GALERIA - MOTO
Transkrypt
GALERIA - MOTO
Tytuł: Autor: Termin: Dystans: Węgry 2014 Cecylia & Jacek / MT 149 22-30 Sierpnia 2014r. 2 753 km RELACJA 13/2014 S E Z O N 2014 GALERIA 22-23 Sierpnia 2014 / Piątek, Sobota Gdańsk - Tuszyn - Budapeszt / 365–590 km (955 km) Ten urlop nas zaskoczył z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że w ogóle go dostaliśmy, po drugie dlatego, że mieliśmy jechać w szóstkę (z Bodkami i Krzyśkami), a pojechaliśmy znowu sami, również dlatego, że sądziliśmy, że będzie drogo, a nie było tak źle oraz nie spodziewaliśmy się, że Węgry są takie ładne, a Budapeszt w szczególności. Ale po kolei. Wyjechaliśmy w piątek po południu. Pogoda była idealna na jazdę, więc udało się dojechać do Tuszyna. Tam tylko nocleg i następnego dnia z samego rana dalej w trasę. Do granicy jakoś tak się dłużyło, ale w końcu zobaczyliśmy niebieską tablicę z gwiazdkami UE i dalej poszło już szybko. Słowacji w zasadzie nie zauważylibyśmy, gdyby nie nasze ulubione tam miejsce – Orawski zamek i tradycyjny tam obiad, czyli zasmażany ser. I zaraz już Węgry. Do Budapesztu dojechaliśmy ok. 18, więc jak tylko rozpakowaliśmy graty, poszliśmy na Cytadelę. Mieszkaliśmy bardzo blisko niej, dosłownie 10 minut piechotką. Jak tylko weszliśmy na wzgórze formalnie nas zamurowało – takiego pięknego widoku miasta jeszcze nie widzieliśmy! Mimo, że w mieście spędziliśmy tylko 2 dni, to na wzgórze wróciliśmy jeszcze trzy razy, żeby zrobić zdjęcia o różnych porach i po prostu posiedzieć i się na ten widok pogapić. 2 / 10 24 -25 Sierpnia 2014 / Niedziela, Poniedziałek Budapeszt / 0 km (955 km) Nocowaliśmy w takim punkcie miasta, że zwiedzaliśmy je pieszo, raz tylko jechaliśmy metrem. Warunki nie były wprawdzie luksusowe, był to chyba akademik studencki w roli hostelu, ale rekompensatą było położenie bardzo blisko centrum i atrakcyjna cena. Następnego dnia zwiedzanie zaczęliśmy od Zamku Królewskiego, który jest naprawdę wieli i zrobił na nas wielkie wrażenie. Następnym punktem był Kościół Macieja, przepiękny biały budynek z kolorową pomarańczowo-niebieską dachówką. W pobliżu znajduje się też siedziba Prezydenta Węgier. Zaraz za kościołem jest równie piękna Baszta Rybacka, z której można zrobić fajne focie z widokiem na Peszt oraz parlament. Nawiasem mówiąc przypomina on bardziej zamek Disneya niż siedzibę władzy. 3 / 10 Po drodze widzieliśmy kilka budynków z takimi właśnie dachami np. halę targową z ułożoną w jakiś wzór kolorową dachówką, która bardzo przyciąga wzrok. Tego dnia zobaczyliśmy też synagogę i Bazylikę Św. Stefana. Zwiedzając Budapeszt nie da się oczywiście ominąć mostów, coś przecież musi łączyć Budę z Pesztem (i odwrotnie). Z każdego wzgórza widać ich kilka. Najbardziej charakterystyczny i najstarszy jest most Łańcuchowy, tak nam się spodobał, że oprócz zrobienia zdjęć z każdej strony, musieliśmy jeszcze następnego dnia przejechać nim trzy razy motocyklem, żeby nakręcić filmik. Zaliczyliśmy jeszcze najkrótszy – zielony most Wolności, podobno ulubiony most samobójców oraz piękny śnieżnobiały most Elżbiety. Ten ostatni prowadzi prosto na Górę Gellerta, gdzie w luksusowym hotelu można skorzystać z łaźni, z których Budapeszt słynie. MOST WOLNOŚCI MOST ŁAŃCUCHOWY MOST ELŻBIETY 4 / 10 Nie tylko z resztą słynie z łaźni, ale też jak całe Węgry przystało, z gulaszu, papryki i salami. Paprykę (ostrą!!!!! i nie tylko) i salami w tysiącu odmian znaleźliśmy na hali targowej, a zupę gulaszową zjedliśmy po drodze na mieście. Niestety polecić knajpy nie możemy, bo z braku czasu trafiliśmy nie najlepiej i skusiliśmy się na „tourist menu”, więc dupy nie urwało. Ale koniecznie trzeba się skusić na langos. Placek drożdżowy smażony na oleju – i tu znów uwaga na miejsca turystyczne. Pierwszy raz zjedliśmy go na hali targowej i kazaliśmy nawalić kupę dodatków, bez sensu! Najpyszniejszy langos można kupić w obskurnych budach przy drodze, albo barach „plażowych” i jako dodatek wziąć tylko śmietanę i czosnek, mniam….. Na deserek kupowaliśmy duże rurki puste w środku, które miały różne smaki, naszym zdaniem najlepsze cynamonowe. Wieczorem wybraliśmy się ponownie na cytadelę zrobić serię zdjęć nocnych i wypić dobre lokalne winko na jednej z ławeczek. 5 / 10 Kolejnego dnia wstaliśmy wcześnie rano i metrem pojechaliśmy na obrzeża Budapesztu. Zwiedziliśmy lasek miejski, świetne miejsce w stylu parku z dużą ilością stawów. Na jego terenie znajdują się największe łaźnie w Budapeszcie oraz zamek Vajdahunyad. Piechotką wracaliśmy w stronę centrum. Po drodze zobaczyliśmy Plac Bohaterów na którym znajduje się nagrobek bezimiennych żołnierzy oraz pomnik przedstawiający najwybitniejszych władców madziarskich. Natknęliśmy się też na Dom Terroru. Obecnie mieści się w tym miejscu muzeum terroru, ale w latach 1945-1956 był siedzibą i więzieniem stalinowskiej policji politycznej AVH. Dookoła budynku na jego fasadzie przymocowane są zdjęcia osób, które zginęły w tym miejscu podczas przesłuchań. Kolejnym punktem na naszej drodze była Opera, a na kwaterę wróciliśmy przez Most Wolności, z którego był ładny widok na Cytadelę, pomnik Św. Gelerta i Zamek Królewski. 6 / 10 26 Sierpnia 2014 / Wtorek Vac – Hooloko – Sirok – Miskolc Topolca / 315 km (1 270 km) Następnego dnia ruszyliśmy dalej. Przed opuszczeniem Budapesztu musieliśmy podjechać pod największe atrakcje na motocyklu. No i tak zaliczyliśmy: Parlament, Zamek Królewski, Most Łańcuchowy, Pomnik Milenium. Gdzieś wyczytałem, że w pobliskiej miejscowości Vac znajduje się dobrze zachowany Łuk Triumfalny. No i zgadzało się. Malutka urokliwa miejscowość nad samym Dunajem z ładnym deptakiem no i oczywiście Łukiem Triumfalnym, który znajduje się już na wylocie z wioski i chyba obok więzienia. Bardzo chcieliśmy zobaczyć małą wioskę Hooloko, ponieważ w przewodnikach jest reklamowana jako nazwijmy to „żywy skansen”. To znaczy w wiosce urządzonej jak skansen mieszkają i żyją na co dzień ludzie. Wioska co prawda urocza, faktycznie jakby się czas zatrzymał, ale nie w XIX wieku. Trafiliśmy akurat na remont głównej drogi, która wykładana była pięknym nowiutkim kamieniem, pewnie później wystylizują go na stary. Muszę przyznać, że wrażenie zrobiła na nas babcia, która w wielkim sitku, nad ogniem robiła popkorn! Widać, że teraz po prostu trzeba łączyć nowe ze starym. 7 / 10 Tego dnia, zanim dojechaliśmy na nocleg do Miskolca, zatrzymaliśmy się jeszcze na zamku Sirok (tutaj też skonsumowaliśmy bułeczki z salami, które były aż czerwone od nadzienia papryki). Zamków w tych stronach mają dostatek! Co jeden to ładniejszy. 27 Sierpnia 2014 / Środa Miskolc – Lillafüred – Bélapátfalva – Eger – Miskolc / 227 km (1 497 km) Następny dzień zaczęliśmy od pięknej krajoznawczej wycieczki po bardzo urokliwych miejscach. Zobaczyliśmy Zamek Diosgyor oraz kamieniołom i malutkie Opactwo Cystersów, oraz przejechaliśmy trasą przez Góry Bukowe. Jednak główną atrakcją tego dnia był Eger, a konkretnie – z oczywistych powodów – Dolina Pięknej Pani. Powody oczywiste to wino i gulasz. Najbardziej znane i najczęściej spotykane w każdej piwnicy w Dolinie wino to Egri Bikawer. Znane oczywiście też u nas, ale do tej pory kojarzyło nam się tylko z winem czerwonym, a jest również różowe i białe. Dolina Pięknej Pani to przepiękne miejsce, właściwie ulica wypełniona po obu stronach piwnicami z winem i prawie przy każdej z nich restauracja, gdzie można zjeść całkiem dobrze i napić się wina. Degustacja również była obowiązkowa przy zakupach. Martwiliśmy się trochę o transport wina, ale niepotrzebnie razem z trunkiem można zakupić plastikowe butelki lub baniaczki w rozmiarze od 1 do 10 litrów. To niewiarygodne ile mogą pomieścić motocyklowe kufry! 8 / 10 Oczywiście całe miasto jest warte zobaczenia, a szczególnie przepiękny zamek, rynek, bazylikę. DLINA PIĘKNEJ PANI 28 Sierpnia 2014 / Czwartek Miskolc – Aggtelek – Miszkolc / 100 km (1 597 km) W czwartek mieliśmy w planie dzień lajtowy – tylko jaskinia i baseny. Jaskinia bardzo ładna, trzeba tylko trochę jej poszukać bo wioska Aggtelek mała i słabo oznakowana, ale bardzo się zdziwiliśmy bo nawet tam można znaleźć kogoś kto mówi po angielsku i wskaże drogę. Jaskinię oglądało się bardzo przyjemnie a dodatkową atrakcją było słuchanie przewodnika, który oczywiście mówił w języku węgierskim całkiem podobnym do niczego. Po powrocie do Miskolca poszliśmy na baseny. Miejscówkę mieliśmy dosłownie 5 minut od aquaparku, a po drodze jeszcze bary z langoszem. Baseniki super w środku i na zewnątrz, bicze wodne, sauna i inne bajery, a wszystko wkomponowane w skałę. Rewelacja! 9 / 10 29 Sierpnia 2014 / Piątek Miskolc – Boldogkőváralja – Sárospatak – Tokaj – Miszkolc / 220 km (1 817 km) Czas leci szybko, szczególnie na urlopie i został już tylko piątek. Pojechaliśmy najpierw do Zamku Boldogkovaralja, równie ładny jak poprzednie, które widzieliśmy. Na Węgrzech oczywiście, co normalne w tej części Europy, jest całkiem sporo zamków, można więc zrobić objazd tylko po zamkach. Potem pojechaliśmy do Tokaju przez Sárospatak, gdzie zobaczyliśmy Zamek Rakoczego. Super krajobrazy, winnice, winnice i winnice. Czuliśmy się zupełnie jak we Francji. Tokaj, bardzo urokliwe miasteczko, zwiedziliśmy tam muzeum wina. Na koniec nie mogliśmy oczywiście odpuścić wina (polecamy Aszu) i gulaszu. 30 Sierpnia 2014 / Sobota Miskolc – Gdańsk / 936 km (2 753 km) Oj szkoda, że się skończyło, fajnie było powspominać, nie mogę doczekać się następnego wyjazdu. Jak wiadomo czas szybko leci i jak piszemy tą relację mamy już sierpień 2015 i za tydzień jedziemy do Rumunii. 10 / 10