9. Stefan Bratkowski - Wypowiedź otwierająca zebranie `Forum
Transkrypt
9. Stefan Bratkowski - Wypowiedź otwierająca zebranie `Forum
Refleksje humanistów związane z raportem Kultura polska 1989-1997 107 Stefan Bratkowski Wypowiedź otwierająca zebranie „Forum" poświęcone raportowi Kultura polska 1989-1997 Rozumiem, że to dopiero pewna faza pracy. W tej sytuacji nasza obecność, obu Stefanów (Stefana Starczewskiego), jest w jakimś sensie uzasadniona, chociaż, mówiąc szczerze, wolałbym, żebyśmy przed podjęciem tej pracy znali jej plan, bo niejakie doświadczenia w przygotowaniu raportów o stanie państwa w naszych środowiskach nagromadzono. I wolałbym, żeby wydano jednak zeszyty, z których każdy by tworzył jakąś zamkniętą całość... A gdybym wcześniej uczestniczył w dyskusji na temat przygotowania tego raportu, to bym powiedział, że nie należy w tym raporcie pomieszczać informacji o stanie naszych elit twórczych, o ich skłonnościach, zamierzeniach, poziomie, światowym zasięgu dzieł itd., bo to zgoła nie na temat. To są tekstu publicystyczne, bardzo interesujące, ale nie sądzę, żeby cokolwiek powiedziały politykom, ponieważ wiadomo, że ich i tak nie przeczytają. Najpierw bowiem przełamać trzeba wewnętrzny opór żeby zabrać się do czytania. To nie tylko kwestia ministra Podkańskiego. To kwestia w ogóle relacji między światem kultury i edukacji, a także światem polityki. Jak Państwo się orientują w Komitecie Obywatelskim „Solidarność" sprawy kultury, choć ludzie kultury stanowili w nim ogromną większość, były na ostatnim miejscu. Komitet Obywatelski nie przygotowywał się zresztą jak wiadomo, do przejęcia władzy, w związku z tym żadne programy nie były przygotowywane. Ta tradycja się utrwaliła, bo i teraz żadna z partii szykujących się nawet do objęcia władzy nie miała nie tylko gabinetu cieni, ale nawet programów dla poszczególnych dziedzin, nad którymi byłoby warto czy byłby sens dyskutować. To ciągle jeszcze okres swoistej amatorszczyzny demokratycznej. I takie też były losy kultury i edukacji przez wszystkie praktycznie kolejne rządy, z wyjątkiem jednej szczęśliwej sytuacji, gdy ministrem został - w rządzie „olszewików" Andrzej Siciński. A i to był czysty raczej przypadek, niż wynik świadomych decyzji politycznych. Politycy nie mieli żadnej koncepcji rozwoju kultury, nie było żadnych programów ani nawet wcześniejszych dyskusji z późniejszymi ministrami. Dlatego wydaje mi się, że taki raport powinien powstawać w całym środowisku kultury 108 Stefan Bratkowski poprzez kontakt tych kilkadziesięciu osób z Instytutu Kultury z przyjaciółmi spoza Instytutu, by razem - na takiej zasadzie trochę dipowskiej - przygotować raport o stanie kultury określony co do swojego adresata (a zaraz powiem, jak wyobrażam sobie tego adresata), żeby to nie był potężny strzał w pustkę, jak - przepraszam dzisiaj. Przepraszam, że używam takich ostrych słów, ale chodzi mi o to, żeby następną fazę prac ukierunkować w sposób dający jakiś rezultat. Adresatów widzę dwóch. Jednym z nich są politycy - i dlatego raport nie może być inspirowany przez nich, ponieważ wtedy po prostu od nich będzie zależny. i myślę tak o wszystkich politykach - także tych sympatycznych, także tych „swoich", to oni są dokładnie tacy sami i nie ma co na nich liczyć. Traktują nas i będą nas traktowali instrumentalnie; my ich tego nie oduczymy. Natomiast jest konieczność uświadomienia im roli kultury w życiu społecznym i politycznym tego kraju i w związku z tym uświadomienie drugiemu adresatowi - społeczeństwu czego powinno od polityków oczekiwać. Byłbym za tym, żeby w następnej fazie prac skupić się na przygotowaniu dokumentacji statystyczno-analitycznej w postaci odrębnych zeszytów: jakiś pakiet materiałów analityczno-statystycznych, a obok niego raport w skali 50 do 100 stron, wydanych j u ż w nakładzie dostatecznie dużym, napisanym przejrzyście i zrozumiale, żeby dotarł przynajmniej do tych ludzi mediów, którzy mogliby to przełożyć na język popularny, dostępny. Co do samej zawartości: jak każdy materiał i ten jest bardzo nierówny, tzn. z jednej strony bardzo inteligentne wywody na temat stanu naszej elity artystycznej i twórczej, z drugiej - statystyka banału. Oczywiście, już w tej warstwie właśnie statystycznej zdarzają się czasem informacje niebywale interesujące, jak np. ta, że im większa odległość od wielkich ośrodków kulturalnych, tym gminy więcej skłonne są wydawać na kulturę, czyli że ta skłonność rośnie ze wzrostem odległości od centrów kultury, co oczywiście przekłada się na poziom kultury, na rodzaje zainteresowań itd. To niesłychanie interesujący punkt wyjścia dla dalszych analiz. Tak się składa, że akurat jako wędrowiec trochę znam Polskę i wiem np. o Kleszczewie, że to gmina protestancka i że udział ks. pastora Trandy w rozwoju kulturalnym gminy Kleszczew jest dosyć istotny. W innych gminach animatorami kultury są czasami księża katoliccy; spośród tych, których znałem z ruchu oporu lat 80., wielu dziś stało się wspaniałymi działaczami kultury, działaczami na rzecz demokracji. Ich parafie to są takie małe laboratoria demokracji lokalnej. Wydaje mi się, że ten niesłychanie interesujący wątek statystyczny jest ciekawym punktem wyjścia do dalszych badań nad modelami kultury w określonych społecznościach lokalnych, tak bardzo, jak wiadomo, różnych. Wydaje mi się, co więcej, że rozróżnienie typów, modeli społeczności, jeśli chodzi o postawy obywatelskie i postawy wobec kultury (bo to się ze sobą łączy) ujawni - co jakoś z moich doświadczeń i materiałów tego raportu niedwuznacznie wynika - że postawy obywatelskie są z postawami wobec kultury w niesłychanie ścisłym związku; na przykład im wyższy poziom czytelnictwa, tym wyższy poziom udziału uczestnictwa obywatelskiego... Czego mi w raporcie brakuje? Powiązania sprawy kultury z edukacją. Gdyby to była tylko pewna faza w przygotowaniu raportu, proponowałbym rozszerzyć go na Refleksje humanistów związane z raportem Kultura polska 1989-1997 109 raport o kulturze i edukacji, bo tego nie da się praktycznie rozdzielić. Wiadomo, że ci, którzy wydają dużo na kulturę, zważają także na to, kto i czego uczy w ich szkołach. Z drugiej strony, fascynujące informacje, z których wynika, że przeciętny Polak czyta rocznie ponad 20 parę książek wypożyczonych z miejscowych księgozbiorów, są zgoła niewiarygodne - ogromny procent tego czytelnictwa to czytelnictwo przymusowe, szkolne, w związku z tym istotne jest rozróżnienie, jakie grupy wiekowe korzystają z tych czytelni i kim właściwie są ci czytelnicy. Warto by ukazać w raporcie, czego ministerstwo akurat nie robi i czego my w ogóle nie robimy; temu posłużyłyby informacje o charakterze porównawczym, konfrontujące nas ze światem zewnętrznym. Oto np. Szwedzi promują krajową twórczość szwedzką w zakresie literatury pięknej, korzystając z systemu, jakim są zamówienia bibliotek publicznych. Istnieje tam centralna instytucja, spółka tych wszystkich bibliotek publicznych, która zakupiwszy książki od razu w odpowiednim nakładzie u wydawcy, oprawia je w twarde okładki - jak wiadomo, jest wielka różnica między książkami jednorazowego czy też jednoosobowego użytku, kiedy czytelnik - właściciel wraca wprawdzie do książki parę razy, ale nie przechodzi ona przez dziesiątki czy setki rąk, a książką wielokrotnego użytku, bo te zamawiane hurtem, zapewniają wydawcom duże zamówienia i odpowiednie nakład, co naturalnie obniża ich koszty, i daje obniżenie cen książek w obrocie detalicznym. Druga sprawa to tania książka, czyli to, co się nazywa paperbackiem w języku angielskim, czy też pocketbookiem, książką kieszonkową; ale nie chodzi o sam format, nie chodzi tylko o książki kieszonkowe - myślę po prostu o taniej książce masowej. To jest zasadniczy postulat, z którym występowaliśmy w naszej publicystyce od 1989 roku. Sami wydawcy byli i są za biedni, żeby uruchomić produkcję książki kieszonkowej; mam akurat za sobą analizę, ile to kosztuje. To w skali środków ogólnokrajowych, przeznaczonych na kulturę, środki minimalne, około 3.000.000 dolarów na zakup i instalację urządzeń. W stosunku do środków, jakimi nasz kraj dysponuje, to jest nic. Otóż to się nie znalazło w programie żadnego z naszych rządów i w programie żadnej partii - choć tłukliśmy ten temat w publicystyce polskiej od 1989 roku. To Państwu daje poznać, jak mało w rzeczywistości politycy sprawami kultury się interesują. Teraz bardziej merytorycznie istotny wątek: pytanie, kto formuje młodzież do uczestnictwa w kulturze. Bardzo wysokie wskaźniki sugerują, że nadal decydująca jest rodzina. Otóż to, co wiem ja sam, obserwując świat wielkomiejski, swoją małą dzielnicę warszawską, zupełnie się nie pokrywa z takimi wynikami badań. Dzisiaj, niestety, głównym formantem są masowe środki przekazu. Rodzina odgrywa rolę formanta korygującego, to znaczy, jest pewien procent rodzin (byłoby warto wykryć, jaki procent, i gdzie), które potrafią w jakiś sposób korygować wpływ masowych środków przekazu, ale jaka jest relacja między tymi czynnikami współdecydującymi, tego na dobrą sprawę nie wiemy. Dane o czytelnictwie kłócą się z informacjami o ilości czasu spędzanego przed telewizorem. Otóż nie znamy sposobu użytkowania telewizora, a proste statystyczne dane o ilości spędzanego przed nim czasu nic o społeczeństwie ani o 110 Stefan Bratkowski poszczególnych grupach społecznych nie mówią. Ukształtował się w Polsce ten sam nawyk, co w Ameryce: przychodzi się z pracy i włącza telewizor, telewizor chodzi 6, 7, czasem 8 godzin - z czego wcale nie wynika, że nawet te komercyjnie pomyślane programy są tak oglądane, jak to wynika z liczby godzin, w których telewizor jest włączony. Innymi słowy, trzeba by dowiedzieć się, kto i ile siedzi przed telewizorem. Informacje statystyczne, które na ten temat uzyskamy, b ę d ą obawiam się, bardzo bliskie banału, a więcej nam powiedzą o tym byli czy aktualni reporterzy. Powiedzą nam, kto siada przed telewizorem, kto ile czasu przed nami spędza, kto przy określonym stopniu zmęczenia znajduje w telewizorze jedyny oddech; jeśli nie skonfrontujemy tych danych z danymi o czytelnictwie, nie będziemy niczego wiedzieli, a tym bardziej - jaką politykę dalej rozwijać, zwłaszcza, jeśli chodzi o kierunki oddziaływania na środowiska samych mediów. Myślę że to sprawa zasadnicza. Czy raport powinien przesądzać, jak należy administrować kulturą: poprzez Ministerstwo, czy może lepsza byłaby formuła K B N ? Być może w ogóle warto pomyśleć o jakiejś organizacji, która by czołówkę organizacji kulturalnych i artystycznych włączyła w proces formowania polityki kulturalnej. A być może to kwestia osób. Nie wykluczone, że dla kultury decydująca jest obsada poszczególnych stanowisk w ustrojach biurokratycznych, skoro biurokracja ma tak ogromne znaczenie. Pytanie, czy w ogóle administrować kulturą poprzez biurokrację. Może należy sprowadzić ją do minimalnych rozmiarów, tylko do procesów księgowania? Ponieważ, jeżeli się nie odda tego stanowiska, stanowiska ministra, po pierwsze - człowiekowi akceptowanemu, po drugie - o odpowiednich kwalifikacjach intelektualnych, a jednocześnie z pewną pasją to pojawi się kolejny idiotyzm i cały kraj znów się będzie śmiał. Teraz kwestia finansowania istotnych dla kultury polskiej przedsięwzięć. Proszę zwrócić uwagę: niedokończony Kolberg to, moim zdaniem, kompromitacja. Nie dopiero teraz - wydawanie dzieł wszystkich Kolberga nie zostało zakończone w poprzednim reżimie, ale i dziś nikt się tego nie wstydzi. Zanikają też pewne instytucje społeczne; chciałbym przypomnieć, że Znaniecki był inicjatorem takiego środka badawczego, jak analiza dokumentów osobistych, zainspirował masowy ruch pamiętnikarski. Otóż w tej chwili instytucja konkursów pamiętnikarskich zamarła. Miałem z nimi przez lata do czynienia, czytając pilnie materiały z poniektórych konkursów; jestem zaprzyjaźniony z socjologami, którzy się nimi zajmują. To ogromna strata - zanik instytucji, które są polskim dorobkiem światowej miary. To strata niesłychanie znamienna. Z czego się wzięła? Z kolejnego zerwania ciągłości, które nastąpiło oczywiście z grudniem roku 1981. Nikt nie odważył się potem ogłaszać konkursów na pamiętniki; było wiadomo, że na taki konkurs nikt poza kilkoma lizusami by nie odpowiedział. A l e te kilkanaście lat przerwy doprowadziło do tego, że nikt nie dokumentuje niesłychanie ciekawego okresu - ciekawego nie z punktu widzenia losu elit politycznych, lecz losu całego społeczeństwa przechodzącego rewolucyjne zmiany o sensacyjnej w gruncie rzeczy treści; to jest poza dokumentacją wszelkiego typu - zwłaszcza poza tą która by dała jakieś głębsze informacje. Refleksje humanistów związane z raportem Kultura polska 1989-1997 111 Jestem człowiekiem, który na bieżąco bierze udział w tych przemianach. Kiedy w 1989 roku udało mi się zainspirować ruch gazet lokalnych, oczywiście wiadomo było, że te gazety będą wydawać głównie byli konspiratorzy - ci, co wydawali gazety podziemne. A l e nie było powiedziane, że będą chcieli wydawać je i później. Dziś Polska jest fenomenem w skali europejskiej. Moje ukochane Czechy, dawna ojczyzna gazet lokalnych i demokracji lokalnych w naszej części Europy, nie odbudowały tych swoich tradycji do dzisiaj. A my w Polsce mamy teraz tych tytułów ponad 2000. To j u ż instytucja naszej demokracji. Jeszcze jedna ilustracja, jak błyskawicznie postępowały i jak ... nie były rejestrowane te przemiany. Przywiozłem kiedyś informacje z Opola, że tamtejsi kierowcy taksówek zorganizowali się w sieci z radiotelefonami, to była pierwsze taka sieć w Polsce. Napisałem o tym w „Gazecie Wyborczej" i dosłownie po dwóch tygodniach były j u ż trzy sieci w Warszawie! To ilustruje nieprawdopodobną prężność naszego społeczeństwa, o którym mówi się, że jest zagubione. Otóż my, na dobrą sprawę, nie wiemy, z jakim społeczeństwem w ogóle mamy do czynienia. Dlatego marzyłbym, żeby Instytut Kultury stał się bazą dla prac nad takim raportem o polskiej kulturze i edukacji, który objąłby i problemy uczestnictwa, problemy społeczeństwa obywatelskiego, to wszystko, co zawarł w swych sugestiach prof. Siciński - ponieważ nikt inny się tym nie zajmie. I nie widzę poza Wami nikogo, kto mógłby tego rodzaju rolę podjąć. Młody Saint-Simon kazał się swemu słudze budzić słowami: „wstawaj, hrabio, czekają cię wielkie czyny". Pozwalam sobie zadedykować te słowa zebranym tutaj. Elżbieta Tarkowska Co wiemy i czego nie wiemy o przemianach kultury w Polsce Kilka uwag ogólnych Termin „raport" kojarzy się z roboczą prezentacją wyników badań - danych empirycznych zebranych w ich trakcie. Podstawowym celem raportu jest możliwie pełne przedstawienie zgromadzonych danych, które dopiero w przyszłości staną się podstawą opracowań, interpretacji, a wreszcie syntezy. 1 Raport o stanie kultury , a zwłaszcza Raport o stanie kultury polskiej w latach 1989 - 1997 (bo to sformułowanie najdokładniej oddaje założenia autorów publikacji Instytutu Kultury), jest i powinien być jednak czymś odmiennym od zwykłego raportu z badań. Obok szerokiej prezentacji bazy empirycznej powinien zawierać także interpretację zgromadzonych danych, podkreślać zjawiska i procesy istotne, charakteryzować trendy dominujące, wskazywać na szanse i zagrożenia. 1 Taką nazwę stosuje nie tylko min. Podkański w liście otwierającym publikację Instytutu Kultury, ale i redaktor tomu Teresa Kostyrko we Wstępie (s. 1).