Pobierz artykuł - Wrocławskie Studia Politologiczne

Transkrypt

Pobierz artykuł - Wrocławskie Studia Politologiczne
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
Bartłomiej Michalak
Spór o system wyborczy czy o model demokracji?
O związkach pomiędzy kształtem demokracji
a ordynacją wyborczą
W marcu 2003 r. w jednym z opiniotwórczych
i ogólnopolskich dzienników ukazał się apel
polskich intelektualistów do ówczesnego
prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego
o inicjatywę ustawodawczą w sprawie zmiany ordynacji wyborczej do parlamentu z proporcjonalnej na większościową, i co za tym
idzie, zastąpienia wielomandatowych okręgów wyborczych okręgami jednomandatowymi1. Apel ten odniósł połowiczny sukces.
Co prawda prezydent Kwaśniewski 13 lutego
2004 r. przesłał do laski marszałkowskiej projekt nowelizacji ustawy z 12 kwietnia 2001 r.
– Ordynacja wyborcza do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej
Polskiej – jednak postulowane przez intelektualistów zmiany zgodnie z tym projektem
ograniczone zostały wyłącznie do Senatu2.
Na kształt tej decyzji, oprócz przesłanek
natury politycznej, w sposób rozstrzygający
wpłynęła regulacja wyrażona wprost w art. 96
ust. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej,
przesądzająca o proporcjonalności wyborów
do Sejmu. Ostatecznie prezydencki projekt
i tak nie doczekał się finalizacji, a pod koniec
kadencji parlamentu został praktycznie zarzucony w związku z koniecznością dokonania nowelizacji ustaw wyborczych sygnalizowaną przez Państwową Komisję Wyborczą,
a związaną z realną wówczas możliwością
równoczesnego przeprowadzania wyborów
parlamentarnych i prezydenckich. Mimo iż
ostatecznie żadna z tych nowelizacji nie doszła do skutku, to jednak kwestia zmiany systemu wyborczego w Polsce nadal pozostała
sprawą żywą i co jakiś czas powracała zarówno w czasie toczącej się kampanii wyborczej,
jak i po wyborach.
W konfrontacji przeciwników i zwolenników określonych rozwiązań pojawiają się różnorakie argumenty, którym dość
często towarzyszą kategoryczne sądy wartościujące, opierające się na dychotomicznym podziale na „dobrą” i „złą” ordynację.
Na temat zalet i wad poszczególnych systemów napisano już wiele prac i artykułów3. W istocie spór ten nie zaczął się wcale
w Polsce, ale trwa już bardzo długo, a ściśle rzecz biorąc, od czasu zidentyfikowania
i opisania w XVIII w. przez dwóch członków
francuskiej Akademii Nauk – markiza de
Condorcet i Jeana-Charles’a de Borda – paradoksów związanych z funkcjonowaniem,
dominujących w tamtych czasach, metod
większościowych. Być może zamiast szukać
kolejnych argumentów za i przeciw konkretnym rozwiązaniom, warto się na chwilę zastanowić nad teoretycznymi i praktycznymi
przesłankami, które legły u podstaw tych
sporów, i nad tym, jakie skutki polityczne
WROCŁAWSKIE STUDIA POLITOLOGICZNE 9/2008
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 43
2008-11-24 14:18:26
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
44 i społeczne niesie każdy z tych wariantów
dla szeroko rozumianego systemu politycznego, albo mówiąc wprost – dla funkcjonowania współczesnej demokracji.
Wybory a demokracja
Istotą demokracji przedstawicielskiej, jej warunkiem sine quo non, jest konieczność
przeprowadzania wolnych i rywalizacyjnych wyborów. Francuski konstytucjonalista i politolog Georges Burdeau wskazał
na cztery ich podstawowe i nierozerwalne
funkcje:
1. Wyrażenie woli wyborców.
2. Odtworzenie obrazu opinii publicznej.
3. Nadanie rządzącym legitymacji do
sprawowania władzy.
4. Wyłonienie stabilnej większości.
Choć pełna realizacja wszystkich wymienionych zasad jest w praktyce trudna do zrealizowania, to jednak adaptacja tylko jednej
z nich przy całkowitym pominięciu pozostałych świadczyłaby o słabości tak skonstruowanych rozwiązań instytucjonalnych.
Przykładowo, jeżeli skupilibyśmy się tylko
i wyłącznie na pierwszych trzech funkcjach,
to narażalibyśmy się na permanentną destabilizację wywołaną brakiem jednego stabilnego ośrodka rządzącego. Z drugiej strony,
realizacja ostatniej zasady, przy pominięciu
woli wyborców lub znaczącym zniekształceniu obrazu opinii publicznej, prowadziłaby
na dłuższą metę do zakwestionowania legitymizacji utworzonej w ten sposób większości rządzącej, co w konsekwencji podważałoby sens samej idei wyborów i opierającej
się na nich współczesnej demokracji4. Dzięki wyborom bowiem ogół społeczeństwa ma
sposobność podejmowania decyzji o przyszłych kierunkach polityki państwa. W warunkach współczesnych oznaczać to musi
możliwość kreowania zgodnego z wolą elektoratu rządu przedstawicielskiego. Jednak
sam akt głosowania nie wystarczy, by zasadę
tę zmaterializować. Konieczny jest do tego
określony mechanizm, który pozwoli głosy takie „przetworzyć” na konkretny układ
polityczny. Tym narzędziem jest właśnie
system wyborczy. W literaturze prawniczej
jest on z reguły definiowany jako ogół zasad
określających tryb przygotowania i przeprowadzenia wyborów oraz zasady podziału
mandatów5. Definicja ta sprowadza system
wyborczy do roli zbioru przepisów, na podstawie których przeprowadza się głosowanie. W tym ujęciu tracimy jednak z pola
widzenia pewne jego ważne cechy. W istocie
bowiem wybory stanowią niezwykle złożony proces, na który składa się wiele wzajemnie ze sobą powiązanych zdarzeń. Można
je przyporządkować do jednego z czterech
głównych etapów:
1. Rozstrzygnięcie, które z potencjalnych kandydatur (osób zainteresowanych
rywalizacją wyborczą) są na tyle społecznie istotne, by można było z nich wybierać
– ze względów technicznych i pragmatycznych nie da się bowiem wybierać spośród
niczym nieograniczonej liczby kandydatów.
2. Określenie, w jaki sposób wyborca
może ujawnić swoje indywidualne preferencje polityczne podczas procesu wyborczego.
3. Umożliwienie wyborcy odzwierciedlenia tych preferencji na zbiorze dostępnych
możliwości (czyli startujących kandydatów)
za pomocą aktu głosowania.
4. Transformacja głosów na mandaty w taki sposób, by dało się je przełożyć
na konkretny układ polityczny.
W zależności od przyjętego modelu ordynacji realizacja poszczególnych faz i wynikające z tego skutki dla systemu politycznego
będą inne. Wybór formuły wyborczej (czyli
reguły lub zespołu reguł, które określają,
w jaki sposób głosy zdobyte w wyborach
zostaną przeliczone na konkretne mandaty
w okręgach wyborczych oraz którzy kandydaci są uprawnieni do otrzymania mandatów) zazwyczaj przesądza też o kształcie po-
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 44
2008-11-24 14:18:26
45
madzenia ustawodawczego, które byłoby
odbiciem szerszej części społeczeństwa.
Jeśli główne podziały w danej zbiorowości
mają na przykład charakter etniczny, religijny czy językowy, to formuła ta pozwala
na odtworzenie tych podziałów wewnątrz
wyłanianego organu9. Zgodnie z logiką tego
systemu podstawowym zadaniem wyłonionych w ten sposób deputowanych ma być
obrona interesów tych grup i kategorii społecznych, których są oni reprezentantami.
W ten sposób partie wprost artykułują interesy mniejszości na arenie parlamentarnej
i rządowej10.
Przeciwnicy ordynacji proporcjonalnej
zarzucają jej najczęściej, że w nadmierny sposób uprzywilejowuje ona partie polityczne,
oddając w ręce ich liderów decyzję o tym, kto
z jej ramienia ma kandydować, że utrudnia
wytworzenie bezpośrednich więzi pomiędzy elektoratem a deputowanym, że sprzyja
mniejszej stabilizacji politycznej i rozmywaniu odpowiedzialności rządzących partii
wskutek tworzenia rządów koalicyjnych,
że, wreszcie, generuje liczne paradoksy matematyczne podważające w praktyce jej proporcjonalność oraz skomplikowany i trudny
do wyjaśnienia, przeciętnemu wyborcy, mechanizm transformacji głosów na mandaty.
Bolączką na wszystkie niedociągnięcia ordynacji proporcjonalnej ma być w związku
z tym system większościowy. Oczywistości
tego twierdzenia mają dowodzić dwie podstawowe cechy charakteryzujące tę formułę:
wyjątkowa prostota i przejrzystości mechanizmu agregacji głosów i alokacji mandatów oraz jej intuicyjność. Co do pierwszej
z wymienionych cech to nie wymaga ona
dowodu. Nie ma prostszego systemu wyborczego niż system większości względnej oparty na formule jednomandatowych okręgów
wyborczych. Wykazanie intuicyjności tej
metody, choć z pozoru równie proste, wymaga już przeprowadzenia pewnego procesu dowodowego sięgającego istoty samej
demokracji.
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
zostałych elementów procedury wyborczej.
Tak więc decyzja o jej kształcie przesądza
o charakterze całego systemu wyborczego.
Zdaniem holenderskiego politologa Arenda
Lijpharta system wyborczy w znacznej mierze determinuje mechanizm funkcjonowania
całego systemu politycznego. Bezpośrednio
rozstrzyga o stopniu proporcjonalności i dysproporcjonalności wyborów, co jest miarą
stopnia zniekształcenia woli wyborców. Decyduje o liczbie partii zasiadających w parlamencie i w ten sposób wpływa na kształt
systemu partyjnego. Narzuca dominujący
typ formowanych gabinetów (jednopartyjne
lub koalicyjne). Przede wszystkim jest jednak najbardziej podatnym na manipulację,
bo najłatwiejszym do zmiany, elementem
demokratycznego ładu. Zmieniając system
wyborczy, można za jednym zamachem doprowadzić do modyfikacji dotychczasowych
mechanizmów i procesów zachodzących
w ramach systemu politycznego6.
Ordynacja oparta na formule większościowej jest historycznie wcześniejsza
niż system proporcjonalny i dominowała
w Europie do początków XX w. W klasycznej wersji tego systemu (większości względnej) wyborcy głosują zawsze na konkretnego kandydata zarejestrowanego w danym
okręgu wyborczym. Wybrany zostaje ten
z kandydatów, który tych głosów w okręgu
otrzyma jak najwięcej (zgodnie z zasadą the
winners takes all). Z kolei idea reprezentacji proporcjonalnej wywodzi się z założenia,
że deputowany w parlamencie reprezentuje
nie tyle wyborców swojego okręgu, ile tych
wyborców, którzy dzielą z nim wspólne
przekonania polityczne. Wyraża to zmianę
w podejściu do reprezentacji z modelu terytorialnego na reprezentację poszczególnych
grup interesów7. Wynika to z założenia,
że wszelka reprezentacja powinna być z natury wiernym odzwierciedleniem nie tylko
poglądów większości, ale także mniejszości
elektoratu8. Celem proporcjonalnej reprezentacji jest więc wyłonienie takiego zgro-
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 45
2008-11-24 14:18:26
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
46 Znaczenie terminu demokracja
Źródłosłów terminu demokracja wywodzi się z dwóch greckich słów: demos (co
oznacza lud) i kratos (władza), co w sumie
daje nam demokrację, czyli „władzę ludu”.
Niestety etymologiczna definicja demokracji nie przybliża nas wcale do udzielania
wyczerpującej i jednoznacznej odpowiedzi,
czym jest tak zdefiniowana demokracja,
albo mówiąc wprost – kto w niej sprawuje
władzę i jaki jest jej charakter. W tym miejscu pojawiają się pierwsze ważne pytania.
Kto stanowi lud? Czym jest demos?
Pojęcie to nacechowane było dwuznacznością jeszcze w okresie ateńskiej polis.
W V w. p.n.e. była to społeczność zebrana
w ekklesia (zgromadzeniu ludowym), którą można wiązać zarówno z całym ciałem,
z wieloma, z większością czy po prostu z pospólstwem. Niejednoznaczność ta została
dodatkowo spotęgowana przez piętnaście
wieków posługiwania się rzymskim określeniem populus (określającym wspólnotę
wszystkich obywateli), a ostatecznie utrwaliła się na gruncie poszczególnych języków narodowych. I tak np. dla Francuzów, Niemców
czy Włochów terminy używane powszechnie
na określenie „lud” mają konotację ze zbiorowością oznaczającą pewną substancjonalną całość, podczas gdy w języku angielskim
kojarzy się to raczej z „wielością”, czyli całością złożoną z wielu jednostek11. Zdaniem
Pawła Śpiewaka współcześnie można mówić o trzech koncepcjach uczestnictwa ludu
w rządzeniu państwem. Wszystkie te koncepcje wiąże Śpiewak z pojawieniem się państwa narodowego12.
Pierwsza z nich utożsamia lud z narodem. Lud w niej to dominujący naród tworzący państwo i wyłącznie dla niego zastrzeżone są wszystkie formy obywatelstwa.
W tym ujęciu poza obrębem ludu znajdują
się wszelkie mniejszości etniczne oraz osoby
i grupy wykluczone spoza narodu. Konstrukcja ta wyraźnie nawiązuje do holistycznego
ujmowania ludu jako zbiorowości istniejącej obiektywnie i całościowo, werbalizującej
swoje decyzje w postaci „niepodzielnej woli”.
Drugie rozumienie ludu zakłada (model liberalny), że o fakcie przynależności do niego nie decydują takie warunki, jak: miejsce
urodzenia, pochodzenie etniczne, ani tym
bardziej religia czy język. Być obywatelem,
czyli członkiem ludu, to tyle co przynależeć
do danego państwa, spełniając prawne i administracyjne po temu warunki. W sposób
ścisły wiąże się to z utożsamieniem narodu
z całą wspólnotą polityczną definiowaną jako
ogół wszystkich obywateli, a nie tylko członków określonej grupy etnicznej czy też kręgu kulturowego. Wreszcie trzecia koncepcja
związana jest z rolą jednostek i ideą poszanowania ich praw, ale jednocześnie odwołuje się
do wspólnego dziedzictwa, tradycji, kultury,
a tym samym wspólnoty narodowej. Celem
tego modelu (Śpiewak nazywa go republikańskim) jest ochrona praw obywateli, realizacja ich potrzeb, ale również ochrona dobra
wspólnego i interesów państwa. Współrządzenie nie sprowadza się do zajmowania się
sprawami prywatnymi za pośrednictwem
systemu politycznego, lecz zakłada udział
w kształtowaniu politycznego konsensusu,
dzięki któremu można identyfikować się
z innymi. Obywatel ma wedle tej koncepcji
nie tylko określone prawa, ale i pewne obowiązki wobec wspólnoty politycznej, której
jest członkiem. Podstawowym jego obowiązkiem jako członka tej wspólnoty jest dbałość
o dobro ogółu wynikające z tradycji, ale nakierowane na przyszłość. W imię tego dobra
wspólnego powinien on umieć zrezygnować,
jeśli zajdzie taka potrzeba, z części swoich
partykularnych interesów i poprzeć te rozwiązania, które niekoniecznie korzystne dla
niego z punktu widzenia wspólnoty, okazują
się niezbędne.
Nie są to rozważania czysto akademickie.
Zależnie od tego, jaką przyjmie się koncepcję
ludu, takie będą prawa dla mniejszości narodowych, etnicznych oraz imigrantów, reali-
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 46
2008-11-24 14:18:26
47
(np. średniowieczne komuny), okazały się,
w sensie ustrojowym, tworami niezwykle
kruchymi. Wydaje się zatem, że demokracja w tym kształcie była po prostu skazana
na porażkę15.
Tak więc obecnie lud jako taki władzy
bezpośrednio sprawować nie może. Skoro
jednak władza z mocy prawa do niego należy, a on jej samodzielnie nie wykonuje,
to oczywiste jest, że potrzebuje jakiejś formy
pośrednictwa. To właśnie wybory przedstawicieli do organów prawodawczych są tym,
co w praktyce przesądza o tym, że lud odgrywa rolę suwerena i dysponenta władzy16. Ponieważ każde wybory mają na celu
wybranie konkretnych osób na określone
stanowisko publiczne, a osoby te, zgodnie
z założeniami idei przedstawicielstwa, będą
później podejmować wiążące ogół decyzje, ważne jest, aby wyłaniani w ten sposób
przedstawiciele społeczeństwa faktycznie
byli jego reprezentantami. Wybory sprowadzają się więc do wyłonienia przez lud (ogół
obywateli) konkretnych osób na określone
stanowiska publiczne. To oni będą później
w imieniu tegoż ogółu i niejako w jego zastępstwie podejmować i wdrażać wiążące
ten lud decyzje. Jeśli decyzje te podejmowane mają być w imieniu wszystkich i wszystkich jednakowo wiązać, to oczywiste jest,
że zgodzić się na to również powinni wszyscy. Taka powszechna zgoda gwarantuje
nam pełną legitymację podjętych później
decyzji. Jest to jednak model utopijny i niemożliwy do zrealizowania. Jak powszechnie
wiadomo, jednomyślność nie leży po prostu
w ludzkiej naturze. Co więcej, w sytuacji
nieustających konfliktów między poszczególnymi grupami i wspólnotami interesów
taka jednomyślność jest nierealna. Wielkim osiągnięciem demokracji jest właśnie
to, że udało jej się te konflikty zinstytucjonalizować w ramach pewnych powszechnie
akceptowanych reguł. Przejawem tej instytucjonalizacji jest polityzacja dominujących
w danym społeczeństwie podziałów socjo-
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
zowany model edukacji czy wreszcie pomysły na lojalność obywatelską13. Upraszczając,
można stwierdzić, że demokratyczny system
polityczny to taki, który gwarantuje udział
szerokich rzesz społeczeństwa we władzy
politycznej. Jednak demokracja nie oznacza
wcale, że wszyscy mają prawo uczestniczyć
w podejmowaniu decyzji politycznych. Prawo to zostało bowiem zarezerwowane dla
tych, którzy należą do wspólnoty politycznej,
jaką jest lud. Z kolei znaczenie pojęcia lud
zależy w znacznej mierze od zdefiniowania
jednostek, które poprzez fakt bycia obywatelami (w sensie politycznym) stają się podmiotem władzy demokratycznej. W praktyce sprowadza się to zawsze do wskazania,
kto ma prawo wybierać. Jednak nawet jeżeli
uda nam się określić, jaki zbiór jednostek
tworzy lud, to i tak nie otrzymamy odpowiedzi na pytanie, czy rządzić powinni wszyscy
członkowie tej kategorii14?
Idea bezpośredniego sprawowania władzy przez lud jest historycznie najstarsza
i wywodzi się wprost z instytucji ateńskiej
polis i tam została ona najlepiej zrealizowana.
Jest rzeczą oczywistą, że taka forma ustroju
mogła funkcjonować w ramach stosunkowo
niewielkiej, zarówno liczebnie, jak i terytorialnie, wspólnoty politycznej. Prawdziwy
samorząd, tak jak praktykowali go Grecy,
wymagał, by obywatele całkowicie poświęcali się służbie publicznej. Zaangażowanie
w sprawy publiczne stanowiło tak poważne
obciążenie, że trudno było czynnemu politycznie obywatelowi zachować równowagę
pomiędzy sprawami państwowymi a swoim
życiem zawodowym i prywatnym. To z kolei
prowadziło do atrofii ekonomicznej. W miarę jak obywatele byli coraz bardziej zaangażowani w sprawy państwa, stawali się jednocześnie coraz biedniejsi. W rezultacie
zaostrzał się konflikt między biednymi
i bogatymi, a na tym traciła cała wspólnota. Co więcej, nawet takie zbiorowości, które
miały bardzo podobne i sprzyjające instytucjom demokracji bezpośredniej warunki
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 47
2008-11-24 14:18:26
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
48 politycznych i „zamknięcie” ich w obrębie
pewnego układu powiązań pomiędzy grupami interesów a reprezentującymi je na forum publicznym partiami politycznymi oraz
wkomponowanie ich w proces podejmowania decyzji politycznych. Dzięki temu
konflikty ulegają systematycznemu „wygaszaniu” w ramach obowiązujących reguł
przetargów politycznych. Owo wygaszanie
polega nie na ostatecznym ich rozwiązaniu,
ale raczej na okresowym zawieszeniu, ponieważ ci, którzy w tym współzawodnictwie
przegrali, nie tracą prawa do współzawodnictwa w następnych wyborach, a co za tym
idzie – do powtórnego negocjowania ważnych dla siebie kwestii i problemów17.
Od jednomyślności
do większości
Jak w takim razie rozwiązać najważniejszy
z punktu widzenia demokracji przedstawicielskiej problem legitymizacji decyzji
podejmowanych w imieniu społeczeństwa?
Innymi słowy, jak zrealizować w praktyce
zasadę, w myśl której to lud dzierży władzę,
choć jej bezpośrednio nie sprawuje? Skoro
jednomyślność jest niemożliwa, to może
udałoby się znaleźć taką regułę decyzyjną,
która nie będąc jednomyślną, do takiej właśnie koncepcji w istocie by się sprowadzała.
Ponieważ lud jest zróżnicowany i niejednorodny, by reprezentantów tych wybrać, musi
posłużyć się określoną procedurą, która
zagwarantuje wyłonienie reprezentacji najwierniej odzwierciedlającej jego interesy.
Wyłania on więc swoich przedstawicieli,
którzy w jego imieniu władzą tą dysponują.
W praktyce są to przedstawiciele odpowiadający największej możliwej do osiągnięcia
liczbie jego członków – czyli władza jest popierana po prostu przez większość. To właśnie reguła większości stanowi praktyczny
wyraz tej zasady. Można ją określić po prostu jako „ułomną jednomyślność”. Skoro
nie można wybrać opcji, na którą zgadzają
się wszyscy, to niech to będzie przynajmniej
opcja ciesząca się największą z możliwych
aprobatą. Jednym z najważniejszych założeń
każdej demokratycznej metody decyzyjnej
jest bowiem zasada, że rozstrzygnięcie podjęte niejednomyślnie (bo za pomocą reguły
większości właśnie) zyskuje mimo wszystko
jednomyślną akceptację wszystkich, również
tych, którzy decyzji tej pierwotnie nie popierali bądź byli jej przeciwni. Stanowi to konsekwencje uznania mechanizmu jej wypracowania, który daje możliwość aktywnego
uczestnictwa na równych (tzn. tych samych)
prawach wszystkim jednostkom zainteresowanym jej podjęciem i rezultatami. Innymi
słowy, powszechna akceptacja demokratycznego mechanizmu decyzyjnego gwarantuje społeczną aprobatę dla wszelkich
rozstrzygnięć podjętych za jego pośrednictwem. Mamy więc do czynienia z sytuacją
całkowitej legitymizacji władzy (i jej wiążących decyzji) tylko i wyłącznie dzięki temu,
że reguły, na podstawie których została ona
wykreowana, same cieszą się powszechną
akceptacją. David Beethem określił to jako
legitymizację władzy na poziomie reguł. Jeśli
więc potraktować demokrację w kategoriach
proceduralnych, to o jej „demokratyczności”
rozstrzygać będzie właśnie sposób podejmowania decyzji wyborczych.
Oczywiście sam akt głosowania, polegający na wyrażeniu przez wyborców swoich indywidualnych preferencji politycznych w zakresie dostępnych alternatyw, nie
wystarczy, by podjąć konkretną decyzję personalną. Potrzebny jest jeszcze mechanizm,
który przetworzy te głosy na mandaty. Tym
mechanizmem jest właśnie ordynacja wyborcza. W tym miejscu dochodzimy ponownie do kwestii „intuicyjności” systemu
większości względnej. Skoro bowiem ustaliliśmy, że reguła większości jest najważniejszą
proceduralną zasadą demokracji, to w warunkach rządów opartych na idei przedstawicielstwa jej praktyczną realizację na grun-
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 48
2008-11-24 14:18:26
49
stem większości względnej. Stosowanie reguły większości nie prowadzi wcale, jak to
by się mogło z pozoru wydawać, do wyodrębnienia jakiejś realnej większości zdolnej
niepodzielnie władać (rządy większości
w mocnym sensie), ale jest tylko i wyłącznie metodą podejmowania wiążących decyzji zbiorowych. Z zasady tej nie można
w żadnym wypadku wyprowadzić wniosku,
że istnieje jakaś pojedyncza grupa tworząca
większość i podejmująca samodzielnie decyzje. Większość jako metoda oznacza, ni
mniej, ni więcej, tylko większość matematyczną, utworzoną w nieustannym procesie
łączenia się i rozpadania poszczególnych
mniejszości złożonych z niezliczonych grup
i jednostek. Zresztą nie o przekazanie całej
władzy w ręce określonej grupy (większości
czy mniejszości) tu idzie, ale o to, by tego
właśnie uniknąć20.
Sama reguła większości nie jest więc wystarczającym determinantem przesądzającym o demokratyczności całego systemu politycznego. Tym bardziej, że zasada ta może
być w praktyce realizowana na wiele różnorakich sposobów. Wobec tego jeden z głównych argumentów przemawiających za stosowaniem systemu większościowego traci
w pewnej mierze część swojej siły oddziaływania. Skoro zatem sposób realizacji reguły
większości wcale nie jest najważniejszym
zadaniem, a jej „ortodoksyjna” implementacja w pewnych sytuacjach może okazać się
nawet niepożądana, to należałoby poszukać
innego, bardziej podstawowego kryterium
odróżniającego poszczególne systemy wyborcze. W istocie dotykamy w tym miejscu zasadniczego pytania o rezultaty, jakie
chcemy osiągnąć w wyniku stosowania
określonych rozwiązań instytucjonalnych,
i nie chodzi tu bynajmniej tylko i wyłącznie
o najczęściej przywoływaną w tym kontekście dychotomię, tj. stabilny rząd versus pełna reprezentacja. Problem dotyczy bowiem
fundamentalnej kwestii wiążącej się z istotą
samej demokracji.
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
cie prawa wyborczego gwarantuje właśnie
większościowa ordynacja wyborcza oparta
na „czystej” regule większości, bez żadnych
mechanizmów kompensacyjnych i redystrybucyjnych. Władzę sprawuje po prostu ten,
kto w danym momencie ma większość, bez
względu na to, jaki jest jej charakter. System
ten stanowi niejako proceduralną emanację
tej naczelnej dla demokracji zasady. W tej
sytuacji można by zadać pytanie, po co właściwie nam ordynacje proporcjonalne, skoro
system większościowy ma tak niepodważalne zalety?
Jednym z najczęściej wysuwanych zarzutów pod adresem systemów większościowych, i bez wątpienia o najpoważniejszym
ciężarze gatunkowym, jest argument o silnej deformacji woli wyborców. Nadreprezentacja jednych partii kosztem podreprezentacji innych jest wpisana w istotę tego
systemu18. Im większa liczba kandydatów
w okręgu, tym mniejsza liczba głosów potrzebna do zdobycia mandatu. W przypadku 3 kandydatów ubiegających się o mandat
w danym okręgu wyborczym do uzyskania
zwycięstwa może wystarczyć niewiele ponad 1/3 wszystkich oddanych głosów. W sytuacji gdy takich kandydatów mamy już 6,
mandat można uzyskać, dysponując poparciem mniejszym nawet niż 20%. W rezultacie może to prowadzić do sytuacji, w której
realna większość głosujących (ponad 80%)
nie ma swojego kandydata i jest reprezentowana de facto przez mniejszość. Jeżeli okręgi
wyborcze w całym kraju będą miały podobny skład społeczny, a ten będzie z kolei determinował te same zachowania wyborcze,
to taka jednomyślność będzie zawsze działała na korzyść tylko jednej partii. W sytuacji
krańcowej może dojść nawet do tego, że tylko jedna partia zdobędzie wszystkie miejsca
w parlamencie19. Nie jest to wcale problem
błahy. Dotyczy bowiem właśnie tej podstawowej zasady proceduralnie rozumianej
demokracji, której praktyczną realizację,
„intuicyjnie” oczywistą, ma zapewniać sy-
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 49
2008-11-24 14:18:26
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
50 Dwa modele demokracji
Demokratyczne systemy polityczne różnią
się wieloma szczegółowymi rozwiązaniami
instytucjonalnymi i praktyką ich funkcjonowania. Jest to oczywistość będąca konsekwencją zróżnicowania konkretnie występujących form ustrojowych. Tym, co systemy
te łączy, jest akceptacja podmiotowości praw
ludu i uznanie, że ma on wyłączną i ostateczną moc decydowania o najważniejszych
sprawach wspólnoty, którą tworzy. Różnice dotyczą już praktycznej realizacji tych
zasad oraz wynikających z tego skutków.
W literaturze przedmiotu poświęconej teorii demokracji występuje wiele różnych klasyfikacji tego ustroju. Przydatność tych typologii jest oczywiście różna i zależy od celu,
w jakim jest stosowana. Wszystkie je można
jednak zamknąć w ramach dwóch podstawowych nurtów współczesnej demokracji:
partycypacyjnej i elitarystycznej.
Partycypacyjna koncepcja demokracji
w swej istocie nawiązuje do klasycznego
rozumienia tego pojęcia. W myśl tego założenia demokracja nie może efektywnie
funkcjonować bez aktywnego zaangażowania obywateli. Najważniejszym elementem
tak skonstruowanego ładu jest uczestnictwo
obywateli w sprawowaniu władzy. Ideałem,
do którego partycypacjoniści nawiązują,
jest właśnie grecka polis, w której każdy członek wspólnoty miał możliwość rzeczywistego wpływania na jej losy. Takie uczestnictwo
dawało zarówno legitymację samemu systemowi, jak i pozwalało jednostce rozwijać
się i realizować jako obywatelowi21. Robert
Dahl, rekonstruując koncepcje Jana Jakuba
Rousseau, pisze na ten temat wprost: demokracja jest albo partycypacyjna, albo nie ma
jej wcale22. Maria Marczewska-Rytko, powołując się na zwolenników tej idei, twierdzi,
że opowiadają się oni nawet za likwidacją
instytucji przedstawicielskich, a tym samym
i wyborów. Przedkładają oni bowiem ponad
te instytucje aktywne i osobiste współdziała-
nie obywateli w kreowaniu decyzji politycznych, które stanowi w ich mniemaniu bardzo istotną część życia ludzkiego23. Jednak
w warunkach współczesnych praktyczna
realizacja tego modelu jest na chwilę obecną bardzo mało realna. Pisał o tym już sam
Rousseau. Ciało obywatelskie, by mogło
skutecznie realizować zasady demokracji
bezpośredniej opartej na idei osobistej partycypacji, siłą rzeczy musiałoby być relatywnie małe. Im większa liczba obywateli,
tym z konieczności mniejszy udział każdego w rządzeniu. W grupie pięcioosobowej
na każdego ze współrządzących przypada
bowiem jedna piątą całego udziału we władzy, podczas gdy w grupie pięćdziesięcioosobowej będzie to już tylko jedna pięćdziesiąta. W dużym państwie udział ten będzie
nieskończenie mały24. Być może w przyszłości ulegnie to zmianie dzięki zastosowaniu
na masową skalę nowoczesnych technologii
teleinformatycznych. Jak na razie jest to jednak scenariusz raczej z dziedziny politicalfiction niż realna alternatywa. W tej sytuacji
wszelkie tego typu pomysły należy odrzucić jako niemające w obecnej sytuacji szans
na realizację.
Na czym więc ma polegać demokracja
partycypacyjna współcześnie? Zdaniem
Giovanniego Sartoriego istota tej partycypacji polega na osobistym i samoistnym
zaangażowaniu się w sprawy swojej wspólnoty. Jest to przeciwieństwo zaangażowania
wymuszonego. To świadome „bycie częścią
czegoś” (w znaczeniu bycia i świadomego
uczestnictwa w zachodzących procesach politycznych) będące w opozycji do arbitralnego „włączenie do czegoś”. Takie autentyczne
i realne uczestnictwo w sprawowaniu władzy jest możliwe tylko w małych i zwartych
grupach, w których odpowiedni wskaźnik
współuczestnictwa będzie na tyle wysoki,
iż nie pozbawi go faktycznego znaczenia25.
Z tej właśnie przyczyny partycypacjoniści
często dyskredytują uczestnictwo wyborcze
jako najważniejsze narzędzie partycypacji.
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 50
2008-11-24 14:18:27
51
Ponadto, zgodnie z logiką argumentów prezentowanych przez partycypacjonistów, taki
efekt nie jest możliwy właśnie ze względu
na zbyt dużą liczbę uczestników tego procesu, a to, jak już ustaliliśmy, zawsze powoduje
obniżenie realnej wartości udziału, z drugiej
zaś strony uniemożliwia wypracowanie takiej decyzji. Sam proces decyzyjny siłą rzeczy
musi ograniczać się do samego aktu głosowania, zrzucając na poszczególne jednostki
kwestię odpowiedzialności za merytoryczne
przygotowanie się do niej. Nie ma więc miejsca ani na realną debatę, ani na jakiekolwiek
argumenty. Jest tylko czysty wynik.
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
Ich zdaniem nie jest ono ani prawdziwym,
ani właściwym miejscem uczestnictwa26.
Skoro uczestnictwa, w znaczeniu, jakie
nadają temu pojęciu zwolennicy koncepcji demokracji partycypacyjnej, nie da się
skutecznie zrealizować na szczeblu ogólnokrajowym, a jego zasięg kończy się najdalej na wspólnocie samorządowej i to raczej
niewielkiego rozmiaru, powstaje pytanie,
co w takim razie z demokracją na szczeblu
centralnym? Czy jest ona w tej sytuacji jeszcze w ogóle możliwa? Wydawać by się mogło,
że oczywistym rozwiązaniem tego dylematu
jest instytucja referendum. Niestety pod adresem tej formy partycypacji można wysunąć
wiele poważnych zastrzeżeń. Przede wszystkim taka forma przekształciłaby proces decyzyjny w grę o sumie zerowej. W systemie
takim nie byłoby miejsca na jakiekolwiek
przetargi czy kompromisy. Nie byłyby one
po prostu potrzebne. W każdej rozpatrywanej kwestii zwycięska większość zgarniałaby
całą pulę. Bez wątpienia mielibyśmy w tym
przypadku do czynienia z urzeczywistnieniem zasady rządów większości w mocnym
sensie tego słowa. Tyle tylko, że nie prowadziłoby to automatycznie do sytuacji, w której obywatele (każdy z osobna i wszyscy razem) zbliżyliby się do spełnienia swoich
pragnień i realizacji interesów. Wynik takich
procesów decyzyjnych, jako wypadkowa indywidualnych decyzji uczestników tego procesu, mógłby przynieś taki rezultat, którego
nikt się nie spodziewał i którego nikt nie akceptuje27. Przekształcenie indywidualnych
preferencji decydentów w zbiorową decyzję
społeczną nie zawsze jest tylko i wyłącznie
sumą (czy raczej większością) preferencji
indywidualnych. Co więcej, taka forma partycypacji wymaga od decydentów nie tylko
zaangażowania, ale i wiedzy. Jako oczywisty
należy uznać pogląd, iż podjęcie dobrej i trafionej decyzji, jeśli nie ma być dziełem przypadku, wymaga kompetencji osób biorących
udział w jej podejmowaniu. Demokracja poprzez referendum nie daje takich gwarancji.
Od koncepcji demokracji
do kształtu ordynacji
Wykazaliśmy, że instytucja referendum, choć
gwarantuje każdemu osobistą partycypację
w procesie podejmowania decyzji politycznych, to jednak jej komponent „ilościowy”
zawiera w sobie wszystkie wcześniejsze zastrzeżenia partycypacjonistów. Tak więc pytanie sformułowane w poprzednim akapicie
nadal pozostaje w mocy. W tym miejscu
ponownie dochodzimy do kwestii związanej
z systemami wyborczymi. Przyjmując założenie, że bezpośrednia partycypacja w ramach „makrodemokracji” jest jak na razie
nieosiągalna, a pod pewnymi względami
może być nawet dla partycypacjonistów
niekorzystna, nie odrzucając ex definitione
instytucji wyborów (założenie to w zasadzie
nie dotyczy jedynie najbardziej ortodoksyjnych zwolenników tej koncepcji demokracji), stajemy przed dylematem wyboru
określonego systemu wyborczego minimalizującego te skutki polityczne, stanowiące
konsekwencje realizacji idei przedstawicielstwa, które ich zdaniem wypaczają samą
partycypację. Zastanówmy się przez chwilę,
jakie warunki musiałby spełniać system wyborczy, by w choć minimalnym stopniu (tzn.
na tyle, na ile to jest w ogóle możliwe) był
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 51
2008-11-24 14:18:27
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
52 zbieżny (może bardziej właściwym określeniem byłoby „nie był całkowicie rozbieżny”)
z ideałami partycypacjonistów. Bez wątpienia musiałby gwarantować reprezentacje
poszczególnych wspólnot. Nie powinny
być one zbyt rozległe, by nie powodować
efektu „malejącego udziału” i nie ograniczać jej członkom możliwości dokładnego
rozpoznania oraz decydowania o hierarchii
realizacji interesów i potrzeb danej zbiorowości. W praktyce współczesnych państw
muszą to być wspólnoty o charakterze terytorialnym. Musiałyby zapewniać możliwość
swobodnego zgłaszania kandydatów tym
wspólnotom, by mieć pewność, że kandydat
wybrany w ten sposób, bez względu na swoją
orientację polityczną, będzie czuł się związany z jej mieszkańcami. Każdy z głosujących powinien mieć możność swobodnego
zapoznania się ze wszystkimi dostępnymi
możliwości i samodzielnego zdecydowania
o ich ważności. Z tej przyczyny liczba tych
możliwości nie może być nazbyt rozległa.
Wyborcy, zgodnie z założeniem osobistej
aktywności, mogliby wybranego przez siebie kandydata bezpośrednio „kontrolować”, a w przyszłości ewentualnie rozliczyć
z niezrealizowanych obietnic. Wreszcie system ten powinien być tak skonstruowany,
by w żadnej mierze nie zniechęcać nikogo
do osobistego udziału w procesie wyborczym zarówno w sposób czynny, jak i bierny.
Ten drugi warunek jest o tyle ważniejszy, iż
sprowadzałby do absolutnego minimum instytucjonalne ograniczenia dla osób autentycznie zaangażowanych i zamierzających
reprezentować i działać na rzecz interesów
danej wspólnoty na forum centralnym.
W sposób oczywisty założeń tych nie realizuje system proporcjonalny, preferujący
partie o charakterze ogólnonarodowym, oparty na dużych, często sztucznie tworzonych,
ze względu na liczbę wybieranych kandydatów, okręgach wielomandatowych, gdzie
liczba dostępnych możliwości zdecydowanie przewyższa zdolności percepcyjne prze-
ciętnego obywatela, uniemożliwiając mu
ich racjonalne rozpatrzenie. Co więcej, głosujący nawet jeśli ma możliwość wskazania
swoich osobistych preferencji politycznych
(tzw. system listy otwartej lub półotwartej z możliwością oddania bezpośredniego
głosu na osobę), to chcąc nie chcąc, głosuje na całą listę, a jego głos jest w pierwszej
kolejności głosem oddanym na partię, a dopiero później na konkretnego kandydata.
Przyjęcie koncepcji proporcjonalnej reprezentacji interesów społecznych na forum
publicznym powoduje całkowite wyeliminowanie jakiegokolwiek wpływu na proces
decyzyjny na poziomie okręgu wyborczego.
Jest on bowiem wypadkową różnych wpływów politycznych i w warunkach konieczności rządów koalicyjnych stanowi owoc
wielu kompromisów i przetargów politycznych. Antoni Kamiński dość trafnie określił
ten efekt jako rozdzielenie aktu wyborczego
od działalności legislacyjnej. W warunkach
ordynacji proporcjonalnej dopiero po wyborach można bowiem przystąpić do budowy określonego programu legislacyjnego28.
Wreszcie sam mechanizm transformacji głosów na mandaty jest dość skomplikowany
i z tego powodu, choć zgodny z regułą większości, nie jest już tak intuicyjnie oczywisty,
a liczne związane z tym paradoksy jeszcze
to wrażenie potęgują29.
Tych wszystkich mankamentów pozbawiony jest system większości względnej
oparty na jednomandatowych okręgach
wyborczych. Spośród omawianych tutaj wariantów jest on najbliższy założeniom demokracji partycypacyjnej, opartej na aktywnym
i osobistym uczestnictwie w przeciwieństwie
do systemu proporcjonalnego, który punkt
ciężkości przesuwa z wyborcy na partie polityczne. Tylko w ramach ordynacji większościowej partycypacjonista może liczyć
na zachowanie minimalnych wymagań sformułowanych przez niego pod adresem instytucji demokracji przedstawicielskiej. Nawet jeśli faktyczny udział partii politycznych
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 52
2008-11-24 14:18:27
53
i opinie. Współzawodnictwo przebiega wedle określonych zasad. Jedni wygrywają, inni
przegrywają, ale gra toczy się dalej. (...) demokracja oznacza, że rozmaite siły polityczne współzawodniczą w ramach określonej
struktury instytucjonalnej”33. Konstytutywnym elementem systemu demokratycznego
nie jest więc uczestnictwo obywateli, lecz
współzawodnictwo między elitami34. Sartori nazywa to „zwrotną teorią demokracji”,
gdyż wolne i powszechne wybory powodują, że jeśli chce się nadal władzę sprawować,
to należy liczyć się z opinią swoich wyborców. Dzieje się to jednak niejako przy okazji
i zwrotnie właśnie. Proceduralna definicja
demokracji sprowadza się bowiem tylko
i wyłącznie do metody. Sama demokracja
stanowi zaś „produkt uboczny konkurencyjnej metody rekrutowania przywództwa”35.
Jak widać, jest to zupełnie inna demokracja.
W centrum jej uwagi znajduje się bowiem
nie pojedynczy działacz, ale elity. Rola ludu
w tym modelu sprowadza się do dokonania wyboru między, konkurującymi ze sobą
i prezentującymi różne wizje rzeczywistości
społeczno-politycznej, elitami. Ten wybór
może odbywać się tylko i wyłącznie podczas
aktu głosowania, który rozstrzyga o tym,
jaka w danym momencie idea ma pierwszeństwo. Przy czym ogólność i zamierzona
niedookreśloność wszystkich prezentowanych podczas kampanii wyborczej koncepcji powoduje, że w istocie decyzja wyborcza
jest tak naprawdę decyzją o tym, kto będzie
miał prawo decydować, która (albo które)
z konkurujących elit uzyska prawo do rozstrzygania o tym, co dla danej społeczności
jest w konkretnym momencie historycznym
odpowiednie i za pomocą jakich narzędzi
i środków należy to zrealizować. Często nawet ten niezwykle pośredni wpływ elektoratu nie jest tak oczywisty, jak by się mogło
z pozoru wydawać. Dzieje się tak dlatego,
że faktyczne decyzje polityczne stanowią
nierzadko owoc wielu przetargów i kompromisów politycznych dokonywanych przez
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
jest równie duży jak w przypadku ordynacji
proporcjonalnych, to jednak konstrukcja
tego systemu nie stawia oddolnych inicjatyw na z góry straconych pozycjach. Wręcz
przeciwnie, system większościowy daje małym, ale w miarę zintegrowanym wspólnotom możliwość wprowadzania swoich reprezentantów na forum ogólnonarodowe.
Jest to zresztą zarzut często podnoszony
przez przeciwników tej formuły wyborczej.
Jednak z punktu widzenia demokracji partycypacyjnej należy to postrzegać jako główną
zaletę tego systemu. Wszak to właśnie więzi
lokalne tworzą społeczeństwo obywatelskie.
Wracając do problemu roli partii politycznych, należy podkreślić, że różnica między
strategią partii w obu systemach polega
na tym, że w przypadku ordynacji większościowej, opartej na jednomandatowych okręgach wyborczych, partie są przede wszystkim
osadzone terytorialnie, a to oznacza, że budowa ich poparcia (a więc również i samego programu) zaczyna się, częściowo przynajmniej, od dołu, tj. od szczebla lokalnego
po narodowy, czyli zupełnie odwrotnie niż
w przypadku ordynacji proporcjonalnych30.
To, co dla partycypacjonistów jest jasne
i samo przez się zrozumiałe, nie jest już tak
oczywiste dla przedstawicieli elitarystycznej
koncepcji demokracji, która bywa również
zwana teorią demokracji jako konkurencji.
Jednym z jej najważniejszych przedstawicieli był Joseph A. Schumpeter, który sprowadził zasadę demokratyczną do roli czysto
proceduralnej31. Jego zdaniem demokracja
jest „metodą polityczną, tzn. pewnym typem
rozwiązania instytucjonalnego służącego dochodzeniu do politycznych – legislacyjnych
i administracyjnych – decyzji”. Istotą tej metody jest fakt, że to „jednostki uzyskują moc
decydowania poprzez walkę konkurencyjną
o głosy wyborców”32. W podobnym duchu
demokrację postrzega Adam Przeworski.
Pisze on tak: „demokracja to system, w którym partie polityczne przegrywają wybory.
Partie wyrażają odmienne interesy, wartości
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 53
2008-11-24 14:18:27
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
54 elity polityczne bez udziału, a czasami nawet
wbrew woli swoich elektoratów. Jedyną realną formą nacisku wyborców na tak ukształtowane ośrodki decyzyjne jest widmo kolejnych wyborów i przykry dla elit rządzących
stan świadomości, że mogą swoją władzę
stracić.
To, co dla partycypacjonistów jest nie do
przyjęcia, gdyż sprowadza tak pojmowaną demokrację do roli prawie fasadowej,
dla zwolenników koncepcji elitarystycznej
jest konsekwencją ludzkiej natury. Nie można bowiem abstrakcyjnie zakładać, że wszyscy ludzie będą w ten sam sposób angażować
się w sprawy swojej wspólnoty. Doświadczenia, zarówno osobiste, jak i te udokumentowane historycznie, dowodzą, że liczba osób
aktywnych jest raczej mniejsza niż większa.
Już z tej prostej przyczyny świadome i powszechne uczestnictwo, ideał, do którego
dążą partycypacjoniści, okazuje się nierealny. Nawet jeśli takie powszechne zaangażowanie udałoby się za pomocą jakichś
instrumentów osiągnąć (założenie o jego
powszechnej dobrowolności to zdaniem elitarystów czysta mrzonka), to trzeba jeszcze
mieć na uwadze ograniczone kompetencje
poznawcze uczestników. Nawet najlepsza
wola i zaangażowanie nie są bowiem w stanie zastąpić rzetelnej wiedzy i umiejętności
niezbędnych przy podejmowaniu decyzji
dotyczących losów całej zbiorowości. Nikt
przy zdrowych zmysłach nie oddałby przecież kluczowych, z punktu widzenia danej
wspólnoty, decyzji w ręce ignorantów. Rządzenie wymaga niestety pewnej wiedzy, której wszyscy nie są w stanie sobie przyswoić
w jednakowym stopniu, nawet gdyby chcieli.
A przecież wielu jest takich, których wcale
nie obchodzi interes całej wspólnoty lub,
co gorsza, mają na uwadze wyłącznie własny
interes i do jego realizacji zmierzają, nawet
jeśli działa to wbrew dobru ogółu. Odpowiedzią partycypacjonisty na te zarzuty mogłoby być twierdzenie, że trwałe zaangażowanie
w sprawy wspólnoty w konsekwencji pro-
wadzi do podniesienia poziomu politycznej
edukacji zaangażowanych. Schumpeter zbija
ten argument, dowodząc, że typowy obywatel spada na niższy poziom mentalny, gdy
tylko wkracza w dziedzinę polityki. Zaczyna
bowiem myśleć w sposób asocjatywny i afektywny. Przyczyną tego stanu rzeczy jest to,
że ludzie dobrze pojmują sprawy, które są im
najbliższe i którymi muszą się zajmować na
co dzień. Jest to zupełnie naturalne. Genialny fizyk z reguły nie zna się już tak dobrze
np. na muzyce. Problem polega na tym,
że specjalista z jednej dziedziny potrafi przyznać się do swojej ignorancji w innej, natomiast przeciętny obywatel, kiedy proszony
jest o rozstrzyganie spraw politycznych, zupełnie zapomina o swojej niekompetencji.
Zdaniem Schumpetera dziedzina polityki
nie jest po prostu sferą prawdziwych zainteresowań przeciętnego obywatela36. Ma on
bowiem o wiele więcej „poważniejszych”
i osobiście go dotyczących spraw na głowie
niż zajmowanie się jakimiś „abstrakcyjnymi”
zagadnieniami, których związków ze swoim
„zwykłym” życiem wcale nie dostrzega.
Najdalej idącym argumentem, jaki elitaryści mogą wytoczyć przeciwko partycypacjonistom, jest jednak twierdzenie,
że nawet jeśli przyjąć, iż takie powszechne,
osobiste, dobrowolne i świadome zaangażowanie jest możliwe, to z punktu widzenia
systemu demokratycznego wcale nie musi
być pożądane. Seymour M. Lipset wykazał
na przykładzie współczesnych mu związków
zawodowych, że większość z nich bardziej
przypomina scentralizowane państwa jednopartyjne niż demokratyczną organizację
z wewnętrzną opozycją i usankcjonowanym
systemem rotacji rządzących. Jak wszystkie
inne instytucje, związki zawodowe zmuszone są do rozwijania struktur biurokratycznych. Jest to tendencja naturalna i opiera
się na weberowskiej idei sytemu racjonalnej
(tj. przewidywalnej) administracji. Struktury te ulegają rozbudowaniu, w miarę jak
zwiększają się zadania organizacji. Ogólna
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 54
2008-11-24 14:18:27
55
jest ich wewnętrzna autonomia i niezależność od państwa oraz innych instytucji, organizacji czy grup nacisków37.
Jak widać, spór między partycypacjonistami a elitarystami dotyczy fundamentów demokracji. Upraszczając stanowiska
obydwu grup, można stwierdzić, że o ile ci
pierwsi charakteryzują się wiarą w człowieka, jego intencje i zdolności, o tyle ci drudzy
nie do końca pogląd ten podzielają. Elitaryści,
bardziej niż braku powszechnej partycypacji,
obawiają się raczej zagrożeń, które mogłaby
ona wywołać. Już od czasów starożytności
znana jest bowiem maksyma, że większość
rzadko kiedy ma rację i bardzo często myli
się w swoich decyzjach. Nie zawsze potrafi też właściwie rozpoznać swój interes.
Jest zmienna i raczej kieruje się emocjami
niż rozumem. Co jednak najbardziej istotne,
nadmierna kumulacja władzy w rękach ludu,
w tym miejscu elitaryści są zbieżni w swoich poglądach z klasyczną myślą liberałów,
jest po prostu szkodliwa na tej samej zasadzie, jak szkodliwa jest każda nieograniczona
i niekontrolowana władza polityczna. Mamy
tu do czynienia z odwiecznym paradoksem
liberalnej demokracji. Jak pogodzić klasyczną demokratyczną zasadę partycypacji, czyli
maksymalnego prawa obywateli do swobodnego decydowania o wszelkich sprawach
wspólnoty, której są członkami, z ochroną
praw i wolności jednostek oraz konkretnych
mniejszości przed omnipotencją większości.
Dosłowna realizacja zasady rządów większości musiałaby w ostateczności doprowadzić
do tyrani większości. O ile więc demokracja
bezpośrednia pozwala na ciągły udział ludu
w sprawowaniu władzy (umożliwia mu pełną
partycypację we władzy), o tyle demokracja
pośrednia, za którą optują elitaryści, sprowadza się w gruncie rzeczy do systemu kontroli
i ograniczenia władzy38.
Z tej przyczyny dla zwolennika elitarystycznej koncepcji demokracji bardziej odpowiedni wydaje się system proporcjonalny.
Dzięki mechanizmom proporcjonalnej re-
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
tendencja jest taka: im większa instytucja, im
więcej spraw musi załatwić i im więcej członków musi obsłużyć, tym bardziej będzie miała zbiurokratyzowane struktury. Jest to teza
zasadniczo zbieżna z ogólną tendencją opisywaną przez Roberta Michelsa, zwaną „żelaznym prawem oligarchii”. Zdaniem Lipseta
nie należy tego wcale rozpatrywać w kategoriach zagrożenia dla demokracji. Jest nawet
przeciwnie. Zinstytucjonalizowana demokracja w ramach rządów „prywatnych” nie
jest warunkiem koniecznym istnienia demokracji w szerszym społeczeństwie i może
nawet wręcz osłabić proces demokratyczny
w państwie. Organizacja pod bezpośrednią
kontrolą członków może stać się nieodpowiedzialna z punktu widzenia swych potrzeb
lub potrzeb pozostałych grup społeczeństwa.
Członkowie mogą dążyć do realizacji swych
„egoistycznych” celów, nawet jeśli ich osiągnięcie spowodowałoby szkodę społeczeństwu lub samej organizacji. Taki „związkowy
egoizm” sprzyja integracji w ramach swojej
grupy czy organizacji, ale skutecznie izoluje od reszty społeczeństwa. Tak więc, choć
są to działania jak najbardziej demokratyczne, to paradoksalnie mogą one nie sprzyjać
rozwojowi demokracji w społeczeństwie na
poziomie makro. Lipset zresztą zakłada, że
taki system jest również w interesie samych
członków. Ich większość bowiem jest bierna
z własnego wyboru. Nie chcą się oni angażować w spory i bieżącą politykę związku, pod
warunkiem jednakże, że instytucja ta zabezpiecza ich potrzeby i dba o ich przywileje.
Czynna partycypacja wymaga bowiem ciągłego działania w warunkach konfliktowych,
to z kolei pociąga za sobą konieczność zaangażowania znacznych sił, środków, wiedzy
i czasu. Jeśli organizacja dobrze wypełnia
swoje zobowiązania wobec członków, a zobowiązania te są jasno określone i sprecyzowane, to wcale nie ma potrzeby pobudzania
wewnętrznej partycypacji. Jedynym warunkiem koniecznym, by takie „niedemokracje”
w skali mikro sprzyjały makrodemokracji,
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 55
2008-11-24 14:18:27
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
56 prezentacji w istocie rzeczy uniemożliwia on
wypracowanie większości w mocnym sensie
tego słowa. Stabilne demokracje to te, w których rozmaite instytucje polityczne utrudniają przekształcenie chwilowej przewagi tej
czy innej partii w jej trwałą dominację. Jeśli mają prawidłowo odgrywać swoją rolę, to
nie mogą prowadzić do powstania rządów
całkowicie uodpornionych na zmiany w relacjach między głównymi uczestnikami rywalizacji politycznej, unikających konsultacji
i uzgodnień w sferze ważnych interesów publicznych. W toku formowania decyzji politycznych zasadniczych dla funkcjonowania
danej wspólnoty politycznej powinny być reprezentowane wszystkie interesy, przy czym
żaden z nich nie powinien być uznany za ważny na tyle, by mógł uniemożliwić podjęcie
i realizację jakiejkolwiek decyzji. Rząd powinien być na tyle silny, by mógł sprawować
władzę, i jednocześnie tak słaby, by nie mógł
sobie pozwolić na lekceważenie interesów
innych grup39. Praktyka państw stosujących
ordynacje proporcjonalne dowodzi, że powołanie jednopartyjnego gabinetu większościowego jest bardzo trudne do realizacji.
Dominują rządy koalicyjne. Przenosi to polityczny proces decyzyjny całkowicie na poziom elit, sprowadzając rolę obywateli tylko
i wyłącznie do okresowej partycypacji wyborczej. To z kolei oznacza, że ugrupowania,
które jeszcze w trakcie kampanii wyborczej
zażarcie ze sobą walczyły, ostatecznie zmuszone były pójść na kompromis co do kierunku i treści realizowanej przez nich polityki w ramach wspólnego rządu. W ten sposób
żadna partia nie ma nigdy pełnej możliwości
wprowadzenia w życie swojej wizji politycznej i musi liczyć się z interesami mniejszości.
Choć dla zwolenników ordynacji większościowej jest to bardzo poważny mankament,
to jednak dla elitarystów może to być duża
zaleta. Nie ma bowiem możliwości, by jedna
opcja polityczna zdołała narzucić swoje rozwiązania pozostałym grupom. Konieczność
szukania porozumienia z konkurentami po-
litycznymi w celu zbudowania większości
zmusza elity polityczne do stosowania szerokiego konsensusu i współpracy politycznej. To z kolei zmniejsza polaryzację systemu partyjnego i obniża temperaturę sporów
politycznych. Niweluje sytuację, w której polityka staje się grą o sumie zerowej, tzn. wygrana jednej opcji powoduje całkowitą przegraną przeciwników, co w skrajnych przypadkach, przy bardzo wysokiej polaryzacji,
może prowadzić przegranych do odmowy
uznania prawomocności decyzji podejmowanych przez nową władzę40.
Zakończenie
Jak widać, spór o ordynację nie jest wyłącznie
sporem o to, czy rząd powinien mieć stabilną
większość, czy raczej ważniejsza jest proporcjonalna reprezentacja interesów społecznych
na forum publicznym. Nie jest to również
(nie przede wszystkim) konflikt podejścia
efektywnościowego (kładącego nacisk na jakość i skuteczność polityki) z dystrybutywnym (akcentującym podział władzy i wartości między poszczególnymi grupami)41.
Długofalowe skutki dla konkretnego systemu politycznego wynikające z zastosowania
określonego systemu wyborczego wykraczają
bowiem o wiele dalej i mają znacznie poważniejsze reperkusje, niż to się na ogół zwykło przyjmować. Za fasadą poszczególnych
ordynacji odnaleźć można konflikt o wiele
starszy i bardziej poważny. Tak naprawdę
mamy tu do czynienia nie z kontrowersją
na tle większej czy mniejszej proporcjonalności, ale o zakres demokratycznej władzy
i rolę ludu w jej sprawowaniu. Jest to więc
spór o istotę demokracji, o jej esencję i fundamenty. O to, co dla współczesnego demokratycznego państwa jest ważniejsze: możliwie
pełna, nieskrępowana partycypacja szerokich
rzesz ludności we władzy – ideał klasyków,
takich jak Rousseau, czy ograniczone rządy
elity sprawowane z przyzwolenia ludu. Jeśli
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 56
2008-11-24 14:18:27
57
1
dla funkcjonowania całego systemu w przypadku błędu. Decyzja o przyjęciu określonej
ordynacji to w istocie wybór pewnego modelu
demokracji. Jeśli demokracja ma skutecznie
funkcjonować i stanowić pewną trwałą wartość polityczną, to jej fundamentów nie można zmieniać co kadencję.
Zob. „Rzeczpospolita”, 15.03.2002, nr 63.
Szerzej zob. Druk sejmowy nr 2545 z 13 lutego 2004 r.
3 Zob. m.in.: A. Żukowski, Dylemat wyboru systemu wyborczego. Formuła większościowa czy proporcjonalna?, [w:] Rola wyborów w procesie kształtowania się społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, (red.)
S. Drobczyński, M. Żyromski, Poznań 2004, s. 297–319; B. Michalak, Większościowy czy proporcjonalny?
Spór o kształt systemu wyborczego, „Dialogi Polityczne”, 2004, nr 3–4, s. 107–123.
4 A. Żukowski, op. cit., s. 303–304.
5 Zob. np. M. Masternak-Kubiak, System wyborczy, [w:] Słownik wiedzy o Sejmie, (red.) A. Preisner,
Warszawa 2001, s. 202.
6 A. Lijphart, Electoral systems, [w:] The Encyclopaedia of Democracy, vol. I, (red.) S.M. Lipset, Londyn 1995, s. 412.
7 J. Haman, Demokracja. Decyzje. Wybory, Warszawa 2003, s. 124.
8 J. Buczkowski, Podstawowe zasady prawa wyborczego III Rzeczpospolitej, Lublin 1998, s. 327.
9 K.A. Shepsle, M.S. Bonchek, Metody głosowania i systemy wyborcze, [w:] Elementy teorii wyboru społecznego, (wprowadzenie i wybór tekstów) G. Lissowski, Warszawa 2001, s. 220.
10 A.Z. Kamiński, Dwa systemy – dwie ordynacje. Polityczne i społeczne implikacje wyboru ordynacji wyborczej, „Studia Polityczne”, 2002, nr 13, s. 171.
11 G. Sartori, Teoria demokracji, Warszawa 1998, s. 38.
12 Zob. P. Śpiewak, Lud i demokracja, [w:] http://archiwum.wiz.pl/1997/97024600.asp, 18.03.2006.
13 Ibidem.
14 M. Marczewska-Rytko, Demokracja bezpośrednia w teorii i praktyce politycznej, Lublin 2001, s. 24.
15 G. Sartori, op. cit., s. 344–346.
16 A.Z. Kamiński, op. cit., s. 159.
17 A. Przeworski, Demokracja i rynek, [w:] Władza i społeczeństwo 2. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, (wybór i opracowanie) J. Szczupaczyński, Warszawa 1998, s. 119.
18 A. Żukowski, op. cit., s. 307.
19 G. Smith, Życie polityczne w Europie Zachodniej, Londyn 1992, s. 107.
20 G. Sartori, op. cit., s. 175.
21 M. Cześniak, Uczestnictwo wyborcze: teoretyczne przesłanki, modelowe wyjaśnienia, analizy empiryczne, „Studia Socjologiczne”, 2003, nr 2, s. 45.
22 R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Kraków 1995, s. 316. Tę myśl Dahla przywołuje również w swoim
tekście Cześnik. Zob. M. Cześnik, op. cit., s. 45.
23 M. Marczewska-Rytko, op. cit., s. 35.
24 R. Dahl, op. cit., s. 316; G. Satori, op. cit., s. 148.
25 Można by tu przywołać analogię do spółki akcyjnej, w ramach której mamy do czynienia z dość zróżnicowanym akcjonariatem. Oprócz udziałowców dysponujących realną władzą w organach spółki mamy też
do czynienia z rzeszą drobnych akcjonariuszy, których indywidualne udziały są tak małe, a rozdrobnienie
tak duże, że nie są oni nawet w stanie zaprezentować swoich interesów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Ich udział jest więc pozbawiony faktycznie jakiegokolwiek znaczenia.
26 G. Sartori, op. cit., s. 147–149.
2
INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
ordynacja wyborcza ma być instrumentem
demokracji, a nie stanowić narzędzia zwiększania lub zmniejszania wpływów politycznych przez określone ugrupowania, decyzja
o jej wyborze nie może być działaniem nieprzemyślanym lub, co gorsza, być skutkiem
aktualnej koniunktury politycznej. Zbyt duża
jest jego waga i zbyt poważne są zagrożenia
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 57
2008-11-24 14:18:27
58 INSTYTUCJE I DZIAŁANIA POLITYCZNE
27
Ibidem, s. 151.
A.Z. Kamiński, op. cit., s. 174.
29 Nie jest odosobnionym przypadkiem sytuacja, w której dany kandydat zdobywa najwięcej (lub bardzo dużo) głosów w danym okręgu wyborczym, ale mimo to nie wchodzi do parlamentu, bo jego partia
nie zdobyła niezbędnej do udziału w podziale mandatów liczby głosów. Podobnie, na szczeblu ogólnokrajowym może zdarzyć się tak (i z takim przypadkiem mieliśmy do czynienia np. w Austrii w 2002 r.), że partia,
która wybory nominalnie wygrała, zmuszona była przejść do opozycji.
30 Ibidem, s. 170.
31 M. Cześnik, op. cit., s. 46.
32 J.A. Schumpeter, Kapitalizm. Socjalizm. Demokracja, Warszawa 1995, s. 302.
33 A. Przeworski, op. cit., s. 119.
34 M. Cześnik, op. cit., s. 46.
35 G. Sartori, op. cit., s. 194.
36 Ibidem, s. 140.
37 Zob. S.M. Lipset, Homo politicus. Społeczne podstawy polityki, Warszawa 1998, s. 380–427.
38 G. Sartori, op. cit., s. 344.
39 A. Przeworski, op. cit., s. 137–138.
40 Jako przykład można wskazać Chile w latach 1970–1973.
41 Taki pogląd wyraził Kamiński. Zob. A.Z. Kamiński, op. cit., s. 162–164.
28
Conflict about shape of electoral system
or model of democracy.
Relations between democracy and electoral law
Summary
The purpose of this article is to show different points of view on electoral systems. Political conflict about
shape of electoral formula is not only considered among the followers of stable government (majoritarian
formulas) and full representation (PR formulas). The choice of electoral system is one of the most important institutional decisions for any democracy. Long-lasting effects for the whole political system, which
is caused by the rules of electoral law, are often wider than we can expect. In author’s opinion this conflict
concerns the root of democracy. It is the conflict about what is more important for a modern democracy
state: is it full participation (choosing plurality formulas) of all citizens or restraint rule of elite (choosing PR
formulas)? This paper analyses consequences of this choice for the theory and practice of democracy.
Wrocławskie Studia Politologiczne 9, 2008
© for this edition by CNS
01 WrocStudia Polit 9.indd 58
2008-11-24 14:18:27