Dziecko

Transkrypt

Dziecko
W strone ojca - portal o ojcostwie i ojcostwie w kryzysie
Dziecko
04.02.2007.
Najlepszą wspólnotą wychowawczą jest i zawsze pozostanie rodzina. A to oznacza ojca i matkę,
tworzących małżeństwo i razem wychowujących dzieci. Zarówno rozwód, jak i rozstanie rodziców przed
ślubem są dramatem dla dziecka, dramatem, którego nie można naprawić.
Dziecko
Poruszający, ważny, ale niesprawiedliwy - taka była nasza pierwsza refleksja po przeczytaniu tekstu dr.
Pawła Mroczkowskiego. Druga była podobna - jego analizy, choć dotyczące ważnego problemu, są w
dużej mierze jedynie odwróceniem argumentacji stosowanej przez feministki, również te zasiadające w
sądach rodzinnych, dostrzegające jedynie prawa kobiet. Mroczkowski zachowuje się podobnie - dostrzega
głównie prawa ojca. Gdzieś między tymi dwoma skrajnościami gubi się zaś to, co najważniejsze: prawa
dziecka.
Zacznijmy jednak od początku. Paweł Mroczkowski stawia sprawę jasno: do rozwoju dziecka potrzebni są
ojciec i matka. I co do tego nikt nie ma wątpliwości. Problem w tym, że dziecku potrzebni są oboje
rodzice razem, a nie osobno.
Rodzina - nie ojciec i matka
Najlepszą wspólnotą wychowawczą jest i zawsze pozostanie rodzina. A to oznacza ojca i matkę,
tworzących małżeństwo i razem wychowujących dzieci. Zarówno rozwód, jak i rozstanie rodziców przed
ślubem są dramatem dla dziecka, dramatem, którego nie można naprawić. Szkody wychowawcze, gorsze
wyniki w nauce odnoszą się zatem nie tylko do dzieci, którym odebrany został ojciec (przez - jak
rozumiemy - wyrodne matki i złe sędziny), ale do tych wszystkich dzieci, które wychowują się w
rodzinach niepełnych, pozbawionych jednego z rodziców, nawet jeśli rodzic ten, co jakiś czas (raz na
tydzień, raz na dwa tygodnie, czy w okresie wakacyjnym) pojawia się w ich życiu. Stałej obecności ojca i
matki nie da się niczym zastąpić. Jest wygodną dla ojców fikcją przekonanie, że spotykając się z
dzieckiem raz na jakiś czas wpłyną oni realnie na jego wychowanie.
Te proste prawdy dotyczące roli rodziny w wychowaniu dziecka są niestety, tak w tekście
Mroczkowskiego, jak i w całej debacie wokół przyznawania praw wychowawczych matkom czy ojcom,
przesłonięte przez postępujący indywidualizm naszej kultury. Nieliczni myślą już o sobie w kontekście
rodziny, małżeństwa, które zawierane jest na zawsze (a warto mieć świadomość, że już samo podjęcie
aktów seksualnych, których skutkiem jest poczęcie dziecka, jest zobowiązaniem się do wzięcia na siebie
skutków tego aktu, czyli dziecka i zapewnienia mu najlepszych z możliwych warunków życia - co oznacza
utworzenie rodziny), i w którym nic już nie jest moje/twoje, żony czy męża, ale wszystko jest nasze.
Szczególnie mocno widać to w przypadku dziecka, które nigdy nie jest ojca i/lub matki, ale zawsze jest
rodziców. Odrzucenie tej trwającej na zawsze wspólnoty skutkuje tym, że podobnie jak lodówkę,
telewizor czy psa zaczyna się też tak traktować dziecko, którym trzeba się podzielić, tak by było
sprawiedliwie. A wszystko to przykryte pięknymi słowami o prawie ojca/matki (bo obie strony są tu do
siebie bardzo podobne) do dziecka.
Dom nie mieszkanie
Przykładem takiego lodówkowo-telewizorowego traktowania dziecka jest propozycja dr. Mroczkowskiego,
by sądy automatycznie orzekały naprzemienne wychowywanie dziecka, np. dwa tygodnie u matki, dwa
tygodnie u ojca. Pomysł na pierwszy rzut oka znakomity. Jest tylko jedno, za to zasadnicze ale... - w
rezultacie dziecko traci jakikolwiek dom, zyskuje za to dwa mieszkania, dwa hotele, w których bywa.
Zamiast jednego miejsca, do którego zawsze wraca się w myślach, w marzeniach, za którym się tęskni, i
o którym w wieku dorosłym się śni zyskuje się dwa czasowe miejsca pobytu, w których co jakiś czas,
naocznie przekonujemy się, że nasza rodzina, nasza wspólnota już (albo nigdy) nie istnieje. Trudno sobie
wyobrazić gorszy prognostyk dla rozwoju dziecka. Trudno nie zauważyć, że wcielenie tego pomysłu w
życie skutkuje całkowitym niezakorzenieniem dziecka w domu. Jego - jak by to powiedział rosyjski filozof
Lew Szestow - bezglebiem.
Dziecko - powtórzmy to jeszcze raz - nie jest psem, kotem, ani telewizorem, stąd pomysł by sąd
automatycznie orzekał naprzemienną (w domyśle - sprawiedliwą) opiekę nad dzieckiem jest pomysłem
złowrogim. W przypadku małego człowieka posiadającego własne prawa najistotniejsze jest jego dobro,
jego spokój, a nie zadowolenie którejkolwiek ze stron rodzicielskiego sporu. W tej sytuacji sądy powinny
http://wstroneojca.pl
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 19:55
W strone ojca - portal o ojcostwie i ojcostwie w kryzysie
wyrzec się wszelkiego automatyzmu (również tego polegającego na przyznawaniu opieki zawsze matce), i
starannie, na ile to możliwe rozpatrywać każdą sprawę, licząc się z tym, że każdy wybór dotknie jedną ze
stron, i każdy dotknie dziecko.
Wybory mają konsekwencje
Zaskakujący wydaje nam się u Mroczkowskiego również fakt, że w ogóle nie wspomina on o przyczynach
"walki o dziecko". Nie trzeba być prorokiem, by stwierdzić, że większość z dzieci, o które walczą ich
rodzice, przyszło na świat w normalnych rodzinach! I to w tych rodzinach, ktoś (czasem obie strony)
podjął decyzję, że z jakichś powodów zabawa w męża/żonę i ojca/matkę już mu się znudziła, i że teraz
będzie on budował nową rodzinę, z nowym mężem/żoną. W ten sposób zaś - ujmując rzecz wprost - ów
ktoś (niestety z badań wynika, że wciąż jeszcze częściej ojciec niż matka) zdecydował się nie tylko na,
jak się to eufemistycznie określa, zmianę partnerki, ale także na rozbicie rodziny i porzucenie własnych
dzieci. Pozostawienie własnej rodziny jest bowiem, tak ze strony mężczyzny jak i kobiety pozostawieniem dzieci, i tak trzeba to nazywać. A nie można przy tym zapominać, że zwykle za fanaberie
seksualne czy egzystencjalne rodziców dzieci winią siebie.
Oczywiście bywa i tak, że para mająca razem dziecko nie decyduje się na ślub. Ale i tu trudno nie
dostrzec, że wybory mają konsekwencje. Pierwszym z takich wyborów jest "seks" który, jak wiadomo,
może zaowocować poczęciem dziecka, a zatem potrzebą wzięcia za nie odpowiedzialności. Drugim jest
odrzucenie - związanego z pojawieniem się dziecka - obowiązku jakim jest, a przynajmniej powinno
być... stworzenie dla niego rodziny. Jeśli sami z tego rezygnujemy, to musimy być gotowi na to, że
strona, która dziecko przyjmuje (a zazwyczaj jest to matka) będzie z nim tworzyła dom, w którym ojciec
dziecka będzie zwykle niemile widzianym gościem. I to są naturalne konsekwencje ludzkich wyborów,
których dr Mroczkowski zdaje się nie zauważać.
Nie dla automatyzmu
Wszystko, co zostało już napisane nie oznacza, że wiele z argumentów Pawła Mroczkowskiego nie jest
słusznych. Nie ma bowiem najmniejszych powodów, by przyznawać opiekę nad dzieckiem matce, która
zostawiła je i jego ojca dla innego mężczyzny. Wtedy to ona jest odpowiedzialna za zniszczenie rodziny i
nie ma powodu, by osobie tak nieodpowiedzialnej powierzać opiekę nad dzieckiem. Nie ma jednak
również powodu, by ojcu, który zostawił swoje dzieci i swoją żonę dla atrakcyjnej dwudziestolatki czy
wygodnego kawalerskiego życia, przyznawać dla poprawy nastroju prawo do naprzemiennej opieki nad
dzieckiem.
Drugą kwestią nie mniej ważną, na którą, jak podejrzewamy, wbrew swojej woli zwraca uwagę Paweł
Mroczkowski jest zgubny wpływ indywidualizmu na myślenie o dzieciach i rodzinie. W tej dziedzinie życia
nie ma już ja-ty, moje - Twoje, jest miejsce tylko na My, my, które obejmuje również dzieci. W
przeciwnym razie bowiem zaczynają się nieuniknione walki ambicji. Stąd jedyną drogą do uzdrowienia
sytuacji jest nie tylko wyrzeczenie się automatyzmu, ale także... dążenie do prawnego ograniczenia i
utrudnienia możliwości rozwodów. Tylko w ten sposób, jak wskazuje Douglas W. Kmiec w eseju
"Małżeństwo i rodzina", uzdrowić można społeczeństwo. Nie jest natomiast wyjściem antagonizowanie
mężczyzn i kobiet, co mniej lub bardziej świadomie, ro- bią i sędziny faworyzujące kobiety, i dr Paweł
Mroczkowski - faworyzujący mężczyzn. Obie te postawy są tak samo zgubne. Wyjściem jest rodzina.
MAŁGORZATA I TOMASZ P. TERLIKOWSCY
29.03.2004. Dziennik "Życie"
http://wstroneojca.pl
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 19:55