MALDOROR FABJAŃSKI MAURICE van ES MELANCHOLIA.CO

Transkrypt

MALDOROR FABJAŃSKI MAURICE van ES MELANCHOLIA.CO
05 / 2014
MALDOROR
FABJAŃSKI
MAURICE van ES
MELANCHOLIA.CO
KLENYÁNSZKI
LOSKA
GRODZIŃSKA
SOPOROWSKA
REKŚĆ
KRIVICH
PLEQ
DZIENIS
LELONEK
melba
REDAKTOR NACZELNA
ILUSTRATORZY
Magdalena Nowosadzka
[email protected]
Margo Dumin
Jan Estrada-Osmycki
Daria Malicka
DYREKTOR ARTYSTYCZNY
Piotr Matejkowski
[email protected]
MANAGER DS. KOMUNIKACJI
Łukasz Nowosadzki
[email protected]
REDAKTOR PROWADZĄCY
Łukasz Nowosadzki
MANAGER DS. REKLAMY
AUTORZY
Malwina Żurek
[email protected]
Anna Bloda
Alicja Caban
Katarzyna Cieślar
Marta Dyba
Ewa Kosz
Aleksandra Krześniak
Zuzanna Radzimirska
Alicja Rekść
Milena Soporowska
WEBMASTER
Ana Bee
PROJEKT GRAFICZNY
Piotr Matejkowski
Każdy z nas popełnia błędy w codziennym życiu. Te mniejsze i te bardziej szkodliwe. Czym
jednak jest błąd w sztuce? Czy istnieje coś takiego jak błąd celowy? Czy dzieło, w które wkradł
się błąd, zasługuje na to by pokazać je szerszej
publiczności? Pytania te towarzyszyły nam przy
tworzeniu szóstego już numeru Melba Magazine, którego tematem przewodnim jest Error.
Jak zawsze nie brakuje w Melbie także rozmów
z ciekawymi ludźmi. Możecie więc przeczytać
wywiad z fotografką Dianą Lelonek, zajrzeć do
wnętrz pracowni Agnieszki Grodzińskiej, która
opowiada o granicach sztuki i procesie tworzenia albo zasłuchać się w słowach i muzyce Pleqa.
W numerze Error nie mogło również zabraknąć
buntownika polskiej sceny mody – Maldorora, z którym rozmawialiśmy o Fashion Weeku,
kondycji polskiej mody i ucieczce do Berlina.
Fotograficzną interpretację błędu przedstawił
Paweł Fabjański, pokazując proces obróbki fotografii oraz Aleksandra Loska, która skupiła
się na błędzie w pejzażu. W tym numerze gościmy również fotografów zagranicznych. Swoje
prace zaprezentowali Yulia Krivic, Csilla Klenyánszki oraz Maurice van Es. Melba rozrosła
się również o nowy dział fotografii w podróży
– Kasia Zacharko przedstawiła swój cykl zrobiony w Tokio. Pokazała ludzi i miasto, które stało
się dla niej inspiracją do dalszej pracy.
Nie da się wymienić wszystkiego, co znajdziecie
w środku magazynu, dlatego możecie już porzucić wstępniak i zagłębić się w dalsze strony
Melby. A i nie bójcie się niedoskonałości. Jak widać błędy mogą być bardzo twórcze.
Magdalena Nowosadzka
redaktor naczelna
www.melbamagazine.com
www.melbamagazine.tumblr.com
www.facebook.com/melbamagazine
FOTOGRAFOWIE
2
model: Bartosz Dziadosz / Pleq
Melba is self-published and composed
with OTAMA.EP font by Tim Donaldson
& Garamond by C. Garamond
& Sofia Pro Light font by Mostardesign
fotografia: Pszemek Dzienis
Katarzyna Balicka
Maurice van Es
Pszemek Dzienis
Paweł Fabjański
Aleksandra Loska
Csilla Klenyánszki
Yulia Krivich
Wszystkie teksty oraz obrazy opublikowane na łamach Melba Magazine są wyłączną własnością poszczególnych autorów (fotografów, ilustratorów i współpracowników) i podlegają ochronie praw autorskich. / Żadne zdjęcie i żaden tekst nie może
być reprodukowany, edytowany, kopiowany lub dystrybuowany bez pisemnej zgody jego prawnego właściciela. / Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie (cyfrowej lub mechanicznej), drukowana, edytowana
lub dystrybuowana bez uprzedniej pisemnej zgody wydawców.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
3
melba
VAN ES 8
Fashion in 20
GRODZIŃSKA 21 / PLEQ 30 / AMADEUSZ 36 / TOKIO 40
FABJAŃSKI 46
Moda 58
MALDOROR 59 / EWA KOSZ 66 / MELANCHOLIA.CO 69 /
MARC JACOBS 72
KLENYÁNSZKI 76
Fotografia 84
LELONEK 85 / ANNA BLODA 94 / CHARLIE ENGMAN 96 / SOPOROWSKA 100
LOSKA 106
People 118
MARIA PESZEK 120 / BLOG 124
KRIVICH 128
the error issue 06
error
The word error entails different meanings and
usages relative to how it is conceptually applied.
The concrete meaning of the Latin word "error"
is "wandering" or "straying". Unlike an illusion,
an error or a mistake can sometimes be dispelled
through knowledge (knowing that one is looking
at a mirage and not at real water does not make
the mirage disappear). For example, a person
who uses too much of an ingredient in a recipe
and has a failed product can learn the right
amount to use and avoid repeating the mistake.
However, some errors can occur even when individuals have the required knowledge to perform
a task correctly. Examples include forgetting to
collect change after buying chocolate from a vending machine, forgetting the original document after making photocopies, and forgetting
to turn the gas off after cooking a meal. Some
errors occur when an individual is distracted by
something else.
ilustracja: Jan Estrada-Osmycki
6
the error issue 06
melba
van Es
8
melba
11
the error issue 06
12
13
the error issue 06
melba
14
15
the error issue 06
melba
fotografie: Maurice van Es
www.mauricevanes.nl
16
17
melba
ilustracja: Daria Malicka
19
melba
Fashion
in
GRODZIŃSKA
PLEQ
AMADEUSZ
TOKYO
21
the error issue 06
melba
Grodzińska
WNĘTRZE
Agnieszka Grodzińska – artystka multimedialna – to dobre określenie?
Myślę, że bardzo niedobre, dziś każdy (nie tylko
artysta) jest multimedialny. To określenie staje
się puste, przestaje mieć znaczenie. Nie ma dla
mnie takiej struktury jak artysta multimedialny czy artysta-malarz. Możemy jedynie mówić
o twórcach posługujących się tym lub owym.
Z drugiej strony w dzisiejszej rzeczywistości,
w której już dawno uznaliśmy płynność i niejednoznaczność mediów artystycznych, popadamy w obłęd kategoryzacji i konceptualizacji
określonej domeny. Przypisujemy ją artystom
zwięźle i skrótowo: np. to ten, co wycina dziury,
odlewa puste budynki, usypuje cukierki, robi
instalacje świetlne, fotografuje psy, siedzi, tnie
się, liczy i tak dalej. Dowolna idea (i przypisany
jej materiał) staje się medium. Dobrze wiemy, że
im bardziej indywidualna, selektywna, a przy
tym rozpoznawalna klasyfikacja, tym mamy
do czynienia z bardziej cenionym artystą. Niejednoznaczność przypisana sztuce stała się
w jej współczesnym, medialnym odbiorze niepożądana. Dziś chcemy wykorzystywać sztukę
głównie w charakterze użytecznego nam komunikatu (na końcu którego stoją potrzebni nam
odbiorcy), odrzucając możliwość istnienia dzieła samego dla siebie oraz dla jego twórcy.
fotograficznej reprodukcji, który przez swą formę komunikuje pewne skojarzenia.
W moim rozumieniu nie chodzi tu jednak
o szczególne inspiracje. Przyczyna jest dużo
bardziej prozaiczna – posługuję się bowiem najbardziej przystępnym, tanim i powszechnym
materiałem, który mogę analogowo składać
i opracowywać bez zbyt skomplikowanych czy
kosztownych procesów. Przy tym reprodukcje
są powszechne i niezwykle łączliwe – da się je
wykorzystać do wielu różnorodnych odczytań.
To było jedno z moich początkowych założeń,
być może ratujące mnie od frustracji pojawiającej się przy rezygnacji z działania z uwagi na
brak środków czy też ich skomplikowane wykonanie. Chciałam tworzyć obrazy, bazując
na materiałach łatwo dostępnych, do których
zmontowania nie potrzebuję wielkiego sprzętu
i pięciu pracowników technicznych. Być może
dlatego lubię procesy szybkiego wytwarzania
obrazów: ksero, kolaż, rysunek, malowanie czy
fotografowanie.
W jednym z wywiadów wspominałaś o pułapkach malarstwa i wyjściu poza schemat
w instalację, sklejanie, zlepianie, tworzenie świadomie niedopowiedzianych form.
Jaka jest anatomia tych prac?
Chodzi o działanie, które w jakiś sposób mnie
samą zaskoczy, pokaże nowe położenie prostej
rzeczy czy obrazu, inną niż zastana forma czy
relacja z otoczeniem. Dlatego nie jestem zwolennikiem ścisłego trzymania się projektu i zlecania jego wykonania fachowcom. Sama buduję
ekspozycje do swoich wystaw i raczej unikam
pokazywania dwa razy tej samej pracy. Nudzi
mnie powielanie raz użytego systemu w tej samej formie i chyba nie dla mnie długoletnie
trzymanie się wypracowanej koncepcji lub tech-
W twoich pracach dostrzegalna jest bardzo
charakterystyczna poetyka – można doszukać się w niej pierwiastków obecnych
u Johna Baldessariego, Douglasa Gordona,
czy w kolażach doby awangardy przedwojennej. Co daje ci najwięcej siły do pracy?
Gdzie szukasz inspiracji?
Hm, ja tej poetyki nie widzę, i mimo, że wspomnianych przez ciebie twórców znam i lubię,
nie nazwałabym tego poetyką. Może raczej podobną, powierzchniową wizualnością obrazu
22
23
the error issue 06
melba
niki. Nieudany eksperyment daje więcej frajdy
niż sprawdzone patenty.
Sztuka nie jest dla mnie prostym do wytłumaczenia działaniem, sprawdzalnym systemem,
w którym sumuje się zagadkę, historyjkę,
sprzeczną sobie formę i odrobinę poczucia humoru. To coś o wiele bardziej niejednoznacznego, a rzeczy trudne do rozszyfrowania i wewnętrznie sprzeczne często okazują się bardziej
pociągające niż te opowieści ukryte w dziełach,
które umożliwiają szybkie strawienie i nadanie
etykietki profilującej artystę i przypisujące go
do określonego działu sztuki.
czy kalendarz z warsztatu samochodowego nie
miało najmniejszego znaczenia. Duchamp mówił: Nigdy nie przykładałem wagi do kwestii poczucia smaku. Poczucie smaku to coś, czego staram się nie dopuszczać do swojego życia. *
Jaką sztukę chciałabyś oglądać?
Niejednokrotnie się nad tym zastanawiałam,
pytając samą siebie, czy to, co mi się podoba
w sztuce jako odbiorcy, jest tożsame z tym, czego szukam w niej jako artysta. I myślę, że mam
w sobie taką wewnętrzną sprzeczność, wynikającą z odmiennych, lecz często jednoczesnych
sposobów patrzenia. Jednym będącym spojrzeniem widza, który poszukuje w sztuce objaśnienia świata, jego dokumentacji, zapisu historii,
czy paraleli biograficznych. Drugim – spojrzeniem artysty, zwracającego uwagę na zupełnie
inne rzeczy, np. formalny sposób wypowiedzi,
często daleki od jednoznacznej i użytecznej komunikacji.
Współcześnie coraz chętniej promujemy działania, które możemy wykorzystać na sztandarze
użyteczności społecznej, które mają uczynić
nas bardziej wrażliwymi i świadomymi obywatelami. Sama często korzystam z tego typu przykładow, pokazując sztukę studentom, bowiem
to one są najbardziej magnetyzujące i powiązane z ich codziennym życiem i problemami.
Z drugiej strony dzieło nie musi posiadać społecznego potencjału – może być mroczne, destrukcyjne, nihilistyczne. Istnieje cały szereg
działań artystycznych wykraczających poza
jasne wyjaśnienie, lub posiadających głównie
formalne i strukturalne rozwiązania, które rownież mnie pociągają. Może wynika to ze specyfiki materiału z którym najczęściej pracuję, bo
obrazy są dużo bardziej oderwane od ogólnej
przestrzeni i poruszasz się w obszarze nieco in-
W twoich pracach można dostrzec nagie
modelki Yvesa Kleina wymalowane Inrernational Klein Blue, przewijają się też
rubensowskie gracje. To jedynie igranie
z ikonografią, czy swoisty głos na temat
piękna? Czy myślisz, że w kontekście sztuki aktualnej jest jeszcze sens o nim mówić?
Nie, myśle, że nie ma sensu. Mnie samej piękno
jako zagadnienie nie interesuje. Jest tak niezwykle względne, a w dodatku jest go tyle dookoła,
że staje się naszym powszechnym otoczeniem.
Jakiś czas temu zapragnęliśmy piękna w naszej
codzienności. Chcieliśmy otaczać się artystycznymi i projektowanymi obiektami. Maksymalizacja tego zjawiska doprowadzi do sytuacji,
w której będziemy mogli już tylko kontemplować: nasze mieszkania, przestrzenie społeczne,
stroje, osobowości, wypełnione dobrym designem
i artystyczną fotografią.
Być może artyści właśnie powinni odejść od
tego pojęcia, przyjmując stanowisko podobne
Duchampowi, który w jednym z wywiadów pytany o obrazy Matisse’a na ścianie jego domu,
odrzekł, że należą do żony, a on sam wcale nie
zwraca uwagi na wygląd miejsca, w którym pracuje – to, czy nad jego biurkiem wisiał Matisse,
* Calvin Tomkins, Marcel Duchamp: The Afternoon Interviews
24
25
the error issue 06
melba
działania i jak każda intencja może stać się potencjalnym działaniem artystycznym. Potencjał
można znaleźć wszędzie, w myśl filozofii aloha
– energia idzie tam, gdzie podąża uwaga.*
nego wymiaru. To, jak są skonstruowane i w jakich formach się ukazują, również stanowi pole
do badań.
Czy widzisz nadzieję i potencjał w konkretnych działaniach artystycznych?
Niemal codziennie oglądam obrazy przez internet, mam bardzo dobrą pamięć wzrokową
i większość z nich w jakiś sposób zapamiętuję.
Nieraz bardzo trudno w ten niebezpośredni
sposób (przez ekran) dostrzec ich naturę, przez
co stają się jeszcze bardziej niesamowite. Niektóre są do siebie tak podobne, że stapiają się
w pewną szczególną masę, i myślę, że to ich codzienne, powierzchowne oglądanie też staje się
pewnym obrazem, który powraca w moich pracach. Myślę, że internet pokazał nam, jak nieskończenie rozległe są obszary artystycznego
W nowojorskiej Galerii Postmasters realizowany jest właśnie projekt Evy i Franco
Mattes By Everyone, For No One, Everyday
poświęcony m.in. zapożyczeniom z internetu. Artyści twierdzą, że potykamy się
o różne obrazki w sieci i widzimy w nich
dzieła, które sami chcielibyśmy stworzyć.
Zapominamy, czy jest to nasz pomysł, czy
istniał wcześniej w czyimś innym umyśle.
Na potrzeby wystawy postanowili nabyć
kilka prac artystów napotkanych w sieci, tyle, że nabywali nie fizyczne dzieła,
a samą koncepcję, którą powielali w swoich własnych celach. Co myślisz o takim
podejściu?
Myślę, że ta sytuacja pokazuje, jak oswoiliśmy się
z przetwarzaniem jednego dzieła w inne – jak coraz częściej uwalniamy własne koncepcje, odchodząc od sztywnych restrykcji prawa autorskiego
w stronę działan typu creative commons.
Będąc na pierwszych latach akademii nieraz
uporczywie starałam się wymyślić jakiś błyskotliwy pomysł na zadany temat. Z reguły nie
przychodził, lub przychodził za późno. Wtedy
genialnym rozwiązaniem wydawało mi się założenie niewielkiego studenckiego biura, które
oferowałoby w systemie wymiennym rozmaite
pomysły (własne lub uzyskane od innych), pomysły, które wymyślamy w strumieniu świadomości i których nie realizujemy z braku czasu,
finansów czy chęci.
Możemy zaobserwować również pewnego rodzaju fascynację symilarnością sztuki, coraz
więcej zestawień takich jak np. Who Wore it Better, porównujących ze sobą podobne formy lub
koncepty artystyczne na tej samej zasadzie, na
której porównuje się osoby w identycznych kreacjach. Każdy ściąga pomysły od każdego. Różnica jest taka, że na polu sztuki tak naprawdę
nie ma to znaczenia – tekst, czas, podpis i tytuł
warunkują kontekst i odbiór, a ich nie jesteśmy
w stanie tak łatwo powielić.
uciążliwy. Stajemy się zależni od rozmaitych
układów sponsorskich. Coraz więcej czasu spędzamy przed komputerami, pocąc się nad kolejnym wnioskiem na projekt czy rezydencję,
tracąc czas na absolutnie niezbędne biurokracje.
Nad czym teraz pracujesz?
Kilka tygodni temu skonczyłam składać swoją
książkę Flex-O-View. S-q-u-e-e-z-e to Focus – publikację będącą efektem długiego procesu zbierania
materiałów i pisania o reprodukcji i akomodacji obrazu. Pokazałam w niej przedruki znalezionych fotografii oraz wykonane na ich bazie
własne prace, którym towarzyszy tekst autorstwa Jakuba Bąka. Książka, pokazywana będzie
w czerwcu w formie instalacji, funkcjonującej
jako część większej, indywidualnej wystawy.
Zajmuję się więc przygotowaniem prac i ekspozycji, dystrybucją książki, dodatkowo pracując
nad tekstem o tak zwanych text-based paintings
oraz współkuratorując studencką wystawę.
Jesteś w stanie żyć ze sztuki?
W pierwszym odruchu stanowczo zaprzeczyłabym. Sprzedaż prac nie jest regularna, honoraria za wystawy groszowe lub żadne. Ze sztuki żyją tylko żywi klasycy, namaszczeni przez
instytucje i rozpoznawani w prasie branżowej;
którzy poszerzają przy tym swoją artystyczną
działalność na modę, film, muzykę czy inne obszary kulturalne.
Z drugiej strony należy zastanowić się, co to znaczy żyć ze sztuki? W rzeczywistości bowiem nie jest
to tylko sprzedaż pracy i uzyskanie za nią określonej sumy. Być może powinniśmy rozumieć
to o wiele szerzej, wpisując w tę formę każdą
wymianę własnych doświadczeń artystycznych,
sądów czy indywidualnych sposobów postrzegania sztuki.
W tym wypadku okazuje się, że jestem w stanie
się z tego utrzymać, pisząc od czasu do czasu
o tym, co mnie samą interesuje, czy też wymieniając swoje doświadczenia artystyczne ze studentami lub inną zainteresowaną grupą. Wtedy
nieregularna sprzedaż nie martwi mnie.
Jednak każdy kij ma dwa końce, a funkcjonowanie systemu, który pozwala artystom zarabiać
w ten sposób, staje się też dla nich coraz bardziej
rozmawiała: Alicja Rekść
fotografie: Katarzyna Balicka
* Wg. Siedmiu zasad huny, zasada nr. 3 (Makia);
Energia podąża za uwagą
27
the error issue 06
melba
28
29
Pleq
MUZYKA
melba
W kraju, w którym nadal niewesoło
z wyrafinowaną widownią (czyli w Polsce), żyje
i tworzy Pleq. To artysta wymagający, który
zabiera odbiorcę w rejony mniej uczęszczane,
przywodzące na myśl wielowymiarowe narracje
z gatunku science fiction. Jest to obszar, który
uwodzi i prowokuje, budząc nieraz poupychane
na granicy świadomości własne lęki,
wspomnienia i sny. Muzyka Pleqa to przedziwna
podróż, której puenta może bardzo zaskakiwać.
Zdumiewające dźwiękowe pejzaże, czasem bardzo minimalistyczne, czasem gęste
i rozbudowane, zawsze jednak świadome
i przemyślane niczym architektoniczne
konstrukcje. Takie rzeczy nie biorą się znikąd. Jak to było u ciebie?
Pejzaże, o których mówisz bywają zróżnicowane, nie da się tego nie zauważyć. Na ich dzisiejszą postać składa się oczywiście doświadczenie,
pociągające za sobą zmiany, ale także warsztat.
Mogę powiedzieć, że kształt mojej dzisiejszej
twórczości nie byłby taki sam bez przepracowania pewnych rzeczy na poprzednich etapach.
się nie stało. 60 procent genów i 40 procent środowiska zadziałały na mnie tak, a nie inaczej.
Przypadek i boski plan w jednym.
Nad czym teraz pracujesz?
Aktualnie nad nową EP-ką, w skład której będą
wchodziły remiksy dla Ben Lukasa Boysenem
(Hecq), Marcusa Fjellströma oraz mój solowy
utwór plus jego remiksy od Jasona Cordera (Offthesky) i Giuliego Aldinucciego. Z tym ostatnim panem planuję również kolaboracyjną
płytę dla labelu z Australii. W międzyczasie też
przygotowuję się do dwóch festiwali – wrocławskiego BASK i Volt, który odbywa się w Szwecji.
Trochę tego jest – wszak jest to praca na pełen
etat, tyle że sypiam i wstaję o innych porach.
Moja muzyka to środek wyrazu, akcent i dialekt, który artystycznie odróżnia mnie od
reszty. Może gdybym był uzdolniony w innym
kierunku malowałbym psychiczne obrazy, budował kilkumetrowe instalacje albo działał jako
performer w przestrzeni miejskiej. Tak jednak
31
the error issue 06
melba
32
33
the error issue 06
melba
Pleq - Perceptions of Learning Environments Questionnaire?
Pleq nie jest akronimem pochodzącym od czegokolwiek. Zależało mi jedynie na tym, aby
mój pseudonim był przyjazny wyszukiwarkom
– przewidziałem to jeszcze w czasach, kiedy korzystano z modemów.
introspekcja, którą proponuję z pomocą mojej
twórczości to nic innego jak remedium na chaos. Potrafimy dla przykładu brać prysznic trzy
razy dziennie, do bólu dbając o higienę ciała,
a dla odmiany jak często poświęcamy czas na
to, aby oczyścić swój umysł? Może po prostu Pleq na słuchawkach to właśnie taka sesja
oczyszczenia? Tego przynajmniej bym chciał.
Uważam, że to potrzebne.
Oprócz muzyki, z czego tworzysz swój
świat?
Z nieustającej wymiany myśli pomiędzy mną
a ludźmi, którzy mnie kręcą oraz wystawianiu
się na wszelkie dostępne przejawy estetyki.
A gdybyś musiał lecieć w kosmos i zabrać
ze sobą tylko jedną rzecz?
Gdyby to nie musiała być rzecz, a osoba, to zabrałbym swojego przyjaciela. Gdyby jednak warunkiem było, że ma to być jednak rzecz, to też
byłby to mój przyjaciel – tyle, że wcześniej bym
go wypchał. On zawsze marzył, żeby polecieć
w kosmos i umrzeć w stanie nieważkości na pigule.
Jakie elementy codzienności wydają ci się
interesujące? Czym się karmisz, co wkładasz do głowy?
Świat jest pełen absurdów, które pobudzają wyobraźnię. Stara pomarszczona kobieta w t-shircie z tekstem run away with me, laska w nocnym pod moim domem, która zna japoński
i jest fanką gore hentai, kultura gejowska zafascynowana modą i jednocześnie fanatycznie
poświęcona mainstreamowej muzyce pop, wielopłaszczyznowe siatki zależności międzyludzkich i tak dalej. Wspólny mianownik to ludzie
– jak widać.
Budujesz muzyczne obrazy, które mogłyby
zilustrować niejeden film. Myślałeś kiedyś
o tym?
Jeśli chodzi o filmy pełnometrażowe, to nie
miałem jeszcze takiej okazji – po prostu. Robiłem natomiast dużo muzyki do spektakli teatralnych, między innymi dla Teatru Starego
w Krakowie, Teatru Ósmego dnia czy wrocławskiego Teatru Lalek. Mam też na koncie teasery
i udźwiękowienia do filmów modowych oraz
instalacji. Z drugiej strony ciekaw jestem, kto
pierwszy będzie chciał Pleqa jako muzyczne tło
do jego filmu i co to będzie za film. Pewnie jakiś dramat…
Brzmienie, które proponujesz, raczej przywodzi na myśl odhumanizowaną przestrzeń, raj dla ludzi, którzy uciekają do
środka siebie. Taki jesteś? Lubisz samotne
wyspy, izolację?
Lubię izolację w takim samym stopniu jak intensywne relacje między mną a innymi ludźmi.
Kluczem jest utrzymanie odpowiedniej proporcji. Uciekając od samego siebie, rzucając się
w wir obowiązków, niepotrzebnych światu zawodów i niezdrowych związków nigdy nie rozwiązujemy naszych problemów. Wgląd w siebie,
Muzyka klasyczna - jak wyglądają wasze relacje?
Dokładnie tak samo jak z moją matką – im dłużej się nie widzimy tym bardziej czujemy, że rozumiemy się najlepiej. Mówiąc jednak bardziej
technicznie, pełnię swoją ustaloną rolę w muzyce klasycznej – dodaję dźwięki z najmłodszego
instrumentu tego gatunku.
też tak, że osoby lubujące się w muzyce eksperymentalnej to też artyści, więc twórca jest jednocześnie słuchaczem i vice versa. Mam wielki
szacunek dla takich rodzimych twórców jak
Krzysztof Penderecki czy Zbigniew Preisner i to
są nazwiska, przy których chciałbym kiedyś być
podpisany.
Masz jakieś plany, którymi chciałbyś się
podzielić?
Jak przekroczę już krytyczną masę zazdrosnych
mi wrogów i byłych kochanek i kochanków
ucieknę z Polski do jakiegoś bardziej wyluzowanego miejsca. Denerwuje mnie wszechobecna
panująca tu spina, która często tłamsi ludzką
kreatywność i swobodę wyrazu.
Jeśli chodzi natomiast o plany artystyczne, to
przymierzam się do stworzenia trzyosobowego
projektu z gatunku modern classical – wraz z Julienem Marchalem – pianistą i wiolonczelistą
Aaronem Martinem.
A jeśli chodzi o marzenia – chciałbym częściej
jednak grać w Polsce, dla przyjaciół i wszystkich
innych, którzy chcą przyjąć mnie do swojej głowy.
Często współpracujesz z innymi artystami. Z kim ci się fajnie pracowało? Z kim
chciałbyś zrobić projekt w przyszłości?
Wymieniając osoby, z którymi fajnie mi się
pracowało, ci, których nie wymieniłbym pomyśleliby, że pracowało mi się z nimi niefajnie.
Współpraca może być lżejsza i cięższa, ale nigdy nie było sytuacji, abym był niezadowolony
z tego, co ujrzało światło dzienne. Marzę jednak
o współpracy z Maxem Richterem, Nilsem Frahmem i Ólafurem Arnaldsem. Wierzę, że to się
kiedyś stanie.
Jak oceniasz polską scenę muzyki eksperymentalnej?
Jest szeroka jak całe pojęcie muzyki eksperymentalnej, ale mówiąc dokładniej – scena jest,
gorzej z odbiorcami. Czasami odnoszę wrażenie, że wszyscy ambientowcy zredukowani są do
roli antropologicznych ciekawostek służących
udźwiękowianiu pokazów mody i grania za
fejm na tzw. scenach eksperymentalnych, które
mają pokazywać wszechstronność organizatorów mainstreamowych festiwali. Nierzadko jest
rozmawiała: Katarzyna Cieślar
fotografie: Pszemek Dzienis
34
35
the error issue 06
melba
Amadeusz
FILM
That was Mozart. That! That giggling
dirty-minded creature I had just seen,
crawling on the floor! – tak o pierwszym
spotkaniu z Mozartem mówi Antonio
Salieri, nadworny kompozytor cesarza
Józefa II Habsburga. Na ile można
sobie pozwolić w świecie XVIII-wiecznych
zasad europejskiej arystokracji? Miloš
Forman twierdzi, że na całkiem sporo.
tekst: Aleksandra Krześniak
36
fotografie: materiały prasowe
Naturalnie dzieło czeskiego reżysera w wielu
miejscach mija się z prawdą, koloryzuje ją lub
wyolbrzymia. Spekulacje i domniemania dotyczące ostatniego utworu Mozarta: Requiem
d-moll, nadały mu charakter magiczno-mistyczny. To zdarzenie na pograniczu jawy i snu.
List z prośbą o napisanie mszy żałobnej w rzeczywistości przyszedł anonimowo, a zaraz po
nim całe honorarium. Mozart, który był już
w zaawansowanym stadium choroby, czuł, że
pisze to requiem na własny pogrzeb. Ustalenie
tożsamości autora anonimów udało się niedługo później – był nim hrabia Franz von WalseggStuppach, znany ze słabości do przywłaszcza-
nia sobie cudzych utworów muzycznych. Ta
msza żałobna miała uczcić pamięć jego zmarłej
przed kilu laty żony.
Przez długi czas utrzymywano, że Mozart zginął w nędzy, pochowany we wspólnym grobie
dla najuboższych. Tak naprawdę został złożony
w grobie trzeciej klasy, jak większość mieszkańców Wiednia w tamtym czasie (efekt rozporządzeń wydanych przez Józefa II). Chociaż za
przyczynę śmierci najczęściej uznaje się jedną
z popularnych w XVIII wieku chorób (gruźlica,
zapalenie opon mózgowych), to na łożu śmierci
do otrucia przyznał się… Salieri. Szybko odrzu-
37
the error issue 06
melba
cono tę tezę, m.in. ze względu na demencję starczą kompozytora.
Amadeusza nie tylko przyjemnie się ogląda. To
także, a może przede wszystkim, prawie trzygodzinny muzyczny majstersztyk. Perfekcyjnie
zmontowany obraz i dźwięk.
Amadeusz jest właściwie zaprzeczeniem wyobrażenia o muzycznym geniuszu. Mozart Formana wydaje się być boskim pomazańcem przez
przypadek. Nic tu nie pasuje – ani jego zachowanie, ani dostosowywanie się do zasad świata,
w którym żył. W jednym zdaniu mówią o nim,
że jest geniuszem i że jest rubaszny i obsceniczny. Nazywają pasjonatem, a zaraz po tym bezmyślnym arogantem. Próbując uniezależnić
się od dworskich układów, Mozart balansował
pomiędzy tym, co ze względu na muzykę, może
zostać mu wybaczone a tym, na co żaden poddany pozwolić sobie nie może. Forman ściąga
go z piedestału i pokazuje jaki był niedoskonały, irytujący i porywczy.
fotografie: materiały prasowe
38
Z całą pewnością jest to film ponadczasowy,
dowcipny i mądry. Większość kąśliwych uwag
Mozarta niewiele straciła dziś na swojej aktualności. Świat przedstawiony z perspektywy
Salieriego jest skrzywiony i niepełny, rozerwany
między uwielbieniem i podziwem a chorobliwą
zazdrością. Trudno wyobrazić sobie większą
i trwalszą popularność, niż ta, której doświadczył Mozart.
Mozart? I can't think of a time when I didn't know his
name. (Antonio Salieri)
Precyzja w odtworzeniu kostiumów zaowocowała w 1985 roku Oscarem dla Theodora Pištěka
(ponadto film zdobył nagrodę m.in. za scenografię i charakteryzację). Moda jest bogata,
przerysowana, pełna przepychu – to wyznacznik statusu społecznego. Modne są suknie, peruki, meble, wnętrza. Modne było słuchanie
Mozarta.
39
melba
Tokio
PODRÓŻ
Wiosną zeszłego roku byłam przez dwa tygodnie
w Tokio. Tym, co zachwyciło mnie najbardziej
były nie szalone stroje dziewczyn w Harajuku,
a kosmiczne kształty krzewów i zieloność wypełzająca z rogu każdej ulicy. Zafascynowało mnie,
jak Tokijczycy aranżują przyrodę wokół siebie
i w jaki sposób wpisuje się ona w betonowy krajobraz, tworząc dziwne a zarazem minimalistyczne formy.
fotografie i tekst: Kasia Zacharko
41
the error issue 06
42
melba
45
the error issue 06
melba
Fabjański
fotografia i koncept: Paweł Fabjański / Shootme
kostiumy i koncept: Anna Sikorska
włosy / make-up: Kentaro Kondo
model: Mateusz Sawicki / AMQ models
modelka: Klaudia / Wonder Models
asystent fotografa: Bartłomiej Sołtysiak,
Filip Zwierzchowski, Marcin Nowak
retouch: RunRun
produkcja: Sylwia Błaszczyk / Shootme
podziękowania: Studio Daylight
46
47
the error issue 06
melba
48
49
the error issue 06
melba
melba
the error issue 06
54
melba
melba
Moda
MALDOROR
KOSZ
MELANCHOLIA.CO
MARC JACOBS
fotografia: Mirek Kaźmierczak
59
the error issue 06
melba
Maldoror
PROJEKTANT
Wydajesz się mroczny i psychodeliczny jak
Pieśni Maldorora – taki jesteś czy to celowa kreacja?
Czy moja odpowiedz ma jakieś znaczenie?
Część czytelników uwierzy w to co powiem,
część uzna, że wie lepiej i nie mówię prawdy.
Jaki jestem naprawdę wiedzą ludzie, którzy
mnie znają bezpośrednio. Zdanie innych niespecjalnie mnie interesuje. Ciężko oddzielić
osobę od kreacji, bo to jakby podzielenie życia
na dwie części. A obie części to ta sama osoba.
mam do niej stosunek, byłem i jestem jej częścią.
Jak wygląda u ciebie proces tworzenia?
Zaczynasz od historii, szukasz inspiracji,
czy kupujesz materiał i od razu widzisz, co
chcesz z niego zrobić?
Zawsze kiedy jest czas na rozpoczęcie czegoś
nowego już mam pomysły na materiały, kroje,
klimat. Wszystko co robię jest związane z tym,
czego doświadczam na co dzień i w pewien
sposób moje kolekcje są interpretacją moich
obserwacji. Oczywiście opracowuję je w mniejszym lub większym stopniu. Ale to nigdy nie
jest wzięta z dupy inspiracja, tylko po prostu
coś, co już od dłuższego czasu mnie interesuje, albo z czym obcuję. Nie wszystko powstaje
od ręki, podczas pracy nad kolekcją eksperymentuję. Dużo pomysłów odpada nawet już
po uszyciu. Wszystko się zmienia i nic nie jest
z góry pewne. Staram się nie dodawać jakiś kosmicznych wartości moim projektom. W końcu są to tylko ubrania i na koniec dnia ktoś je
będzie nosił, i ubrudzi, i wrzuci do pralki. To
mnie najbardziej w tym wszystkim interesuje.
Myślisz, że jesteś w Polsce rozumiany? Regularnie pojawiasz się na polskim Fashion Weeku,
ale czy nie bardziej pasujesz do Berlina? Skąd
ta ciągła chęć pokazywania swoich projektów
w Polsce?
Zacząłeś swoją karierę w 2007 roku. Co
się od tamtego czasu zmieniło? Jaką drogą
przeszedłeś ty, a jaką polska moda?
Wszystko i nic. Właśnie zamykam pełen cykl.
I wracam do korzeni. Miałem okazję przejść
przez wszystkie interesujące mnie warianty
kariery. Osiągnąłem wszystko, co chciałem.
Część marzeń okazała się niewarta spełnienia. Świat mody to iluzja i każdy musi przyjąć
odpowiednie stanowisko wobec tego, co się
dzieje. Przekornie powiem, że polska moda
i światowa w samym mechanizmie działania
są identyczne. Może mamy braki, ale i tak, jeśli
uda się nadgonić Zachód, to w tym momencie nie jest to dla mnie zbyt kuszące. Patrząc
wstecz, cieszę się, że miałem okazję brać udział
w kształtowaniu się polskiej mody. Niezależnie, w jakim ona dalej pójdzie kierunku i jaki
60
fotografia: Zuza Krajewska &
Bartek Wieczorek / LAF AM
włosy i make-up: Marianna Yurkiewicz / D'vision Art
model: Pete Wyszyński / AMQ Models
Nie pokazuje się na łódzkim FW już od dwóch
sezonów i na pewno już tam więcej się nie pokażę. Udało mi się wykorzystać potencjał tej
imprezy w pełni. Nie ma ona już dla mnie żadnego znaczenia. Chciałem mieć wielki pokaz
na wybiegu, światła, muzykę. Udowodniłem
sobie, że potrafię. Nie potrzebuje co pół roku
udowadniać tego innym, bo niestety zdanie
świata mody w Polsce od jakiegoś czasu gówno
mnie obchodzi.
Mieszkam w Berlinie od prawie roku i teraz tutaj mam klientów. Nie pokazuję już swoich ko-
lekcji publicznie. Nie ma takiej potrzeby. Nie
chcę prasy, pokazów, tanich drinków od sponsorów i bezwartościowych celebrytek. Wystarczą mi klientki i klienci, a im niepotrzebne są
zdjęcia w magazynach tylko dobre ubrania.
Natomiast, jak już wspominałem, moja twórczość podczas pobytu w Polsce była stricte
związana z Polską i też całkiem inne znaczenie miała tutaj niż za granicą. Jola Rutowicz,
mama Madzi, Matka Boska Częstochowska
czy hasło Bóg, Honor, Ojczyzna – mają dla
mnie znaczenie i wartość tylko w naszym kra-
61
the error issue 06
melba
ju i tylko w momentach, w których się do nich
odnosiłem. Wszelkie symbole mają swoje określone miejsce i czas.
Nie robisz rzeczy łatwych i przystępnych
dla zwykłego odbiorcy, nie boisz się łatki
sztuka dla sztuki czy zarzutu przerostu
formy nad treścią?
Zwykły odbiorca powinien zająć się swoimi
sprawami i omijać szerokim łukiem Maldorora. Jest Zara, H&M, Zień czy cokolwiek sobie
wymyślimy. Jeśli ktoś nie może ogarnąć swoim
umysłem pewnych rzeczy, powinien po prostu
pozostawić temat. Dla pewnych osób to, co robię jest oczywiste, naturalne i zrozumiałe. Nie
mam za zadanie nikogo edukować, ani przekonywać. Nie sprzedaję marchewki, tylko zbytek,
a to pojęcie nie dotyczy większości społeczeństwa.
Czy moda w Polsce jest opłacalna? Czujesz
się głównie projektantem, czy musisz być
także przedsiębiorcą? Da się w ogóle połączyć te dwie rzeczy?
Nienawidzę być przedsiębiorcą, ale muszę nim
być. Muszę być też PR-owcem, a na koniec dnia
muszę posprzątać mieszkanie i ugotować kolację. Chciałbym móc tylko skupić się na szyciu
i tworzeniu ubrań i olać cały szajs, który temu
towarzyszy. Teraz aktywnie pracuję nad minimalizowaniem tego wszystkiego, pozbywam
się telefonu, maili. Staram się unikać rzeczy
mało ważnych.
W Polsce moda jest bardzo opłacalna, mamy
Reserved, mamy szare bluzy od projektanta,
mamy młodych polskich projektantów, którzy
co sezon drukują na bluzach obrazki z internetu i chwytliwe hasła. Nie muszę chyba dodawać, co o tym myślę i jakie jest moje stanowisko wobec tego. To nie moja bajka.
Czy nie męczy cię nieustanne bycie buntownikiem? A może w ogóle się nim nie
czujesz?
Nie czuję się nikim innym, tylko sobą. Nie
buntuję się, tylko po prostu nie zgadzam się
z pewnymi rzeczami i nie postępuję według zasad, które dla większości są normą. Ale nie łamię reguł dla samego łamania, czy żeby komuś
coś udowadniać.
Niektórzy porównują cię do Alexandra
McQueena. Zgadzasz się z tym porównaniem, a może uważasz je za przesadzone?
To zależy, jak ktoś na to patrzy. Trudno się
wyzbyć podobieństw, chociażby w sposobie
działania. Sam McQueen był dla mnie pewnym wzorem prowadzenia biznesu, ale nie on
jedyny tak działał. Jego styl natomiast mnie
w ogóle nie dotyczy i porównania jakościowe
uważam za bezpodstawne. Tak samo łatwo
znaleźć podobieństwa jak i różnice. Bliżej czuję się Moschino czy Versace niż McQueena.
Jakie masz plany na najbliższą przyszłość,
czym się teraz zajmujesz?
W planach mam wakacje. Powoli powstaje też
nowa kolekcja. Prawdopodobnie będzie prezentowana w październiku, ale to się jeszcze
okaże. Na co dzień realizuje zamówienia klientów, pomagam im się ubierać, a dokładniej
dostarczam odpowiednich dla ich potrzeb rozwiązań w tej kwestii.
rozmawiała: Zuzanna Radzimirska
62
63
the error issue 06
melba
fotografia: Łukasz Nowosadzki
fotografia: Mirek Kaźmierczak
64
65
the error issue 06
melba
Ewa Kosz
DWA PLUS DWA ZAWSZE RÓWNA SIĘ CZTERY
Każdy błądzi. Każdy popełnia błędy.
Ale dlaczego nie uczymy się na tych
błędach? Dlaczego nie zmieniamy swojego
postępowania? Dlaczego nie czerpiemy
garściami z wzorców, które są dostępne na
wyciągnięcie ręki? Dlaczego zachowujemy
się irracjonalnie czy wręcz idiotycznie?
Zwłaszcza w biznesie? Nie wiem.
wiedzą co robić. Albo nie korzystają z usług
zawodowców. Albo uważają, że lepiej milczeć,
przeczekać, udawać, że nic się nie stało. No bo
jak inaczej nazwać zachowanie firmy LPP, która
w obliczu tragedii w fabryce Rana Plaza w Bangladeszu zamilkła i jedyne co zrobiła to wydała
oświadczenie, które nie miało żadnej wartości
w kontekście tego, co się wydarzyło. W prasie
zawrzało, dużo dziennikarzy z branży mody
namawiało do bojkotu marki, próbując wymusić jakiekolwiek logiczne działania. Po jakimś
czasie LPP się obudziło (trwało to niestety kilka
miesięcy) i podjęło pewne działania. Ale ocena
ich zachowania w obliczu kryzysu wizerunkowego może być tylko jedna – to był błąd, bardzo
PR i komunikacja w mediach społecznościowych wydaje się być w Polsce dla większości
czarną magią. I nie tylko dla maluczkich. Duże
firmy w obliczu kryzysu PR-owego totalnie nie
66
ilustracja: Daria Malicka
I nie zamierzam podać przepisu na bycie bezbłędnym. Ale przytoczę kilka według mnie
sztandarowych błędów, które przydarzają się
osobom związanym z naszą rodzimą branżą
mody. I mam ku temu wystarczająco dużo narzędzi, pomagających w ocenie wielu działań
na tym polu. Modą polską zajmuję się bowiem
hobbystycznie. Natomiast PR-em i komunikacją mody w mediach społecznościowych zajmuję się zawodowo.
67
the error issue 06
melba
duży błąd. Ciekawe czy firma wyciągnie z tego
jakieś wnioski na przyszłość i będzie reagować
szybko i skutecznie? Ostatnie ich działania wykazują pozytywną zmianę w kształtowaniu ich
komunikacji – pozostaje mieć tylko nadzieję, że
ten stan będzie trwał już zawsze.
– nie wysyłajmy informacji z błędami ortograficznymi, stylistycznymi i interpunkcyjnymi.
Ale skoro często te informacje to grafomański
bełkot to czego więcej wymagać?
Błędy popełniają praktycznie wszyscy związani
z branża modową w Polsce. Oczywistym jest to,
że ten biznes się dopiero rozwija, ale z drugiej
strony nie jest to astrofizyka. Najważniejszy jest
zdrowy rozsądek i rzetelna komunikacja z otoczeniem. Bez kłamstw, bez głupoty. To nie są
zbyt wygórowane oczekiwania. Błędy popełniają niestety osoby i firmy na świeczniku, które
na rynku są już obecne dość długo, więc oczekiwania są wobec nich dużo wyższe niż wobec
debiutujących na rynku młodych marek czy
firm. A ci, o dziwo zaskakują, dobrą komunikacją, świetnymi pomysłami i mądrym zarządzaniem. Bo o ile moda (gdy jest dobra) obroni się
sama, to jednak gdzieś na końcu fajnie by było,
aby produkt, który został stworzony się sprzedawał. A nie będzie się sprzedawał, gdy nie zadba się o dobrą komunikację z odbiorcą. Proste?
Dla niektórych tak. Szkoda, że nie oczywiste
dla wszystkich.
Błędy popełniają także tak ostatnio uwielbiane przez masy blogerki. Niby wyrosły w środowisku społeczności internetowych, wiedzą
jak wykorzystywać narzędzia, które oferują im
przeróżne platformy komunikacji, ale… No
cóż, tu problem jest gdzie indziej pogrzebany.
Chodzi raczej o to, że bohaterki naszych czasów
to puste wydmuszki, więc raczej nie są w stanie
przeanalizować swoich błędów i zapamiętać,
aby więcej ich nie popełniać. Bo publikowanie
idiotycznych postów na Facebooku zdarza im
się nagminnie. I tak samo często kasują je, gdy
wywołują one lawinę niepochlebnych komentarzy. Lista błędów i grzechów tych dziewcząt jest
długa, ale jak można im to wypominać, skoro
błędy popełniają często same firmy PR-owe,
zwłaszcza te, które zajmują się branżą modową.
Informacje prasowe, które nie przeszły przez
ręce korekty to przykład podchodzący już pod
recydywę. A wydawałoby się to takie oczywiste
Melancholia.co
PROJEKTANT
68
69
the error issue 06
melba
Melancholia to marka jubilerska
inspirowana alchemiczną ikonografią.
Wykorzystuje metalurgię, by zapisać
symbol w materii.
Koncept marki, wywodzący się z archaicznego
myślenia symbolicznego, realizowany jest dzięki współczesnym, wyspecjalizowanym technologiom, które pozwalają na precyzyjne przetwarzanie i obróbkę metali szlachetnych – srebra
i złota. Melancholia reinterpretuje tradycyjne
formy jubilerskie, nadając im symboliczne i magiczne znaczenie.
Biżuteria wykonana z metali szlachetnych: złoto, srebro z dodatkiem ligur odlewniczych, zapobiegających śniedzieniu i umożliwiających
uzyskanie wysokiej jakości powierzchni metalu. Melancholia wykorzystuje wysoce wyspecjalizowane technologie: rapid prototyping, odlewnictwo próżniowe, rapid fabrication oraz ręczną
obróbkę końcową. Wyroby pokryte są grubymi,
wytrzymałymi powłokami galwanicznymi (złoto, rod).
fotografie: Adrian Lach
koncepcja i projekty: Daria Malicka i Maciej Wodniak
modelka: Alicja Frączek
stylizacja: Paweł Kędzierski
fotoedycja: Adrian Lach, Paweł Derkacz
włosy: Dariusz Wójcik
70
71
the error issue 06
melba
Marc Jacobs
PROJEKTANT
Marc Jacobs jest kolejnym po Alexandrze
Wangu, o którym pisałam w poprzednim
numerze – przedsiębiorcą równie dobrym,
co projektantem. A może nawet i lepszym.
W 2008 roku magazyn The New Yorker, opublikował sesję zdjęciową Jacobsa, podczas której
prezentuje on nową, bardzo wyrzeźbioną sylwetkę (co zresztą nie pozostało bez wpływu na
wyniki finansowe jego marek w tamtym czasie
– o tej spektakularnej, fizycznej przemianie pisały gazety na całym świecie ). Chcąc przygotować krótki reportaż dotyczący projektanta, The
New Yorker zapytał klientów jednego z centrów
handlowych o opinie na jego temat. Okazało
się, że o ile imię i nazwisko Marc Jacobs było
powszechnie znane, o tyle większość osób miała problemy ze sprecyzowaniem, z czego ten Jacobs jest właściwie znany. Może aktor, a może
gwiazda rocka? Do końca nie wiadomo.
Osoby rozpoznające projektanta nie tylko po
nazwisku, takich trudności mieć nie powinny.
Jacobs może być dziś synonimem wielu pojęć
i zjawisk. Na swój sposób stał się fenomenem na
skalę światową. Prawdopodobnie ma tylu krytyków, co wielbicieli.
To, gdzie się teraz znajduje, zawdzięcza swojej
ponad dwudziestostoletniej pracy. Absolwent
nowojorskich High School of Art and Design
oraz Parsons School of Design był najmłodszym projektantem nominowanym do prestiżowej nagrody The Council of Fashion Designers
of America (CDFA). Marki, które sygnuje swoim nazwiskiem, to Marc Jacobs, jej tańsza linia,
powstała w 2000 roku: Marc by Marc Jacobs,
fotografia: materiały prasowe
72
73
the error issue 06
melba
a także Marc Jacobs Meanswear, Little Marc
i Marc Jacobs Look. Od 1997 roku, jako jeden
z dyrektorów tworzył dla domu mody Louis
Vuitton. Współpraca trwała do 2013 roku, gdy
projektant postanowił skupić się na własnych
markach. Szacuje się, że w ciągu tych 16 lat, majątek LV został powiększony czterokrotnie.
Sukienki przypominają przycięte wiktoriańskie suknie. Modelki w misternie haftowanych,
przeskalowanych husarskich kurtkach wyglądają na małe dziewczynki, które podkradły ubrania dorosłym. Jeśli miałabym wskazać jakieś inspiracje po zakończeniu pokazu, postawiłabym
na Daleki Wschód. Krój marynarek, płaszczy
i spodni przypomina kimono, a wzór materiałów indyjskie sari.
Inspiracje do kolekcji Spring 2014 są tak eklektyczne, że trudno w nich znaleźć jakieś wspólne
mianowniki. Burning Man (coroczny festiwal
na pustyni Black Rock w północnej Nevadzie;
nazwa wzięła się od rytualnego podpalania kukły w sobotni wieczór), Gotham City, Paul McCartney, przyjęcia na plaży i przede wszystkim
Jamie Bochert – amerykańska modelka o charakterystycznej urodzie, muza Jacobsa. Kolekcja została osadzona w apokaliptycznej scenerii:
ciemne tło, czarny, wulkaniczny piasek, groźna
muzyka. Do tego orientalne dywany wiszące na
ścianie, stary model autobusu, maszt pirackiego
statku i nadnaturalnych rozmiarów krzesło ratownika na plaży, sugerują świat odwrócony do
góry nogami. Jest w tym surrealistycznym obrazie coś z Alicji po drugiej stronie lustra.
Nie pierwszy raz Marc Jacobs wychodzi naprzeciw trendom kreowanym przez większość
projektantów i domów mody, a właściwie staje
do nich w opozycji. Wiosenną kolekcję, ciemną
i mroczną, określił jako coś jasnego i pogodnego. Można odnieść wrażenie, że jego ubrania
to efekty powiązanych ze sobą przypadkowych
skojarzeń, zdarzeń, z których tylko on potrafi
ułożyć jakkolwiek logiczną całość. Nie jest to
jednak prawdą. Nie da się przez dwadzieścia kilka lat odnosić sukcesów przez przypadek.
tekst: Aleksandra Krześniak
fotografia: materiały prasowe
74
75
the error issue 06
melba
Klenyánszki
BREAK A LEG (GOOD LUCK)
77
melba
the error issue 06
melba
80
81
fotografie: Csilla Klenyánszki
the error issue 06
melba
melba
Fotografia
DIANA LELONEK
ANNA BLODA
CHARLIE ENGMAN
MILENA SOPOROWSKA
Diana Lelonek, Bez tytułu, z cyklu Znacznie wcześniej, 2014
85
the error issue 06
melba
Lelonek
Obecnie trwają dwie twoje wystawy: Tam
i tak nic nie ma, którą wraz z Markiem Kucharskim macie w galerii The Greenroom
w ramach sekcji ShowOFF 2014 Miesiąca Fotografii w Krakowie oraz Znacznie
wcześniej w warszawskiej Lookout Gallery.
W obu poruszone są związki człowieka
z naturą. W innych twoich pracach też się
przewija ten temat. Czy to jest to, co cię
w tej chwili najbardziej interesuje? Skąd to
się u ciebie wzięło?
Tak, faktycznie ten motyw przewija się w mojej twórczości już od jakiegoś czasu. Interesuje
mnie odkopywanie tego, co pierwotne, pozostałości podstawowych instynktów, plemiennych
rytuałów i zestawianie tego w kontekście współczesnym.
Żyjemy obecnie w strasznym tempie. Od paru
lat więcej ludzi mieszka w miastach niż poza
nimi. Oznacza to, że dla ponad połowy populacji ludzkości miasto jest naturalnym i jedynym możliwym środowiskiem życia. Oczywiste
jest też to, że wszystkiego mamy znacznie za
dużo: informacji, obowiązków, przedmiotów,
których posiadanie jest dla nas strategiczne
i niezbędne, całego skomplikowanego systemu
relacji społecznych. I będziemy mieć tego coraz
więcej, skoro nasza kultura zbudowana jest na
bazie ciągłego postępu i wzrostu gospodarczego. Z drugiej strony ludzie cały czas odczuwają
chęć dotknięcia natury, obcowania z nią.
Odbywa się to najczęściej w kontrolowanych,
cywilizowanych warunkach. Podczas moich
podróży najbardziej fascynowały mnie zawsze
miejsca zetknięcia się dzikiej natury z infrastrukturą stworzoną wyłącznie po to, aby ludzie
mogli się tej naturze przyglądać z perspektywy
bezpiecznych punktów widokowych. Są one
trochę odtworzeniem ikonografii malarstwa
pejzażowego w środowisku naturalnym. Interesuje mnie głównie ta dychotomia pomiędzy
pragnieniem obcowania z czymś naturalnym,
z czego się wywodzimy a jednoczesnym strachem, odwieczną potrzebą oswajania obcego.
Odbieram twoje prace jako dość pesymistyczne, wystawiasz raczej mierną ocenę
kondycji ludzkiej. Mam wrażenie, że wykorzystując w projekcie Tam i tak nic nie
ma – w taki sposób, jaki to uczyniliście –
książkę Darwina O powstawaniu gatunków
chcieliście pokazać, że powstały w wyniku
ewolucji człowiek. oderwał się od swoich
korzeni i to jego błąd. W ogóle przebija dla
mnie przez ten projekt nastrój dekadencji.
Nie jest to projekt dekadencki. Daleko było
nam od takich nastrojów. Tam i tak nic nie ma
jest raczej zapisem pewnej podróży, a właściwie
dwóch. Jednej w sensie bezpośrednim – naszego obcowania z pustką wielkich australijskich
przestrzeni. I drugiej mentalnej, która rozpoczęła się w Australii i trwała jeszcze długo po
naszym powrocie do domu.
Można powiedzieć, że podróż stała się ogniwem zapalnym łańcucha skojarzeń, przemyśleń
i refleksji, czego efektem jest wystawa. Praca ma
Diana Lelonek, Bez tytułu, z cyklu Znacznie wcześniej, 2014
86
87
the error issue 06
melba
charakter krytyczny, ale bynajmniej nie stawia
człowieka w pozycji przegranej. Australia była
dla nas bodźcem do refleksji na temat związku
człowieka z naturą i z innymi ludźmi. Wiele
jest tam o historii kolonizacji i próbie stawiania białego człowieka ponad innymi. Kolonizacja w Australii miała dramatyczny przebieg,
a rdzenni mieszkańcy dostali pełne prawa obywatelskie dopiero w 1984 roku!
Naszą książkę traktujemy w kategoriach poezji
pasożytniczej, która powstała na bazie tekstu
Darwina. Bardzo często sam Darwin podrzucał nam tematy, pisząc np. o białych gołębiach
przywiezionych z Europy do Australii, które
spowodowały śmierć gatunków rodzimych
lub o hierarchicznym społeczeństwie mrówek.
W naszej reinterpretacji Darwina jest wiele wątków, które często się ze sobą ścierają, wygląda to
trochę tak, jakby w książce toczyła się walka.
Będąc w Australii chcieliśmy przede wszystkim
poczuć, choćby w małym stopniu, jak to jest,
gdy jedyną oznaką cywilizacji jest droga, po której jedziesz. Monumentalna pustka w naturalny
sposób rodzi pytania na temat miejsca człowieka w świecie i korzeni, z których się wywodzi.
Darwin był naturalnym wyborem dla przetworzenia naszego doświadczenia. Zważając na
fakt, że jego teoria ewolucji była wielokrotnie
wykorzystywana do uzasadnienia hierarchizacji istot żywych, co dawało dawnym kolonizatorom pewną legitymizację do często ludobójczych praktyk, chcieliśmy trochę przeinaczyć
i zinterpretować jego słowa po swojemu. W taki
sposób powstało O powstawaniu gatunków autorstwa Karola Darwina, Diany Lelonek i Marka Kucharskiego.
Przejdźmy do drugiego projektu – Znacznie wcześniej. To praca już mniej konceptualna, bardziej fotograficzna, wszak dalej
z treścią. Zestawiasz w niej postaci nagich
mężczyzn osadzonych pośród przyrody
(choć z elementami działalności ludzkiej
jak linia wysokiego napięcia) z fotografiami portretów kobiet przykrytych elementami natury, jak mech czy ziemia. Wszyscy
są anonimowi. Dlaczego taki podział? Co
chciałaś przekazać tą pracą?
Trop myślenia jest podobny jak przy pracy na
projektem australijskim. Znacznie wcześniej
trzeba widzieć jako pewną nostalgię za czymś
utraconym, ale jednocześnie niebędącym nigdy
możliwym. W tym przypadku sposób pracy
był inny, posłużyłam się osobistym systemem
skojarzeń, za pomocą którego zaczęłam budować obrazy. Postanowiłam potraktować naturę
jako wizję – szereg różnych archetypicznych
i kulturowych skojarzeń, obrazów i odniesień.
Właściwie ten projekt to zbiór takich właśnie
wizyjnych obrazów.
W przypadku zdjęć plenerowych jest to również swego rodzaju wizualny eksperyment.
Wyprowadziłam ludzi z miasta w otoczenie
podmiejskiej przyrody, nie ukrywając ani tego
jak bardzo nienaturalna jest dla nich sytuacja,
w której się znaleźli, ani tego, że pejzaże, nawiązujące swoją plastyką do malarskich przedstawień, tak naprawdę są tylko podmiejskim
zaroślami. Elementy cywilizacji, które wkradają
się w zdjęciach nie są przypadkowe – słup wysokiego napięcia, wokół którego skupia się moje
stado jest dwuznaczny. Pradawne miejsca kultu
to zawsze były miejsca skupienia energii.
Grupa mężczyzn, których zaprosiłam do
współpracy, stworzyła symboliczne stado i pod-
O pochodzeniu gatunków Karol Darwin, Diana Lelonek, Marek Kucharski,
artbook (fragmenty) z cyklu Tam i tak nic nie ma, 2014
89
the error issue 06
melba
czas pracy nad projektem zaczęły się w nich wywiązywać różne zależności. Widać to na wideo,
w którym wspólnie próbują znaleźć wyjście
z zarośli. Niektórzy zaczynają przewodzić inni
podążają za nimi. Poruszają się nieco niezdarnie, aczkolwiek bardzo kolektywnie.
Chciałam też zaznaczyć, że nie traktuję nagości w kategoriach seksualnych – jest to po prosu
moment, gdy już nie można się z niczego rozebrać. Zawsze kiedy chodziłam na plażę nudystów i poznawałam różnych ludzi najbardziej
podobało mi się to, że bez ubrań stawali się
w pełni anonimowi, gdyż bez ubrań nie jesteśmy w stanie określić statusu społecznego danej
osoby.
Studyjne portrety, które wykonałam w ramach
pracy nad projektem ukazują podwójną grę.
Z jednej strony klasyczny sposób sfotografowania jest wypozowany i sztuczny. Jednak taki
sposób fotografowania towarzyszy fotografii
od samego jej początku. Jest więc niejako jej
naturalnym aspektem. W przypadku tych portretów to mech i ziemia – reprezentacja natury
– wydają się więc zupełnie nie na miejscu i powodują wrażenie sztuczności, tworząc z przedstawionych osób hybrydalne formy.
dany temat. To poszerzanie świadomości determinuje zmianę ostatecznej formy wizualnej.
Pojedyncza fotografia jest dla mnie sama w
sobie jak taki negatyw – wymaga wywołania
poprzez pewne dodatkowe zabiegi wizualne.
Czasami jest to samo zestawienie ze sobą kilku fotografii oraz ich relacja między sobą w
przestrzeni. Czasami kontekst w jakim zostaną umieszczone. Albo tak jak to było w przypadku australii – znalezienie odpowiedniego
nośnika – wywoływacza treści, jakim stał się w
tym przypadku darwin. Ekspozycja fotografii
jest również szalenie ważna – staram się na to
patrzeć w taki sposób, że one powinny funkcjonować jako jedna, spójna instalacja. Buduję
pracę-instalację złożoną z fotografii. Nawet
jeżeli wieszam je na ścianie w tradycyjny sposób. W krakowie, wraz z naszymi kuratorami
zastosowaliśmy taką strategię; gdy wchodzisz
do galerii gdzie prezentowane jest Tam i tak nic
nie ma na środku sali widzisz stół z książką na
tle dżungli. Człowiek, który czyta książkę, wizualnie zaczyna funkcjonować jako element tej
fototapety. Zostaje symbolicznie wciągnięty do
naszej historii.
Jak z perspektywy osoby kończącej studia
i mającej już kilka wystaw w swoim dorobku oceniasz polski rynek fotografii? Łatwo na nim zaistnieć młodym ludziom?
A może myślisz o wyjeździe na Zachód?
Nie myślałam o Zachodzie w kontekście stałego wyjazdu, ponieważ Polska wydaje mi się
paradoksalnie interesującym miejscem. Raz
na jakiś czas spotykam obcokrajowców, którzy
przyjeżdżają do naszego kraju i tutaj tworzą lub
otwierają galerie, ponieważ widzą w Polsce potencjał rozwoju. Jeżeli chodzi o rynek fotografii to można powiedzieć, że coś takiego powoli
Opowiedz, jak wygląda u ciebie proces
pracy nad projektem.
Praca nad projektem to proces, podczas którego początkowe założenia ulegają kolejnym ewolucjom i zmianom. Na początku mam ogólny
zarys, intuicję, impuls, który jest wynikiem poszukiwań w obrębie tematu mnie interesującego. Stopniowo obraz się bardziej kategoryzuje
i zacieśnia. Najlepsze jest dochodzenie do ostatecznego kształtu. Dobór medium, środków
i ewolucja pomysłu. Taka praca przebiega zwykle równolegle z poszerzaniem mojej wiedzy na
90
się buduje, ale wciąż wymaga wsparcia. Jest kilka dobrych galerii, które zajmują się tylko fotografią, ale zdecydowanie powinno być ich więcej. No i często ich działalność wynika bardziej
z pasji właścicieli oraz samych artystów niż z
możliwości, jakie oferuje komercyjny aspekt
działalności. W Warszawie miejscem wartym
uwagi jest np. galeria Lookout, z którą właśnie
nawiązałam stałą współpracę. Jednak ludzie
chyba też dopiero zaczynają rozumieć sens kolekcjonowania fotografii artystycznej. Na pewno dalej o wiele łatwiej sprzedać jest malarstwo.
to, gdyby nie świadomy fakt ingerencji artysty
w obraz. Pokolorowanie zdjęć na wściekły magentowy kolor zupełnie odwraca narrację. Fotografie stają się konceptualnym i krytycznym
obrazem rzeczywistości – właśnie dlatego, że
w oczywisty sposób zostały zmanipulowane –
niczego nie ukrywają i są szczere w swoim przekazie.
Innym przykładem jest twórczość duetu: Adama Broomberga i Oliviera Chanarina, których
właściwie cała twórczość to refleksja nad tematem fotografii w ujęciu dokumentu, dokumentacji i pojęcia archiwum. Oni w doskonały i bardzo inteligentny sposób, bazując praktycznie
tylko na fotografiach archiwalnych, budują całkiem nowe treści i konteksty. Bawią się tą cechą
fotografii, jaką jest jej związek z rzeczywistością, tworząc konceptualne projekty.
Jeżeli chodzi o mnie, to często używam fotografii do rejestracji tego, co widzę. Tak było w Australii. Zrobiliśmy bardzo duży zbiór zdjęć, ale
nie opowiadały one żadnej konkretnej historii.
Dopiero proces selekcji ujawnił pewne wątki.
Wyselekcjonowana całość wymagała jednak
jeszcze umiejscowienia w kontekście, przepracowania jej treści. I dlatego wybrane fotografie
zaczęły funkcjonować jako element książki. Dopiero wtedy opowiedziały tę konkretną historię
naszej podróży, o jaką nam chodziło.
Czym jest dla ciebie fotografia w aspekcie
jej związku z rzeczywistością? Czy w twojej twórczości ten związek ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie?
Fotografia jest wielowymiarowym medium
i ten jej pierwotny aspekt – medium rejestrującego rzeczywistość – ujętego jako jego główna
cecha wyróżniająca, wydaje mi się już dość przestarzały. Osobiście trochę w ten aspekt wątpię,
nawet patrząc na fotografię szerzej, nie myśląc
już tylko o fotografii artystycznej, ale też o dokumencie czy reportażu. Weźmy np. fotografię,
jaką prezentuje się chociażby na World Press
Photo. To jest z reguły taki estetyzowany zbiór
obrazów cudzego cierpienia. Społeczeństwo
już od dawna jest obojętne na tego typu obrazy
i nawet nie ma o czym dyskutować w tej kwestii. Interesujące jest natomiast to, jak fotografia
tego typu, czyli taka, która ma za zadanie pokazywać rzeczywistość, funkcjonuje w twórczości
niektórych artystów.
Świetnym przykładem jest chociażby tegoroczny laureat prestiżowej nagrody Deutsche Börse
Photography Prize – Richard Mosse. Jego fotografie byłyby utrzymane w podobnej estetyce,
co wojenne fotografie typu World Press Pho-
Jak widzisz przyszłość swojej drogi artystycznej. Wyobrażasz sobie własną twórczość w ogóle bez robienia zdjęć?
Poruszam się głównie w tym medium i póki co
najbardziej mi odpowiada, aczkolwiek często
łączę ją z innymi. Ale wszystko jest zależne od
tematu projektu, od tego co się chce powiedzieć
– wtedy dobierasz najbardziej odpowiadające
środki. Fotografia jest o tyle problematyczna, że
91
the error issue 06
Diana Lelonek, Marek Kucharski, Widok instalacji Tam i tak nic nie ma, 2014
jest jej tak wiele wokół, że czasami wydaje się, iż
może być nie wystarczająca. Ma też swoje ograniczenia formalne – format, dwuwymiarowość.
Na uczelni bardzo często obserwowałam zjawisko zwątpienia w siłę przekazu fotografii. Studenci najczęściej sięgali po inne media, i w ostatecznym rozrachunku bliżej było tym studiom
do studiów interdyscyplinarnych. Widzę też
dużą powtarzalność tematów, jakie podejmuje
się w fotografii. Biorąc pod uwagę te wszystkie
czynniki otrzymujemy w rezultacie medium
trudne i wymagające.
Jeżeli chodzi o przyszłość mojej drogi artystycznej, to przejdę na pewno jeszcze wiele ewolucji,
ponieważ jestem obecnie w fazie badania i eksploatowania różnych sposobów pracy. Ostanie
kilka miesięcy dały mi natomiast dość dużego
kopa do działania.
Wystawę Diany Lelonek i Marka Kucharskiego Tam i tak nic nie ma można oglądać do 15
czerwca w galerii The Greenroom, w ramach
sekcji ShowOFF 2014 Miesiąca Fotografii
w Krakowie. Jej kuratorami są: Gunia Nowik
i Patrick Komorowski. Natomiast wystawa
Znacznie wcześniej prezentowana jest w warszawskiej Lookout Gallery do 28 czerwca,
kurator Katarzyna Różniak.
rozmawiał: Łukasz Nowosadzki
fotografie: Diana Lelonek
92
Diana Lelonek, Bez tytułu z cyklu Znacznie wcześniej, 2014
the error issue 06
Anna
Bloda
Moment, w którym wydarza się pomyłka jest
dla mnie momentem kluczowym. Ale ważniejsze od samej pomyłki jest błędu rozpoznanie
i zaakceptowanie go (lub nie) w finalnym efekcie dzieła.
Jeszcze sto lat temu fotograf, operując swoją tajemniczą skrzyneczką, narażony był na działanie błędu znacznie częściej niż jego współczesny
odpowiednik. Proces naświetlania i wywoływania, wydaje się z perspektywy czasu projektem
narażonym na przypadek i niewiadomą. Zgoła
inaczej do technicznego podglądu, który towarzyszy nam dzisiaj. A ja właśnie w niewiedzy
oraz wystawieniu się na działanie niepodpatrzenia i braku kontroli upatruję najciekawsze odkrycia i rewolucyjne obrazy.
Wydaje się, że na przestrzeni wieków zmiana
percepcji świata i form odbywała się przy udziale eksperymentu, a zatem często pomyłki. Niechciana plama farby, złamanie, błąd systemu,
zniszczenie, usterka – często nakreślają dzieło,
a nieraz wyznaczają nowy etap w historii sztuki.
Impresjoniści, swego czasu zmieniając optykę
widzenia, dokonali rewolucji. Ale społecznie to
nowe widzenie odebrane było początkowo jako
widzenie błędne, gdyż zakłócało dotychczasową perspektywę i zakodowany obraz świata.
W zakłóceniu percepcji i przypadkowości natomiast drzemie potencjał. Kiedyś w ogrodzie,
wczesną wiosną, powiesiłam do wysuszenia
czarno-biały negatyw. Do miękkiego żelu taśmy przykleił się pyłek kwitnących drzew. Ten
błąd wydał się uzasadniony, fantastyczny, piękny. Odbitki zachwyciły innością, a ziarno delikatnych drobinek idealnie zgrało się z opowiadaną historią. Vivat Error!!
Od błędu zaczyna się progres. W błędzie zawiera się poszukiwanie. W otchłani niewiadomego,
jakim jest proces twórczy, trzeba się artyście
zdać na ryzyko błędu i błąd zaakceptować, jeśli
się przytrafi. W kreacji to właśnie pomyłka wyznacza trop. Pójście w pomyłkę oznacza twórczą odwagę oraz ryzyko zderzenia się z niezrozumiałym.
fotografia: Anna Bloda
94
melba
95
the error issue 06
melba
Charlie
Engman
FOTOGRAF
Udzielając wywiadów bywa dwuznaczny
i lakoniczny. Pracuje impulsywnie, nie ma
planu czy swojego sposobu na dobre zdjęcie.
Jaki jest Charlie Engman? Trudno zgadnąć.
Kiedy został poproszony o scharakteryzowanie
swojej pracy w trzech słowach, odpowiedział:
Charlie Engman’s Work.
Charlie Engman ukończył japonistykę i koreanistykę na Oxfordzie, a przez pewien czas studiował też na Ruskin School of Drawing and
Fine Art. Kultura azjatycka od młodzieńczych
lat wywierała na niego wpływ, jednak nie stała
się dominującym elementem prac. Fotografia
w jego życiu pojawiła się dopiero podczas studiów, trochę niespodziewanie. Engman przygotowywał niewielkie projekty artystyczne
i aparat fotograficzny okazał się najlepszym
narzędziem do zapisywania pomysłów. Sam
nie pamięta pierwszego zdjęcia, ale powstało w 2008 roku. Engman nie lubi opowiadać
o swoich początkach, pierwszym impulsie,
a szczególnie nie lubi pytania, dlaczego został
fotografem. Fotografia to dla niego po prostu
patrzeć i widzieć.
Engman, zresztą jak większość twórców, nie
lubi też przypisywania etykiet, dlatego nie potrafi i nie chce nazywać siebie tylko fotografem
mody. Nie widzi szczególnych granic dla foto-
96
97
the error issue 06
melba
grafii mody. Uważa, że wystarczy plastyczny
materiał, który będzie wystarczająco funkcjonalny, aby można go było jakoś wystylizować
i mamy zdjęcia modowe: równie dobrze odpowiednio sfotografowany worek na śmieci może
być doskonałym zdjęciem modowym. Idealne
zdjęcie modowe musi być po prostu przekonujące.
mowych pieleszach. Autor przyznaje, że początkowo prace nie powstawały z myślą o projekcie
fotograficznym, bardziej jako rzeźby czy performance, ale te elementy połączone z medium
fotografii stworzyły jeden twór. To samo możemy dostrzec w jego głośnym projekcie Mom,
gdzie w rolę modelki wcieliła się mama Engmana. Tu za słowa komentarza niech posłużą opinie znajomych fotografa: Nigdy bym nie odważył się tego zrobić, Nigdy moja mama by się na
coś takiego nie zgodziła. Ciało jest dla Engmana
zawsze najważniejszym elementem zdjęcia, a jak
tłumaczy w wywiadzie dla Sick of the Radio:
konkretnie to jego podwójna funkcjonalność, jako
utylitarny obiekt i emocjonalny element znaczący. Takie postrzeganie ciała jest często pomocne
przy myśleniu o jego funkcjonalności, a wyrażam
je poprzez przesadne pozy i ekstremalne sylwetki.
Najczęściej pracuje w studiu, choć tak jak ze
wszystkim u niego, na to też nie ma reguły. Wiadomo, że zlecenia komercyjne wymagają zawsze
od fotografa więcej elastyczności i mniej swobody w działaniu, jednak styl Engmana nadal
pozostaje tu bardzo widoczny. W projektach
modowych fotograf skupia się przede wszystkim na formie. Materiał ubrań, pozy modeli
i tło mają stworzyć spójną kompozycję. Bo właśnie w tym pozornym, a może niepozornym
chaosie nic nie współgra ze sobą tak doskonale
jak kolory, wzory i faktura ubrań z elementami
scenografii. Z jednej strony może wydawać się,
że tła pochłaniają ubrania, a z drugiej może odwrotnie, dopiero się z nich wyłaniają. Czasami
coś burzy się w tej przestrzeni, czasami króluje
sterylny porządek, a czasami obraz dosłownie
aż dwoi się i troi w oczach. Jak by nie patrzeć,
Engman okazuje się doskonałym twórcą geometrycznego chaosu.
Porównując jego prywatne projekty do zleceń
komercyjnych, można znaleźć jeden wspólny
mianownik – ciało. Na przykład w cyklu Domestic Diorama dominuje anatomia i przestrzeń
domu. Nagie ciała są wręcz porozrzucane w do-
98
tekst: Alicja Caban
fotografie: Charlie Engman
99
the error issue 06
melba
Sabotaż
FOTOGRAFIA
Kanadyjski artysta Jeff Wall znany jest ze swoich
z pietyzmem komponowanych fotografii.
Budowane ze szczegółowo wystudiowanych
gestów tworzą rodzaj odrębnych mikrokosmosów.
Jako skrupulatnie aranżowane inscenizacje
przywodzą na myśl klasyczne dzieła malarskie.
Zarówno ich wielki format, jak i sam sposób
przygotowania nawiązują do tradycyjnego
systemu pracy malarza. Stąd twórczość Walla
zalicza się często to tzw. nurtu tableau [tablica,
obraz] czy też tableau vivant [żywy obraz].
Wall całą narrację skupia na jednym, wymuskanym kompozycyjnie kadrze. Przedstawienie
jawi się jako konglomerat wyabstrahowanych
z rzeczywistości i przetworzonych elementów.
Tak jak renesansowy twórca idealny wizerunek
natury budował z połączenia wypreparowanych z niej składników, tak Wall selekcjonuje
fragmenty świata, by z nich skonstruować własną jego adaptację.
Poprzez przemyślane choreografie oraz staran-
100
ny dobór scenerii i rekwizytów artysta tworzy
rodzaj wielopoziomowego montażu. Jego techniczna istota ujawnia się również w samym
sposobie produkcji prac z lat 90.. Komputerowa
manipulacja pozwala wówczas na dyskretne połączenie poszczególnych ujęć w jedną pozornie
realistyczną całość. Ta podstawowa dla medium
kinematograficznego zasada konstrukcji manifestuje się również w zapisach wideo odgrywanych na planie scenariuszy. Wall często posługuje się kamerą rejestrując sekwencje ruchu,
z których następnie wybiera jedną konkretną
scenę. Tym samym jeszcze silniej zaznacza się
związek fotografii nie tylko z kinem, ale ze
wspomnianym już „żywym obrazem”.
jako rodzaj tymczasowej struktury. Chodziło o
jak najbardziej ogólne odtworzenie sceny mitologicznej lub alegorycznej, fragmentu literatury, konkretnego obrazu czy też wydarzenia historycznego. Podobnie jak u Walla, który często
bezpośrednio nawiązywał do dzieł dawnych mistrzów, tableau vivant pełniło rolę specyficznego uaktualnienia. Jednak to, co u twórców „żywych obrazów” trwało zaledwie chwilę, u Walla
stawało się niemalże wiecznością. Zamkniętym
w kadrze momentem, który trwa i trwa.
Tableau vivant oznaczał realizowaną w przestrzeni za pomocą żywych ludzi kompozycję
na styku aktywności malarskiej i teatralnej. Jej
docelowym efektem miał być rodzaj stopklatki, nieruchomego przedstawienia. Często by
je ubarwić, wprowadzano doń niewielkie ciągi
mikro-gestów. Obraz taki prezentowany był
zaproszonej publiczności. Niejednokrotnie
utrwalano go również za pomocą fotografii.
Owa kwestia czasowości najbardziej różni typowe XVIII czy XIX-wieczne tableaux vivants
od prac fotografa. Wall dążył do stworzenia
pozaczasowego układu, którego misternie konstruowane detale stawały się obiektem uważnej
kontemplacji. Ponadto tematem swych prac,
nawet jeśli były to reinterpretacje dzieł z historii sztuki, często czynił wydarzenia na pierwszy
Kontakt z takiego rodzaju dziełem był jednak
dla widzów dość krótkotrwały. Wynikało to
m.in. z ograniczeń fizycznych biorących w nim
udział aktorów. Z tego względu raczej nie skupiano się na jego szczegółach traktując całość
101
the error issue 06
rzut oka nie wyróżniające się żadną specjalną
widowiskowością. Poprzez wielki format oraz
teatralne ustawienie postaci, prozaiczne gesty nabierały w jego fotografiach alegorycznej
wręcz wymowy.
Nawiązując do tradycji tableau, Wall wpisuje się
w nowy model fotografa jako reżysera czy też
projektanta obrazu. Produkcja zdjęcia zaczyna
być przewidzianym na dużą skalę przedsięwzięciem wymagającym dodatkowych asystentów,
aktorów, scenografów czy stylistów. Przy takiej
metodzie pracy każdy, nawet najmniejszy szczegół, staje się elementem nieprzypadkowym. Fotografia przyjmuje formę rozbudowanej znaczeniowo struktury symbolicznej.
Zainspirowane monumentalnym malarstwem
wielkich mistrzów prace miały stanowić próbę
zmierzenia się z fotografią jako medium tradycyjnie rozumianym w kontekście dokumentu.
Jak mówi sam artysta, wszystkie jego strategie
stanowią dialog z tak rozumianym paradygmatem. Jego drobiazgowo zaplanowane kadry są
przykładem nowego sposobu budowy, a jednocześnie demontażu narracji fotograficznej.
Przez sztuczność zastygłych w teatralnym geście postaci ujęcia przeczą realności przedstawianych przez nie scen. To, z czym konfrontuje
się widz to nie zdarzenie, a jego reprezentacja.
Jednym z zabiegów uwydatniających ową fałszywość przedstawienia jest użycie przez Walla
charakterystycznego dla reklamy wielkoformatowej light boxa. Light boxa rozumianego
jako coś pomiędzy; pomiędzy fotografią, obrazem, filmem a bilbordem. Nowa, hybrydalna formuła reprezentacji miała według artysty
zwracać uwagę na jej przedmiotowy charakter.
melba
Uprzestrzenniając eksponowany na świetlistej
powierzchni przeźroczysty slajd, Wall podkreślał jego niezbywalną fizyczność. Poprzez swą
widowiskową formę i duży rozmiar, light box
zmuszał również widza do kontemplacji fotografii jako przemyślanego układu znaków. Jego
konstrukcja stanowiła jednocześnie ukrytą pod
fotografią, jak i częściowo odkrytą poprzez
emanujące z niej światło przestrzeń. Przestrzeń
niedostępną, która według Walla produkuje ambiwalentne doświadczenie dwóch różnych światów.*
To programowe ujawnianie przedmiotowości
fotografii Wall realizuje również niekiedy pracując nad samym jej bezpośrednim nośnikiem.
Jego dzieła często przeznaczone były do pokazywania w na tyle dużym formacie, że stwarzało to konieczność drukowania ich na dwóch
osobnych kawałkach materiału światłoczułego.
O ile najczęściej były one ostatecznie łączone
za pomocą przeźroczystej taśmy, o tyle czasem
Wall świadomie zostawiał w miejscu spotkania
dwóch oddzielonych od siebie części rodzaj
cieniutkiej, czarnej wyrwy. Dokładnie wyznaczając miejsce jej wystąpienia, podejmował jednocześnie decyzję o zamierzonym błędzie technicznym.
łowo zaplanowanego tableau. Tę misteryjną
choreografię brutalnie przerywa przecinająca ją
na wysokości nieba linia. Widoczny konstrukcyjny defekt stoi w kontraście z pedantyczną
dbałością o detal. Może być on postrzegany
jako pauza w ciągłości przedstawienia lub to, co
właśnie o jego istnieniu zaświadcza.
raz do płaszczyzn koloru rozrywanych przez
pasy będące mechanicznym uszkodzeniem lub
pozostawionym fragmentem umożliwiającego
jego egzystencję podłoża. W ten sposób demaskowali jego podstawowy budulec. Wall tę samą
abstrakcyjną, prostą linię stosuje w ramach fotografii, która pierwotnie przejąć miała przynależne malarstwu funkcje mimetyczne.
Przedstawiciele nurtów tzw. pomalarskich często tego typu zabiegów używali do podważenia
iluzorycznego charakteru obrazu. Programowo
rezygnując z modelu perspektywicznego swoją
uwagę kierowali na samo jego medium. Autoreferencyjność przejawiała się m.in. w użyciu
formy linii jako środka nie tyle estetycznego, co
polemicznego wobec tradycyjnego paradygmatu mimesis. Lucio Fontana, Barnett Newman
czy Frank Stella metodycznie sprowadzali ob-
Georges Didi-Huberman w swoim eseju Dodatek. Pytanie o szczegół, pytanie o połać* analizuje malarstwo jako dialektykę formy i materii. Pojęcia
szczegółu używa na określenie mimetycznych
komponentów obrazu. To przedmiot poddający się jednoznacznej identyfikacji, rodzaj
budującej temat przedstawienia konieczności.
Badacz przeciwstawia go połaci – bezkształtnej
warstwie farby, której niekontrolowany wybuch
Wzorowana na XIX-wiecznym drzeworycie Hokusaiego** fotografia A Sudden Gust of Wind (After
Hokusai) [1993] jest takiej decyzji przykładem.
Wykonana na zasadzie cyfrowego kolażu kompozycja stanowi precyzyjną aranżację sytuacji
o charakterze pozornie przypadkowym. Dynamiczne pozy potraktowanych sztafażowo postaci w rzeczywistości są dokładnie odegranymi
rekonstrukcjami oryginału. Niesione wiatrem
kartki papieru okazują się elementem szczegó*Else Barents, Jeff Wall: Transparencies, Monachium 1986.
**Katsushiki Hokusai, Wędrowcy złapani przez nagły powiew wiatru
w Ejiri, ok. 1832 , Japonia
*G. Didi-Huberman, Dodatek. P y tanie o szczegół, py tanie o
połać., [w:] Przed obra zem, tł um. B. Brzezicka, Gdańsk 2011.
103
the error issue 06
zaświadcza o obecności nie iluzji przedstawienia, a samego malarstwa. Kolidując z dającą się
opisać naśladowczą warstwą obrazu, działa ona
jak sabotujący jej zasadność prowokator. O ile
jednak w przypadku malarstwa figuratywnego,
o którym pisze Didi-Huberman lub action painting, które rozumieć można jako czystą połać, owa kolorystyczna intensywność pojawia
się przypadkowo i niekontrolowanie, o tyle u
Walla ów sabotaż jest całkowicie wpisany w koncepcję obrazu. O jego materialności zaświadcza
bowiem zarówno storia, jak i umożliwiające jej
zaistnienie konkretne tworzywo. Artysta najpierw celowo, niczym klasyczny twórca, buduje
spójną kompozycję doprecyzowanych szczegółów, by następnie przerwać ją gwałtownie, choć
niemniej metodycznie, linią będącą odpowiednikiem owej połaci. To linia bowiem najbardziej uobecnia przedmiotowość obrazu. Nie
jest to jednak połać w rozumieniu symptomu,
nieświadomej pulsacji. To wybuch oswojony,
doprowadzona do postaci procedury rewolta.
Skupiając w sobie doświadczenie tradycyjnego
malarstwa, podważającej je abstrakcji oraz pierwotnie rozumianej jako odbicie rzeczywistości
fotografii, praca Walla staje się obiektem wielowarstwowych interpretacji. Niestosowne zakłócenie
jak określa ową linię przecinającą niebo, jest zamierzonym momentem brzydoty.* To zaprojektowany defekt, skaza, która istnieć może jedynie wtedy,
gdy istnieje jej przeciwieństwo. Przeciwieństwo,
które Wall doprowadza do apogeum. Skrajne
odniesienie do malarskiej iluzji w kontekście
fotografii samo w sobie staje się jej kontestacją.
Abstrakcyjna linia paradoksalnie podważa więc
nie mimesis, a jego karykaturę. Teraz pozostaje
już tylko sabotować sam sabotaż.
tekst: Milena Natalia Soporowska
ilustracje: z notatnika autorki
* Wsz ystkie uż y te w t y m zdaniu c y tat y Jeffa Walla pochodzą
z: Contacts: Jeff Wall, reż. Jean Pierre K rief, Francja 20 02 .
104
the rough issue 05
Loska
melba
107
the error issue 06
melba
fotografie: Aleksandra Loska
110
111
melba
melba
melba
People
MARIA PESZEK
MADDINKA
ilustracja: Jan Estrada-Osmycki
119
the error issue 06
melba
Maria Peszek
STYL
Niepokojący. Tworzący całość, w której
współistniejące elementy wprowadzają
poczucie zagrożenia. Pozornie spójność
wydaje się być chwiejną w swoim
dopasowaniu. Jakby coś przeszkadzało jej
w osiągnięciu harmonii.
Jakby w kompletny obrazek wkradł się
jakiś błąd. Taki styl może przerażać, może
szokować. Może też zachwycać i inspirować.
Może sprawiać, że ten błąd stanie się
elementem wartym naśladowania.
tekst: Marta Dyba
120
121
the error issue 06
melba
Awaria
Poważna Awaria miała miejsce kilka lat po
debiutanckiej płycie. Maria Peszek szokuje.
Aktorka i piosenkarka nie stroni od tematów
trudnych, wyraża siebie bezpardonowo. Pochodząca z aktorskiej rodziny, startuje w festiwalu
piosenki aktorskiej. Gra na scenie, w filmach.
Wydaje swoją własną płytę. Jej muzyka to coś
nowego, niepokojącego. Wyrażającego emocje
i przekonania. Nawet te najbardziej kontrowersyjne. Jej muzyka to wyraz osobowości.
wariacje na poziomie kroju. Możliwość stworzenia bazy strojów charakterystycznych? Pomyłka.
Bo w szafie Marii Peszek znajdują się też stroje
eleganckie. Krótkie sukienki – czerwona lub
czarna, niezwykle obcisła. Poza adidasami, pojawiają się szpilki. Czysta klasyka w dziedzinie
doboru obuwia. Jednak nawet w najprostszej
kreacji znajduje się element zwracający uwagę.
Nadinterpretacja
Przecząc istnieniu wierzącej cząstki, artystka
wyznaje kult wyrazistości. A wyrazistą może
być czerwona sukienka, może być czarny
płaszcz. Zwykła bluzka w towarzystwie koloru.
Niecodzienne nakrycie głowy, biżuteria w nowym wydaniu. Kilkanaście pomniejszych elementów, które tworzą obraz niezwykły.
Prowokacyjność nie ogranicza się do twórczości. Nietuzinkowość postaci, którą jest Maria
Peszek nie pozwala na zamknięcie w sztywnych
ramach. Maria Awaria wyrazistości się nie boi.
Krótka fryzura staje się znakiem rozpoznawczym. Kontrastuje z wyidealizowanym, narzuconym obrazkiem, prezentując własne pojęcie
stylu. Stan umysłu współgra ze stanem urody i
szafy.
Jest barwny pióropusz i ozdoba z ciemnych piór.
Niespotykany kolor, niecodzienny motyw, krój
przyciągający uwagę. Może makijaż? Elementy
domalowane nie tylko na twarzy, ciele, ale i na
stroju. Okulary o rzadko spotykanym kształcie, niebieskie spodnie za kolano, zestawione
ze szpilkami. Mysie uszy na głowie, srebro na
spódnicy. Pełna kontrastowość, nadinterpretacja elementów. Która tworzy całość.
Pomyłka
Przypadkowość? A może konsekwencja? W stosowaniu elementów niezwykłych, zabawach ze
stylem. Krótka fryzura staję się znakiem rozpoznawczym. Choć przechodzi kilka metamorfoz. Blond, tęczowe, czarne. Postawione na żelu,
kręcone, gładkie. Niemal zawsze podgolone,
krótkie i zadziorne.
Niespójność jest pełna błędów, zgrzytów estetycznych. Zaprzeczeń w stylu i doborze. Negacji wyglądających razem niezwykle dobrze.
Tworzących całość wyróżniająca się, niemożliwą do naśladowania. Charakterystyczną w swej
nieprzewidywalności. Oddająca w pełni postać
Marii Peszek.
Styl zmienny, ewoluujący. Nie dający się określić prostymi słowami. Dresy, luźne ubrania,
dżinsy. Do tego zwykła koszulka, buty na płaskim obcasie. Nie wyróżniające się, zyskujące na
wartości tylko przez osobę autorki. Wydaje się,
że klaruje to jasny wizerunek. Ciemne barwy,
122
123
the error issue 06
Maddinka
BLOG
Blog to dla mnie…
Sposób na życie. Miejsce, gdzie wyrażam siebie
poprzez swoje stylizacje, muzykę i inspiracje.
Trzy słowa, które określają mój styl.
Kobiecy, romantyczny, niebanalny.
Najładniejsze słowo związane z modą.
Baskinka. Nie tylko ładnie brzmi, ale i super
wygląda!
Rzecz, bez której nie wychodzę z domu.
iPhone.
Najcenniejsza rzecz w mojej szafie.
Zdecydowanie moja kolekcja kapeluszy i szalików. Wyznaczniki mojego stylu. Bez nich moje
stroje byłyby niekompletne.
Coś, czego nigdy bym nie założyła to...
Nigdy nie mówię nigdy. Mój styl nieustannie
ewoluuje. Niewykluczone, że za rok założę na
siebie coś, o czym dziś bym nawet nie pomyślała.
Mój ulubiony projektant.
Wskazanie jednej osoby jest dla mnie niemożliwe. Do moich ulubionych projektantów należą:
Mara Hoffman, Matthew Williamson, Marc Jacobs i Karen Walker.
Ikona mody dla mnie.
Eleonora Carisi.
Ulubiony element garderoby.
Wspominane już kapelusze.
Film ze świetnymi kostiumami.
Sabrina. W roli głównej z piękną Audrey
Hepburn.
124
125
melba
the error issue 06
melba
fotografie: www.maddinka.com
126
127
melba
Krivich
fotografie: Yulia Krivich
modelki: Asya Semiletova, Yana Metlinskaya
miejsce: Dniepropietrowsk, Ukraina
129
the error issue 06
melba
130
the rough issue 05
melba
melba
137

Podobne dokumenty

UEG BOBULA AMIRIAN LOVE AESTHETICS

UEG BOBULA AMIRIAN LOVE AESTHETICS wrażeń przygotowaliśmy materiał o Beach House, a dla tych, którzy lubią zaglądać do cudzych mieszkań wycieczkę po pięknym, minimalistycznym, katowickim apartamencie.

Bardziej szczegółowo

04 pure 3 01

04 pure 3 01 Paweł Kędzierski / Tomek Walczak / Łukasz Kuś

Bardziej szczegółowo

4 01 02 / 2 PAJONK

4 01 02 / 2 PAJONK Osamu Yokanami ILUSTRATORZY

Bardziej szczegółowo