Homilia z dziękczynienia w I rocznicę beatyfikacji Męczenników z

Transkrypt

Homilia z dziękczynienia w I rocznicę beatyfikacji Męczenników z
Homilia z dziękczynienia w I rocznicę
beatyfikacji Męczenników z Pariacoto
Zapraszamy do lektury homilii wygłoszonej przez kard. Angelo Amato, Prefekta
Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, w Krakowie, 4 grudnia 2016 roku, z okazji pierwszej
rocznicy beatyfikacji Męczenników z Pariacoto, franciszkanów – o. Zbigniewa
Strzałkowskiego i o. Michała Tomaszka.
Błogosławieni Męczennicy
Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski OFMConv († 1991)
Angelo Card. Amato, SDB
1. Bracia i siostry,
Powiedział Jezus: „Mnie prześladowali i was będą prześladować” (J 15,20). Prześladowanie i
męczeństwo przynależą do powołania chrześcijańskiego. Biorąc pod uwagę częstotliwość
prześladowań w historii, ze spokojem można mówić wręcz o pewnym ludobójstwie chrześcijan, które
dokonuje się etapami. W wieku ubiegłym np., Europa była świadkiem śmierci tysięcy wiernych, tak
podczas prześladowania hiszpańskiego w latach 1936-39, jak również przez dyktatury nazizmu i
komunizmu. 5 listopada tego roku miała, w Szkodrze, w Albanii, miejsce beatyfikacja 38
męczenników, zamordowanych tylko dlatego, że byli wierni swojej chrześcijańskiej tożsamości i nie
ulegli prześladowcom albańskiej dyktatury komnistycznej.
Również Ameryka Łacińska nie była wolna od prześladowań, czego świadectwem są tysiące
niewinnych ofiar w Meksyku. Wśród nich jest także José Sánchez del Río (1913-1928), młodzieniec,
niespełna piętnastoletni, kanonizowany przez papieża Franciszka 16 października b.r.
2. Również w Peru, w drugiej połowie poprzedniego stulecia, miało miejsce krwawe prześladowanie
katolików przez Sendero Luminoso. Szczególnie mocno ucierpieli biskupi i kapłani. Członkowie tego
ruchu byli ludźmi zaślepionymi ideologią marksistowską, pozostający pod wpływem modelu rewolucji
kulturowej Mao w Chinach, eksperymentów Pol Pota i Czerwonych Khmerów w Kambodży.
Pierwszym zamordowanym kapłanem, 3 grudnia 1987 roku, był Víctor Acuña, należący do
archidiecezji Ayacucho, dyrektor Caritas. Lider ugrupowania Sendero Luminoso, Abimael Guzmán, w
jednym ze swoich wywiadów, w lipcu 1988 roku, stwierdził, że religia jest opium dla ludu i że
godnym pożałowania jest zangażowanie katolików w życie społeczne.
W następstwie tych słów dopuścił się serii zamachów i zbrodni, terroryzując ludzi, paraliżując
działalność społeczną i charytatywną Kościoła. We wrześniu 1990 roku np., grupa młodych
rewolucjonistów zamordowała osiem osób, wśród nich siostrę zakonną Agustynę Rivas, należącą do
Kongregacji Dobrego Pasterza, kucharkę. W maju 1991 roku zamordowana została inna siostra
zakonna, siostra Irena MacCormack, australijka, która opiekowała się biednymi.
3. W takim właśnie kontekście miało miejsce męczeństwo franciszkanów z Polski, Michała Tomaszka
i Zbigniewa Strzałkowskiego, które nastąpiło 9 sierpnia 1991 roku. Opierając się na świadectwie
siostry Berty Hernández, naocznego świadka wydarzenia, około godziny 19.00 ojcowie rozpoczęli
Mszę Świętą. Około godziny 20.00 terroryści wtargnęli do kościoła, zamaskowani i z bronią w ręku.
Zabrali dwóch misjonarzy i razem z siostrą Bertą kazali im wsiąść do samochodu. Po pewnym czasie
siostrę usunięto z samochodu, zaś chwilę potem dały się słyszeć strzały z pistoletu. Dwa tygodnie
później zamordowany został również włoski kapłan ks. Sandro Dordi, beatyfikowany razem z
męcznnikami franciszkańskimi 5 grudnia 2015 roku w Chimbote, w Peru.
4. Dzisiejsza uroczystość nawiązuje do tego tragicznego wydarzenia. Chce nas ostrzec, że
wspomnienie zła niszczy, podczas gdy pamięć o dobru buduje. Najlepszym środowiskiem
wychowania i wzrostu osoby jest dobro. Zło jest niczym złośliwy wirus, który osłabia serce człowieka,
paraliżując bicie jego serca. Wiemy, że w końcu zło przepada, wciągnięte przez czarną dziurę
zapomnienia i wyroku, zaś dobro, przeciwnie, zawsze odnosi zwycięstwo, żyje w szlachetnej pamięci
ludzkości.
Dwaj franciszkanie doświadczyli, będąc jeszcze w Polsce, swojej ojczyźnie, dyktatury, która tłumiła
prawo wolności. Kościół tymczasem, przede wszystkim w osobie kard. Stefana Wyszyńskiego,
dopominał się mocno, zarówno dla siebie jak i dla społeczeństwa, prawa do wolności religijnej i
prawa rodziny do chrześcijańskiego wychowania. Sytuacja polityczna polepszyła się nieznacznie z
chwilą wyboru na papieża, 16 października 1978 roku, kardynała Karola Wojtyły, arcybiskupa tego
historycznego i pięknego miasta Krakowa. Tym niemniej, w 1981 roku, reżim komunistyczny
wprowadził stan wojenny i rozwiązał związek zawodowy Solidarność. W tym klimacie wrogości
względem katolików przyszli na świat i wyrastali dzisiejsi Męczennicy, błogosławieni Michał
Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski.
5. Ojciec Michał (urodzony w 1960 roku), który wstąpił do franciszkanów w roku 1980, był
postrzegany przez przełożonych jako grzeczny, szczery, pokorny, posłuszny, gotowy do pomocy i
bardzo odpowiedzialny. 15 maja 1987 roku uzyskał tytuł magistra teologii na Papieskiej Akademii
Teologicznej w Krakowie i tydzień później otrzymał święcenia kapłańskie w bazylice franciszkańskiej
w Krakowie, pełen radości, że w ten sposób realizowało się jego młodzieńcze marzenie. Po dwóch
latach pracy duszpasterskiej wyjechał na misje, docierając 25 lipca 1989 roku do Peru. Przeznaczony
do pracy w parafii w Pariacoto, przyjęty został z radością przez miejscową ludność, biedną, ale o
sercu dobrym i hojnym. Obok pracy w kościele, ojciec Michał katechizował, opiekował się biednymi i
chorymi. Przede wszystkim jednak troszczył się o młodzież. W efekcie jego pracy uległo diametralnej
zmianie zachowanie młodych ludzi. Jeżeli bowiem wcześniej ani dzieci ani młodzież nie uczestniczyli
we Mszy Świętej, teraz było wręcz odwrotnie, niemal cud, młodzi i starsi uczestniczyli regularnie we
Mszy Świętej i brali aktywny udział w spotkaniach grupowych.
6. Również ojciec Zbigniew, prawie rówieśnik ojca Michała (urodził się bowiem w 1958 roku), był
młodzieńcem dobrym, pobożnym i bardzo inteligentnym. Wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych
Konwentualnych z pragnieniem naśladowania św. Franciszka z Asyżu i św. Maksymilina Kolbego. We
wspólnocie zakonnej odznaczał się pobożnością, pozytywnymi wynikami w nauce i dobrocią w relacji
ze współbraćmi. Święcenia kapłańskie przyjął we Wrocławiu w 1986 roku i po dwóch latach posługi
kapłańskiej, wyjechał na misje do Peru, gdzie przybył w 1988 roku. Po krótkim okresie aklimatyzacji,
podjął pracę duszpasterską, najpierw w Moro, a później jako proboszcz, w Pariacoto. Od razu zaczął
odwiedzać „pueblos” (wioski) w górach, przychodzić z pomocą osobom potrzebującym czy chorym.
Przykładał się bardzo do katechezy młodzieży, rolników i rodzin. Zaprojektował plan restrukturyzacji
domu (brakowało w nim nawet elektryczności), aby stworzyć właściwe miejsca dla formacji
miejscowej ludności, ich rozwoju duchowego i społecznego. Zaangażował się również w inne projekty
socjalne, z korzyścią dla okolicznych mieszkańców.
7. W sytuacji społeczno-politycznej, chaotycznej i niebezpiecznej, jaka zrodziła się w wyniku licznych
aktów terrorystycznych, miało miejsce – jak wspomniałem – porwanie i zamordowanie
franciszkanów. Ich praca apostolska i charytatywna, która miała na celu głównie budowanie
społecznego spokoju i promocja dialogu, zostały odczytane, jako hamulec w zrywie rewolucyjnym.
Swoim zabójcom ojcowie zadali pytanie: „Jeżeli uczyniliśmy coś złego w naszej pracy, powiedzcie, co
takiego?”. Nie otrzymali jednak odpowiedzi, ale wyrok śmierci. Zostali zamordowani nie ze względu
na swoje przekonania polityczne, bo takowych nie mieli, ale z nienawiści do Kościoła.
Biskup Chimbote sugerował ojcom, aby chwilowo zrezygnowali z pracy parafialnej, lecz nasi
Męczennicy, chociaż świadomi grożącego im niebezpieczeństwa, zdecydowali się zostać, aby
pozostać wiernymi Bogu i nie opuszczać ludu, zaatakowanego przez drapieżne wilki.
Świadek mówi, że pewnego dnia, wracając z Pampas Grande, zadał o. Zbigniewowi pytanie: „A jeśli
ojciec umrze?”. Zakonnik odpowiedział wówczas: „Proszę się nie przejmować, pochowacie mnie w
Pariacoto”. Zresztą ojciec Zbigniew często powtarzał, że jeśli ziarno nie obumrze, nie przyniesie
owocu. Pewnego dnia, do kucharki, która próbowała go ostrzec przed grożącym mu
niebezpieczeństwem, odpowiedział, że pozostaje, aby dać świadectwo prawdzie. Był przekonany, że
misjonarz ma być gotowy na wszystko.
Identyczną postawę prezentował także ojciec Michał. W swoich listach dzielił się radością
duszpasterską, choć sam żył w samym środku niebezpieczeństw.
8. Bracia i siostry, męczeństwa się nie improwizuje. Nasi męczennicy żyli intensywnie swoją wiarą,
nadzieją i miłością. Zapał misyjny nie był dla nich kaprysem młodości, egzotyczną przygodą, ale
wiernością słowu Chrystusa zmartwychwstałego, który, przed wstąpieniem do nieba, obdarzył
apostołów zadaniem misyjnym: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto
uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16,15-16).
Nasi męczennicy opuścili ojczyznę, rodzinę, swoją kulturę, aby głosić dobrą nowinę Ewangelii wśród
braci peruwiańskich, którzy przyjęli ich z szacunkiem i uprzejmością. Odpowiedzieli szczodrze na ich
apostolat pokoju i radości. Męczeństwo było dla nich autentyczną koroną chwały, która nadała pełny
sens ich egzystencji.
Dzisiejsza uroczystość, którą sprawujemy, wspominając pierwszą rocznicę ich beatyfikacji, jest
potrójnym zaproszeniem: aby, jak św. Franciszek, wytrwać w wierności Jezusowi; aby miłować i
służyć Mu ze wszystkich naszych sił; aby głosić i dawać świadectwo zawsze, wszędzie i każdemu, o
Jego królestwie pokoju i dobra. Jesteśmy wezwani, aby spoglądać w górę, w stronę niebieskiego
Jeruzalem, ponieważ to niebo jest naszym mieszkaniem, nie ziemia.
W Chimbote, owego grudniowego dnia, śpiewano hymn męczenników, którego refren, autorstwa
peruwiańskiego artysty, mówił: „Oni tutaj są, są nadziei promiennym znakiem. Ich krew do nowego
życia budzi nas”.
W ubiegłym roku, na brzegu morza, w Nuevo Chimbote, miała miejsce inauguracja Parku
Męczenników, w którym umieszczono ich marmurowe pomniki. Od tej chwili zapach ich świętości
wychodzi daleko poza granice Peru, dociera nie tylko do ich ojczyzny, Polski, ale roznosi się na cały
świat.
Błogosławieni Męczennicy Michale Tomaszku i Zbigniewie Strzałkowski, Módlcie się za
nami!
Homilię wygłoszoną przez kard. Angelo Amato można także obejrzeć na TVP Info: Homilia na
rocznicę beatyfikacji Męczenników z Pariacoto.
Homilia O. Prowincjała Jarosława Zachariasza
wygłoszona w Tarnowie
Kim w życiu bł. Zbigniewa był Bóg? Kim był dla młodego misjonarza z Zawady Jezus
Chrystus? Jakiego Go szukał, jakiego odkrył? – pytał w swojej homilii w tarnowskiej
katedrze o. Jarosław Zachariasz, Prowincjał Franciszkanów, podczas dziękczynienia za dar
beatyfikacji o. Zbigniewa Strzałkowskiego, 1 lutego 2016 r.
Najdostojniejszy Księże Biskupie Andrzeju,
Dostojni Księża Biskupi Stanisławie i Leszku
wraz z zebranym tu prezbiterium Kościoła tarnowskiego,
Siostry i Bracia w życiu konsekrowanym, Księża i Bracia Klerycy,
Bracia i Siostry w Chrystusie,
Serdecznie dziękuję za zaproszenie do udziału w tej uroczystości. Czuję się zaszczycony tym
zaproszeniem. Już drugi raz, w ciągu ośmiu ostatnich lat sprawowania przeze mnie urzędu
prowincjała, tarnowska katedra udziela krakowskim franciszkanom szczególnej gościny. Przed
siedmioma laty, 28 stycznia 2009, w tym miejscu świętowaliśmy wspólnie sześćsetną rocznicę
śmierci bł. Jakuba Strzemię, który w tym miejscu w 1392 roku przyjął sakrę biskupią i stąd rozpoczął
swoją pasterską posługę w kościele halicko – lwowskim. Przypomnę, że także wtedy przed
siedmioma laty nasza zakonna wspólnota miała zaszczyt przekazać Kościołowi tarnowskiemu
relikwie bł. Jakuba Strzemię. Z jednej strony było to jakimś wyrazem należnej wdzięczności za opiekę
nad relikwiarzem – trumną, którą do roku 1966 w tej katedrze przechowywano, a z drugiej strony
być może jakąś zapowiedzią dzisiejszej celebracji, podczas której w równie uroczysty sposób
oddajemy cześć relikwiom bł. Zbigniewa Strzałkowskiego. Bł. Zbigniew, podobnie jak bł. Jakub, był
synem tej samej franciszkańskiej rodziny zakonnej, a – urodzony w Tarnowie i wychowany w
Zawadzie był także synem tarnowskiego Kościoła. Myślę, że ten tajemniczy związek między tymi
dwoma Błogosławionymi, których dzieli co prawda sześć wieków historii, ale łączy zakonny
charyzmat, kanoniczna świętość i ta święta ziemia, jest nie do przeoczenia i chyba pozostanie jakimś
wyzwaniem, by go na nowo odszyfrować i odczytać.
Zdumiewające jest również to, iż możemy tę dzisiejsza uroczystość przeżywać w wyjątkowym dla
Kościoła momencie. Owszem, została ona zaplanowana niemal przed rokiem, ale dopiero dziś
widzimy wyraźniej, jak Boża Opatrzność potrafi wykorzystać ludzkie zamiary do okazania nam po raz
kolejny znaków Bożej miłości. Beatyfikacja błogosławionych męczenników z Pariacoto przypadła w
Roku Życia Konsekrowanego, a dziękczynienie za wyniesienie na ołtarze bł. Zbigniewa przeżywamy
w wigilię święta Ofiarowania Pańskiego, które jutro zamknie inicjatywy i celebracje związane z tym
rokiem. Dziś wiemy, że to wszystko dzieje się w trakcie przeżywanego w Kościele Nadzwyczajnego
Jubileuszu Miłosierdzia, otwartego zaledwie trzy dni po beatyfikacji Zbigniewa i Michała. W Polsce
wypada w tym roku 50-lecie Milenium Chrztu, a my w tym czasie wprowadzamy do tarnowskiej
bazyliki katedralnej relikwie błogosławionego męczennika – misjonarza. Dodajmy, że dzieje się to w
świątyni, w której przed 58 laty przyjął chrzest. Nie wiem, jak Wy, ale ja czuję się jakbym stanął
przed ponad miarę zastawionym stołem, nie bardzo wiedząc, po który z tych Bożych darów w
pierwszej kolejności sięgnąć.
Z pomocą przychodzi przykład św. Franciszka z Asyżu, który wobec obfitego obdarowania łaską
wołał zawsze: Kim Ty jesteś, Panie, a kim ja? Pytam wiec za nim: kim jesteś Panie, że pozwalasz
doświadczać mi tak niezwykłej łaski? Bracia i Siostry, przy okazji dzisiejszej uroczystości, również
my postawmy sobie to pytanie!
Gdy blisko rok temu, dotarła do nas wiadomość, że Papież Franciszek zadecydował o uznaniu przez
Kościół męczeństwa naszych misjonarzy z Pariacoto, zadałem sobie pytanie: co ta decyzja oznacza
dla nas? Napisałem wtedy do swoich zakonnych współbraci list, w którym w wyznałem: „Z
poczuciem wdzięczności Bogu za dar Męczenników, będziemy powtarzać jeszcze głośniej słowa,
które mieszkańcy Pariacoto, naoczni świadkowie życia i śmierci polskich franciszkanów, umieścili na
płytach ich grobów:
Firmes en la Fe – Mocni w wierze,
Ardientes en la Caridad – Płonący miłością,
Mensajeros de la Paz – Posłańcy pokoju,
Hasta el martirio – Aż do męczeństwa.
Marksistowscy terroryści nazwali naszych Męczenników wrogami rewolucji. Tej samej, która do dziś
zostawia na ziemi i w ludzkich duszach przerażające ślady. Owszem, o. Zbigniew i o. Michał, stanęli
rewolucjonistom na drodze do realizacji ich groźnych utopii, ale odpowiedź na pytanie, czym była ich
„kontrrewolucja” i dlaczego zginęli, nie kończy się wraz z zamknięciem procesu beatyfikacyjnego,
który jednoznacznie stwierdził, iż przelali swą krew, dochowując wierności Chrystusowi, Kościołowi i
Ewangelii. To pytanie implikuje cały szereg innych – w moim przekonaniu – równie ważnych pytań.
Co ich śmierć znaczy dla mnie? Czym do mnie przemawia? Jaki ma sens w kontekście mojego chrztu,
mojej zakonnej konsekracji, mojego życia w Chrystusie? Jakie ma znaczenie dla mojej wspólnoty i dla
całego Kościoła; także w kontekście krwi, którą uczniowie Chrystusa nadal przelewają na oczach
współczesnego świata? Do czego mnie, powołanego do głoszenia Ewangelii, przekona? Wreszcie
patrząc szerzej warto zapytać, jakie znaczenie ma ich śmierć w kontekście starań, podejmowanych
przez wszystkich, którym leży na sercu pojednanie i pokój? W sercach wszystkich, którzy walczą o
zachowanie ludzkiej godności i ochronę praw człowieka, którzy bronią ludzkiego życia? Jestem
przekonany, że odkrycie najgłębszego znaczenia męczeńskiej śmierci Zbigniewa i Michała jest
jeszcze ciągle przed nami. Najważniejsze, by się z tym zadaniem zmierzyć! Klucz do zrozumienia
tajemnicy śmierci naszych męczenników znajdziemy w szczegółach ich życia rodzinnego, w ich
zakonnej i kapłańskiej formacji, w poznawaniu procesu ich dojrzewania do misyjnego posłannictwa. I
tam też będziemy szukać odpowiedzi na pytanie o sens tej beatyfikacji”.
Dziś, po upływie roku od napisania listu, który wówczas otwierał nowennę przygotowań do
beatyfikacji, wiem, że żadne z postawionych wyżej pytań nie było pytaniem najważniejszym.
Kluczem dla zrozumienia sensu każdej beatyfikacji jest odpowiedź na pytanie nie tyle o życie
błogosławionych, ale pytanie o Boga, w którego oni wierzyli. Najważniejsze pytanie, które stawiamy
sobie przy każdej refleksji nad życiem jakiegokolwiek świętego, jest pytaniem o Chrystusa. Owszem,
pytanie o człowieka, jego talenty, zdolności, pochodzenie ma swój sens, ale najważniejsze jest
pytanie, które kiedyś, przed ośmioma wiekami, postawił sobie św. Franciszek i które – już we
współczesnym nam czasie – postawił sobie z całą pewnością bł. Zbigniew Strzałkowski: Kim jesteś
Panie?
Czytamy dzisiaj w Kościele kolejny fragment Drugiej Księgi Samuela, śledząc losy króla Dawida,
który udaje się na wygnanie, pokornie przyjmując karę za swoje grzechy. Ucieczkę przed
konfrontacją ze swoim własnym synem Absalomem traktuje jako pokutę, którą dopełniają słowa
przekleństwa wypowiadanego przez człowieka o imieniu Szimei. Choć Dawid jest nadal królem,
odrzuca podsuwany mu pomysł zabicia mężczyzny, przyjmując zniewagi jak swoistą próbę. Ufa
bowiem, że cierpienia jakich doświadcza, mogą stać się przyczyną dobra, które zrodzi się w
przyszłości.
Skąd taka decyzja? Skąd wzięła się u Dawida siła do jej podjęcia? Zrozumienie dla zachowania króla
znajdziemy w jego modlitwie zapisanej w Drugiej Księdze Samuela, którą w czwartek ubiegłego
tygodnia przypomniała nam Liturgia Słowa: Kimże ja jestem Panie, i kimże jest mój ród, że
doprowadziłeś mnie aż dotąd? Wielki wódz, król Izraela, silny i potężny jest jednocześnie tak
wrażliwy i pokorny przed Bogiem, że zarówno w momencie, gdy jego władza osiągała swoiste
apogeum, jak i w chwili doznawanej klęski, nie przestaje pytać ze zdumieniem pytać, kim jest Bóg i
kim jest on, jako człowiek!
Bracia i Siostry, to pytanie wraca także do nas za pośrednictwem czytanej w tych dniach Ewangelii
św. Marka. Dzisiaj Liturgia Słowa każe nam rozważać dość tajemniczy fragment, opowiadający o
uzdrowieniu opętanego w kraju Gerazeńczyków. To historia typowego egzorcyzmu, opowiedziana z
wieloma szczegółami. Warto sobie uświadomić, że opisywane wydarzenie miało miejsce po tzw.
„drugiej stronie” jeziora Tyberiadzkiego, czyli na terytorium pogan. Gdy Jezus i Apostołowie przybyli
w to miejsce, to pierwszym co ich spotkało – obok opętanego, który wybiegł im naprzeciw –był widok
stada świń, czyli zwierząt, które składano na ofiarę w świątyniach pogańskich. Uczniowie Pana, gdy
znaleźli się „na drugiej stronie”, mieli absolutną pewność, że są w świecie pogaństwa, w świecie
bałwochwalstwa, odrzucenia Boga oraz niewiary. Dramat całej sytuacji podkreśla ponadto opis osoby
opętanej, którego kulminacyjnym momentem jest rozpoznanie w Jezusie, Bożego Syna, Jego boskiego
pochodzenia i uznanie dla Jego boskiej mocy. Czego chcesz ode mnie Jezusie, Synu Boga
Najwyższego – krzyczy demon o imieniu Legion, a jego wyznanie to pierwsza z szeregu odpowiedzi
na pytanie, które wcześniej, jeszcze na jeziorze po uciszeniu przez Jezusa gwałtownego wichru i
burzy zadali sobie uczniowie Pana: Kim On jest?
Dzisiaj za królem Dawidem, za Apostołami i św. Franciszkiem powtórzmy raz jeszcze to pytanie,
dziękując Bogu za dar świętości bł. Zbigniewa Strzałkowskiego. Pytajmy: kim w życiu bł. Zbigniewa
był Bóg? Kim był dla młodego misjonarza z Zawady Jezus Chrystus? Jakiego Go szukał, jakiego
odkrył? Popatrzmy na zdjęcie, które może być ilustracją tego, o czym mówimy i zapytajmy siebie:
Kim był Ten, który w pewnym momencie życia, do tego młodego i ambitnego – chcącego żyć na wzór
św. Maksymiliana – franciszkanina powiedział: Przeprawmy się na drugą stronę świata? Przeprawmy
się do krainy bałwochwalstwa i odrzucenia Boga. Kim był Ten, który podpowiadał mu, jak w tej
krainie żyć i co tam robić? Kim był Ten, w imię którego na terenie tak rozległym, jak nasze polskie
Podhale, bł. Zbigniew ze swoimi braćmi nauczał, leczył, pocieszał i karmił odrzuconych – w
przekonaniu, że kto nie daje Boga, daje zbyt mało? Kto dał bł. Zbigniewowi taką moc, że na chwilę
przed swoją śmiercią, powiedział do swojego współbrata Bądź odważny, nie bój się – powtarzając
jako echo słowa Jezusa, wypowiedziane podczas burzy na jeziorze?
Bracia Siostry, Kim jest Ten, który najpierw sam uzdrowił opętanego w Gerazie, a potem bł.
Zbigniewowi kazał stanąć wobec legionu demonów w Pariacoto, na terenie kraju, targanego mocą
rozpętanego przez komunistów piekła? Kim jest Ten Bóg, który wieczorem 9 sierpnia 1991
przemówił do Michała i Zbigniewa słowami czytanej w tym dniu Ewangelii. «Jeśli kto chce pójść za
Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce
zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. (…) Zaprawdę,
powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego,
przychodzącego w królestwie swoim».
Dziś wiemy, że 9 sierpnia 1991 spośród tych, którzy w parafialnym kościele w Pariacoto słuchali słów
tej Ewangelii, dwóch nie zaznało śmierci, nim ujrzeli Syna Człowieczego, przychodzącego w
królestwie swoim. Dana przez Boga obietnica wypełniła się w ich męczeństwie. Tego pamiętnego
wieczoru tę ewangeliczną perykopę czytał Michał, a Zbigniew – mimo obecności senderystów w
wiosce -spokojnie głosił kazanie o pokoju, pojednaniu i miłości. Czy coś z tego rozumiemy? Ja wciąż
siebie o to pytam…
Głęboko jednak wierzę, że skoro tyle razy wpatrywali się umieszczony w ołtarzu krzyż „Señor de
Mayo”, to pewnie tamtego wieczoru, gdy Chrystus mówił o swoim przyjściu w Jego królestwie,
ostatecznie zrozumieli kim On jest. Wierzę, że zobaczyli Go w Jego Królestwie, w którym On jest
Królem z Krzyża. Dla mnie błogosławieni Zbigniew i Michał pozostaną na zawsze świadkami tego
Króla, przekonując, że Kto zobaczył Jezusa na Krzyżu – ujrzał Go w Jego królowaniu. Przypominając,
że Jego władza jest królowaniem miłości, że ta Jego władza nad człowiekiem jest władzą „nad
ludzkim sercem”? Bóg, który do nas przemawia przez męczeństwo błogosławionych Zbigniewa i
Michała jest Bogiem, który chce królować w naszych sercach i takim daje się nam poznać, takim daje
się zobaczyć.
On i tylko On, królujący ze swojego krzyża, jest mocen uczynić z nas – słabych i lękliwych ludzi –
silnych wiarą i nadzieją wyznawców. Tylko On, władając nad ludzkimi sercami, jest zdolny
przywrócić człowiekowi nadzieję i pokój. I tylko On mocą swojego Zmartwychwstania jest zdolny
wprowadzić nas, skazanych przez grzech na przebywanie wśród umarłych jak opętany z Gerazy, do
krainy życia. O tym mówił ksiądz Biskup Andrzej Jeż w Pariacoto, podczas dziękczynienia za
beatyfikację męczenników, 6 grudnia 2015, gdy wołał do zebranych, że w Pariacoto jest życie! Nie
przestawajmy zatem pytać, kim jest Ten, który nam to życie daje!
Dzisiaj my, zaproszeni przez księdza Biskupa zebraliśmy się w tej katedrze, by w pierwszym rzędzie
oddać Bogu chwałę i należną wdzięczność za zbawienie i dar świętości. W 1985 roku, podczas
pierwszej pielgrzymki do Peru, Jan Paweł II powiedział, że świętość człowieka jest dziełem Bożym i
za to dzieło nigdy nie dość okazywania Mu wdzięczności. Mówił wówczas: Jego samego, Boga
Najwyższego nade wszystko uwielbiamy, gdy oddajemy cześć Jego dziełom. Wśród wszystkich zaś
dzieł Bożych największym dziełem jest świętość stworzenia, świętość człowieka. Zatem uwielbiajmy
Go również w tym momencie: Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu. Amen.
O. Jarosław Zachariasz OFMConv
Tarnów, 1 lutego 2016 r.
Bp Roman Pindel: “Dziękujemy Bogu za
beatyfikację naszego Krewnego i Rodaka”
Dziękujemy dziś za beatyfikację męczennika, o. Michała Tomaszka, który pochodzi z Waszej parafii.
To dziękczynienie zacznijmy od pytania odnośnie do tego, za co dokładnie jesteśmy wdzięczni dziś
Bogu? Później będziemy starać się zrozumieć życie i śmierć tego zakonnika, misjonarza i
męczennika, w świetle słowa Bożego. Wreszcie, na końcu, szukać będziemy odpowiedzi na pytanie o
to, co znaczy, że nasz krewny, sąsiad, kolega, jest błogosławionym męczennikiem?
1. Dziękczynienie za życie o. Michała
To Bogu dziękujemy za to, że ojciec Michał narodził się wśród nas i że spośród nas został powołany
przez Boga. Za to, że opuścił tę parafię i zamieszkał w domu zakonnym, by przygotowywać się do
święceń kapłańskich i do pracy misyjnej. Dziękujemy za wszystkie lata spędzone w tej parafii i w
szkole, która będzie nosić jego imię. Dziękujemy za jego bliskich, sąsiadów i znajomych, którzy mieli
różny wpływ na jego życie. Dziękujemy, że mógł odkryć Boży zamiar wobec swego życia, swoje
powołanie. Dziękujemy Bogu za to, że mały i dorastający Michał tutaj zaczął spełniać swoje marzenia
i najlepsze pragnienia. Dziękujemy, że później nie uląkł się niebezpieczeństw i trudności, ale wstąpił
do nowicjatu, później do seminarium, a jeszcze później podjął przygotowania do wyjazdu na misje.
Wreszcie, dziękujemy Bogu za to, że ojciec Michał nie cofnął się przez wyjazdem, ani nie przeraził
się trudów i warunków, jakie czekały go tam, w Pariacoto. Dziękujemy Bogu za to, że ojciec Michał
nie załamał się przeciwnościami, ani nie zrezygnował, gdy po ludzku patrząc mogło się wydawać, że
nie jest wcale potrzebny, ani oczekiwany. Dzięki wierze nabrał raczej przekonania, że jeżeli ludzie
nie szukają Boga, nie cieszą się z tego, że przybył do nich kapłan, to przecież tym bardziej kapłan,
zakonnik i misjonarz jest im potrzebny. Dziękujemy za to, że w chwilach trudnych, nie zwątpił, ale
wciąż podejmował to, co było jego powołaniem i powodem przybycia do parafii Pariacoto.
Katechizował, sprawował sakramenty, modlił się z ludźmi i uczył ich modlitwy. Odprawiał Msze w
kilkudziesięciu miejscowościach, gromadził wokół parafii młodzież i uczył ją jak godnie żyć.
Dziękujemy dziś za to, że ojciec Michał opanował w sobie lęk o życie, kiedy uświadamiał sobie
powagę sytuacji i zagrożenie ze strony terrorystów. Dziękujemy za jego ufność wobec ludzi, pomimo
tego, że otrzymywał ostrzeżenia o możliwości zdrady ze strony osób z jego otoczenia. Dziękujemy za
to, że w ostatni wieczór swojego życia spokojnie wykonywał obowiązki i nie uciekał przed
niebezpieczeństwem. Dziękujemy Bogu, że dał mu odwagę przyjąć porwanie, groźby i śmierć.
Dziękujemy, że w tym momencie był gotowy oddać życie za wiarę. Złączył się w ten sposób z
Jezusem umierającym na krzyżu, z ukamienowanym Szczepanem, z męczennikami Piotrem i Pawłem,
z tysiącami zakonników, którzy ginęli w Ziemi Świętej, strzegąc miejsc świętych, ale też ze
wszystkimi, którzy ginęli z powodu głoszenia Ewangelii w krajach misyjnych. Dołączył także do tych,
którzy ginęli z powodu nienawiści do wiary z rąk fanatyków ideologii marksistowskiej czy
hitlerowskiej.
2. Życie i śmierć ojca Michała w świetle słowa Bożego
Dziękujemy Bogu, że w życiu ojca Michała możemy rozpoznać ten wzór męczeństwa, który Bóg
zapowiada w Piśmie Świętym. Wpierw odkrywamy, że ojciec Michał przejął się słowami Ewangelii,
które Jezus wypowiedział do swoich Apostołów. Gdy niektórzy do dziś sądzą, że ideałem jest życie
bezkonfliktowe, w pokoju za wszelką cenę, w bezkrytycznej tolerancji czy obojętności wobec tego, co
się wokół dzieje, to przecież Jezus mówi wprost: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na
ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz”. Oznacza to, że życie według wiary i głoszenie
Ewangelii będzie wywoływać sprzeciw, aż do przemocy i śmierci. Tak było w życiu naszych
misjonarzy, ojca Michała i Zbigniewa. Choć sami pozdrawiali innych słowami „Pokój i Dobro”,
wypowiadali słowa błogosławieństwa, wzywali do przebaczenia i okazywali miłosierdzie, to spotkali
się z niezrozumieniem, kłamstwem i nienawiścią. Choć sami nie nosili broni, to jednak zostali
porwani przez ugrupowanie, które zabiło w Peru kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W Pariacoto i wszędzie,
dokąd mogli dotrzeć, ojcowie Michał i Zbyszek głosili Ewangelię, nauczali katechizmu, zachęcali do
przebaczenia, a także starali się o dostęp do wody i prądu dla tych, którzy go nie mieli. Tymczasem
zostali oskarżeni o to, że przeszkadzają w rozwoju rewolucji, która miałaby ogarnąć cały kraj.
Nasi Męczennicy uczyli żyć w zgodzie i gotowości do przebaczenia, a jednak wśród mieszkańców
znaleźli się tacy, którzy udawali przyjaźń i życzliwość, a równocześnie gotowi byli zdradzić czas i
okoliczności sprzyjające temu, by można było pojmać zakonników tak, aby nikt nie stanął w ich
obronie. W ten sposób spełniły się słowa Ewangelii, które dziś usłyszeliśmy: „Bo przyszedłem
poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową, i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego
domownicy”. Jeżeli Jezus zapowiada, że z powodu Ewangelii może być ktoś znienawidzony nawet
przez najbliższych z domu, to czyż nie łatwiej to uczyni ktoś obcy, a zarazem podpuszczony przez
fanatycznych agitatorów marksistowskiej rewolucji?
Zanim przybyli zabójcy, zanim w ogóle nasz ojciec Michał wyruszył z tej Łękawicy w daleki świat,
musiał usłyszeć inne słowa z Ewangelii, które i my dziś słyszeliśmy: „Kto kocha ojca lub matkę
bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie
godzien”. Matka musiała być dla niego najbliższą osobą, ale z miłości do Boga, który go powołał i do
ludzi, do których został posłany, opuścił Polskę i pożegnał się z matką. Jego krzyżem stało się
myślenie gdzieś daleko o niej, o jej modlitwie, o jej starzeniu się, o jej niepokojach. Tak ukrzyżował
swoją miłość do matki.
Dzisiejsza Ewangelia zawiera także słowa o niezwykłym przewartościowaniu w patrzeniu na życie
ludzkie. Usłyszeliśmy dziś: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto
chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”. Ojciec Michał
faktycznie zaryzykował swoje życie, w nadziei, że nawet gdy zginie, to przecież Bóg da mu inne
życie. Takie, jakie tylko Bóg może dać człowiekowi, które jest darem od Boga dla tego, który wierzy.
Które nigdy się nie kończy, któremu nic nie zagraża, a którego sedno jest w tym, że człowiek jest „na
zawsze z Panem”.
Ojciec Michał musiał wierzyć w słowa odczytane dziś z księgi Mądrości: „Dusze sprawiedliwych są
w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za
nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju”. My dziś dziękując Bogu za
jego beatyfikację, wyznajemy, że tak właśnie jest, jak zapewnia Słowo Boże. Faktycznie bowiem nasi
męczennicy zostali zabici. Dla parafian w Pariacoto było to nieszczęście, ich zabójcom zdawało się,
że to zwycięstwo nad przeciwnikami w szerzeniu idei marksizmu. Zdało się im tylko, bo męczennicy
żyją, i to na zawsze z Bogiem, bezpieczni od nienawiści i napaści i diabła, i ludzi. Bezpieczni od
zabójców i ich zamiarów.
Czytamy dalej w Księdze Mądrości: „Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich
pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem
doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną
ofiarę”.
Do takiego spojrzenia potrzeba wiary, bo tylko w wierze można zobaczyć wartość oczyszczenia, które
autor porównuje do próby, dokonywanej już w starożytności, gdy chciano sprawdzić, czy szlachetny
metal nie zawiera innych metali. Wówczas to roztapiano złoto czy srebro w tyglu i kierowano nań
strumień powietrza, który zawierał tlen. Jeżeli metal szlachetny zawierała domieszkę innego metalu,
to na powierzchni gromadził się tlenek tego nieszlachetnego metalu. Jeżeli jednak w tyglu był czysty
metal szlachetny, wówczas na powierzchni lśniło czyste złoto lub srebro. Podobnie śmierć
męczennika, jest taką próbą, w której ujawnia się jego heroiczna wierność Bogu, mężna wiara, która
zasługuje na to, by wspominać go jako męczennika.
W życiu i śmierci naszych męczenników, ale najwyraźniej w ich beatyfikacji, sprawdzają się słowa z
Księgi Mądrości: „Ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali:
łaska bowiem i miłosierdzie dla Jego wybranych”.
3. Błogosławiony ojciec Michał ogłoszony przez Kościół męczennikiem
Nie każdy kto jest zabity, nawet gdy ginie jako człowiek dobry i pobożny, jest automatycznie
ogłaszany błogosławionym, czy świętym, tym bardziej wymaga badania to, czy może być ogłoszony
jako męczennik. Gdy ojciec Michał przybywał do Peru, trwała wojna partyzancka, w której
uczestniczyły co najmniej trzy strony. Zwolennikami walki o sprawiedliwość społeczną byli niektórzy
profesorowie teologii i zakonnicy. Po broń nie sięgali na pewno nasi misjonarze. Ponieważ zostali
zabici w ramach prawdziwej wojny domowej, należało stwierdzić, czy faktycznie zostali zabici z
powodu nienawiści do wiary, którą mieli w sercu ich zabójcy. Gdyby nie udało się tego stwierdzić,
można byłoby uznać, że zginęli jako przeciwnicy polityczni lub ideologiczni. To dlatego biskup
Chimbote, Luis Bambarén, udał się do więzienia, gdzie odbywali swoją karę przywódcy „Świetlistego
szlaku”. Biskup Bambaren zapytał wprost założyciela i dowódcę formacji zbrojnej tego ruchu o
motyw zabicia polskich misjonarzy. Odpowiedź była jednoznaczna: Zginęli powodu ich wiary, którą
żyli i którą głosili i do której zachęcali. Bo wiara była główną przeszkodą dla rewolucji, bo wiara
powstrzymywała mieszkańców Pariacoto od tego, by ulec ideologii marksistowskiej. W optyce
marksizmu wszelka religia jest „opium” dla biednego ludu, który powinien zbrojnie dochodzić
sprawiedliwości.
Tymczasem dziś ci, którzy wówczas uważali, że nasi męczennicy powinni byli zginąć za to co robią,
zmieniają zdanie. Także wspomniany Abimael Guzmán, twórca partyzantki marksistowskomaoistowskiej, przeprosił biskupa za ich śmierć i uznał to za błąd. Nie pierwszy raz w dziejach
Kościoła widzimy, że śmierć męczennika przyczynia się do nawrócenia zabójcy, przemiany życia i
zmiany w myśleniu wielu osób.
Dziękujemy więc dziś Bogu także za rozeznanie ludzi Kościoła, zwłaszcza ówczesnego biskupa
diecezji Chimbote, w której pracował ojciec Michał, ale i za przełożonych zakonnych, badających
całą sprawę, wreszcie za wielu modlących się o wyniesienie na ołtarze naszego męczennika. Bogu
dziękujemy, że natchnął ich i prowadził sprawę beatyfikacji do końca. Dziękujemy wreszcie Bogu za
znak beatyfikacji dla nas. Za znak wiary i męczeństwa. Za znak i wezwanie do modlitwy za jego
wstawiennictwem. Za wezwanie do odważnego i konsekwentnego wyznawania wiary w naszym
życiu, choć męczeństwo staje się udziałem niewielu. Za zapał, który może wzbudzić jego śmierć do
tego, by w naszej codzienności przekraczać siebie i przezwyciężać przeciętność, by przekonująco
wyznawać wiarę. Dziękujemy Bogu za świadectwo ojca Michała odnośnie tego jak okazywać miłość i
miłosierdzie tym, którzy nas mogą nie rozumieć, ignorować, czy nienawidzić. Dziękujemy dziś Bogu
za śmierć ojca Michała, która okazała się życiodajna. Dziękujemy za owoce tej śmierci, które już
poznaliśmy, choć pewni jesteśmy, że Bóg zatroszczy o dalsze owoce, może w postaci nowych
powołań misyjnych, zakonnych, czy do kapłaństwa. Bo święci i błogosławieni żyją, wspierają nas, ale
zarazem wzywają do nieprzeciętnego życia.
Bp Roman Pindel
Łękawica, 9.01.2016, Msza święta dziękczynna i nadanie szkole podstawowe im. bł. Michała
Tomaszka
(Czytania z męczenników: Mdr 3,1-9; Mk 10, 34-39)
Słowo O. Janusza Soka CSsR podczas
dziękczynienia w Limie
Staje tu przed Wami jako przedstawiciel osób konsekrowanych w Polsce, ale przede
wszystkim jako pielgrzym, a więc jeden z Was.
O. Jarosław Zachariasz OFMConv – Prowincjał Krakowskiej Prowincji Franciszkanów:
Niech Pan obdarzy Was swoim pokojem. Chciałem z serca wyrazić wdzięczność ojcu generałowi, za
przewodniczenie tej liturgii i wygłoszone do nas słowo. Powtarzam tutaj także słowa wdzięczności
pod adresem wszystkich koncelebransów, na czele z księżmi biskupami, którzy pielgrzymują w tym
dziękczynieniu za beatyfikację naszych braci. Decyzja Ojca Świętego o wyniesieniu naszych
współbraci zapadła w wyjątkowym momencie, zapadła w Roku Życia Konsekrowanego. I w ten
sposób stała się darem nie tylko dla naszej wspólnoty franciszkańskiej, ale stała się darem dla całego
Kościoła, w sposób szczególny dla wszystkich osób, poświęconych Bogu. Dla wszystkich zakonników,
zakonnik, misjonarzy. Dlatego chciałem dzisiaj poprosić o skierowanie do nas krótkiego słowa
Przewodniczącego Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce, który także
przyjechał tutaj z nami – o. Janusz Sok, Redemptorysta:
O. Janusz Sok CSsR – Przewodniczący Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów
Męskich w Polsce:
Staje tu przed Wami jako przedstawiciel osób konsekrowanych w Polsce, ale przede wszystkim jako
pielgrzym, a więc jeden z Was. Wszyscy czujemy to samo – radość, wdzięczność, głęboką wiarę.
Dlaczego nie czujemy złości? Dlaczego nie chcemy odwetu? Spójrzmy na nich. Oni nas tego uczą
dzisiaj. Nauczyli się tego od Jezusa. Zrozumieli, że miłość większa jest niż złość , niż nienawiść. Skąd
w nich taka wiara? Patrzymy na Was, droga Rodzino. Przez te parę dni byliśmy razem. Bogu za to
dziękujemy, że mogliśmy Was poznać, bo oni także od was, wśród was, uczyli się tej wiary. Ale
patrzymy też na Was, franciszkanie. W tych dniach szczególnie doświadczamy czegoś, co nazywa się
wspólnota i braterstwo. Siła wiary, to siła wspólnoty. Ci błogosławieni spośród was to nie przypadek.
Bogu niech będą dzięki za każdego z was. Wyjeżdżamy stąd z mocniejszą wiarą. Złość nas nie
pokona. Nienawiść nie jest większa niż miłość. Pokój i Dobro zawsze ostatecznie wygrają.
Lima, parafia Franciszkanów, 7. 12. 2015 r.