Wrażenia z wycieczki do Soweto w RPA

Transkrypt

Wrażenia z wycieczki do Soweto w RPA
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl
Wrażenia z wycieczki do Soweto w RPA
Soweto było dla mnie zawsze symbolem walki z apartheidem, dlatego pirerwszego dniapo przybyciu do
Johannesburga zwiedziłem to słynne miejsce.
Wylądowaliśmy na międzynarodowym lotnisku OR Tambo w Johannesburgu. Miasto zaskoczyło nas od razu swoją
potęgą. Nasza wycieczka do RPA zaczęła zapowiadać się znakomicie. Wydostanie się z lotniska, oczywiście po
małych kosztach, stanowiło pewnego rodzaju walkę z miejscowymi naganiaczami. Taksówki w RPA nie mają
taksometrów, dlatego trudno jest znaleźć tam w miarę tani i solidny transport. Na szczęście od 2010 roku kursuje z
lotniska szybka kolej nazwana Gautrain. Przy planowaniu pobytu w Johannesburgu, warto jest zatrzymać się w
hotelu w pobliżu stacji Gautrain.
My nie mieliśmy takiego wyboru, dlatego musieliśmy dojechać taksówką do hotelu Sycamore, oddalonego od
lotniska tylko 22 km. Kierowca jechał okrężną drogą, jechaliśmy ponad godzinę i zapłaciliśmy prawie 220 zł. Na
szczęście, dzięki tej długiej jeździe mieliśmy czas na pierwsze zwiedzanie Johannesburga. Miasto ogromne
powierzchniowo z raczej niską zabudową. Nie istnieje tutaj transport publiczny, dlatego wielkim problemem są
dojazdy. Johannesburg to miasto nowoczesne, czyste i zadbane. Jego architektura, oprócz najstarszych dzielnic z
czasów gorączki złota, przypomina współczesne budownictwo amerykańskie. Drogi są w stanie idealnym.
Doskonale rozwinięta sieć autostrad. Na ulicach widuje się dużo samochodów i niewielu pieszych. Trudno uwierzyć,
lecz woda w wodociągu miejskim jest czysta i nadaje się do picia. Po szybkim prysznicu w hotelu, pojechaliśmy na
zwiedzanie Soweto - czteromilionowej dzielnicy murzyńskiej, znajdującej się w obrębie Johannesburga.
Pierwszy raz usłyszałem o tym miejscu w piosence "Get Down Soweto" w wykonaniu Eddy Granta na początku lat
80. Nigdy nie myślałem że kiedyś uda mi się odwiedzić to miejsce.
Po drodze przejechaliśmy przez centrum Johannesburga. z niepokojem obserwowaliśmy jak żyje się na co dzień w
Johannesburgu. Przejechaliśmy kilka przecznic, przed nami pojawiło się owiane złą sławą centrum miasta. Jeszcze
kilka lat temu była to nowoczesna i luksusowa dzielnica, miejsce pełne biznesu i kultury, obecnie zamieszkuje ją
uboga czarna ludność.
Na ulicy kwitnie handel, zaraz drapaczami chmur można kupić jedzenie gotowane na chodniku, owoce a nawet
marihuanę. Pomimo że palenie trawy jest nielegalne, policja tego nie ściga, no bo po co? Nawet jeśli złapią
bezdomnego palącego marihuanę, wtedy muszą go aresztować, nakarmić i przygotować miejsce w przepełnionym
więzieniu. Aresztowany bezdomny woli przecież być w więzieniu niż na ulicy. Soweto znane jest na całym świecie
jako symbol walki z reżimem apartheidu w RPA, który ostatecznie zakończył się w 1990. Jest to miejsce o bogatej
przeszłości pomimo że powstało w roku 1954. Nie robi jednak tak dużego wrażenia jak spodziewaliśmy się.
Zwiedzający dowiadują się o krwawym stłumieniu buntu w czasach apartheidu podczas którego został zastrzelony
przez policję Hector Pieterson. W miejscu gdzie został zastrzelony przez policję ten12-letni chłopiec powstało
muzeum nazwane jego imieniem. Można zwiedzić w Soweto domy dwóch słynnych działaczy politycznych i
laureatów Pokojowej Nagrody Nobla - Nelsona Mandeli i Desmonda Tutu. Muzeum Apartheidu było dla nas stratą
czasu, przeszliśmy przez nie, nic nie zrozumieliśmy i nie wyciągnęliśmy z niego żadnych głębszych wniosków. Moim
wielkim zaskoczeniem było odkrycie że Murzyni w RPA nie są biedni jak podają to zachodnie media. Soweto to nie
nie shanty town ale szybko rozwijająca się aglomeracja miejska. Wszyscy mieszkańcy są w większości czarni, ale
spotyka się też białych. W bardziej zamożnych dzielnicach mieszkają milionerzy co poznajemy po pięknych domach
i samochodach Mercedes. Tak jak w każdym mieście na świecie, są w Soweto miejsca, gdzie mieszkają klasy
średnie i biedne. W Soweto przestępczość jest bardzo niska, w porównaniu z innymi miejscami w Johannesburgu.
Jest tak z wielu powodów. Mieszkańcy są wyczuleni na punkcie przestępczości i często sami biorą prawo w swoje
ręce albo zajmują się tym wodzowie plemienni.
Przy wjeździe do Soweto zwiedziliśmy jeden z największych w Afryce, katolicki kościół Regina Mundi. Jest tam 2
tysiące miejsc siedzących, ale często zdarza się, że gromadzi się tam aż sześciotysięczny tłum. Kamień węgielny
pod budowę tego miejsca poświęcił w 1962 roku kardynał Giovanni Battista Montini, który w niecały rok później
został mianowany papieżem Pawłem VI. Przez wiele lat kościół ten był miejscem spotkań murzyńskich
opozycjonistów. Miało tutaj początek wiele manifestacji, choć ich uczestnicy często chronili się w murach świątyni
przed policją, nie zawsze obroniło to ich przed kulami. W 1976 r. proboszczem tej parafii był ksiądz Buti Tlhagale,
obecny arcybiskup i ordynariusz Johannesburga. Aby podreperować reputację naszego kraju po zabójstwie jednego
z przywódców Partii Komunistycznej przez polskiego emigranta, w porozumieniu z polską ambasadą postanowiono,
że będzie nim podarowanie witraża przedstawiającego scenę Zwiastowania dla kościoła Regina Mundi. Ufundowany
przez prezydentową Jolantę Kwaśniewską, został przekazany podczas jej wizyty w RPA. Później Polacy postanowili
kontynuować swoją pomoc. Przewodniczący Fundacji Dziedzictwa Polskiego w RPA Andrzej Romanowicz wystąpił z
inicjatywą zabudowania trzech pozostałych okien w nawie głównej witrażami o tematyce maryjnej. Dalej
zobaczyliśmy największy szpital na Południowej Półkuli, Baragwanath Hospital, zajmuje powierzchnię 70 ha i jest
tutaj ponad 3000 łóżek. Dziennie zapisywanych jest do szpitala około 2000 pacjentów, z czego połowa to nosiciele
HIV.
Autor: Andrzej Hencner
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl