Inetrnet grubas - Magazyn Ogrodniczy VIRIDIS
Transkrypt
Inetrnet grubas - Magazyn Ogrodniczy VIRIDIS
JAK DOBRZE MIEĆ SĄSIADA Jakim prawem latasz grubasie? Od 100 lat istnieje przekonanie, że nie powinienem latać. Na początku XX wieku mądre głowy zajmujące się aerodynamiką stwierdziły, że mam zbyt małe skrzydełka do unoszenia mojego pokaźnego ciała w powietrze. Lot Do dziś niektórzy ludzie myślą, że działam wbrew prawom fizyki. Zupełnie niedawno uczeni z Oxfordu odkryli, że naprawdę latam, choć mój lot jest wynikiem zastosowania brutalnej siły i wykorzystania ogromnej energii. Brak w nim jakiejkolwiek finezji, ruchy skrzydełek są przeciwbieżne i nie wytwarzają dostatecznej siły ciągu – wszystko wskazuje, że chociaż mogę, to nie powinienem latać. Dlaczego więc z takim uporem to czynię? Bo ja lubię latać! No i zapylać! Czasami spadam na ziemię i tarzam się ze śmiechu, gdy przypomną mi się te wasze teorie. Lecz zaraz potem zrywam się do lotu, bo – o tym powinniście zawsze pamiętać – dla trzmiela najważniejsza jest praca. O niej też wam dzisiaj opowiem, no ale na razie wróćmy jeszcze do latania. Symfonia Mój nieskoordynowany ruch w przestrzeni to zaplanowana i tylko mnie znana kompozycja figur powietrznych oraz symfonia dźwięków. Niektórzy z was twierdzą, że tylko brzęczę lub buczę basowo. Czy mnie, korpulentnemu, wręcz puszystemu osobnikowi, wypada wydawać inne dźwięki? Przecież to wspaniała muzyka doceniona już w czasach carskich! Wtedy to kompozytor Nikołaj Rimski-Korsakow stworzył bardzo popularne do dziś dzieło symfoniczne pt. „Lot trzmiela”. To oczywisty plagiat. Ale wybaczam mu! Obecnie jego utwór należy traktować jako promocję moich zdolności muzycznych. Może plagiat zachęci do posłuchania oryginału… Praca Pracuję bardzo efektywnie – w ciągu minuty potrafię odwiedzić 20- 30 kwiatów tj. dwa razy więcej niż kuzynka pszczółka uważana za bardzo pracowitą.W przeciwieństwie do niej nie opuszczam danego terenu, dopóki nie odwiedzę wszystkich kwiatów. Ona zaś, gdy tylko się dowie, że gdzieś jest więcej nektaru i pyłku, porzuca rozpoczęte dzieło. Nie przeszkadza mi drobny deszczyk czy nawet silny wiatr. Potrafię też pracować mimo ograniczonej widoczności i w temperaturze 10 st. C. W takich warunkach pszczółki nie wychylą nosa z ula. Swoją pracą gwarantuję wam dobre plony. Zapylam ogórki, pomidory, maliny, porzeczki, truskawki, jabłonie, grusze, śliwy… Niepotrzebnie zacząłem wymieniać, lista jest naprawdę długa… Zapylam prawie wszystkie rośliny, nawet te niedostępne dla moich kuzynek, choćby takie jak naparstnica czy lucerna. W pracy nie wolno mi przeszkadzać i lepiej nie łapać mnie w dłonie, bo mogę użyć żądła. Ale nie jestem zbyt agresywny. Proszę mnie nie mylić ze złośliwą osą czy szerszeniem. Osa czasami użądli bez wyraźnego powodu, a szerszeń staje się niebezpieczny, gdy uzna, że jest zagrożony. Czytałem o nim w „Viridis” nr 2/11. Niewola Długo odmawiano mi prawa do latania, by w końcu stwierdzić, że faktycznie latam i jestem wręcz niezastąpiony w zapylaniu roślin. Dopiero w 1987 r. odkryto, jak wielkim jestem profesjonalistą. Okazało się, że nawet najnowocześniejsze sposoby zapylania są zbyt pracochłonne i kosztowne w porównaniu z moimi metodami. Dlatego przenosi się nasze mieszkania, wraz z całymi rodzinami, do zamkniętych przestrzeni i zmusza do niewolniczej pracy. O zgrozo, staliśmy się przedmiotem handlu jak w czasach kolonialnych! Można to uznać za wielce niehumanitarne postępowanie, gdyby nie fakt, że ja uwielbiam pracować w każdych warunkach. Byleby było pod dostatkiem nektaru i pyłku. Jeżeli zaczyna ich brakować, na skutek zbytniego stłoczenia nas na małej przestrzeni, bywam sfrustrowany i wpadam w nieopanowaną furię. Swoją złość wyładowuję oczywiście na kwiatach, nawet je uszkadzając. Potem żałuję – plony bywają mizerne. Mimo dobrobytu w niewoli tęsknię za kwiecistymi łąkami i pięknymi wiejskimi ogródkami kwiatowymi. A tych ostatnich jest podobno coraz mniej. Giną. Zmienia się je na przestrzenie trawnikowo-iglakowe – dla mnie całkowicie nieprzyjazne. Może więc lepiej pozostawać w niewoli? Tutaj przynajmniej jest bezpiecznie. Zbrodnia i kara Wiem, że to, co teraz powiem, może się wam nie spodobać. To będzie oskarżenie. Ale nie mogę zrobić inaczej. Ustanowiliście prawo, którym objęliście nas ścisłą ochroną. Ja jednak nie znam przypadków jego stosowania i oskarżam was o: - prowadzenie z nami podstępnej wojny chemicznej poprzez nadużywanie herbicydów i pestycydów, - wyłapywanie nas i przewożenie do przymusowej pracy w holenderskich szklarniach, - propagowanie nowoczesnych ogrodów całkowicie pozbawionych tradycyjnych kwiatów, - bezwzględną walkę z nami poprzez wypalanie łąk. Ha, w taki właśnie sposób chroni się nas. Szczególnie wiosną. Zwłaszcza poprzez ostatni – w dodatku nielegalny – z wymienionych zabiegów rolniczych. Współczujecie mieszkańcom Kalifornii, Pirenejów, Chorwacji i innych miejsc, gdzie zbrodnicza ręka podpaliła las. Z powodu pożaru wielu ludziom przepada cały dobytek, a niektórzy tracą życie. Czy podpalenie łąki to nie to samo? Wzniecony ogień niszczy nasze ziemne mieszkania, a my giniemy żywcem w płomieniach. Doprowadziliście do tego, że nasza populacja zmniejszyła się o ponad 80% w ciągu ostatnich 40 lat! Jeśli znajdziecie dziś jakąś ukwieconą łąkę, z pewnością spotkacie jeszcze kilku z nas przy pracy. Na obszarze 100 m.kw. łąki będę miał może dwóch kolegów. Zupełnie niedawno na takim samym obszarze bylibyśmy stuosobową gromadą! Jeżeli nie zaprzestaniecie tych bezprawnych działań, spotka was niebawem kara. Istnieje bowiem teoria mówiąca, że gdy zginiemy my, wasi sprzymierzeńcy w produkcji żywności, to będzie koniec rodu ludzkiego. Czy koniecznie chcecie udowodnić tę hipotezę? Opowiadał Bombus terrestris Trzmiel ziemny