Kurier Kowarski 2006 - Stowarzyszenie Miłośników Kowar

Transkrypt

Kurier Kowarski 2006 - Stowarzyszenie Miłośników Kowar
Kwartalny dodatek do Gazety Kowarskiej
nr 2(86) ROK 15
S T O WAR ZYS Z E N I E
Mieczysław Dusigrosz, rys. Sylwia Chlebuś
M I Ł O Ś N I K ÓW
Dariusz I Złotousty, rys.Stanisław Kanonowicz
K O WAR
Tadeusz Lewy Prosty, rys. Sylwia Chlebuś
Wszystkie rysunki, oprócz Dariusza I Złotoustego,
wg projektu M. Tatowicz.
W NUMERZE:
LEMOSTRADA
PODRÓŻ DO RAJU
PIERWSZE PODEJŚCIE
CZYLI GARŚĆ WSPOMNIEŃ
NA JUBILEUSZ.
Marek Lotny – rys. Roman Głowacki
BOGUMIŁA DONHEFER
J&R
Na relację z podróży do raju
zapraszamy na str. 11.
Łowicki zespół w Kowarach - str. 3.
Str.
3
SPIS TREŚCI:
Prymitywizm, sztuka naiwna - rzecz o
Brunonie Podjaskim,
Sztuka ludowa ziemi łowickiej.
4
Kronika SMK.
5
6-7
Okolice Kowar.
8-9
Na nieludzkiej ziemi.
Cykl o tych, którzy byli w Sybirze.
10
11
V wieków tradycji.
12
Bosym okiem.
13
Wokół szkoły.
2
Pierwsze podejście, czyli garść
wspomnień na jubileusz.
Redakcja Kuriera Kowarskiego:
Katarzyna Borówek - Schmidt,
Zbyszko Brudniak, Bogumiła Donhefner,
Stanisław Kanonowicz, Gabriela Kolaszt,
Ireneusz Kwiatosz, Jerzy Sauer.
Korekta:
Anna Szablicka
Współpracują:
Jarosław Kotliński,
Magdalena Świderska - Siemieniec,
Adam Walesiak, Lesław Wolak
Kontakt:
Stowarzyszenie Miłośników Kowar,
ul. Górnicza 1, Kowary;
e-mail: [email protected]
Skład komputerowy:
Andrzej Weinke
Podróż do raju.
Wydawca:
Miejski Ośrodek Kultury,
ul. Szkolna 2, Kowary
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
Nr 5/2006
PRYMITYWIZM, SZTUKA NAIWNA
- RZECZ O BRUNONIE PODJASKIM
List od Redakcji
W imieniu redakcji:
Katarzyna Borówek - Schmidt.
Obrazy, rzeźby, przedmioty, rzemiosła
tworzone przez artystów nieprofesjonalnych. Obrazy prymitywne przypominają
często malunki dzieci, charakteryzują się
deformacją przestrzeni i perspektywy lub
jej brakiem, skrajnie subiektywnym punktem widzenia, prostymi technikami oraz
bardzo często olbrzymim przywiązaniem
do szczegółów. Odwołują się do świata
magicznego i symbolicznego, lecz także
do życia codziennego.
Pierwszym i największym malarzem
naiwnym, który spotkał się ze światowym
uznaniem był Henri Rousseau - Celnik
/1844-1910/ zwany tak od swojego zawodu. Najsłynniejszymi polskimi malarzami prymitywistami są Nikifor Krynicki,
Teofil Ociepka, Władysława Iwańska. Do
tych największych można bez wątpienia zaliczyć także Brunona
Podjaskiego artystę, który w latach 60.-70. ubiegłego wieku tworzył w
Kowarach.
Urodził się w 1915
roku w okolicach Starogardu Gdańskiego. W
1966 roku zachorował
na gruźlicę i został wysłany na leczenie do kowarskiego sanatorium
Bukowiec. Tu Podjaski
spotkał chorującego na
tę samą chorobę grafika
Józefa Gielniaka, który pomógł mu w
rozwoju talentu i wywarł ogromny wpływ
na jego dalszy rozwój artystyczny. Obydwaj, Podjaski i Gielniak, spędzili w kowarskim Bukowcu znaczną część swego
życia. Po wyzdrowieniu Podjaski podjął
pracę w sanatorium jako ogrodnik i palacz.
Około 1980 roku wyprowadził się do
Lubina.
Stowarzyszenie Miłośników Kowar
zwraca się z prośbą do tych, w których
posiadaniu są obrazy Brunona Podjaskiego
o kontakt z p. Jerzym Chitro 0608-617980, 075 7613852.
Zamierzamy zorganizować wystawę poświęconą twórczości tego artysty.
oprac. Jerzy Chitro
www.ot-art.nl
Witamy już niemal letnie. Spotykamy
się z naszymi Czytelnikami po trzech miesiącach nieobecności na łamach gazety i
już po raz drugi oferujemy bogate w słowa
stronice Kuriera Kowarskiego. Część artykułów jest kontynuacją z poprzedniego
numeru (V wieków tradycji, Na nieludzkiej
ziemi), ale mamy dla Państwa również nowości. Jedną z nich jest relacja z odbytej
do Malezji wycieczki dwojga kowarzan. Tu
pragniemy zaprosić do współpracy innych
mieszkańców Kowar, którzy lubią zwiedzać, podróżować. Pragniemy utrwalać
subiektywne postrzeganie różnych zakątków świata. W tym numerze odkrywamy
twórcę pochodzącego z Kowar Brunona
Podjaskiego, którego wystawę pragniemy
zorganizować i w związku z tym potrzebujemy pomocy kolekcjonerów. Chwalimy
się dokonaniami Stowarzyszenia w pierwszym półroczu roku 2006 (Kronika SMK).
Przedstawiamy wspomnienia jednego z
najstarszych maturzystów naszego LO, a
także zapewniamy chwile intelektualnej
rozrywki z naszymi felietonistami.
Wszystkim kowarzanom życzymy udanych wakacji, fascynujących doznań i
podróży, a po powrocie zapraszamy do
współpracy.
Do zobaczenia za 3 miesiące.
Bukowiec - Brunon Podjaski.
SZTUKA LUDOWA ZIEMI ŁOWICKIEJ
Okolice Łowicza słyną z wciąż żywego folkloru. Bez trudu można tam kupić
wyroby miejscowego rzemiosła, w niedzielę w podłowickich wsiach spotkamy
kobiety idące na nabożeństwo w słynnych
pasiakach. Najczęstszą pamiątką stamtąd
są misterne wycinanki i kolorowe hafty. W
muzeum można zobaczyć stare stroje
ludowe. Miłośnicy folkloru powinni spędzić w Łowickiem Wielkanoc i zobaczyć
bajecznie kolorowe procesje.
Kultura ludowa związana jest bardzo
ściśle z życiem codziennym chłopów. Od
dawna budowano tam drewniane domy.
Ściany budynków mieszkalnych były
malowane najczęściej na kolor niebieski i
ozdabiane ornamentem kwiatowym. Wyposażenie chałup było różne. Zależało to
oczywiście od zamożności danego gospodarza. Ale najważniejszymi elementami
umeblowania były: kredens z ozdobną
witrynką, ławy, stoły przykryte długimi,
haftowanymi obrusami, łóżka, na których
poukładane były pierzyny i poduszki
(piramidki), co stanowiło informację o
zamożności rodziny, oraz skrzynie, w
których przechowywano ubrania, pościel,
bieliznę, biżuterię i dokumenty rodzinne.
Do dekoracji wnętrz wykorzystywano wycinanki, “pająki” i bukiety kwiatów z
bibuły.
Charakterystyczny element stroju łowickiego to różnokolorowe pasy na spódnicach, zapaskach i portkach. Do tego
zakładano bogato haftowane aksamitne
gorsety i białe koszule, również bogato
zdobione. Na głowę kobiety zakładały
zazwyczaj chustki. Strój uzupełniały sznury naturalnych i sztucznych czerwonych
korali i bursztynów. Na nogi zakładały
drewniane trepy, a od święta czarne sznurowane trzewiki.
Jednym z przedstawicieli folkloru łowickiego, jest zespół “Masovia”, który
mieliśmy okazję zobaczyć w Kowarach
podczas majowych imprez.
Zespół powstał przy Mazowieckiej
Wyższej Szkole Humanistyczno Pedago-
gicznej w Łowiczu. Działa od 2003 roku
pod patronatem rektora prof. dr hab. Wiesława Balceraka.
W skład zespołu wchodzi rodzina pp.
Kapustów z dziećmi - Ania (7 lat) i Krzyś
(10 lat) oraz studenci uczelni. Razem jest
10 par i 3-osobowa kapela pod kierunkiem
Jarosława Stępniewskiego.
W swoim programie zespół prezentuje
muzykę, taniec, przyśpiewki z regionu
Księstwa Łowickiego.
W roku 2004 zespół odbył trasę po
Austrii - Wiedeń, Insbruck. W roku 2005
odwiedzili Węgry - Pecz.
Członkowie zespołu po raz pierwszy
byli w naszym mieście. Znali nasz region z
wakacyjnych podróży. Bardzo im się
podobało i wyrazili ochotę na kolejne
spotkania.
Sponsorami zespołu są: firma braci
“URBANEK” - Łowicz, Zakład Unasieniania Zwierząt Łowicz, Łowicka Mleczarnia Łowicz.
Bogumiła Donhefner
Józef Gielniak - autoportret
Nr 5/2006
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
3
7
KRONIKA SMK
BOGUMIŁA DONHEFNER
Majówka pod SMK.
4
kawiarni “Urszulka” zgromadzenie członków SMK, w czasie którego dokonano
wyboru nowego zarządu i komisji rewizyjnej. Członkowie udzielili absolutorium
dla ustępującego zarządu. W głosowaniu
tajnym zgromadzenie dokonało wyboru
zarządu i komisji rewizyjnej na lata 2006
BOGUMIŁA DONHEFNER
Minął już pierwszy kwartał 2006 roku.
Nadeszła pora, aby pochwalić się swoimi
osiągnięciami.
Niestety początek roku nie był łaskawy
dla SMK. Mieliśmy awarię w siedzibie
Stowarzyszenia. Woda zalała budynek od
strychu po piwnicę. Jedynym pocieszeniem dla nas był fakt, że poza ścianami i
sufitami nic więcej nie ucierpiało (w tym
czasie eksponowana była wystawa fotograficzna Łukasza Lewkowicza). Należało
prędko zabrać się do osuszania i porządkowania budynku. Wszystkie prace zostały wykonane własnymi rękami dzięki
dużemu zaangażowaniu członków Stowarzyszenia. Panowie wykonali najcięższe
prace remontowe, natomiast panie doprowadziły budynek do “lśniącej” czystości.
Udało się.
25 marca 2006 pierwszy w tym roku
wernisaż. Wystawa nosi tytuł “Spojrzenia”. Znajdują się tu prace artystów z
łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych: kowarzanina Bartosza Burgielskiego oraz Alicji
Przybysz i Marcina Kozaneckiego (studentów ASP), Mirosława Koprowskiego (absolwenta tejże uczelni) i Jarosława Lewery
(asystenta prof. Sadowskiego).
Frekwencja na otwarciu wystawy
zaskoczyła nas. Budynek trzeszczał w
“szwach”. Ale mimo ciasnoty nie brakowało zachwytów nad prezentowanymi
pracami. Gratulacjom i peanom nie było
końca, a atmosfera była naprawdę gorąca.
31 marca 2006
na zaproszenie
prezesa p. Jerzego Sauera, przyjechali do
Kowar wieloletni przyjaciele Stowarzyszenia z Schönau - Bersdorf w Niemczech. Rozmowy dotyczyły pogłębiania
wzajemnej współpracy w niedalekiej
przyszłości. Spotkanie przebiegło w miłej i
serdecznej atmosferze.
19 kwietnia 2006 - odbyło się w
Współpracowali z nami:
- Karkonoski Park Narodowy
- Towarzystwo Polsko - Austriackie
- Polski Związek Gołębi Pocztowych koło w Kowarach
- Liga Obrony Kraju
- Towarzystwo Przyjaciół Dzieci
- Szkoła Podstawowa nr 1 w Kowarach
- ciastkarnia “Urszulka”
Poprosiliśmy również osoby indywidualne
o pomoc:
- p. Kaczorowską
- p. Subocza
Wystawa “Spojrzenia”.
2010. W nowym zarządzie znaleźli się:
- Gabriela Kolaszt - prezes
- Jan Wojdan - z-ca prezesa
- Ireneusz Kwiatosz - skarbnik
- Bogumiła Donhefner - sekretarz
- Jerzy Sauer - członek
W skład komisji rewizyjnej weszli:
- Jerzy Wroński - przewodniczący
- Jerzy Chitro - z-ca przewodniczącego
- Elżbieta Radomska - członek
Na zebraniu dyskutowano rownież nad
zintensyfikowaniem
prac związanych z
otwarciem wystawy
poświęconej Józefowi
Gielniakowi
oraz
ogłoszeniem
roku 2007 “Rokiem
Józefa Gielniaka”.
1 maja 2006
druga rocznica wstąpienia Polski do
Unii Europejskiej.
Nasze Stowarzyszenie po raz kolejny
zorganizowało
“spotkanie”
rocznicowe, na
które
zaprosiliśmy mieszkańców
naszego
miasta.
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
- p. Zonia
- p. Nienartowicz i p. Świderską-Siemieniec
Uświetniły nasze spotkanie dwa unikalne
w swoim wyrazie zespoły muzyczne:
- kowarski zespół “Wrzosy”
- folklorystyczny zespół z Łowicza “Masovia”
Impreza trwała kilka godzin. Każdy
mógł znaleźć coś dla siebie: poszerzyć
informacje na temat Karkonoskiego Parku
Narodowego i jego działalności, porozmawiać o gołębiach, posłuchać muzyki z
Tyrolu, obejrzeć zbiory kolekcjonerskie,
kupić haftowaną serwetkę. Ci, którzy lubią
czytać, mogli na stoisku Stowarzyszenia
kupić “książkę za złotówkę” albo książeczkę dla dzieci o karkonoskich skrzatach
lub tomik poezji i otrzymać dedykację
od autorek.
Podczas programu artystycznego, występów dzieci ze szkoły, kowarskich
"Wrzosów" i zespołu “Masovia” można
było napić się kawy i spróbować wypieków z ciastkarni.
Ciekawym, bo premierowym w naszym mieście, był występ łowickiego
zespołu folklorystycznego “Masovia”.
Wspaniałą rzeczą jest patrzeć na młodych
ludzi, którzy chcą coś robić.
Bogumiła Donhefner
Nr 5/2006
OKOLICE KOWAR
NA BIEGÓWKI DO KOWAR
ANDRZEJ WEINKE
W ostatnich latach Kowary wzbogaciły się o kilka nowych atrakcji turystycznych. Możemy się pochwalić
deptakiem w centrum, sztolniami, parkiem
miniatur Dolnego Śląska, wyremontowanym ratuszem. Jednak nadal największym
naszym niewykorzystanym walorem pozostają otaczające nas góry i lasy.
Dwa lata temu oznakowano Euroregionalny Szlak Rowerowy ER-2 “Liczy-
Nr 5/2006
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
5
7
ANDRZEJ WEINKE
utwardzone przez skuter. Niektóre odcinki
w ogóle nie były przejezdne przez większość sezonu. Tłumaczono to awarią
sprzętu bądź tym, że w okresie przygotowawczym nie usunięto pni i korzeni,
które uniemożliwiały pracę skutera. Mósezonu i zapewne z tej momentami
wiono w mieście o grupach narciarzy,
gorzkiej nauczki wyciągną wnioski na
którzy przyjechali ze Szklarskiej Poręby
przyszłość. Tego im z całego serca
znużeni zatłoczonymi trasami w Jakużyczę.
szycach. Chcieli doświadczyć nowych
Na koniec trochę statystyk. Cały prodoznań, obejrzeć piękne
jekt zaplanowany jest do 2007 roku,
widoki i poznać nową
łącznie warty jest blisko 340 tysięcy
okolicę. Niestety przekrazłotych. Jako że jest to część Europejczali granicę na Okraju
skiego Funduszu Rozwoju Regionalnego,
zdegustowani, ponieważ
możemy liczyć na zwrot 75% ponienasze trasy nie były przysionych przez miasto kosztów.
gotowane tak, jak tego
Około 20 km tras kosztowało dotąd
oczekiwali. Trasy biegowe
kowarskich podatników 228,593 złote.
po czeskiej stronie w PoObecnie rozliczenie projektu znajduje się
mezni Boudach były zaww Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu.
sze w doskonałej formie.
Jeśli projekt zostanie zaaprobowany, to
Ponad 100 lat tradycji
jeszcze w tym roku do skromnego budżetu
narciarskich po południomiejskiego powróci 3/4 wyżej wymieniowej stronie Karkonoszy
nej kwoty. Miejmy nadzieję, że to narobi swoje. Dobrze by bystąpi.
ło uczyć się od naszych
Sezon zimowy się skończył i czas
sąsiadów.
powoli myśleć o następnym. Mam naNie ma też co demodzieję, że w przyszłym trasy biegowe będą
nizować sprawy. Słyszalepiej przygotowane i w większym stopniu
łem również sygnały o
zostaną wykorzystane do promocji nazachwyconych
narciaszego miasta. Dobre przygotowanie tras
rzach, którzy wracali z
może stać się reklamą i wizytówką Kowar.
Przełęczy Okraj do Kowar.
Więcej narciarzy na trasach spowoduje
Dla zainteresowanych inzaistnienie miasta na zimowej mapie Karformacjami o przygotowaOznakowanie Kowarskich Szlaków Narciarstwa Biegowego.
konoszy. A potem pozostanie nam już
niu tras narciarskich przy“tylko” budowanie nowych barów, restaugotowano serwis internetowy na kowarrzepa” od niemieckiego Zittau do Chełmracji, sklepów z pamiątkami, parkingów,
skiej stronie. Na pewno pierwszy sezon
ska Śląskiego przez nasze miasto i wokół
hoteli, wyciągów i narzekania na wszębył źródłem wielu nowych organizaniego ze środków Unii Europejskiej.
dzie plączących się przeklętych turystów.
cyjnych doświadczeń i trzeba było zapłaW końcu przyszedł czas na wykocić frycowe. Urzędnicy odpowiedzialni
rzystanie środków unijnych przez Urząd
Grzegorz Schmidt
za projekt szykują się do podsumowania
Miejski. W zeszłym roku otrzymaliśmy
najświeższy produkt turystyczny, czyli
trasy narciarskie. Produkt ten zapowiadał
się smakowicie. Oznakowano szlaki narciarskie, ustawiono liczne drogowskazy,
postawiono kilka słupów z mapami i mapeczkami, wydano foldery, wydrukowano
mapę oraz zakupiono skuter do ubijania
tras biegowych. Trzeba przyznać - poziom
europejski. Drogowskazy wskazują miejsca, które dla większości kowarzan mogą
brzmieć raczej nieznajomo - jak na przykład Kazalnica, ,Dolne Miasteczko, Łąka,
Pluszcz, Białe Zródło czy Jedlickie Kaskady.
Nadeszła zima i nasz sztandarowy
produkt został poddany najtrudniejszej
próbie. Rozpoczął się sprawdzian praktyczny. Obawy, że śniegu nie będzie, nie
sprawdziły się, gdyż przeżyliśmy jedną z
najdłuższych zim w ostatnich latach.
W końcu 17 grudnia 2005r. nastąpiło
uroczyste otwarcie tras i natychmiast
zaczęły się narzekania na niedostosowanie
tras do warunków narciarskich. Narciarze
Przed przejściem granicznym na Przełęczy Okraj.
narzekali, że ślady nie były odpowiednio
PIERWSZE PODEJŚCIE,
CZYLI GARŚĆ WSPOMNIEŃ NA JUBILEUSZ
wiązkowo dwa pisemne (język polski,
matematyka!), Obowiązkowe trzy ustne
(język polski, matematyka, historia) i je(Popularna pieśń studencka
den do wyboru (np. język rosyjski,
wyk. w czasie akademickich uroczystości).
geografia, biologia, fizyka). Wszystko za
jednym wejściem przed oblicze szanownej
Nachodzą każdego człowieka moa licznej komisji. Na czele komisji stał
menty refleksji nad przeszłością, które
desygnowany przez Kuratorium przewodlubią wracać jak bumerang. W tych
niczący p. Stanisław Palider (wieść niosła,
myślach kryje się liryczna tęsknota za
że jest dyrektorem technikum w Oławie),
utraconą młodością, a towarzyszy temu
oprócz pedagogów egzaminatorów skład
świadomość przemijania i ulotności życia.
komisji uzupełniał tzw. czynnik (dzisiaj
Im bardziej oddalamy się od minionej
sądzę, że był to partyjny mąż zaufania,
przeszłości, tym mocniej pobrzmiewają jej
wówczas było nam obojętne, kto egzanostalgiczne tony, a szczególnie w nieminuje, ważne, by mieć to za sobą). Propowtarzalnych momentach. Do tych mocedura i oprawa ówczesnej matury była
mentów wraca się nieustannie, często są
podobna do dzisiejszej - patos nastroju,
one ważnymi przystankami życia. Dla
oczywisty stres, losowanie miejsc, wybieuczących się takim momentem jest egranie zestawów pytań, wejście na wezzamin dojrzałości. Ważny, bardzo ważny,
wanie, protokoły, oczekiwanie, poszubo stanowiący przepustkę do dalszej
kiwanie wzrokiem ratunku, wypieki,
edukacji. Matura to wielka życiowa
suchość w gardle… - wszystko takie ludzszansa.
kie, niezmienne, przetrwało dziesiątki lat,
W Kowarach od pół wieku taką szantaka jest atmosfera wszystkich egzaminów
sę stwarza Liceum Ogólnokształcące. Rokpo wszystkie czasy. Zapamiętałem jeszcze
rocznie w murach naszej, jak mówią o niej
zapach świeżo pastowanej na tę uroczyspieszczotliwie absolwenci, Alma Mater
tość podłogi.
Kovariensis, grupa najstarszych uczniów
Prawdopodobnie był drugi wtorek
przeżywa maturalną atmosferę. A wszystmaja otwarcie sesji egzaminu dojrzałości
ko zaczęło się w roku 1956. Próbuję
w roku szkolnym 1955/56 - pierwszej
odtworzyć tamte chwile osnute mgłą
matury w murach Liceum Ogólnokształoddalenia, wiele obrazów umknęło, wiele
cącego w Kowarach. Na początek, jak
utraciło swoją ostrość.
później zawsze, poszedł pisemny z języka
Był maj, piękny jak wszystkie polskie
polskiego. Podchodzimy pod salę nr 20
maje, kasztany anonsowały kwitnienie
(tzw. gabinet biologiczny), szczytowa sala
(znak, że czas na naukę), przed szkołą po
na parterze północnego skrzydła, losoraz pierwszy zazielenił się soczysty dywan
wanie miejsc (pięć stołów ustawionych w
3
trawnika wypracowanego przez młodzież.
trzech rzędach, wystarcza dla piętnastki),
wzrok ucieka od pierwszych trzech
stolików, (lepiej zniknąć z pola
ostrzału
szanownej
komisji),
obserwowanie wskazówek radzieckiej kamy czy pabiedy, otwarcie
koperty, ujawnienie tematów i
…kamień z serca. Rzut oka na
innych, odczytywanie z oczu radość, zaskoczenie, spokojne
pogodzenie z losem, bezradność,
niepokój, różnie. Cieszy mnie
wylosowana druga pozycja w
rzędzie od okien, udało się uniknąć
najbliższego sąsiedztwa z komisją.
Dobry początek. Pełna eksplozja
radości po ujawnieniu tematów
jeden z nich to “mój”: “Siła fatalna” poezji Juliusza Słowackiego
(tak brzmiał, o ile pamiętam),
przerobiłem go przy okazji konPaństwowa Komisja Egzaminacyjna i absolwenci rocznika 1956 ( pierwsza matura w kowarskim LO)
kursu polonistycznego pod kieW pierwszym rzędzie siedzą od lewej: Zbyszko Brudniak - absolwent, p. Adolf Kłodnicki - polonista, p. Maria Czylok - j. rosyjski,
p. Stanisław Palider - przewodniczący PKE, p. Ludmiła Humblanka - biolog, p. Jan Kuchejda - matematyk i dyrektor LO.
runkiem prof. Janiny HełczyńStoją w pierwszym rzędzie od lewej: Gertruda Kozak, Izabela Supierz, Danuta Tyl, Maria Żabińska, Alina Wodecka, Maryla Konieczna
- absolwentki; stoją od lewej w drugim rzędzie: Jerzy Wawrzyniak - absolwent, Antoni Gołębiowski - historyk, Jerzy Kadlewicz - fizyk,
skiej.
“Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus
- Radujmy się więc, dopókiśmy młodzi”
Grupa najstarszych uczniów, jedenastoklasistów (wówczas to była klasa maturalna) skończyła codzienną wędrówkę
“do budy”, dzień w dzień pod górkę, od
poniedziałku do soboty (nie było wtedy
wolnych sobót), zawsze pod górkę jak w
porzekadle. Tak przez cztery lata. Niektórym było ciężko. Wielu zgubiliśmy po
drodze - z kilku dziesiątków została
zaledwie piętnastka, już abiturientów. Oto
oni wg alfabetu: Tadziu Kochanko, Marylka Konieczna, Józek Kowalski, Trudzia
Kozak, Iza Supierz, Witek Szlenzak,
Loniek Tamiła, Danusia Tyl, Tosia Wawrzyn, Jurek Wawrzyniak, Zbyszek Wolak,
Alinka Wodecka, Maciek Zarawski, Marysia Żabińska i próbujący uporządkować
te wspomnienia Zbyszek Brudniak.1
Podejmują kolejne wyzwanie, pragną
pokonać następną przeszkodę (od klasy
siódmej szkoły podstawowej poprzez
klasy licealne VIII - X zdawało się egzaminy promocyjne ze wskazanych
przedmiotów i one to były największą
przyczyną odsiewu), stanowiło to w
tamtych czasach swoistą nobilitację młodego człowieka i dawało nieukrywaną
satysfakcję rodzicom. Jedynie zaliczony
pozytywnie egzamin dojrzałości potwierdzał wykształcenie średnie, a świadectwo
dojrzałości je dokumentowało,2 (dzisiaj
absolwent otrzymuje świadectwo ukończenia liceum albo świadectwo dojrzałości po zdanym egzaminie), niepowodzenie na egzaminie powodowało
powtarzanie klasy maturalnej. Wówczas
regulamin egzaminu dojrzałości był mniej
łaskawy od później stosowanych - obo-
absolwenci - Tadeusz Kochanko, Witold Szlenzak, Maciej Zarawski, Józef Kowalski, Leonard Tamiła, Zbigniew Wolak.
6
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
Nr 5/2006
Teraz nasz młody polonista p. Adolf
Kłodnicki ze spokojem przyjmuje reakcję
na ujawnione tematy. Trzeba tylko całą
wiedzę odtworzyć, uporządkować, więc
“Testament mój” (obowiązkowo!), dygresje z “Beniowskiego”, polemika z Mickiewiczem, niektóre liryki, a może jeszcze “Kordian”…
Wiele tekstów znałem na pamięć (jak
to dobrze, że “Hełka” dawała nam w
kość!), trzeba je tylko cytować, skomentować i …już! Minęło pięć godzin,
narosło kilkanaście stron (prof. Kłodnicki
później żartobliwie stwierdził “Chłopie,
aleś mi roboty przysporzył”).
Nazajutrz
pisemny z matematyki,
jeszcze drobne konsultacje u Lońka Tamiły (nasz matematyczny orzeł), przypomnienie fundamentalnych wzorów na
wszelki przypadek, krótkie spanko i …
znowu losowanie miejsc (dobra pozycja w
środkowym rzędzie, nieźle!), jakieś równania, nierówności, trygonometryczne
zawiłości, pięć godzin i po pisemnych.
Z matmy nic nie pamiętam (prof. Jan
Kuchejda - “Matematyk to z ciebie nie
będzie”, uwierzyłem). Kilka dni przerwy
na sprawdzenie naszych intelektualnych
wytworów i ogłoszenie wyników - wszyscy zdali, są wśród nich zwolnieni z polskiego i matmy za bardzo dobry pisemny.
Mam z głowy ustny z języka polskiego,
pozostaje matma, historia i… tu spóźniona
tyjny aktywista. Nie można już się
wycofać, klamka zapadła. Wchodzimy w pierwszej parze, ja i Tadzio
- wybitni rusycyści z duszą na
ramieniu (”Kto z nich zna rosyjski?”).
Najpierw matma (nic nie pamiętam), następnie historia (pięknie
testament Krzywoustego, powstania
śląskie, zjednoczenie Włoch) i
wreszcie język rosyjski. Długie,
głośne odczytywanie “biłeta”, kątem
oka obserwuję twarze komisji,
reaguje tylko nasz egzaminator p.
Maria Czylok. Było “proczytaj, atrywok”, coś tam przetłumaczyć i
wreszcie biografia Lermontowa (jak
deska ratunku) - to miałem obryte.
Brnąłem akcentem polsko - czesko
rosyjskim (Tadziu kresowiec to był
w tym artysta), brnąłem do końca i
czekałem ostrzału, Komisja zlekceważyła mój duch rusycysty (nikt z
nich nie miał odwagi ujawnić
filologicznego talentu), a ujawniła
zainteresowanie historyczno - polityczne (jak to Polacy), co pozwoliło
mi ochłonąć i opuścić pole tortur z
otwartą przyłbicą. Zapamiętałem te
najtrudniejsze i ostatnie uczniowskie
podejście w murach naszego ogólniaka.
Po dwóch dniach potyczek ogłoszenie
wyników pierwsza piętnastka w życiu
Na uroczystości 50 – lecia
Kowarskiego Liceum w roku 2001.
dami. A były to już ostatnie wspólne
chwile, już nigdy nie spotkaliśmy się w
komplecie i się nie spotkamy, niektórzy
już odeszli do Domu Ojca.
Później w życiowych próbach egzaminatora wprowadzałem w świat dojrzałych abiturientów LO w Kowarach,
Technikum
Rolniczego w Bukowcu,
Technikum Chemicznego w Jeleniej Górze, Technikum Mechanicznego FAT w
Kowarach. Zebrało się parę ładnych setek.
Były to przeżycia i doznania równie ważne jak ta właśnie matura z 1956 roku.
Zbyszko Brudniak
Najstarszy
absolwent Kowarskiego Liceum
Fotografie ze zbiorów p. Z. Brudniaka.
1
Figurujący w dokumentacji szkolnej jako
“Zbigniew”, de facto “Zbyszko” (akt urodzenia
Nr 79/1938 USC Chełmża).
Maj 1956 r. – tak prezentowało się główne wejście do Szkoły.
refleksja. Wybraliśmy z Tadkiem Kochanko język rosyjski, bez analizy sytuacji.
Było pewne, że nasi nauczyciele nie znają
na poziomie maturalnym tego języka, ale
przecież są członkowie komisji z importu
(”spadochroniarze” jak ich zwaliśmy)
przewodniczący p. St. Palider i ten par-
Nr 5/2006
Kowar przystąpiła do egzaminu dojrzałości i w komplecie go zdała. (fot. 1), a
wszystko to działo się pół wieku temu.
Był bal w sali gimnastycznej, szaleliśmy
skromnie, ale radośnie, w ojcowskich krawatach, a jedna z szaf pana woźnego cieszyła się tej nocy szczególnymi wzglę-
2 Świadectwo dojrzałości uwzględniało oceny
roczne z przedmiotów nieobjętych egzaminem i
uzyskanych na egzaminie.
3
Najmniej liczna grupa absolwentów LO
Kowary była w 1958 roku - 9, najliczniejsza w
1975 - 87 abiturientów. W roku 1963 i 1970
matura nie odbyła się z powodu zmian organizacyjnych (dane z księgi pamiątkowej z
2001 r.), do ostatniej matury w 2006 roku
przystąpiło 72 abiturientów.
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
7
NA NIELUDZKIEJ ZIEMI
1
Ciąg dalszy losów rodziny Szuńków.
Rok 1941 - Znów podróż
Rok 1944 - Nieudany powrót do rodziny
Pewnego dnia w 1944r., w lutym
dowiedziałam się, że urodził się mój
kolejny brat. Prosiłam dyrektora, żeby
puścił mnie do mamy, nie zgodził się.
Postanowiłam wyruszyć bez pozwolenia.
Ola uszyła podłużny worek na mąkę,
przywiązała mi go w pasie, w chustkę z
głowy wpakowała suchary. Zawsze, gdy
ciasto wyszło poza formę, moja
współpracownica je okrajała i chowała.
km od Kobiakowa. Zabrali od Mamusi i
zawieźli do kobiety, której mąż był na
Jesienią 1941 roku kazali opuścić
wojnie. Zamieszkałam u niej, już pierw“nasz” gułag. Zabrali nas znów na stację
szego dnia zyskała moją sympatię, kazaSzira, tam przyszedł mężczyzna, wybierał
ła mi mówić do siebie
sobie ludzi do pracy w sowchozie Ijus, do
ciocia Ania. Kobieta ta
którego zawieźli nas samochodami. Tatuś
nie miała swoich dziepracował jako stróż - pilnował na stacji
ci, była samotna. Daj
wyładunku wagonów z jedzeniem. MaBoże, żeby każdy na
musia poszła sprzątać do krów, mieliśmy
taką opiekunkę trafił.
kuchnię i pokoik dla dwóch rodzin. Tam
Dbała o mnie jak o
znów poszłam do szkoły. Rozpoczęło się
swoje dziecko, karmiła,
normalniejsze życie.
ubierała, niejednokrotnie przerabiała swoje
Rok 1942 - Nauka i praca
ubrania, żeby na mnie
pasowały. Poszłam do
Wiosną 1942r. zabrali nas do popracy w piekarni. Dziębliskiej miejscowości - Kobiakowo, tam
ki swoim umiejętnoTatuś pracował w piekarni, a Mamusia
ściom zostałam kierowprzy cielakach - karmiła je, sprzątała.
nikiem piekarni, drugą
Od lewej - Tatiana i żona dyrektora, która dała jej cukier.
Chodziłam do szkoły, ale krótko, bo po pół
pracownicą była Ola
roku dyrektor kazał mi iść do pracy w
Masonowa - starsza
Często dziwiłam się temu, nie znałam
piekarni. Okazało się, że jestem zbyt duża
przesympatyczna kobieta. Wieś była na
powodu jej działań. Tego dnia poznałam
i zbyt silna, aby “marnować” mnie w
tyle mała, że chleba, który piekłyśmy,
sens jej zachowania i byłam jej za to
szkole. Pracowałam razem z tatą. Jakiś
wystarczało dla wszystkich.
bardzo wdzięczna. Do kieszeni włożyłam
czas sprzątałam, a potem już piekłam
Pomimo tego, że otoczona byłam
sobie kawałek cukru, który dostałam
chleb. Tak nadeszła jesień 1943 roku, któdobrymi, serdecznymi ludźmi, bardzo źle
kiedyś od żony dyrektora. Była to kostra przyniosła kolejne zmiany.
znosiłam oddalenie od rodziny. Wieczoka nieregularnych kształtów, odłupana
rami płakałam, tęskniłam za bliskimi,
od większego kawałka. Od razu przezRok 1943 - Blisko, ale daleko od rodziny
w pobliżu nie było żadnych Polaków.
naczyłam ją dla mojego małego braMoja rozpacz i niemoc sięgnęły zenitu,
ciszka.
Późną jesienią przenieśli mnie do
a wtedy zdecydowałam się na desperacki
W drogę wyruszyłam z samego rana
Kożechowa, miejscowości oddalonej o 30
krok.
w trzaskający mróz. Ola kazała mi iść cały
czas wzdłuż rzeki, bo osady ludzkie
budowano tam tylko koło rzek. Tak
miałam trafić do bliskich. Szłam dość
długo, zerwał się wiatr, rozpętała się
śnieżyca. Zaczęło mi być coraz zimniej,
twarz bolała mnie coraz bardziej. Szalik,
który miałam blisko ust, zamarzł. Zdjęłam
pas z mąką i zawiesiłam na drzewie, bo
zaczął mi ciążyć. Szłam i wołałam
“mamo”, echo mi odpowiadało, a ja
myślałam, że to krzyczy do mnie moja
mama, to dawało mi nadzieję. W końcu
wyrzuciłam również suchary, chciałam
pozbyć się choćby najmniejszego ciężaru.
Wreszcie usiadłam pod drzewem, nie
myśląc o niczym. Na szczęście nie dane
mi było tam pozostać. W pobliżu było na
polowaniu trzech żołnierzy NKWD, jeden
z nich usłyszał moje krzyki, zobaczył
mąkę, zobaczył suchary i wreszcie
zobaczył mnie. Znałam go z widzenia, gdy
jeszcze mieszkałam z rodzicami. Zabrał
mnie swoim wozem, przywiózł do budki
Przerwa podczas pracy w polu.
8
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
Nr 5/2006
pobliskiego stróża i kazał czekać.
Skar-żyłam się, że bolą mnie ręce, on
twierdził, że to dobrze, bo to znaczy, że
zaczynają odmarzać, pocieszał mnie. W
końcu przy-jechał i zawiózł do szpitala.
Rodzinie mojej przekazał informację o
mnie, a także oddał mąkę, suchary i
cukier. W szpitalu spędziłam kilka dni,
odwiedziła mnie mama, nie wiem, jak
przebyła 12 km dzielące miejscowość od
szpitala, ale spotkanie z nią dodało mi
energii niez-będnej do całkowitego
powrotu do zdro-wia.
Po wyjściu ze szpitala wróciłam do
“swojej” piekarni, dostałam reprymendę
od dyrektora i dalej pracowałam. Jednak
teraz moje serce było radośniejsze.
Rok 1945 i 1946 Koniec wojny i powrót
do Polski
Gdy przyszedł 1945 rok, koniec
wojny, wszyscy byliśmy szczęśliwi, zaczęliśmy wyrabiać dokumenty, żeby móc
wrócić do kraju. Cały czas musiałam
pracować w piekarni, obawiałam się, że
Rodzice wyjadą beze mnie, ponieważ
wciąż nie mogłam ich odwiedzać. Wreszcie nadeszła ta długo oczekiwana chwila.
Był kwiecień 1946 roku, pojechałam do
rodziny, a wraz z nimi wsadzili nas znów
do towarowych wagonów, a ja po raz drugi
przez szpary w wagonie ujrzałam stację
Nowosybirsk. Tym razem tam wysiedliśmy, jeździliśmy po mieście tramwajami,
Samochód przywożący mąkę do piekarni, w której Tatiana pracowała.
podeszła milicja kolejowa i kazała nam
brać sobie te ziemniaki. W kilka chwil
opróżniliśmy cały wagon, nosiliśmy ziemniaki do naszego pociągu. Potem poszliśmy do miasta, radzieccy żołnierze uznali
nas za “szpionów”, zatrzymali nas w jakimś budynku. Chłopcy tłumaczyli, że
wracamy z Sybiru i dlatego mówimy po
rosyjsku, że nie jesteśmy szpiegami. Nic
nie pomagało. Na szczęście pojawił się
kierownik naszego transportu. Wtedy nas
Rodzeństwo Tatiany,
od lewej - Michał, Piotrek, Marysia.
nie mogliśmy nadziwić się jego pięknu.
Tymczasem nasz transport odjechał...
Zgłosiliśmy to kolejarzom, oni kazali nam
wsiąść do pociągu, którym dogoniliśmy
nasz. W Moskwie też wyszliśmy do
miasta, potem dojechaliśmy do Brześcia,
ludzie całowali ziemię, wojsko nas witało.
Następnie była Warszawa cała w gruzach,
wszędzie napisy “Ostrożno miny”. My
młodzi wypatrzyliśmy wagon z ziemniakami, rzuciliśmy się na nie. Żołnierz
pilnujący zaczął strzelać w powietrze,
Nr 5/2006
wypuścili. Następny przystanek to Poznań.
Tam spotkało mnie coś niezwykłego.
Pewna kobieta, gdy mnie zobaczyła,
zaczęła płakać, potem dała mi buty i
sukienkę, powiedziała, że straciła na
wojnie córkę, a ja ją przypominałam.
Zasmucił mnie jej los, ale jednocześnie
byłam uszczęśliwiona tym prezentem.
Tak dawno nie miałam nic nowego. Potem
był jeszcze Gubin, Wrocław, wreszcie
Jelenia Góra.
1
Jelenia Góra
9 marca wyjechaliśmy z Sybiru, a 9
maja wysiedliśmy w Jeleniej Górze.
Traktorami zawieziono nas do oddziału
Państwowego Urzędu Repatriacyjnego.
Stamtąd skierowano nas do Komarna,
gdzie mieliśmy zamieszkać na pierwszym
piętrze w pewnym domu. Niestety właściciel nie chciał nas wpuścić, ponieważ
twierdził, że ma do niego przyjechać
siostra ze Lwowa. Nadeszła straszna
ulewa, a my siedzieliśmy w sadzie.
W końcu ulitował się nad nami mieszkaniec sąsiedniego domu, spędziliśmy u
niego cztery noce. Potem przyjechali po
nas z gminy i zawieźli do pustego domu.
Mamusia rozpoczęła pracę w młynie, a
Tatuś w piekarni. Ja poszłam na służbę,
młodsze dzieci do szkoły. Wreszcie Tatuś
wystarał się o gospodarstwo w Krogulcu,
dobrzy ludzie dali nam kilka kur,
ziemniaki do posadzenia, zboże do
zasiania. I znów zaczynaliśmy od zera.
Znów było ciężko, pamiętam jak mówiłam
do mamy: Mamuś, ja się chyba nigdy w
życiu nie najem. Krok po kroku zbudowaliśmy nasze życie od nowa z ciągle
powracającym bagażem przerażających
wspomnień, które tkwią we mnie do dziś.
W 1953r. zmarła moja Mamusia, niedługo
potem Tatuś zrzekł się gospodarki, nie
miał już siły. Zamieszkaliśmy w Kowarach. Tu kończy się historia wędrówki
mojej rodziny, wędrówki od Sybiru do
Polski.
Opowieści Pani Tatiany Szczęsnej
wysłuchała K. Borówek - Schmidt
Tytuł zaczerpnięty z książki Józefa Czapskiego opisującej tragedię katyńską
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
9
7
500 LAT KOWAR
warto się śpieszyć, bo czasu jest aż nadto.
Jeżeli tego typu myśli kierowały niektórymi osobami, to apeluję o zmianę po-
dokumentowaniem naszej przeszłości,
proponuję formę zagadek dotyczących
poprzednich lat. Proszę o prezentowanie
różnych ciekawostek z lat poprzednich do
odgadnięcia dla czytelników ich roli i
treści, jakie ze sobą niosły. Na początek
mam pytanie: Co to za waluta przedstawiona na zdjęciu i do czego służyła?
glądów. Dowody życia codziennego giną
niesłychanie szybko, a jeżeli związane są
one z życiem poprzednich pokoleń, to
ulegają zatarciu jeszcze szybciej. Odtwarzanie realiów życia codziennego po latach
to już jest archeologia. Może w tym
stwierdzeniu jest trochę przesady, ale wątek myślowy na pewno jest istotny.
Jedyny głos z zewnątrz, jaki padł w tej
sprawie, dotyczył formalnego postępowania przy tworzeniu takiego typu dokumentu - monografii miasta. Zgłoszono
potrzebę powołania odpowiednich zespołów, wzbogacenia ich o zawodowych historyków itp.. Nie wykluczam, że taka
forma współpracy nastąpi, ale na dzień
dzisiejszy musimy postarać się o to, aby
takie zespoły miały nad czym pracować.
W przeciwnym wypadku będzie to jedynie
kompilacja tego, co już się znajduje w
różnego rodzaju archiwach.
Aby urozmaicić kontakty związane z
Jeżeli ta forma współpracy się spodoba
czytelnikom, to proszę o udostępnianie
w/w materiałów, bo w przeciwnym wypadku będzie to występ jednego aktora.
Na zakończenie przypomnę, na czym
miałaby polegać współpraca pomiędzy
czytelnikami Kuriera Kowarskiego a Stowarzyszeniem Miłośników Kowar. Nie
wchodzi tu w grę przekazywanie rzeczy
materialnych. Ta inicjatywa ma za zadanie
utrwalić obrazy dokumentów naszej
nieodległej przeszłości. Każdy przedmiot,
każda pamiątka i każdy dokument udostępniony do archiwizacji będzie sfotografowany lub zeskanowany i zapisany w
formie cyfrowej na płytach CD lub DVD.
Nie wchodzi tu w grę pozbywanie się
jakichkolwiek rodzinnych pamiątek. Stowarzyszenie gwarantuje zachowanie ich
treści lub obrazu dla przyszłych pokoleń
kowarzan.
Ireneusz Kwiatosz
5 WIEKÓW TRADYCJI?
(2)
Zgodnie z zapowiedzią podaną w poprzednim odcinku tym razem chcę się
odnieść do form przyszłej współpracy,
jeżeli do niej dojdzie, przy tworzeniu
monografii naszego miasta. Bardzo łatwo
jest wypełnić tego typu opracowanie
informacjami formalnymi pochodzącymi z
oficjalnych archiwów. Jednak poleganie
wyłącznie na takiej bazie informacyjnej da
niepełny obraz rzeczywistości lat minionych. Wszyscy wiemy, no może młodsze
pokolenie nie za bardzo, jakim celom
służyła informacja na łamach prasy ukazującej się oficjalnie i jaką rolę spełniali
urzędnicy cenzury.
Gdybyśmy polegali wyłącznie na tekstach artykułów zamieszczonych w prasie,
a także i w literaturze tego okresu, to obraz
życia społeczeństwa sprzed 50 lat byłby
bardzo wypaczony. Dlatego też myślą
przewodnią mojej inicjatywy jest wypełnienie tego okresu osobistymi treściami
mieszkańców Kowar. Mogą to być pamiątkowe zdjęcia, spisane wspomnienia, dyplomy i listy gratulacyjne za różne
osiągnięcia (zarówno sportowe, jak i zawodowe). Cenne mogą być również zachowane oficjalne dokumenty, wycinki
prasowe, czyli wszystko to, co uważaliśmy za warte zachowania.
Jak na razie brak jakiegokolwiek odzewu na pierwszy artykuł. Nie mogę się
więc odnieść do oczekiwań społeczności
Kowar. Nie sądzę jednak, że ten temat jest
całkiem obojętny mieszkańcom naszego
miasta. Nie chciałbym również wyciągać
wniosków, że tego typu inicjatywa jest
mocno spóźniona i większość ciekawych
rzeczy z poprzednich lat już nie istnieje.
Bardziej uprawomocniona jest myśl, że
okres roku 2013 jest tak odległy, że nie
UWAGA!!!
KONKURS!!!
W Kowarach oprócz wielu śladów
historii możemy również odnaleźć
pamiątki prehistoryczne. Na jednym
bardzo dobrze znanym wszystkim
mieszkańcom obiekcie widzimy wyraźnie muszelkę zastygłą w piaskowcowej
skale. Czy ktoś z naszych Czytelników
rozpoznaje fragment, który prezentujemy na zdjęciu? Jeśli tak, prosimy o
przesyłanie rozwiązania naszej zagadki.
Dla pierwszej osoby przewidziana
nagroda!!!
Rozwiązanie można przesyłać na adres
SMK ul. Górnicza 1, 58-530 Kowary
lub drogą internetową na adres:
[email protected]
Redakcja
10
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
Nr 5/2006
J&R
PODRÓŻ DO RAJU
Tym artykułem pragniemy zapoczątkować cykl, w którym kowarzanie będą mogli
podzielić się z naszymi Czytelnikami wrażeniami z podróży w różne zakątki Polski i
świata. Dzięki takim relacjom wszyscy będziemy mogli uczestniczyć w niezwykłych
doznaniach. Pozwoli nam to również na poznanie odległych części kraju i świata od
zupełnie innej, prywatnej, subiektywnej strony. Zapraszamy więc do współpracy,
przedstawiając pierwszą historię. W tym numerze prezentujemy opowieść osób, które
odbyły podróż do przysłowiowego raju - Malezji.
Zaproszenie
Ślub
Pretekstem do naszego wyjazdu do
Malezji był ślub Anny, która uczestniczyła
w projekcie PEACE - lekcji tolerancji w
ZSO Kowary. Malezyjka w 2004r. odwiedziła Kowary i zachwyciła się nimi. Wtedy poznaliśmy się i przez kolejne dwa lata
pielęgnowaliśmy naszą znajomość. Mimo
szczerych chęci nigdy nie przypuszczaliśmy, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Kiedy otrzymaliśmy zaproszenie na ślub,
byliśmy zaskoczeni. Odebraliśmy to również jako szansę na podróż do wcześniej
nieosiągalnego miejsca.
Ku naszemu zaskoczeniu okazało się,
że ślub nie różni się od tego, który znamy.
Trochę odmienna była uczta weselna,
traktowana jako wspólna kolacja. Zamiast
tańców i trunków bardziej celebruje się
jedzenie. Malezyjczycy kosztują 9 tradycyjnych potraw, co przywodzi na myśl
skojarzenia z polską Wigilią, ale oprócz
najbliższej rodziny we wspólnym świętowaniu uczestniczy jeszcze ok. 300
gości.
Kilka dni w raju
J&R
Podróż do innego świata
Po uroczystości weselnej mieliśmy
kilka dni na zwiedzanie i poznanie
Na lotnisku w Kuala Lumpur po 12
niektórych zwyczajów malezyjskich. Wygodzinach lotu uderzyła nas fala gorąca.
braliśmy się na przepiękne plaże otoczone
Odczuwalna była nie tyle wysoka temzielenią, wśród której często pojawiały się
peratura, co wilgotność powietrza, która w
małpy. Tam zaznaliśmy błogiego lenistwa.
Malezji wynosi 96%. Stamtąd udaliśmy
Zmęczeni zimą i niskimi temperaturami
się do mieszkania Anny w bloku. Już tutaj
zachwyciliśmy się ciepłem, możliwością
odkryliśmy, że tamten świat różni się znawylegiwania się na malowniczych plażach
i tamtejszym słońcem.
W sklepach upajaliśmy
się widokiem zachęcających swoim wyglądem, egzotyką i świeżością owoców. Mogliśmy spróbować wyciskanych na naszych oczach
soków z kiwi, papai,
arbuza. Zwiedziliśmy
zapierające dech w piersiach do niedawna najwyższe budynki świata
- wieże Petronas Towers
o wysokości 452 m, na
których kręcone były
fragmenty filmu Osaczeni z Catherine ZetaJones i Seanem ConnePrzystanek autobusowy.
ry. Na wyspie Penang w
cznie od naszego. Przed wejściem na
jednej z wiosek ujrzeliśmy domy na paosiedle musieliśmy się wylegitymować,
lach. Niestety ich otoczenie odbiegało
ponieważ był to teren zamknięty i nikt bez
znacznie od pięknego i bogatego świata
okazania dokumentów nie mógł się tam
stolicy Malezji. Widać tam było ubóstwo,
dostać. W bloku znajdował się basen dla
a otoczenie nie było już tak zadbane.
jego mieszkańców. Bardzo zadziwiła nas
obecność w drzwiach do wszystkich
Odrobina codzienności
mieszkań krat, które mimo małej przestępczości, mają zapewniać mieszkańcom
Oprócz zachwytu, jaki wywołały w
jeszcze większe bezpieczeństwo. Jest to
nas niezwykłe miejsca, mieliśmy okazję
taka norma społeczna. W mieszkaniach
zapoznać się z elementami malezyjskiej
uderzył nas brak kaloryferów, co wydaje
codzienności. Ogromne zaskoczenie wysię oczywiste ze względu na klimat. Nawołał fakt, że w niektórych sklepach (np.
tomiast każde z nich posiada wentylatory
w salonie sukni ślubnych) przed wejściem
lub klimatyzację.
należało zdjąć buty. Podobna sytuacja
Nr 5/2006
Wieże Petronas Towers.
spotkała nas w Muzeum Ryżu. Jeśli chodzi
o ceny, zwróciliśmy uwagę na to, że
słodycze i alkohol są droższe niż u nas.
Zadziwiająco tanie okazało się paliwo za
38 ringgitów (38zł) można było zatankować bak do pełna. Swoją urodą urzekły
nas przystanki autobusowe wyglądające
jak bajkowe budki. Prezentujemy jeden z
nich na zdjęciu, aby nasze władze miejskie
mogły ujrzeć takie urocze piękno i zastanowić się nad tym, jak można by
rozweselić naszą szarą rzeczywistość.
Poczucie obcości likwidował fakt, że
niemalże z każdym mogliśmy się porozumieć w języku angielskim. Poza tym
Malezyjczycy okazali się ludźmi bardzo
gościnnymi i przyjaznymi dla obcokrajowców.
Wspomnienia
Z podróży pozostały zdjęcia, film na
kamerze i najważniejsze - wspomnienia.
W naszej pamięci na zawsze zapisał się
obraz pięknego, niezwykłego świata, który
dzięki niemalże przypadkowej znajomości
mogliśmy obejrzeć. Pozostaje tylko nadzieja, że jeszcze kiedyś dane nam będzie
zobaczyć ten świat po raz drugi.
Opowieści kowarzan, którzy chcieli
pozostać anonimowi, wysłuchała
Katarzyna Borówek - Schmidt.
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
MALEZJA
11
7
www.fabbricantidiuniversi.it
BOSYM OKIEM
LEMOSTRADA
Jednym z ulubionych zajęć wielu ludzi
jest próba przewidywania tego, co się wydarzy w przyszłości. Historia tych wysiłków pokazuje, że nawet świetnie znający
jakąś dziedzinę wiedzy specjaliści powinni
w swoich przepowiedniach zachować dużą
ostrożność. Na przykład pod koniec XIX
wieku członkowie Królewskiego Towarzystwa Naukowego w Anglii bronili
zaciekle poglądu, że maszyna cięższa od
powietrza z pewnością nie może latać. Ich
koledzy po drugiej stronie kanału La
Manche uważali, że nie istnieją meteoryty,
bo przecież tylko dzieci mogłyby uwierzyć, że kamienie spadają z nieba.
Szczególną zuchwałością popisał się w
roku 1890 Charles Duell, dyrektor Federalnego Urzędu Patentowego, który twierdził, że ten urząd trzeba zamknąć, ponieważ wszystko, co da się wynaleźć,
zostało już wynalezione. W roku 1929
Irving Fisher, profesor ekonomii uniwersytetu Yale cieszył się, że nareszcie akcje
firm notowanych na nowojorskiej giełdzie
osiągnęły taki poziom, który gwarantuje
permanentną “stałość”. Rok później USA
pogrążyły się w niespotykanym wcześniej
kryzysie gospodarczym. W 1957 roku
Tomasz Watson, prezes IBM, zapewniał:
“Sądzę, że na całym świecie jest popyt
najwyżej na pięć komputerów”, a 10 lat
później w USA powstało stowarzyszenie
zwalczania mody na komputeryzację
wszystkich dziedzin naszego życia. Świat
polityki jest szczególnie nieprzewidywalny, kto w roku 1985 mógł bez narażania
się na szyderstwo powiedzieć, ze za pięć
lat rozpadnie się ZSRR i upadnie komunizm w Europie? Mimo tych porażek
futurologia, czyli nauka zajmująca się
przewidywaniem przyszłości nie została
zupełnie porzucona. Spośród współczesnych futurologów wymieńmy Hermanna
Kahna, który najbardziej jest znany z tego,
że pomimo współpracy z wieloma ośrodkami naukowymi na całym świecie
nigdy niczego nie potrafił porządnie przewidzieć.
A tym czasem w Polsce, małym kraju
między małymi górami i małym morzem
Stanisław Lem bez pomocy sztabu naukowców i wsparcia bogatych sponsorów
napisał w roku 1963 niewielką książkę pt
Summa technologiae, która ukazała się w
nakładzie 3000 egzemplarzy i prawie nikt
na nią wtedy nie zwrócił uwagi. Opisał w
niej z niezwykłą intuicją możliwości
rozwoju cywilizacji w dziedzinie techniki,
informacji, biotechnologii i kultury. Czas,
ten bezlitosny weryfikator bylejakości,
usuwa w niepamięć reklamowane dzieła
Kahna i innych futurologów, a tymczasem
wizje Lema mają się dobrze i dla nikogo,
kto od lat 60. był wiernym czytelnikiem
jego książek, rozwój inżynierii genetycznej, rzeczywistość wirtualna i chaos in-
12
formacyjny nie były zaskoczeniem. Czas
równie łaskawie traktuje cały dorobek
literacki Lema; 40 książek przetłumaczonych na 41 języków. On sam przyglądał
się temu z mieszaniną zdziwienia i rozczarowania. Dziwił się, że tak wiele udało
mu się przewidzieć. Martwił, bo z możliwych dróg rozwoju nasza cywilizacja
wybrała najgorszą. Chaos informacyjny
nie oznacza rozwoju wiedzy, a rozwój
gospodarczy nie idzie w parze z podnoszeniem jakości życia. Kiedy 40 lat po
napisaniu Summa technologiae dopisywał
jej dalszy ciąg pt. Okamgnienie, porównywał naszą cywilizację do pędzącego z
góry roweru bez hamulców. Dzieje się tak,
ponieważ nie umiemy wybierać, nie
umiemy się ograniczać, nie umiemy
rozsądnie korzystać z wiedzy i zasobów
naturalnych. Beztroska satysfakcja zaspokajania ciągle rosnącego i autodestrukcyjnego apetytu wydaje się nieuleczalną
chorobą ludzkości.
To, że niekontrolowany przez wartości
ogólnospołeczne rozwój techniki jest
procesem zbyt ryzykownym, nie jest oczywiście pomysłem nowym. Jednak kiedy w
roku 1927 biskup Riponu, dr E. A. Borroughs, zaproponował 10 letnie moratorium na badania naukowe, aby sprawdzić
ich cywilizacyjne konsekwencje, potraktowano to jak zamach na naukę i ograniczanie swobody postępu. Dzisiaj potraktowano by je tak samo. Lem, bez nadziei
na to, że cokolwiek zmieni, dwadzieścia
ostatnich lat swojego życia poświęcił ostrzeganiu przed cywilizacją. Czy ten głos
pozostanie nieusłyszany? Czy droga rozwoju ludzkości pozostanie bezmyślnym
chaosem, czy jest szansa, że zamieni się w
cierpliwie przemyślany proces? Każdy z
nas może albo pozostać w przestrzeni
chaosu, albo wybrać się razem z Autorem
Okamgnienia do krainy refleksji nad sobą i
całym światem.
Stanisław Lem zmarł w Krakowie 27
marca tego roku. Poinformowały świat o
tym wydarzeniu wszystkie ważne stacje
telewizyjne, radiowe i portale internetowe.
Przy okazji podsumowań dorobku życia
pisarza z uznaniem odnoszono się do
niezwykłej liczby 30 milionów egzemplarzy sprzedanych książek i ilości tłumaczeń. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że pomimo tego dorobku Lem
pozostaje wciąż pisarzem nierozumianym.
Krytycy literaccy najczęściej pomijają go
w swoich opracowaniach, bo rozmiar
zainteresowań Lema obejmuje zbyt wiele
dziedzin i przekracza literaturę. Sztokholmski komitet literackiej Nagrody Nobla
nie chciał mu przyznać tej nagrody, bo
jego członkowie są przekonani, że Lem
pisze tylko SF. Za to laureaci Nagrody
Nobla w dziedzinie fizyki traktowali Lema
z nieukrywanym podziwem. Futurolodzy
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
Stanisław Lem.
nie chcieli się przyznać, że mieszkający
gdzieś u źródeł Wisły polski pisarz niemal
całkowicie odizolowany w latach 60. od
osiągnięć zachodniej nauki potrafił o
świecie napisać mądrzej niż oni wszyscy
razem wzięci. Natomiast genialny Korolew, twórca współczesnej kosmonautyki,
uważał go za wybitny autorytet właśnie w
tej dziedzinie. Kiedy radzieccy kosmonauci przyjechali do Polski na zaproszenie
Wojskowej Akademii Technicznej, to
przede wszystkim chcieli poznać Lema,
ale kiedy środowiska naukowe fascynowały się teorią “samolubnego genu”, o
której R. Dawkins napisał w The selfish
gene, mało kto zwrócił uwagę, że Lem
opisał ją dwa lata wcześniej w Golemie
XIV. Kiedy jeden z wybitnych amerykańskich pisarzy Philp K. Dick przeczytał kilka książek Lema, doszedł do
wniosku, że nie mógł ich napisać jeden
człowiek, bo obejmują zbyt wiele dziedzin
wiedzy, by się mogła pomieścić w jednej
głowie. Napisał nawet donos do FBI, że
LEM to kryptonim komunistycznych służb
specjalnych, za którym kryje się wielu
specjalistów wspólnie publikujących jako
Lem, aby zniszczyć amerykańską literaturę. Lem potraktował to zdarzenie z wyrozumiałością; żeby rozumieć jego książki,
trzeba po prostu chcieć się kształcić.
Gdy umierał Lem, w marcu tego roku,
starałem się na bieżąco śledzić, co o nim
wiedzą polskie media. Niewiele znalazłem
poza nagranym kilka lat wcześniej filmem
dokumentalnym i kilkoma rozmowami.
Być może miał rację Miłosz, pisząc
kiedyś, że Polacy są potrzebni Polakom
tylko wtedy, gdy stanowią materiał eksportowy. Mam jednak nadzieję, ze wielkość
Lema nie zostanie w naszej kulturze
niedocenionym skarbem, jak to się dzieje z
innymi wielkimi Polakami (np. wybitny
matematyk Banach lub filozof Twardowski).
A może kowarskie liceum ogólnokształcące, w którym od kilu lata trwa
dyskusja na temat wyboru patrona, pomoże utrwalić Lema w naszej pamięci?
Adam Walesiak
Nr 5/2006
WOKÓŁ SZKOŁY
TU BĘDĄ SZCZĘŚLIWE
Guru postmodernizmu, Michel Foucault, w swojej książce “Nadzorować i
karać” mówi o kryzysie wychowania, który określa mianem upadku trzech wielkich
wychowawców. Ma tu na myśli trzy wielkie instytucje cywilizacji modernistycznej:
Kościół, rodzinę i szkołę. Wg jego koncepcji zostały one zastąpione przez modę i
grupę rówieśniczą. To nie ksiądz na
ambonie, nie nauczyciel na katedrze i nie
rodzice w domu są teraz dla młodych
największymi autorytetami (świadomie
unikam słowa “prawdziwymi”). Teraz liczy się przede wszystkim to, czy jesteś
modny (trendy czy passe) oraz co na dany
temat mówi uwielbiany (w tej chwili) idolguru lub najlepsza koleżanka lub kumpel.
To oni tworzą nowy kodeks etyczny dla
młodego pokolenia, oni oceniają, co jest
dobre, a co złe; to oni mają decydujący
głos nie tylko w sprawie kroju dżinsów
czy koloru szminki, ale również z kim
wolno się kolegować, a z kim nie; gdzie
należy bywać; kiedy podjąć współżycie
seksualne; wreszcie jaką wybrać szkołę. W
każdej tej sprawie zdanie rodzica,
nauczyciela czy kapłana najczęściej ma
drugorzędne znaczenie; ostatecznie więc
ponosimy klęskę tym dotkliwszą, że czasami na własne życzenie. Bo nie wszystko
da się wyjaśnić zdziczeniem obyczajów i
upadkiem autorytetów.
Jak bowiem ma zasłużyć na poważanie
nauczyciel, który nie potrafi zadbać np. o
to, by wyróżniać się od uczniów nie tylko
siwizną czy tuszą, ale również strojem?
Czy można dziwić się uczennicom, gdy
przychodzą do szkoły z gołymi brzuchami
i w stroju niemal plażowym, gdy ich
nauczycielka ubiera się podobnie? Albo
gdy nauczyciel w imię opinii, że “równy z
niego gość”, fraternizuje się z wychowankami do tego stopnia, że każda uwaga z
jego strony kwitowana jest raczej wybuchem śmiechu, niż śmiertelną powagą.
Oczywiście to, o czym mówię, to raczej
kosmetyka, coś dodatkowego, ale zgodzisz
się, Czytelniku, że również ważnego! I nie
pomoże w tym ani najsurowszy minister,
ani obiecane przez niego podwyżki dla
nauczycieli. Autorytet naszego zawodu
bierze się bowiem z jego umiłowania i
prawdopodobnie to w ręku samych nauczycieli jest odnowienie własnego wizerunku.
To jednak nie o zmianach w kulturze i
nie o zawodzie nauczyciela chcę tym razem pisać. Porozmawiajmy o szkole w
kontekście… wyboru szkoły. Ostatnio
dowiedziałem się, że w sekretariacie pewnego szacownego liceum, które zdecydowało się otworzyć w swych murach
również gimnazjum, udziela się rodzicom
rady, żeby zameldowali swoje dziecko w
rejonie szkoły - to z pewnością zwiększy
jego szansę na przyjęcie. I rodzice to ro-
Nr 5/2006
bią! Szukają dawnych znajomych, krewnych, przyjaciół przyjaciół, aby tylko
osiągnąć swój cel. Pytanie tylko, czy na
pewno swój? Czasami dla świętego spokoju wolimy ulec dziecku, które nie wyobraża sobie, aby mogło uczyć się np. w
Kowarach, nawet wtedy, gdy tę szkołę
kończyli i dziadkowie, i rodzice. Ostatnio
pewna mama trzynastoletniej panienki
próbowała przekonać mnie, że “przecież
nie będzie kłóciła się z dzieckiem”. Na
pytanie, kto tak właśnie decyduje w jej
domu, tylko wzruszyła ramionami. I
dodała: “Poczekamy, aż dorosną Twoje
córki”. No cóż, poczekamy.
Tymczasem jednak okazuje się, że dla
zaspokojenia kolejnego kaprysu gotowi
jesteśmy zrywać nasze kilkunastoletnie
dziecko przed 600 (bo przecież musi zdążyć
na zajęcia), pozostawiać je cały dzień bez
kontroli, narażać na dokuczliwe dojazdy (i
ponosić dodatkowe koszty z tym związane), pozbawić je dzieciństwa, bo gdy
wróci do domu około 1600 lub 1700 , to
zostaje mu już tylko czas na odrobienie
lekcji, naukę i sen - przecież rano musi
wstać dużo wcześniej niż jego kolega z
Kowar, który o tej samej porze właśnie
przewraca się na drugi bok. Gdzie koledzy,
gdzie czas wolny, czas na własne hobby?
Czy w tej sytuacji może dziwić, że wiemy
o naszej pociesze coraz mniej? A może
trochę o to chodzi chcąc mieć czas dla
siebie, pozwalamy dzieciom wychowywać
się… w drodze.
Na górce w Kowarach stoi szkoła. Ma
nowy dach, nowe toalety, nowocześnie
wyposażone pracownie i, ośmielam się
twierdzić, kadrę nie gorszą niż szkoły
jeleniogórskie. Nasza strona internetowa
wskazuje na różnorodność inicjatyw realizowanych w jej murach. Ot, chociażby
dziennik elektroniczny, w którym rodzice
przez Internet mogą kontrolować postępy
swoich dzieci (osobiście nie słyszałem, by
robiły to inne szkoły!).Ta szkoła czeka na
Twoje dziecko! Będzie tu na miejscu,
bezpieczne i pod Twoją kontrolą. A jeżeli
tylko będzie chciało się uczyć, a Ty mu w
tym pomożesz, osiągnie gwarantowany
sukces!
Kiedyś poeta Grzegorz Turnau śpiewał: “Nie przenoście nam stolicy do
Krakowa”. Ja powiem: “Nie zabierajcie
swoich dzieci do Jeleniej Góry”. Tu będą
szczęśliwe.
mgr Jarosław Kotliński
polonista z ZSO Kowary
Kurier Kowarski
dodatek do Gazety Kowarskiej
13
7