1 - Home.pl
Transkrypt
1 - Home.pl
ŁOWIEC
O R G A N
P O L S K I E G O
POLSKI
Z W I Ą Z K U
Ł O W I E C K I E G O
DWUTYGODNIK
NR 21 (1456)
1-15
LISTOPADA 1973
CENA ZŁ 3.00
Wlodiimieri KMiah
Kto pokocha przyrodę
nigdy nie będzie nienawidził ałowieka
AA
/q
wrześnio ł973 i. imorł w Krakowie
Włodii mierz Korsak - Honorowy
Członek Polskiego Związku Łowiec
kiego, literat, molorz, podróżniłc. nestor pol
skiego łowiectwo.
Cole swoje życie i tolent poświęci! umi
łowaniu przyrody. Opiewał jej piękno,
obcowonie z niq no co dzień. Jego ksiqżki
wychowały kilko pokołeii nie tylko myśli
wych, ole i miłośników przyrody, bojowni
ków o jej ochronę. Prof. Walery Goethel
powiedział no jego jubileuszu: „Wszyscyś
my wyrośli w atmosferze pięknych ksigżek
Włodzimierza Korsaka - „Roku Myśliwego"
i „No tropie przyrody"...
Wiośnie: „No tropie..." W piqtej klasie
doEtalem dwóję z przyrody. Nouczycielko
znojqc mojq obojętność do spraw fauny i
flory, podsunęło mi ksiqżkę Korsaka. Oczy
wiście, nie miołem ochoty jej czytać, postonowiłem jedynie przekortkowoć, żeby w razie
czego móc coś odpowiedzieć. Przejrzołem
spis hosel i przeczytałem o żuroWiu, gdyż
tok przezywano mnie w szkole. No i cóż,
pocłiłonpłem cafq kstqżkę jednym tchem.
Tajemnico powodzenia lej ksiqiki pole
gało chyba no tym. że młodzi czytelnicy
utoisomioli swojq osobę z bohoteromi „No
tropie". Jo no przykład raz czułem się ma
łym Stefkiem, który przyjeżdża no wakacje
do zopodłego w lasach dworku pono Rohoiy, który odkrywo przed chłopcem z
miosto tajemnice puszczy, uczy rozróżniać
tropy i glosy leśne, obserwować loty pta
ków Innym znów razem byłem Grzesiem
Rohozp, który chodził już no polowonio,
nie tylko no ploctwo wodne, ale i no gru
bego zwierza i był dekorowany sosnowym
„złomem". Rozszumioły się nade mnq od
wieczne knieje, pełne przepastnych ma
teczników i zdradliwych moczarów. Korsok
uczył rozmowioć z drzewami, rozumieć mo
wę zwierzqt, uświodomioć sobie mqdrość
przyrody. Byłem zachwycony, urzeczony, zofoscynowany. Pokazałem ksiqżłcę kolegom.
Nopisoliimy wtedy zbiorowy list do Autora
i zoprosiliśmy go do noszej szkoły no spot
kanie. Odpisał i przyjpł zaproszenie.
Byliśmy trochę rozczorowoni, kiedy wszedł
niski, łysy pon, uśmiecl>ojqc się nieśmioło.
Dopiero gdy zoczqł mówić o tojnikach
przyrody, o swoich przygodach na Koukozie i w Pamirze, lody zostoly przełamone.
„Każdy wrożliwy człowiek - mówił Kor
sak — szuka swojej wielkiej przygody życio.
Tokq przygodq dla mnie był las, myślistwo,
cało przyroda. Dzięki niej wyrobiłem sobie
pewien filozoficzny poglqd no życie: ..przy
rodo uszlochetnio człowieka. Dlatego też
należy jq chronić."
Tak rozpoczęło się noszo przyjoźiS.
Włodzimierz Korsak urodził się 1 lipca
1866 r. w Anińsku, w guberni witebskiej
jako syn powstońco z 1803 r.
„Dziecipislwo — .mówił Korsok - spędzi
łem wśród pierwotnego losu. Uczyć się go
i ukochać przyrodę, pomogli mi prości lu
dzie, często niepiśmienni, którzy potrofili
znokomicie czytać w wielkiej księdze losu.
Już jako kilkuletni chłopok włóczyłem się
ze strzelbą po kniei. Jakaż to było rozpacz,
gdy musiałem wyjechać do gimryjzjum w
Rydze... Tęskniqc do losów i jezior Antńsko,
zoczqłem malowoć i pisoć opowiodonio.
Piervnze z nich ukozoło się w ,.Łowcu Pols'kim" w roku 1904. Redaktor noczelny, Jan
Sztoicmon nie mógł uwierzyć, że wspom
nienia te i nowele pisze > ilustruje 1B-letni
młodzieniec..."
Po ukończeniu gimnozjum w 1907 r., wy
jechał Korsak no dalsze studia do Czech.
W Taborze ukończył Akademię Rolniczq. W
tym okresie wyjeżdżał do Progi, Wiednio,
do Szwojcorii, Francji i Belgii.
Pierwszo wojno świotowo zastała Korsoko w Anińsku. Wtedy to prof. Stanisłow
Bilkiewicz, dyrektor muzeum w Aschobodzie poszukiwał „myśliwego, przyrodnika
i noukowca do wielomiesięcznych wypraw
w poszukiwaniu zbiorów do swego muze
um". Korsok, którego zawsze pociqgola
egzotyko dolekich wyprow, zgodził się no
tę niebezpieczno wyprowę, któfq potem
opisał w ksiqżce „Ku indyjskiej rubieży".
W 1918 roku powrócił Włodzimierz do
Worszowy i przyjqł zaproponowonq mu
pracę w Wojskowym Instytucie Oeogroficznym. W ciqgu trzech lot nopisoł „Rok
Myśliwego" (1922), ksigżkę, któro rozsła
wiła szeroko Autoro i łowiectwo. Przedmo
wę do niej napisał Józef Weyssenhoff.
W roku 1922 Ministerstwo Leśnictwa i
Dóbr Poństwowych powierzyło Korsokowi
stonowisko generolnego łowczego losów
państwowych.
Przez ł(iłka lot gospodarzył więc jok
prawdziwy włodarz zwierzyno leśnq, wyniszczonq przez wojnę i kłusownictwo. Rozem
z J. Sztołcmanem wolczył o reoktywowonie
hodowli żubrów w Biołowieży. Pomiętom,
że mioł odwagę odmówić swemu szefowi,
ministrowi S. Jonickiemu polowonio w pu
szczy Rudnickiej, uwożojgc, że zwierzyno w
tym rejonie jest zbył przetrzebiona.
W okresie tym Korsak dużo pisał, uważajqc to za rodzaj społecznej służby. W
1922 r. ukozoło się książka dla młodzieży
„No tropie przyrody", kilkakrotnie potem
wznowiona i tłumaczono no języki obce.
W 1923 r. wydoł wspomnienia „Ku indyj
skiej rubieży" i „yenotor" - mole yodemecum myślistwa (otwierojące I tom Biblio
teczki Myśliwskiej „Przeglądu Myśliwskie
go" i „Łowiectwa Polskiego"), w 1924 r.
..Pieśń Puszczy", o w 1925 r. monogrofię
cietrzewio.
Jok wiemy Korsok robił znakomite zdję
cia. W popieroch po Zmarłym znajduje się
m. in. wiele dokumentalnych zdjęć, które
pragnął opublikowoć w nie wydanej, nie
stety, „Zamkniętej księdze".
W iotoch 1927-1939 był łowczym w Dy
rekcji Losów Państwowych w Wilnie. Stam
tąd promieniowała no całą Polskę jego
dziololność pisarsko i łowicko. W 1934
roku otrzymał najwyższe odznaczenie ło
wieckie „Złom".
W czosie okupacji Korsak należał do ru
chu oporu. Znojąc dobrze wszystkie losy,
mateczniki i zopodłe leśniczówki w Polsce,
służy) portyzontom. Dorodzoł gdzie się
chronić, gdzie zorgonizować polowe lotni
sko, w którym miejscu przechodzić przez
zieloną granicę. Swoją znakomitą strzelbę
„Bronkę" - dor od króla szwedzkiego,
przechował z narożeniem życia.
Pb odzyskaniu wolności, w 1945 roku,
Korsokowie przenieśli się do Gorzowa nod
Wcjrlą, gdzie Włodzimierz zaczął pracować
jako inspektor łowiectwo Okręgowej Dy
rekcji Losów Poństwowych. W trzy loto pó
źniej przeszedł na emeryturę, poświęcojąc
się procy literackiej i malarskiej. Od roku
1945 do 1967 byl członkiem Kapituły, o no^
stępnie Kolegium Odznaczeń Łowieckich.
Będąc członkiem Związku Literatów Polskich
i Ligi Ochrony Przyrody, współpracownikiem
wielu pism, często spotykał się z młodzieżą.
Wśród pozostałych pomiątek są tysiące li
stów od wietbicieh jego tolentu, od myśli
wych proszących o rody. Zostola tokie
wzruszająco tablica pomiątkowo wykonano
przez pracowników Zakładów Mechanicz
nych w Gorzowie w 1955 r. z nopisem:
„Piewcy wielkich łowów i najlepszemu plostykąwi Gorzowa WIkp.".
Po śmierci swej żony, Felicji, przeniósł
się Włodzimierz do Żnina, o po nagłej
śmierci córki — wyjechał do Krokowo. Cio
sy, jakie dotknęły Go w ostatnich Iotoch
byty zbyt silne, Włodzimierz Korsak odszedł
no zawsze.
Całe życie storol się poświęcić tołc ufcochonej ojczystej przyrodzie.
„Naf¥rażniejszym naszym obowiązkiem —
mowioł - jest miłość do człowieka i przy
rody. Kto pokocha przyrodę - ntgdy nie bę
dzie nienawidził człowieka."
Romon Bereziak
w T R O S C E O CZYSTOŚĆ
N A S Z Y C H SZEREGÓW
- tizecim kwartale br. odbyła się w War
szawie narada Głównego Sądu PZL z
przewodniczącymi sądów wojewódzkich
PZL i przewodniczącymi kompletów orzekają
cych tych sądów, w której udział wzięli rów
nież prezes NRL, gen. dr Tadeusz Pietrzak i
przewodniczący ZG PZL. dr Jerzy Krupka.
Narada poświęcona była omówieniu polityki
orzecznictwa sądów PZL oraz roli sędziego w
postępowaniu przed sądami Polskiego Związ
ku Łowieckiego. Wyjaśniano również i dysku
towano nadesłane przez Wojewódzkie Sądy
PZL pytania i wnioski.
Zabierając jako pierwszy ^os przewodni
czący Głównego Sądu PZL, inż. Stefan Byszewski stwierdził, iż dotychczasowa działal
ność Głównego Sądu przyniosła zmniejszenie
ilości wykroczeń kłusowniczych p<^lnianych
przez członków Zrzeszenia; niepokój budzi na
tomiast w dalszym ciągu stan
bezpieczeń
stwa na polowaniu i poziom etyki niektórych
członków PZL. Dlatego też sądy łowieckie po
winny z całą ostrością rozpatrywać sprawy
naruszania szeroko pojętej etyki, karać i pra
widłowo uzasadniać wyroki. W przypadkach
drastycznych naruszeń łowieckiego kodeksu,
należy stosować najwyższy wymiar kary —
wykluczenie. Rolę wychowawczą spełniałoby
podawanie orzeczeń sądów łowieckich
do
wiadomości wszystkich myśliwych.
W
I I zastępca przewodniczącego GSL, mgr B.
Gierlickl omówił rolę i czynności sędziego,
wskazując, że przed sądem organizacyjnym
stoją nie tylko zadania penitencjarne, lecz
przede wszystkim społeczno-wychowawcze. Z
uwagi na to, że przed sądami tymi stają ludzie
z różnych warstw sptołecznych, każdą spra
wę należy traktować indywidualnie, zwraca
jąc uwagę w jałum środowisku żyje i pracuje
obwiniony. Mówca wskazał na konieczność
zachowania umiaru, rzeczowości i powagi w
prowadzeniu przewodu oraz na wychowawczą
rolę jasnych i precyzyjnych uzasadnień fero
wanych werdyktów. Chodzi bowiem o to,
aby były one przekonywającym obrazem na
szej łowieckiej prawoiządności. na którą pa
trzą i oceniają ją nie tylko myśliwi, ale i ca
łe społeczeństwo. Omawiając tryb przygoto
wania rozprawy kol. Gierlicki wskazał na
szereg elementów ważnych dla prawidłowego
jej przeprowadzenia, m. in. zwrócenie uwa
gi czy obwiniony był przesłuchiwany bezpo
średnio przez rzecznika czy' pośrednio, czy
toczy się pi-zeciw niemu postępowanie przed
sądami powszechnymi, oraz czy został mu do
starczony
wniosek oskarżycielski. Mówca
przypomniał również o konieczności wysłania
w odpowiednim terminie zawiadomienia o
rozprawie do zarządu koła i rzecznika. Na
treść wystąpienia złożyły się również sprawy
wyłączania się sędziego z kompletu m'zekającego, jeśli istnieje możliwość, że mógłby on
być stronniczy, przedwczesnych zawieszeń
(jeszcze w czasie trwania rozprawy)* w pra
wach członka, z wyjątkiem takich czynów,
jak bezsporny fakt postrzelenia, kłusownic
twa lub spowodowania śmierci i wreszcie
prawidłowej kwalifikacji czynu obwinionego.
W wystąpieniu I zastępcy przewodniczące
go GSL, dr Godlewskiego znalazł m. in. odbi
cie problem tzw. drobnych spraw, czyli wy_
Icroczeń o małej szkodliwości spcrfecznej czy
łowieckiej. Zagadnienie to było następnie sze
roko dyskutowane przez zebranych. Zastana
wiano się, czy sprawy te winny być rozpa
trywane przez sądy. tx>wiem w świetle do
tychczasowego regulaminu, właściwości są
dów podlegają wszysikie czyny i uchybienia.
Zwracano przy tym uwagę na istniejący w
tym względzie dualizm, gdyż jak wiadomo,
popełniającego wykroczenie myśliwego moż
na już ukarać np. na polowaniu. Wobec kon
trowersyjnych wypowiedzi postanowiono, że
Główny Sąd po wysłuchaniu opinii Zarządu
Głównego PZL, ustali definicję „drobnego wy
kroczenia". Zgodzono się natomiast co do tego
iż przede wszystkim na kole łowieckim spo
czywać winien otx}wiązek rozliczania myśli
wego z jego postawy i czynów, do czego upra
wnia je ramowy statut kół łowieckich. Wska
zywano przy tym, że jak najszybsza represja
i to najbliższego otoczenia, najskuteczniej speł
nia rolę prewencyjną i wychowawczą. Jeże
li natomiast rzecznik uzna, że koło nie sta
nęło na wysokości zadania, sam winien wystą
pić do Sądu z wnioskiem o ukaranie. Takie
płostawienie sprawy zwiększa obowiązki za
równo rzeczników jak i kół łowieckich.
Następnie omawiano szeroko sprawy orze
kania kar jednostkowych przy popełnieniu
przez obwinionego kilku wykroczeń i kary
łącznej za wszystkie przypisane mu czyny, po
nownego
przyjęcia do koła — postulując
zmianę przepisu w kierunku zasięgania opinii
sądu PZL, który sprawę wykluczenia rozpa
trywał.
Kolejny punkt obrad dotyczył problemu bie
głych. Stwierdzono zgodnie, że opinia bieg
łego jest jednym z dowodów w sprawie, któ
rą sąd może podzielić lub też nie, gdyż opinia
ta nie jest dla sądu wiążąca. Biegłym może
być każdy. Kryteria jakim powinien odpowia
dać biegły są, otłok obiektywizmu oraz walo1 iw moralnych, wiadomości specjalne, czyli
wyższy stc^ień wiedzy (specjalistycznej).
Zwrócono się także z prośbą do ZG PZL o in
terwencje w Ministerstwie Sprawiedliwości w
sprawie powoływania przez sądy powszechne
biegłych z zakresu łowiectwa przy zasięganiu
opinii w sprawach łowieckich. Podniesiona
też została sprawa niezawisłości sądów. Suge
rowano (pracowanie dodatkowego w tym
względzie przepisu, który
chroniłby sądy
przed ingerencją ze strony innych władz i
organów Zrzeszenia, wskazując jednocześnie,
iż orzecznictwo naszych sądów może i win
no być poddawane ocenie społecznej, jeśli
zmierza do ochrony konkretnego wykrocze
nia.
Kolejny zgłoszony wniosek dotyczył publi
kacji orzeczeń sądów w ..Łowcu Polskim",
przy czym do wiadomości publicznej winny
być podawane nie tylko nazwiska wykluczo
nych, ale możliwie szeroko naświetlane czyny,
których się dopuścili. Wobec zdarzającego się
dość często przedkładania przez koła łowiec
kie niezgodnych z prawdą opinii o obwinio
nym człcKiku koła, wskazywano na koniecz
ność potwierdzania ich przez wojewódzkie za
rządy PZL. Sprawa ta łączy się pośrednio z
niezadowalającą (jak na to wskazują doświad
czenia GSL) kontrolą działalności kół przez
wspomniane zarządy, choć należy to do ich
statutowych otKiwiązków. W związku z tym
postulowano wystąpienie do Zarządu Głów
nego o zobowiązanie zarządów wojewódzkich
do efektywniejszej działalności w tej kwestii.
Zbyt często zdarza się bowiem, że źle pra
cujące koło trzeba rozwiązać, podczas gdy z
pewnością istniały
warunki wcześniejszego
wkroczenia i zapobiegnięcia takiemu
roz
wiązaniu o jakim wspomniano.
Na zakończenie pierwszej części narady glos
?abrał prezes Naczelnej Rady Łowieckiej,
gen. dr Tadeusz Pietrzak. Omówił on cele i
zadania sądów łowieckich w obliczu zwięk
szonych obowiązków i uprawnień Polskiego
Związku Łowieckiego, wskazując, że nasze
koleżeńskie sądowniotwo musi pracować na
rzecz Związku, że aktywność i rola PZL mu
si iść w parze z zadaniami, a zadania te syste
matycznie wzrastają, czego oczywiście nie mo
że nie uwzględniać w swej działalności są
downictwo łowieckie. W związku z koniecz
nością zdobywania funduszy na zwiększone
partycypowanie w odszkodowaniach, w ko
łach łowieckich wzrasta waga spraw fiskal
nych, szczególny więc nacisk należy poło
żyć na moralne oblicze wszystkich członków
kół. A zatem sądy nasze, i to każdego stopnia,
powinny wypracować odpowiednie formy in
gerencji. Należy przy tym pamiętać, że naj
ważniejszą sprawą musi być generalna pre.
wencja; konsekwencje w postaci kary są zaw
sze post factum. Nie jest najlepiej ze sprawą
dyscypliny (szczególnie bezpieczeństwem na
upolowaniu), a jest to przecież kwestia spo
łecznej c^inii o Zrzeszeniu, sprawa zdro
wia łudzi i sprawa porządku w organizacji.
Dlatego też profilaktyka i wychowanie win
ny dominować w codziennej działalności na
szych sądów. Niemniej ważną kwestią jest
także to, aby wymierzona kara. czy też sam
fakt rozpatrywania sprawy były akceptowa
ne zarówno przez Środowisko myśliwych jak
i społeczeństwo. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo
na polowaniu i etykę myśliwską, dużą rolę
odegrać może stale zwiększanie autorytetu
prowadzącego polowanie. Mówiąc o sprawach
kierowania przypadków drobnych przewi
nień do kół łowieckich, gen. Pietrzak stwier
dził, że jeśli k(rfo prawidłowo ukarze myśli
wego, który dopuścił się przewinienia, jest to
oznaką dobrze pojętej samorządności.
Prezes NRL wskazał również na konieczność
pozbywania się z szeregów PZL ludzi, któ
rych nieodpowiedzialny sposób ol>chodzenia
się z bronią i to nie tylko na polowaniu, mo
że zagrażać t>ezpieczeństwu publicznemu. Na
wiązując do poruszanej na naradzie kwestii
niezawisłości sądów organizacyjnych,
gen.
Pietrzak powiedział m. in. „Chodzi przecież
0 to aby sądownictwo łowieckie realizując
swoje funkcje wychowawcze współdziałało z
innymi organami Zrzeszenia w dobrze rozu
mianym interesie całego Zrzeszenia, a przez to
1 interesie społecznym. Fakt niezawisłości są
dów łowieckich, nie może budzić wątpliwo
ści". W celu zwiększenia operatywności tych
sądów celowa byłaby wzajemna wymiana po
glądów z terenowymi władzami Zrzesze
nia.
W dyskusji jaka wywiązała się w drugiej
części narady postulowano potrzebę jednolito
ści orzecznictwa sądów wojewódzkich (w
sprawach o najcięższe wykroczenia) oraz sta
bilności orzeczeń (niezmienianie prawomoc
nych orzeczeń w trybie nadzoru bez głębo
kiego uzasadnienia koniecznej zmiany) I
szybkości postępowania. Podniesiono również
problem dużej odpowiedzialności przy wyda
waniu opinii, rosnącej roli łowczego, wysuwa
jąc jednocześnie postulat pod adresem NRL
przedłużenia (^resu kadencji zarządu kota
do 4—5 lat, aby w okresie tym mógł się on
nauczyć dobrze pracować. Omówiono także
sprawy ponownego przyjmowania do PZL
osób wykluczonych ze Zrzeszenia, uchylania
odznaczeń łowieckich osobom skazanym,
obecności w sądach powszechnych, biegłych z
dziedziny łowiectwa oraz potrzebę wyszcze
gólniania przy orzekaniu (polnej kary. kar
za każde wykroczenie. Przyjęto również za
sadę, iż jedynym kryterium przy typowaniu
łudzi do pracy w sądach łowieckich i na sta
nowiska rzeczników obowiązywać
winien
cenzus zaangażowania obywatelskiego i spo
łecznego, cenzus działacza.
Sygnalizując część problemów jakie były
przedmiotem narady, należy zwrócić uwagę
na jej rzeczowy, konstruktywny i roboczy
charakter. Szereg ustaleń, wniosków i postu
latów wdrażanych w codzienną praktykę na
szych sądów przynieść winny widoczną i szyb
i e poprawę operatywności i trafności dzia
łania organizacyjnego wymiaru sprawiedliwo
ści.
Narada sprecyzowała wiele spraw budzą
cych dotychczas wątpliwości, wyjaśniła nie
ścisłości i niejasności odnośnie przygotowania
i proweuizenia postępowania przed sądami ło
wieckimi, wskazała kierunki działania oraz
ustaliła zakres obowiązków i odpowiedzial
ności poszczególnych ogniw na drodze obwi
niony — sąd.
Prawda, że w obliczu nowych poważnych
zadań, jakie stają przed całym Zrzeszeniem,
sprawa praworządności i samorządności, opar
ta na wysokim morale ogółu członków oraz
czystości szeregów organizacji, jest w tej chwi
li sprawą pierwszoplanową — winna trafić
jak najszybciej do świadomości tych którzy
łowiectwo rozumieją inaczej, niż jako właści
wie pojętą rekreację i zaspokajanie myśliw
skiej pasji, do których drogą jest społeczna
praca i czyste ręce. (k>
3
NAUKA -
PRAKTYCE
Aktualne kierunki hodowli zajęcy
(2)
WŁODZIMIERZ JEZIERSKI, ZYGMUNT PIELOWSKI, J A N RACZYŃSKI,
ANDRZEJ SZANIAWSKI
V. PRZESIEDLENIA
Od dłuższego już czasu zarówno badacze zai;raniczni jak i krajowi wskazują, że sztucz
ne zasilanie łowiska zwierzyną może być efek,ywne tylko w środowiskach nowych, lub tam
idzie rodzima populacja danego, gatunku prak
tycznie przestała istnieć. W tym ostatnim
przypadku istotnym warunkiem jest aby nie
zmiana sytuacji środowiskowej była przyczyną
likwidacji populacji.
Tak więc przesiedlenia zajęcy jako zabieg
hodowlany mający na celu podniesienie liczeb
ności populacji mogą spełnić swój cel jedynie
przy zachowaniu szeregu warunków wstęp
nych. I^ależą do nich;
# praktyczny brak populacji zajęczej na tere
nie przeznaczonym do przesiedlenia; pol
skie badania wydają się wskazywać, iż za
gęszczenie niższe niż 10 zajęcy na 100 ha,
występujące na obszarze nie mniejszym niż
kilkanaście tysięcy hektarów, można uznać
za praktyczny brak populacji;
9 sytuacja środowiskowa w sposób rzeczywi
sty odpowiadająca potrzebom populacji za
jęczych; warunek ten przesądza o koniecz
ności zbadania, czy sytuacja środowiskowa
na tyle nie uległa zmianie, że aktualnie
uniemożliwia skuteczne przesiedlenia, albo
co gorsza, jest odpowiedzialna za likwida
cję populacji zajęczej. Należy z całym na
ciskiem podkreślić, że przeprowadzenie ta
kich badań przekracza możliwości nawet
bardzo dobrego gospodarza łowiska i win
no być przeprowadzone przez specjalistęprzyrodnika. Zgoda na przeprowadzenie
przesiedlenia winna być udzielana wyłącz
nie na podstawie ekspertyzy takiego spe
cjalisty ;
0 zastoso^vanie odpowiednich metod przesied
lania; polskie badania wskazują, że prze
bieg przesiedlania powinien wyglądać na
stępująco: .
a) zające od momentu odłowienia do mo
mentu wypuszczenia nie powinny prze
bywać w klatkach dłużej niż siedem
dni; zając przetrzymywany w klatce
dłużej niż 10 dni nie ma już praktycznie
szans przeżycia.
b) przesiedlane zające nie powinny pocho
dzić z terenów o wyraźnie łagodniej
szych warunkach klimatycznych, szcze
gólnie jeśli chodzi o długość zalegania
pokrywy śnieżnej,
c) przesiedlenie powinno odbywać się po
przez zagrodę aklimatyzacyjną: dla 500
sztuk zajęcy potrzeba zagrody o w-ielkości 2—3 ha, ogrodzenie z siatki parkanowej winno mieć wysokość co najmniej
150 cm, zające w zagrodzie muszą być
obficie karmione karmą treściwą (owies),
soczystą (marchew i buraki) i objętoś
ciową (siano z roślin motylkowych) na
leży zadbać o bezwzględny spokój wo
kół zagrody; okres aklimatyzacji powi
nien trwać 14 dni, po tym czasie w og
rodzeniu należy zrobić itilka przejść,
umożliwiających zającom spokojne opuszczenie zagrody,
d) liczba zajęcy przesiedlanych w jednym
miejscu nie powinna być mniejsza niż
500 osobników, umieszczonych w zagro
dzie możliwie równocześnie. Chodzi o
to, że okres przetrzymywania w zagro. dzie nie może być zbvt długi, z uwagi na
możliwość zainfekowania kokcidiami, a
w łowisko należy wypuszczać równocze
śnie całą grilpę zajęcy.
Tylko przygotowany i przeprowadzony w
ten sposób zabieg przesiedlenia może dać do
bre wyniki. Należy jednak podkreślić, że w i
4
nien on być stosowany jedynie w naprawdę
wyjątkowych wypadkach. W naszym kraju
spadek liczebności populacji zajęczych jest
prawie z reguły wynikiem zmieniającej się
niekorzystnie dla zajęcy sytuacji środowisko
wej, co oczywiście z góry przesądza o niesku
teczności przesiedleń.
Na zakończenie parę słów na temat stoso
wanych jeszcze tu i ówdzie przesiedleń nie
wielkich grup zajęcy do istniejących popula
cji, których celem ma być zwiększenie roz
rodczości zajęcy miejscowych i poprawa ich
kondycji przez tak zwane „odświeżanie krwi".
Badania z zakresu ekologii populacji, a także
genetyki populacyjnej i genetyki ekologicznej
pozwoliły wykazać, że:
1) istnieją mechanizmy populacyjne, które za
pobiegają tak zwanemu chowowi wsobne
mu i powodują, że pula genowa populacji
ulega stałemu mieszaniu.
2) geny pojedynczych osobników wprowa
dzone do puli genowej populacji ulegają w
tej puli bardzo prędkiemu „rozpłynięciu
się" i nie mają wpływu na sytuację gene
tyczną populacji,
3) dobór przystosowawczy sprawia, że aktual
ne warunki ekologiczne wywierają zasad
niczy wpływ na sytuację genetyczną popu
lacji; powodują bardzo szybką eliminację
cech genetycznych w danym środowisku z
różnych względów niekorzystnych, dopro
wadzając w ten sposób populację do wy
równanego poziomu. Te względy przesą
dzają o tym, że próba działania na popula
cję przez tak zwane „odświeżanie krwi"
jest już dzisiaj działaniem całkowicie zdy
skredytowanym.
VI. HODOWLA ZAGRODOWA
Liczne badania i próby praktyczne wykaza
ły całkowitą nieprzydatność metod hodowli
zagrodowej zajęcy. Hodowanie zajęcy w du
żym zagęszczeniu na malej nrzestrzeni D O W O duje szybkie zainfekowanie środowiska kokcidami. co w rezultacie prowadzi do reinfekcji
?ajecy i takiego wzrostu poziomu tych paso
żytów w przewodzie pokarmowym zwierząt,
litóry powoduje masowe padanie nawet doro
słych osobników. Zresztą w świetle tego co po
wiedziano w poprzednim rozdziale samo zało
żenie hodowli zagrodowej iak i klatkowej nie
jest niczym uzasadnione. Gdyby nawet udało
się pokonać trudności zootechniczne związa
ne z zamknięta hodowlą zajęcy, to otrzymało
by sie materiał zupełnie nieprzystosowany dó
życia na wolności, a zatem nieprzydatny do
przesiedlenia.
UŻYTKOWANIE POPULACJI ZAJĘCZYCH
Uchwalą Naczelnej Rady Łowieckiej z dnia
10 oaździernika 1969 r. dopuszczono możliwość
odstąpienia od zasady przemiennego opolowywania części „A" lub części „B"^ obwodu ło
wieckiego, na rzecz corocznego opolowania
fl0V(. jego powierzchni. W artykule w nume
rze 10 (1373) „Łowca Polskiego" z 1970 r.. au
torzy niniejszego opracowania wskazali, że z
uwagi na nieukończone jeszcze niektóre ba
dania, pwwszechne wprowadzenie zasady po
lowania na 80*/e powierzchni obwodu lowieckieeo jest ryzykowne. Zakończenie wspomnia
nych t>adań pozwoliło stwierdzić, że ryzvko
nadmiernej eksploatacji pHjpuIacji zajęczej jest
mniejsze niż się tego spodziewano i że nad
mierne ograniczanie pozyskania' nie przynosi
wzrostu stada podstawowego. Przyczyny tego
>ą bardzo złożone i nie wyjaśnione do końca.
Działają tu czynniki środowiskowe limitujące
liczebność pogłowia na określonym poziomie
i zaprzestanie użytkowania populacji nie pod
niesie tego poziomu. Szybka rotacja pogłowia
powoduje, że nie pozyskane osobniki przepa
dają dla gospodarki. Dotychczasowe użytko
wanie łowieckie w porównaniu do śmiertelno
ści wyniitającej z innych powodów, nie stano
wi zbyt dużego procentu, przy wzmożonym zaś
pozyskaniu uruchamiają się najprawdopodob
niej wewnątrzpopulacyjne mechanizmy nasta
wione na uzupełnianie ubytków.
Wyjaśnienie tych i innych przyczyn reakcji
..buforowych" zajęczej populacji jest sprawą
dalszych badań. Dla bieżącej praktyki wystar
czające są wyniki eksperymentu z podwyższo
nym pozyskaniem w 20 obwodach łowieckich
wydzierżawionych oraz w obwodzie doświad
czalnym PZL. W oparciu o te wyniki można
wysunąć następujące propozycje w sprawie
pozyskania zajęcy:
1. Intensywność
Coroczne jednorazowe opolowanie 80"/» każ
dego obwodu łowieckiego. Nieopolowana część
terenu t j . 20V» nie musi stanowić całości, ale
poszczególne powierzchnie nie mogą być
mniejsze niż 200 do 300 ha.
Zachowanie zasady jednorazowego opolowa
nia jest konieczne jako metoda „automatycz
nego" dostosowania pozyskania do aktualnego
stanu. Wobec bezpośredniej zależności „uro
dzaju" zajęcy od ich przyrostu w danym roku,
wprowadzenie planowania ilościowego jest
praktycznie niewykonalne. Spadek pozyskania
wskutek obniżonego stanu zwierząt stanowi
przy planowaniu powierzchniowym czynnik
ograniczający możliwość zbytniego przeeksploatowania.
W celu kontroli sytuacji populacyjnej, koła
łowieckie winny być zobowiązane do prowa
dzenia stałej, bieżącej dokumentacji pwzyskania zajęcy wraz z przeliczeniem na jedno
stkę faktycznie opolowanej powierzchni ło
wiska. Jeżeli w konkretnym sezonie polowań,
po opolowaniu 50*/» powierzchni obwodu, go
spodarze łowiska stwierdzą wyraźny spadek
pozyskania w stosunku do lat o przeciętnym
pozyskaniu (lecz nie w stosunku do lat o wy
sokim pKizyskaniu, bo po nich należy spodzie
wać się pewnego spadku wysokości pozyska
nia), fwlowania na pozostałych 30Vt powierz
chni łowiska należy wstrzymać. Pozwoli to na
pozyskanie nadwyżki w latach dobrych i nie
dopuści do załamania populacji w przypadku
silniejszych spadków pogłowia.
Z. Metody
W zależności od konfiguracji terenu oraz potizeb koła, można stosować odłowy w sieci,
polowanie kotłami i pmlowanie pędzeniami,
pizy zachowaniu zasady jednokrotnego użyt
kowania konkretnej powierzchni w konkret
nym roku. W pędzeniach powinno się dopuścić
stosowanie flanki składającej się z czterech
myśliwych, przy czym odległość między myśli
wymi nie może przekraczać 70 m.
W kotłach należy rygorystycznie przestrze
gać zasady, że na jednego myśliwego nie mo
że być mniej niż dwóch naganiaczy.
Wobec tego, że system polowania w kotły
okazał się korzystniejszy od pędzeń, należy za
chęcić kola, aby choć część obwodu opolowywano tym systemem.
3. Czas trwania sezonu polowań
Okres przeznaczony do polowań na zające
nowinien uwzględniać z jednej strony biolo
gię ich rozrodu w warunkach naszych łowisk,
drugiej zaś zapewniać racjonalne warunki
eksploatacji populacji. Obowiązujący aktualnie
sezon (od 1 października do 10 stycznia), wy-
daje się za krótki w sytuacji, gdy obowiązywać
będzie zasada opolowania 80*/B powierzchni
obwodu. Warunki października, a nierzadko i
listopada nie sprzyjają bowiem z reguły wyj
ściu na pola i ograniczają polowania zajęcze
w tym okresie do polowań leśnych. Dobre
warunki polowań polnych są u nas zwykle
dopiero w grudniu i styczniu. Wydaje się więc
celo'we przedłużenie okresu polowań do koń
ca stycznia. Wprawdzie pojawiają się w tym
czasie w populacji objawy rujowe (parkoty) i
większa w związku z tym ruchliwość zajęcy,
i Ł d n a k ż e w okresie stycznia nie odgrywa to
praktycznie żadnej roli w rozrodzie (pierwsze,
bardzo nieliczne zresztą, mioty pojawiają się
dopiero w lutym). W związku z tym sezon po
lowań należy przedłużyć do końca stycznia,
gdyż poza tradycją nie ma żadnych uzasadnień
biologicznych, lub racjonalnych do zamykania
polowań 10 stycznia.
KONTROLA GOSPODARKI
W ŁOWISKU
Dobrze prowadzona gospodarka łowiecka
wymaga spełnienia trzech warunków: 1) plan
docelowy, który wytycza kierunek gospodarlii
i określa zabiegi, które muszą być przedsię
wzięte, by osiągnąć cel gospodarczy, 2) wyko
nanie zaplanowanych zabiegów. 3) kontrola
wyników
stosowanych zabiegów w celu
stwierdzenia, czy przez naszą działalność osią
gamy Vi- łowisku zamierzony cel.
Ostatniemu z wymienionych warunków po
święcamy, niestety, zazwyczaj najmniej uwa
gi. Można oczywiście przyjąć tezę, że najlep
szą kontrolą naszej gospodarki są wyniki po
lowań, przy czym kontrolę tę przeprowadzamy
co roku niejako autmatycznie. Trzeba jednak
pamiętać, że ponieważ jest ona automatyczna
i oparta na ogólnym wyniku ostatecznym, jest
równocześnie mało precyzyjna i nie pozwala
oceniać poszczególnych elementów stosowa
nych zabiegów. Należałoby więc nieco bacz
niejszą uwagę poświęcić zagadnieniu oceny
sposobu gospodarowania łowiskiem. W opra
cowaniu niniejszym zostaną omówione te ele
menty kontroli gospodarki, które w świetle
poprzednich rozważań mają dla niej znaczenie
praktyczne.
1. Konlrola zjawisk zachodzących w środo
wisku :
Wydaje się. że juz dziś można wskazać na
Citery elementy środowiskowe, które z jednej
strony mają mniej lub więcej znany wpływ na
efekt gospodarowania zającem, a z drugiej —
mogą być przedmiotem skutecznego działania
ze strony gospodarza łowiska, lub muszą być
wzięte pod uwagę przy ocenie końcowego
etektu gospodarowania. Do elementów tych
należą:
a) ocena liczebności populacji lisa,
b) występowanie chorób zakaźnych i inwa
zyjnych,
c) nasilenie i sposób stosowania środków och
rony roślin.
d) zmiany w powierzchni łowiecko użytkowe
go obszaru łowiska.
a) ocena liczebności populacji lisa
Wpływ lisa na wysokość populacji zająca
omawiano już poprzednio, wskazując na ko
nieczność regulacji jego liczebności. W świetle
tego konieczność oceny nasilenia występowa
nia lisa w łowisku jest oczywista. Uważa się,
że zagęszczenie w wysokości 2 osobników (jed
nej pary) na 1000 ha łowiska jest z punktu
widzenia biocenotycznego optymalne.
b) występowanie cłiorób zakaźnych i inwa
zyjnych
Stwierdzenie w porę wystąpienia epizoocji
w populacji zająca ma istotne znaczenie z
dwóch powodów. Pierwszy to konieczność do
konania korekty w zamierzonym rozmiarze
eksploatacji populacji o spodziewaną powięk
szoną śmiertelność (dotychczas nie są znane
skuteczne sposoby walki z chorobami wystę
pującymi w żyjących na swobodzie popula
cjach zwierzęcych). Drugi — zaprzestanie re
dukcji lisa (a także innych drapieżników, je
żeli je z jakichś powodów redukujemy), gdyż,
jak wiadomo, drapieżniki przede wszystkim
atakują zwierzęta chore, przyczyniając się w
ten sposób do usuwania roznosicieli choroby.
Kontrola łowiska pod kątem wystąpienia epi
zoocji polega na okresowych przeglądach te
renu, zbieraniu osobników padłych i odsyła
niu ich do odpowiednich placówek weteryna
ryjnych. Wzrost ilości znajdowanych zwierząt
padłych, lub informacja placówki weteryna
ryjnej o stwierdzeniu choroby, która ma ten
dencje do przebiegu masowego, powinny być
pierwszymi sygnałami o wystąpieniu lub możżliwości wystąpienia epizoocji.
c) nasilenie i sposób stosowania środków och
rony roślin
Uprzednio omówiono znaczenie jakie dla
populacji zajęczych ma stosowanie środków
ochrony roślin, a także prawidłowe, zgodne
ze wskazaniami służby ochrony roślin, ich sto
sowanie. Kontrola tego powinna polegać prze
de wszystkim na obecności w łowisku w ok
resach stosowania poszczególnych pestycydów
i interweniowaniu w przypadku stwierdzenia
stosowania środków niezgodnie z obowiązu
jącymi instrukcjami. W dobie aktualnego za
grożenia środowiska naturalnego interwencje
takie są słuszne nie tylko ze względów łowiec
kich i z całą pewnością będą skuteczne. War
to także przeprowadzić rozeznanie wśród służ
by ochrony roślin odnośnie zwiększenia nasi
lenia stosowania pestycydów i na tych tere
nach szczególnie zwrócić uwagę na prawidło
wość ich stosowania.
d) zmiany w powierzchni łowiecko ułj^kowego obszaru łowiska
Powiedziano już o istotnym znaczeniu, ja
kie dla prawidłowej gospodarki zającem ma
ocena wielkości pozyskania z jednostki po
wierzchni, a także ocena ogólnej liczebności
populacji. Obie te wielkości, jeżeli mają być
wiarygodne, muszą za podstawę mieć odnie
sienie do powierzchni łowiecko użytkowej.
Kiedy blisko dwadzieścia lat temu tworzono
obecne obwody łowieckie, wyliczona dla nich
powierzchnia odpowiadała w zasadzie po
wierzchni łowiecko użytkowej. Jednakże po
stępująca urbanizacja kraju, rozwój infra
struktury, a także inne czynniki spowodowa
ły, że w dużej ilości obwodów łowieckich po
wierzchnia łowiecko użytkowa uległa poważ
nym zmianom dla wszystkich tam występu
jących, lub dla niektórych gatunków zwierzy
ny. W wielu obwodach sytuacja ta jest trwa
łym procesem. Zachodzi więc konieczność do
konania korekty określonej dawniej powieizchni obwodu, a także dokonywania na
stępnie korekt okresowych, w oparciu o ma
teriały, którymi dysponują referaty geodezji
prezydiów powiatowych rad narodowych, a w
niektórych przypadkach również oceny włas
ne, dokonywane w terenie w oparciu o po
siadane materiały kartograficzne. Trzeba pod
kreślić, że znaczenie mają oczywiście tylko
zmiany o znacznej powierzchni, tak więc po
siadane przez gospodarzy łowisk dla potrzeb
gospodarczych materiały kartograficzne, są z
reguły w wystarczającej skali.
Z. Kontrola populacji
Z wielu zjawisk zachodzących w popula
cjach zajęczych, dwa tylko, jak się wydaje,
mają praktyczne znaczenie dla gospodarowa
nia tym gatunkiem. Są to ocena liczebności
populacji i związana z nią rejestracja wielko
ści pozyskania z jednostki powierzchni oraz
struktura wiekowa populacji.
a) ocena liczebności populacji
O celu i metodach oceny liczebności popu
lacji (lub zmian tej liczebności) i związanej z
tym rejestracji wielkości pozyskania zajęcy,
powiedziano już uprzednio. Należałoby więc
tylko jeszcze podkreślić, że chociaż eksten
sywna gospodarka populacjami, taka z jaką
w odniesieniu do zająca mieliśmy do tej pory
do czynienia, może się obejść bez tych -ocen
(przy założeniu planowania przestrzennego,
a nie ilościowego), to jednak obecnie, gdy
stawiamy sobie za cel intensyfikację gospo
darowania zającem i uważając proponowane
tu nowe zasady, jako kolejny etap na drodze
do^precyzyjnego modelu, opartego o rzeczywiSy stan ilościowy populacji, trzeba dążyć
do powszechnego stosowania ocen liczebności.
Pozwoli to na nabycie odpowiednich umiejęt
ności w przeprowadzeniu tych ocen i ich wy
korzystaniu do określania zmian liczebności,
co na etapie gospodarowania ilościowego po
pulacjami będzie absolutnie konieczne.
b) określenie zrealizowanego przyrostu po
pulacji
Dla celów ewentualnej modyfikacji nasile
nia bieżącej eksploatacji łowiska celowe i po
mocne jest określenie wielkości zrealizowane
go przyrostu w populacji, a więc stosunku
zajęcy tegorocznych do starszych niż jeden
rok, co pozwała już na pierwszych polowa
niach ocenić zrealizowany przyrost pogłowił*
w bieżącym roku. Metody oceny wieku u za
jęcy opisali krytycznie K. CalDoń-Raczyńska
i J. Raczyński („Łowiec Polski" nr 7 (12501
z 1965 r.). Porównanie różnic w procentowym
udziale młodzieży w populacji w poszczegól
nych latach, z różnicami w wynikach polo
wań i liczebności populacji w tych samych
latach, pozwoli, po pewnym czasie, już w
pierwszej fazie polowań wprowadzać bardzo
precyzyjne korekty do realizowanego planu
pozyskania zajęcy.
Spośród szerokiego wachlarza elementów
kontroli gospodarki w łowisku, przedstawio
no tu tylko te, które mają praktyczne zna
czenie gospodarcze, które mogą gospodarzowi
łowiska dać informacje do praktycznego wy
korzystania. Dlatego należy podkreślić, że po
winny one stać się integralną częścią zabie
gów gospodarczych w każdym naszym łowis
ku.
W rozważaniach powyższych dotyczących
kontroli gospodarki przedstawiono te ele
menty, które mogą mieć znaczenie w gospo
darce konkretnym łowiskiem i do zebrania
których wystarcza zakres wiadomości repre
zentowany przez większość myśliwych. Wy
daje się jednak, że przyjmując koncepcję in
tensyfikacji pozyskania zwierzyny oraz za
kładając, że docelowym efektem tej intensy
fikacji powinno być pozyskanie dosyć precy
zyjnie sięgające górnych granic optymalnych
możliwości populacji zajęczych, należy gospo
darzom łowisk przyjść z pomocą w aktualnej
ocenie tych możliwości. Dla tego celu nale
żałoby powołać łowiecką służbę sygnalizacji
i prognoz, która w pierwszej fazie swej dzia
łalności mogłaby swym działaniem objąć
poza zającem także kuropatwę, a być może
także bażanta i kaczkę. Służba ta, w oparciu
0 odpowiednio zbierane materiały, powinna
w okresie wiosennym opracowywać prognozę
liczebności i możliwości eksploatacji dla posz
czególnych rejonów łowieckich kraju, następ
nie w okresie letnim lub wczesno-wiosennym
scharakteryzować kierunek zmian zachodzą
cych w stosunku do opracowanej prognozy
1 wreszcie na krótko przed okresem polowań,
łub na fjoczątku sezonu opracować poprawkę
do prognozy, określającą aktualną liczebność
lub aktualną maksymalną wielkość eksploa
tacji populacji.
Nie precyzując bardziej szczegółowo meto
dyki poszczególnych etapów prognoz czy syg
nalizacji, dla poparcia tezy o sensowności po
wołania takiej służby i możliwości jej real
nego działania, można wskazać na podstawo
we rodzaje informacji pozwalające prognoza
lub jej korekty opracować.
Elementem wyjściowym dla opracowania
na wiosnę jesiennej prognozy liczebności, po
winna być koncepcja bilansu populacji opi
sana przez Andrzejewskiego i Jezierskiego
(„Zachodni Poradnik Łowiecki" nr 7 z 1966 r.).
Podstawowych danych dla tego bilansu w po
wierzchniowym ujęciu poszczególnymi woje
wództwami powinna dostarczyć analiza dzie
więcioletnich już dzisiaj materiałów, dotyczą
cych rzeczywistego pozyskania zajęcy, opubli
kowanych w Roczniku Statystycznym GUS.
dla których dane podstawowe znajdują się
w instytucie Ekologii PAN. W następnych
latach bardziej już ścisłych materiałów do
tego bilansu powinny dostarczyć odpowiednio
zbierane dane dotyczące rzeczywistego pozys
kania zajęcy w poszczególnych rejonach przyrodniczo-łowieckich kraju, dane dotyczące
struktury wiekowej populacji, zebrane dla
poszczególnych rejonów przy pomocy służby
weterynaryjnej przedsiębiorstw „Las" z za
jęcy skupionych przez punkty skupu tych
przedsiębiorstw, dane dotyczące niektórych
elementów klimatycznych okresu zimowego
dla oceny śmiertelności zimowej, niektóre
elementy długofalowej prognozy pogodowej
dla okresu letniego i wczesno-jesiennego, dla
oceny spodziewanej śmiertelności letniej mło
dzieży i dla tego samego celu dane dotyczące
zamierzeń służby ochrony roślin odnośnie sto
sowania pestycydów,
Letnia, lub wczesno-jesienna sygnalizacja
kierunku zmian zachodzących w stosunku do
omawianej prognozy, powinna się opierać na
materiałach
dotyczących
zrealizowanych
przez służbę ochrony roślin zmian w ilości
stosowanych pestycydów, rzeczywistej sytua
cji pogodowej okresu letniego i wczesno-jeDOKONCZENIE NA STR. 13
5
NA K U L A W Y
S Z T Y C H • NA K U L A W Y
DARZYŁO 5ic to dziesięć czy dwanaście
lat temu. Pędziliśmy oddział, w którym
zalegały dziki. Byt to oddział składają
cy się w większej częici z gęstego młodnika,
ale miał i partie starodrzewiu: trochę świer
ka i dołem bagiennej sosny. Staliśmy pad
icianą lasu i młodnika, nad szeroką drogą leś
ną, umożliwiającą
wygodny strzał do tyłu.
Oczywiście, ponieważ wataha była otropiona,
obowiązywała zasada: pierwszy strzał do dzi
ka.
Stałem na dole i przez rzadkie, a słabo pod
szyte sosny miałem dobry wgląd w oddział aż
do młodnifca. Wfcrótcc po ruszeniu naganki
wyskoczyła z miotu koza z k^ilędem tuż obok
mnie, i. to na lewą rękę, ale się wstrzyma
łem od strzału, zgodnie z umową. A wkrótce
potem zobaczyłem dziki. Vił^Qczn^ na bia
łym śniegu, przemykały między pniami i krza
kami. Szły nie na mnie, tylko na sąsiada z
prawej, lub o jeszcze jedno stanowisko dalej.
I wtedy właśnie daleko z prawej, u końca
młodnika huknął strzał.
~ Ho, ho — pomi/ilałem — więc tam wy
szły inne dziki.
Te, które ja widziałem z miejsca zaujrócity,
dały do tyłu i tyle je wKlziatem. Szkoda, że
nikt nie stal na zatropiu.
Skończyło się pędzenie, schodzimy się do
prawego, ciekawi, co tam padło. Farba na
śniegu jest.
— Do czego strzelałeś? — pytam bohatera
tego zdarzenia.
— Do lisa.
— Jak to? przecież się timówiliśmy...
— Tak blisko mi wyszedł, tak wygodnie na
strzał...
— No, a gdzie on?
— Gdzieś tu leży. Zaznaczył strzał a potem,
mocno farbując, ostatkiem sił przeczolgal się
przez drogę, w krzaki.
Poszedł więc strzelec szukać, z nim jeden
kolega i dwu naganiaczy. Łażą po krzakach,
szukają, a tymczasem na miejscu strzału ze
brała się rada najwytrawniejszych
tropicieli
i odtwarza przebieg wydarzeń. Farba owszem,
jest. Przyniósł ją tu na gumiakach ktoś od
patroszenia w poprzednim pędzeniu. W wy
sokim, puszystym śniegu list u>yryl sporą
bruzdę. Ruszyli tropiciele śladem, trochę przez
naganiaczy zadeptanym, ale wyraźnym — no
i okazało się, że lis zdrów, cały, nie draśnię
ty, choć zapewne mocno przestraszony —
poooszedt! A owo zaznaczenie, farbowanie,
czołganie się ostatkiem sit, rozegrało się nie
w rzeczyujistości, lecz w bujnej wyobraźni
strzelca.
Śmiechu i pokpiwań było co niemiara. Do
tychczas zresztą, ilekroć któregoś z kolegów
w naszym kole poniesie fantazja w opowia
daniu myśliwskiej
przygody, powiadamy:
„Lis, mocno farbując..." — i ferwor narratora
od razu przygasa.
Gdyby ów kolega pozwolił lisowi wyjść z
miotu bez strzału, na pewno ktoś inny wygrzmiaiby do dzików. Byłby to jednakże incy
dent bez znaczenia, o którym nie pamięta się
już w następnym sezonie. Natomiast historia
z lisem mocno utkwiła nam w pamięci. I cóż
— ów lis, jeśli go ktoś nie strzelił, już za
pewne dawno zdechł ze starości, ale w na
szej pamięci żyje i żyt będzie dtugo; diupo też
będzie tematem rozmów przy kolacji w leś
niczówce po polotcantu. Trawestując
przysło
wie „żywy pies lepszy jest od zdechłego lwa"
można więc powiedzieć, te spudłowany lis
jest tu wart znacznie więcej od ubitego dzika.
Na pewno nikt spośród kolegów, którzy w tym
wydarzeniu brali udział, nie zamieniłby dziś
wspomnienia o lisie na strzelonego dzika...
Brzmi to paradoksalnie, ale (ivyjąwszy mięsiarzy, którzy sukces przeliczają na kilogra
my) o wartości myśliwskiej przygody decydjije to, jak się ją później wspomina. Wiszące
na ścianie trofeum to przecież nic innego, jak
właśnie punkt wyjściowy do takich wspom
nień.
Wspomnienia te z reguły mają dwie wersje.
Pierwsza, ta prawdziwa, przeznaczona jest na
użytek wewnętrzny; zna ją tylko właściciel.
Druga T i o t o m i a s t też jest, hm... prawie praw
dziwa. Od pierwszej różni się jednak nie tyl
ko rozmaitymi szczegółami, lecz o wiele żyw-
Z
6
S Z T Y C H • NA K U L A W Y
szą barwą; jest udramatyzouiana i sfabuiaryzowana, ponieważ narodziła się w trakcie
opowiadania kolegom. Z biegiem czasu obie
wersje zbliżają się do siebie, a ściślej mó
wiąc, pierwsza przybliża się do drugiej —
i już sam opowiadający
wierzy w to,
co opowiada. To uwierzenie
w wersję
drugą jest tym łatwiejsze, że przecież nie jest
ona całkiem zełgana, a szczegóły, których nie
było w rzeczywistości, stają się realne, ponietuoż są prawdopodobne, ponieważ mogły
być, mogty się zdarzyć. Po paru latach cał
kiem już jesteśmy przekonani, że przebieg
wydarzeń byl taki, jak w opowiadaniu.
Zdarzają się, oczywiście, koledzy, którym
nie dostaje fantazji, którzy nie
koloryzują.
Wydaje się, że właśnie ich relacje powinniś
my najwyżej cenić. Nic podobnego. Przeciw
nie, taki mruk, który, spytany jak to byto,
odpowiada: „Ano, zobaczyłem, dobrze mi się
ustawił i strzeliłem" — nie daje kolegom żad
nej satysfakcji. Jego opowiadanie jest nudne.
O ileż chętniej słuchamy podkoloryzowanych!
Nie jesteśmy wprawdzie tak naiwni, żeby
Fot. W> Puchalski
Zbigniew Siedlecki
L i s ,
m o c n o
f a r b u j ą c . . .
wszystkiemu wierzyć, znamy przecież swoich
kolegów. Zahaczamy ich podchwytliwymi py
taniami, sporo szczegółów odliczamy, kładąc
jc na karb przesady. Ale i tak to, co po owym
odliczeniu pozostaje, żywiej przemawia do
wyobraźni i daje więcej satysfakcji,
niż
mTUklitvy,
suchy raport, przypominający spra
wozdanie biurowe. Stwierdzenie „spudłowa
łem lisa" jest nijakie, kwituje pospolity, nie
godzien uwagi fakt. Natomiast opowieść o
tym, jak lis rnocno farbując ostatkiem sił
przeczolgat się przez drogę — to już jest coś.
I wcale tej opowieści nie unicestwia zdemas
kowanie. Przeciwnie — dodaje jej smaku.
Zastanawiałem się nieraz, dlaczego tak się
dzieje. Dlaczego ludzie na co dzień rzeczowi i
do fantazjowania nie skłonni, w opowiadaniu
o przygodach myśliwskich ujaumiają narratorskie talenty. Wydaje się, że wynika to ze
swoistej właściwości polowania. Otóż jesteś
my psychicznie nastowicni na to, ze polowa
nie jest barwną, ciekawą przygodą. Tak są
dzą zwłaszcza ludzie, którzy z
łowiectwem
niewiele mają wspólnego. Tymczasem rzeczy
wistość jest inna. Spróbujmy zrobić bilans
czasu poświęconego polowaniu. Okaże się, że
znakomitą większość tego czasu zajmują nam
czynności zwykłe, niemal nudne. Ot, pałęta
się człowiek po lesie, z początku wedle itlożonego planu, potem zazwyczaj już przypadko
wo. Chodzi, chodzi, przystaje, siada — i nic
się nie dzieje. Plon większości
podchodów
SZTYCH
sprowadza się do tego, że się widziało parę
kóz i wiewiórkę, a w miejscu najbardziej
obiecującym, na śródleśnej łączce spotkało się
głupie krówsko, albo człowieka, który nie
wiadoma po co tam zalazł. Tylko jeden na
ileś tam podchodów kończy się strzałem. Jeśli
podczas dwutygodniowego pobytu na rykowi
sku wystrzeli się trzy — cztery naboje, to już
jest dużo; trzy naboje na dwadzieścia parę
wyjść...
Tak więc mocne przeżycie
uwieńczone
strzałem (o kulowym tu mowa) zdarza się
rzadko. Następuje po wielu rankach i wie
czorach, wielu nocach przesiedzianych na ambonce, albo wręcz na gałęzi. Jednakże ten
prozaiczny trud myśliwski,
to oczekiwanie
sprawia, że napięcie psychiczne ulega kumu
lacji. Gromadzi się ono, narasta, jak elek
tryczność w burzowe; chmurze — wreszcie
następuje rozładowanie: strzał.
Elektryczne
porównanie nie jest może najtrafniejsze, choć
napięcie się rzeczywiście gromadzi. Wedle po
rzekadła „głodnemu zawsze chleb na myśli"
— a nam na myśli piękny rogacz, gruby ody
niec, koronny byk. Nasz apetyt rośnie w mia
rę oczekiwania. Kiedy się więc wreszcie do
tego chleba dorwiemy, to — choćby to byl
kwaśny, suchy i oicisty razowiec — smakuje
nam jak potrawa z uczty u Lukullusa. I jak
przedmiotem rozmów wśród ludzi zgłodnia
łych są wyszukane potrawy — tak wśród myśliwych wyszukane, ciekawe, t>arwfie. nad
zwyczajne przygody myśliwskie.
Zresztą koloryzowanie koloryzowaniem. a
zdarzają się przygody naprawdę
niezwykłe.
Ot na przykład w obwodzie leżącym o miedzę
od łowiska, do którego jeżdżę na rykowisko,
zdarzyło się parę lat temu, że myśliwy strze
lił rankiem niebrzydkiego byka. A że obok
polowania drugim jego hobby byto fotogra
fowanie, jeszcze przed patroszeniem polożyt
bykowi na wieńcu sztucer dla uwydatnienia
proporcji i zabrał się do robienia zdjęcia.
Podnosi do oka aparat i w wizjerze widzi,
że byk wstaje i ze sztucerem na opieraka''h
cwałuje w las...
Całe szczęście, że po kilkunastu metrach
sztucer spadł. Byka też zresztą później udało
się dojść. Ale co by to było, gdyby byk uciekł
ze sztucerem i strzelać się nauczył?
Wypada mi na zakończenie opowiedzieć ja
kąś nieprawdopodobną, a jednak prawdziwą
historyjkę własną. Proszę bardzo — daleko
sięgać nie muszę, bo się to zdarzyło w zesz
łym sezonie.
W gronie kolegów — dziennikarzy byłem
na proszonym polowaniu zajęczym. Szło ono
jakoś niespoTo, bo do południa prowadzano
nas po lesie, w którym zające
u^stępowaty
raczej pojedynczo — co miot to kot. Zeby jed
nak wynik nie byt kompromitujący,
wypro
wadzono nas w końcu na pole, gdzie czym
bliżej wieczora — tym zajączków byto więcej.
W miocie pocieszenia staliśmy na ścianie la
su, ku któremu szło z pola pędzenie. Wspa
niały to byt miot. W zapadającym już zmro
ku dosłownie roiły się zające. Położyłem jed
nego, haniebnie spudłowałem drugiego, strze
liłem trzeciego... Biegnie czwarty. Mógłbym
go strzelać, ale że szedł na sąsiada z prawej,
wstrzymałem się. A sąsiad zgapit. Gdy krzyk
nąłem: „pilnuj!" miał kota na dziesięć kro
ków. Wygrzmiat raz i drugi, a zajączek cięż
ko przestraszony ruszył po linii na mnie.
Strzelać nie rnogę, bo na linii, ale gdy za
jąc znalazł się o półtora metra ode mnie już
nie na linii, odruchowo jakoś
nacisnąłem
.spust i wypaliłem z biodra. Trafić, rzecz jas
na, nie trafiłem, natomiast zając, któremu
przed
nosem pacnęla cała wiącha śrutu,
zmienił kierunek i... zaszarżowat
na mnie.
Palnął mnie w nogi, mato nie przewrócił. A
tak konsekwentnie trzymał się kierunku, że
trafiwszy między moje gumiaki, siłą się przez
nie przecisnął. Trzet>a mi było ścisnąć łydki,
a złapałbym kota żywego. Ale byłem tak
zgłupiały, że pozwoliłem mu się przecisnąć i
skoczyć w las.
Popatrzyłem
na swoje gumiaki: na le
wym i na prawym miałem po dużym kłębie
turzycy, którą zostawił przeciskając się.
Ta historia o szarży zająca jest prawdzi
wa. Słowo honoru!
MOJE 50-LECIE
Dwie pasje „Dziadka" Tyszkowskiego
ESTEM w Nowym Dworze, a ściślej
mówiąc w byłej nowodworskiej stadni
nie, gdzie urodził się najpiękniejszy
arab „Comet". O nim to właśnie nawet za
graniczni znawcy opowiadali z zachwytem,
publikowali jego zdjęcia i nie taili, że chętnie
by zakupili tego „płynącego w powietrzu" ko
nia, dla którego w stajniach świata trudno
było znaleźć godnego rywala. Lubiła też tu
zagadać prasa — śladami po tych wizytach
„Dziadzio" Tyszkowski wytapetował ścia
ny swego mieszkania — a sympatyków
koni i familii Tyszkowskich, którzy przewinę
li się przez Nowy Dwór zliczyć nie sposób...
W samej księdze pamiątkowej znajdujemy
około pięciu tysięcy deklaracji przyjaźni,
życzliwości, uznania. Dziś Nowy Dwór poszedł
w zapomnienie. P. Tyszkowskiego przeniesio
no na emeryturę, a konie do Janowa Podlas
kiego. Pozostała mu jednak druga pasja — ło
wiectwo, z którym związał się od lat naj
młodszych. Zostawszy bez koni, z większą
jeszcze pasją mógł oddać się pracy w Polskim
Związku Łowieckim. Świadczą o tym nie tyl
ko dyplomy i odznaczenia, ale i fakt, że sie
dem lat temu zawał dopadł go w czasie spo
łecznej pracy.
J
Mimo że tak niedawno miał poważne kło
poty ze zdrowiem, nie myśli nawef rezygno
wać z nadziei, iż jeszcze zapKiluje. Zdrowie
zresztą rzadko stało na pi'zeszkodzie prakty
kom myśliwskim p. Józefa. Kiedyś, mając od
parzone nogi, otrzymał zaproszenie na wiel
kie, zajęcze polowanie w Podjarkowie.
Brat powiada:
— Odmówisz chyba, bo jak będziesz cho
dził?
— Każę osiodłać konia, ostrzela się go przy
okazji.
Zajechałem więc na stanowisko konno i
strzeliłem... trzydzieści osiem zajęcy!
Z inną zwierzyną było trochę gorzej. W 1928
byłem w Żabim i zaproszono mnie na polo
wanie na głuszce. Tak się wtedy zasłuchałem,
że o polowaniu mowy nie było... Wróciłem
więc tylko ze słonką, którą strzeliłem po dro
dze. Na brak pecha, bo przecież, oko mam
dobre, nigdy nie narzekałem, zwłaszcza do
dzików, których przez całe moje życie strze
liłem raptem 3—4 sztuki.
Rozmowa schodzi znów na konie, które
przyniosły Tyszkowskiemu wiele laurów —
ws^gi z wygranych wyścigów zdobią gęsto
ściany domu — za wielekroć wygrywane oaksy, derby i wyścigi porównawcze. Z końmi
przetrwał okupację, by wreszcie po 22 miesią
cach tułaczki (od marca 1944 do stycznia
1946) przez ZSRR i Czechosłowację dotrzeć
do Sudetów, a na koniec do Nowego Dworu.
Przez cały ten czas nie odstępowała go żona
z synem, razem cierpiąc głód, chłód i niewy
gody tej peregrynacji, która zaowocowała
wspaniałą stadniną z arabami podziwianymi
przez świat.
W czasie wspomnianej wędrówki, syna na
znaczył koniuszym, żonie zaś powierzył upra
wianie dyplomacji, niezbędnej wszak, by z
tak oryginalnym i cennym „bagażem" dotrzeć
do ojczyzny. Trzeba było nie lada pomysło
wości i odwagi, by wyjść z opresji i opatów,
w jakich co trochę się znajdowali. Trzeba by
ło... żyłki myśliwskiej i praktyki łowieckiej
Tyszkowskiego, by choćby i fortelem wyjść z
potrzasku; gdy fronty zbliżały się do siebie,
zaczęto się pojawiać coraz więcej maruderów
zainteresowanych przejęciem koni!
Trzeba było wielkiego zaparcia siebie, by
nie ulec i wytrwać na stanowisku — w każ
dym razie ani jednego konia nie dali wyr
wać sobie z rąk.
— Kiedyś na przykład przerobiłem wraz
z
synem
stadninę
na...
szpital,
po
zornie kalecząc konie. Wszystkie klacze bez
źrebiąt, lub niewysoko źrebne, w niespełna
godzinę były kulawe i pod opieką żony ukry
te na leśnym pastwisku. Sam pozostałem z ogierami na miejscu, wystrugując im od
powiednio kopyta, tak że w tym stanie do
żadnego marszu nie były zdatne.
Osiadł wreszcie kol. Tyszkowski w Kotlinie
Żywieckiej, by służyć krajowi jako wybitny
koniarz i organizator racjonalnej gospodarki
łowieckiej. Już bowiem od pierwszych dni po
powrocie rozpoczyna działalność w Powiato
wej Radzie Łowieckiej. Szkolenie będzie od
tąd zawsze dla niego problemem wielkiej wa
gi, świadom jest bowiem, że po stratach w za
sobach zwierząt poczynionych przez wojnę i
okupację, drugie, poważne zagrożenie stano
wią dla zwierzostanu niedouczeni myśliwi i
kłusownicy.
Pierwszą i naczelną dewizą w życiu byłego
łowczego powiatowego w Żywcu była uczci
wość, nie był więc lubiany przez kombinato
rów i wszelkiej maści krętaczy.
W 1951 został łowczym powiatowym i od
zaraz wprowadził coroczne szkolenia — „o, tu
w tym pokoju, w którym rozmawiamy, uczy
łem ludzi razem z obecnym łowczym, Józe
fem Gałuszką oraz z inż. Weberem'-.
Dalibóg, nie myśliwi z Żywieckiego jeździ
li do Krakowa — to Kraków przyjeżdżał do
Żywca! Łowczy Tyszkowski przekonał bo
wiem kogo trzeba, że łatwiej kilkuosobowej
komisji,przyjechać do powiatu, niż kilkudzie
sięciu osobom jechać do Krakowa. Oszczędzo
no kosztów przejazdu, czasu i nerwów — w
sumie bardziej się to opłacało.
Władze widziały robotę Tyszkowskiego.
więc już w 1952 łowczy otrzymuje Złoty Me
dal Zasługi Łowieckiej, a w 1966 — „Złom".
Szkolił Tyszkowski kandydatów na myśli
wych i selekcjonerów. Ich liczba w ciągu
dwudziestu lat sięgnęła blisko pół tysiąca! A
musiał się sercem do tego przykładać, skoro
członkowie komisji nie ukrywali, że tak jak
u Tyszkowskiego, w żadnym powiecie ludzie
nie są przygotowani, a i organizacja szkolenia
i egzaminów — najlepsza. Bo też, każdy eg
zamin oficjalny poprzedzał p. Józef egzami
nem wewnętrznym! Przyjeżdżało się więc do
niego ze spokojem o przebieg i wynik egza
minu. Do Tyszkowskiego, bo jego dom, pobu
dowany wraz z zabudowaniami gospodarczy
mi i stajniami jeszcze w czasach gdy dowo
dził stadniną, spełniał nieraz funkcję sali wy
kładowej, egzaminacyjnej, świetlicy, bądź
biura.
Przewijali się przez ten dom myśliwi —
łowczy załatwiał ich sprawy, a gościnne ręce
żony, pani Nuny podawały kawę, herbatę i
coś do przegryzienia. Przychodzili, odchodzi
li — zostawiając p. Józefowi satysfakcję, że
może im pomóc, a jego żonie warstwy błota
obficie czepiającego się obuwia na drodze
prowadzącej do domu, błota, którego zwłasz
cza jesienią i zimą na drogach nowodwor
skich było wystarczająco dużo, by zniechęcić
do tych okolic:
Ilekroć ujrzę ten daleki kureA,
(zwłaszcza jeżeli jest wicher i slota),
rymują sobie do wyrazu: dureń,
albo do słowa: idiota.
Dziadzio jednak pomny na zawartość dru
giej strofy tego wierszyka Juliana Ejsmonda
(wyłuskałem go z setek pamiątkowych wpi
sów do Księgi Stadnej):
Lecz gdy nastanie czarodziejska wiosna,
wskrzesają w diiszy myśliwskie
wspomnienia,
i gna mnie znowu tęsknota miłosna
właśnie do tego kurenia...
nie zamierzał uciekać stąd, nawet gdy trzy
naście lat temu, zabrano mu konie a z nimi
i jedynego syna — lekarza weterynarii, któ
ry wraz z końmi poszedł do Janowa Podlas
kiego.
Ekwiwalentem za wierność i przywiązanie
(przemierzył w dwudziestoleciu międzywojen
nym wiele miejsc, że wymienimy Przeworsk,
Nowosielce, Krzeczowice, Przemyślany, Tar
nów, Lwów, Łuck, Jagielnicę) są dla niego
uroki Kotliny Żywieckiej, na dnie której po
łożony jest Nowy. Dwór, otoczony łagodnymi
i zawsze chyba zielonymi wzgórzami, i rezul
taty rozładowywanej tu pasji łowieckiej.
W swojej długiej karierze myśliwskiej Jó
zef Tyszkowski miał tylko dwie przerwy —
w czasie minionej okupacji i wcześniej, pod
czas pobytu w wojsku. Tu wspomnieć warto,
iż wtedy właśnie w 1917 roku zetknął się z
majoron Dobr2ańskim-Hubalem (piąty szwa
dron 2 pułku kawalerii). Dziadzio wspomina,
że ówczesny kapral Dobraański odznaczał się
świetną prezencją, zawsze był elegancko ubrany i świetnie jeździł konno...
ri.....
. M . J
Comet ..Dziadka" Tyszkowskiego
znaczki pocztowe
trafU
takte
na
Po opuszczeniu wojska, już w niepodległej
Polsce, wznowił pan Józef praktyki myśliw
skie. W 1923 r. jako jeden z pierwszych wstą
pił do odrodzonej, jednolitej organizacji ło
wieckiej.
Dziś już osiemdziesięcioczteroletni (sam mó
wi, że „dopiero") kol. Józef Tyszkowski-Dziadzio nadal czuje się pełnoprawnym członkiem
myśliwskiej rodziny, pieczołowicie konserwu
je strzelbę i gotów jest w każdej chwili ru
szyć na łów, jeśli tylko zdrowie pozwoli.
— Do rzutków strzelam jeszcze bez okula
rów.
„Nie mierzy a rzutek leci!" — dziwią się
koledzy.
Tajemnica tego jest zupełnie prosta, oko
wprawiał bowiem Dziadzio od najmłodszych
lat, gasząc z floweru płomienie świec.
„Potem przez długie lata przydawało się to
oko, a i wierzę, że przyda się jeszcze!"
Tadeusz Karpin
7
Siedziba dyrekcji P a ń s t w o w e g o Gospodarstwa Rolnego w KobylniMach ~
tu przez trzy dni mieściło sie r o w n i e i biuro k o n k u r s ó w .
LUDZIE, PSY I SOKOŁY..
W
dnioch 19, 20 i 21 paździer
nika br. w Kobylnikoch Icoło
Kruszwicy odbyła się jedna z
większych i ciekawszych imprez ło
wieckich, zorganizowano przez ZG
PZŁ w romoch obchodów jubileuszu
naszej organizacji. W tym samym
czesie i miejscu byliśmy świadka
mi aż trzech imprez: ogólnopolskich
konkursów psów myśliwskich, XXVwyiłów, V ~ małych ros oroz pierw
szych, po wiekowej przerwie łowów z
sokołami. Gospodarzami i wspólorgonizotoromi byli Wojewódzko Rodo
Łowiecka w Toruniu, powiatowe ro
dy łowieckie w Inowrocławiu i Tu
choli oroz kierownictwo Technikum
Leśnego w Tucholi. Terenem spotkonio myśliwych, psów i sokołów by
ły polo i losy powiotów inowrocław
skiego i tucholskiego.
Pre^.eniacja . . z a w o d n i k ó w
.Kobylniki przywitały nos deszczem,
porywisty wiatr szarpał transparenta
mi, zawieszonymi przy wjeździe do
pałacu kombinotu PGR, w którym
przez trzy dni kwaterowało kierow
nictwo imprezy oroz stu kilkudziesię
ciu myśliwych z colego kroju. Do
piero nostęprtego dnia rono, gdy
wyjrzało stonce, poprawiły się humo
ry. Przed pałacem zgromadzili się
z psami wszyscy uczestnicy konkur
sów oroz sokolnicy z ptokomi no rę
kawicach; kilku konnych stonowiło
honorowq osystę. No łowy z sokoła
mi, zaproszeni przez polskich sokol
ników, przybyli również ze swymi
ptakami sokolnicy z Niemieckiej Re
publiki Demokratycznej. Zebronych
powitał przewódniczqcy ZG PZL dr
Jerzy Krupka, przYpomłnQJqc zasługi
kujawskich myśliwych w hodowli psa
myśliwskiego, inicjatywę uczniów
Technikum Leśnego w Tucholi, procujocych pod kierunkiem swego nouczycielo i wychowowcy Czesłowo
Sielickiego, dzięki której sioło się
możliwe reaktywowanie łowów z so
kołami.
Nostępnie uczestnicy konkursów
psów udołi się do Ośrodko IHodowli
Zwierzyny w Roźniotoch, łowiska
Kola Łowieckiego ,,Rejna" oraz leś
nictwa Swit, w pow. tucholskim. Kon
kursy odbywały się w bardzo trud.
nych worunkoch otmosferycznych,
wiał silny, porywisty wiotr, a siqpiqcy deszcz utrudniał procę psów i
menerów. Również nie sprzyjojqca
pierwszego dnio pogodo uniemożli
wiła w zasadzie przeprowodzenie
prób lotów ptaków.
Dzięki uprzejmości dyrekcji Kombinotu PGR w Kobylnikoch, która
oddało pałac do dyspozycji myśli
wych, zofówno oni jok ptoki mieli
dobre warunki odpoczynku po mę
czącym dniu. Prowizorycznq sokotornię dla dwudziestu kilku ptaków
urządzono w jednym z mogozynów;
przez cały czas trwania imprezy
opiekę nad nimi sprowowali ucznio..
wie tucholskiego technikum. W du
żej mierze im możno zawdzięczać
sukces polowania, jakie odbyło się
następnego dnia (upolowano 40
sztuk różnej zwierzyny drobnej^. Za
nim jednak zrelocjonuję jego prze
bieg, kilko słów o kursie sokolniczym
który poprzedził łowy.
Kurs, o którym inłormocję zomieszczono w ,,Łowcu Polskim", spotkał
się z dużym zainteresowaniem my-
Zil Lim
u u i k a wyploczy królika —
opodal czeka jut sokolnik z ptakiem
śliwych. Do „Gnioido Sokolników"
napłynęło wiele zgłoszeń. Ilość miejsc
było jednok ogroniczono, przyjęto
więc zaledwie U osób. Zojęcio odbywoły się w Technikum Leśnym w
Tucholi, kursontom pomogofi ucz
niowie szkoły, mojgcy w unoszeniu
ptaków niemałe już doświadczenie.
Wielu uczestników kursu przyjechało
z własnymi ptokomi. Ciekawie przed
stawiał się skiod społeczny kursan
tów; był wśród nich zarówno mojor
WP. lekarz, majster dużych zakła
dów przemysłowych i artysto pla
styk. Sokolnictwo wzbudziło więc zainteresowanie w wielu środowiskach.
W czasie trwanio kursu sprawdzi
ło się prawdo, że ptakowi łowcze
mu trzeba poświęcić dużo czasu i
cierpliwości. Zojęcio trwały każdego
dnia po 7—8 godzin, często, odbywoły
się nocq i wczesnym ronkiem. Każ
dy dzień przynosił sukces lub po
rażkę, Kol. Michał Zochorczuk, któ
remu uciekł ptak, colg chłodną noc
październikową spędził w lesie na
poszukiwonioch. O świcie przyszli
mu w sukurs koledzy i uczniowie ze
szkoły. Ptoko tym razem odnoleziono. lecz każdy błgd w sztuce może
skończyć się strotg wychowanka.
Ptak plerwazy dosii^cKl zwierzyna — zrywa się /. r ę k a w i c y .
kolniczego, z uczniami tucholslciej
szkoły, Było więc płaszczyzno poro
zumienia, w rozmowach bowiem nie
występowaliśmy bez atutów. Nosi
sokolnicy mieli już dobrze unoszone
ptoki, o czym przekonano się w
czasie łowów.
W trokcie spotkonia wymieniono
nie tylko doświofkzenio lecz i okcesorio sokolnicze, choć przyznać
trzebo, że wymiona było roczej -jed
nostronno, Niemcy Iwwiem w sprzęt
zoopatfzeni sq dobrze, czego o noszych sokotn'iłcach powiedzieć nie
możno. Sokolnictwo w NRD, zopoczqtl(owone w 195ó r, stoi no wy
sokim poziomie; łcondydoto no sokolnrko obowrqzuje dwuletni stoż.
podczas którego musi unosić dwo
myszołowy i pustułkę. Dopiero po
zdoniu egzaminu paed centrotng
komisjq mo prawo do somodzielnego polowonio z ptokiem łowczym.
Nie mniej surowe zosody, obowiqzujące u nos zapewnią, miejmy na
dzieję, prawidłowy rozwój tego ro
dzaju łowów,
Po ukończeniu kursu uczestnicy
otrzymali legitymacje uprowniajgce
do łowów I sokołami (jest to nozwa umowna, wszyscy bowiem po
lują z jostrzębiomi). Oczywiście orgonizotorzy plonują w przyszłym ro
ku zorgonizowonie podobnego kur
su dla wykładowców łowiectwa w
łecłw>i*och feśnych oroz dla innych
kondydotów no sokolników. Pienwsze kroki momy więc już szczęśliwie
lo sobą. Pozo sobą momy już tak
że pierwsze, prowdztwe polowanie
z sokołami.
W sot>otę rono sokolnicy ruszyli
w pole. Organizatorzy oficjalnie nie
planowali jakiejkolwiek ry^ralizacji
naszych sokolników z gośćmi, chociożby dlatego, że niemieckie ptaki
mioly zo sobq już kilkuletni stoż
łowiecki, nosze zaś w większości
kilkutygodniowy, nieliczne zaś tyl
ko paroletni. Widziałem jednok, że
chłopcy z Tucholi bocznie obserwujq poczynonio ,,przedwnika". Polo
wano na bożonty, króliki, zojqce i
kuropatwy. Teren był urozmoicony:
liczne remizy wśród pól, wysokie,
suche o tej porze trawy rokowały
nodiieje no bożonty, na obrzeżach
zogojniJców potykono się o króli
cze nory.
Dobrze się złożyło, że nosi sąsie
dzi zza Odry dysponują dużym do
świadczeniem sokolniczym i to było
m,in.. przyczyną zoproszenio ich do
Polski na pieriwsze łowy. Spotkali
się tom z uczestnikomi kursu so-
Wiele uroku miało włóczęga je
siennymi polami, przedzieronie się
wśród zogojników, brodzenie po ro
wach i mokrodloch. Ptak siedzi na
rękawicy, czujnie roiglqdojqc się
dokolo, często pierwszy dostrzeże
•I
utakuji!
łup i nrm sokalni1( zdoło wydać roz
kaz - już jedzie w pole. Z 9qszczo strzela z furkotem w powietrze
kogut, nim wyrówna lot i nabie
rze szybkości, juź mknie ku niemu
jastriqb wolnym z pozoru lotem.
Lecz kogut nie jest tiez szans, jego
rotunek to zopość jak nojszybciej
w trowy, wbić się w krzewy, w za
gajnik. Jeśli zdqży, jest urotowony.
Nopostnik siada wtedy na ziemi lub
na drzewie, obc4c celu który chybił.
Następuje
przymusowo i czę
sto długo przerwo w polowaniu, nie
zawsze bowiem ptak chce wrócić
na rękowicę. W większości przy
padków bożontom udoje się ujić,
przegrywają jedynie no otwartej
przestrzeni. Bywa też, że jak mówiq
sokolnicy, jastrzębiowi nie wyjdzie
,,dosiad" i bożont zdoła wyrwać
się nawet spod napastnika.
Często również jastrzqb jest zbyt
słaby by zdobyć tok dużego i sil
nego ptoko. No przyklod ^viększość
niemieckich ptoków, które nie polo
wały dotychczas no bożanty, uni
kało otoku bqdź otokowolo nie
chętnie i bez efektu.
Dużo lepsze rezultaty doje polo
wanie no króliki. Zwierzyna to, licz
na w NRD, bordziej odpowiadało
ptakom naszych gości i przyznoć
trzebo, że było no co patrzeć. Polowono z fretkq bądź pędzono zogojniki. Królik wypadłszy no linię
sokolników, jeśli tyłko pusta prze
strzeń było wystorczojąco dużo, za
zwyczaj ginął pod jostrfębiem, Nojwięcej też królików było na poko
cie (18).
Zając jest dla jastrzębia najtrud
niejszym przeciwnikiem. Siłny kot
potrafi dotkliwie poturbować ptoko
i ujść cało. Totei^zojąca otokowoły
nieliczną -^ko, Bardzo silne i doświodczone ptaki. A jednak no po
kocie było i kilka zajęcy, Bijq je
jastrzębie chętnie, ncwet w trud
nych warunkach, w lesie, gdzie lot
wymogo refleksu i precyzji. Toki
piękny otok zodemonstrowal nom
jastrząb noszych gości. W wysokiej
drągowi nie u jf żęliśmy pomykojącego szarołto. Atak był błyskawiczny
- lecąc tuż ponad ziemią jastrząb
wymijał drzewo, w ułomku sekundy
zmienioł kierunek lotu, lekko tylko
robiąc skrzydłomi. Zająca jednak
nie doszedł, lecz dostarczył wszyst
kim
naprawdę
emocjonującego
przeżycio. I to jest chyba główny
sens sokolnictwo. Ale priekonoć się
o tym trzeba samemu.
Myliłby się ten, kto by sądził, że
sokołnictwo eliminuje wypadki no
polowoniu. Przekonoł się o tym je
den z uczestników polowania, nasz
redakcyjny kolega, Leszek Sawicki,
Jego ptok, pręikno i dobrze unoszo
na Kaśko, wraz z kilkoma innymi
jostrzębiomi
atokowolo bażanty,
podniesione z zogojnika. Nie doj
rzeliśmy co działo się w gąszczu,
otok jednak się nie powiódł, boża/ity uszły. Kaśko zaś zoatokowoła
jastrzębia jednego z gości. Tylko
w tokich sytuocjach możno się prze
konać o koleżeństwie, zrozumieć
prawdziwie sportową
otmosferę.
Strato towarzysza łowów jest zowsze t>olesna. Wszystkim zaimpono
wało postawo naszego gościa. Wi
działem no polowonioch kłótnie o
byle zająca i dlatego długo będę
pamiętał gest sokolnika, który zdjął
dzwoneczki z nóg srwego martwego
ptoko i wręczył je nojbtiższemu toworzyszowi łowów. No cóż, w każ
dej sytuacji trzeba się umieć zna
leźć. Nie mniej pięknym gestem
było reolicja kol. Sawickiego, Kaś
ka z nowym właścicielem pojecha
ło do NRD...
Tok więc no brok emocji tego
dnio nie riorzekono. W&pólne suk
cesy i porożki zbliżają ludzi, kon
takty z niemieckim' sokolnikami
trwają już klłko lot i widoć że obydwie strony zdołały się z sobą
zżyć, o nic tak nie zbliżo ludzi, jok
wspólna posjo.
Tekst ROBERT TERENTJEW, Zdjęcia LESZEK KRZYSZTOF SAWICKI
Przyjmując pozyskanie jako wskaźnik sta
nów zwierzyny drobnej możemy stwierdzić, że
najszybciej odbudowują się stany k u r e s t w ,
natomiast dla zająca ostatni sezon był nieco
mniej sprzyjający. Powolny, lecz systematycz
ny wzrost wykazuje pozyskanie bażantów.
Można w^ęc wnioskować, że nasze rodzime ga
tunki zwierzyny drobnej: zając i kuropatwa,
które najbardziej ucierpiały na skutek ciężkiej
zimy, w sprzyjających warunkach odbudowu
ją swe populacje bardzo szybko.
JAK WYPADl BILANS
Pozyskanie podstawowych gatunków
zwierzyny drobnej w sezonie 1972/73
D
ANE liczbowe, dotyczące pozyskania
zwierzyny, zebrane z łowieckich planów
hodowlanych nie odzwierciedlają w peł
ni rzeczywistego bezwzględnego pozyskania,
lecz mogą być wskaźnikiem ogólnych tenden-
^ 1
ZA7AC
cji rozwojowych populacji. Z tego względu
winno się je wykorzystać do porównań i ana
liz, na wszystkich szczeblach organizacyjnych
PZL. W naszych pracach z tego zakresu, obej
mujących już trzeci kolejny sezon łowiecki,
przyjęliśmy jako podstawowy wskaźnik — po
zyskanie w sztukach na 1000 ha. Ze względu
na powierzchnię naszych obwodów (3000 —
10 000 ha), wskaźnik ten należy uznać za naj
bardziej praktyczny. Pozyskanie łączne trzech
głównych gatunków zwierzyny drobnej w Pol
sce w trzech kolejnych sezonach łowieckich
(od pamiętnej zimy 1969/70) przedstawia się
następująco:
Sezon
łowiecki
Pozyskanie
szt/1000 ha
1970/71
1971/72
1972/73
14.7
23,7
27,0
Dynamikę pozyskania poszczególnych
tunków obrazuje wykres (rys. 1).
W pozyskaniu zająca (rys. 2a) część woje
wództw miała wyniki gorsze niż w ubiegłym
sezonie. Zdecydowany wzrost pozyskania na
stąpił w województwach: Lódź, Katowice i
Kraków. U kuropatwy (rys. 2b) najwyższy
wzrost pozyskania notujemy w wojewódz
twach: Lódź, Katowice, Lublin, Warszawa,
Kielce. U bażanta (rys. 2c) największy wzrost
pozyskania wykazały województwa: Kraków,
Opole, Lódź, Bydgoszcz.
Wielkość pozyskania w przedziałach iloś
ciowych przedstawiają w ujęciu przestrzen
nym na terenie kraju załączone mapy; po
kazują one nasze najzasobniejsze w drobną
zwierzynę tereny. Wskaźniki pozyskania w
najlepszych pod tym względem powiatach
przedstawia załączone zestawienie (tab. 1). Na
uwagę zasługuje fakt, że część powiatów, w
których występuje wysokie pozyskanie kuro
patw, legitymuje się również dużym pozyska
niem bażanta, co dowodzi, że przy ot>ecnych
stanach, nawet przy stosunkowo dużym za
gęszczeniu, gatunki te nie konkurują ze sobą.
ga-
Zdzisław Plata, Gustaw Matuszewski
KUHOPATWA
{
Kuropatwa
tAlANT
ia7t/7z
mo/ri
tm/73
Rys. t. Dynimika pozyskania podstawowych gatun
ków zwlersyny drobnej w Polsce w okresie mo-13
Ik
U r h Ii
Prossowioe
HlechóK
nrubosyos
irialuń
Kutno
84,5
65,7
57,2
52,0
50,5
45.1
M.O
•5,8
41.1
40,5
KratosEyii
Łaak
Hadouko
Csfstoohowa
1
a
151. i
ir.
m.
XT.
V.
VT.
TII.
1 TIII.
1 II.
1 Z.
1
iIHI
Rys. ts. Pozyskanie zalccy
i i i i i 3 ' ? - - ^ ł ł S : ;
Rys. tb. Pozyskanie kuropatw
Busko Zdr^j
Dąbrowa Tarnowsks
''efstootiowa
TarQot>r8eg
OłabcEjca
RadoBsko
TroBBowloa
Hleotiów
CrapkowŁoa
Sieradz
70,2
60,4
56,0
51.5
50,8
47,4
45,2
45,0
40,3
39.6
Ba&ant
76,6
62,5
59,3
55.5
48,0
43,9
38.0
37,8
37,7
57,4
Pros Eowlca
, Aleksandrów
Brbolk
ClSB^H
Mleohów
Radziejów
Ołnboiyoe
Kraków
1
1
DL
t i hi
Rys. 2c. Po^y&kanle bażantów
Intensywność
pozyskania baiantdw
10
Jubileusz nie tylko myśliwych
IEDZIELNY czerwcowy ranek był nieco
odmienny od zwykłego wyjazdu na łowy.
Na miejsce zbiórki spieszyli członkowie
WKL
Nr 216 „Przyjemność" z Bydgoszczy w ga
lowych mundurach, bez myśliwskich akcesoriów.
Tylko sekretarz dźwigał pękatą teczkę i był naj
bardziej podniecony. Ruszała t»owiem do łowi
ska niezwykła kawalkada pojazdów: nasza „bu
da", do której zamiast przyczepy na zające —
doczepiono dymiącą kuchnię, „propagandowa"
nysa, samochód z orkiestrą, ciężarowy z dekora
cją i kilka warszaw.
W czasie postoju na placu vi Piotrkowie Ku
jawskim z głośnika ..propagandowego" płyną
skoczne rytmy kujawiaka, a głos spikera wita
mieszkańców ziemi kujawskiej i zaprasza na
„Wielki turniej młodzieży" do pobliskiej wsi
Lubsin.
Na t)oisku szkolnym w Lubsinie ruch i gwar
jak w dzień powszedni. Jest dyrektor szkoły,
przed.stawiciel komitetu rodzicielskiego, w od
świętnych mundurach miejscowi strażacy, liczna
grupa ludności i młodzieży.
Kilka krótkich dyspozycji łowczego i szef
kuchni w oka mgnieniu rozwija swój ,,węzeł za
silania", obsługa wozu „propagandowego" radiofonizuje teren, wyrasta na pokaźnych roz
miarów planszach las i na zielonym tle białe
orły, biel, czerwień i błękit falujących na wie
trze chorągwi stwarzają niecodzienną scenerię.
Przy wejściu ustawiono planszę, która głosi:
..Wojskowi myśliwi witają swoich sympatyków
i przyjaciół", a dalej ekspozycja .,50 lat PZL".
obrazująca osiągnięcia hodowlane, występujątt*
w łowisku gatunki zwierzyny, dyplomy i osiąg
nięcia szkolnych kół LOP, pomysłowo wyekspo
nowane problemy ochrony środowiska, aktual
nych zadań łowiectwa itp.
Z kolei plansza „30 lat LWP", szlak l>ojowy I
i I I AWP i fotoserwis obrazujący codzienny
trud żołnierzy poszczególnych rodzajów wojsk.
N
braterstwo broni LWP z armiami krajów socja
listycznych, udział wojska w rozwoju kraju i
społeczeństwa.
Rozlegają się dźwięki marsza. Na t>oisko wy
jeżdża na udekorowanych rowerach młodzież ze
szkoły w Budzisławiu, a za nią liczna grupa ze
szkoły w Kozach, która zajmuje czołowe miejsce
w konkursach kól LOP w powiecie radziejow
skim. Marszowym krokiem z naręczami polnych
kwiatów maszerują gospodarze ze szkoły w Lub
sinie, którzy sięgnęli po laury w skali woje
wództwa bydgoskiego.
Potem brzmi hejnał ,.Wojska Polskiego" i syg
nał „Darz Bór". Prezes koła, ppłk. T. Nabrdalik wita serdecznie młodzież, opiekunów .szkol
nych kól LOP i LOK. społecznych opiekunów
łowiska, przedstawicieli miejscowych władz oraz
przybyłą ludność. W kilku słowach podkreśla
istotne treści obchodzonych jubileuszy i zapra
sza do powszechnego udziału w imprezie.
Młodzieżowy turniej poprowadził dowcipnie i
z werwą sekretarz koła. Na program turnieju
złożyły się gry i zaljawy sprawnościowe, elemen
ty sportów obronnych, prace użyteczne (budowa
budek karmowych), konkursy rysowania bażan
ta, piosenki, deklamacje na tematy myśliwskie
i wojskowe, przeplatane quizami.
Finał stanowiła „Zgaduj-zgadula" na temat ło
wiectwa, ochrony przyrody i 30 lat LWP. Po
ziom odpowiedzi zachwycił organizatorów.
Nagrody — piłka z siatką, wykonane przez
członków' WKL, kroniki dla kół LOP. książki,
dyplomy, medale, słodycze — przyjmowane by
ły z radością przez zwycięzców.
Skromnymi upominkami i dyplomami uhono
rowano również opiekunów szkolnych kół LOP,
społecznych opiekunów łowiska i najbardziej ak
tywnych we współpracy ze szkołami i kołem soł
tysów.
Tadeusz Apanowicz
Pomysłowa wystawa trofeów
we Wrocławiu
w związku z 50-leciem istnienia Pol
skiego Związku Łowieckiego, Wojewódz
ka Rada Łowiecka we Wrocławiu zorga
nizowała bardzo efektowną
wystawę
trofeów łowieckich.
Na głównej ulicy Wrocławia w witry
nach Klubu Dziennikarza umieszczono osiem wieńców jeleni, pozyskanych w
ostatnich kilku latach (m. in. na terenie
powiatu l>olesławieckiego, dziewięć meda
lowych poroży kozłów, strzelonych na te
renach województwa wrocławskiego oraz
wspaniały oręż dzika. Poza tym na wysta
wie znalazły się eksponaty w postaci spre
parowanych ptaków łownych: dzikiej
kaczki-krzyżówki, bażanta, jarząbka, cie
trzewia oraz głuszca.
Od chwili urządzenia wystawy cieszy
ła się ona dużym zainteresowaniem lud
ności. Wydaje się, że z uwagi na nieznajo
mość, szczególnie ptactwa, wśród szero
kich rzesz społeczeństwa, w przyszłości
należałoby umieszczać przy eksponatach
krótkie opisy dotyczące naszej zwierzyny,
gdyż wystawa adresowana była przede
wszystkim do niemyśliwych.
Jerzy Rykowskł
hol. P. Klewłn
JUBILACI Z KOŁA
„OST|P"
Pierwsza, pełna nazwa dzisiejszego Koła Ło
wieckiego „Ostęp" z Warszawy brzmiała: Kolo
Myśliwskie i Hodowców Zwierzyny przy PZRH.
Było to w roku 1947 i choć później kilkakrotnie
nazwę zmieniano, wydaje się, że ta pierw.sza
najbardziej odzwierciedla działalność tej grupy
myśliwych. Hodowla zwierzyny jest tx)wiem
traktowana na równi z polowaniem. Tą zasadą
kierowano się już ćwierć wieku temu i przy
znać trzeba, ż e nie wszędzie była ona wtedy
tak iK>pularna j a k ol)ecnie.
W ostatnią niedzielę września myśliwi z „Os
tępu" obchodzili Jubileusz 25-lecia powstania
koła. Z tej okazji urządzono polowanie w ło
wisku w Korczewie, na które zaproszono rów
nież wszystkich byłych członków koła, którzy
przecież mają swój udział w jego powstaniu i
Eukcesach. Z t e j samej okazji wydano także
krótką historię kola oraz wykaz wszystkich jego
dawnych i dzisiejszych członków. Lista zawiera
aż 135 nazwisk.
Jubileuszowe polowanie na kuropatwy, kaczki
i bażanty dla zaproszonych gości było najlep.szym przeglądem tego wszystkiego, co w ło
wisku dotychczas zrobiono. Przyznać trzelw, że
stan kuropatw był imponujący, widać było rów
nież wyniki zasilania łowiska bażantami. A że
padło ich niezbyt wiele, zasługa w tym gospo
darzy, którzy o bażanty jeszcze dbają i niezbyt
chętnie pozwalają je strzelać.
Po zakończeniu polowania, wszyscy myśliwi
spotkali się przy ognisku, i jak to zawsze w
podobnych sytuacjach bywa, wspominano daw
ne lata, snuto plany na przyszłość.
Obecnie „Ostęp" gospodaruje w dwóch obwo
dach, w Korczewie i w Choroszczynce w pow.
Biała Podlaska. Ten drugi obwód przejęty w
roku 1964 w bardzo złym stanie, jest najlepszym
przykładem tego, co można w łowisku zrobić.
Już po czterech latach pracy r o z p o c z ę t o odłów
zajęcy na eksport. Co roku odławia się od 150
do 200 szaraków. W ubiegłym roku w Chorosz
czynce myśliwi dewizowi zdobyli zlotomedalowe
paro-Stki i dwa na medal b r ą z o w y . Jaką roię
pełni ten dawniej zaniedbany obwód świadczy
wyliczenie: gdy go przejmowano budżet kola
zamykał się sumą ok. 30 tys. zł, a dziś myśliwi
dysponują kwotą 200 tys. zł.
Kołu ..Ostęp" gospodarującemu i polującemu
pod przewodnictwem zarządu w składzie: Zbig
niew Mirowski. Tomasz Konarski, Adam Filak,
Aleksander I>omoradzki i Donat Szuliński, ży
czymy sukcesów w następnym ćwierćwieczu.
(ter)
ODZNACZENI ODZNAKĄ „ZA ZAStUGI DLA ŁOWIECTWA"
WRŁ
KOSZALIN
Zdzisław CboJnsckI
Edward G s l u i
Henryk Górski
Franciszek Grub
Jan Hawrsnłak
L « O D Hermanowski
Józefa JsDkowaks
Zofia Kajder
Aurelia U t w i ń s k a
Stanisław Łukasik
Jan Maj
Wscisw Hslyszko
Jan Manirot
Jan Mazurek
Franciszek Nowak
Anna Piechocka
Hanna Rołałowska
OlKS Serkiz
Stanisław SkwierawskI
Józet Wojtczak
Janusz Woinlak
Msrłan Zając
WRE.
POZNAA
Klemens AuEUStynisk
Stanisław Bączkiewłcs
Zygmunt BączUcwiez
Bogdan Glazik
Hubert Jarecki
Marian Kaczmarek
Ryszard Konieczny
Władysław Krysztof
Franciszek Krzyłanisk
Stanisław MIszUI
Kazimierz MontewsU
Walenty SekuterskI
Jan Snadny
Spóldzlelnła Produkcyjna StaryEr6d
Spółdzielnia Produkcyjna Orla
Szkoła Podstawowa Siedlemin
Szkoła Podstawowa Potarzyca
Kazimierz Światły
Władysław Wysocki
Konstanty Zełcjko
WRŁ SZCZECIN
Kazimierz Cypryntak
Jan Dlawicbowski
Andrzej Grabski
Zbigniew Janowski
Ireneusz Jelonek
Zbigniew Killński
Zbigniew Orłowski
Eugeniusz Pociecha
Czesław Rottau
s u n ł s ł a w Rychlik
Michał Trejgłs
11
SAFARI Z OBIEKTYWEM
pod redakcja Krzysztofa
Wysockiego
Cykl afrykańskich ontyłop lamyko gaiela
Thomsona. J«st to jeden t najpopulorniejsiych
gatunków zwienyny irodkowej i wschodniej
Afryki. Łagodnoić usposobienia i gromadny tryb
tycia sprawia, ż« cięsto staje się łupem larówno myiliwych jak i kłusowników. Cięsto używa
na jest do polowań i pfiynętq na duże dropieiniki, a także strzelana „na kuchnię". Należy do
dać, że mięso antylop jeił inakomite, a walory
smakowe w moim pnekonanju $ą tym większe
im mniejsio sztuko (uwzględniajqc także irtdywidualny wiek zwierzęcia). Goiela Thomsona od
powiada rozmiarami noszej sarnie (waga 25—27
kg). Popularny ,ftomi'^.J>o tok «ę powstechnic
go nazywa, jest bardio pięknie ubarwiony.
Wzdłuż tułowia posiada czarny pat, który odgra
nicza rdzawq suknię gribietu od biatowego pod
brzusza. Krótki ogon jest czarny, a tyl znów bio*lawy. Podobnie kolorowe posy mo tomi wzdłuż
kształtnego i proporcjonalnego (w stosunku do
sylwetki) łba. Rogi ustawione prawie równolegle
iktodają się jakby t regularnych pierścieni i sq
lekko wygięte ku tyłowi. Długość rogów sięga do
45 cm. Nieco żenujqce było dla mnie uczestnic
two w polowonioch, gdzie z dużych stad wybiera
się jedynie rekordowe trofea. Ta pogoń ta rekor
dem kraju, ciy kontynentu cechuiqca niestety
większość Izw. dewizowych, białych myśliwych
przysłania nieco urokł prawdziwego safari w nie
zapomnianej afrykańskiej scenorii.
HODOWCA RADZI
Jednym z aąjważnłeiszycb zabiegów liodowłanycti w łowisku Jest redukcja drapfeintków
1 szkodników. Czechosłowacja ma obecnie naj
większe pogłowie zwi«^yny drobnej wśród
krajów socjalistycznych dzięki m. in. ciągłemu
oczyszczaniu terenu z drapieżników i szkodni
ków.
ka po zamknięciu powinna być luźna. Z uwagi
na to. że po złapaniu się drapieżnika gołąb naj
częściej ginie — zastosowano automatyczne
uwalnianie ptaka.
Na rysunku 3 (szczegół a) pokazany jest prak
tyczny i niezawodny zamek-automat razem z
częścią dźwigni obracającej się na stałej osi.
Zamek ten jest nietrudny do wykonania jak
i zamocowania na ramce klatki wraz z dźwignią:
z tych względów jest bardziej godny polecenia
zamiast imitowanej gałęzi, czy też zrzutu jelenia.
Oprócz odstrzału dobre rezultaty daje od
iów przy pomocy pułapek. Oto niektóre z nich.
Rys. 1. Pułapka do odłowu dużych i małych
drapieżników. W momencie obciążenia podwie
szonej deski ciężarem drapieżnika, ta opada i
iiwalnia podniesione zasuwy, które zamykają
drapieżnikowi wyjście. Na tchórze i kuny (na
kuny tylko tam, gdzie jest prowadzona hodowla
bażantów, ze względu na ich ochronę poza ba
żantarniami) ustawia się pułapki na zauważo
nych, wydeptanych przez tc drapieżniki ścież
kach, najczęściej w rowach lub bruzdach, na na
rożnikach wolierów dla bażantów, przy parka
nach. Dobrze jest podłożyć jajko w prześwit pu
łapki, lecz bez dotykania go gola ręką. Odiów
tych drapieżników jest skuteczniejszy od od
strzału, ze względu na ich nocny tryb życia.
P u ł a p k a do
I^UIŁWU
matach i d u ż y c h d r a p i e t n l k ó w
Rys. 2. Pułapka na zdziczałe psy. Zasada dzia
łania podobna, jak pułapki na rys. 1. Stosuje się
w różnych wersjach i wielkościach. Ustawiając
na State, wbija się kolki w ziemię na około 40
cm; taki właśnie sposób ustawienia pokazuje ry
sunek. Praktyczniejsza w naszych warunkach
będzie przenośna pułapka tego tyou z podlona
o nieco mniejszych rozmiarach, wykonana z de
sek, blachy lub siatki.
Rys. 3. Pułapka do odławiania jastrzębi golcbiarzy i innych drapieżników skrzydlatych. Moż
na ją łatwo przenosić lub przewozić nawet na
rowerze. Zasada działania podobna jak w pułap
ce na myszy z tym. że sprężyny muszą być od
powiednio silniejsze. Wykonujemy ja z siatki
drucianej, pałąk zamykający draoieżnika, z dru
tu stalowego o średnicy 7 do 10 mm, obszyty
siatką, najlepiej nylonową, która drugim koń
cem powinna być przymocowana do górnej ram
ki klatki, jak to jest pokazane na rysunku. Siat
Zamon
Puiapkii uii /(i/ii.vale ^t>y
ioatama
P u ł a p k a do u d ł a w i a n l a .iiu>trzębl
LISTOPAD 1913
Wilcza plaga W Kanadzie. Północna Kanada, aa
/.aludnienle Ictórej przez o s a d n i k ó w , wydaje się rocz
nie miliony dolarów, cierpi obecnie na g r o ź n ą i n u-azj<j. Mianowicie wilcza plaga zdaje się zagrażac
dalszemu rozwojowi lej prowincji, a zwłaszcza ołcolicy Sosicaczewan. Agenci o r g a n i z u j ą c y emigracyiiiych osadniiców. przemilczają o t y m we w ł a s n y m
mteresie. Jak jednak groźne musi b y ć to niebezpie
czeństwo, skoro rząd kanadyjski wyznacza premit*
w wysokości 450 marek
za teb zdobytego wilka
i urządza wielkie o b ł a w y na tych rabusiów.
Przed trzema laty silne mrozy zagnały z Azji
Wsc^lOdnlej do północnej Kanady tysiące olbrzy
mich, szarych wilków, które przebiegły przez za
m a r z n i ę t ą z a t o k ę Beringa, p o s z u k u j ą c łagodniejsze
go klimatu. Przez sosnowe lasy
niezamieszkałej
północy Kanady p o s u w a j ą się hordy wilcze coraz
dalej na p o ł u d n i o w y wschód, aż do r ó w n i n na po
łudniu z u r o d z a j n ą w pszenicą doliną Soskaczewanu. Bardzo groźni dla o s a d n i k ó w są cl przybysze
z Azji. Wilk kanadyjski, mały, brunatny, rzadko na
pada na człowieka i to t y l k o wówczas, gdy jest po
d r a ż n i o n y , przy t y m ostrzega przed napadem w y
ciem i szczekaniem. Natomiast jego syberyjski ko
lega, szary w i l k stepowy, napada milczkiem. pod
stępnie 1 rozdziera swą ofiarę, nie d a j ą c jej żad
nych szans obrony. Również z Ontario n a d c h o d z ą
wieści o pladze wilków. Na p ó ł n o c n y m brzegu je
ziora Nipigon zniknął posłaniec pocztowy bez śla
du. Po długich poszukiwaniach znaleziono kawa
łek r ę k i 1 część nogi tego nieszczęśnika pożartego
przez w i l k i . Ze walczył z nimi bohatersko, ś w i a d c z ą
o t y m znalezione w pobliżu cztery ścierwa zastrze
lonych wilków. Nawet torba pocztowa została po
żarta, a listy rozsypane. Podobny los spotkał r ó w
nież drugiego listonosza. Oba te w y p a d k i zdarzyły
stę w odstępie dziesięciodniowym. Nikt ot>ecnie jiie
o d w a ż a się wyjćć w pole po zapadnięciu zmroku.
Prawie wszystkie osady i zagrody b y w a j ą nocą
oblegane przez zgłodniałe watahy.
•
KoioroHC futra. Najbliższy sezon zimowy przy
niesie o r y g i n a l n ą n o w o ś ć : kolorowe tutra. Dotych-
Aktualne kierunki
hodowli zajęcy
IX>KOl9CZENIE ZE STR. 5
siennego, szczególnie wielkości opadów oraz
przeprowadzonych odpowiednio przez straż
ników, wynagradzanych z funduszu ochrony
łowisk, poszukiwań* padłych zajęcy, które po
winny zostać przebadane dla ustalenia przy
czyn padnięcia. Istnieje także dla tego okresu
możliwość opracowania prób ilościowych, któ
re pozwolą ocenić zmiany zagęszczenia popu
lacji dla określonych terenów.
Wreszcie poprawka do prognozy określają
ca dopuszczalną wielkość pozyskania zajęcy,
powinna być opracowana po pierwszych kil
kunastu dniach sezonu łowieckiego w opar
ciu o wykazaną w punktach skupu strukturę
wiekową populacji.
Wydaje się. że nie trzeba dalej uzasadniać
celowości powołania takiej służby i realnej
skuteczności jej pracy. Pozostaje rozważyć
kto powinien taką służbę powołać i skąd
wziąć fundusze na jej organizację, Najwięltsza część odpowiedzialności za gospodarowa
nie zwierzyną drobną spoczywa na Polskim
cza.s najwyższą piękność tej prawdziwej ozdoby
kobiet upatrywano w dyskretnej i naturalnej ich
barwie, dzisiaj futra s k r z y ć się b ę d ą r ó ż n y m i ko
lorami tęczy. Obecnie m o ż n a Już o g l ą d a ć w Pa
ryżu pierwsze okazy tej mody, a nawet w czasie
ostatnich dni wyścigów m o ż n a było widzieć k i l k a
naście elegantek w lekkich o k r y w k a c h futrzanych
we wszystkich możliwych kolorach — p o m a r a ń
czowym, granatowym, r ó ż o w y m , złotym, srebrnym,
a nawet zielonym! Co do g a t u n k ó w futra, to naj
w i ę k s z y m wzięciem cieszą się s k ó r k i k r e t ó w , a
płaszcze teatralne i koncertowe z nich s p o r z ą d z o
ne są nadzwyczaj efektowne. Sensację w y w o ł a ł o
pojawienie się w teatrze jednej z plerw.szych ele
gantek paiyskich. w długim płaszczu, podbitym
b i a ł y m i lisami, nadto na wierzchu płaszcza, na
plecach, z n a j d o w a ł a się efektownie ułożona s k ó r k a
białego lisa, z całą głową, ł a p k a m i i wolno wiszą
cym ogonem. Wobec nadzwyczajnego zapotrzebo
wania s k ó r e k k r e t ó w , cena ich p o d s k o c z y ł a prawie
dwudziestokrotnie. To samo stało się ze s k ó r k a m i
białych, niebieskich . srebrnych lisów oraz soboli.
Naturalnie, że do mniej kosztownych futer kolo
rowych u ż y w a się s k ó r z psów, szczurów i m a ł p .
•
Eskimosi — lud m y ś l i w s k i . Badacz okolic pod
biegunowych. Norweg Ch. Leden, k t ó r y przeby
wał przez pewien czas u Eskimosów,
składał
sprawozdanie ze swej podróży w B e r l i ń s k i m To
warzystwie Geograficznym. Poznał on szczegóło
wo szczep Eskimosów, z a m i e s z k u j ą c y c h nad Zatok.*
MeWille w Grenlandii. Szczep złożony z kilkuset
zaledwie głów, stoi pod względem e t y c i n y m w y
żej od cywilizowanych E u r o p e j c z y k ó w . Ł a g o d n i i
dobroduszni nie posiadają w swoim słowniku ani
jednego p r z e k l e ń s t w a , ani jednego obelżywego w y razu. K ł a m s t w o , oszustwo i kradzież, z d a r z a j ą się
bardzo rzadko 1 podlegają ogromnie ciężkim ka
rom. Ilość mężczyzn Jest u E s k i m o s ó w dwa razy
większa niż ilość kobiet, k t ó r e w y c h o d z ą za m ą ż
bardzo wcześnie, bo zwykle w dwunastym r o k u
życia. Najstarsza dziewica nad Z a t o k ą Melville ma
lat szesnaście. J a k i c h ś prawnych form m a ł ż e ń s k i c h
w ś r ó d nich nie ma. mimo to żyją jednak ze sobą
bardzo szczęśliwie. Nie przeszkadza to jednak, że
nieraz m ą t w y b i e r a j ą c się na kilkutygodniowe po
lowanie, zamienia s t a r s z ą żonę na młodszą, aby
mu w wyprawie była bardziej pomocna. Całą przy
r o d ę u z n a j ą jako Istotę żywą. a po ś m i e r c i spo
dziewają się szczęśliwej k r a i n y , w której tiędą
mieć więcej fok 1 niedźwiedzi oraz więcej słońca,
niż za życia. Ci półdzicy ludzie, którzy u m i e j ą
Uczyć najwyżej do dwudziestu, to jest do liczby
w y r a ż a j ą c e j ilość palców u r ą k i nóg, są jako
myśliwi n i e z r ó w n a n i , a E u r o p e j c z y k ó w m a j ą w
pogardzie, u w a ż a j ą c ich za coś p o ś r e d n i e g o między
człowiekiem a zwierzęciem. Śmieją się z ich spo
sobu polowania, z broni palnej, k t ó r e ] Mały czło
wiek u ż y w a w ł o w a c h na białego niedźwiedzia, nie
mając odwagi zetrzeć się z n i m oko w oko. z
oszczepem w r ę k u . Rzecz znamienna, że każdy
Eskimos zapytany o wiek odpowiada, że Jest mtody
i każdy z nich sądził, p a t r z ą c na b r o d ę 34-letniego
Ledena. że obcy przybysz jest s ę d z i w y m starcem.
•1
cienkim śrutem
Gdy wracatem z rykowiska
Napotkałem
myśliwego...
Jechał z bronią i porożem
l rzekł do mnie: „Cześć kolego...
Jak tam Iowy? — zaraz spytał,
Gdzie trofea, bo nie widzę...?
— Wie pan — nic się nie strzeliło,
Ale przyznać to się wstydzę.
Więc zmyśliłem
opowiastkę.
Jakie to przygody miałem —
Szable dzika są w plecaku,
(Prawdę mówiąc, to dostałem).
Ale twierdzę, że zdobyłem
Prawie z narażeniem życia.
Gdy odyniec wyszedł na mnie.
To strzeliłem doń z ukrycia.
Skoro szczerze już mówimy.
To koledze także wyznam.
Ze ten wieniec też dostałem,
Ale żonie się nie przyznarr..
No bo prawie miesiąc cały
Siedząc w lesie dniem i nocą
Nawet byka nie strzeliłem
No to co ja tam robUem?
Całe szczęście, ze leśniczy
Zdjął ze ściany swe poroże:
„Proszę zabrać, chociaż stare
Lecz uwierzą panu może...".
Tak niestety często bywa,
Ze niejeden drodzy moi,
By renomę swą utrzymać.
To się w cudze piórka stroi.
Ale czasem gdy przypadkiem
Takie piórko gdzieś odpadnie.
To wypada mu zonucić
Oj, nie ładnie, oj, nie ładnie.
SZARAK
Wuem
Związku Łowieckim, bowiem jego ogniwa
gospodarują na lwiej części łowisk polnych
i polno-leśnych. Zatem najbardziej zaintereso
wanym w posiadaniu takiej służby powinien
być PZL. Nie bez znaczenia jest także fakt,
że Związek posiada własną komórkę wyspec
jalizowaną w badaniach nad zwierzyną drob
ną i w oparciu o jej kadrę naukową jako ele
ment
kierowniczo-organizacyjny. mógłby
służbę taką stworzyć.
Oczywiście wymagałoby to stworzenia w
Stacji Badawczej PZL dodatkowych etatów
dla pracowników naukowych i technicznych
(w granicach 5—6 osób) oraz uruchomienia
odpowiednich funduszy na koszty działalności,
takie jak druk i wysyłka ankiet, (JfUgramy
i praca maszyn cyfrowych, wynagrodzenie dla
niektórych respondentów za zbieranie (np. le
karze weterynaryjni w punktach skupu przed
siębiorstw .,Las"). lub opracowywanie (np.
klimatolodzy} części materiałów, itp. Należy
sądzić, że w wyniku działalności wspomnia
nej służby, pozyskanie samego tylko zająca
powinno wzrosnąć o co najmniej 400 tys.
sztuk rocznie i to w sposób nie zagrażający
trwałości ich populacji. Przeznaczenie z każ
dego z tych zajęcy pięciu złotych na koszty
utrzymania Wspomnianej służby wystarczają
co zabezpieczy jej potrzeby. Jest to tylko
około 5% wartości pozyskanej masy towaro
wej i rachunek ten mówi sam za siebie. Moż
na jeszcze wskazać, że gdyby w oparciu o tę
służbę stworzyć jeszcze system sygnalizacji
degradacji i skażeń środowiska biotycznego
łowisk krajowych, do czego zachęca Jezierski
w artykule „Łowiecka problematyka badaw
cza
programie — Człowiek a środowisko"
(,.Vpteomości Ekologiczne" zeszyt nr 1 z 1973
r . ) , ^ o ż n a by chyba otrzymać na działalność
tej służby odpłowiednie dotacje państwowe.
Tak czy inaczej sprawa jest naprawdę warta
zrealizowania w interesie optymalnego gospo
darowania populacjami zająca, a także innej
drobnej zwierzyny. Powinno to wyraźnie po
móc w uzyskaniu maksymalnego efektu pro
dukcyjnego przy zagwarantowaniu trwałego
zachowania ich populacji.
1
Włodzimierz Jezierski
Instytut Ekologii PAN
Zygmunt Pielowski
Stacja Badawcza PZL
Jan Raczyński
Zofctad Badania Ssaków PAN
Andrzej Szaniawski
Jn^tytut Badawczy Leśnictwa
13
ŁOWIECTWO W LITERATURZE I SZTUCE
ROZWIĄZANIE KONKURSU JUBILEUSZOWEGO Z NUMERU 13-14(1448-1449) „ŁOWCA POLSKIEGO'
A — „Myślistwo z ogary".
B — „Soból i panna",
C — Jagienka,
D — Zbigniew Kowalski,
E — Janusz Meissner,
F — Julian Ejsmond,
G — Stanisław Zatwrowski „W sercu kniei",
H — Jan Edward Kuctiarskl: m. in. „Dwa
brzegi rzeki", „Zeszyt z brzozowej kory"
i „Co komu z lasu",
I — Stanisław Rozwadowski,
J — Alfred Wierusz-Kowalski,
K — Ksiądz Robak,
L — Mateusz Cygański,
Włodzimierz Pucłialski i Józef J. Szczep
kowski,
M—Stefan Żeromski „Popioły".
N — m. in. „Dropie", „Jastrząb", „Kuropatwy
na śniegu", „Kurka wodna", i ,,Bociany",
O — Włodzimierz Korsak m, in. „Ku indyj
skiej rubieży", „Leśne ognisko", „Na tro
pach przyrody" oraz „Las mi powiedział",
P — Juliusz Kossak,
R — Julian Fałat „Oszczepnicy",
W wynika komtoyinego losowania nagrody
otrsymują:
1) RADIO TRANZYSTOROWE — Janina Ba
torska, Kielce, ul. Toporowskiego 16 m 30,
2) ZŁOCONY
ZEGAREK-MEDALION
Maria Jezierska, Warszawa, ul. Pańska 90
m 41,
3) NAMIOT 2-OSOBOWY — 7amisz Kochańł^czyk. Technikum Rolnicze, k l . n B, 12-230
Biała Piska,
4) Ś P I W Ó R — Alina Osiniak, Przemyśl, ul.
Dr Jordana 1 m 4,
5) MAŁY ROBOT KUCHENNY — Leszek
Krasula, Chrzanów, ul. XX-lecia PRL 2
m 39, woj. Kraków,
6) ZEGAREK MĘSKI — Jerzy Plender. Murzynówko, 63-023 Sulęcinek. pow. Środa
Wlkp..
7) KOMPLET NAKRYĆ KAMPINGOWYCH
W WALIZCE — Stanisław Czwertmicki,
ul. Strzecha 25. 60-287 Poznań.
8) BUDZIK W FUTERALE — Henryk Sępkowski. ul. Nowotki 18 m 15, 08-UO Siedlce,
9) ELEKTRYCZNA MASZYNKA DO GOLE
NIA — Michał Sokołowski. 87-320 Górzno,
pow. Brodnica,
10) OPIEKACZ DO CHLEBA — Franciszek
Mazur, ul. M. Skłodowskiej-Curie 12a m 14,
42-300 Myszków,
11) MATERAC — Bolesław Grześ, ul. Warneńska 2 m 57, 02-759 Warszawa,
12) KOC — Stanisław Bigos, Rynek 2 m I ,
59-320 Polkowice, woj. Wrocław,
13) REPRODUKCJA OBRAZU J. BRANDTA —
Józef Wyganowski, Legionowo, ul. Zygmuntowska 16,
14) PLECAK — Mariusz Malinowski, Warsza
wa, ul. Nowotki 16 m 62,
15) SUSZARKA DO WŁOSÓW — Zdzisław
Kordasiewicz, ul. Wyczółkowskiego 36 m 5,
41-902 Bytom.
16) WENTYLATOR — Leon Cetnerowski, ul.
Chełmońskiego 5 m 17, 80-301 Gdańsk-Oliwa,
17) „PAN TADEUSZ" — Tadeusz Rynkusz.
47-300 Krapkowice, woj. Opole,
18) TERMOS PODWÓJNY — Jacek Sieradzki,
ul. Ostroroga 4, 52-421 Wrocław,
19) ALBUM „W KRAINIE ŁOWÓW" — Lucy
na Kostecka, Świecie n.Wistą, ul. I Armii
WP 167a m 26.
20) SZACHY — Gabriela Józefowicz, Czyszków, pow. Garwolin,
21) ZESTAW PŁYT DO NAUKI JĘZYKA
FRANCUSKIEGO — Izabella Rosiak, ul.
J. Krasickiego 5 m 1, 75-522 Koszalin,
22) KSIĄŻKA „MALARSKI ŻYWOT JÓZEFA
CHEŁMOŃSKIEGO" — Jan Ryszka, ul.
Rybaki 19 m 16, 72-600 Świnoujście.
Nagrody zostały ufundowane pnez Spółdziel
nię „Jedność łowiecka" w Warszawie.
Zawiadamiamy, że zmarł w wieku 72 lat
Dnia 24 czerwca 1973 roku zmarł nagle w wieku 49 lat
Kolega
Kolego
FRANCISZEK NASSAL
Przewodniczący Komisji Rewizyjnej. Uczestnik I I I Powsta
nia Śląskiego. Działacz społeczny. Odznaczony Krzyżem Ka
walerskim Orderu „Polonia Restituta", Śląskim Krzyżem
Powstańczym, Srebrnym Krzyżem Zasługi z 1934 r., Krzyżem
Górnośląskim oraz innymi odznaczeniami. W zmarłym stra
ciliśmy szlachetnego i etycznego Kolegę.
Zegnamy Go w głębokim smutku.
Koto Łowieckie ..Zalesie"
Dnia 8 lutego 1973 roku ztnarł po krótkotrwałej chorobie
Kolego
ANTONI G02D2
długoletni członek Polskiego Związku Łowieckiego. W zmar
łym tracimy przyjaciela, serdecznego i oddanego sprawom
łowieckim Kolegę.
Zarzątl i członkowie
Kola Łowieckiego Nr 3 w Starachowicach
mgr ZDZISŁAW GRZEGORCZYK
długoletni członek Koła Łowieckiego Nr
zmarłym utraciliśmy towarzysza łowów,
łowiectwa przyjaciela.
Cześć Jego pamięci!
Zarząd i
Koła Łowieckiego
2 w Augustowie. W
oddanego sprawom
członkowie
Nr 2 w Augustowie
Dnia 4 lipca 1973 roku zmarł w wieku 65 lat
Kolega
inż. ZYGMUNT SOKOŁOWSKI
długoletni członek Nadmorskiego Kola Łowieckiego w Gdy
ni. Pozostaje w naszej pamięci jako uczciwy i szlachetny
człowiek, serdeczny* Kolega, wierny i etyczny towarzys?
łowów.
Zegnamy Go z wielkim żalem.
Zarząd i członkowie
Nadmorskiego Koła Łowieckiego w Gdyni
Dnia 1 września zmarł nagle w wieku 83 lat
Kolega
JAN KRUK
długoletni członek władz Kola Łowieckiego „Tur-Jeleń" przy
Ministerstwie Górnictwa i Energetyki w Warszawie. W
zmarłym straciliśmy nieodżałowanego serdecznego Kolegę i
przyjaciela oraz wiernego towarzysza łowów, odznaczonego
brązowym Medal«n Zasługi Łowieckiej.
Cześć Jego pamięci!
Zarząd i członkowie
Koła Łowieckiego „Tur-Jeleń" w Warszawie
W dniu 12 września 1973 roku odszedł przedwcześnie do
Krainy Wielkich Łowów nasz nieodżałowany towarzysz
Kolego
ppłk JOZEF KOMOROWSKI
długoletni członek Zarządu naszego Koła, odznaczony brązo
wym Medalem Zasługi Łowieckiej. Zegnamy Go w głębokim
smutku.
Cześć Jego pamięci!
Zarząd i członkowie
Wojskowego Koła Łowieckiego 306 .Jeleń"
w W^arszawie
W dniu 15 października 1973 roku zmarł
Kolego
0
WOJCIECH CZEKAŁA
Dnia 11 maja 1973 roku zginął śmiercią tragiczną w wieku
33 lat
długoletni członek i przewodniczący Komisji Rewizyjnej Ko
la Łowieckiego Nr 142 w Gołańczy pow. Wągrowiec. Emery
towany leśniczy Nadleśnictwa Margonin, odznaczony m. in
nymi Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz
Medalem Zasługi Łowieckiej. W zmarłym tracimy wysoce
etycznego Kolegę, wieiKiego miłośnika przyrody ojczystej.
Zegnamy Go w głębokim smutku.
Kolego
Cześć Jego pamięci!
Z«rxąd i członkowie
Kola ŁowlecUeco Nr 142 w Golańczy
KRZYSZTOF MASINA
długoletni członek Koła Łowieckiego „Dzik" w Koszalinie,
etyczny i wzorowy myśliwy, serdeczny Przyjaciel I Kolega.
Cześć Jego pamięci!
Zarząd i członkowie
Kola Łowieckl^o „Dzik" w Koszalinie
KRZYŻÓWKA Z HASŁEM
M N o P
WtiUMl
Zjednoczenie P . L „LAS" przypomina,
że punkty pozyskania ,J,AS" pny^lowane S4 do przyjęcia upolowanej
zwierzyny przede wszystkin:
ZAJĘCY, DZIKÓW,
Z W I E R Z Y N Y PŁOWEJ.
Szmególowe
informacje
we wszystkich
placówkach
Zjednoczenia
„ŁAS".
Pu p r a w i d ł o w y m rozwiązaniu k r z y ż ó w k i , litery z ponumerowanych kratek,
czytane w kolejności od 1 do 6fi. u t w o r z ą hasło, które wystarczy n a d e s ł a ć Jako
rozwiązanie całego zadania.
POZIOMO: ]v rekwizyt malarza u rogacza • posługuje się n i m kłusowniit, 2)
c / ę ś ć lasu. gdzie zalega zwierzyna * k n i c j ó w k a , 3) d u b e l t ó w k a . 4) taza księży
ca * klępa. S) szarża odyhca na m y ś l i w e g o • imie tei^skie * basior. E) kuszenie
do ożenku. 7) gtęlwkie no*ycowate wcięcie w łopatach denielich. 8> z niej na
rybek. 9) niemiecki alchemik, lekarz i aptekarz, badał metody barwienia szkta,
l*odaI przepis na tzw. sól g l a u b e r s k ą (16(M—68). lO) na niej zapalnicy. 11) f i t t y -tlfty w aptekarstwie. 12) gasi, 13) zaopatrywanie ludności w ś r o d k i ż y w n o ś c i o
we, 11) dba o niego żołnierz. 15) smar maszynowy. 16) lal>oratorylne naczynie
szklane * szarłat, 17) d o w ó d c a armii rosyjskiej w czasie wypraw Napoleona na
Moskwę. 18) większa liczba psów • marionetka. 19) książka • efektowna bram
karza.
PIONOWO; . \ ) strzela, a /.ając pada od ś m i e c h u " boi sie ryzyka, Bi^bożodrzew.
C) kalil>er (uzji • przewlekła choroba przemiany materii, dna. D) niezbędna dla
p r a w o m o c n o ś c i u c h w a ł liczba członków j a k i e g o ś zgromadzenia. E) zatoka M o
rza Czerwonego • do nabycia w sklepie m i ę s n y m . F) 'v wyposażeniu selekcjo
nera • s ł y n n y wulkan na SycyUi • żywoinUc. Gł trofea do wyprawienia
• popisy cietrzewia na tokowisku
* utwór wokatno-insir u mentalny, H)
ruchome połączenia kości. 1) ostateczna kontrola tekstu przed podpisaniem
go do druku.
o ś r o d e k wypoczynkowy i sportowy nad ^ Pilicą. K)
rodzaj koronki wszywanej w l e k k ą odzież kobiecą lub dygiesja, L) popularna
ryba z Bałtyku, L) wiejski s a m o d z i a ł o w y fartuch suto marszczony. M] symp
tom, oznaka. N) śmigła kaczka, p) gwarowa nazwa byka Jelenia, łosia lub da
niela, P) przed T o b ą i w szuwara'ch • nazwa k r ę g u , przed k t ó r y m odbija się łeb
Ł porożem.
Rozwiązanie prosimy n a d s y ł a ć do dnia ID grudnia br. pod adresem: Redakcja
„Łowiec Polski", u l . Nowy Świat 15, M-4>Z9 Warszawa, z dopiskiem na kopercie:
Rozrywki u m y s ł o w e " .
Wśród czytelników, którzy nadeślą p r a w i d ł o w e rozwiązanie, rozlosujemy nag r o d ę - n i e s p o d z i a n k e oraz pleć n a g r ó d k s i ą ż k o w y c h .
Wiesław Zieliński
Z głębokim żalem zawiadamiamy, że w dniu 17 czerwca
1973 r, zmarł nagle w wieku 60 lat
Kolega
WŁADYSłJVW KURDAS
długoletni członek naszego Koła. Pozostaje w naszej pamięci
jako szlachetny człowiek, serdeczny Kolega i wiemy towa
rzysz łowów.
Cześć Jego pamięci!
Zlarząd i członkowie Kola Łowieckiego
„Groń" w Makowie Podhalańskim
O
G
H
O
D o s k o n a ł y wabik ze s r e b r n ą mem
b r a n ą (kniazienie zająca) na lisy, k u
ny 1 inne. Karta d ź w i ę k o w a do nauki
z i n s t r u k c j ą . Komplet 272 zł, Wabik
na kozła ze a r e b r n ą m e m b r a n ą 120 zł.
W y s y ł k a za zaliczeniem pocztowym.
Roman BilUk. Niepołomice, l Maja 32.
316/73
Psa dobrego dzikarza wiek 2 do 3
lat kupie. P ł a t n y po sprawdzeniu. Oferty p o w a ż n e . Jan Kurs 74-110 Banie
pow. Gryfino.
317/13
Sprzedam azczenlęU Jamniki szorstkowłose pięciomiesięczne po rodzi
cach rodowodowych. Marian
Kaaz,
N a d l e ś m c t w o Wilanów pow. Strzelce
Krajeńskie.
318/73
Szczenięta setter irlandzki o. chaJnp,
m i ę d z y n a r o d o w y m. z ł o t o m e d a l i s t k a
sprzedam, DryUng z l u n e t ą w cenie
p r z y s t ę p n e j kupie- J a b ł o ń s k i Włodzi
mierz P ł o n n e 87-«3 Szafarnia pow.
Golub D o b r z y ń teł. 13-20.
319/73
Sprzedam wyżta. wyżlicę szorstkowlose, urodzone 4 czerwca 1968 r. U -
N
I
A
iożone na f a r b ę i aport z wody i szu
warów.
P r ó b a na miejscu.
Barika,
64-520 Obrzycko, pow. Szamotuły.
3WJ3
Jagdterlerkc
6-mIesięczną
sprze
dam. Jerzy Baranowski, 04-970 War
szawa Palenica, u l . Włókiennicza 47/49
'tel. 12-93-01.
321/73
Uniewalnlam zgubioną legitymację
PZL w y d a n ą przez Z a r z ą d w o j e w ó d z .
k i Warszawa, Jerzy P a w ł o w s k i .
322/73
Ułożonego wyżla, czeskiego fouska
sprzeda Niwińska, K o m o r ó w k/War
szawy, Zaciszna 6 teł. 58-84-71. 323/73
Kołatki metalowe ulepszone lekkie,
efektywne, w cenie IS zł za s z t u k ę
posiada Koto Ł,owleckie , . J e d n o ś ć " w
Brzesku, spokojna 40 woj. K r a k ó w .
W y s y ł a m y odwrotnie.
321/73
Kupuję niechronione ptaki d r a p i e ż
ne. P l a w i ń s k i , Warszawa 42 skr. 36.
323/73
W Y D A W C A : Polski Z w i ą z e k Łowiecki — Zarząd G ł ó w n y , 00-029 Warszawa. Nowy Swlat 35, tel. 26-20-51 —3 1 26-46-13. konto NBP X V OM
1552-9-156906 oraz konto PKO nr 1-9-120-010. REDAKCJA- Z. G o l a ń s k ł , A. K r y ń s k i {red. nacz.), K. Terentjew (sekr. red) W. Kuliński
(red. techn.), A . Iwanowski (fotoreporter). KOMITET REDAKCYJNY: A. Brzezicki, E. Frankiewicz, Z. Golańskl, A . Kryński (przewod
niczący). J . E. Kucharski, M . Kurek, W. Mazurek, G. Mroczkowski, T. P a s ł a w s k i , J . Szelągiewicz, B. Zieliński. Redaktot
ŁOWCA
POLSKIEGO' przyjmuje we w t o r k i i czwartki w godz. 10—12: w inne dni i godziny po uprzednim telefonicznym porozumieniu'.' Redak
cja zastrzega sobie prawa skrótów, poprawek i u z u p e ł n i e ń w przypadku wykorzystania w d r u k u n a d e s ł a n e g o m a t e r i a ł u redakcyjnego
Rękopisów nie z a m ó w i o n y c h Redakcja nie zwraca. Prenumerata roczna 72.— zl. Cennik ogłoszeń: za centymetr kwadratowy zt 20—
Drobne do 25 w y r a z ó w za wyraz zł 1.— Nekrologi zt 10.— za cm kwadratowy. Miejsca zastrzeżone 50 proc. d r o ż e j . Z a k ł a d y Graficzne
..Dom Słowa Polskiego", Warszawa. N a k ł a d 55 000 egz.. papier rotgr. kl. V.
Indeks 3CC51
Zam. 8120 R-83
15
POLUJEMY Z SOKOŁAMI (3)
Gniazdownik
n
ORASTAJĄCEMU gniazdownikowi po
dajemy cale drobne ssaki i ptaki, które
zaleca się z grubsza oskubać lub usunąć
sierść, by odkryć krwisty kąsek. Ma to na ce
lu pobudzenie apetytu i wywołanie raptow
nego uderzenia w żer. Korzystne będzie, gdy
pokarm zaczniemy podawać na rękawicy, co
musi u ptaka wywołać skojarzenie r ę k a
wica = łup.
Wykonujemy to w ten sposób, że w lewą
rękę uzbrojoną rękawicą, wkładamy kawał
świeżego mięsa, trzymając przynętę przy
gnieździe naszego pupila. Zazwyczaj ptak
gwałtownie uderza w podany „lup" i tym sa
mym sadowi się na rękawicy. Zachowujemy
się wtedy spokojnie i pozwalamy na szarpa
nie i połykanie żeru. Zajętego zjadaniem mię
sa ptaka ostrożnie unosimy nieco wyżej
gniazda. Nie wolno przy tym wykonywać żad
nych gwałtownych ruchów, żeby jastrząb nie
czuł się niepewny i nie zechciał zeskoczyć.
Podawanie żeru na rękawicy ma być przy
gotowaniem do unoszenia i „jazdy w pole".
Gniazdosz. który poznał rękawicę daje się
później bardzo łatwo unosić i nie ma takich
problemów, jak ze złowionym dziczkiem.
Przed każdym podawaniem karmy wołamy
ptaka imieniem i gwizdkiem o wysokiej
częstotliwości. Ma to na celu spowodowanie
skojarzenia pobierania pokarmu z dźwiękiem,
na który ptak będzie do nas przylatywał (w
okresie późniejszym, gdy już będziemy z nim
w polu i lesie) na każde wezwanie.
Nadchodzi wreszcie moment, gdy musimy
ptakowi założyć krótkie pąta, z którymi już
nie będzie się rozstawał. Najprościej uczynić
to przy pomocy drugiej osoby w czasie, gdy
ptak łapczywie połyka żer. Można też same
mu nałożyć pęta w chwili, gdy ptak jest kar
miony na gnieździe. Pęta wiążemy tradycyj
nym węzłem sokolniczym (patrz poprzedni
odcinek). Zakładając pęto nie można w żad
nym wypadku stosować przemoc>'. Wario
także zwrócić uwagę, że na początku gniazdoszowi nie wolno łączyć pąt karabińczy
kiem obrotowym i dłużcem — na moment ten
przyjdzie również czas.
Gdy ptak siedzi na rękawicy spokojnie
i rwie kęs mięsa, można spróbować przejść
z nim kilka kroków w zamkniętym obejściu,
gdyż już w tym czasie ptak przejawia zdol
ności lotu. Przez takie wstępne krótkie ćwi
czenia można sobie na przyszłość oszczędzić
wiele trudu.
Jeżeli długie lotki u jastrzębia stwardnieją,
podajemy pokarm tylko jeden raz dziennie,
tak aby miał wypełnione całe wole. Oczywiś
cie żer otrzymuje na pięści w rękawicy, którą
poprzednio dobrze już poznał. W czasie gdy
rwie mięso, głaszczemy go, szeptem wyma
wiając jego imię.
Dopiero wtedy ptaka możemy ulokować na
przygotowanym wybiegu z drutem i dwoma
stojakami. Będą to dla jastrzębia nowe zja
wiska, do których jeszcze nie przywykł. Dla
tego może się zdarzyć, że ptak przywiązany
krótko do wysokiego stojaka będzie często
zeskakiwał, kwiląc na znak protestu.
Ma on jednak tylko tyle możliwości poru
szania się, ile jest miejsca na okrytej skórą
żerdzi. W żadnym wypadku nie wolno poz
wolić jastrzębiowi, aby spadając mógł dotk
nąć lotkami ziemi pod stojakiem. Gdyby od
razu przywiązać go do dlużca na kółeczku
suwającym się po drucie, ułatwiając prze
mieszczanie się ptaka ze stojaka na stojak i
do kąpieli, można byłoby przeżyć niemiłą
niespodziankę rozbicia się naszego wypiastowanego gniazdosza. Dlatego też zaleca się
ostrożnie oswajać ptaka ze wszystkimi urzą
dzeniami.
i
J a s t r z ą b na niskim sto
jaku
pałąkowatym
związany dłużcem węz
łem sokolniczym
a) i b) wiązanie dzwo
neczków do odnóży
jastrzębia.
c> w y k r ó j rzemienia do
mocowania
dzwo
neczków.
d) p r a w i d ł o w e
umoco
wanie pęta i dzwo
neczków
specjalnym
węzłem oraz sposób
przewleczenia
pęta
przez
karabińczyk
obrotowy,
e) sposób wiązania za
sadniczych pęt,
1. tabliczka z lekkiego
metalu
z
adresem
sokolnika,
g) sposób p r z y w i ą z a n i a
d w ó c h pęt do kara
bińczyka.
h) przewleczenie dlużca.
fM.
ZdlitlOW W d o w i ń i h t
Gdy uczeń po kilku lekcjach siedzi już spo
kojnie na wysokim stojaku i bierze ochoczo
z rękawicy pokarm — najpierw wielkości
włoskiego orzecha, następnie w zmniejszo
nych porcjach i zeskakuje na rękawicę, łako
mie pożerając krwisty przysmak, uwalniamy
dlużec ze stojaka, trzymając go w prawej rę
ce, a ptaka przenosimy do niskiego, pałąko
watego stojaka, na którym piowinien spokoj
nie siedzieć, Odczekujemy chwilę i podajemy
ponownie małą porcję mięsa. Jeżeli z niskiego
stojaka zeskoczy na pięść, sprawa już jest
prosta, Z własnego doświadczenia wiem, że
z ptakami łowczymi nie zawsze jest tak, jak
by to wynikało z praktycznych podręczników.
Każdy z nich jest bowiem indywidualistą
i nawet u naszego gniazdosza, któremu zastą
piliśmy rodziców, mogą wystąpić opory i nie
subordynacja, jeżeli nie będziemy postępo
wali cierpliwie i rozważnie.
Może się na przykład zdarzyć, że ptak nie
ma zamiaru siedzieć na niskim stojaku, gdyż
nie przywykł do niego. Wtedy zabieramy go
z niskiego stojaka i przenosimy na stojak wy
soki, na którym siedzi zazwyczaj spokojnie.
Trzymając dlużec w ręce, wabimy ptaka, by
zeskoczył na rękawicę i przynętę. Gdy będzie
głodny, uderzy na pewno w naszą pięść,
a wtedy przenosimy go na niski stojak, dając
znowu odprawę. Po wielokrotnym spokojnym
zapoznaniu ptaka z urządzeniami, możemy
przywiązać go do kółka na wybiegu drucia
nym i dyskretnie obserwować.
Warto również zaznaczyć, że w czasie
wspomnianych ćwiczeń, jastrząb otrzymuje
połowę dotychczEis podawanej karmy. Jeżeli
nie ma do dyspozycji urządzenia z wybiegiem,
można zapoznać go tylko z niskim stojakiem,
do którego jest umocowane kółeczko służące
do związania dłużca. Stojak taki nie jest wy
pełniony płótnem ani drewnem, jest wyłącz
nie urządzeniem, na którego paląku wymosz
czono skórą miejsce na siedzisko (stojak po
kazano na rysunku w odcinku pierwszym).
Potem nadchodzi czas intensywnego obno
szenia ptaka, który podczas wychowu od
pierwszych dni życia stał się podatny do ukła
dania. Trzeba więc zwrócić uwagę na jego
kondycję, gdyż był do tej pory zbyt obficie
karmiony i musimy teraz ograniczyć ilość po
dawanej karmy.
d. c. n.
WACŁAW LESIN5KI