pozostające w bardziej lub mniej jawnym konflikcie. Ten właśnie jeden, nie podzielony świat Junga jest więc także światem psychoterapeuty Mindela i jego pacjentów. To jednak, co w wypadku Junga wydawało się swoistym heroizmem, dla Mindela staje się czymś coraz bardziej zwyczajnym i normalnym. Zawdzięcza to w znacznym stopniu swoim obserwacjom dotyczącym widzenia i rozumienia świata przez ludzi żyjących w innych niż Zachodnia kulturach, a zwłaszcza przez aborygenów australijskich. Aborygeni nie żyją w dwu światach. Świat, w którym toczy się ich życie, w którym podejmują swoje decyzje i rozwiązują swoje problemy to świat współistnienia i współzależności snów, marzeń odczuć i pragnień oraz doświadczeń rejestrowanych przy pomocy zmysłów. Do tych przekonań, znanych nie tylko zresztą u ludów australijskich, nawiązuje podstawowy termin psychologii Mindela: śniące ciało. „Strumień doświadczeń znanych jako śniące ciało – pisze Mindel – płynie nie tylko w nocy, w trakcie snu, ale wydaje się istnieć przez cały czas. […] Sny, które sobie przypominasz, są interesujące, ale nie są one równoważne z doświadczeniem procesu śnienia. Podobnie medyczny, anatomiczny i fizjologiczny opis twojego ciała nie jest równoważny z doświadczeniem śniącego ciała. […] Przeważnie skupiasz się tylko na tych dochodzących z ciała wrażeniach, które są zbieżne z twoim programem dnia. Pozostałe wrażenia wypierasz. Pozostajesz w pobliży domu i unikasz tajemniczego, naturalnego środowiska, obawiając się go tak, jakby to była dzika okolica.”9 Dla człowieka Zachodu rzeczywiście wrażenia nie związane z „uzgodnioną rzeczywistością” są „dziką okolicą”. Pamiętajmy, ze termin „dzikie okolice” w światopoglądzie szamańskim jest synonimem Nieznanego czyli obszaru odległego od tak czy inaczej rozumianego pępka świata10. Mindel zatem próbuje, przynajmniej pośrednio, 9 przełamać ograniczający widzenie swoisty „szowinizm” panujących Arnold Mindel, Psychologia i szmanizm, przekł. Robert Palusiński, Wyd KOS, Katowice 1993, str. 43,44. 10 Por. Andrzej Wierciński, Model postaci szamana, [w:] Ewolucja Magii i Religii, Zakład Antropologii Historycznej Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 1989, str.164. 10 paradygmatów nauki, dla których „miara i waga” jest pępkiem świata, ośrodkiem zakreślającym wokół siebie krąg dopuszczalnych procedur. W początkowym okresie Mindel skupia się na takiej właśnie pracy z pacjentami, która uwzględnia tę opisaną wyżej całość, a więc na ćwiczeniach, które nie pozwalają wyprzeć się owego tajemniczego środowiska, które wszak, w nie mniejszym stopniu niż realność oddzielnych rzeczy i ludzi spostrzeganych dziennymi zmysłami, uczestniczy w naszym życiu, jest naszym życiem. Pogłębiane to ma być przez obserwację i rozumienie własnego ciała, ale nie tylko. Stosowana tutaj terapia pogłębiać ma prawie równoznaczną ze zdrowiem psychicznym jedność ciała i związanej z nim rzeczywistości z ową „dziką okolicą”, ze snami, marzeniami, odczuciami itp. zjawiskami, które są przez naukę zwykle pomijane, gdyż są niewyrażalne i niemożliwe do zarejestrowania przy pomocy naukowej aparatury. Sny, zdaniem Mindela, „są migawkami doświadczeń cielesnych, które próbują zaistnieć, zaś doświadczenia cielesne odzwierciedlają sny. Ten symetryczny związek pomiędzy migawkami snów a ciałem nazywam śniącym ciałem.”11 Jest oczywiste, że tak usytuowany w nie podzielonym świecie człowiek inaczej będzie widział swoje problemy. Już sama ilość składników problemu ulega tutaj znacznemu rozszerzeniu. Czasami okaże się, że problem jest umiejscowiony zupełnie gdzie indziej niż sądził pacjent, czasami, jak to w psychoanalizie bywa, problem uświadomiony i umiejscowiony znika, okazuje się nie–problemem. Mindel wypracował szereg technik docierania do rzeczywistych problemów pacjentów poprzez kontakt ze „śniącym ciałem”. W ostatnio wydanych pracach, nawiązując zarówno do wiedzy szamanów i mędrców jak i do badań psychologicznych, postuluje Całodobowe Świadome Śnienie. W swojej psychoterapeutycznej (przeznaczonej dla osób pragnących samodzielnie pracować nad swoimi problemami) książce pisze: „Psychoterapia i praca ze snami zajmowała się dotychczas procesem ponownego złączenia człowieka z uczuciami oraz działaniami odszczepionymi od codziennej świadomości. Nasza nowa koncepcja Całodobowego Świadomego Śnienia zbliża terapię do praktyki duchowej. Zamiast szukać skojarzeń ze snami, możemy nauczyć się kontaktować ze 11 Psychologia i szmanizm, op. cit. str. 44,45. 11 śnieniem zanim jego poczucie uleci. Dzięki temu nauczymy się rozumieć sny, jeszcze zanim one wystąpię. Całodobowe Świadome Śnienie oznacza świadomość każdej chwili, dostrzeganie subtelnych sygnałów, nasion rzeczywistości, zanim rozwiną się i rozdzielą na części pojawiające się w postaci snów i symptomów.”12 Jak widać Mindel postuluje coś znacznie głębszego niż tylko doraźną psychoterapię. Mindel proponuje swoim pacjentom i czytelnikom pewien sposób życia, styl nawiązujący do mądrości starożytnych mistrzów duchowych. Można powiedzieć, że Mindel, w jego własnej terminologii, śni o czasie, który przeminął. Czy aborygeński duch djang – duchowa moc czasów tworzenia świata, może zostać odrodzony dla człowieka naszej kultury, przywołany i „zastosowany” do naszych bolączek?13 Psychoterapeuta Mindel wierzy w ową moc duchową, różnie nazywaną w różnych kulturach. Najchętniej porównuje ją z chińskim pojęciem Tao. Wydaje się, że pojęcie Tao wraz z fizycznym pojęciem pola i pojęciem śniącego ciała tworzą wzajemnie uzupełniający się obraz człowieka w świecie (czy nawet: człowieka w kosmosie). Pisze Mindel: „Pojęcie śniącego ciała jako względnie wysokiej gęstości pola koresponduje z koncepcjami taoistycznymi. Taoiści twierdzą, że smocze linie sił przenikają świat i, jeśli tak można powiedzieć, zbiegają się formując określone obiekty. Tao jest polem sił przenikających cały wszechświat. Człowiek, znajdujący się w określonym miejscu i czasie, chwyta określone Tao i żyje nim na swój własny sposób.”14 Świat jako śniące ciało czyli pole sił smoczych jest całością, do której należy indywidualne ciało i jego śnienie. Ciągły ruch i współdziałanie tych sił to środowisko człowieka, ludzi, planety, kosmosu. Miedzy człowiekiem a zdarzeniami, które się rozgrywają w świecie istnieje pewne kontinuum – zdarzenie i człowiek są częścią znaczącego procesu – ruchu, zmiany jakiejś większej całości. 12 Arnold Mindel, Śnienie na jawie, przekł. Robert Palusiński, Wydawnictwo KOS, Katowice, 2004, str.42. 13 Mudrooroo, Mitologia Aborygenów, przekł. Mirosław Nowakowski, Dom wydawniczy REBIS, Poznań 1997, str. 53. Powyższe uwagi nie są krytyką ani ironią. Wydaje się, że teksty i działania wszystkich wielkich reformatorów społecznych, interpretować tutaj należy jako sen o powrocie do utraconej jedności. Mit o raju utraconym jest starszy niż Biblia – należy do repertuaru opowieści szamańskich o początkach istnienia człowieka. 14 Śniące ciało op. cit., str. 28,30 12 Poszukując sposobu przedstawienia tej swojej (a jednak tak pradawnej) koncepcji, Mindel nawiązuje do modelu hologramu – proponuje teorię świata jako hologramu. Zgodnie z nią siły, które tworzą określone sytuacje działają jak hologram: Świat, w którym żyjemy zachowuje się pod wieloma względami podobnie jak obraz holograficzny zapisany na kawałku szkła, który uległ rozbiciu na mniejsze kawałki. Świat – wedle Mindela – też „jest rozbity na części: narody, miasta, religie, grupy i rodziny, ale każdy z tych mniejszych elementów niesie w sobie ten sam wzorzec, który można znaleźć w świecie jako całości”15. 4. ANTHROPOS Przedstawione powyżej nawiązanie do modelu hologramu daje sposobność podsumowującego naszkicowania mindelowskiego obrazu świata, w którym mieści się punkt widzenia fizyki, psychologii z psychoterapią, szczególnego rodzaju religii (czy może raczej mitologii), a także w którym będzie można odtworzyć elementy bądź wskazówki dla etyki normatywnej. Spróbujemy tego dokonać przy pomocy bardziej syntetycznego ujęcia zamysłu Mindela, czyli przedstawienia czegoś, co nazwać można filozoficznymi podstawami proponowanej przez niego psychoterapii. Idzie tutaj zwłaszcza o uwyraźnienie Mindelowskiej „ontologii”16. Pojęciami chyba nieodzownymi do tej zamierzonej eksplikacji są: globalne śniące ciało i anthropos. Globalne śniące ciało to ponadindywidualny byt, odpowiednik tego jednostkowego śniącego ciała, które dotychczas stanowiło przedmiot zainteresowania tradycyjnych psychologów i psychoterapeutów. Pojęcie to bliskie jest Jungowskiej nieświadomości zbiorowej, lecz bardziej elastyczne – występuje już na poziomie zbiorowości składającej się z dwu osób, np. małżeństwa, dziecka i rodzica, nauczyciela i ucznia itp. Swoje globalne śniące ciało ma więc również każda większa zbiorowość – grupa terapeutyczna, klasa, drużyna sportowa, oddział wojskowy, miasto, naród, ludzkość. „Globalne śniące ciało działa podobnie do jednostkowego śniącego ciała. Organizuje wzorce, sny, fantazje pojedynczych części. 15 Śniące ciało w związkach, op. cit. str. 115 Etyka, która nie jest oparta na określonym objawieniu religijnym, musi być oparta na metafizyce – tak chce Hans Jonas, gdy próbuje nakreślić etykę odpowiedzialności dla czasów panowania myślenia technologicznego. Hans Jonas, Zasada odpowiedzialności. Etyka dla cywilizacji technologicznej, przekł. Marek Klimowicz, Wyd. PLATAN, Kraków 1995, str. 18. Podobna myśl, choć zapewne z odmienną motywacją towarzyszy zapewne Mindelowi, gdy wykracza poza teren terapii na grunt etyki kosmicznej. 16 13 Ludzie poruszają się, chorują i śnią zgodnie ze swoimi mitami, które wszystko porządkują. Podwójne sygnały, spójne i niespójne zachowania (…) są przyczynowymi i technicznymi aspektami komunikacji między częściami uniwersalnego śniącego ciała i wskazują na jego działanie podobne do działania pola. Jednocześnie jednak rozpatrując je z szerszego punktu widzenia, globalne śniące ciało jest nieprzyczynowym polem z synchronicznymi połączeniami, które są organizowane przez wzorce bez żadnego znanego nam wpływu na jego części.”17 Zasadniczo pojęcie globalnego śniącego ciała odnosi się do ludzi, ma jednak swój aspekt nie tylko ponadindywidualny ale i ponadludzki – ontologiczny właśnie; odnosi się do jakiegoś pierwotnego mechanizmu sposobu istnienia świata. Wydaje się, że zgodnie z ideami Mindela można pomyśleć świat bez ludzi, w którym globalne śniące ciało śnić będzie swój uniwersalny sen. Wydarzenia (zwłaszcza synchroniczne) pojawiające się w związku ze śniącym ciałem osób wskazują na obecność, często bardzo aktywną, również przedmiotów powiązanych z ludźmi i ich sprawami. Dlatego, kiedy myślimy o globalnym śniącym ciele związku ludzi, myślimy nie tylko o wydarzeniach rozgrywających się w ciałach i psychikach tych ludzi, ale także o synchronicznie lub przyczynowo powiązanych z nimi wydarzeniach, np. o wypadku w którym uczestniczą, o pobliskim pożarze18 itp. Podobnie, kiedy myślimy o śniącym ciele planety, odnosimy go do znaczących wydarzeń geologicznych takich jak wybuchy wulkanów czy trzęsienia ziemi, do wydarzeń w przestrzeni technosfery, jak wielkie awarie sieci elektrycznej itp. I wreszcie dochodzimy do największej całości, do wszechświata – kosmosu i jego śniącego ciała. (W tym ostatnim przypadku jak złowieszcza przestroga wyłania się przypuszczenie, że nasze złości i nienawiści, wojny miedzy narodami i kłótnie małżeńskie są chorobą planety, a nawet chorobą kosmosu. A ponieważ nie mówimy tutaj raczej o związkach przyczynowych lecz o związkach synchroniczności, nie ma sensu określenie „kto jest winien” czyli, czy nasze nienawiści wynikają z choroby kosmosu, co byłoby pocieszającym usprawiedliwieniem, czy też jest odwrotnie, co nakłada na nas iście kosmiczną odpowiedzialność.) 17 Śniące ciało w związkach, op. cit. str. 120 Pożar w kuchni to wydarzenie, które pojawiło się w czasie, gdy w grupie psychoterapeutycznej Mindala trwała praca nad poszukiwaniem „ognistej pasji” przez parę małżonków. Śniące ciało w związkach, op. cit. str.115. 18 14 Zarysowująca się ontologia nie jest jednak panteistyczną metafizyką świadomego Wszechświata – Boga czy Rozumu Kosmicznego. Byt jest raczej nieświadomością (pamiętajmy o Jungowskiej zbiorowej nieświadomości), jest śniącym ciałem wszystkiego co istnieje. A zatem jest całością wszystkich procesów, które chociaż nieświadome, są natury bardziej psychicznej niż materialnej, jeśli można tu użyć tych tradycyjnych pojęć metafizycznych. Sformułowanie, że byt jest całością wewnętrznych wobec niego procesów nie oznacza, oczywiście chaosu niezliczonej ilości wielowątkowych, różnokierunkowych przebiegów. Lepiej byłoby powiedzieć, że jest on jednym procesem – Kosmosem we właściwym pierwotnym sensie, czyli ładem i harmonią; pozostaje w tym stanie, gdy wszystko dzieje się zgodnie ze swoją naturą, jak w pouczeniach mądrości taoistycznej czy stoickiej. Różnokierunkowość i związane z nią konflikty między tworzącymi go częściami składowymi oznacza swoisty upadek ładu, katastrofę, która zauważalnie może być tylko lokalna, ale faktycznie dotyczy całej jedności bytu – podstawy wszystkich procesów, jest więc zawsze katastrofą globalną o niemożliwym do przewidzenia natężeniu. Charakterystyka globalnego śniącego ciała zawierała cały szereg określeń antropomorfizujących: sen, choroba, rozumność itp. nie dziwi zatem, że Mindel do opisu tej ontologicznej podstawy wszystkiego wykorzystuje pojęcie anthroposa19. Anthropos, z punktu widzenia opisywania struktury świata jest prawie równoznaczny z globalnym śniącym ciałem. Jednak jest to pojęcie mitologiczne, religijne – niesie obraz i symbol; nadaje zatem wszechświatowi cechy postaci. Wszechświat – kosmos jest, jako anthropos żywą istotą. Mindel sięga do opisów stworzenia i stawania się świata z różnych religii. Mówi np. o atmanie z opisów buddyjskich. To połączenie mitu z kosmologią i fizyką jest kontynuacją nie tylko wątków jungowskiech ale także pozostaje pod wyraźnym wpływem F. Capry, który taką syntezę zaprezentował w słynnej książce „Tao fizyki”20. Anthropos to bardzo wygodna sposobność ożywienia świata, nadania mu cech osobowych, ukazania jego „rozumności” a zarazem uniknięcia nazwania go Bogiem, a więc sposobność zdystansowania się od jakiejś jeszcze jednej próby proponowania nowej religii. Mindel, co jest pewną cechą jego pisarstwa, 19 Tłumacz „Śniącego ciała w związkach” wykazuje pewne, zrozumiałe zresztą, niezdecydowanie co do gramatyki pojęcia anthropos: w jednych kontekstach występuje on jako rzeczownik rodzaju męskiego, w innych, wskazujących na kosmiczny mechanizm jest on bezosobowy. 20 Fritjof Capra, Tao fizyki. W poszukiwaniu podobieństw między fizyką współczesną a mistycyzmem Wschodu, przekł. Paweł Macura, „NOMOS”, Kraków 1994. 15 nie daje jednoznacznej definicji pojęcia anthropos. To jednak, co wkłada w to pojęcie pozawala nam rozumieć je zgodnie z myślą Capry: „Rozum jednego człowieka stanowi w warstwowym ładzie przyrody część szerszego rozumu systemów społecznych i ekologicznych; ten z kolei wchodzi w skład planetarnego systemu mentalnego – czyli rozumu Gai, który stanowić musi część jakiegoś rozumu kosmicznego, wszechświatowego. Taki koncepcyjny zarys systemowego stosunku do zjawisk nie musi koniecznie łączyć tego kosmicznego rozumu z tradycyjną ideą Boga. […] Zgodnie z tym bóg nie jest oczywiście ani rodzaju męskiego ani żeńskiego, nie występuje pod żadną postacią, jest natomiast po prostu samoorganizującą się dynamiką całego wszechświata.”21 Ten rozum kosmiczny – samoorganizująca się dynamika wszechświata – jest anthroposem Mindela. Rozum, ale nie do końca świadomy, Rozum śpiący, rozum chory, może nawet rozum umierający; tak czy inaczej anthropos, który nie jest w stanie utrzymać swojej jedności i rozpada się na „samotne, wyizolowane jednostki zagubione w wielkim i przerażającym wszechświecie. W takich chwilach jesteśmy jak hologram rozbity na miliony kawałków”22 Ukazuje to równocześnie dwie strony procesu rozwoju jednostki, jej indywiduacji: integrowania się elementów psychiki jednostki, ale także często rozpadu związku, grupy. Musimy – pisze Mindel – wziąć pod uwagę możliwość, że proces indywiduacji jednostki stanowi w istocie funkcję ogólnego procesu anthropos lub śniącego ciała: żadna osoba nie może być całkowicie odpowiedzialna za swoje osobiste zachowania!”23 Wydaje się, że pojęcie anthroposa pełni w koncepcji Mindela, jeszcze jedną rolę. Jest ono nawiązaniem do myśli Junga, która spowodowała kiedyś spory skandal. Chodzi o słynną książkę Junga Odpowiedź Hiobowi. Skandal spowodowało opisanie Jahwe jako Boga nieświadomego i niemoralnego, który może jednak być w pewnym sensie uleczony przez samorozwój stworzonego przez niego człowieka, przedmiotu, w którym Bóg się przegląda i dzięki któremu zyskuje poczucie istnienia24. Mindel wyraża tę samą nieomal myśl, jego 21 Fritjof Capra, Punkt zwrotny, przekł. Ewa Woydyłło, PIW, Warszawa 1987, str. 400. Śniące ciało w związkach, op.cit. str.118. 23 tamże, str. 119. 24 Carl Gustaw Jung, Odpowiedź Hiobowi, przekł. Jerzy Prokopiuk, Wyd. ETHOS, Warszawa 1995; por np.: „Uwidoczniający się charakter Jahwe odpowiada osobowości, która potrafi czuć, że istnieje, tylko dzięki jakiemuś przedmiotowi. Zależność od przedmiotu jest absolutna wówczas, kiedy podmiot nie posiada żadnej samorefleksji, a tym samym także żadnego samopoznania. […]jest on zbyt nieświadomy aby być „moralnym”. Moralność bowiem zakłada istnienie świadomości.” Str. 41. 22 16 uwagi o holograficznym charakterze anthroposa – globalnego śniącego ciała – wydają się powtórzeniem słów Junga: „Kiedy Jahwe stworzył świat ze swej pramaterii, czyli z tzw. nicości, musiał w tajemniczy sposób przeniknąć swoje stworzenie, które w każdym swym fragmencie jest z nim tożsame”25 . Jednakże Mindel nie zamierza być obrazoburcą – wydaje się, że psychoterapeutyczny kontakt z pacjentami nakazuje mu nieodzowną porcję szacunku dla uczuć religijnych zarówno pacjentów jak i odbiorców jego przemyśleń. W miejscu Boga religii judeochrześcijańskiej umieszcza zatem mityczny byt – anthroposa, który, chociaż sugeruje rodzaj panteistycznej ontologii, jest równocześnie pojętym niereligijnie i nawet nie mitologicznie całym kosmosem powiązanym z człowiekiem i jego działaniami na Ziemi. 5. ETYKA KOSMICZNA 5.1. Psychoterapia i etyka. Charakterystyka anthroposa zawiera jako swój nieunikniony składnik – odniesienie do wartościującego spojrzenia na postępowanie ludzi żyjących na planecie Ziemia. Generalna wskazówka dla rozważań na temat dobra i zła jest tutaj swojego rodzaju przeniesieniem na teren działań człowieka (przede wszystkim na teren psychoterapii) tez etyki taoistycznej z jej zasadą amor fati. A więc „iść za tym, co wskazuje Tao” oraz „zaufać i podporządkować się procesowi kosmicznemu”. Jeden z teoretyków Psychologii Zorientowanej na Proces, J. Goodbread w następujący sposób przedstawia różnice między dotychczasową psychoterapią a nowym podejściem: Ogólna teza dotychczasowej psychoterapii -„To, co się wydarza jest Złe i Powinno być Zmienione”; nowa propozycja jest wręcz przeciwna – „To, co się wydarza jest Dobre i Powinno być Wzmocnione”26. Mamy tu do czynienia ze swoistą skrótową „publicystyczną”, czy też „promocyjną” przesadą potrzebną do uwypuklenia odmienności tej opcji psychoterapeutycznej, tym nie mniej oddaje ona dobrze sposób myślenia przy dawaniu rad człowiekowi uwikłanemu w ujawniające się poprzez symptomy procesy i konflikty bliskiego i dalekiego świata. Mindel wyjaśnia: „…wszystko, co się wydarza stanowi tajemnicę, za którą możemy jedynie podążać. (…) Symptomy to nie tylko piekło. Są to potężne sygnały, wielkie sny próbujące zaistnieć, a twoim zadaniem jest doświadczyć tego 25 Tamże, str. 84. Cyt wg. Tomasz Teodorczyk, Szymkiewicz, Arnold Mindel i psychologia zorientowana na proces, [w:] Nowe zjawiska w psychpterapii, red: Maria Lis–Turlejska, Wyd. AW J. Santorski & Co, str. 77. 26 17 wielkiego snu tak szybko , jak tylko jest to możliwe.” 27. (Znaczenie owego „wydarza się” nie jest więc równoważne z „jest”, „stało się” „zastajemy”, „zostało uczynione”, bowiem w rzeczywistości napotykamy również wydarzenia, stany, które spowodowane są niewłaściwą, błędną, szkodliwą odpowiedzią na wezwanie jakie niosą symptomy – a więc jednak nie za wszystkim, co pojawia się mamy podążać.) Ludzkie działania i ludzkie decyzje są częścią złożonego procesu, który odbywa się w danej jednostce i na zewnątrz niej. Tutaj dotykamy zapowiedzianego na wstępie uwzględnienia, w myśleniu etyczno psychologicznym, sformułowanej przez fizyków tezy o naturze falowej materii. W mindelowskiej interpretacji z tezy tej wynika, że człowiek, podobnie jak najmniejsze składniki materii, z których się składa, nie jest przestrzenią zamkniętą swoją widzialną formą. To, czym jest człowiek wykracza poza jego postać i trudno byłoby określić, gdzie się kończy. A zatem istnieje ogromny obszar, „sen świata”, wewnątrz którego konkretny człowiek, jego myśli, jego świadomość i jego nieświadomość, przeplatają się, wzajemnie na siebie oddziaływają, są dzielone z innymi ludźmi. I nie tylko z ludźmi. Ten obraz świata stawia więc również odmienne od tradycyjnego rozumienie „właściwego postępowania”, słuszności i powinności moralnej. A myślenie to zacząć trzeba od zasad i sensu psychoterapii; Ponieważ każdy człowiek, również jako podmiot decyzji moralnej, staje, co najmniej od czasu do czasu, w obliczu różnie przejawiającej się i mającej różne natężenie, walki wewnętrznej i konfliktu motywów, każdy jest potencjalnym pacjentem psychoterapeuty (gdy zakładamy, że ten umie naprawdę doradzić, jak powinno się dany konflikt wewnętrzny rozwiązać). Powróćmy zatem do struktury procesów przebiegających w umyśle człowieka aby przyjrzeć się w jakim kierunku zmierza pomoc psychoterapeuty. W podejściu terapeutycznym konieczne jest wyróżnienie tej części procesu, z którą dana osoba identyfikuje się. To jest proces pierwotny. Równocześnie jednak toczy się proces wtórny, z którym człowiek się nie identyfikuje – zawarte tu zdarzenia, przebiegi są często niezgodne, nawet są w konflikcie z procesem pierwotnym. A więc należy tu „wszystko, co mi się wydarza”, co (jak mi się często wydaje) nie jest spowodowane przez moje decyzje. Gramatycznie jest to wyrażane przez użycie strony biernej lub formy bezosobowej, np.: „złapał mnie skurcz, odeszła mi ochota do pracy”, będzie to zapewne także wyrażane przez 27 Mindel, Śnienie na jawie, op. cit. str. 163. 18 sformułowania typu: „coś mnie podkusiło, żeby to zrobić, coś mnie popchnęło do tego czynu”. Proces wtórny może także przejawiać się poprzez sny, symptomy cielesne i ruchy, z którymi się nie identyfikujemy28. Konflikty i cierpienia wielu ludzi związane są właśnie z odczuwaniem granicy (progu) między procesem pierwotnym a wtórnym. Pojawia się tutaj więc owo, naturalne dla wszystkich szkół wywodzących się z psychoanalizy założenie etyczne, że złem (źródłem cierpienia i konfliktów) jest niezgodność między świadomym a nieświadomym lub nawet, że jest nim nieświadomość. „Granica – pisze Mindel (tu w związku z terapią rodziny) – ochrania mity. Jej funkcją jest osłanianie nieświadomości, gdy ludzie nie są w stanie zobaczyć swoich partnerów takimi, jakimi są naprawdę lub gdy nie potrafią jej przeskoczyć. Próg będzie chronił nieświadomość dopóki całkowicie się ona nie dopełni.”29 Można powiedzieć, że sens taoistycznego „podążania za procesem” polega tutaj nie na usuwaniu tych fragmentów procesu, które są odpowiedzialne za cierpienie, lecz na wyprowadzeniu ich na światło tj. do świadomości (na „dopełnieniu nieświadomości”), aby znikła sprzeczność (między tym, co „wie” śniące ciało a tym czego trzyma się świadomość). W praktyce terapeutycznej przeciwko spychaniu w nieświadome głębie bolesnych części procesu stosuje się raczej amplifikację, chociaż doraźnie zwiększa ona cierpienie.30 Istota porady terapeutycznej jest jak z tego widać nieco odmienna od istoty porady etycznej, chociaż mają na uwadze podobny rezultat końcowy. Pokazać to można na przykładzie: Etyk powie, że nienawiść do drugiej osoby jest złem i trzeba się jej pozbyć, trzeba ją wykorzenić itp. Terapeuta zorientowany na proces, nie zaprzeczając tezie etyka, doradzić może (a nawet może spowodować) zwiększenie natężenia nienawiści – każe pacjentowi podążać za procesem – aby do końca ujawniły się te nieświadome elementy, które wywołują ową nienawiść. Ostatecznie cel jest ten sam. Cel o charakterze etycznym: Uświadomiona nienawiść ma zniknąć albo też ma zintegrować się z resztą psychiki tak, aby nie panowała nad myśleniem, decyzjami, zachowaniem. Nasza rekonstrukcja etyki sprzęgniętej z Mindelowską praktyką terapeutyczną, aby nie tracić z oczu owego istotnego celu, musi zatem, tam gdzie to jest możliwe, pomijać to wszystko, co stanowi wyłącznie terapię, czyli sferę wyspecjalizowanych doraźnych środków (co, być może, psychologowi, 28 Por. Teodorczyk, Szymkiewicz, op. cit. str. 79 Śniące ciało w związkach, op. cit. str.65. 30 Mamy tu do czynienia z charakterystycznym dla wielu rodzajów psychoterapii „oczyszczającym cierpieniem”. Zwraca na to uwagę Culligan pokazując podobieństwo tej procedury do drogi oczyszczenia opisanej przez Jana od Krzyża, np. w Żywym płomieniu miłości I. 21. Zob.: Kevin G. Culligan OCD, Jan od Krzyża a współczesna psychoterapia, Życie Duchowe nr 42, 2005, str. 83. 29 19 bądź psychoterapeucie wyda się niedostatkiem w ukazywaniu samej istoty praktyki Psychologii Zorientowanej na Proces). To jednak, co spostrzega terapeuta u swoich pacjentów, nie jest wyłączną właściwością owych pojedynczych pacjentów. Terapeuta spostrzegając, że zaburzony został proces toczący się wewnątrz pacjenta, dowiaduje się także, poprzez obserwację symptomów procesu wtórnego, że zaburzony został również proces związku (np. pary małżeńskiej), którego częścią jest badana osoba. Terapeuta odczuwa także na sobie (obserwując własne symptomy), jak zaburzony został proces szerszego związku (relacji terapeuta – klient, grupy terapeutycznej), którego fragmentem jest także on sam. I, chociaż wydawałoby się, że tutaj gdzieś kończy się sfera, na którą może oddziaływać terapeuta w ramach swoich zawodowych kompetencji, że tu kończy się jego odpowiedzialność zawodowa, to psycholog omawianej orientacji wie przecież, że związek będący przedmiotem odbywającej się teraz i tutaj terapii nie jest bynajmniej kresem rozszerzającego się zakłócenia. Konflikt, nierównowaga, emocje zepchnięte do nieświadomości to rozszerzająca się choroba obejmująca rodzinę pacjenta, krąg bliskich, społeczność miasta, regionu, ludzkość, istoty żywe, planetę, kosmos…; w świetle falowej koncepcji obiektów, w świetle nieprzyczynowego, synchronicznego oddziaływania obiektów, nikt nie wie gdzie, jak daleko, dane oddziaływanie znajduje swój kres. Terapeuta, poza zwyczajną odpowiedzialnością zawodową odczuwa szczególną odpowiedzialność jako świadoma cząstka kosmicznego procesu. Przyjmijmy tutaj określenie odpowiedzialności sformułowane przez Hansa Jonasa: „Odpowiedzialność stanowi korelat mocy i musi być współmierna z zakresem tej mocy i jej wykorzystania”31. Jonas zwraca uwagę na rosnącą moc jaką w skali całej planety dają współczesnemu człowiekowi nowe technologie – i pokazuje, jak, wraz z tą mocą, rośnie odpowiedzialność. Moc oddziaływania na świat, która wyłania się z ontologicznych podstaw Psychologii Zorientowanej na Proces, jest jeszcze większa, gdyż nie wygasza ich zanikająca energia łańcuchów przyczynowo-skutkowych. Odpowiedzialny człowiek, w takich warunkach, staje się wojownikiem słusznej sprawy. Mindel opowiada sen jaki nawiedził go 31 Hans Jonas, Zasada odpowiedzialności, op. cit. str. 17. Dalej w dziele tym czytamy: „Dziś w każdym razie możemy zapytywać, czy stan pozaludzkiej natury, biosfera jako całość i w swoich częściach, poddana teraz naszej mocy, nie stała się depozytem powierzonym człowiekowi i nie posiada względem nas jakiegoś moralnego roszczenia – roszczenia wysuwanego nie tylko z uwagi na nasze odległe dobro, ale z uwagi na dobro samej natury i z jej własnego uprawnienia.” str. 33. Jeśli naturę, o której tutaj mówi Jonas utożsamimy z Procesem kosmicznym, Antroposem Mindela, wtedy zacytowany fragment mówi o tym „co jesteśmy winni” Kosmosowi, jakie on ma wobec nas moralne roszczenia. 20 po napisaniu jednaj z pierwszych książek: Śniło mu się, że napisana książka dotyczy tego, jak zostać wojownikiem (w sensie głośnej książki Carlosa Castanedy32) w mieście. „We śnie usłyszałem głos, który przemówił: - Przebudź się. Używaj wszystkich swoich zdolności, wykorzystaj całą odwagę, byś zdał sobie sprawę, że to, co jest spoiwem miłości i innych relacji z ludźmi, jest twoim sprzymierzeńcem. Jest to proces, który „śni” nas wszystkich do działania”33. Jak zatem wyglądałaby owa etyka wojownika, jak mógłby wyglądać projekt postjungowskiej etyki, której podstawy znaleźć można w koncepcji Mindela. Przyjmijmy, że obowiązki i powinności jednostki ludzkiej dotyczą trzech kręgów współzależności. Pierwszy krąg to etyka samorozwoju – obowiązki jakie człowiek ma w stosunku do siebie samego. Drugi krąg, to powiązana z pierwszą (pamiętajmy, że u Mindela podstawą jest byt, proces globalny pojęty jako jedność) etyka relacji Ja – Ty. Trzeci wreszcie krąg to etyka społeczna i ekologiczna czyli wartości i normy wykraczające poza to, co dotyczy relacji Ja – Ty. 5.2. Krąg pierwszy – samorealizacja. Mindel nie jest tutaj tak radykalny (przynajmniej w sformułowaniach) jak jego mistrz Jung. Nie przedstawi drogi do osiągnięcia osobowości jako ryzykownego horroru, jak czyni to twórca psychologii głębi. Nie napisze: „Osobowością staje się ten tylko, kto świadomie potrafi afirmować wychodzące mu naprzeciw wewnętrzne przeznaczenie; kto mu jednak ulega, ten pada ofiarą ślepego biegu wydarzeń i zostaje zniszczony. Wielkością i zbawieniem każdej autentycznej osobowości jest to, że na mocy dobrowolnej decyzji składa siebie w ofierze swemu przeznaczeniu i świadomie czyni własną, indywidualną rzeczywistością to, co przeżywane nieświadomie przez grupę, doprowadziłoby do nieszczęścia.”34 Dla Mindela afirmować indywidualne przeznaczenie to żyć w stanie, który nazywa świadomym śnieniem. Wyzwanie przychodzące do człowieka z Podstawy rzeczywistości każe mu maksymalnie uczestniczyć w odczuciach, intuicjach, w symbolach i wydarzeniach wywodzących się z owej, różnie w różnych czasach i kulturach, nazywanej Podstawy. A to 32 Carlos Castaneda, Nauki Don Juana. Wiedza Indian z plemienia Yaqui, przekł. Adam Szostkiewicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1991. 33 Mindel, Śniące ciało w związkach, op. cit. str. 12. 34 C.G. Jung, Rebis, op. cit. str.260 21 jest zapewne zgodne z twierdzeniem Junga głoszącym, że droga do osobowości35, to droga do pełni, to wspinanie się po szczeblach indywiduacji36. Ale zarazem, w obu zresztą koncepcjach, obecny jest tu szczególny rodzaj powinności związanej zarówno z „braniem” jak i „dawaniem”. Idzie tu o swoiste equilibrum między uzyskaniem indywidualności, to znaczy zbudowaniem własnej tożsamości przez oddzielenie się od zbiorowości, a świadomym oddaniem się owej większej całości jako jej część. Charakterystyka tego poglądu Junga dokonana przez jego uczennicę Jolandę Jacobi dobrze pokazuje ów związek normy samorozwoju z powinnością wobec świata zewnętrznego, w sposób całkowicie zgodny z Mindelem (gdy uwzględnimy różnice słownikowe i inne zakresy odniesień mitologicznych): Poprzez indywiduację – pisze Jacobi – człowiek nie staje się „egotystą”; „Osiągnięta przezeń zamknięta całość pozostaje, poprzez świadomość i nieświadomość zarówno w sensie jednostkowym, jak i zbiorowym, w związku z całym światem. Nie oznacza to jednak indywidualistycznego akcentowania domniemanej indywidualności w przeciwieństwie do zobowiązań zbiorowych, lecz […] wypełnienie tej indywidualności z włączeniem jej w szerszą całość”37. Podsumowując powyższe porównanie można stwierdzić, że przy zasadniczym podobieństwie założeń obydwu etyk, Jung reprezentuje wobec samorozwoju postawę bardziej perfekcjonistyczną: ideałem byłby tu rodzaj doskonałej jedności jaźni. Mindel jest znacznie mniej rygorystyczny i pogodny; wydaje się wskazywać raczej wyraźniejszy i bardziej osiągalny ideał rozwoju osobowości – przede wszystkim będzie to, jak w nauczaniu Buddy, brak cierpień, zaś pozytywnie, rezultatem właściwej pracy nad sobą ma być spokój, pogoda ducha, równowaga psychiczna i związana z nią stanowczość uczciwości. Oto przykład z praktyki Mindela: pacjent po amplifikacji fizycznego bólu (ucisk w plecy) mówi, że widzi coś („zmiana kanału dotykowego na wzrokowy”): „ – Co widzisz? – zapytałem. – Odpowiedz mi. – Widzę, jak ktoś stoi za mną i szturcha mnie w plecy. – Dlaczego cię szturcha w plecy? – chciałem się dowiedzieć. 35 Osobowość jest tu pojęciem normatywnym. Patrz np. przypis poprzedni. Wg Junga „indywiduacja” oznacza: „Stać się odrębną istotą, a także swoją własną jaźnią o tyle, o ile przez indywidualność rozumiemy naszą najbliższą, wewnętrzną, ostateczną, nieporównywalną jedność”. Cyt wg Jolande Jacobi, Psychologia C.G. Junga, przekł. Stanisław Łypacewicz, Wydawnictwo Wodnika, Warszawa 1993, str. 147. 37 J. Jacobi, Psychologia C.G. Junga, op. cit. str.148 36 22 – On mówi mi, że powinienem być bardziej uczciwy. Ja nie jestem uczciwy, nie pokazuję tego wszystkiego, co we mnie siedzi. Naprawdę przykro mi, ze jestem taki nieśmiały. Ten palec mówi mi, że po prostu muszę być bardziej uczciwy. Ponownie położyłem palec na jego plecach i wzmocniłem to. – Bądź bardziej uczciwy, nie wahaj się – powiedziałem.”38 5.3. Krąg drugi – relacja Ja – Ty. Miejscem, a czasami źródłem konfliktów jest przestrzeń rozpościerająca się między jednostkami. W psychologii analitycznej Junga, tak samo jak u Mindela owymi jednostkami mogą być usamodzielniające się części jednej psychiki – np. kompleksy. Wtedy stają się przedmiotem etyki samorozwoju, o której piszemy wyżej. Kiedy jednak mamy do czynienia z jednostkami ludzkimi w tradycyjnym sensie, pojawiają się klasyczne pytania etyczne dotyczące relacji zachodzących między dwojgiem ludzi. Pytania te napotyka Mindel w podstawowej sferze swojej działalności zawodowej: psychoterapeuta, nawet gdy pracuje aktualnie z pojedynczą osobą, w swoich próbach udzielenia pomocy tej osobie widzi i bierze pod uwagę również ludzi pozostających z nią w różnego rodzaju związkach. Ludzie ci, ich decyzje i czyny, ich sposoby zachowania się i symptomy opisać można tutaj jako pozostające z pacjentem w jednym z trzech typów relacji: 1) są przyczyną stanów i symptomów, na które skarży się pacjent, 2) są skutkiem ciągów zdarzeń, które mają swoje źródło w pacjencie, 3) to co dzieje się w pacjencie i to co staje się w ludziach z nim związanych – są to części jednego procesu, do którego należy pacjent i osoba z nim związana. Mindel – psychoterapeuta poświęca samym uczynkom ludzkim mniej uwagi niż akademicki etyk i z tego powodu nie da się wiele powiedzieć o wartościowaniu tego, co „ludzie czynią ludziom”, a więc o tym, co stanowi jądro większości systemów etycznych. Etyka może jednak, a niekiedy uznaje to za nieodzowne, tak poszerzyć samo pojęcie uczynku, aby objęło ono również „zalążki czynów” czyli myśli, opinie, emocje. Wydaje się, że o takiej etyce wychodzącej poza same uczynki myślał również J. Ratzinger mówiąc o „prawie nadmiaru” obecnym w nauczaniu Jezusa z Nazaretu, np. wtedy, gdy w Kazaniu na Górze 38 Arnold Mindel, O pracy ze śniącym ciałem, Praktyka psychologii zorientowanej na proces, przekł. Maciej Błasiak, Tomasz Teodorczyk, Wyd. Pusty Obłok, Warszawa 1991, str. 40. 23 przedstawiane są grzechy pożądania, nienawiści, zachowywania urazy itp.39. Etyka Mindela jest formalnie tego samego typu. Dla tego bowiem psychoterapeuty – wojownika anthroposa owe „zalążki czynów” są w rzeczywistości czynami. I to nie tylko w tym sensie, że w pewnych okolicznościach, w sposób niekontrolowany przez podmiot, mogą zamienić się w czyn (np. nienawiść może zmienić się w otwartą agresję), ale także w tym sensie, że należąc do „wspólnej psychiki” implikują swoje skutki lub odpowiedniki w drugiej osobie. Zalążki czynów, którym pozwalam zadomowić się w Ja, stają się zalążkami czynów w Ty – są więc w tym sensie aktywne; tak samo jak czyn atakują one drugą osobę. Mindel przedstawia wiele przykładów ze spotkań terapeutycznych. Stosowane przez niego metody ujawniają pojedynczym pacjentom, parom, rodzinom źródła ich cierpień. Nie ma tutaj zwykle mowy o otwartych czynach, do jakich dochodzi miedzy ludźmi. Jednak kłębią się tutaj urazy, zazdrości, złość i nawet nienawiść. Pacjenci Mindela, tak samo jak ludzie, których egzystencjalną sytuację badają etycy i przedstawiciele różnych opcji antropologii filozoficznej, są zagubieni, mają często poczucie bezsiły, niemożności, są ludźmi, którzy utracili nadzieję. Osoby te poszukują zwykle wsparcia w drugiej osobie, jednak ze względu na znane mechanizmy obcości, niemożności porozumienia, ze względu na podporządkowanie się społecznym stereotypom, nie są w stanie porozumieć się, co często znaczy, że po prostu nie rozumieją się nawzajem, nawet że właściwie wcale nie znają się. Opisy spotkań terapeutycznych są niejednokrotnie znakomitą ilustracją działania Heideggerowskiej siły das Man (Się) i przywodzą zarazem na myśl słowa Różewicza: „teraz okrywają nas pancerze, tylko przez pęknięcia w twarzach można zobaczyć…” Ludzie pozostający ze sobą w określonych związkach widzą i mają świadomość jedynie masek (swojej maski i maski partnera), tego, co ukształtowało się specjalnie na pokaz. Praktyka Mindela pokazuje, że takie nieautentyczne, czysto zewnętrzne relacje są na dłuższą metę niemożliwe. Oprócz procesu pierwotnego reprezentującego owe pokazowe ja, pojawia się, rośnie i coraz większą rolę odgrywa proces wtórny, nieuświadomiony i niewidoczny w zwykłych kanałach zachowania się. Ale obecny jest on w innych kanałach, w których chociaż 39 Por. Joseph Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, przekł. Zofia Włodkowa. Wyd. ZNAK, Kraków 1994. W związku z etyczno-teologicznym „prawem nadmiaru” pisze Ratzinger: „”Nie będziesz zabijał”. „Nie będziesz cudzołożył”. „Nie będziesz mówił przeciwko bliźniemu twemu jako świadek kłamstwa”. Na pierwszy rzut oka wydaje się rzeczą łatwą nie poczuwać się do winy. Ostatecznie nikogo się nie zabiło, nie złamało się wiary małżeńskiej, nie popełniło się krzywoprzysięstwa. Lecz gdy Jezus rozświeci głębię tego żądania, staje się widoczne, jak człowiek ma w tym wszystkim udział przez gniew, nienawiść, nieprzebaczanie uraz, zazdrość i pożądliwość.” Str. 252. 24 może być widoczny (nieświadome ruchy, mimika, spojrzenia, właściwości głosu) i odczuwany (ujawnia się często jako niespodziewana emocja, konflikt, cierpienie psychiczne a także fizyczne – jako różnego rodzaju dolegliwości i choroby), nie jest rozumiany, nie potrafimy go zinterpretować. Ważnym aspektem pracy terapeutycznej jest więc nauczenie się odczytywania symptomów owego procesu wtórnego, odczytywanie tego, co mówi do nas twarz drugiego człowieka nie w swoim „opancerzeniu”, lecz w tym co mówią „pęknięcia” – co w rzeczywistości oznacza nauczenie się rozumienia siebie samego i drugiego człowieka. Kiedy już operujemy symbolicznie poszerzonym pojęciem twarzy, nie sposób nie wspomnieć o Levinasie, na którego pojęciu „twarzy” i jej roli w spotkaniu opiera także swoje przemyślenia etyczno-antropologiczne J. Tischner. Warto o tym wspomnieć, gdyż widać tutaj tę ważną granicę, której nie ośmiela się przekroczyć psycholog, nawet zbuntowany przeciwko obowiązującemu paradygmatowi, nawet mistycyzujący. Psychologia musi być empiryczna i pojęcie transcendencji jest obce jej warsztatowi. Co najwyżej ma w swoim arsenale pojęcie transgresji, które również odnosi się do „przekraczania”, lecz przekraczanie to nie traci kontaktu z myśleniem w kategoriach łańcuchów przyczynowo skutkowych, dostępnych obserwacji albo co najmniej możliwych do myślowego odtworzenia. Mindel, przyjmując istnienie oddziaływań nieprzyczynowych, istnienie synchronicznych powiązań między badanymi zjawiskami, idzie tutaj znacznie dalej niż empiryczna psychologia akademicka. Psychologia jednak, nawet tu, na bliskich New Age rejonach, traci „naukowy” grunt pod nogami, gdy proponuje się jej np. takie rozumienie twarzy: „…twarz jest sensem ze względu na nią samą. Ty to ty. W tym sensie można powiedzieć, że twarz nie jest widziana. Jest tym, co nie może stać się treścią, którą objęłaby nasza myśl; jest niezawieralnością, prowadzi nas poza. Dzięki temu właśnie znaczenie twarzy wydobywa ją z bytu jako korelatu wiedzy.”40 A jednak, pomimo przepaści jaka dzieli transgresję i transcendencję, czyli przepaści jaka rozpościera się między antropologią filozoficzną a psychologią, jest przecież w obu tych podejściach coś wspólnego, zwłaszcza, gdy patrzymy na nie z etycznego punktu widzenia. Streszcza się ono w twierdzeniu Levinasa, że „relacja z twarzą jest od razu etyczna”, „twarz mówi”, „ona umożliwia i rozpoczyna wszelki dyskurs”41. Levinas opisuje w ten sposób autentyczną relację z drugim człowiekiem negując zarazem wykorzystanie tutaj pojęcia oglądu. Mindel bazuje na oglądzie, chce wypatrzyć, obserwując symptomy, to coś, od czego 40 Emmanuel Lévinas, Etyka i nieskończony, przekł. Bogna Opolska-Kokoszka, Wyd. PAT, Kraków 1991, str. 49,50. 41 Tamże, str. 50 25 zaczyna się etyka, chce odczytać, co twarz mówi, aby stał się możliwy dyskurs. Nie poprowadzi go to, jak Levinasa, do zobaczenia w twarzy dostępu do Boga, ale prowadzi go, jak Levinasa, do zobaczenia ludzkiego cierpienia, nieszczęścia, na które trzeba odpowiedzieć, które żąda udzielenia pomocy. Ten etyczny i zarazem praktyczny aspekt ujmowania twarzy, tak naturalnie obecny w Mindelowskiej psychoterapii, jest jeszcze wyraźniej widoczny u Tischnera: Pisze on, że twarz jest także „kruchością, zagubieniem, krzywdą lub biedą. Są na niej znaki minionych bólów, są miejsca dla bólów przyszłych. (…) tutaj ukazuje się łza i umieranie. Twarz jest osadzona na krzyżu istnienia.”42 5.4. Krąg trzeci – etyka społeczna i ekologiczna Jak wspomniano wyżej, czyny człowieka i zalążki tych czynów mają nie tylko swój podmiot jednostkowy ale także mają swój podmiot zbiorowy. Nic nie rozgrywa się tylko w pojedynczej osamotnionej jaźni. Trzeba powiedzieć więcej: nic nie rozgrywa się wyłącznie między dwoma jednostkami. Ludzie przebywając razem tworzą nie tylko swoje indywidualne śniące ciała i nie tylko śniące ciało pary związanej z łączącymi je negatywnymi lub pozytywnymi uczuciami, oni tworzą także śniące ciało rodziny, grupy, społeczności lokalnej, narodu, a także tej największej społeczności rozpatrywanej przez etyką – społeczności żyjących mieszkańców planety. Podstawową tezą etyczną implikowaną przez tak skonstruowane pojęcie uniwersalnego śniącego ciała staje się postulat brania pod uwagę (w decyzjach dotyczących siebie i innych) jak największej całości, do której należy osoba podejmująca daną decyzję. Z niektórych wypowiedzi Mindela wydaje się wynikać, że właściwie pojęcie samodzielnej jednostki jest czymś umownym, konwencją ułatwiającą poruszanie się w świecie relacji – zaś prawdziwym bytem, do którego odnoszą się myśli, uczucia, działania i ich konsekwencje jest owa całość. „Jesteśmy jednostkami – pisze autor – i możemy działać tak, jak byśmy byli sami, ale istniejącej rzeczywistości nie da się prosto i jasno podzielić na świat wewnętrzny i zewnętrzny. Stąd też, bez względu na to, jak byśmy się czuli samotni, wszyscy jesteśmy fragmentami całego świata. Świat ten ma na nas wpływ, podobnie jak nasza zdolność do 42 Józef Tischner, Filozofia dramatu, Éditions du dialogue, Paris 1990, str.70. Etyczny aspekt psychoterapeutycznej pomocy drugiemu przedstawia Tischner w swoich analizach poglądów Antoniego Kępińskiego, np. „Ludzie z kryjówek” zamieszczone w: Filozofia współczesna, J. Tischner (red), Wyd. Instytut Teologiczny Księży Misjonarzy, Kraków 1989, str. 471. 26 rozwiązywania problemów wpływa na świat. Istnienie uniwersalnego śniącego ciała powinno dawać nam sposobność nawiązania bliższych i bardziej ludzkich kontaktów zarówno z tymi, którzy są obok nas, jak i z tymi, których nigdy nie spotkamy”43 Dwa ostatnie z powyżej zacytowanych zdań mają decydujące znaczenie dla charakterystycznego związku psychoterapii z etyką społeczną i ekologiczną. Nasza aktywność wpływa na świat. Banalność tego stwierdzenia jest tylko pozorna. Nie chodzi tutaj bowiem tylko o zwykłe wpływanie poprzez łańcuchy związków przyczynowo skutkowych. Podobnie jak wtedy, gdy moje ciało znalazło sposób aby zwalczyć chorobę, staję się spokojny i zdolny do nowych działań, tak też świat, gdy rozwiązałem problem (nie tylko problem ogólnoświatowy, ale nawet lokalny, nawet dotyczący relacji, nawet mój problem osobisty) może stać się spokojniejszy, zdrowszy z większą ilością życzliwości. Etyka ta jest więc etyką dobrych kontaktów z całym światem. Równocześnie psychoterapia, wszelkie formy autoterapii i w ogóle pracy nad sobą (nawet wtedy, gdy poszukując prawdy zwiększają cierpienie przez amplifikację i uzewnętrznienie konfliktu i agresji) stają się zalecanymi środkami do realizowania i naprawiania tych dobrych kontaktów: dobro, zdrowie mojej psychiki jest wartością wspólną, moje frustracje i złe emocje (jawne i ukryte) są chorobą mojej rodziny, społeczności, do której należę, są chorobą świata, którego jestem cząstką. Moje złe myśli zanieczyszczają środowisko, a owo zanieczyszczenie zaczyna się co prawda w mojej głowie, lecz rozlewa się szeroko i nie sposób określić gdzie jest kres jego negatywnego oddziaływania. Podobne myśli nawiązujące do poszukiwania powinności etycznych wobec środowiska znajdziemy u przedstawicieli filozofii ekologicznej. Np. H. Skolimowski pisze: „Praca nad sobą jest zawsze trudnym przedsięwzięciem, nawet w społeczeństwach o orientacji duchowej. Szczególnie mozolna jest jednak w społeczeństwach takich jak nasze. Jeżeli wszakże chcemy je zmienić, musimy zacząć od siebie. Wciąż lekceważymy ów akt samooczyszczenie, który stanowiłby część batalii o czystość środowiska jako całości.”44 Ten zarysowany powyżej sposób widzenia świata nie tylko zawiera aksjologiczny kontekst społeczny ale także żąda wręcz zaangażowania w rozwiązywanie globalnych 43 O pracy ze śniącym ciałem, op. cit. str. 73,74 Henryk Skolimowski, Filozofia żyjąca. Eko-filozofia jako drzewo życia, przekł. Jerzy Wojciechowski, Wyd. Pusty Obłok, Warszawa 1993, str. 210. 44 27 problemów współczesności. Zaangażowanie zaś oznacza tutaj wykorzystanie tkwiących w człowieku możliwości do wykorzeniania z siebie/świata destruktywnych ambicji, chęci niszczenia, zagrożenia wojnami światowymi. Mindel widzi możliwości ulepszenia relacji międzyludzkich w skali globalnej np. przez zmianę świadomości większej społeczności takiej jak miasto. Opisuje swój udział w rozwiązywaniu nękającego pewne duże miasto problemu uzależnienia od heroiny45. Jest jednak raczej sceptyczny w sprawie podobnego uniknięcia aktualnych, jeszcze poważniejszych zagrożeń np. zagrożenia wojną światową. Sceptycyzm jego dotyczy jednak tylko sytuacji dzisiejszej; w dalszej perspektywie wierzy w możliwość uleczenia antroposa – całości wewnątrz której żyjemy, uleczenia to znaczy, że musi on nauczyć się przekształcać swoje konflikty. I znowu charakterystyczne dla Mindela przesunięcie akcentów w stosunku do tradycyjnych ujęć podobnych marzeń futurologicznych: droga wiedzie nie poprzez eliminację konfliktów lecz poprzez ich zmianę. Przypominamy, że „oznacza to, że wielu z nas musi zdobyć się na odwagę wchodzenia w konflikty z krewnymi, listonoszami, rzeźnikami czy policjantami, a następnie nauczyć się je przekształcać. (…) Globalne leczenie, działanie przeciwko wojnie, będzie wymagać od każdego z nas, aby rozpoczął inną wojnę – walkę, która toczy się nie tylko po to, aby wygrać, ale także po, by poznać siebie i swojego przeciwnika. Myślę tu o wojnie bez rozlewu krwi, o interakcji między stronami, które mają świadomość, że istnienie każdej z nich jest niezbędne dla życia systemu jako całości.”46 Wizja futurologiczna Mindela zakłada zatem upowszechnianie się psychoterapii i autoterapii opartej na metodologii podobnej do przedstawionej przez psychologię zorientowaną na proces. Praca nad procesem wydaje się niezbędnym warunkiem pojawienia się wojowników duchowych, jak ich nazywa, czyli wystarczająco odważnych i silnych jednostek, których odwaga i determinacja staną się odwagą i zdecydowanym dążeniem do zmiany coraz większej całości społecznej, być może nawet całej ludzkości, może nawet jeszcze większej całości kosmicznej. Posługując się pojęciami przedkładanej teorii tak określa Mindel swoją nadzieję dotyczącą tych jednostek: „One to właśnie, w szaleństwie świata, w którym będą żyły, dostrzegą jego podwójne sygnały, jego progi i brak autentyczności i wsłuchają się w swoje własne wewnętrzne 45 46 Śniące ciało w żwiązkach, op cit. str. 138. Tamże, str. 140. 28 cierpienia. Podejrzewam, że takie jednostki będą w stanie w przyszłości dojść do istniejących w ich społecznościach progów i przekroczyć je, podejmując ryzyko ośmieszenia się i niezrozumienia w oczach sąsiadów, że przejdą przez burze, które się pojawią, gdy możliwość zmian zawiśnie w powietrzu i będą miały dość cierpliwości, by wytrwać do momentu, w którym większość będzie gotowa do przekształcenia własnej tożsamości.”47 6. PRAWO MORALNE I NIEBO GWIAŹDZISTE WE MNIE Mogłoby się wydawać, że nowa fizyka, nowe pojęcia tłumaczące świat, burząc przyzwyczajenia myślowe funkcjonujące w świadomości społecznej wprowadzą chaos do myślenia etycznego. Na czym bowiem oprzeć mielibyśmy refleksję nad realnymi uczynkami rozpoczynającymi ciągi przyczynowo skutkowe w świecie tradycyjnie rozumianych przedmiotów, gdy granice między przedmiotami stają się coraz bardziej nieostre, a nawet rozmywają się, włącznie z granicą oddzielającą nasze ciało, od tego, co zwykliśmy uważać za zewnętrzne wobec nas. Wydaje się, że powyższe opracowanie w jakimś stopniu pokazało, iż w odniesieniu do niektórych przynajmniej konceptualizacji owych nowości, obawy te są nadmierne. Zaprezentowany tutaj sposób kontynuowania tradycji Jungowskiej w proponowanej przez Mindela Psychologii Zorientowanej na Proces pokazuje, że ludzkie myślenie o świecie i wartościach może zupełnie dobrze poczuć się nawet w obliczu radykalnej dekonstrukcji kartezjańskich res extens. Nie tylko nie grozi temu myśleniu chaos i nihilizm, ale wzbogaca się ono w arsenał nowych argumentów przemawiających za starymi, ale zawsze trudnymi do obrony stanowiskami. Jednym z takich stanowisk uzyskujących tu niespodziewane wsparcie jest powtarzające się w historii myśli etycznej moralne zobowiązanie do samorozwoju. Oczywiście niedościgła pozostaje tutaj argumentacja Kanta, gdzie imperatyw kategoryczny każe odnieść rozumowanie do sytuacji, w której rezygnacja z trudów dalszego doskonalenia się (Kant ilustruje to przykładem rozwijania talentu48) staje się poprzez wolę danej osoby prawem powszechnym. Warto odnotować, że model świata, na którym opiera swoje idee Mindel, 47 O pracy ze śniącym ciałem, op. cit. str. 80. Np. Immanuel Kant, Uzasadnienie metafizyki moralności, przekł. Mscisław Wartenberg, PWN, Warszawa 1971, str. 53. 48 29 zdaje się pokazywać, że (nie w myślowym eksperymencie poszukującym słuszności, ale w aktualnej rzeczywistości) prawo powszechne jest właśnie takie, iż rezygnacja z trudów naprawiania siebie natychmiast zmienia sytuację pod niebem gwiaździstym: zwiększa faktycznie ilość takich przyzwoleń na niewypełnienie tego obowiązku. Dostosowując myślenie etyczne do obrazu świata, gdzie „rzeczywistości nie da się prosto podzielić na zewnętrzną i wewnętrzną” zobaczymy, że praca nad sobą (jej szczególnym przypadkiem stają się postulowane przez Mindela formy psychoterapii) jest jedną z naczelnych wartości porządkujących aksjologiczną przestrzeń. Jest to dobro ponadindywidualne o nieomal nieograniczonym zasięgu. Równocześnie wyprowadzenie tego dobra z praktycznej terapii oznacza związanie myślenia etycznego z pojęciem normy jako zdrowia w przeciwieństwie do choroby. To ułatwia i w jakimś sensie usprawiedliwia odniesienie się w argumentowaniu do pewnych oczywistości zdrowego rozsądku. Pytanie o to, dlaczego mamy się rozwijać, pomagać innym, porządkować sprawy swoje i świata staje się tutaj pytaniem tak samo bezzasadnym jak pytanie dlaczego mamy leczyć się kiedy chorujemy. A zatem w rozważanym modelu świata odnajduje swoje miejsce etyka, której racjonalność nie została bynajmniej zubożona. Etyka ta mocniej niż tradycyjne systemy etyczne akcentuje obowiązki człowieka wobec całości, do której on należy. Dobrze zatem nadaje się do artykułowania kwestii moralnych rozpatrywanych przez głęboką ekologię. Tym bardziej, że występujące tu globalne myślenie etyczne nie zaniedbuje myślenia o dobru pojedynczej osoby i o istotnych relacjach międzyludzkich. Na zakończenie przytoczmy, „bliski obiegowemu przesłaniu religijnemu”, sformułowany przez Mindela na marginesie opowieści o śnie pewnego rolnika, morał: „Żyj dla innych i kochaj bliźniego swego”. Różnica między przesłaniem naszego przykładu i nakazem filozofii wieczystej polega na tym, że przykazania religijne miały do niedawna status snów, które nie muszą się spełniać, podczas gdy nasz morał płynie z empirii.”49 49 Śniące ciało w związkach, op. cit. str. 135.