Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Krzysztof
Nędzyński
kochaj
k l i e n ta s w e g o
jak
siebie samego1
Marcin Kędzierski i Paweł Rojek mieli genialną intuicję, proponując ideę ekonomii
trynitarnej (Kędzierski 2012, Rojek 2012),
ale rozwijając ją, nie uchwycili istoty rzeczy.
Ekonomia trynitarna nie może być ufundowana na wzajemności – to byłaby wewnętrzna sprzeczność. Najlepszy test dla teorii
często polega na tym, żeby zastosować ją na
sobie. Aby przeczytać tekę Ekonomia trynitarna, co do zasady trzeba zapłacić dwadzieścia złotych. Zgodnie z ujęciem Kędzierskiego mamy tu więc do czynienia z przykładem
wzajemności zrównoważonej (rynkowej).
Wychodzi na więc to, że teka Ekonomia trynitarna, która postuluje większą wzajemność
uogólnioną, sama nie jest aktem wzajemności uogólnionej. Jawna sprzeczność! Można by złośliwie powiedzieć – lekarzu, ulecz
samego siebie. Wewnętrzne sprzeczności
ujęcia opartego na wzajemności widać także
w tym, że oszustwo ujmuje się tu jako skrajną wersję wzajemności negatywnej: jednak
oszustwo czy kradzież nie jest żadną formą
wzajemności. Zakłada działanie wbrew woli
ofiary. Nie ma też sensu mówić o wzajemności darmowej, jak postuluje Luigino Bruni
(Grassl 2012: 70), bo nie wyjaśniając nicze-
154
go, pozostawia nas z pustym znaczeniowo
oksymoronem. Na nic zda się też próba Rojka (2013a) ratowania sahlinowskiej typologii wzajemności. Dajmy więc sobie spokój
z wzajemnością. Jeśli ekonomia trynitarna
ma mieć coś ciekawego do powiedzenia, to
jej centralnym pojęciem musi być dar. Teologia mówi nam, że ów dar ma być bezinteresowny, ma być przejawem miłości, ma się
realizować w relacji osobowej… Już widzę
grymas zniechęcenia na twarzy wszystkich,
którzy praktycznie zajmują się biznesem.
Każdego dnia doświadczają, że prowadzenie
firmy w Polsce graniczy z heroizmem, ale zamiast wsparcia i otuchy słyszą nawoływanie
do kolejnego wyrzeczenia. Potrafię sobie wyobrazić, jak denerwujące mogą być dla nich
sugestie, żeby, jak proponuje Kędzierski, wyrzec się dwóch trzecich zysku na rzecz pracowników oraz społeczności lokalnej i w ten
sposób realizować ideał ekonomii trynitarnej – bezinteresowny dar z siebie dla innych.
Niniejszy esej ma trzy cele. Po pierwsze,
pokazanie filozofom i teologom na czym
w praktyce polega ekonomia trynitarna,
a w szczególności, że nie chodzi tu koniecz-
PRESSJE 2013, TEKA 34
nie o darmową pracę na rzecz innych. To byłaby utopia. Po drugie, mój tekst jest dyskusją z człowiekiem biznesu, którego filozofię
życiową można streścić w haśle „oświeconego egoizmu”. Tej grupie czytelników
chcę wykazać, że każdy, kto odnosi sukcesy w biznesie, w sposób nieuświadomiony
jako założenia przyjmuje pewne wnioski
wywiedzione z chrześcijańskiej teologii.
Pokażę, że nie da się być konsekwentnie
„oświeconym egoistą”. Sukces w biznesie nie
jest wynikiem oświeconego, dalekowzrocznego egoizmu, lecz altruizmu. Rozróżnienie
jednego od drugiego nie jest możliwe bez
mocnej antropologii. Przez mocną antropologię rozumiem taką koncepcję człowieka,
która przyjmuje, że każdy ma powołanie,
a realizacja tego powołania jest celem życia
i drogą do szczęścia. Wreszcie chciałbym,
aby niniejszy esej był tym, o czym mówi
– darem: inspiracją, wytchnieniem, praktyczną pomocą dla tych, którzy prowadzą
biznes oraz wyrazem uznania dla autorów
„Pressji”, którzy nie zawahali się zmierzyć
z tematem najwyższej wagi, wystawiając
się na gromy ze strony doktrynerów, cyników i poprawnych politycznie tchórzy.
ofiarowanego szczodrze nawet wtedy, gdy
ów gest towarzyszący transakcji był tylko
fikcją, formalizmem i kłamstwem społecznym, i gdy w istocie występowało tu zobowiązanie i interes ekonomiczny. […] Spostrzeżenia te możemy rozciągnąć na nasze
własne społeczeństwa”.
Nawet jeśli ktoś z dobrego serca daje coś
drugiemu za darmo, żeby mu pomóc, oczekuje czegoś w zamian – podziękowania,
wdzięczności. W etnologii funkcjonuje
pojęcie potlaczu. Oznacza ono święto rozdawania podarków, jakie kultywowano
w licznych plemionach Ameryki Północnej, a także w Papui Nowej Gwinei. Mauss
pokazuje, że potlaczu nie daje się po to, żeby drugiego wzbogacić, tylko dlatego, że
przez rozdawanie prezentów awansuje się
w hierarchii społecznej. Twórcy ekonomii
trynitarnej zapewne nie zgłaszaliby takich
zastrzeżeń, gdyby ktoś rozdawał pieniądze
potrzebującym w zamian za „dziękuję”, ale
problem nie jest wydumany. Istnieją ludzie,
którzy uważają się za oświeconych egoistów:
ich podejście do życia można sparafrazować
w następujący sposób: tak, kieruję się własnym interesem, ale widzę, że najlepsze co
mogę dla siebie zrobić, to pomagać innym,
bo tak czy inaczej „dobro do mnie wraca”. To
Przebaczenie Derridy
rozumowanie znamy z klasyków ekonomii:
Co to właściwie znaczy bezinteresowny dar? „Nie od przychylności rzeźnika, piwowara czy
Czy w ogóle możliwy jest bezinteresowny piekarza oczekujemy naszego obiadu, lecz
dar? Marcel Mauss (2007: 107) uważa, że od ich dbałości o własny interes. Zwracamy
nie. Badał on społeczeństwa pierwotne się nie do ich humanitarności, lecz do egoi stwierdził, że „w wielu [kulturach pierwot- izmu i nie mówimy im o naszych własnych
nych] akty wymiany i umowy dokonują się potrzebach, lecz o ich korzyściach” (Smith
w formie podarunków, w teorii dobrowol- 2007: 20). Różnica polega na tym, że opinych, w praktyce – obowiązkowo ofiarowa- sane powyżej podejście jest rozciągnięte na
nych i odwzajemnianych. […] Przybierały całe życie – dotyczy nie tylko i wyłącznie
one zawsze postać darowizny, podarunku pracy zawodowej i kariery, ale także życia
KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI
155
osobistego i aktywności w sferze publicznej.
Ważnym argumentem oświeconego egoisty
jest też to, że pomaganie innym jest przecież
przyjemne.
– Wy, chrześcijanie, też jesteście egoistami, tylko nie chcecie się do tego przyznać
– mógłby powiedzieć oświecony egoista. –
Jeśli poświęcacie się dla innych, to w tym
samym znaczeniu co ja, gdy wkładam wielki wysiłek, aby na rynek wprowadzić nowy
produkt. Różnica między nami polega na
tym tylko, że wy liczycie na nagrodę w przyszłym, a nie w tym życiu. To nie jest żadne
poświęcenie, tylko inwestycja. Ale schemat
postępowania jest taki sam. – Nie czynimy
innym dobra dla nagrody w niebie – odpowiedzą chrześcijanie – jest dokładnie na
odwrót. My już otrzymaliśmy nagrodę. Czynimy innym dobro, bo, w sposób całkowicie
niezasłużony, doznaliśmy i doznajemy dobra
od Boga. Staramy się podać je dalej. – W sposób całkowicie niezasłużony? – skontruje
oświecony egoista. – Nawet jeśli dla potrzeb
dyskusji przyjmiemy, że Bóg jest, to i tak jesteście egoistami. Każdy jest i nie ma w tym
nic złego, dopóki nie krzywdzimy innych.
Bóg – według każdej religii – ma wielkie wymagania, żąda czci, stawia zakazy, chce żeby
go o wszystko błagać. Więc o jakiej bezinteresowności tutaj mówimy?
Wydaje się, że dyskusja z oświeconym egoistą dochodzi do martwego punktu. Jednak
w tym miejscu na ratunek chrześcijaninowi
przychodzi… Jacques Derrida. W spisanym
pod koniec życia wykładzie Le siècle et le pardon Derrida analizuje pojęcie wybaczenia.
Punktem wyjścia jest dla niego Holocaust
i inne zbrodnie przeciwko ludzkości, które między innymi skłoniły premiera Japo-
156
nii, aby prosić o wybaczenie Koreańczyków
i Chińczyków za okrucieństwa popełnione
w czasie II wojny światowej. Derrida dostrzega, że wybaczenie ma dwa konieczne,
ale nie dające się w żaden sposób ze sobą
pogodzić wymiary. Pierwszy z nich to pojednanie, które zakłada, że winowajca uległ
wewnętrznej przemianie, uznaje swoją winę
i obiecuje przynajmniej, że znowu nie wyrządzi krzywdy. Wtedy i tylko wtedy ofiara
może wybaczyć. W tym sensie pojednanie
jest konceptem ekonomicznym, który działa
na zasadzie warunkowej, coś za coś; pozwala
na normalizację stosunków. Derrida uważa,
że w każdym wypadku, kiedy „przebaczenie”
ma praktyczny, uzdrawiający cel, nie jest
„czyste”. Samo pojęcie przebaczenia w takiej
sytuacji nie jest również czyste. „Przebaczenie nie jest, nie powinno być [wszystkie
podkreślenia w cytatach w oryginale – K.N.]
czymś normalnym, normatywnym, normalizującym [normal, normatif, normalisant]. Powinno pozostać czymś wyjątkowym
i nadzwyczajnym […]”. Derrida kwestionuje „warunkową logikę takiej wymiany, bardzo rozpowszechnione założenie, zgodnie,
z którym można zastanawiać się nad wybaczeniem tylko pod warunkiem, że winowajca
o nie poprosił”. Jest w tym trudność i to nie
w sensie praktycznym, ale trudność logiczna – w takim wypadku, to nie winowajcy
jako takiemu się przebacza, ale komuś innemu, już lepszemu. „Żeby ująć samo pojęcie
przebaczenia, logika i zdrowy rozsądek od
razu napotykają paradoks: wydaje mi się, że
trzeba zacząć do tego, że owszem, są rzeczy,
których nie można wybaczyć. Czy nie są to
jedyne rzeczy, które mają być wybaczone?
Jedyne, które domagają się wybaczenia. Jeśli
ktoś byłby gotowy wybaczyć tylko to, co wybaczalne, to, co Kościół nazywa „grzechem
PRESSJE 2013, TEKA 34
powszednim”, samo pojęcie „przebaczenia” obietnic, niespłaconych długów, krzywd
straciło by sens. Jeśli jest coś do wybaczenia, małych i wielkich. Oświecony egoista rozuto jest to, w języku religijnym, grzech śmier- mie, że jeśli nie chcemy zmienić swego życia
telny, najgorsza, niewybaczalna zbrodnia w piekło, to trzeba jakoś się z tymi problebądź krzywda. I stąd pochodzi aporia, którą mami uporać, staje przed poważnym wyzwamożna wyrazić w suchej, zwięzłej formułce, niem, gdy musi odpowiedzieć na pytanie:
bez litości: „Przebaczenie przebacza tylko dlaczego przebacza? W przeciwieństwie do
to, co niewybaczalne. […] Przebaczenie musi dawania, wybaczanie nie jest przyjemne,
określić samo siebie jako rzecz niemożliwą”. wymaga wyrzeczenia się tego, co się spraJest niemożliwe także dlatego, że jak mówi wiedliwie należy, bez żadnej nagrody – czy
Pan Cogito „nie w twojej mocy przebaczać to materialnej, czy psychicznej.
w imieniu tych których zdradzono o świcie”.
Zdaniem Sebastiana Dudy (2006) dla Derri- Oświecony egoista zresztą wolałby chyba
dy właściwe określenie sytuacji ofiary zawie- nie używać słowa „przebaczam”, a raczej
ra się w figurze śmierci: „Nie chodzi tu tylko powiedzieć, że „macha na coś ręką” lub
o fizyczne unicestwienie. […] Śmierć polega że „nie ma sprawy”. W ten sposób można
w istocie na odebraniu możliwości wypowie- uporać się z błahymi przewinami. Tylko co
dzenia siebie. Ofiara w sensie absolutnym właściwie oznacza takie zachowanie? Myślę,
to ofiara, która nie może wykrzyczeć, że jest że taka sytuacja jest analogiczna do tej, gdy
ofiarą. […] Zabita ofiara przebaczać nie mo- robiąc zakupy za 9,61 zł dajemy 10 złotowy
że, choć paradoksalnie tylko ona mogłaby banknot i mówimy „reszty nie trzeba”. Nie
przebaczyć to, co niewybaczalne”. Derrida chcemy narażać się na koszt transakcyjny
nie mógł się wyplątać ze swojej aporii: „Te – czekać aż kasjer odliczy resztę, otwierać
dwa bieguny, warunkowy i bezwarunkowy, portfela i nosić drobniaków w kieszeni. Masą absolutnie heterogeniczne i muszą po- chamy ręką na drobne długi i drobne przezostać nieredukowalne jeden do drugiego. winy nie dlatego, że chcielibyśmy je darować
Są jednocześnie nierozerwalne: jeśli chce- czy wybaczyć. Po prostu chcemy szybko załamy, a to jest konieczne, żeby przebaczenie twić problem i zająć się własnymi sprawami.
stało się skuteczne, konkretne, historyczne, Być może podobne zachowanie oświecony
jeśli chcemy żeby nadeszło, żeby wydarzyło egoista racjonalizuje jako wspaniałomyślne
się i dokonało przemiany, koniecznym jest, nietzscheańskie zapominanie. Albo wierzy
aby przebaczenie stawiało warunki (psycho- w karmę i daruje licząc, że w przyszłości
społeczne, polityczne, itd.). […] Nie można będzie mu darowane. Tak czy inaczej osoba
wszakże zapomnieć, że to wszystko opiera dłużnika czy winowajcy w ogóle nie pojawia
się na pewnej idei czystego i bezwarunkowe- się w polu uwagi. To nie jest przebaczenie, to
go przebaczenia, bez której cała ta dyskusja są pragmatyczne sposoby na uporanie się ze
sprawami błahymi.
nie miałaby najmniejszego znaczenia”.
Świat oświeconego egoisty nie może funkcjonować bez przebaczania przewin, które zdarzają się między ludźmi – niedotrzymanych
Ale w życiu doznajemy też przewin niebłahych, na które nie da się machnąć ręką.
Wówczas nawet oświecony egoista nie może
KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI
157
uciec od rozumowania Derridy. Praktyczne
warunkowe wybaczenie opiera się na pewnej
idei czystego i bezwarunkowego przebaczenia. Czyste i bezwarunkowe przebaczenie,
jeśli w ogóle jest możliwe, z definicji jest nie
do pogodzenia z oświeconym egoizmem.
A jednak istnieje logiczne wyjście z aporii
Derridy. Znika ona jeśli: (1) istnieje osoba
A, będąca absolutną ofiarą, zabitą na śmierć,
całkowicie martwą, milczącą, nie mogącą
wykrzyczeć swojej krzywdy; (2) istnieje osoba B, która te krzywdy bezwarunkowo przebacza; (3) osoba A i osoba B są współistotne.
Trudność znika więc, jeśli jest ktoś, kto jednocześnie jest w pełni absolutną ofiarą i kto
bezwarunkowo przebacza. Sebastian Duda
zwraca uwagę, że w wielu europejskich językach w „przebaczeniu” widać „obdarowanie”: forgive, pardonner, vergeben. Jeśli więc,
logicznie rzecz biorąc, może istnieć bezwarunkowe przebaczenie, to może także istnieć
bezinteresowny dar. Bezwarunkowe przebaczenie jest właśnie bezinteresownym darem.
Co to znaczy w tym przypadku bezinteresownym? Dostępnym w każdej chwili, kiedy
winowajca zechce uznać swoją winę, ale nie
uzależnionym od tego, że uzna on swoją winę. W jakim sensie darem? Darem w sensie
„lepszej przyszłości zarówno dla ofiar, jak
i sprawców zła”. Wypowiedzmy powyższe
zdania w języku teologii chrześcijańskiej:
pojęcie daru zakłada istnienie (co najmniej)
dwóch osób boskich, ich współistotność
oraz człowieka, który zgrzeszył i potrzebuje
przebaczenia. Duda zwraca uwagę na ważną
rzecz. W Modlitwie Pańskiej wymienione są
prośby, jakie chrześcijanie kierują do Ojca,
wierząc, że On może je wypełnić: święć się
imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź
wola Twoja… „Jedynym ludzkim działaniem,
158
o jakim w tej modlitwie mowa jest przebaczenie, ale nawet to jest uzależnione od przebaczenia Ojca: i odpuść nam nasze winy, jako
i my odpuszczamy naszym winowajcom”. My
mamy tylko przebaczać, jak przebaczył nam
Ojciec. Wszystko inne robi Bóg. Mówiąc językiem ekonomicznym, mamy dawać z tego,
co dał nam Bóg – z naszej natury, z naszych
talentów, tak jak dał nam Bóg – dla dobra
innych. Kto posiada talent zarządzania, ma
tym talentem obdarowywać innych, czyli
kierować ludźmi dla dobra klientów, współpracowników i otoczenia. Jeszcze precyzyjniej: można powiedzieć, że mamy prze-dawać. Przedrostki forgive, pardonner – jak
na przykład w słowie „forward” – konotują
relację przechodniości. Można to rozumieć
jako wezwanie „jeśli otrzymałeś, to podaj
dalej”. To jest fundamentalnie inna zasada
niż „żeby otrzymać, daj” oświeconego egoisty.
Warto zwrócić uwagę, że „przedawać” to
staropolskie słowo odpowiadające dzisiejszemu „sprzedawać”. Ten trop sugeruje, że
działalność komercyjna jest odpowiedzią na
pierwotny fakt, że zostało się obdarowanym.
W ten sposób dochodzimy do ekonomii trynitarnej jako spójnej z ludzkim doświadczeniem hipotezy i propozycji zupełnie nowego
spojrzenie na biznes. Teraz wykażę, na czym
ekonomia trynitarna polega w praktyce
i dlaczego tłumaczy więcej niż alternatywne
ujęcia.
Między ekonomią a ekonomią
trynitarną
Rozpoczynając analizę, ekonomista trynitarny po pierwsze popatrzy na branżę,
w której działa dane przedsiębiorstwo.
Można zarabiać sprzedając chipsy (o smaku
PRESSJE 2013, TEKA 34
zielonej cebulki, ale również chipsy intelektualne, na przykład prasę bulwarową), albo
też sprzedając dobre książki. Nie oznacza to,
że ta pierwsza działalność jest zła, a druga
dobra. Na rynku z pewnością jest miejsce dla
chipsów i alkoholu, tak samo jak jest miejsce dla warzyw i zielonej herbaty. Paracelsus,
renesansowy lekarz i przyrodnik, uważał, że
ta sama substancja może być lekarstwem lub
trucizną – w zależności od dawki. Jego spostrzeżenie można zastosować szerzej – do
wszystkich dóbr dostępnych w gospodarce.
Chipsy i suszone owoce, pociągowe czytadła
i poważna literatura, egzotyczne wycieczki
i pielgrzymki do świętych miejsc mogą być
zarówno trucizną, jak i lekarstwem – w zależności od dawki. Ekonomia trynitarna
postuluje, aby przedsiębiorca poczuwał się
do odpowiedzialności za to, żeby nabywca
„nie przedawkował”, cokolwiek nie byłoby
przedmiotem jego działalności. W tym sensie praktycznie każdy rodzaj działalności
gospodarczej powinien obejmować edukację
klientów.
Daje się zauważyć, że ludzie pracujący w firmach, które spełniają autentyczne ludzkie
potrzeby są szczęśliwsi niż ci, którzy nie
widzą takiego sensu swojej pracy. Jestem
przekonany, że nie jest to przypadek. Jest
to raczej potwierdzenie, że ekonomia trynitarna, podobnie jak grawitacja, działa
nawet wtedy, gdy się w nią nie wierzy. Jest
wielu ludzi, którzy chcą pomagać innym:
w świetlicach, poradniach pedagogicznych,
szpitalach, ośrodkach opiekuńczych, nawet
jeśli wymaga to wysokich kompetencji zawodowych, wiąże się z dużym osobistym poświęceniem i skromnymi zarobkami. Trudno znaleźć podobne przypadki na przykład
w branży FMCG, gdzie mniejszą sensow-
ność pracy trzeba ludziom wynagrodzić
większymi zarobkami, a i tak okazuje się,
że to nie wystarczy. Wykonywanie pracy,
która nie ma większego sensu, rzutuje na
psychikę i deformuje postrzegania świata.
Na przykład pracownicy banku Goldman
Sachs w firmowym slangu nazywają swoich klientów „mupetami” (Smith 2012),
a sprzedawanie swoich usług określają mianem „strzyżenia”, np. „udało mi się ostrzyc
mupeta na 100 tysięcy dolarów”. Bez mocnej antropologii nie sposób zrozumieć skąd
bierze się zjawisko depresji wśród dobrze
opłacanych pracowników korporacji. Wydawałoby się, że nie powinni mieć powodów do narzekania. A jednak: „Wracam po
ośmiu godzinach pracy do domu i wiem,
że dziś nie zrobiłem nic ważnego. A pracowałem przez cały dzień, rzetelnie, mam
świetne wyniki, odpisałem na kilkadziesiąt e-maili, zrugałem pracowników, kogoś
zwolniłem, kogoś zrekrutowałem – mówi
kierownik w oddziale firmy ubezpieczeniowej. Ma 25 lat i wysokie, jak na swój wiek,
stanowisko. Pracownicy go nie lubią – bo
jest wymagający, czasem obcesowy. Cisną
go z góry, w oddziale nie ma z kim porozmawiać. Uważa, że jego praca jest jałowa –
sprzedaje ludziom coś, czego tak naprawdę
nie potrzebują, ale daje mu to duże pieniądze. Za premię roczną jedzie na Sri Lankę
w maju. Na trzy tygodnie. Na razie od piątku do niedzieli imprezuje tak, żeby nie myśleć za dużo. W poniedziałek leczy resztki
kaca i dziwi się, patrząc na stan znacznie
uszczuplonego konta. Marzył, żeby być weterynarzem” (dżek, sia 2013).
Z punktu widzenia wolnorynkowej ortodoksji nie ma podstaw, żeby czynić różnicę
między opisanymi powyżej podejściami do
KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI
159
pracy – można być ratownikiem medycznym, domiona. Jak jest to możliwe? Na podobnej
można zatrudnić się w Goldman Sachs. Jed- zasadzie jak molierowski pan Jourdain nie
nak ekonomista trynitarny ma większe wy- wiedział, że mówi prozą. W Piśmie Świętym
magania. Zanim da swój placet będzie chciał jest mowa o tego rodzaju nieświadomości:
dowiedzieć się, czy dany biznes, najogólniej „Prawo moje wyryję w ich sercach” (Hbr 10:
rzecz ujmując, służy człowiekowi. A to czy 8) i „Bóg jest miłością. Kto trwa w miłości
służy, służy mniej lub wręcz szkodzi, ma trwa w Bogu” (1 J 4: 16). Skoro więc można
obiektywne skutki – daje satysfakcję lub zo- odnieść sukces w życiu zawodowym bez postawia pustkę, którą jakoś trzeba znieczulić. znawania ekonomii trynitarnej, to czy trzeSą ludzie, którzy mimo obiektywnie dużego ba się nią przejmować? Jednym z celów ekomajątku, psychicznie mają bardzo silne po- nomii trynitarnej jest to, aby oświeconych
czucie deprywacji. Bardzo wyraźnie widzą, egoistów i innych niewierzących, którzy
czego im jeszcze brakuje, nie doceniają tego rozumieją biznes, podprowadzić pod drzwi
co już mają, bez względu na stan posiadania Objawienia. Ludzie dochodzą do poznania
nigdy nie mają „dość” (Bogle 2009). Według Boga różnymi drogami – naukowcy poszumnie nie jest przypadkiem, że tego rodzaju kując prawdy o świecie, artyści poszukując
uczucia żywią zazwyczaj ludzie, którzy żyją piękna. Działalność gospodarcza to bardzo
z kreowania fałszywych potrzeb lub eksplo- ważna forma ludzkiej aktywności i wydaje
atowania kapitału społecznego. Z drugiej się naturalne, że konsekwentny rozwój na
strony ci, którzy, wykonując swoją pracę, tej drodze także prowadzi do Tego, który
zaspokajają autentyczne ludzkie potrzeby, „tworzy wartość”. Podprowadzić. Nie przeposiadają rozwinięte poczucie wyjątkowości prowadzić. To nie jest w mocy człowieka.
swojego istnienia. Są wdzięczni Bogu lub lo- Nawrócenie jest zawsze dziełem Ducha
sowi za to, że żyją. Rozumieją, że szczęśliwe Świętego. W filmie Matrix jest wymowna
życie, jakie prowadzą, nie jest wyłącznie ich scena, kiedy Morfeusz prowadzi Neo do
zasługą, ale zostało im dane z góry – przez Wyroczni i mówi: „ja mogę ci tylko wskazać
to, że urodzili się tam, gdzie się urodzili, drzwi, ale ty sam musisz przez nie przejść”.
mają rodzinę, którą mają, trafili na inspiru- Uważam, że zawiera się w tym głęboka
jących nauczycieli i mentorów i tak dalej. Ci prawda. Stanięcie wobec swojego przeznaludzie sens życia widzą w pomaganiu innym, czenia (lepiej: powołania) jest zawsze aktem w najgłębszym sensie osobistym.
ofiarowywaniu im darów.
Twierdzę, że każdy prawdziwy sukces
w życiu zawodowym wynika z realizacji
postulatów ekonomii trynitarnej. Tę tezę
potwierdzają bardzo metodologicznie rygorystyczne badania. Jim Collins (2007)
i Adam Grant (2013) pokazują, że największe sukcesy w biznesie osiągają zdyscyplinowani altruiści. Realizacja postulatów
ekonomii trynitarnej nie musi być uświa-
160
W ekonomii trynitarnej nie chodzi bowiem
o to, żeby ludzi przekonywać, że istnieje abstrakcyjny Bóg czy żeby postępowali etycznie,
byli uczciwi w interesach. Idzie tu o to, aby
pokazać, że otwarcie się na możliwość istnienia Boga jest koniecznym krokiem na drodze
rozwoju zawodowego i osobowego. Kiedyś
w życiu trzeba przeprowadzić na sobie test
hipotezy teologicznej; „Boże, jesteś albo Cię
PRESSJE 2013, TEKA 34
nie ma – nie wiem. Patrząc na ten świat, czasami wydaje się mi, że na pewno Ciebie nie
ma. Być może jednak czegoś nie dostrzegam
i najpierw trzeba abym uwierzył, żebym
mógł zrozumieć. Jestem więc gotowy. Przyjmuję to, co dla mnie przygotowałeś, z całym
dobrodziejstwem inwentarza. Boże, jeśli istniejesz, wskaż mi moją drogę”. Tylko tyle i aż
tyle. Reszta jest Dziełem Ducha Świętego.
Oto dar, kosztuje 20 zł
Dar nie musi być bezpłatny. Jest to paradoks, który najbardziej utrudnia zrozumienie, czym jest ekonomia trynitarna, jednak
świetnie wyjaśnia go Seth Godin, autor kilkunastu bestsellerów i bardzo poczytnego
bloga biznesowego. Godin pisze o odkrywaniu swego powołania, które zawsze wiąże się z wychodzeniem ze strefy komfortu,
podejmowaniem ryzyka dla dobra innych.
Oto kilka przykładów ekonomii trynitarnej
w wydaniu Godina:
jest coś, co trzeba kupić za pieniądze i daje
się za darmo, ale to nie jest dar. Dar naprawdę kosztuje obdarowującego. To mogą być
pieniądze (dostatecznie dużo pieniędzy, że
jest to odczuwalne), ale raczej wiąże się z poświęceniem albo ryzykiem, albo narażeniem
się. Prawdziwy dar to więź łącząca serca, coś
co zmienia zarówno darowującego jak i obdarowanego. Pewien czytelnik zapytał mnie,
dlaczego nie rozdaję mojej książki za darmo.
Przecież, argumentował, jeśli dary są fundamentem nowej ery, dlaczego nie rozdawać jej
za darmo, jako dar. To, że coś jest darmowe
nie oznacza że jest darem. […] Uważam, że
aby mówić o darze, obdarowujący musi poświęcić się, rozpocząć nierówną wymianę,
zbliżyć się do odbiorcy, wywołać zmianę
i wykonać to we właściwym duchu. Jeśli robi coś mniej, to może być sprytny sposób na
zrobienie interesu, ale to nie jest magiczny
poziom daru. Dzień pracy za dniówkę to
mantra ery przemysłowej. Według bardziej
nowoczesnego poglądu dzień pracy trzeba
traktować jako szansę na stworzenie trwałych darów” (Godin 2010).
(1) Dar nie musi być za darmo. Przede
wszystkim musi naprawdę kosztować obda- (2) Ciężko pracować to znaczy dawać siebie:
rowującego: „Co to jest dar? Rozmawiałem „Co to znaczy ciężko pracować w XXI wieku?
kiedyś z byłem prezesem jednej z najwięk- Twój pradziadek wiedział, co to znaczy ciężko
szych korporacji, który powiedział mi, że pracować. Cały dzień zwoził siano, żeby mieć
miał trzy sekretarki. Jedną odpowiedzialną czym nakarmić krowy. Jest jasne co znaczy
za kalendarz, drugą do pomocy w jego nor- ciężka praca w gospodarce ręcznej. Gdy nie
malnych obowiązkach i trzecią, której jedy- mieliśmy maszyn, dzięki ciężkiej pracy pronym zadaniem było wysyłanie ludziom po- dukowaliśmy więcej. A to oczywiście był najdarków. Myślę, że kiedy coś zostało wybrane lepszy sposób, żeby wykarmić rodzinę. Te
przez sekretarkę i wysłane przez korporację, dni dawno odeszły w przeszłość. Większość
to nie jest podarunek. To jest prezent. Albo z nas nie używa własnych mięśni jako subprzysługa. Kupon prezentowy od bogatego stytutu dla maszyn – z wyjątkiem sytuacji
wujka to też jest prezent, a nie dar. Przysłu- kiedy płacimy za przywilej potrenowania na
gę oddajemy komuś, licząc na taką samą lub siłowni. Dziś 35 procent amerykańskiej siły
większą przysługę w przyszłości. Prezent to roboczej pracuje przy biurku. Tak, to prawda
KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI
161
wysiadujemy tam długie godziny, ale jedyny
duży wysiłek to zmiana pojemnika w dystrybutorze wody na nowy. Dalej myślisz, że
pracujesz ciężko? […] Jasne, pracujesz długo,
ale «długo» i «ciężko» to są dziś dwie różne
rzeczy. Dziś i w przyszłości naprawdę ciężka
i trudna praca nie zabiera dużo czasu. Wymaga wspięcia się na wyżyny możliwości. Ciężka praca polega na podejmowaniu trudnych
decyzji takich, jak złożenie wypowiedzenia
i założenie własnej działalności. Stworzyć
nowy znaczący system, usługę lub proces
to jest ciężka praca. Powiedzieć szefowi, że
jest intelektualnie i emocjonalnie leniwy, to
jest ciężka praca. Dużo łatwiej stać z boku
i patrzeć, jak firma się rozpada. […] Ciężka
praca wiąże się z ryzykiem. Zaczyna się tam,
gdzie bierzesz się za rzeczy, z którymi wolałbyś nie mieć nic wspólnego: strachem przed
porażką, strachem przed wychyleniem się,
strachem przed odrzuceniem. Ciężka praca
polega na tym, żeby nauczyć się przeskoczyć
nad tą przeszkodą, obejść ją, podkopać się
pod nią. I jak się uda, następnego dnia zrobić
to samo” (Godin 2007).
(3) Nie angażować się oznacza okradać innych: „Mam nadzieję, że zgadzamy się co do
tego, że istnieje moralny obowiązek, by być
uczciwym, by traktować ludzi z godnością
i szacunkiem i pomagać potrzebującym. Zastanawiam się, czy jest też moralny obowiązek, aby inicjować. Uważam, że tak. Uważam,
że jeśli masz zdolności i możliwości, żeby
coś stworzyć, wtedy «powinieneś» rośnie do
poziomu «musisz». Albo wywołujesz zmianę, albo marnujesz okazję. Kiedy marnujesz
okazję, nie tylko zmniejszasz swoją zdolność
do dawania, ale co ważniejsze, zabierasz coś
reszcie, innym, nam. Kiedy jesteś członkiem
organizacji, społeczności, jesteś z kimś w re-
162
lacji, masz zobowiązanie względem innych,
żeby inicjować. Żeby być tym, który rozpoczyna i sprawia, że coś się staje. Uchylać
się od tej powinności to tak, jakbyś okradał
innych. Jeśli ukrywasz swoją twórczą iskrę,
grzebiesz pomysły, zachowujesz spostrzeżenia dla siebie, szkodzisz swojemu otoczeniu
tak samo, jak gdybyś ukradł laptopa i wystawił go na aukcję” (Godin 2011: 64).
Myślenie Godina jest bliskie istocie moralnych nakazów chrześcijaństwa. Anthony de
Mello (2010: 49) pisze: „Zbyt często zrównujemy grzech z postępowaniem, uczynkiem,
prawem i obowiązkiem. Dla Jezusa grzech
jest czymś głębszym. Grzech to niechęć do
rozwoju, odmowa miłości, niechęć do zaangażowania się, do troski i podjęcia ryzyka.
Wiele przypowieści potępia odmowę wzrostu lub podjęcia ryzyka. Spójrzcie na przypowieść o talentach (Mt 25: 14–30) oraz na tę
o owcach i kozłach (Mt 25: 32–46) – przedstawiają odmowę zaangażowania się. Potem
jest przypowieść o drzewie, które nie daje
owoców, ilustruje odmowę zrodzenia owocu
i wzrostu”. W wielu aspektach rozwój, o którym pisze Godin jest podobny do chrześcijańskiej walki z samym sobą o siebie. Między
tymi ujęciami jest jednak fundamentalna
różnica. Chrześcijanin rozumie, że własnymi
siłami nie dokona niczego. Niewierzący jest
skazany na własne siły.
Na czym polega dar między ludźmi? Możemy zdefiniować, czym jest dar, jeśli dysponujemy pojęciem entelechii. W filozofii Arystotelesa, przejętej w średniowieczu przez
teologię i antropologię chrześcijańską, „entelechia” oznacza pełnię, aktualizację wszystkich potencjalności danego bytu. W wypadku człowieka entelechię możemy utożsamiać
PRESSJE 2013, TEKA 34
z powołaniem. Powołanie to „najlepsza mości, maszyny, zapasy tworzy się z materii,
wersja” danej osoby, pełnia tego, czym ona którą można przekształcać, ale nie da się jej
może być. Powołanie jest niezmienne: jest „radykalnie” zniszczyć ani stworzyć. Zasoby
ono dane z góry i można je jedynie rozpo- naturalne się odnawiają. Zanieczyszczona
znać i na nie odpowiedzieć lub nie. Każde woda w końcu się oczyści i znów będzie możpowołanie jest dobre. Darem jest wysiłek na jej użyć. Natomiast czas, jakim dysponują
człowieka w postaci działania lub zmateria- ludzie, to „substrat” potrzebny do tworzelizowania w produkcie, dzięki któremu inny nia kapitału ludzkiego i jest on najbardziej
może zrobić krok swojej entelechii, ku pełni nieodnawialnym zasobem jaki istnieje
swojego człowieczeństwa. Darem jest poży- w gospodarce. Jeśli Janko Muzykant mógł
czenie młodszemu koledze książki (Dzikiego być drugim Chopinem, a nim nie został, to
serca powiedzmy), której on na obecnym jest to strata niepowetowana. Dobry biznes
etapie swojego życia potrzebuje. Darem jest zatem to taki, który tworzy kapitał (przede
zatrudnienie poszukującego pracy (pod wa- wszystkim ludzki) oraz jest zdolny do trwarunkiem, że nie jest to praca obliczona na nia, czyli generuje zyski. Alexandre Havard
wyeksploatowanie pracownika i zastąpienie (2007: 61) pisze: „dla przywódców organizago kolejnym). I darem może też być zwolnie- cji osiągnięcie ważnych celów nigdy nie jest
nie kogoś z pracy, jeśli ów nie skorzystał ze celem samym w sobie, lecz tylko środkiem
177 szans poprawy, a wypowiedzenie umo- osiągnięcia celu jeszcze ważniejszego: rozwy staje się jedynym wyjściem, aby kiedykol- woju wszystkich, którzy angażują się w życie
wiek mógł oduczyć się bezmyślności, leni- organizacji”. Dzięki mocnej antropologii możemy też zdefiniować (choć nie numerycznie
stwa i nieodpowiedzialności.
obliczyć), czym jest rozwój całej gospodarki:
Dzięki pojęciu entelechii możemy także jest to tworzenie kapitału, czyli realizowanie
zdefiniować, czym jest rozwój: jest proce- potencjału tkwiącego w ludziach zamieszsem, w którym człowiek staje się bardziej kujących dany obszar i zasobach fizycznych
sobą, realizując swoje życiowe powołanie. tam dostępnych. Bez tej antropologii, defiPewne aspekty tego procesu ekonomia na- niując rozwój gospodarczy, jesteśmy skazani
zywa tworzeniem kapitału ludzkiego. Na na maksymalizowanie wartości transakcji
kapitał ludzki składają się takie czynniki jak zachodzących w gospodarce (PKB) bez żadwykształcenie, umiejętności fachowe, do- nego kryterium pozwalającego odróżnić
świadczenie, kreatywność, relacje z innymi, transakcje „pożyteczne” od tych, które nie
zdrowie i energia życiowa, które pozwalają przyczyniają się do dobrobytu lub wprost
ludziom wykonywać pracę. Ekonomia patrzy go zmniejszają. Rozwiązaniem nie jest takna kapitał ludzki przez pryzmat zdolności że, jak proponują niektórzy, zastąpienie
do generowania zysków. Wydaje się, że jest PKB innymi wskaźnikami utożsamianymi
to odwrócenie porządku. Zyski są warun- z dobrobytem np. oczekiwanej długości żykiem istnienia przedsiębiorstwa. Jego celem cia, wykształcenia i dochodu. System miejest rozwój. Rozwój to tworzenie kapitału, rzenia dobrobytu, bazujący na PKB, HDI czy
przede wszystkim ludzkiego. Nacisk kładę innym wskaźniku, immanentnie narażony
na kapitał ludzki. Kapitał fizyczny, nierucho- jest na ryzyko wypaczenia. Dziś wielu ludzi
KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI
163
nie dziwi się już, gdy pada stwierdzenie, że
dobrobytowi będzie sprzyjać wyrzucenie
sprawnych samochodów na śmietnik (bo
przez zakup nowych powiększa się statystykę PKB). Ekonomiści mają świadomość,
że takie wypaczanie ma miejsce. Prawo Goodharta stwierdza, że z chwilą, gdy dowolna
zmienna socjoekonomiczna staje celem polityki, traci wartość informacyjną. Staje się
coraz mniej wiarygodna. Podlega reinterpretacji, naciąganiu, manipulacji, aby wskazywała pożądany wynik. Dobrym przykładem
tego zjawiska są kolejne zmiany definicji zadłużenia publicznego w Polsce, w miarę jak
zbliża się ono do ustawowo dopuszczalnych
progów. Prawo Goodharta stanowi fundamentalne ograniczenie naszych zdolności
poznawczych w ekonomii, analogicznie jak
zasada nieoznaczoności Heisenberga w fizyce. Niestety, prawo Goodharta jest dziś
mało znaczącym przypisem w toczących się
sporach.
Ekonomia trynitarna a biznes
W wielu firmach można zaobserwować prawidłowość, że dwadzieścia procent najlepszych sprzedawców generuje osiemdziesiąt
procent przychodów. Pod koniec lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku Xerox
Corporation wynajęła znanego trenera Neila
Rackhama, żeby odkrył dlaczego tak jest i jak
podnieść wyniki gorszych osiemdziesięciu
procent. Rackham przeanalizował ponad
trzydzieści tysięcy przypadków rozmów handlowych i przez zupełny przypadek, dokonał
bardzo ciekawej obserwacji. „Wyniki sprzedaży były ściśle uzależnione od czasu, jaki
upłynął od zatrudnienia handlowca. Wartość
sprzedaży zaczyna z niskiego pułapu, stabil-
164
nie rośnie w czasie, aby po 18 miesiącach
niespodziewanie runąć w dół. 18 miesięcy.
Potem następuje katastrofa” (Kuć 2012).
Dlaczego tak się dzieje? Na początku sprzedawca musi wykonać duży wysiłek, żeby się
przełamać. Wie, że jest mnóstwo pytań, na
które nie zna odpowiedzi. Ryzykuje, że się
ośmieszy, udzielając złej. Dlatego uważnie
słucha klienta, stara się go dokładnie zrozumieć i dopiero wtedy przedstawia ofertę.
Ten stres, ta niepewność, a jednocześnie
chęć do nauki i pomocy to jest jego dar. To,
że klient musi zapłacić i to od razu, niczego
w tym układzie nie zmienia, pod warunkiem,
że jego potrzeba została zrealizowana (a nie,
że dostał to czego chciał). Biznes kwitnie,
a klienci są zadowoleni. Naturalną koleją rzeczy sprzedawca nabiera doświadczenia. Staje się specjalistą. Czuje się komfortowo. Zna
odpowiedzi na wszystkie pytania i wie czego
trzeba klientowi, zanim ten zdąży otworzyć
usta. Pozornie wszystko jest dokładnie tak
jak wcześniej – sprzedawca sprzedaje towar
klientom. Ale ekonomista trynitarny dostrzeże, że zmieniła się rzecz najważniejsza
– tutaj nie ma więcej darów! I widać to najpierw w spadającym zadowoleniu klientów,
którzy kupili to, co chcieli, a nie to czego,
jak się okazało, potrzebowali, potem w wynikach sprzedaży, a w końcu także w samopoczuciu sprzedawcy. Rutyna zabija miłość
– także w biznesie! Co oczywiście nie znaczy,
że doświadczony sprzedawca nie może dawać. Może – tylko tym razem dar polega bardziej na cierpliwości w wyjaśnianiu „oczywistych” kwestii. Kuć, autor bloga o sprzedaży,
wyjaśnia: „Dlaczego 18 miesięcy? Tyle czasu
potrzeba, aby wykształcić eksperta”.
Przykład drugi: w reakcji na spadające wyniki może pojawić się presja, żeby sprzedawać
PRESSJE 2013, TEKA 34
„agresywniej”. Taka strategia może rzeczywiście prowadzić do „poprawy” wyników
finansowych. Ekonomista trynitarny dostrzeże jednak, że zachodzi tu proces zupełnie podobny do tego, gdy zysk firmy rośnie
dlatego, że sprzedała ona element trwałego
majątku, na przykład nieruchomość. Przejadanie kapitału nie jest oczywiście powodem do radości. Problem polega na tym, że
współczesna księgowość radzi sobie z wycenianiem kapitału fizycznego, ale w dużej
części przypadków nie przywiązuje wagi do
tego, co dzieje się z kapitałem ludzkim – czy
na przykład zyski firmy nie pochodzą z wykorzystywania klientów, pracowników lub
otoczenia. Nie znamy sposobu, żeby policzyć, ile „wartości” stracił doradca finansowy,
który motywowany premiami do maksymalizowania sprzedaży, przez lata zachęcał
klientów do kupowania produktów, których
niekoniecznie potrzebowali. Co tutaj znaczy
„stracił na wartości”? Rozumiem przez to, że
wkładając bardzo wiele wysiłku w coś, co nie
jest tego warte wpada w zniechęcenie, przestaje widzieć sens swojej pracy i życia. Takich
psychologicznych skutków pracy niezgodnej
z powołaniem (własnym lub powołaniem
człowieka w ogóle) nie wpisuje się w rachunek wyników, między innymi dlatego, że są
trudne do obiektywnej wyceny. Ale nawet
jeśli nie można ich dokładnie policzyć warto mieć świadomość, że zjawisko deprecjacji
kapitału ludzkiego istnieje tak samo jak deprecjacja kapitału fizycznego.
Przykład trzeci: deprecjacja kapitału społecznego dotyczy także klientów. Dziś bardzo dużo mówi się o narastającym ogłupieniu, obniżeniu standardów cywilizowanego
współżycia, kryzysie kultury, upadku mediów. Wielu ludzi uważa, że najłatwiej moż-
na zarobić na rozniecaniu niskich emocji,
a biznes z wysokimi ambicjami, zwłaszcza
w branży sprzedaży idei, to nader często
upadający biznes. Co na to ekonomista trynitarny? Można przejadać kapitał ludzki,
można go tworzyć. Można zbudować biznes
wykorzystujący ludzką naiwność, ale można
też założyć firmę, żeby ludzi edukować. To
pierwsze z pewnością jest łatwiejsze, ale nie
oznacza to wcale, że – w ścisłym sensie – bardziej dochodowe. Jedynie wydaje się takim:
tylko dlatego, że ignoruje dokonującą się
destrukcję kapitału. Rachunek wyników powinien brać pod uwagę to, co dzieje się z kapitałem, którym operuje przedsiębiorstwo.
Firma przez jakiś czas może funkcjonować
i nawet wykazywać zyski, wyprzedając kolejne części majątku. Ale to się musi kiedyś
skończyć. Podobnie jest z kapitałem ludzkim,
nawet jeśli nie mamy narzędzi, aby go zmierzyć. Ogłupianie czytelników skandalizującymi newsami prędzej czy później skończy
się tym, że zostaną ogłupieni. Kapitał ludzki
zostanie zniszczony i nie będzie mógł być
więcej w takim stopniu źródłem dochodu –
analogicznie jak wyeksploatowana maszyna.
Okazuje się więc, że aby rozróżnić dobry
biznes (czyli biznes tworzący kapitał oraz
generujący zyski) od niedobrego potrzebujemy pojęcia entelechii i mocnej antropologii.
A mocna antropologia ufundowana jest na
teologii: „Człowieka […] nie można do końca
zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek
nie może siebie sam do końca zrozumieć bez
Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest,
ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa” (Jan Paweł II 2005:
22–23). To nie jest „argument z autorytetu”,
KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI
165
ani wyznanie wiary. Uważam, że powyższy
cytat jest logiczną konkluzją niniejszego eseju. W każdym razie tłumaczy więcej niż inne
antropologie, z dominującym dziś ewolucjonizmem na czele. Jeśli rzeczywiście najgłębszą prawdą o człowieku jest to, że powstał
w wyniku ewolucji, a najbardziej fundamentalną zasadą jego działania jest szukanie
przyjemności i unikanie cierpienia, to skąd
depresje na tle zawodowym u ludzi mających
dobrze płatną, wygodną i bezpieczną pracę?
Ten i wiele innych problemów, z którymi nie
radzi sobie dzisiejsza ekonomia, znajduje
rozwiązanie, jeśli za fundament uznamy to,
że człowiek jest jednością fizyczno-psychicz-
no-duchową i nie osiąga szczęścia inaczej
niż przez realizację swojego powołania. Powołania, misji życiowej, entelechii nie da się
wytłumaczyć na gruncie teorii ewolucji ani
żadnej innej antropologii. Jeśli więc chcemy lepiej zrozumieć skąd bierze się sukces
w biznesie i gdzie ma źródło dobrobyt społeczeństw, należy przywrócić Bogu właściwe
miejsce w ekonomii. Taki przewrót pozwala
mieć nadzieję, że w XXI wieku strukturalny zastój gospodarczy i nędza, systemowo
zmarnowany potencjał kreatywności, dehumanizacja pracy dotykająca całych grup społecznych, masowe bezrobocie nie z własnego
wyboru odejdą w przeszłość.
1. Tekst powstał dzięki programowi Karol Wojtyła Fellowship Centrum Myśli Jana Pawła II.
Co dalej?
To – jak się zdaje – jeden z najważniejszych głosów w dyskusji nad Ekonomią trynitarną. Cały blok polemik, komentarzy i wyjaśnień na ten temat zamieściliśmy w 32–33 tece „Pressji”.
Ekonomia trynitarna
„Pressje” 2012
teka 29
s. 256
oprawa miękka
cena 20 zł
przesyłka za darmo
166