„Manifest” „Desnaprawiści” „Nałóg jest hamulcem tego marszu

Transkrypt

„Manifest” „Desnaprawiści” „Nałóg jest hamulcem tego marszu
„Manifest”
„Desnaprawiści”
Wchodzimy do zatopionego w ciemności pokoju. Maciek , mój przewodnik- klucz, zamyka za mną drzwi do
tej ciasnej czworokątnej kłódki, która strzeże autorskich recept rodzących się w rozgorączkowanych
umysłach. „Każda progresywna myśl jest uzdrowieniem, medykamentem na trawiony wirusem umysłowej
stagnacji organizm społeczny. Im głębsza jest ta myśl, tym bardziej zaawansowane stadium choroby może
uleczyć”- tłumaczył mi zwięźle, gdy jeszcze staliśmy przed wejściem do starej, czynszowej kamienicy na
chełmskim śródmieściu, gdzie w małym, skromnym mieszkanku mieści się loża „desnaprawistów”.
Skąd wzięła się ta nazwa? Zapytany o nią Maciek odpowiedział półgłosem, który był ledwo słyszalny
podczas marszu zbutwiałymi i skrzypiącymi złowrogo schodami odrapanej klatki schodowej do mieszkania
mieszczącego się na drugiej kondygnacji. Połączyliśmy dwie frazy: destrukcja i naprawa; twierdzimy, że
naprawa całkowita nie jest możliwa bez uprzedniego wyeliminowania wadliwych elementów, cząstek
hamujących zdrowy rozwój społeczeństwa. To jak z samochodem, by naprawić wadliwą część należy ją
najpierw usunąć, wyeliminować, a dopiero następnie zamienić sprawną. Naszym zadaniem jest
„desnaprawa” kierunków myślowych rozkładających społeczeństwo”.
I jeszcze jedno- dodał, gdy staliśmy przed odrapanymi drzwiami pod numerem szóstymnasze imię jest analogiczne do nazwiska naszego mentora- Janusza Naprawy.
„Nałóg jest hamulcem tego marszu”
Witajcie- z mroku ogarniającego pokój wyłania się łysy mężczyzna. To właśnie mentor- Janusz.
Jedynym urozmaiceniem jego łysej czaszki jest delikatnie zarysowująca się linia zarostu wokoło jego ust
i nieustannie dymiący komin: imitacja kubańskiego cygara za 9. 90. Witam się z Januszem podaniem
ręki. Maciek czyni to tylko ruchem głowy.
Napijesz się czegoś?- proponuje- mamy herbatę, wodę i sok pomarańczowy. Alkoholu nie pijemy- zapewnia
machinalnie- alkohol otumania i pozbawia trzeźwości myślenia. Uważamy, że to właśnie on jest jedną z
głównych przyczyn negatywnego sterowania społeczeństwem- zaciąga się głęboko dymem z cygara i
wypuszcza go nosem- ludzie odurzają się alkoholem, by uciec od rzeczywistości nie licząc się z tym, że to
zwykłe placebo. Co więcej, po wyjściu z indukcji doświadczają prawdziwego obrazu rzeczywistości. Kac to
po prostu niezakłócony obraz świata- przerywa dozując kolejną dawkę dymu swym płucom,
Decyduję się na szklankę soku. Podaje mi ją ładna dziewczyna o mieszanych kolorystycznie włosach
brązowego blondu. Ze stonowanym uśmiechem podsuwa mi krzesło. Siadając rozglądam się po
pomieszczeniu. Gęsty, zadymiony mrok o konsystencji syropu rozświetlają nikłym światłem dwie nisko
watowe żarówki ukryte pod kloszami barwy zgniłej pomarańczy. Na środku pokoju stoi niewielki stół
umorusany zaschniętą farbą, popiołem z cygara i zasłany kilkoma kartkami rozrzuconymi w nieładzie.
Siedzimy przy nim kolejno: Janusz, Czarny, Ola, Maciek i ja. Czarny nie zdradza swojego imienia.
Twierdzi, że imiona powinny charakteryzować człowieka, być puentą jego charakteru, a nie wytworem
przyjętych przez ogół standardów. Pytam go o stosowanie jakichkolwiek używek, na co on przecząco kręci
głową. Tłumaczy, że podświadomą domeną człowieka jest nieustanny marsz w przód. „Wszelkie używki
zacierają te pragnienia, otępiają zmysł orientacji i blokują drogę w przyszłość poprzez nałóg. A nałóg jest
hamulcem tego marszu”.
Janusz gasi cygaro o blat stołu, rozsypując rozżarzony popiół na podłogę. Z papierośnicy o srebrnej barwie
wydobywa kolejne i zapala je rozświetlając światłem ognia swoją twarz. Zauważam, że białka jego oczu
są przekrwione. Następuje chwila ciszy, lecz nikt z nich nie wydaje się być nią skrępowany. „Tu każdy ma
czas na chwilę kontemplacji. Uważamy, że słowa wypowiedziane zbyt szybko są pozbawione przemyśleń,
a co za tym idzie- wartości w przekazie”.
„Jeśli kochasz, weź posprzątaj!”
Z Maćkiem zetknąłem się po raz pierwszy podczas spaceru chełmskim deptakiem. Z pozoru niczym
niewyróżniający się uliczny muzyk. Taki, jakich wielu oblega publiczne miejsca w ciepłe jeszcze jesienne
popołudnia. Moją uwagę przykuł wówczas jego nieskazitelnie biały ubiór. Każdy element jego stroju
prezentował się jakby został wyjęty wprost ze sterylnego prania z dodatkiem wybielacza. Aspekt wizualny
zadziałał. Przystanąłem, by posłuchać jego gry. Swobodnie przebiegał palcami po gryfie gitary wystukując
kolejne akordy. W jego zaangażowaniu dało się wyczuć głęboką pasję, w słowach piosenek- upór.
Traktowały o zmianie kierunków myślowych, usamodzielnieniu jednostek, o wartościach
nieprzemawiających z większości współczesnych piosenek. Przechodnie różnie reagowali.
Część przechodziła obojętnie, niektórzy cicho żartowali, inni przystawali. Jakiś starszy mężczyzna schylił się,
by rzucić symboliczną zapłatę. Nie było na nią przygotowanego miejsca. Maciek uśmiechnął się tylko lekko.
Moneta pozostała na chodniku. Po występie nawiązała się między nami rozmowa. Początkowo dość
stonowana, później ożywiła się. Opowiadał, że tworzy, bo ktoś kiedyś musi przestać mydlić ludziom oczy,
zerwać kurtynę iluzyjnej stateczności i ukazać prawdę. „Społeczeństwo rozpada się od środka, ale nikt tego
nie widzi, bo każdy zachwyca się obudową”. Nie brzmiało to jak lament paranoika. Był bardzo stanowczy i
pewny siebie.
„Czyste myśli- brudny dzień,
Jeśli kochasz- weź posprzątaj i go zmień”- tak przemawiał slogan wypisany czarnym markerem na jego
białej koszulce. Zapytany o sens tych słów wytłumaczył, że współczesnych ludzi charakteryzuje brak miłości
do innych. „Każdy choruje na powszechny egocentryzm. Zapatrzony w siebie i swoje potrzeby, nie zdaje
sobie sprawy, że każda jednostka jest komórką społecznego organizmu i tworząc czyny antagonistyczne staje
się nowotworem”.
Notując jego słowa na przygodnie znalezionej w kieszeni kartce papieru, poprosiłem go o kontakt.
Wiedziałem, ze znalazłem elastyczny materiał na reportaż. Że będę pisał o grupie dowiedziałem się po paru
kolejnych rozmowach, które predystynowały mnie do odegrania roli mediów ich własnej enklawy.
„Manifestacja”
Telewizja- Janusz rzuca na stół kartkę z nagryzmolonym na niej czterosylabowcem.
„Narzędzie zbrodni”- mruczy pod nosem Czarny. On nie ogląda telewizji. Maciek jako pierwszy wysnuwa
wnioski. Z całej czwórki wyróżnia się swym ekstrawertyzmem.
Twierdzi, że funkcja postrzegania telewizji jako środka przekazu informacji i rozrywki jest słuszna, co nie
zmienia faktu, że telewizja jest poniekąd stosowana do sztucznego wpajania społeczeństwu ustalonych
odgórnie wartości. „Trzeba wziąć pod uwagę, jak ta funkcja jest stosowana. Sens przekazu, jego poziom
i wartość jest sterowana w taki sposób, aby dokonać manipulacji w określonym kierunku”.
W pokoju panuje cisza mącona jedynie stonowaną wypowiedzią Maćka i cichym skrobaniem długopisu
po papierze, którym operuje Ola. Jest jedyną przedstawicielką płci żeńskiej w tym gronie i osobą najbardziej
tajemniczą. Spod okularów osadzonych na jej nosie spoglądają oczy o inteligentnym wejrzeniu ozdobione
kształtnymi brwiami. W nikłym blasku żarówek nabiera znaczenia synteza mickiewiczowskiej wietrznej
istoty. Można odnieść wrażenie, ze jest tylko iluzyjną zjawą, która uleci po jednym mrugnięciu powieką.
Chcę jej zadać pytanie, ale moje zamiary przerywa Janusz. W międzyczasie Maciek skończył mówić.
Ola podaje Januszowi brystolową kartę zapisaną starannym, kaligraficznym pismem. Ten kładzie ją na stole
wręcz z namaszczeniem i dławiąc się cygarowym dymem zabiera głos. Przemawia powoli, wyraźnie,
starannie dobierając słowa. Spogląda na mój dyktafon stojący na stole. Mówi, że napisali manifest, kładąc
nacisk na ostatnie słowo. Że są grupą niezadowolonych obywateli, którzy popychani moralnymi
przesłankami postanowili wystosować protest, w którym zawarli postulaty, będące propozycją zmian dla
schorowanego systemu społecznego. Janusz przerywa i kaszle. Jego kaszel jest duszący, wręcz gruźliczy.
Ola pyta, czy podać mu wody. Po raz pierwszy jej głos gości w tym pomieszczeniu.
Ma ciekawą, ciepłą barwę. Janusz odmawia, rozgniatając wypalone w połowie cygaro o blat stołu.
To, co powiedział Maciek, jest częścią jednego z naszych punktów- zwraca się bezpośrednio
do mnie. Jego głos jest cichszy i ochrypły. Sprawia wrażenie chorego. Kontynuuje. Mówi, że nie można
obojętnie przejść obok umierającego starca, tłumacząc sobie, że przeżył on już swoje życie i teraz może je
zakończyć.
To byłaby czysta hipokryzja- tłumaczy- Tak samo nie można tkwić w obojętności,
gdy społeczeństwo stacza się w dół, wmawiając sobie, że „to mnie nie dotyczy”. Każdego dnia jesteśmy
poddawani próbie życia przez nas samych na świecie, który sami sobie stworzyliśmy.
I dalej tworzymy przepełnieni strachem, kontrolujemy się nawzajem i ograniczamy, bojąc się, że ktoś może
pewnego dnia obalić naszą pozycję budowaną przez lata. Dlatego jesteśmy narkotyzowani mediami, które
kierunkują nasze poglądy na konkretnie obrany cel, wpajają nam płytkie wartości służące do usypiania
naszej czujności na sprawy, które decydują o naszym losie. Ludzie na górze, którzy są w mniejszości, tworzą
siłę dającą większość. Kreują sztuczne kultury i pod otoczką niezależności, którą rzekomo mają one dawać,
robią ciemne interesy i zbijają majątki na nieświadomej, odurzonej alkoholem młodzieży, od której
wychowania należy przyszłość narodu. Promowany w mediach kult używek i odrzucenia nauki na rzecz
niezobowiązujących zabaw degeneruje społeczeństwo- Janusz przerywa na chwilę dławiąc się własnym
oddechem- Mówiono, że władza ogółu byłaby niebezpieczna, bo niekontrolowana przez nikogo. Ale
przecież to ona jest podstawą propagowanej demokracji, a wszystkie niekontrolowane czynniki można
zniwelować poprzez indywidualne nauczanie ukierunkowane na dany typ charakteru. Dałoby to szansę
efektywniejszego rozwoju intelektualnego, gdyż nauka przyswajana byłaby poprzez przyjemność. Badanoby
predyspozycje ucznia i w ich kierunku edukowanoby go osiągając tym samym lepsze efekty nauczania.
Jednostka wyedukowana w odpowiednim dla niej kierunku wykonywała by w przyszłości bardziej
efektywną pracę. Starannie wyselekcjonowany zawód sprawia przyjemność.
Nie wtłaczanie wiedzy nieprzydatnej dla jednostki za wszelką cenę burzy frustrację, a świadomość, że
można osiągnąć to, czego się pragnie poprzez ukierunkowaną naukę. Człowiek ma podświadomą potrzebę
samorealizacji, wyróżnienia się ponad tło ale tłamszony niezrozumiałymi dla niego obowiązkami, popada w
nałogi podawane na tacy ze złoconego papieru przez niespokojnych decydentów. Naszym nadrzędnym
celem jest więc niszczenie alienacji i indywidualizacja jednostki.
Janusz zamilkł. Kaszel nie pozwala mu dalej mówić. Z uniesioną w pożegnalnym geście ręką wstaje od stołu
i chwiejnym krokiem wychodzi z pokoju. Jakby na rozkaz cała trójka wstaje z miejsca i rusza do wyjścia.
Ola chowa do torebki jasnożółtą kartę Manifestu. Podążam za nimi. Czarny zamyka drzwi oznaczone
szóstką. To mieszkanie Janusza. Wychodzimy skrzypiącymi schodami na zewnątrz. Nadszedł czas rozstania.
Na odchodnym zagaduję Olę. Na neutralnym terytorium jest bardzo otwarta i ciepła. Po dłuższej rozmowie
proponuje spotkanie. Mówi, że chce mi o czymś powiedzieć.
Myśli przyszłe
Park na chełmskiej górce muska delikatnie wiatr. Jego subtelne podmuchy błądzą po stokach niczym
zagubiona karawana wśród pustyni złotych liści wyścielających zielone jeszcze trawniki. Wiatr unosi je
zapraszając do tańca. Prześwietlone popołudniowym słońcem wyglądają jak tancerze nietypowego
karnawału. Olę poznaję z daleka. Jej niebieska, wełniana czapeczka, spod której wypływają kosmyki
błyszczących, jasnobrązowych włosów przyciąga wzrok. Idzie powoli, ostrożnie, jakby bała się utonąć w
zaspach usypanych z liści.
Mogliby to poodśnieżać- mówi z uśmiechem podchodząc do mnie.
Jej delikatna twarz w chwili uśmiechu doskonale współgra z promieniami słońca. W ręku trzyma pożółkły,
dębowy liść przypominający rozwartą dłoń.
Chodźmy, póki nie jest ciemno. Po zmroku tracę zmysł orientacji. Będę wtedy zdana na ciebie.
Odpowiadam jej uśmiechem. Po paru metrach pytam, czy chce mi powiedzieć coś ważnego. Ola zamyśla się.
Jej twarz przybiera poważniejszy wyraz.
Często ciężka praca wymaga poświęceń- wypowiada te słowa nie określając adresata- Czasem
największy zdobywca nie otrzymuje nagrody. Janusz był chory i jest teraz w szpitalu- patrzy na mnie
swymi ciemnymi, przenikliwymi oczami- Po naszym ostatnim spotkaniu, w którym uczestniczyłeś
dostał silnego ataku kaszlu i gdyby nie Czarny, który go później odwiedził i wezwał pogotowie...przerywa na chwilę. Marszczy lekko czoło, co dodaje jej jeszcze więcej niebanalnego uroku- Czy to nie
ironia, że człowiek, który walczy z uzależnieniem społeczeństwa, sam pada ofiarą tych uzależnień? Ale
nigdy nie chciał przestać. Mówił, że dym pozwala mu myśleć. Będziemy chcieli opublikować nasz
Manifest. Wiemy, że będzie ciężko, ale jesteśmy gotowi ponieść porażkę. Walcząc, trzeba mieć ją na
uwadze.
Ola przerywa. Idziemy dalej. Tego dnia dowiedziałem się jeszcze wiele, ale nic nie było tak ważne jak to,
że Janusz ma raka płuc, i że usycha niczym te jesienne liście niknące powoli w mroku gasnącego dnia.
Nie spotkałem go już nigdy więcej.