Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Błyskotliwe zwycięstwo Horubały jako krytyka ukazuje niestety tym jaśniej niespełnienia i klęski polskiej kultury. Przypomnijmy patrona pierwszej książki krytycznej Horubały Marzenie o chuliganie − był nim Andrzej Bobkowski, wielki „chuligan wolności”, pisarz i człowiek niezależny, prowokujący, nade wszystko kochający wolność. Autentyczny. Zawsze osobny, zawsze myślący po swojemu. Teraz, kilkanaście lat później, w tekstach pomieszczonych w Żeby Polska była sexy, następcy Bobkowskiego nie widać. Możemy go widzieć w samym Horubale, ale to też będzie przyznanie się do klęski: jakby ten, który marzył o chuliganie, sam musiał wejść w jego rolę, bo nie było innych kandydatów. Adam Leszkiewicz To m a s z B u re k Niewybaczalne sentymenty Iskry Wa r s z a w a 2 0 1 1 stron 340 o p ra w a t w a r d a z o b w o l u t ą cena: 39, 90 zł Pierwszą od wielu lat książkę krytycznoliteracką Tomasza Burka otwiera motto z Platona Erica Voegelina: „Substancję społeczeństwa politycznego, o ile jego historia jest czytelna, stanowi rozwój i upadek porządku duszy” (s. 5). I rzeczywiście, Burek bada polską „substancję społeczeństwa politycznego”, śledzi „rozwój i upadek porządku duszy” – mamy tu bowiem dużo historii, dużo polityki, mamy duchowy i ideowy portret czasów od powstania styczniowego do dziś, takie bowiem ramy chronologiczne zakreślają teksty książki, wykraczając właściwie z dziedziny krytyki literackiej w stronę historii literatury. Właśnie literatury, bowiem zgodnie z wybranym przez Burka mottem, żeby mówić o „porządku duszy”, historia musi być czytelna. Historię polskiego społeczeństwa Burek stara się wyczytać w literaturze. W tym, jak literatura Polakom towarzyszyła, jak ich wyrażała, jak portretowała, jak kształtowała. Więc raz jeszcze: wiek XX to oczywiście wiek historii i polityki, ale to literatura okazuje się tym, co pozwala odnaleźć ciągłość, odczytać narodowe, polskie losy, odkryć ich sens lub im go nadać. „Tam nasz początek” – to tytuł pierwszej części książki, która rozpoczyna się esejem o ideowej łączności między powstańcami styczniowymi a rewolucjonistami z 1905 roku. Tak zarysowane tło historyczne prowadzi do zapropo- 280 Pressje 2012, teka 28 nowania kanonu literatury postyczniowej. I to jest właśnie główny, jak się zdaje, wątek tej sylwy historyczno-krytycznoliterackiej, jaką jest książka Burka: próba sformułowania kanonu, który pozwoliłby lepiej odczytać polskie losy. Burek nie traci sił i miejsca na krytykowanie rzeczy nieudanych, nie znajdzie- I to jest właśnie główny wątek: próba sformułowania kanonu my tu polemik – uwaga autora, czy to w esejach historycznoliterackich, czy w laudacjach, czy w recenzjach, skupia się na budowaniu. To książka przypomnień, uzupełnień czytelniczej pamięci oraz pustych miejsc na polu krytyki literackiej i historii literatury, jest to także książka czytelniczych olśnień. Jest to wreszcie książka, której autor pozwala czytelnikowi powrócić do rzeczy niedoczytanych lub źle przeczytanych. Przykładem może być świetne przypomnienie Dżumy. Za pomocą przytoczenia z tekstu kilku znamiennych, choć niedostrzegalnych przy nieuważnej lekturze szczegółów pokazuje krytyk, że powieść Camusa nie jest tylko abstrakcyjną przypowieścią, ale zawiera tropy sugerujące interpretację antykomunistyczną. Bardzo frapujące jest przypomnienie przez Burka polskich lewicowych tradycji niepodległościowych: krytyk pisze o rewolucyjnym zrywie PPS-owców, o „jedności sprawy chłopskiej ze sprawą polską”, w pięknym eseju daje obraz drogi twórczej i ideowej Stefana Żeromskiego. Ostatnie zdanie tego eseju brzmi: „12 maja następnego [tj. 1926 − A. L.] roku poniekąd śladem Baryki ruszył na Belweder Piłsudski” (s. 45). Jak to? Piłsudski śladem „bolszewika”? Mamy w Niewybaczalnych sentymentach przypomnienie gorzkich losów dwóch Skamandrytów: Wierzyńskiego i Lechonia, ich przejścia od wyzwalania się z ojczyzny do gorącego i bezsilnego patriotyzmu. Mamy eseje o mistrzach: Miłoszu, Herbercie, Herlingu-Grudzińskim, Różewiczu. Mamy zachwyty nad książkami nowymi: esejami filozoficznymi Dariusza Karłowicza, Wrońcem Dukaja, wierszami Jana Polkowskiego, Wojciecha Kudyby, Anny Piwkowskiej. Przypomina Burek o książkach mniej znanych lub już zapomnianych, jak Sprzysiężenie Stefana Kisielewskiego, pisze o prozie nieobecnej, niedocenianej, przemilczanej: o Władysławie Zambrzyckim, o Januszu Krasińskim. O wielu innych postaciach, o wielu innych książkach. Uczytelnianie historii, budowanie kanonu. Niewybaczalne sentymenty to książka, której teksty mają systematyzować, ustalać miary, a przecież jest książką pękniętą, złożoną z fragmentów, książką niedokonaną. Jak pisze bowiem sam autor we wstępie, składa się ona w dużej części z fragmentów innych rzeczy planowanych i nienapisanych oraz z garści tekstów rozproszonych. Nie mamy więc do czynienia ze zwartą całością. Czytelnik sam musi, błądząc od tekstu do tekstu, odczytywać wątki. Rozczarowują niektóre teksty laudacyjne, entuzjastyczne, które ze swej natury nie pozwalają na głębszą analizę i wycieniowanie ocen. Zostają świetne eseje, szczególnie te poświęcone książkom i autorom mniej znanym, a także przekrojowe, budujące szerszą Kompressje 281 narrację historycznoliteracką; eseje które zachwycają i pozostawiają niedosyt. Każą się zastanawiać, jak wyglądałaby ta książka i czym mogłaby być, gdyby udało się z niej złożyć rozdział po rozdziale napisaną, powiedzmy, Prywatną historię literatury polskiej XX wieku. Tkwi w tym wszystkim jakieś, częściowe przynajmniej, przyznanie się do klęski, może do klęski polskiej krytyki literackiej w ogóle: bo Niewybaczalne sentymenty przecież miały być czymś innym. W pewnym miejscu pisze Burek: „I to od Urbanowskiego oczekiwałbym ciętej odpowiedzi […] na prowokację, jaką była Wyprawa w Dwudziestolecie Miłosza” (s. 287). A więc znów: oczekiwanie, postulat, książka nienapisana. Znajdziemy także wzmiankę o Andrzeju Horubale: Burek ubolewa mianowicie, że Horubała, zamiast zostać przy krytyce literackiej, marnotrawi swój potencjał intelektualny w „powieściach balansujących na krawędzi pornografii” (s. 284). Krytyk wskazuje więc, kto i co powinien napisać, samemu po kilkunastu latach dając książkę niedopisaną. Zostawia nam kilkanaście świetnych tekstów. Tylko tyle i aż tyle. Adam Leszkiewicz Mariusz Urbanek Broniewski Miłość, wódka, polityka Iskry Wa r s z a w a : 2 0 1 1 404 strony o p ra w a t w a r d a z o b w o l u t ą cena 44,00 zł Mógłbym rozpocząć sztampowo: że Broniewski. Miłość, wódka, polityka Mariusza Urbanka to dawno oczekiwana książka o tragicznym poecie niezasłużenie zapomnianym. Kłopot w tym, że przypomniany przez Urbanka Broniewski nie staje się dzięki temu ani na jotę mniej kłopotliwy i niejasny, zarówno jako człowiek i jako postać z literackiego Parnasu. A biografia jest dopiero szkicem, prowokacją do następnych pytań, rozmów i książek. Praca Urbanka nie dlatego jest szkicem, że pobieżna czy zdawkowa. Raczej ze względów, które da się wyjaśnić fragmentem wiersza innego poety, Adama Zagajewskiego, Mistyka dla początkujących: podróże, wszystkie podróże, to była tylko mistyka dla początkujących, wstępny kurs, prolegomena 282 Pressje 2012, teka 28 do egzaminu, który odłożony został na później. I ta podróż ku Broniewskiemu, którego życie było tułactwem i pielgrzymowaniem, zataczaniem się i szukaniem prostych dróg – to jest wyzwanie. I wstęp dopiero. Cenny wstęp. Wiemy, że legionista, że komunizujący poeta, politycznie podejrzany żołnierz w armii Andersa, że autor Słowa o Stalinie, fetowany i obłaskawiany przez namiestników Polski Ludowej, że zbolały ojciec tragicznie zmarłej córki, Najpiękniejsze chwile swojego życia mieszał – proszę wybaczyć dosadne słowo – ze zwykłym gównem że wreszcie alkoholik, który bodaj nigdy nie podjął całym sobą próby wyjścia z choroby. Wiemy, że autor wierszy pięknych, bolesnych i rzewnych, lirycznych i głęboko polskich. Ale też autor wierszy słabych. A choć dzięki książce Urbanka lepiej poznałem Broniewskiego, wciąż nie jestem pewien, czy go rozumiem. A artystę tak mi bliskiego chciałbym pojąć lepiej, głębiej. Co mnie najbardziej boli w życiu Broniewskiego? Bynajmniej nie to, że komunizował. Było w nim jednak coś, co sprawiało, że najpiękniejsze chwile swojego życia mieszał – proszę wybaczyć dosadne słowo – ze zwykłym gównem. Była w Broniewskim, tak hardym, głęboko samoświadomym, szczerze emocjonalnym i nieskłamanym, skaza straszliwego nieraz egoizmu i ślepota na fakty (te rzeczy idą zresztą w parze). I ten egoizm, wzmacniany alkoholizmem, czynił go bardzo słabym. Rzecz nie tylko w kilku politycznych wyborach − bo do Polski wrócił po wojnie bardziej chyba dla żony Marii, „zmartwychwstałej” na chwilę z obozowej śmierci, niż dla komunistów − nie tylko w tych momentach, gdy popadał w serwilizm, lecz w tym, że człowiek, który wszedł w dojrzałość w tak wspaniały sposób, stopniowo, lecz nieubłaganie zmierzał ku samozagładzie. Zrywał się do lotu niejednokrotnie, by później przed sobą i innymi bronić swojej twarzy rozpaczliwie, wśród łez. Kogo rozpoznawał w samym sobie u kresu życia? Czy umiał swoje życie ułożyć w sensowną całość? – Trudno o odpowiedź na te pytania. Mógłbym napisać piękne zdanie, że jeśli wódka i polityka były w życiu Broniewskiego siłami destrukcyjnymi, to miłość go ocalała. Ale byłoby ono fałszywe. Urbanek pokazuje, jak trudne były jego miłości, jak potrafił być w nich niewierny i małostkowy. Jedną ze swych kochanek jeszcze jako bardzo młody człowiek zmusił do przerwania ciąży, stosując szantaż emocjonalny (był już wtedy bardzo blisko ze swoją przyszłą pierwszą żoną, Janiną). Jego miłości, nawet te największe, przeżerał i niszczył nałóg alkoholowy. A polityka? Owszem, wywarła niezatarte, złe piętno, ale też była jego pasją, jego natchnieniem, wolą czynu, odwagą, troską i pieśnią. A alkohol? Nadużywał go już jako młody legionista. Z pewnością bardzo szybko stracił kontrolę nad piciem. W biografii czytamy historię z jesieni 1925 roku. Do redakcji „Wiadomości Kompressje 283