Zaufanie jest filarem - Good Message
Transkrypt
Zaufanie jest filarem - Good Message
W ize r unek MIESIęCZNIK UBEZPIECZENIOWY Zaufanie jest filarem Zaniedbanie reputacji surowo mści się na biznesie. Rynek ubezpieczeniowy wpadł w zadyszkę, a mizerne zaufanie konsumentów jest jedną z głównych barier w przywróceniu mu dynamicznego rozwoju. – Mikołaj Skorupski S Słaby wizerunek i brak działań naprawczych na tym polu ma swoje konsekwencje finansowe. Dotyczy to każdego sektora, także ubezpieczeniowego. Klienci raczej nigdy nie mieli szczególnie dobrego zdania o ubezpieczeniach, ale takiego nasilenia negatywnych opinii, jak obecnie, jeszcze nie było. Nie zanosi się też na to, aby sytuacja miała się w najbliższych latach poprawić. Ubezpieczyciele stawiają na sprzedaż, bez szczególnego sentymentu dla wizerunku swoich marek. Tymczasem rynek pod naporem surowych ocen nadzoru finansowego oraz krytyki zawiedzionych konsumentów zaczął się kurczyć. W sytuacji, gdy jedną z przyczyn spadającej sprzedaży jest recesja, dotykająca wielu branż, powrót na drogę wzrostu zależy w dużej mierze od społecznego zaufania. Tym, którzy cieszą się dobrą reputacją, będzie łatwiej przywrócić prawidłowy rozwój. Tym zaś, którzy są w ogniu krytyki, grozi dalszy spadek sprzedaży. To, że oba zjawiska dotknęły sektora ubezpieczeń pokazują dane z ostatnich 10 lat. Według raportów KNF, do 2005 r. wzrost rynku kształtował się na poziomie od 10 do 15%. W roku 2006 osiągnął poziom 23,7%, a dwa lata później – aż 36,6%. Jednak to był ostatni tego rodzaju wynik. Rok później po raz pierwszy rynek skurczył się o 12,5%. Przez następne trzy lata rósł od 4 do 10%. Taki poziom dynamiki został osiągnięty w 2012 r. Danych za 2013 r. jeszcze nie ma, ale po trzech kwartałach rynek znowu zmalał o blisko 10%. Eksperci tłumaczą, że to przede wszystkim efekt załamania w segmencie polisolokat. Jednak nie wzięło się ono znikąd. Spotkały się one, podobnie jak produkty bancassurance, z falą krytyki ze strony zarówno klientów, jak i administracji. Nadzór finansowy w ostatnim czasie regularnie bierze pod lupę kolejne linie produktowe firm ubezpieczeniowych. UOKiK nakłada coraz większe kary, a Rzecznik Ubezpieczonych notuje coraz więcej skarg. Klienci szukają pomocy Mikołaj Skorupski jest właścicielem Good Message, agencji public relations, przez wiele lat kierował komunikacją firm i instytucji ubezpieczeniowych i finansowych. w internecie i mediach, a sądy w orzeczeniach są coraz bardziej surowe dla ubezpieczycieli. Wszystko to skrupulatnie opisują środki masowego przekazu, napędzając negatywną percepcję rynku ubezpieczeń. Wizerunek a biznes Wpływ wizerunku na wyniki finansowe firm, choć trudny do szczegółowego oszacowania, jest jednak zjawiskiem niezaprzeczalnym. Przeprowadzone kilka lat temu przez TNS Polska badania na zlecenie Instytutu Badawczego Rand stad, pokazały że 94% przedsiębiorców widzi związek między pozytywnym wizerunkiem a osiąganymi wynikami finansowymi (TNS; http://www.newsline. pl/praktykapublicrelations/artykuly/ art198,spojnosc-wizerunku-firmy.html). Jednak mimo to, duża część z nich, jeśli podejmuje działania, są to jedynie akcje jednorazowe, a nie zaplanowane strategie wizerunkowe. To także problem naszego rynku ubezpieczeń. Podobne badania przeprowadzono w Niemczech wśród spółek giełdowych (http://brandvalue.pl/budowania-wizerunku-spolek-w-grupach-kapitalowychcorporate-identity-holdingow/). Wykazały one, że wpływ, jaki ma wizerunek firm na wyniki finansowe, jest znaczący. W przedsiębiorstwach, w których wizerunek był profesjonalnie ukształtowany, w stosunku do firm bez dobrego wizerunku, przychody wzrosły (nawet do 40%), firmy powiększyły udziały rynkowe (z 34% do 71%) oraz podniosły zyski (średnio o 22%). 24 Zanik potrzeb Negatywne opinie klientów o ubezpieczeniach i ubezpieczycielach wpływają na skłonność do ubezpieczania się. A raczej na brak tej skłonności. Według badań CBOS-u, potrzeba zakupu ubezpieczenia jest najsilniejsza w odniesieniu do wypadków samochodowych oraz pożarów (CBOS; http://cbos.pl/ SPISKOM.POL/2013/K_087_13.PDF). W przypadku tych pierwszych 50% badanych odczuwa silną potrzebę ubezpieczania się, a kolejne 26% – odczuwa ją od czasu do czasu. W przypadku zabezpieczenia przed skutkami pożarów 28% ankietowanych odczuwa silną potrzebę ubezpieczenia się, a dalsze 33% odczuwa ją od czasu do czasu. Jeśli zaś chodzi o inne rodzaje ryzyka, skłonność do ubezpieczania się praktycznie nie istnieje. Szczególnie dotkliwie uderza to w ubezpieczenia na życie, z których Polacy rezygnują, uznając je za niepotrzebne. Nie bez znaczenia są też wpadki ubezpieczycieli na tym polu, szeroko opisywane w mediach. Agresja prawna Do opisanych wyżej problemów, doszedł w ostatnich latach jeszcze jeden: agresja prawna, czyli inaczej mówiąc, straszenie niezadowolonych klientów paragrafami. Nie jest to zresztą problem, w którym ubezpieczyciele byliby jakimś szczególnym wyjątkiem. Dotyczy on sporej części firm świadczących usługi długoterminowe, oparte na opłatach pobieranych systematycznie od klientów. Popularny blog Macieja Samcika, dziennikarza Gazety Wyborczej, przywołuje liczne przykłady. W jednym z nich opisywana jest sprawa klientki, która utraciła zdolność dźwigania składki w wysokości 3 tys. zł miesięcznie. Firma ubezpieczeniowa rozwiązała umowę i zgodnie z jej zapisami – a także, zdaniem firmy, zgodnie z prawem – potrąciła opłatę likwidacyjną w wysokości całości wpłaconych składek. Klientka zatrudniła prawnika i w sądzie wygrała sprawę. W ize r unek m a r zec 2 0 1 4 Inny klient, prowadząc samochód, zderzył się z sarną, a firma ubezpieczeniowa odmówiła wypłaty pełnego odszkodowania z uwagi na ocenę rzeczoznawcy, która zgodnie z procedurami wpływa na decyzję ubezpieczyciela. Tyle że, jak się okazało, ten nawet nie oglądał samochodu. Gdyby klient nie zawalczył o swoje i nie nagłośnił sprawy, zostałyby z groszowym odszkodowaniem. Ale zawalczył. Efekt? Ubezpieczyciel przyznał się do błędu. Ponownie przeanalizowaliśmy sprawę, z którą się Pan do nas zwrócił. Przyznajemy, że w procedurze doszło do uchybień po stronie (tu pada nazwa ubezpieczyciela). ubezpieczycieli i oddają do sądów sprawy, w których czują, że ich interes zamiast na pierwszym, był na ostatnim miejscu. W ten sposób usiłują powiedzieć „sprawdzam” i, co ciekawe, coraz częściej okazuje się, że mieli rację. Odmawianie klientom pieniędzy, powołując się na paragrafy, zapisy i kruczki, które mają udowodnić nieomylność ubezpieczyciela, to właśnie agresja prawna. Pojęcie to, choć zupełnie nieformalne, dość dobrze oddaje rzeczywistość. Szerzej opisują je autorzy wydawnictwa „Społeczna odpowiedzialność instytucji finansowych” przygotowanego przez Instytut Badań nad Demokracją i Przedsiębiorstwem Prywatnym. W części poświęconej determinantom społecznej odpowiedzialności sektora finansów definiuje je Przemysław Kulawczuk, profesor ekonomii Uniwersytetu Gdańskiego: Tymczasem oprócz olbrzymiej wartości, jaką jest przeciwdziałanie powstawaniu szkód, prewencja dostarcza niespotykaną w innych sektorach możliwość budowania reputacji wiarygodnego partnera społecznego. W przypadku występowania określonego typu roszczeń odszkodowawczych klientów, instytucje ubezpieczeniowe zawsze odmawiały wypłaty odszkodowania w należnej wysokości, sugerując znacznie niższą wysokość i proponowały klientowi oddanie sprawy do sądu, jeżeli jest on niezadowolony. W sądzie ponad 95% spraw było z kolei przegrywanych przez zakłady ubezpieczeniowe. Pozostaje jednak pytanie, jaka część klientów dała się zastraszyć i przyjęła propozycję znacząco niższych świadczeń, niż należne? Autor zwraca uwagę nie tylko na niekorzystny wpływ tego zjawiska na portfele, a co za tym idzie – nastawienie klientów, ale także na jego demoralizujący wpływ dla samych ubezpieczycieli. Owa demoralizacja polega przede wszystkim na braku wyciągania jakichkolwiek wniosków z przegranych przez firmy spraw sądowych, albowiem odsetek klientów decydujących się oddać sprawę do sądu jest wciąż bardzo mały. Co za tym idzie, jeśli nie wzrośnie, patologia ta będzie kontynuowana. Jednak klienci powoli przestają ulegać tej presji. Zaczynają coraz śmielej poddawać w wątpliwość słuszność argumentów Gdzie edukacja i prewencja? Tymczasem ubezpieczyciele do zatrzymania klientów, zamiast sięgać po coraz mniej skuteczne środki prawne, mają w ustawie ubezpieczeniowej potężne narzędzie do budowania społecznego zaufania. Mowa tu o prewencji ubezpieczeniowej, z której prawie nikt nie korzysta. Podobną rolę pełnić może także edukacja ubezpieczeniowa. Ona też pozostaje z małymi wyjątkami zupełnie niewykorzystana. Głowa w piasek Zanik działań na tych polach to nie jedyny problem. Bardzo oszczędna jest także komunikacja zewnętrzna. Dobrym przykładem jest tu brak właściwego reagowania na publiczną krytykę. Niebezpiecznie utrwala się metoda postępowania: „walą w nas, to głowa w piasek”. Gdy Dziennik Ubezpieczeniowy napisał, że ubezpieczyciele nie będą walczyć o poprawę swojego wizerunku, bo szkoda im czasu i pieniędzy, żadna z firm nawet nie zareagowała. Tymczasem brak choćby drobnego komentarza do tego rodzaju opinii w społecznym odbiorze, przyjmowane jest jako dowód potwierdzający tezę. Nie ma nic lepiej cementującego negatywną opinię, niż brak odzewu. W ten sposób firmy stają się chłopcami do bicia. Brak spójnej, a przede wszystkim skutecznej strategii radzenia sobie w takich sytuacjach, ma swoje źródła. Głównie w sposobie organizacji spółek. Kompetencje wizerunkowe usytuowane są w nich bowiem bardzo nisko. Miejsce PR w strukturach firm Zepchnięcie ludzi odpowiedzialnych za wizerunek do ról co najwyżej drugoplanowych, powoduje, że ich wpływ na strategiczne decyzje jest znikomy. Dlatego owe decyzje strategiczne nie 29 uwzględniają skutków dla reputacji ubezpieczycieli. Powoduje to, że decyzje ukierunkowane na zatrzymanie pieniędzy, wbrew interesowi klienta, skutkują utratą reputacji. Ciekawą receptę na tego rodzaju problem znalazła amerykańska agencja public relations Hill+Knowlton (http://www. proto.pl/wywiady/info?itemId=112451). Duże korporacje w podejmowaniu decyzji zarządczych zwyczajowo uwzględniają stanowisko czterech stron: bankierów inwestycyjnych, prawników, konsultantów zarządzania i księgowych. Nie ma tu natomiast miejsca na reputację. Zdaniem agencji zaś, powinno się ono niezwłocznie znaleźć. Ideę te jej szefowie nazwali filozofią „piątego krzesła”. Gdy przy stole decyzyjnym uwzględniony zostanie dobrze zinterpretowany głos opinii publicznej, relacje otoczenia konsumenckiego z nią będą układać się co najmniej poprawnie. Tak też autorzy tej koncepcji doradzają swoim klientom. Sektor ubezpieczeń pewnie będzie do podjęcia takich kroków dojrzewać. Ale można na polskim rynku, także finansowym, znaleźć podmioty, w których zarządach zasiadają eksperci od budowania reputacji. Jeśli zaś chodzi o rynek ubezpieczeniowy, im szybciej jego uczestnicy zaczną sobie uświadamiać znaczenie reputacji, tym lepiej. Kiedy bowiem w 2011 r. autorzy Diagnozy Społecznej, największego ogólnopolskiego projektu badawczego, zapytali Polaków, jak postrzegają ubezpieczenia, opinie były druzgocące. Ankietowani deklarowali, że dostawców polis darzą mniejszym zaufaniem niż banki, ZUS i rząd. Sektor bankowy, do którego rynek ubezpieczeń bywa przyrównywany, cieszył się zaufaniem 20,4% badanych. ZUS ufało 22,6% ankietowanych, a rządowi – 16%. Ubezpieczyciele znaleźli uznanie tylko u 14% badanych respondentów. Dbałość o wizerunek, renomę i dobre imię nie należą do priorytetów firm ubezpieczeniowych w Polsce. Reputacja nie stanowi silnego punktu w strategiach rozwoju asekuratorów na naszym rynku. To dość zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że jednym z filarów, na których opiera się filozofia ubezpieczeń, jest zaufanie. W dodatku rynek przechodzi dziś trudne chwile. q