Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Krzysztof Nędzyński kochaj k l i e n ta s w e g o jak siebie samego1 Marcin Kędzierski i Paweł Rojek mieli genialną intuicję, proponując ideę ekonomii trynitarnej (Kędzierski 2012, Rojek 2012), ale rozwijając ją, nie uchwycili istoty rzeczy. Ekonomia trynitarna nie może być ufundowana na wzajemności – to byłaby wewnętrzna sprzeczność. Najlepszy test dla teorii często polega na tym, żeby zastosować ją na sobie. Aby przeczytać tekę Ekonomia trynitarna, co do zasady trzeba zapłacić dwadzieścia złotych. Zgodnie z ujęciem Kędzierskiego mamy tu więc do czynienia z przykładem wzajemności zrównoważonej (rynkowej). Wychodzi na więc to, że teka Ekonomia trynitarna, która postuluje większą wzajemność uogólnioną, sama nie jest aktem wzajemności uogólnionej. Jawna sprzeczność! Można by złośliwie powiedzieć – lekarzu, ulecz samego siebie. Wewnętrzne sprzeczności ujęcia opartego na wzajemności widać także w tym, że oszustwo ujmuje się tu jako skrajną wersję wzajemności negatywnej: jednak oszustwo czy kradzież nie jest żadną formą wzajemności. Zakłada działanie wbrew woli ofiary. Nie ma też sensu mówić o wzajemności darmowej, jak postuluje Luigino Bruni (Grassl 2012: 70), bo nie wyjaśniając nicze- 154 go, pozostawia nas z pustym znaczeniowo oksymoronem. Na nic zda się też próba Rojka (2013a) ratowania sahlinowskiej typologii wzajemności. Dajmy więc sobie spokój z wzajemnością. Jeśli ekonomia trynitarna ma mieć coś ciekawego do powiedzenia, to jej centralnym pojęciem musi być dar. Teologia mówi nam, że ów dar ma być bezinteresowny, ma być przejawem miłości, ma się realizować w relacji osobowej… Już widzę grymas zniechęcenia na twarzy wszystkich, którzy praktycznie zajmują się biznesem. Każdego dnia doświadczają, że prowadzenie firmy w Polsce graniczy z heroizmem, ale zamiast wsparcia i otuchy słyszą nawoływanie do kolejnego wyrzeczenia. Potrafię sobie wyobrazić, jak denerwujące mogą być dla nich sugestie, żeby, jak proponuje Kędzierski, wyrzec się dwóch trzecich zysku na rzecz pracowników oraz społeczności lokalnej i w ten sposób realizować ideał ekonomii trynitarnej – bezinteresowny dar z siebie dla innych. Niniejszy esej ma trzy cele. Po pierwsze, pokazanie filozofom i teologom na czym w praktyce polega ekonomia trynitarna, a w szczególności, że nie chodzi tu koniecz- PRESSJE 2013, TEKA 34 nie o darmową pracę na rzecz innych. To byłaby utopia. Po drugie, mój tekst jest dyskusją z człowiekiem biznesu, którego filozofię życiową można streścić w haśle „oświeconego egoizmu”. Tej grupie czytelników chcę wykazać, że każdy, kto odnosi sukcesy w biznesie, w sposób nieuświadomiony jako założenia przyjmuje pewne wnioski wywiedzione z chrześcijańskiej teologii. Pokażę, że nie da się być konsekwentnie „oświeconym egoistą”. Sukces w biznesie nie jest wynikiem oświeconego, dalekowzrocznego egoizmu, lecz altruizmu. Rozróżnienie jednego od drugiego nie jest możliwe bez mocnej antropologii. Przez mocną antropologię rozumiem taką koncepcję człowieka, która przyjmuje, że każdy ma powołanie, a realizacja tego powołania jest celem życia i drogą do szczęścia. Wreszcie chciałbym, aby niniejszy esej był tym, o czym mówi – darem: inspiracją, wytchnieniem, praktyczną pomocą dla tych, którzy prowadzą biznes oraz wyrazem uznania dla autorów „Pressji”, którzy nie zawahali się zmierzyć z tematem najwyższej wagi, wystawiając się na gromy ze strony doktrynerów, cyników i poprawnych politycznie tchórzy. ofiarowanego szczodrze nawet wtedy, gdy ów gest towarzyszący transakcji był tylko fikcją, formalizmem i kłamstwem społecznym, i gdy w istocie występowało tu zobowiązanie i interes ekonomiczny. […] Spostrzeżenia te możemy rozciągnąć na nasze własne społeczeństwa”. Nawet jeśli ktoś z dobrego serca daje coś drugiemu za darmo, żeby mu pomóc, oczekuje czegoś w zamian – podziękowania, wdzięczności. W etnologii funkcjonuje pojęcie potlaczu. Oznacza ono święto rozdawania podarków, jakie kultywowano w licznych plemionach Ameryki Północnej, a także w Papui Nowej Gwinei. Mauss pokazuje, że potlaczu nie daje się po to, żeby drugiego wzbogacić, tylko dlatego, że przez rozdawanie prezentów awansuje się w hierarchii społecznej. Twórcy ekonomii trynitarnej zapewne nie zgłaszaliby takich zastrzeżeń, gdyby ktoś rozdawał pieniądze potrzebującym w zamian za „dziękuję”, ale problem nie jest wydumany. Istnieją ludzie, którzy uważają się za oświeconych egoistów: ich podejście do życia można sparafrazować w następujący sposób: tak, kieruję się własnym interesem, ale widzę, że najlepsze co mogę dla siebie zrobić, to pomagać innym, bo tak czy inaczej „dobro do mnie wraca”. To Przebaczenie Derridy rozumowanie znamy z klasyków ekonomii: Co to właściwie znaczy bezinteresowny dar? „Nie od przychylności rzeźnika, piwowara czy Czy w ogóle możliwy jest bezinteresowny piekarza oczekujemy naszego obiadu, lecz dar? Marcel Mauss (2007: 107) uważa, że od ich dbałości o własny interes. Zwracamy nie. Badał on społeczeństwa pierwotne się nie do ich humanitarności, lecz do egoi stwierdził, że „w wielu [kulturach pierwot- izmu i nie mówimy im o naszych własnych nych] akty wymiany i umowy dokonują się potrzebach, lecz o ich korzyściach” (Smith w formie podarunków, w teorii dobrowol- 2007: 20). Różnica polega na tym, że opinych, w praktyce – obowiązkowo ofiarowa- sane powyżej podejście jest rozciągnięte na nych i odwzajemnianych. […] Przybierały całe życie – dotyczy nie tylko i wyłącznie one zawsze postać darowizny, podarunku pracy zawodowej i kariery, ale także życia KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI 155 osobistego i aktywności w sferze publicznej. Ważnym argumentem oświeconego egoisty jest też to, że pomaganie innym jest przecież przyjemne. – Wy, chrześcijanie, też jesteście egoistami, tylko nie chcecie się do tego przyznać – mógłby powiedzieć oświecony egoista. – Jeśli poświęcacie się dla innych, to w tym samym znaczeniu co ja, gdy wkładam wielki wysiłek, aby na rynek wprowadzić nowy produkt. Różnica między nami polega na tym tylko, że wy liczycie na nagrodę w przyszłym, a nie w tym życiu. To nie jest żadne poświęcenie, tylko inwestycja. Ale schemat postępowania jest taki sam. – Nie czynimy innym dobra dla nagrody w niebie – odpowiedzą chrześcijanie – jest dokładnie na odwrót. My już otrzymaliśmy nagrodę. Czynimy innym dobro, bo, w sposób całkowicie niezasłużony, doznaliśmy i doznajemy dobra od Boga. Staramy się podać je dalej. – W sposób całkowicie niezasłużony? – skontruje oświecony egoista. – Nawet jeśli dla potrzeb dyskusji przyjmiemy, że Bóg jest, to i tak jesteście egoistami. Każdy jest i nie ma w tym nic złego, dopóki nie krzywdzimy innych. Bóg – według każdej religii – ma wielkie wymagania, żąda czci, stawia zakazy, chce żeby go o wszystko błagać. Więc o jakiej bezinteresowności tutaj mówimy? Wydaje się, że dyskusja z oświeconym egoistą dochodzi do martwego punktu. Jednak w tym miejscu na ratunek chrześcijaninowi przychodzi… Jacques Derrida. W spisanym pod koniec życia wykładzie Le siècle et le pardon Derrida analizuje pojęcie wybaczenia. Punktem wyjścia jest dla niego Holocaust i inne zbrodnie przeciwko ludzkości, które między innymi skłoniły premiera Japo- 156 nii, aby prosić o wybaczenie Koreańczyków i Chińczyków za okrucieństwa popełnione w czasie II wojny światowej. Derrida dostrzega, że wybaczenie ma dwa konieczne, ale nie dające się w żaden sposób ze sobą pogodzić wymiary. Pierwszy z nich to pojednanie, które zakłada, że winowajca uległ wewnętrznej przemianie, uznaje swoją winę i obiecuje przynajmniej, że znowu nie wyrządzi krzywdy. Wtedy i tylko wtedy ofiara może wybaczyć. W tym sensie pojednanie jest konceptem ekonomicznym, który działa na zasadzie warunkowej, coś za coś; pozwala na normalizację stosunków. Derrida uważa, że w każdym wypadku, kiedy „przebaczenie” ma praktyczny, uzdrawiający cel, nie jest „czyste”. Samo pojęcie przebaczenia w takiej sytuacji nie jest również czyste. „Przebaczenie nie jest, nie powinno być [wszystkie podkreślenia w cytatach w oryginale – K.N.] czymś normalnym, normatywnym, normalizującym [normal, normatif, normalisant]. Powinno pozostać czymś wyjątkowym i nadzwyczajnym […]”. Derrida kwestionuje „warunkową logikę takiej wymiany, bardzo rozpowszechnione założenie, zgodnie, z którym można zastanawiać się nad wybaczeniem tylko pod warunkiem, że winowajca o nie poprosił”. Jest w tym trudność i to nie w sensie praktycznym, ale trudność logiczna – w takim wypadku, to nie winowajcy jako takiemu się przebacza, ale komuś innemu, już lepszemu. „Żeby ująć samo pojęcie przebaczenia, logika i zdrowy rozsądek od razu napotykają paradoks: wydaje mi się, że trzeba zacząć do tego, że owszem, są rzeczy, których nie można wybaczyć. Czy nie są to jedyne rzeczy, które mają być wybaczone? Jedyne, które domagają się wybaczenia. Jeśli ktoś byłby gotowy wybaczyć tylko to, co wybaczalne, to, co Kościół nazywa „grzechem PRESSJE 2013, TEKA 34 powszednim”, samo pojęcie „przebaczenia” obietnic, niespłaconych długów, krzywd straciło by sens. Jeśli jest coś do wybaczenia, małych i wielkich. Oświecony egoista rozuto jest to, w języku religijnym, grzech śmier- mie, że jeśli nie chcemy zmienić swego życia telny, najgorsza, niewybaczalna zbrodnia w piekło, to trzeba jakoś się z tymi problebądź krzywda. I stąd pochodzi aporia, którą mami uporać, staje przed poważnym wyzwamożna wyrazić w suchej, zwięzłej formułce, niem, gdy musi odpowiedzieć na pytanie: bez litości: „Przebaczenie przebacza tylko dlaczego przebacza? W przeciwieństwie do to, co niewybaczalne. […] Przebaczenie musi dawania, wybaczanie nie jest przyjemne, określić samo siebie jako rzecz niemożliwą”. wymaga wyrzeczenia się tego, co się spraJest niemożliwe także dlatego, że jak mówi wiedliwie należy, bez żadnej nagrody – czy Pan Cogito „nie w twojej mocy przebaczać to materialnej, czy psychicznej. w imieniu tych których zdradzono o świcie”. Zdaniem Sebastiana Dudy (2006) dla Derri- Oświecony egoista zresztą wolałby chyba dy właściwe określenie sytuacji ofiary zawie- nie używać słowa „przebaczam”, a raczej ra się w figurze śmierci: „Nie chodzi tu tylko powiedzieć, że „macha na coś ręką” lub o fizyczne unicestwienie. […] Śmierć polega że „nie ma sprawy”. W ten sposób można w istocie na odebraniu możliwości wypowie- uporać się z błahymi przewinami. Tylko co dzenia siebie. Ofiara w sensie absolutnym właściwie oznacza takie zachowanie? Myślę, to ofiara, która nie może wykrzyczeć, że jest że taka sytuacja jest analogiczna do tej, gdy ofiarą. […] Zabita ofiara przebaczać nie mo- robiąc zakupy za 9,61 zł dajemy 10 złotowy że, choć paradoksalnie tylko ona mogłaby banknot i mówimy „reszty nie trzeba”. Nie przebaczyć to, co niewybaczalne”. Derrida chcemy narażać się na koszt transakcyjny nie mógł się wyplątać ze swojej aporii: „Te – czekać aż kasjer odliczy resztę, otwierać dwa bieguny, warunkowy i bezwarunkowy, portfela i nosić drobniaków w kieszeni. Masą absolutnie heterogeniczne i muszą po- chamy ręką na drobne długi i drobne przezostać nieredukowalne jeden do drugiego. winy nie dlatego, że chcielibyśmy je darować Są jednocześnie nierozerwalne: jeśli chce- czy wybaczyć. Po prostu chcemy szybko załamy, a to jest konieczne, żeby przebaczenie twić problem i zająć się własnymi sprawami. stało się skuteczne, konkretne, historyczne, Być może podobne zachowanie oświecony jeśli chcemy żeby nadeszło, żeby wydarzyło egoista racjonalizuje jako wspaniałomyślne się i dokonało przemiany, koniecznym jest, nietzscheańskie zapominanie. Albo wierzy aby przebaczenie stawiało warunki (psycho- w karmę i daruje licząc, że w przyszłości społeczne, polityczne, itd.). […] Nie można będzie mu darowane. Tak czy inaczej osoba wszakże zapomnieć, że to wszystko opiera dłużnika czy winowajcy w ogóle nie pojawia się na pewnej idei czystego i bezwarunkowe- się w polu uwagi. To nie jest przebaczenie, to go przebaczenia, bez której cała ta dyskusja są pragmatyczne sposoby na uporanie się ze sprawami błahymi. nie miałaby najmniejszego znaczenia”. Świat oświeconego egoisty nie może funkcjonować bez przebaczania przewin, które zdarzają się między ludźmi – niedotrzymanych Ale w życiu doznajemy też przewin niebłahych, na które nie da się machnąć ręką. Wówczas nawet oświecony egoista nie może KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI 157 uciec od rozumowania Derridy. Praktyczne warunkowe wybaczenie opiera się na pewnej idei czystego i bezwarunkowego przebaczenia. Czyste i bezwarunkowe przebaczenie, jeśli w ogóle jest możliwe, z definicji jest nie do pogodzenia z oświeconym egoizmem. A jednak istnieje logiczne wyjście z aporii Derridy. Znika ona jeśli: (1) istnieje osoba A, będąca absolutną ofiarą, zabitą na śmierć, całkowicie martwą, milczącą, nie mogącą wykrzyczeć swojej krzywdy; (2) istnieje osoba B, która te krzywdy bezwarunkowo przebacza; (3) osoba A i osoba B są współistotne. Trudność znika więc, jeśli jest ktoś, kto jednocześnie jest w pełni absolutną ofiarą i kto bezwarunkowo przebacza. Sebastian Duda zwraca uwagę, że w wielu europejskich językach w „przebaczeniu” widać „obdarowanie”: forgive, pardonner, vergeben. Jeśli więc, logicznie rzecz biorąc, może istnieć bezwarunkowe przebaczenie, to może także istnieć bezinteresowny dar. Bezwarunkowe przebaczenie jest właśnie bezinteresownym darem. Co to znaczy w tym przypadku bezinteresownym? Dostępnym w każdej chwili, kiedy winowajca zechce uznać swoją winę, ale nie uzależnionym od tego, że uzna on swoją winę. W jakim sensie darem? Darem w sensie „lepszej przyszłości zarówno dla ofiar, jak i sprawców zła”. Wypowiedzmy powyższe zdania w języku teologii chrześcijańskiej: pojęcie daru zakłada istnienie (co najmniej) dwóch osób boskich, ich współistotność oraz człowieka, który zgrzeszył i potrzebuje przebaczenia. Duda zwraca uwagę na ważną rzecz. W Modlitwie Pańskiej wymienione są prośby, jakie chrześcijanie kierują do Ojca, wierząc, że On może je wypełnić: święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja… „Jedynym ludzkim działaniem, 158 o jakim w tej modlitwie mowa jest przebaczenie, ale nawet to jest uzależnione od przebaczenia Ojca: i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. My mamy tylko przebaczać, jak przebaczył nam Ojciec. Wszystko inne robi Bóg. Mówiąc językiem ekonomicznym, mamy dawać z tego, co dał nam Bóg – z naszej natury, z naszych talentów, tak jak dał nam Bóg – dla dobra innych. Kto posiada talent zarządzania, ma tym talentem obdarowywać innych, czyli kierować ludźmi dla dobra klientów, współpracowników i otoczenia. Jeszcze precyzyjniej: można powiedzieć, że mamy prze-dawać. Przedrostki forgive, pardonner – jak na przykład w słowie „forward” – konotują relację przechodniości. Można to rozumieć jako wezwanie „jeśli otrzymałeś, to podaj dalej”. To jest fundamentalnie inna zasada niż „żeby otrzymać, daj” oświeconego egoisty. Warto zwrócić uwagę, że „przedawać” to staropolskie słowo odpowiadające dzisiejszemu „sprzedawać”. Ten trop sugeruje, że działalność komercyjna jest odpowiedzią na pierwotny fakt, że zostało się obdarowanym. W ten sposób dochodzimy do ekonomii trynitarnej jako spójnej z ludzkim doświadczeniem hipotezy i propozycji zupełnie nowego spojrzenie na biznes. Teraz wykażę, na czym ekonomia trynitarna polega w praktyce i dlaczego tłumaczy więcej niż alternatywne ujęcia. Między ekonomią a ekonomią trynitarną Rozpoczynając analizę, ekonomista trynitarny po pierwsze popatrzy na branżę, w której działa dane przedsiębiorstwo. Można zarabiać sprzedając chipsy (o smaku PRESSJE 2013, TEKA 34 zielonej cebulki, ale również chipsy intelektualne, na przykład prasę bulwarową), albo też sprzedając dobre książki. Nie oznacza to, że ta pierwsza działalność jest zła, a druga dobra. Na rynku z pewnością jest miejsce dla chipsów i alkoholu, tak samo jak jest miejsce dla warzyw i zielonej herbaty. Paracelsus, renesansowy lekarz i przyrodnik, uważał, że ta sama substancja może być lekarstwem lub trucizną – w zależności od dawki. Jego spostrzeżenie można zastosować szerzej – do wszystkich dóbr dostępnych w gospodarce. Chipsy i suszone owoce, pociągowe czytadła i poważna literatura, egzotyczne wycieczki i pielgrzymki do świętych miejsc mogą być zarówno trucizną, jak i lekarstwem – w zależności od dawki. Ekonomia trynitarna postuluje, aby przedsiębiorca poczuwał się do odpowiedzialności za to, żeby nabywca „nie przedawkował”, cokolwiek nie byłoby przedmiotem jego działalności. W tym sensie praktycznie każdy rodzaj działalności gospodarczej powinien obejmować edukację klientów. Daje się zauważyć, że ludzie pracujący w firmach, które spełniają autentyczne ludzkie potrzeby są szczęśliwsi niż ci, którzy nie widzą takiego sensu swojej pracy. Jestem przekonany, że nie jest to przypadek. Jest to raczej potwierdzenie, że ekonomia trynitarna, podobnie jak grawitacja, działa nawet wtedy, gdy się w nią nie wierzy. Jest wielu ludzi, którzy chcą pomagać innym: w świetlicach, poradniach pedagogicznych, szpitalach, ośrodkach opiekuńczych, nawet jeśli wymaga to wysokich kompetencji zawodowych, wiąże się z dużym osobistym poświęceniem i skromnymi zarobkami. Trudno znaleźć podobne przypadki na przykład w branży FMCG, gdzie mniejszą sensow- ność pracy trzeba ludziom wynagrodzić większymi zarobkami, a i tak okazuje się, że to nie wystarczy. Wykonywanie pracy, która nie ma większego sensu, rzutuje na psychikę i deformuje postrzegania świata. Na przykład pracownicy banku Goldman Sachs w firmowym slangu nazywają swoich klientów „mupetami” (Smith 2012), a sprzedawanie swoich usług określają mianem „strzyżenia”, np. „udało mi się ostrzyc mupeta na 100 tysięcy dolarów”. Bez mocnej antropologii nie sposób zrozumieć skąd bierze się zjawisko depresji wśród dobrze opłacanych pracowników korporacji. Wydawałoby się, że nie powinni mieć powodów do narzekania. A jednak: „Wracam po ośmiu godzinach pracy do domu i wiem, że dziś nie zrobiłem nic ważnego. A pracowałem przez cały dzień, rzetelnie, mam świetne wyniki, odpisałem na kilkadziesiąt e-maili, zrugałem pracowników, kogoś zwolniłem, kogoś zrekrutowałem – mówi kierownik w oddziale firmy ubezpieczeniowej. Ma 25 lat i wysokie, jak na swój wiek, stanowisko. Pracownicy go nie lubią – bo jest wymagający, czasem obcesowy. Cisną go z góry, w oddziale nie ma z kim porozmawiać. Uważa, że jego praca jest jałowa – sprzedaje ludziom coś, czego tak naprawdę nie potrzebują, ale daje mu to duże pieniądze. Za premię roczną jedzie na Sri Lankę w maju. Na trzy tygodnie. Na razie od piątku do niedzieli imprezuje tak, żeby nie myśleć za dużo. W poniedziałek leczy resztki kaca i dziwi się, patrząc na stan znacznie uszczuplonego konta. Marzył, żeby być weterynarzem” (dżek, sia 2013). Z punktu widzenia wolnorynkowej ortodoksji nie ma podstaw, żeby czynić różnicę między opisanymi powyżej podejściami do KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI 159 pracy – można być ratownikiem medycznym, domiona. Jak jest to możliwe? Na podobnej można zatrudnić się w Goldman Sachs. Jed- zasadzie jak molierowski pan Jourdain nie nak ekonomista trynitarny ma większe wy- wiedział, że mówi prozą. W Piśmie Świętym magania. Zanim da swój placet będzie chciał jest mowa o tego rodzaju nieświadomości: dowiedzieć się, czy dany biznes, najogólniej „Prawo moje wyryję w ich sercach” (Hbr 10: rzecz ujmując, służy człowiekowi. A to czy 8) i „Bóg jest miłością. Kto trwa w miłości służy, służy mniej lub wręcz szkodzi, ma trwa w Bogu” (1 J 4: 16). Skoro więc można obiektywne skutki – daje satysfakcję lub zo- odnieść sukces w życiu zawodowym bez postawia pustkę, którą jakoś trzeba znieczulić. znawania ekonomii trynitarnej, to czy trzeSą ludzie, którzy mimo obiektywnie dużego ba się nią przejmować? Jednym z celów ekomajątku, psychicznie mają bardzo silne po- nomii trynitarnej jest to, aby oświeconych czucie deprywacji. Bardzo wyraźnie widzą, egoistów i innych niewierzących, którzy czego im jeszcze brakuje, nie doceniają tego rozumieją biznes, podprowadzić pod drzwi co już mają, bez względu na stan posiadania Objawienia. Ludzie dochodzą do poznania nigdy nie mają „dość” (Bogle 2009). Według Boga różnymi drogami – naukowcy poszumnie nie jest przypadkiem, że tego rodzaju kując prawdy o świecie, artyści poszukując uczucia żywią zazwyczaj ludzie, którzy żyją piękna. Działalność gospodarcza to bardzo z kreowania fałszywych potrzeb lub eksplo- ważna forma ludzkiej aktywności i wydaje atowania kapitału społecznego. Z drugiej się naturalne, że konsekwentny rozwój na strony ci, którzy, wykonując swoją pracę, tej drodze także prowadzi do Tego, który zaspokajają autentyczne ludzkie potrzeby, „tworzy wartość”. Podprowadzić. Nie przeposiadają rozwinięte poczucie wyjątkowości prowadzić. To nie jest w mocy człowieka. swojego istnienia. Są wdzięczni Bogu lub lo- Nawrócenie jest zawsze dziełem Ducha sowi za to, że żyją. Rozumieją, że szczęśliwe Świętego. W filmie Matrix jest wymowna życie, jakie prowadzą, nie jest wyłącznie ich scena, kiedy Morfeusz prowadzi Neo do zasługą, ale zostało im dane z góry – przez Wyroczni i mówi: „ja mogę ci tylko wskazać to, że urodzili się tam, gdzie się urodzili, drzwi, ale ty sam musisz przez nie przejść”. mają rodzinę, którą mają, trafili na inspiru- Uważam, że zawiera się w tym głęboka jących nauczycieli i mentorów i tak dalej. Ci prawda. Stanięcie wobec swojego przeznaludzie sens życia widzą w pomaganiu innym, czenia (lepiej: powołania) jest zawsze aktem w najgłębszym sensie osobistym. ofiarowywaniu im darów. Twierdzę, że każdy prawdziwy sukces w życiu zawodowym wynika z realizacji postulatów ekonomii trynitarnej. Tę tezę potwierdzają bardzo metodologicznie rygorystyczne badania. Jim Collins (2007) i Adam Grant (2013) pokazują, że największe sukcesy w biznesie osiągają zdyscyplinowani altruiści. Realizacja postulatów ekonomii trynitarnej nie musi być uświa- 160 W ekonomii trynitarnej nie chodzi bowiem o to, żeby ludzi przekonywać, że istnieje abstrakcyjny Bóg czy żeby postępowali etycznie, byli uczciwi w interesach. Idzie tu o to, aby pokazać, że otwarcie się na możliwość istnienia Boga jest koniecznym krokiem na drodze rozwoju zawodowego i osobowego. Kiedyś w życiu trzeba przeprowadzić na sobie test hipotezy teologicznej; „Boże, jesteś albo Cię PRESSJE 2013, TEKA 34 nie ma – nie wiem. Patrząc na ten świat, czasami wydaje się mi, że na pewno Ciebie nie ma. Być może jednak czegoś nie dostrzegam i najpierw trzeba abym uwierzył, żebym mógł zrozumieć. Jestem więc gotowy. Przyjmuję to, co dla mnie przygotowałeś, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Boże, jeśli istniejesz, wskaż mi moją drogę”. Tylko tyle i aż tyle. Reszta jest Dziełem Ducha Świętego. Oto dar, kosztuje 20 zł Dar nie musi być bezpłatny. Jest to paradoks, który najbardziej utrudnia zrozumienie, czym jest ekonomia trynitarna, jednak świetnie wyjaśnia go Seth Godin, autor kilkunastu bestsellerów i bardzo poczytnego bloga biznesowego. Godin pisze o odkrywaniu swego powołania, które zawsze wiąże się z wychodzeniem ze strefy komfortu, podejmowaniem ryzyka dla dobra innych. Oto kilka przykładów ekonomii trynitarnej w wydaniu Godina: jest coś, co trzeba kupić za pieniądze i daje się za darmo, ale to nie jest dar. Dar naprawdę kosztuje obdarowującego. To mogą być pieniądze (dostatecznie dużo pieniędzy, że jest to odczuwalne), ale raczej wiąże się z poświęceniem albo ryzykiem, albo narażeniem się. Prawdziwy dar to więź łącząca serca, coś co zmienia zarówno darowującego jak i obdarowanego. Pewien czytelnik zapytał mnie, dlaczego nie rozdaję mojej książki za darmo. Przecież, argumentował, jeśli dary są fundamentem nowej ery, dlaczego nie rozdawać jej za darmo, jako dar. To, że coś jest darmowe nie oznacza że jest darem. […] Uważam, że aby mówić o darze, obdarowujący musi poświęcić się, rozpocząć nierówną wymianę, zbliżyć się do odbiorcy, wywołać zmianę i wykonać to we właściwym duchu. Jeśli robi coś mniej, to może być sprytny sposób na zrobienie interesu, ale to nie jest magiczny poziom daru. Dzień pracy za dniówkę to mantra ery przemysłowej. Według bardziej nowoczesnego poglądu dzień pracy trzeba traktować jako szansę na stworzenie trwałych darów” (Godin 2010). (1) Dar nie musi być za darmo. Przede wszystkim musi naprawdę kosztować obda- (2) Ciężko pracować to znaczy dawać siebie: rowującego: „Co to jest dar? Rozmawiałem „Co to znaczy ciężko pracować w XXI wieku? kiedyś z byłem prezesem jednej z najwięk- Twój pradziadek wiedział, co to znaczy ciężko szych korporacji, który powiedział mi, że pracować. Cały dzień zwoził siano, żeby mieć miał trzy sekretarki. Jedną odpowiedzialną czym nakarmić krowy. Jest jasne co znaczy za kalendarz, drugą do pomocy w jego nor- ciężka praca w gospodarce ręcznej. Gdy nie malnych obowiązkach i trzecią, której jedy- mieliśmy maszyn, dzięki ciężkiej pracy pronym zadaniem było wysyłanie ludziom po- dukowaliśmy więcej. A to oczywiście był najdarków. Myślę, że kiedy coś zostało wybrane lepszy sposób, żeby wykarmić rodzinę. Te przez sekretarkę i wysłane przez korporację, dni dawno odeszły w przeszłość. Większość to nie jest podarunek. To jest prezent. Albo z nas nie używa własnych mięśni jako subprzysługa. Kupon prezentowy od bogatego stytutu dla maszyn – z wyjątkiem sytuacji wujka to też jest prezent, a nie dar. Przysłu- kiedy płacimy za przywilej potrenowania na gę oddajemy komuś, licząc na taką samą lub siłowni. Dziś 35 procent amerykańskiej siły większą przysługę w przyszłości. Prezent to roboczej pracuje przy biurku. Tak, to prawda KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI 161 wysiadujemy tam długie godziny, ale jedyny duży wysiłek to zmiana pojemnika w dystrybutorze wody na nowy. Dalej myślisz, że pracujesz ciężko? […] Jasne, pracujesz długo, ale «długo» i «ciężko» to są dziś dwie różne rzeczy. Dziś i w przyszłości naprawdę ciężka i trudna praca nie zabiera dużo czasu. Wymaga wspięcia się na wyżyny możliwości. Ciężka praca polega na podejmowaniu trudnych decyzji takich, jak złożenie wypowiedzenia i założenie własnej działalności. Stworzyć nowy znaczący system, usługę lub proces to jest ciężka praca. Powiedzieć szefowi, że jest intelektualnie i emocjonalnie leniwy, to jest ciężka praca. Dużo łatwiej stać z boku i patrzeć, jak firma się rozpada. […] Ciężka praca wiąże się z ryzykiem. Zaczyna się tam, gdzie bierzesz się za rzeczy, z którymi wolałbyś nie mieć nic wspólnego: strachem przed porażką, strachem przed wychyleniem się, strachem przed odrzuceniem. Ciężka praca polega na tym, żeby nauczyć się przeskoczyć nad tą przeszkodą, obejść ją, podkopać się pod nią. I jak się uda, następnego dnia zrobić to samo” (Godin 2007). (3) Nie angażować się oznacza okradać innych: „Mam nadzieję, że zgadzamy się co do tego, że istnieje moralny obowiązek, by być uczciwym, by traktować ludzi z godnością i szacunkiem i pomagać potrzebującym. Zastanawiam się, czy jest też moralny obowiązek, aby inicjować. Uważam, że tak. Uważam, że jeśli masz zdolności i możliwości, żeby coś stworzyć, wtedy «powinieneś» rośnie do poziomu «musisz». Albo wywołujesz zmianę, albo marnujesz okazję. Kiedy marnujesz okazję, nie tylko zmniejszasz swoją zdolność do dawania, ale co ważniejsze, zabierasz coś reszcie, innym, nam. Kiedy jesteś członkiem organizacji, społeczności, jesteś z kimś w re- 162 lacji, masz zobowiązanie względem innych, żeby inicjować. Żeby być tym, który rozpoczyna i sprawia, że coś się staje. Uchylać się od tej powinności to tak, jakbyś okradał innych. Jeśli ukrywasz swoją twórczą iskrę, grzebiesz pomysły, zachowujesz spostrzeżenia dla siebie, szkodzisz swojemu otoczeniu tak samo, jak gdybyś ukradł laptopa i wystawił go na aukcję” (Godin 2011: 64). Myślenie Godina jest bliskie istocie moralnych nakazów chrześcijaństwa. Anthony de Mello (2010: 49) pisze: „Zbyt często zrównujemy grzech z postępowaniem, uczynkiem, prawem i obowiązkiem. Dla Jezusa grzech jest czymś głębszym. Grzech to niechęć do rozwoju, odmowa miłości, niechęć do zaangażowania się, do troski i podjęcia ryzyka. Wiele przypowieści potępia odmowę wzrostu lub podjęcia ryzyka. Spójrzcie na przypowieść o talentach (Mt 25: 14–30) oraz na tę o owcach i kozłach (Mt 25: 32–46) – przedstawiają odmowę zaangażowania się. Potem jest przypowieść o drzewie, które nie daje owoców, ilustruje odmowę zrodzenia owocu i wzrostu”. W wielu aspektach rozwój, o którym pisze Godin jest podobny do chrześcijańskiej walki z samym sobą o siebie. Między tymi ujęciami jest jednak fundamentalna różnica. Chrześcijanin rozumie, że własnymi siłami nie dokona niczego. Niewierzący jest skazany na własne siły. Na czym polega dar między ludźmi? Możemy zdefiniować, czym jest dar, jeśli dysponujemy pojęciem entelechii. W filozofii Arystotelesa, przejętej w średniowieczu przez teologię i antropologię chrześcijańską, „entelechia” oznacza pełnię, aktualizację wszystkich potencjalności danego bytu. W wypadku człowieka entelechię możemy utożsamiać PRESSJE 2013, TEKA 34 z powołaniem. Powołanie to „najlepsza mości, maszyny, zapasy tworzy się z materii, wersja” danej osoby, pełnia tego, czym ona którą można przekształcać, ale nie da się jej może być. Powołanie jest niezmienne: jest „radykalnie” zniszczyć ani stworzyć. Zasoby ono dane z góry i można je jedynie rozpo- naturalne się odnawiają. Zanieczyszczona znać i na nie odpowiedzieć lub nie. Każde woda w końcu się oczyści i znów będzie możpowołanie jest dobre. Darem jest wysiłek na jej użyć. Natomiast czas, jakim dysponują człowieka w postaci działania lub zmateria- ludzie, to „substrat” potrzebny do tworzelizowania w produkcie, dzięki któremu inny nia kapitału ludzkiego i jest on najbardziej może zrobić krok swojej entelechii, ku pełni nieodnawialnym zasobem jaki istnieje swojego człowieczeństwa. Darem jest poży- w gospodarce. Jeśli Janko Muzykant mógł czenie młodszemu koledze książki (Dzikiego być drugim Chopinem, a nim nie został, to serca powiedzmy), której on na obecnym jest to strata niepowetowana. Dobry biznes etapie swojego życia potrzebuje. Darem jest zatem to taki, który tworzy kapitał (przede zatrudnienie poszukującego pracy (pod wa- wszystkim ludzki) oraz jest zdolny do trwarunkiem, że nie jest to praca obliczona na nia, czyli generuje zyski. Alexandre Havard wyeksploatowanie pracownika i zastąpienie (2007: 61) pisze: „dla przywódców organizago kolejnym). I darem może też być zwolnie- cji osiągnięcie ważnych celów nigdy nie jest nie kogoś z pracy, jeśli ów nie skorzystał ze celem samym w sobie, lecz tylko środkiem 177 szans poprawy, a wypowiedzenie umo- osiągnięcia celu jeszcze ważniejszego: rozwy staje się jedynym wyjściem, aby kiedykol- woju wszystkich, którzy angażują się w życie wiek mógł oduczyć się bezmyślności, leni- organizacji”. Dzięki mocnej antropologii możemy też zdefiniować (choć nie numerycznie stwa i nieodpowiedzialności. obliczyć), czym jest rozwój całej gospodarki: Dzięki pojęciu entelechii możemy także jest to tworzenie kapitału, czyli realizowanie zdefiniować, czym jest rozwój: jest proce- potencjału tkwiącego w ludziach zamieszsem, w którym człowiek staje się bardziej kujących dany obszar i zasobach fizycznych sobą, realizując swoje życiowe powołanie. tam dostępnych. Bez tej antropologii, defiPewne aspekty tego procesu ekonomia na- niując rozwój gospodarczy, jesteśmy skazani zywa tworzeniem kapitału ludzkiego. Na na maksymalizowanie wartości transakcji kapitał ludzki składają się takie czynniki jak zachodzących w gospodarce (PKB) bez żadwykształcenie, umiejętności fachowe, do- nego kryterium pozwalającego odróżnić świadczenie, kreatywność, relacje z innymi, transakcje „pożyteczne” od tych, które nie zdrowie i energia życiowa, które pozwalają przyczyniają się do dobrobytu lub wprost ludziom wykonywać pracę. Ekonomia patrzy go zmniejszają. Rozwiązaniem nie jest takna kapitał ludzki przez pryzmat zdolności że, jak proponują niektórzy, zastąpienie do generowania zysków. Wydaje się, że jest PKB innymi wskaźnikami utożsamianymi to odwrócenie porządku. Zyski są warun- z dobrobytem np. oczekiwanej długości żykiem istnienia przedsiębiorstwa. Jego celem cia, wykształcenia i dochodu. System miejest rozwój. Rozwój to tworzenie kapitału, rzenia dobrobytu, bazujący na PKB, HDI czy przede wszystkim ludzkiego. Nacisk kładę innym wskaźniku, immanentnie narażony na kapitał ludzki. Kapitał fizyczny, nierucho- jest na ryzyko wypaczenia. Dziś wielu ludzi KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI 163 nie dziwi się już, gdy pada stwierdzenie, że dobrobytowi będzie sprzyjać wyrzucenie sprawnych samochodów na śmietnik (bo przez zakup nowych powiększa się statystykę PKB). Ekonomiści mają świadomość, że takie wypaczanie ma miejsce. Prawo Goodharta stwierdza, że z chwilą, gdy dowolna zmienna socjoekonomiczna staje celem polityki, traci wartość informacyjną. Staje się coraz mniej wiarygodna. Podlega reinterpretacji, naciąganiu, manipulacji, aby wskazywała pożądany wynik. Dobrym przykładem tego zjawiska są kolejne zmiany definicji zadłużenia publicznego w Polsce, w miarę jak zbliża się ono do ustawowo dopuszczalnych progów. Prawo Goodharta stanowi fundamentalne ograniczenie naszych zdolności poznawczych w ekonomii, analogicznie jak zasada nieoznaczoności Heisenberga w fizyce. Niestety, prawo Goodharta jest dziś mało znaczącym przypisem w toczących się sporach. Ekonomia trynitarna a biznes W wielu firmach można zaobserwować prawidłowość, że dwadzieścia procent najlepszych sprzedawców generuje osiemdziesiąt procent przychodów. Pod koniec lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku Xerox Corporation wynajęła znanego trenera Neila Rackhama, żeby odkrył dlaczego tak jest i jak podnieść wyniki gorszych osiemdziesięciu procent. Rackham przeanalizował ponad trzydzieści tysięcy przypadków rozmów handlowych i przez zupełny przypadek, dokonał bardzo ciekawej obserwacji. „Wyniki sprzedaży były ściśle uzależnione od czasu, jaki upłynął od zatrudnienia handlowca. Wartość sprzedaży zaczyna z niskiego pułapu, stabil- 164 nie rośnie w czasie, aby po 18 miesiącach niespodziewanie runąć w dół. 18 miesięcy. Potem następuje katastrofa” (Kuć 2012). Dlaczego tak się dzieje? Na początku sprzedawca musi wykonać duży wysiłek, żeby się przełamać. Wie, że jest mnóstwo pytań, na które nie zna odpowiedzi. Ryzykuje, że się ośmieszy, udzielając złej. Dlatego uważnie słucha klienta, stara się go dokładnie zrozumieć i dopiero wtedy przedstawia ofertę. Ten stres, ta niepewność, a jednocześnie chęć do nauki i pomocy to jest jego dar. To, że klient musi zapłacić i to od razu, niczego w tym układzie nie zmienia, pod warunkiem, że jego potrzeba została zrealizowana (a nie, że dostał to czego chciał). Biznes kwitnie, a klienci są zadowoleni. Naturalną koleją rzeczy sprzedawca nabiera doświadczenia. Staje się specjalistą. Czuje się komfortowo. Zna odpowiedzi na wszystkie pytania i wie czego trzeba klientowi, zanim ten zdąży otworzyć usta. Pozornie wszystko jest dokładnie tak jak wcześniej – sprzedawca sprzedaje towar klientom. Ale ekonomista trynitarny dostrzeże, że zmieniła się rzecz najważniejsza – tutaj nie ma więcej darów! I widać to najpierw w spadającym zadowoleniu klientów, którzy kupili to, co chcieli, a nie to czego, jak się okazało, potrzebowali, potem w wynikach sprzedaży, a w końcu także w samopoczuciu sprzedawcy. Rutyna zabija miłość – także w biznesie! Co oczywiście nie znaczy, że doświadczony sprzedawca nie może dawać. Może – tylko tym razem dar polega bardziej na cierpliwości w wyjaśnianiu „oczywistych” kwestii. Kuć, autor bloga o sprzedaży, wyjaśnia: „Dlaczego 18 miesięcy? Tyle czasu potrzeba, aby wykształcić eksperta”. Przykład drugi: w reakcji na spadające wyniki może pojawić się presja, żeby sprzedawać PRESSJE 2013, TEKA 34 „agresywniej”. Taka strategia może rzeczywiście prowadzić do „poprawy” wyników finansowych. Ekonomista trynitarny dostrzeże jednak, że zachodzi tu proces zupełnie podobny do tego, gdy zysk firmy rośnie dlatego, że sprzedała ona element trwałego majątku, na przykład nieruchomość. Przejadanie kapitału nie jest oczywiście powodem do radości. Problem polega na tym, że współczesna księgowość radzi sobie z wycenianiem kapitału fizycznego, ale w dużej części przypadków nie przywiązuje wagi do tego, co dzieje się z kapitałem ludzkim – czy na przykład zyski firmy nie pochodzą z wykorzystywania klientów, pracowników lub otoczenia. Nie znamy sposobu, żeby policzyć, ile „wartości” stracił doradca finansowy, który motywowany premiami do maksymalizowania sprzedaży, przez lata zachęcał klientów do kupowania produktów, których niekoniecznie potrzebowali. Co tutaj znaczy „stracił na wartości”? Rozumiem przez to, że wkładając bardzo wiele wysiłku w coś, co nie jest tego warte wpada w zniechęcenie, przestaje widzieć sens swojej pracy i życia. Takich psychologicznych skutków pracy niezgodnej z powołaniem (własnym lub powołaniem człowieka w ogóle) nie wpisuje się w rachunek wyników, między innymi dlatego, że są trudne do obiektywnej wyceny. Ale nawet jeśli nie można ich dokładnie policzyć warto mieć świadomość, że zjawisko deprecjacji kapitału ludzkiego istnieje tak samo jak deprecjacja kapitału fizycznego. Przykład trzeci: deprecjacja kapitału społecznego dotyczy także klientów. Dziś bardzo dużo mówi się o narastającym ogłupieniu, obniżeniu standardów cywilizowanego współżycia, kryzysie kultury, upadku mediów. Wielu ludzi uważa, że najłatwiej moż- na zarobić na rozniecaniu niskich emocji, a biznes z wysokimi ambicjami, zwłaszcza w branży sprzedaży idei, to nader często upadający biznes. Co na to ekonomista trynitarny? Można przejadać kapitał ludzki, można go tworzyć. Można zbudować biznes wykorzystujący ludzką naiwność, ale można też założyć firmę, żeby ludzi edukować. To pierwsze z pewnością jest łatwiejsze, ale nie oznacza to wcale, że – w ścisłym sensie – bardziej dochodowe. Jedynie wydaje się takim: tylko dlatego, że ignoruje dokonującą się destrukcję kapitału. Rachunek wyników powinien brać pod uwagę to, co dzieje się z kapitałem, którym operuje przedsiębiorstwo. Firma przez jakiś czas może funkcjonować i nawet wykazywać zyski, wyprzedając kolejne części majątku. Ale to się musi kiedyś skończyć. Podobnie jest z kapitałem ludzkim, nawet jeśli nie mamy narzędzi, aby go zmierzyć. Ogłupianie czytelników skandalizującymi newsami prędzej czy później skończy się tym, że zostaną ogłupieni. Kapitał ludzki zostanie zniszczony i nie będzie mógł być więcej w takim stopniu źródłem dochodu – analogicznie jak wyeksploatowana maszyna. Okazuje się więc, że aby rozróżnić dobry biznes (czyli biznes tworzący kapitał oraz generujący zyski) od niedobrego potrzebujemy pojęcia entelechii i mocnej antropologii. A mocna antropologia ufundowana jest na teologii: „Człowieka […] nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa” (Jan Paweł II 2005: 22–23). To nie jest „argument z autorytetu”, KOCHAJ KLIENTA SWEGO JAK SIEBIE SAMEGO • KRZYSZTOF NĘDZYŃSKI 165 ani wyznanie wiary. Uważam, że powyższy cytat jest logiczną konkluzją niniejszego eseju. W każdym razie tłumaczy więcej niż inne antropologie, z dominującym dziś ewolucjonizmem na czele. Jeśli rzeczywiście najgłębszą prawdą o człowieku jest to, że powstał w wyniku ewolucji, a najbardziej fundamentalną zasadą jego działania jest szukanie przyjemności i unikanie cierpienia, to skąd depresje na tle zawodowym u ludzi mających dobrze płatną, wygodną i bezpieczną pracę? Ten i wiele innych problemów, z którymi nie radzi sobie dzisiejsza ekonomia, znajduje rozwiązanie, jeśli za fundament uznamy to, że człowiek jest jednością fizyczno-psychicz- no-duchową i nie osiąga szczęścia inaczej niż przez realizację swojego powołania. Powołania, misji życiowej, entelechii nie da się wytłumaczyć na gruncie teorii ewolucji ani żadnej innej antropologii. Jeśli więc chcemy lepiej zrozumieć skąd bierze się sukces w biznesie i gdzie ma źródło dobrobyt społeczeństw, należy przywrócić Bogu właściwe miejsce w ekonomii. Taki przewrót pozwala mieć nadzieję, że w XXI wieku strukturalny zastój gospodarczy i nędza, systemowo zmarnowany potencjał kreatywności, dehumanizacja pracy dotykająca całych grup społecznych, masowe bezrobocie nie z własnego wyboru odejdą w przeszłość. 1. Tekst powstał dzięki programowi Karol Wojtyła Fellowship Centrum Myśli Jana Pawła II. Co dalej? To – jak się zdaje – jeden z najważniejszych głosów w dyskusji nad Ekonomią trynitarną. Cały blok polemik, komentarzy i wyjaśnień na ten temat zamieściliśmy w 32–33 tece „Pressji”. Ekonomia trynitarna „Pressje” 2012 teka 29 s. 256 oprawa miękka cena 20 zł przesyłka za darmo 166