Rozdział 10 - Wydawnictwo Orion Plus

Transkrypt

Rozdział 10 - Wydawnictwo Orion Plus
Rozdział 10
Zdobywanie
pola
„Biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed
nami, patrząc na Jezusa, sprawcę i dokończyciela wiary, który zamiast doznać należytej mu
radości, wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego
hańbę” (Hebr. 12,1.2).
Była już czwarta kwarta. Pozostała minuta i czterdzieści trzy
sekundy. Nasi rywale prowadzili siedemnaście do trzynastu. Byliśmy na linii 23 yarda. Po strzale na bramkę i tak bylibyśmy
o punkt za nimi. Potrzebowaliśmy przyłożenia! Miałem szesnaście lat i byłem lewym obrońcą młodszego zespołu reprezentującego Appleton High School.
Trener poprosił o czas. Stłoczyliśmy się wszyscy wokół niego,
ciężko oddychając, czując presję tego momentu. Trener rozejrzał się, spojrzał na wyraz naszych twarzy, a potem patrzył nam
prosto w oczy. Zatrzymał się na mnie.
– Hohnberger, wszystko zależy od ciebie. Nie zatrzymuj się, aż
dotrzesz do pola punktowego.
171
Moje oczy otworzyły się szeroko. Zaschło mi w ustach. Serce
zaczęło mi bić jak szalone. Dlaczego wybrał mnie? Miałem tylko
172 centymetry wzrostu i ważyłem 68 kilogramów. Dlaczego nie
wysłał pomocnika, który miał 187 centymetrów wzrostu i ważył
88 kilogramów? Rzuciłem okiem w kierunku linii bocznych na
twarze moich przyjaciół, rodziców i dziewczyny, którzy nam kibicowali. Tu chodziło o honor naszej drużyny. Nie mogliśmy ich
zawieść. Pomyślałem o drużynie przeciwnej. Niektórzy z nich byli
wysocy i dobrze zbudowani. Presja była coraz większa. To było
naprawdę ważne. A ja byłem zdenerwowany!
Zdobywanie pola. Kiedy uderzają cię z boku, kiedy łapią cię
za koszulkę, kiedy atakują cię z tyłu, kiedy podwajają ilość zawodników tam, gdzie biegniesz – czy biegniesz dalej, czy przewracasz się na ziemię? Czy biegniesz w stronę światła, czy też
pozwalasz im przewrócić cię?
Zajęliśmy swoje miejsca na linii wznowienia gry. Rozgrywający
podał lewą ręką. Rzucił piłkę do mnie. Trzymając ją pod ramieniem,
zacząłem biec z całych sił – zdecydowany, podekscytowany i pełen
obaw jednocześnie. Nagle ktoś uderzył mnie z boku, aż wykonałem
pełny obrót w miejscu, wciąż jednak biegłem, moje nogi niosły mnie
do przodu. Ktoś złapał mnie za koszulkę, ale biegłem naprzód. Oczy
miałem skierowane na pole punktowe i nic nie mogło mnie zatrzymać. Pomiędzy mną a tym polem stało dwóch z największych brutali, jakich kiedykolwiek widziałem. Wyglądali jak Goliat, a ich spojrzenie wydawało się mówić: „Dalej nie dasz rady!”. Z błyskawiczną
prędkością zdecydowałem się przebiec pomiędzy nimi. Skoczyli na
mnie, a ja zachwiałem się, ale widziałem już moją upragnioną linię.
Dzieliło mnie od niej już tylko kilkadziesiąt centymetrów!
„Biegnij dalej, Hohnberger! – zmuszałem się. – Nie ugnij się pod
ciężarem! Nie możesz się zatrzymać! Nie możesz się poddać! Ruszaj
nogami. No dalej, ruszaj tymi nogami! Nie możesz się przewróć!”
Moje mięśnie były wyczerpane, płuca paliły, a moje nogi mogły
lada chwila ugiąć się pod ciężarem tych dwóch wspomagających.
Ale nie zamierzałem się poddać!
172
Kiedy upadłem na ziemię, przygnieciony spoconymi ciałami,
byłem centymetry za linią pola punktowego. Przyłożenie!
Nie potrafię opisać tej euforii, którą odczujesz, gdy stawisz
czoła przytłaczającym przeciwnościom i nie ugniesz się. Zdałeś
egzamin. Zrobiłeś, co było w twojej mocy. Dałeś z siebie wszystko i przekroczyłeś linię końcową. Nie tylko przetrwałeś – stałeś
się silniejszy!
Boży obóz rekrutów
A jak jest w twoim przypadku? Czy czujesz uderzenie z tyłu?
Czy jesteś atakowany z boku? Czy chcą cię zatrzymać, stając
ci na drodze? Czy łapią cię za koszulkę, szarpią za maskę, rzucają się na ciebie? Niestety, to wszystko jest częścią życia. Jest
to również część ścieżki chrześcijanina. „Wszyscy, którzy chcą
żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą”
(II Tym. 3,12).
Jeśli twoim trenerem jest Bóg i słuchasz Jego rad, wbiegniesz
pomiędzy dwóch wspomagających, zdecydowanych, by cię zatrzymać. Jeśli twoje oczy są utkwione w linii pola punktowego,
możesz się spodziewać, że inni będą starali się ci przeszkodzić.
Jeśli dajesz z siebie wszystko, by osiągnąć metę w wyścigu życia prowadzącym do Jego chwały, otrzymasz niejedno uderzenie.
Może ono spowodować, że obrócisz się w miejscu lub potkniesz
się, ale nie pozwól, by cię przewróciło.
Patrz na cel. Celem nie jest oczyszczenie się z win. Nie jest
nim dowód, że twoi (nie)przyjaciele nie mieli ani trochę racji,
a cała racja była po twojej stronie. Celem nie jest szczęśliwe
zakończenie twojej smutnej historii. Celem jest ukończenie zadania, jakie twój niebiański Trener ci powierzył – tak, jak zrobił
to Jezus. Jego śmierć na krzyżu wyglądała na sromotną porażkę,
ale tak naprawdę na krzyżu zdobył On „przyłożenie” w ostatniej
minucie. Uwielbił Boga i dokończył zadanie, jakie Bóg Mu powierzył (zob. Jan 17,4). Na każdym kroku, od żłobka aż po grób,
On robił wszystko, co było wolą Jego Ojca, nie Jego własną. Na
173
każdym kroku był atakowany przez przeciwników, ale jego „zdobywanie pola” zaprowadziło Go aż do pola punktowego i triumfalnego okrzyku: „Wykonało się!” (Jan 19,30).
Ten sam opór obliczony na zniszczenie Go okazał się być szczeblami na drabinie, po której wspiął się do zwycięstwa (zob. II Piotra 1,2-8). Dwaj brutale, którzy chcieli zablokować moją drogę
do pola punktowego, uczynili mój triumf tak radosnym. Te samy
okoliczności, które przygniatają cię i wpędzają w rozpacz, mogą
stać się powodem twojego największego sukcesu. Bóg nie chce,
byś wegetował przez całe życie, wykształcając mierny charakter.
On chce, byś obfitował i rozwijał się przez pokonywanie przeszkód i przeciskanie się pomiędzy trudnościami. On chce, byś był
w stanie powiedzieć: „To była najlepsza rzecz, jaka kiedykolwiek
mnie spotkała, choć przyszła w najgorszy możliwy sposób!”.
To część Bożego programu. Bez prób nie zauważymy, jak bardzo Go potrzebujemy. Bez konfliktu nie uświadomimy sobie naszych wielkich słabości. Bez sprzeciwu złoto naszej wiary miesza
się z żużlem polegania na sobie. Stajemy się duchowymi leniwymi tłuściochami i poniedziałkowymi rozgrywającymi, zamiast
wytrwale biec w naszym wyścigu.
Dlatego Bóg woła do nas zza linii bocznych: „Wszystko zależy
od ciebie. Nikt nie może zająć twojego miejsca w grze życia. Gra
w twoim życiu toczy się o Mój honor. Nie zatrzymuj się, aż dobiegniesz do końca”. On wysyła nas na pole w konkretnym celu.
Pozwala, byśmy byli doświadczani aż do głębi swojej duszy. Pozwala wrogowi przeszkadzać nam z każdej strony, aż będziemy
silni w wierze i stali w dążeniu do celu. On pomaga nam rozwijać
zdolności „zdobywania pola”.
Boży pomocnik
Bóg wezwał Pawła
zza linii bocznej, ale
Paweł zobaczył cel i
twierdził: „Wszystko
na zakurzonej drodze do Damaszku – nie
z pozycji przeciwnika – i nakazał mu biec.
nigdy się od niego nie odwrócił. Gorliwie
uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką
174
ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać
Chrystusa i znaleźć się w nim, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej na zakonie, lecz tę, która wywodzi się z wiary
w Chrystusa (...) żeby poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego i uczestniczyć w cierpieniach jego (...) Zmierzam
do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez
Boga w Chrystusie Jezusie” Fil. 3,8-14). Jego cel był stały, namierzony, jego spojrzenie tylko jedno.
Czy myślicie, że biegł swoją ścieżką bez przeciwności? Oczywiście, że nie! Przez cały czas był tropiony przez zazdrosnych
Żydów, zdecydowanych go uciszyć. Ale Paweł w niesamowity
sposób „zdobywał pole” (zob. Dz. Ap. 13,14)!
Kiedy napotkał na sprzeciw w Antiochii, razem z Barnabą
„otrząsnąwszy na nich proch z nóg swoich, poszli do Ikonium”
(Dz. Ap. 13,51). W Ikonium musiał stawić czoła niewierzącym
Żydom, którzy podburzyli pogan i podjudzili ich przeciw niemu.
Ale Paweł nie ruszył się z miejsca, „mówiąc odważnie w ufności
ku Panu” (Dz. Ap. 14,3). Kiedy dowiedział się o okrutnym spisku
na swoje życie, uszedł do Listry – nie jako tchórz, ale jako ten,
którego oczy są skierowane na nagrodę.
W Listrze Paweł uzdrowił człowieka, który od urodzenia był chromy, a tłumy zaczęły się wokół niego tłoczyć. Wtedy przybyli Żydzi
z Antiochii i Ikonium i nastawili ludzi przeciw Pawłowi i Barnabie.
Po kilku godzinach zmienny motłoch, który był gotowy do wielbienia Pawła i Barnaby jako bogów, wystąpił przeciw nim i ukamienował Pawła. Sądząc, że nie żyje, wywlekli go z miasta i porzucili.
Ale czy to powstrzymało Pawła? Nie! Podniósł się i wrócił do
miasta! Mówimy o „zdobywaniu pola”! Nikt przy zdrowych zmysłach by tak nie postąpił! Ale Paweł tak zrobił. Dlaczego? Ponieważ patrzył na Jezusa – nie na konflikt, nie na ból, nie na
smutek. Skupił się na Jezusie. Życie Pawła pokazuje, że w wytrwałym biegu, jaki ma być naszym udziałem, możemy odnaleźć
radość i pokój.
175
O czym teraz myślicie? Co szepcze wam Duch Święty? Jak wasze „zdobywanie pola” wypada w porównaniu z Pawłem?
Po opuszczeniu Listry Paweł i Barnaba udali się do Derbe.
Paweł głosił tam ewangelię i pozyskał wielu uczniów, a potem
wrócił do Listry, Ikonium i Antiochii, umacniając dusze uczniów
i nawołując ich do trwania w wierze: „musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego” (Dz. Ap. 14,22).
Uciski! Musimy przejść przez wiele ucisków, żeby dotrzeć do pola
punktowego? Tak właśnie jest napisane. Wszyscy, którzy żyją pobożnie w Chrystusie Jezusie wzniecą zazdrość i zawiść „świętych”.
Doświadczą – wraz z Chrystusem i Pawłem – prób i cierpienia,
a zwycięstwo nie zawsze będzie przychodziło od razu. Bóg nie obiecuje chrześcijaninowi życia bez walki. Oddanie życia Chrystusowi
i życie dla Niego nie wyklucza cierpienia. W rzeczywistości takie
życie jest niemal gwarancją cierpienia, w takiej czy innej postaci.
Józef został zdradzony przez swoich własnych braci, a potem
przez pana, któremu wiernie służył. Mojżesz był najbardziej pokornym człowiekiem na świecie, a mimo to jego lud, któremu
poświęcił swoje życie, raz po raz zwracał się przeciw niemu. Izajasz spędził swe życie jako cierpliwy, odważny nauczyciel – prorok zarówno nadziei, jak i zagłady. Mimo to był lekceważony
i ignorowany przez wielu Izraelitów i, jak mówi tradycja, został
przecięty na pół piłą za czasów króla Manassesa. Jeremiasz niestrudzenie pracował, by ocalić Judę od zagłady, a został nagrodzony przez spuszczenie na powrozach do błotnistej cysterny.
„I ugrzązł Jeremiasz w błocie” (Jer. 38,6).
Eliasz został nazwany „sprawcą nieszczęść w Izraelu” (I Król.
18,17). Zachariasz, syn kapłana Jehojady, został ukamienowany
w świątyni za to, że odważył się głośno nawoływać do pokuty (zob. II Kron. 24,20.21). Niemal wszyscy uczniowie zmarli
śmiercią męczeńską. Spójrzcie na życie reformatorów, Wiklifa,
Husa, Hieronima, Lutra, Zwinglego i Wesley’a – wszyscy oni
doświadczyli prześladowania, w takiej czy innej formie. Każdy
z nich został sprawdzony aż do głębi. Każdy z nich stawał w obli-
176
czu chwil zniechęcenia. Każdy z nich był kuszony, by się poddać
i pozwolić drużynie przeciwnej, by zwaliła się na niego. Ale tego
nie zrobili. Szli naprzód i minęli linię mety. Uwielbili Boga. Ich
„zdobywanie pola” jest wspaniałym świadectwem, zachęcając
nas nawet teraz!
Przed jakim „plutonem egzekucyjnym” stoisz? Który „masywny
wspomagający” biegnie w twoją stronę? Być może próbujesz rozwiązać problemy małżeńskie. Być może twoje przekonania spowodowały konflikt z krewnymi. Może twój styl życia niezbyt dobrze
działa na twojego sąsiada. Możliwe, że nie pasujesz do swojego
miejsca pracy, ponieważ nie oglądasz tych samych filmów, nie
śmiejesz się z tych samych żartów i nie żyjesz w ten sam sposób,
co twoi współpracownicy. Może jesteś najnowszą ofiarą łańcucha
plotek. Są niezliczone sposoby otrzymania ciosu.
Nie daj się zaskoczyć ani zniechęcić. Bóg nie ma względu na
osobę. Nie oczekuj, że On oszczędzi ci cierpienia, prób i niesprawiedliwości. To część podróży. Dlaczego? Ponieważ ten świat jest
polem bitwy pomiędzy Chrystusem i szatanem. Szatan zajął tę
ziemię jako swe prawowite terytorium i pilnie obserwuje tych,
którzy poddają się jego arcywrogowi, Chrystusowi. Każdy, kto
przynosi chwałę Chrystusowi i oczyszcza Jego charakter z zarzutów, staje się dla szatana celem, który chce zniszczyć. Kiedy
jesteśmy atakowani, pomaga nam to pamiętać o tej wojnie. To
pomaga też widzieć przywódcę za ludzkimi agentami. To on jest
prawdziwym wrogiem.
Nic nie może nas jednak spotkać, jeśli wcześniej nie zostanie
dopuszczone przez tron łaski. Oczywiście, nasi wrogowie chcą
wyrządzić nam zło, ale Bóg używa tego na rzecz dobra (zob.
Rzym. 8,28).
Zostań na murze!
Bóg powiedział Nehemiaszowi: „Wszystko zależy od ciebie, Nehemiaszu. Gra toczy się o Mój honor. Nie zatrzymuj się, aż mury
Jeruzalemu zostaną odbudowane”.
177
Nehemiasz spojrzał na przeciwności, przeszkody i trudności.
Wyglądały naprawdę groźnie. Sprawdził zasoby, jakie miał do wykonania tego zadania. Były dość wątpliwe. Ale Bóg powiedział:
„Biegnij, Nehemiaszu, biegnij”. Więc Nehemiasz biegł, a Bóg otwierał drogę.
Upoważniony i wyposażony przez króla Persji Nehemiasz wyruszył do Jerozolimy. Wiedząc, że zawzięci wrogowie są gotowi mu
przeszkodzić, ostrożnie planował swoje ruchy. Apelując do serc
współbraci Izraelitów, pozyskał ich do współpracy. Jego nadzieja,
entuzjazm i determinacja były zaraźliwe. Ludzie zjednoczyli się
z nim i oddali swe ręce dla dzieła odbudowania murów.
Kiedy przekroczyli linię wznowienia gry, ruszył na nich pierwszy obrońca. Sanballat i Tobiasz, samarytańscy sąsiedzi, zmieszali się z robotnikami i zaczęli ich wyśmiewać.
„Co ci nędzni Żydzi wyczyniają? – zawołał drwiąco Sanballat.
– Chcą się obwarować? Czy na nowo ożywią te kamienie, które
są przecież spalone?”
Tobiasz z jeszcze większą pogardą dodał: „Choćby i zbudowali, to
i tak, gdy lis skoczy na ich mur kamienny, zawali go” (Neh. 4,3).
Wkrótce zaczęli przeszkadzać budującym w bardziej agresywny sposób. Udając przyjaciół, wrogowie wmieszali się między
nich, podsuwając wątpliwości i powodując zamieszanie. Utworzyli spisek, aby odwrócić uwagę Nehemiasza i odciągnąć go od
nadzorowania i zachęcania robotników. Rozpuszczali też plotki,
że Nehemiasz knuje przeciw królowi perskiemu.
Ale Nehemiasz cały czas szukał wsparcia i prowadzenia u Boga, a lud był chętny do pracy. Przedsięwzięcie szło naprzód, aż
wszystkie dziury w murze zostały zapełnione i cały mur osiągnął
połowę swojej docelowej wysokości (zob. w. 6).
Teraz dotarli do trzeciej linii obrony. Zdobywali coraz więcej
pola! Nie tylko Samarytanie planowali wojenny atak na Nehemiasza i jego pracę, ale również niektórzy z przywódców żydowskich rozczarowali się i próbowali zniechęcić Nehemiasza, mówiąc: „Wszyscy są zmęczeni. Wszyscy potrzebujemy odpoczyn-
178
ku. Wciąż jest tyle gruzu do wyniesienia. Odpuśćmy sobie”. Był
też kolejny powód do zniechęcenia. Mieszkający w okolicy Żydzi,
którzy nie brali udziału w pracy, przejęli rozkazy i raporty wroga i powiedzieli o nich pracującym – wyolbrzymiając trudności
w pracy i nalegając, by ją przerwali.
Ale wyglądało na to, że kpiny i szyderstwa, sprzeciw i groźby
tylko wzmacniały determinację Nehemiasza. Nie można było go
powstrzymać. Jego oczy były skierowane na Boga i Jego dzieło
i nic nie mogło go poruszyć! „Modliliśmy się więc do Boga naszego i wystawialiśmy dniem i nocą przeciwko nim straże” – napisał (w. 9). Podzielił pracę ludzi na zmiany. Trzymali swoją broń
zawsze pod ręką, kiedy pracowali, i podzielili się na pracujących
i pilnujących, tak by praca nad murem posuwała się naprzód,
a strażnicy zawsze byli gotowi podnieść alarm, kiedy zobaczą
nieprzyjaciela.
Widząc, że ani plotki, ani frontalny atak nic nie pomogą, Sanballat i Tobiasz udawali, że chcą zawszeć pokój z Nehemiaszem.
Zaprosili go na spotkanie, na którym planowali go zabić. Ale Nehemiasz, oświecony przez Ducha Świętego, odmówił przyjścia
na to spotkanie. Wtedy Sanballat wysłał list otwarty, w którym
twierdził, że Nehemiasz planował zdradę przeciw królowi Persji.
Nehemiasz jednak odpowiedział: „Nic z tego, co ty mówisz, nie
zaszło, ale sam to wszystko zmyśliłeś” (Neh. 6,8).
Potem Samarytanie przekupili człowieka, którego Nehemiasz
uważał za przyjaciela, aby zamknął się w pomieszczeniu wewnątrz przybytku, tak jakby jego życie było w niebezpieczeństwie. Udając wielką troskę o bezpieczeństwo Nehemiasza, Szemajasz doradził mu, by szukał schronienia w świątyni. „Pójdźmy razem do domu Bożego, do wnętrza przybytku, i zamknijmy
drzwi przybytku; nadchodzą bowiem ci, którzy cię zabiją. W nocy
nadejdą, aby cię zabić”.
Nehemiasz nie musiał długo zastanawiać się nad prawdziwym
charakterem i powodem słów swego doradcy. Powiedział: „Odgadłem bowiem, że to nie Bóg go wysłał, lecz że wypowiedział
179
tę wyrocznię o mnie, ponieważ Sanballat i Tobiasz przekupili go.
A został przez nich przekupiony, abym ja się przeląkł i uczynił
tak, a przez to popełnił grzech, i aby oni mieli podstawę do zniesławienia mnie, by mnie zhańbić” (Neh. 6,12.13).
Haniebna rada udzielona przez Szemajasza była powtarzana wielokrotnie przez ludzi o dobrej reputacji, którzy udawali
przyjaciół Nehemiasza, podczas gdy w tajemnicy byli w zmowie
z jego wrogami. Ale ich pułapki zawiodły. Nieustraszona odpowiedź Nehemiasza brzmiała: „Czy człowiek taki jak ja ma uciekać? Czy ktoś taki jak ja wejdzie do przybytku, aby ratować
życie? Nie pójdę!” (w. 11).
Bez względu na groźby, zastraszanie i próby odwrócenia uwagi,
jakimi uderzali go jego wrogowie, wzrok Nehemiasza był zwrócony na cel i szedł on naprzód, dopóki mur nie był skończony
w mniej niż dwa miesiące od jego przybycia (zob. w 15). Przyłożenie!
O zbudowanie jakiego muru poprosił cię Bóg? Czy twoja uwaga
jest skierowana na tę sprawę? Czy jacyś „Samarytanie” próbują
odwrócić twoją uwagę lub zastraszyć cię? Zauważ, że Nehemiasz
nie przestał budować muru, by udobruchać Samarytan. Nie czekał też na bardziej dogodny czas dla robotników. Zauważył, że
ich serca są niewzruszone, poczynił odpowiednie przygotowania
do swego programu i ruszył do przodu, by „zdobyć przyłożenie”.
To imponujące.
Niesprawiedliwe!
Wróćmy znów do Pawła. Był wraz z Sylasem w Filippi. Dzięki nim opętana przez demona dziewczyna została uwolniona od
szatana, a przez to pozbawiła swych właścicieli dochodu, który
uzyskiwali dzięki jej wróżbom. Zaalarmowani ekonomicznymi
zawirowaniami, jakie mogła spowodować w ich mieście ewangelia, podnieśli krzyk i oskarżyli Pawła i Sylasa o zakłócanie spokoju w mieście i nauczanie obcych zwyczajów, które są niezgodne
z prawem (zob. Dz. Ap. 16,202.21). Wzburzenie tłumu rosło,
180
więc pretorzy kazali ich wychłostać rózgami. „A gdy im wiele
razów zadali, wrzucili ich […] do wewnętrznego lochu, a nogi ich
zakuł w dyby” (ww. 23.24).
Jakie to niesprawiedliwe! A jednak ciągle tak się dzieje. Dzieje
się tak za każdym razem, kiedy poważnie traktujemy ewangelię
i zaczynamy ją stosować w pracy, którą nam wyznaczył Bóg – bez
względu na to, czy jest nią naprawianie małżeństwa, ratowanie
krnąbrnego dziecka, czy wyzwalanie zgubionej duszy. Obrona
zauważa nasze działanie i planuje, jak postawić na naszej drodze
mur. Nasi przeciwnicy biją nas – może nie rzeczywistymi rózgami, ale pół-prawdami i pogłoskami, które dokonują zamachu na
nasze charaktery, nasze rodziny lub naszą pracę. Zamykają nas
w wewnętrznym lochu – może nie literalnie, ale odcinają nas
od naszych grup, stanowisk lub awansów. Jesteśmy zamknięci
i pozostawieni sami sobie. Jesteśmy wyłączeni, wygnani, opuszczeni. A przygotowane dla nas dyby to zabiegi, by utrzymać nas
w izolatce. Przywiązują nas w martwym punkcie, utrudniają pracę kaznodziejską i każdą inną. Dlaczego? Ponieważ mamy inny
punkt widzenia niż oni.
Więc, jak sobie radzisz? Czy doświadczyłeś lub właśnie doświadczasz (nie)przyjacielskiego ognia? Jak się zachowujesz,
kiedy już cię przewrócili, pobili, kiedy leżysz na plecach i nie
masz dokąd pójść? Jakie jest twoje podejście? Czy jesteś gotowy
do kapitulacji? Czy czujesz silną pokusę, by uciec i schować się?
Czy tęsknisz za zemstą? Czy po prostu stawisz temu czoła?
Jak stawić czoła sytuacji, kiedy jesteś zamknięty w więzieniu,
leżysz płasko na plecach, a twoje nogi są zakute w dyby? Jest tylko
jeden sposób – związany z Duchem Żywego Boga i Jego Słowem,
które obiecuje: „Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę” (Hebr. 13,5).
„Jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mat.
28,20). Bóg nie opuścił Daniela w lwiej jamie. Nie opuścił Szadracha, Meszacha i Abed-Nego w ognistym piecu. On nie opuścił
Pawła i Sylasa w lochu w Filippi. Nigdy też nie opuści ciebie!
181
Co za drużyna!
Na linii wznowienia gry z niepokojem obserwowałem drużynę
przeciwną, która stała ramię w ramię i nie zostawiała mi miejsca,
by się przedostać. Wszyscy oni byli więksi ode mnie! Nie widziałem żadnej drogi! Wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna!
Równie dobrze mogłem się poddać w tej chwili!
Wtedy obejrzałem się na moją drużynę. Oni również stali ramię w ramię, byli pomiędzy mną a obroną. Pomocnik był gotowy,
by biec ze mną. Prawy obrońca przygotowywał się, by zrobić
wyrwę, przez którą będę mógł się przedostać.
Rozgrywający rozpoczął grę, podał mi piłkę i zacząłem biec. Ale
nie biegłem sam! Końcowy całą drogą biegł przy mnie, blokując
wszystkie ataki. Duży wspomagający biegł w moją stronę i wiedziałem, że chce mnie przewrócić. Ale zanim do mnie dobiegł,
obrońca zablokował go, a ja się prześliznąłem. Ten gość złapał
mnie za koszulkę, aż obróciłem się w miejscu, ale nie przewrócił
mnie, ponieważ moi koledzy z drużyny zablokowali go i wyłączyli
z gry. Nie dotknęło mnie nic, co najpierw nie przedostało się
przez mój zespół! Nie byłem sam! Zdobywałem kolejne yardy,
ponieważ nie byłem sam! Udało mi się dotrzeć do pola punktowego dzięki drużynie, która przez całą drogę była ze mną!
Czy rozumiesz, jak to działa? Nikt z was nie dobiegłby do strefy
końcowej bez pomocy drużyny. Bóg chce być twoim trenerem.
Jezus chce biec przy twoim boku. Duch Święty i niebiańscy aniołowie robią wyrwę w linii obrony, tak byś mógł biec naprzód. Nie
może cię dotknąć nic, co najpierw nie przejdzie przez nich. I nie
dojdzie do ciebie nic, czego oni najpierw nie potrafią odwrócić
tak, by służyło dobremu celowi. Bez nich w żaden sposób nie
mógłbyś sobie poradzić. Z nimi nie możesz przegrać! Są przy
tobie, by zobaczyć, jak „zdobywasz przyłożenie”!
Więc biegnij! Biegnij w Jego sile! Biegnij przy Jego boku. Biegnij tak, jak On ci mówi! Nie zatrzymuj się, aż ukończysz pracę,
jaką On ci wyznaczył! Nie rezygnuj, dopóki On cię do tego nie
wezwie! Nie poddawaj się i nie zniechęcaj! Nie ważne, ile razy
182
i jak mocno zostaniesz uderzony, czy nawet ile razy znajdziesz
się na ziemi. Tym różni się życie od futbolu. Upadek na ziemię
może zakończyć mecz futbolowy, ale w życiu niczego nie kończy.
Bóg nie liczy, ile razy się przewrócisz. On kibicuje, żebyś jak najczęściej się podnosił!
Co za postawa!
Właśnie w taki sposób Paweł i Sylas stawili czoła drużynie przeciwnej! Dostrzegli niewidzialną rzeczywistość Bożej niebiańskiej
drużyny. Żyli w tej rzeczywistości. Wiedzieli, że wierzący, którzy
chcieli im przeszkodzić, nie mogli się równać z drużyną, która
biegła razem z nimi. Paweł zauważa: „W nim żyjemy i poruszamy się, i jesteśmy” (Dz. Ap. 17,28).
Wyobraź ich sobie. Jest północ, Paweł i Sylas wciąż leżą
w zimnym, ciemnym lochu. Krew z ich ran zdążyła już zakrzepnąć na tym, co pozostało z ich ubrań. Chłód z kamieni, na których leżą, przenika ich aż do szpiku kości, czyniąc ich sytuację
jeszcze trudniejszą. Pozycja, którą wymuszają dyby, powoduje
nieustanną mękę. Nie byli w stanie zasnąć. W oczach głodnych,
spragnionych, wyczerpanych uczniów drużyna przeciwna wyglądała na niezwyciężoną. Dla mnie zniechęcenie w takiej sytuacji
byłoby silną pokusą, a dla was? Byłbym kuszony, by po prostu
przetrwać tę noc i mieć nadzieję na odpoczynek z rana, a wy?
Kusiłoby mnie, by zanosić moje modlitwy w ciszy, użalając się
nad sobą, a was?
Ale Paweł i Sylas zobaczyli coś więcej niż tylko obronę, czyż
nie? Oczami wiary spojrzeli na swoją własną, potężną drużynę.
Skupili się na swojej „strefie punktowej”. Chcieli „zdobyć przyłożenie”! Jard za jardem zdobywali pole w jedyny właściwy dla
nich sposób. Zaczęli nabożeństwo ze śpiewem. I bynajmniej nie
był to cichy śpiew!
Strażnicy więzienia i pozostali więźniowie często słyszeli przekleństwa i złorzeczenie dobiegające z tego wewnętrznego lochu,
ale teraz usłyszeli modlitwy i pieśni! Nie za bardzo wiedzieli, co
183
o tym myśleć! Czy nie słyszysz Pawła i Sylasa? Ja słyszę! Co za
głębia, co za zdecydowanie, co za skupienie! Byli jak Nehemiasz
odmawiający zejścia z muru – nie poddali się i nie pozwolili się
złamać. Co za determinacja! Co za dziedzictwo wewnętrznej drogi. To jest wiara, która ślubuje: „Bez względu na wszystko będę
chwalił mojego Boga!”. To lojalność Joba, która zapewnia: „choćby mię i zabił, przecię w nim będę ufał” (Job 13,15 - BG). To
właśnie sprawia (nie)przyjacielski ogień. Wypala żużel i oczyszcza złoto naszych charakterów.
Czy stoisz przed „plutonem egzekucyjnym”? Czy twoi przeciwnicy wystawili niemożliwą do pokonania linię obrony? Nie widzisz
drogi, którą mógłbyś przejść? Patrz nieco bliżej siebie. Masz
swoją własną drużynę, która jest gotowa biec w wyścigu razem
z tobą. Zamiast być zaabsorbowanym ruchami obrony, skup się
na własnym zdobywaniu pola. „Jak teraz zagrać, Panie?” „W którą stronę teraz?” „Nie zatrzymuj się! Biegnij do przodu!”
Jeśli jesteś blokowany i przewrócony na ziemię, nie wpadaj
w rozpacz. Czasami musimy poczuć, że jesteśmy ranni, byśmy
poczuli potrzebę Wielkiego Lekarza. Kiedy otwieramy nasze rany
przed Bogiem, On może dać nam swą uzdrawiającą moc, moc do
życia ponad zniewagami i oszczerstwami naszych (nie)przyjaciół,
moc do budowania murów zamiast toczenia walki z Samarytanami, moc do śpiewania i modlenia się tak, by inni więźniowie
ciała mogli poznać moc ewangelii, która wychodzi poza pojęcie
religii aż do głębi rzeczywistości chodzenia z Bogiem – Bogiem,
który uzdalnia nas do śpiewu, kiedy mamy ochotę złorzeczyć,
Bogiem, który daje nam moc do modlitwy, kiedy pragniemy zemsty i krwi.
(Nie)przyjacielski ogień – kto go pragnie? Nikt z nas! Kto go potrzebuje? My wszyscy. Wszyscy mamy tendencje do zatrzymywania się na miernym poziomie, chyba że mamy motywację do walki
o doskonałość. Wszyscy bywamy ślepi na nasze braki, chyba że
jesteśmy zmuszeni do zauważenia ich. Wszyscy mamy skłonności
do bycia duchowymi słabeuszami, dopóki coś nie pobudzi nas do
184
ćwiczenia naszej wiary. (Nie)przyjacielski ogień nie jest po to, byśmy go przetrwali. Chodzi w nim o rozwój i rozkwit!
Pytania:
1.Czy biegniesz dalej, kiedy zostajesz uderzony, czy oddajesz się użalaniu nad sobą?
2.Czy twój wzrok jest skupiony na strefie punktowej (Jezusie
i niebie), czy na tych, którzy chcą ci przeszkodzić?
3.Czy uginasz się pod przytłaczającymi przeciwnościami?
4.Czy po prostu starasz się przetrwać, czy rozwijasz się i rozkwitasz?
5.Czy skupiasz się na usprawiedliwieniu się, czy na dokończeniu zadania, do którego Bóg cię powołał?
6.Czy pozwalasz, by okoliczności wpychające cię w rozpacz
stały się powodem sukcesu?
7.Czy możesz powiedzieć: „To była najlepsza rzecz, jaka kiedykolwiek mnie spotkała, choć przyszła w najgorszy możliwy sposób”?
8.Czy wycofujesz się, kiedy napotykasz na opór, czy też
otrząsasz proch ze swoich nóg i idziesz dalej?
9.Jak twoje „zdobywanie pola” wypada z porównaniu z Pawłem?
10.Czy oczekujesz, że Bóg oszczędzi ci cierpienia, prób i niesprawiedliwości?
11.Czy zdajesz sobie sprawę, że nie może ci się stać nic, co
nie przeszło najpierw przed tron łaski?
12.Czy biegniesz, zatrzymujesz się, czy odwracasz, kiedy Bóg
mówi: „Biegnij!”?
13.O zbudowanie jakiego muru prosi cię Bóg? Czy skupiasz
swoją uwagę na tej sprawie?
14.Jaka jest twoja postawa?
15.Czy pragniesz zemsty?
16.Czy dostrzegasz, że w (nie)przyjacielskim ogniu nie chodzi
tylko o przetrwanie, ale o rozwój i rozkwit?
185
Wytrwaj w swoim zadaniu
Każdy człowiek otrzymał od Pana zadanie.
Jego sprawą jest, by je wykonać,
a sprawą szatana jest, by Mu w tym przeszkodzić.
Jak pewnym jest, że Bóg wyznaczył ci zadanie, tak pewnym jest,
że szatan będzie próbował ci przeszkodzić.
Może:
próbować cię od niego odrzucić;
pokazać inne, bardziej obiecujące rzeczy;
wabić cię światową perspektywą;
uderzyć w ciebie oszczerstwami;
męczyć cię fałszywymi oskarżeniami;
sprawić, byś bronił swojego charakteru;
użyć pobożnych ludzi, by mówili kłamstwa na twój temat i doskonałych ludzi, by cię oczerniali.
„Piłat, Herod, Annasz i Kajfasz” mogą zjednoczyć się przeciw
tobie,
a Judasz może stać obok ciebie, gotowy by sprzedać cię za
trzydzieści sztuk srebra.
I możesz się zastanawiać, dlaczego to wszystko cię spotyka.
Czy nie widzisz, że to wszystko przychodzi przez przebiegłość
diabła, by odciągnąć cię od twojego zadania i przeszkodzić
w twoim posłuszeństwie wobec Boga?
186
Wytrwaj w swoim zadaniu:
Nie wzdragaj się z powodu ryku lwów.
Nie zatrzymuj się, by ukamienować diabelskie psy.
Nie tarć czasu na ściganie diabelskich królików.
Wykonuj swoje zadanie.
Pozwól kłamcom kłamać; sekciarzom krytykować; władzom
decydować; redaktorom publikować; pozwól diabłu, by czynił
tyle zła, ile może.
ALE
Upewnij się, że nic nie przeszkodzi ci w ukończeniu zadania, jakie Bóg ci wyznaczył.
On nie wysłał cię, byś zarabiał pieniądze.
On nie przykazał ci wzbogacić się.
On nie wezwał cię, byś bronił swojego charakteru.
On nie powiedział, byś zaprzeczał kłamstwom, które szatan
i jego słudzy mogą rozpowiadać.
Jeśli robisz te rzeczy, nie zrobisz nic więcej; będziesz pracował
dla siebie, a nie dla Pana.
Wytrwaj w swoim zadaniu:
Niech twój cel będzie stały jak gwiazda.
Niech świat się burzy i pieni.
Możesz być atakowany, krzywdzony, znieważany, oczerniany,
raniony i odrzucony.
Możesz być lżony przez wrogów, opuszczony przez przyjaciół,
odrzucony i pogardzany przez ludzi.
ALE
Patrz na to z nieugiętą determinacją, z niezłomnym zapałem,
z którymi będziesz dążył do wielkiego celu w swoim życiu, do
sensu swojego istnienia, aż w końcu będziesz mógł powiedzieć:
„Ukończyłem zadanie, które mi powierzyłeś”
– Autor nieznany (cytowane w Fullness of Joy, Erica B. Hare, s. 190)
187