Droga Krzyżowa 2016

Transkrypt

Droga Krzyżowa 2016
Droga Krzyżowa
Wstęp
Ileż to już razy braliśmy udział w Twojej, Jezu, Drodze Krzyżowej! Ileż to już
osobistych dróg krzyżowych przeżyliśmy w swoim własnym życiu! Ileż krzyży
przyszło nam nieść! Iluż niosącym krzyż i krzyżowanym towarzyszyliśmy – czy
to współczując im, czy pomagając, czy – niestety – bezdusznie „kibicując”! Ileż
krzyży przygotowaliśmy dla bliźnich, skazując ich na cierpienie fizyczne lub
duchowe!
A jednak wciąż jest jeszcze tyle spraw do przemyślenia, do przemodlenia. Tyle
jeszcze jest tych dróg, które przyjdzie nam przejść razem z Tobą i z naszymi
braćmi i siostrami. Nasz świat wciąż pełen jest zdradzających Judaszów,
zawziętych współczesnych „sanhedrynów”, niesprawiedliwych Herodów i
Piłatów, zapierających się Piotrów, znudzonych żołnierzy naigrawających się z
człowieczeństwa, odzierających go z szat, koronujących cierniową koroną,
łapczywych graczy o cudzą własność, żołnierzy-służbistów bezmyślnie
wykonujących rozkaz prowadzenia na Golgotę i krzyżowania, bezimiennego
motłochu krzyczącego „Ukrzyżuj Go!”, dobrych i złych łotrów, setników
przebijających bok…
Nasz świat wciąż pełen jest krzyży, dróg krzyżowych, Golgot i grobów, które –
wydaje się – zbyt często grzebią nasze nadzieje.
Owszem, są też dobroczynne Weroniki, współczujące kobiety, pomocni –
czasem mimochodem lub nawet wbrew sobie – Cyrenejczycy, najwierniejsi
uczniowie i uczennice odważnie towarzyszący pod krzyżem do ostatniego
tchnienia, żołnierze podający z litości gąbki mające uśmierzyć ból i pragnienie,
przyjaciele zdejmujący z krzyża i oddający ostatnią posługę pogrzebania ze
czcią ciała ludzkiego.
I jest wciąż MATKA, która współcierpi i nie opuszcza ani na moment Tego,
którego poczęła, urodziła, wychowała i którego wszystkie słowa zachowywała
w swoim sercu.
Przejdźmy jeszcze raz Drogę Krzyżową i odkryjmy w niej nowe treści,
zauważmy nowe jej szczegóły i nowe odniesienia do naszej codzienności oraz
do naszego osobistego życia.
Stacja I. Jezus na śmierć skazany
Jakże łatwo osądzamy bliźnich. Osądzamy współczesnych i przodków. Ludzi
bliskich i obcych. Ludzi wielkich i mało znanych. Czy nie ulegamy zbyt
pochopnie ocenom, jakie podsunęli nam historycy czy dziennikarze śledczy?
Czy z równą gorliwością osądzamy siebie? Czy nie stosujemy względem siebie
taryfy ulgowej? Czy nie manipulujemy przy danym nam przez Boga narzędziu
oceny, jakim jest sumienie? A może łatwiej nam jest z Piłatem machnąć od
niechcenia ręką i nie czekając na odpowiedź zapytać: Cóż to jest prawda? Aż
trudno nam uwierzyć, że prawda nas wyzwoli.
Stacja II. Jezus bierze krzyż na ramiona
Wymyślono krzyż, żeby zadawał cierpienie i zabijał. Choć dziś jest już
niemodny i wynaleziono doskonalsze narzędzia do zadawania cierpienia i
śmierci, właśnie krzyż pozostał znakiem zbawienia. Ale też wyrzutem sumienia
dla ludzkości. Dlatego tak niechętnie jest akceptowany w krajobrazie, w
noszonym na piersi symbolu, w parlamencie, w szkole, w urzędzie czy w
szpitalu.
Stacja III. Pierwszy upadek
Na pozór – zwykle potknięcie. Być może nic nieznaczące. Ale może to pierwszy
objaw słabości? Może pierwszy znak, że coś złego z nami się dzieje? Może
sygnał, że potrzebna jest pomoc? Może to pierwszy krok, który prowadzi ku
upodleniu naszego człowieczeństwa? Może ostrzeżenie przed zagrożeniem?
Stacja IV. Spotkanie z Matką
Przed miłością matki nie można uciec ani się schować. W radości i smutku, w
szczęściu i cierpieniu – zawsze jest blisko. A gdy trzeba, zawsze pomoże. Nawet
swoją bezsilnością.
Stacja V. Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż
Mógł wracać od swoich obowiązków inną drogą. Mogło go coś po drodze
zatrzymać i nie spotkałby się z dźwigającym krzyż Jezusem. Mogli go nie
zauważyć w tłumie i zmusić kogoś innego. A jednak zdarzyło się, że to właśnie
on, Szymon z Cyreny, pojawił się w Ewangelii jako ten, który „niósł krzyż
Jego”. Wymuszona pomoc. Nie wiadomo, czy próbował odmówić tym, którzy
go zmuszali. Jakże inaczej wyglądałaby droga krzyżowa bez niego.
Stacja VI. Weronika ociera twarz Jezusowi
Łatwo jest dbać o swoją twarz. Łatwo jest patrzeć w lustro i dochodzić do
wniosku, że wszystko jest w porządku. Trudniej popatrzeć na drugiego
człowieka, spojrzeć mu prosto w oczy i dostrzec w nim sponiewieranego Boga.
Stacja VII. Drugi upadek
Bywają drogi trudne, niebezpieczne, sprzyjające upadkowi. Bywają ciężary nie
do udźwignięcia. Bywają przeszkody po ludzku biorąc nie do przejścia. Wtedy
konieczna jest pomoc – Boża i ludzka. Trzeba mieć śmiałość o nią poprosić.
Trzeba mieć bystrość wzroku i odwagę, by z nią zdążyć na czas.
Stacja VIII. Jezus pociesza płaczące niewiasty
O tej godzinie nie gotowały posiłku swoim mężom. Nie sprzątały mieszkań. Nie
poszły na zakupy ani na plotki do sąsiadki. Nie karmiły ani nie wyprawiały do
szkoły swoich dzieci czy wnuków. Dlaczego tu przyszły? Z ciekawości? Ze
współczucia? Żeby solidaryzować się z cierpiącym? A może po prostu na znak
protestu? I choć były tu, gdzie działo się zbawienie, usłyszały o sobie gorzkie
słowa prawdy. Zapamiętały je na zawsze: płaczcie raczej nad sobą i nad
waszymi dziećmi.
Stacja IX. Trzeci upadek
Do zła można się łatwo przyzwyczaić. Z czasem nie robi ono na nas żadnego
wrażenia. Cudze upadki przestają nas obchodzić, przechodzimy obok, może
obserwujemy z boku, może po cichu myślimy: „A nie mówiliśmy? Dobrze mu
tak”. Może czekamy na więcej? A może liczymy na większą sensację? A
przecież moglibyśmy pomóc, ulżyć, podnieść, zdjąć krzyż, zawrócić z drogi. Do
zła można się przyzwyczaić. Także do tego, które jest naszym udziałem. Z
czasem nie zauważamy, że upadliśmy. Nasze leżenie w pyle ulicy czy błocie
wydaje się czymś normalnym, a wręcz pożądanym. Tylko że wtedy mamy do
czynienia ze śmiercią kliniczną naszego sumienia.
Stacja X. Jezus z szat obnażony
Jakże chętnie ukrywamy swoją prawdziwą twarz. Zakładamy maski na
najróżniejsze okazje i dla różnych potrzeb. Czasem już sami dokładnie nie
wiemy, jacy naprawdę jesteśmy. Ale tym chętniej zajrzelibyśmy we wnętrze
bliźniego, odarli go z jego prywatności i intymności, wytknęli palcami jego
grzechy, potknięcia, niedoskonałości.
Stacja XI. Jezus przybity do krzyża
Życzymy sobie i innym, by życie było łatwe, lekkie i przyjemne. Unikamy jak
ognia prawdy o tym, że nieodłączną jego częścią jest krzyż. Chcielibyśmy go
wyrwać z ziemi i wyrzucić na śmietnik świata, byle tylko nam nie przeszkadzał,
nie zagradzał drogi do szczęścia i nie zamykał bram raju. A tak trudno nam
uwierzyć, że właśnie w krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości
nauka.
Stacja XII. Jezus na krzyżu umiera
Jak się mierzy miłość? Długością i stromością drogi krzyżowej? Wysokością
krzyża? Ilością ran – skutku biczowania? Ostrością wbijanych gwoździ?
Wielkością korony cierniowej? Głębokością otworu pozostawionego po włóczni
setnika? Głośnością okrzyków tłumu skandującego „Ukrzyżuj!”? Powolnością
konania? A może po prostu cichością szeptu „Ojcze, odpuść im…” oraz „Dziś
ze mną będziesz w raju”?
Stacja XIII. Zdjęcie z krzyża
Czy była to dla nich tylko czysta formalność? Wypełnienie przepisu prawa, by
w szabat ciało nie zostało na krzyżu? Jakie uczucia towarzyszyły im podczas tej
smutnej czynności? Może zdejmowali te Święte Zwłoki wśród szyderczych
okrzyków gawiedzi lub w tle tłumu ciekawskich, milczących gapiów? Przed
paroma godzinami Jezus z wysokości krzyża wołał: „Ojcze, w ręce Twoje
oddaję ducha mego”. Teraz w ręce zbolałej Matki oddaje swoje ciało. Odtąd
Ona – Pieta – będzie świadczyć o zbawieniu.
Stacja XIV. Złożenie do grobu
Jakże łatwo jest pogrzebać cudze czy własne nadzieje. Jakże łatwo powiedzieć:
wszystko skończone. Jakże łatwo poprzestać na kilku szczerych lub
pozorowanych łzach. A jednak jest rzeczywistość inna, niż na co dzień
obserwowana. A jednak jest życie inne niż to, które możemy dotknąć. Bo jest
prawda, która istnieje na wieki, choć wydaje się złudzeniem.
Zmartwychwstanie
Idziemy do grobu zadając sobie w duchu pytanie: Któż nam odwali kamień?
Jakże mało w nas wiary, że zastaniemy kamień odwalony i grób pusty. Jakże
mało w nas nadziei, że Ten, którego ukrzyżowano, Zmartwychwstał. Jakże mało
w nas pewności, że Boża Miłość, która zaprowadziła Go na Krzyż, a przez Grób
do Zmartwychwstania, naprawdę zbawia i daje życie wieczne. Tylko ona.
Zbawia także nas. I że ta właśnie Miłość – Miłość Miłosierna jest
NAJPIĘKNIEJSZYM IMIENIEM BOGA.
Oprac. Andrzej Taborski