Home.pl
Transkrypt
Home.pl
-
~.
.'l
/
•
\
1923 ,
NUMER JUBILEUSZOWY
1948
Z OKAZJI DWUDZIESTOPI~C O ECI
OLSKIEGO ZW. IĄ~K
ŁOW ECKIEGO
/
LIPIEC -
,
Nr 7/8 (956/957)
SIERPIE~
1948
Cena numeru 100 zł.
..
l
1,l:. .
1-
..
!
·~
~~l
,.
(
·K o e d z!J in g ś li,m i f-.
-
\
l
'
.
Odwiedzajcie Pawilon
l
' Łowiecki
~
na· Wystawie Ziem Odzyskanych
we
Wrocłamiu,
•
F
'
\
lipiec- paździer-
nik 1948 rok. ·
Pawilon, ŁoWiecki znajduj'e · się na
.:terenie. B obok Pamilonu Leśnict\.
. samą
w'a nad
Od
ą.
l
r-
l'
1
l
..
.
'"
..
l
"
ŁOWIEC
ORGAN
P O L ' S KI E G O
Ą
Z W l
l
Nr 7/8 (956/957)
POLSKI
9
4
Z KU
L O W I E CK I E G O
Lipiec-Sierpień
8
4
Protektor Folskiego Związku Eowieckiego
Minister Obron-JJ Narodowej
Marszałek Polski, MICHAE 2YMIERSKI
-
---
-
~--~-
22
llfłea
1944 voku
Pierwszym polskim miast em a właściwie mamiasteczkiem oswobodzonym z pod straszliwej okupacji hitlerowski.ej przez wojsko Polskie i sprzymie rzoną Armię Czerwoną był
ły m
Chełm.
W tym małym lubelskim miasteczku naroWielki Manifest Lipcowy. Folski Komitet WY'zwolenia Narodowego w dniu 22 lipca
1944 roku, wśród huku dział ofensywy, której
celem była Wisła, proklamował prawdziwie podził się
stępową, rewolucyjną dem okrację, głosił budowę
ludowej, uspołeczni onej Polski.
Po r oku, jakżesz szybko, Manifest przestał już
Manifestem a stał się czynem, rdormą i prawem. Na s p opielałych gruzach Berlina powiewały biało-czerwone chorągwie W oj ska Polslkiego,
robotnik zakasywał rękawy przy rad osnej odbudowie unarodowionych fabryk, chłop o rał rolę
na nadanych mu parcelach, wreszcie leśnik polski obejmował w opiekę, zniszczone rab unkową
gosp odarką, wielkie obszary leśn e.
Oparta o wy tyczne Ma nifestu krzepła w szybkim t em pie władza Na rodu, rodził s i ę pla n trzyletni.
W planie tym rzeczywistych osiągni ęć nie zabrakło żadnego z trybów maszyny jakim jest
wielkie gospodarstwo narodowe. T o też maszyna państwowa odrodzonej P olski r:uszyła i zabyć
częła nabierać rozpędu.
Nie z abrakło też i na niwie łow i ecki ej ideowych działac zy, nie zab rakł o zapału i chęci do
pracy nad p oddźwign ięciem wzwyż zr ujnowan ej
gospodarki narodowej, j aką s tanowi Łowiectwo.
T o też liczący dz iś przeszło 30.000 członków
Polski Związek Łowiecki wznowił ju ż swoj ą
działalność w list opadzie 1944 r oku w. Lublinie.
P rzeprowadzona rdorma rolna, prz·e j ęci e przez
Pa ń stwo wszystkich lasów na terenie kraju, jak
również zagadnienie gosp odarki planowej, postawiły Związek nasz przed nowymi zagadnieni am~ , zmieni ając z gruntu pojęci e sam ego Ło
wiectwa.
Dziś Łowiectwo Polskie to bynajmniej nie zamożnych, sn obów i uprzywilejowanych,
Łowiectwo Polskie to poważna gałąź g ospodarki
narodowej, t o droga do przysporzenia Państwu,
specjalnie z przebogatych w zwierzynę Ziem Odzyskanych, setek tysięcy kilogramów mięsa, skór
i futer dla rynku krajowego, jak również na eksport, t o zach owanie zwierza ł-ownego stanowią·ce
go urok Ziemi Ojczystej dla p rzyszłych pokoleń ,
t o w ytchnienie dla człowieka pracy, po trudach
bawa
dnia codziennego, wśród lasów i pól. Dziś bowiem c złonkiem naszego Zwi ązku jest właśnie
człowiek pracy, jest nim robotnik i milicjant,
c hłop i nauczyciel, ur zędnik , generał i minister.
W pracy n ad p rzebudową i odbud ową ws pół
czesnej Polski jednoczą s i ę dzisiaj w 4-tą rocz nicę Manifest u Lipco wego w szyst kie siły N a ro d u.
·W pracy t ej dla dobra gospodarki nar odowej
nie ustanie t eż i na swoim odcinku Polski Zw i ą
zek Łowiecki i ni e zap rzepaści os i ągniętyc h wyników.
p ,r aca t a o tyle będzie łatwiej sza i wdzięcz ni ej
sza, że poraz pierwszy w histor ii 25-cio letni,e go
istnienia 111aszego Związku j es t e śmy org a ni za.cją
powsz,echn.ą, opartą na prawdziwie demok raty czny·c h zasad-ach a tym samym si ln ą i karną, p o
raz pierwszy mamy pełne poparcie dla naszych
poczynań Władz Rzeczypospolitej, poraz pierwszy całkowite zr ozumienie dla wagi Łowiec twa
w najszerszych warstwach społeczeń s twa.
Dziś z perspektywy lat czterech m o ż e m y w yraźnie s tw~erdzić, że M a nifest Lipco w y nie t ylko
p ot rafił wskazać n owe drogi dla w ielkich i historycznych przemian społecznych, g ospodarczych i politycznych, ale równ i eż p obudzić ludzi dobrej woli do wyt ężo nej pracy nad twor z,eniem zrębów p<~Jszego życ i a ws półc zes n ego w e
wszystkich dziedzinach i na wszystkich c h oćb y
pozornie mało ważnych odcinkach.
vV w ielkim dziele budowania Polski lu dow ej
i demokratycznej niema bowiem odcinków mały ch i nieważnych, w szystkie kt ór e prz y c zyniają
się do odbudowy i przebudowy P olski s ą wielkie.
REDAKCJA.
2
--
- --
- -- -
-
-
-
- -
Dwutygodnik.
ilustrowany,
-·- -\-Vi ni e ta
t y tuł owa
'
broni i hodowli
psów
.
-
dzenia w Jego
Związkowi Łowieckiemu
pięknej
myśliwskich.
Ma l o w a ł
z r. 1899.
Polskiemu
i bardzo
Zwierz~na łowna
skiej, jak to
poświęcony myślistw.u,
ale i
ż~czę
dalszego powo-
ważnej prac~ .
powinna
b~ło niegd~ś,
z okazji 25-lecia istnienia
Julian Fala! .
b~ć
jedn~m
nie
z
t~lko jedn~m
z
ważn~ch działów
największ~ch
uroków ziemi pol-
gospodarki narodowej.
Bolesław
Minister
Podedworn»
Leśnictwa
War szawa l. VII. 48 r.
3
'i.
STEFAN KRZYWOSZEWSRI
25-LECIE FOLSKIEGO
ZWIĄZKU ŁOWIECKIEGO
'·
ubileusze naogół tyle posiada ją
istotnej wagi, ile m ogą wykazać
się poży tkiem publicznym.
Do tej pozytywnej kategori[
śmiało m ożna za liczyć Folski Zwią
zek Ł o wiecki. Ujął on w karby czą
stkę życia nar odowego- cz.ąstkę,
w stosunku do innych sk romną, ale organicznie
związaną z naszą hi s t ori.ą i psychiką.
Łowiectwo polskie istnieje równie dawn o, jak
istnieje naród Polski. W pierwszych swych etapach zaspakajało elementarne, najpilniejsze potrzeby: dostarczało pożywienia i odzieży.
I wtedy jednak, w owych czasach zamierzchłych,- które odtwarza w swej p o wieści o B olesławie Chrobrym, A. Gołubiew,-przed tysiącem
lat, łowiectwo nie było li tylko walką o łup. Było także próbą i dowodem siły, zręczności ·i animuszu rycerskiego, wyładowywały s ię w nim zuc hwałe
ambicje. W przepastnych puszczach
i moczarach zwierza było bez liku. Broń natomiast była w porównaniu do dzisiej sz ej -ladajaką. Myś li wy brał g rubego zwierza,- a był nim
mieszka (niedźw iedź), tur, żubr,- oszczepem,
toporem, czekanem, rzadziej -mieczem, który
był przywilejem "wojów". Łukiem władał, jakoby tak celnie, że st r zał ą trafi ał większym ptakom w oko .. .
Łowy nie zawsze kończyły się triumfem myś liwego.
Dowodzi stara przestroga rymowana :
"Łoże bierz na niedźwiedzia, na odyńca-mary ,
Kurę śm i e l e bierz z kojca,-prawił łowiec stary".
Łowiectwo w Polsce było nietylko ulubionym
trudem i wysiłki em. Folował król, magn at,
szlach c i c-kłu sowa ł c hł o p, że własnej ziemi nie
posia dał. Pasji łowieckiej ulega ł a nawet osoba
duchowna. Dawne kroniki wspominają o biskupie Krakowskim, Pawle, myśliwym tak zacie-
kłym, że
ł o niego
gdy Mszę św. odprawiał, ,,tedy psi koch odzili i z ptaki przed nim myśliwce
stali"...
Mieszczanin Dekiert, kupiec sukienny w W a rsza wie za panowania Stanisława Augusta- gdy
tylko mógł, z fuzyjką za miast o biegł, zapałem
myśliwskim i celn ośc i ą strzałów tak sobie dygnitarzy uj ął, że mu póź niej, gdy został prezydentem stolicy, dostęp do Króla ułatwili. N a wet
chłop i zyskiwali czasem uprawnienia łowieckie,
jak to miał o miejsce np. w Puszczy Kurpiowskiej, gdzie bartnictwo i myślistwo stanowiły
pods tawę bytu ludu puszczańsk i ego.
Mieliśmy i mamy po kim dziedziczyć to, co
dzisiaj zwiemy instynktem łowieckim.
Człowiek pierwotny stanowił poniekąd jednoś ć
z przyrodą. Ż yc i e nowoczesne zamyka nas w ciasnych i dusznych murach miasta. Niekiedy w rozwalinach tych miast ... Tym większa tę
sknota za głębokim oddechem borów, za wolną
przestrzenią pól i ługów, za ciszą srebrnych tafli
jezior . . .
4
W Królestwie Polskim, do p o ł owy XIX stulecia łowiec tw o było zdane n a d ob rą wolę właści
cieli terenów. Tu i ówdzie przestrzegano klauzule, regulujące h odow lę zwierzyny. Tym nie
mniej jednak w myśl zasady: "Woln oć Tomku
w swoim domku" ... - przed 6o -70 laty niej eden przeciętny ziemianin, gdy dopisywała pogoda, szedł z pieskiem w pole lub do boru, nie
li cząc się zgoła, lub li cząc się m ał o, czy pora była dla łowów odpowiednia. Z własnej wczesnej
młodoś ci pamiętam, jak "pan rząd ca" w zimową
niedzielę, wyrus zał sankami w pole, i podje ż dżał
zgęszczone w śniegu stada kuropatw . Chwalił
sobie, że od jednego strzału kilka sztuk zos tawało. . . W wielu majątka c h,- że dziedzic nie
był myśliwym- kucharz-myśliwy z p rzyrodzenia na potrzeby dworu przez okrągły r ok bił zając e , kuropatwy, dzikie kaczki, gdy tylko potrzeba był o mięsa na stół. Zwierzostan w Polsce ma lał, aczkolwiek kraj nasz genetycznie, z punktu
widzenia łowiec ki ego, był jednym z najbard ziej
obiecujący ch w Europie.
Zapoczątkował o pewien ład w ł ow i ec twie p owstałe nie bez trudu w W a rszawi e u schyłku stulecia "Towarzystwo Prawidłowego Folowania".
Ale dopiero Folski Związek Łowiecki wpr owadził właściwe por ząd ki, podnió s ł p oz iom naszego myślistwa, ustali nale żne obyczaje, um ocnił hon or i pow agę ł ow iectw a , ud os tępnił je
wszystkim warstwom ludn ośc i .
Przez dłuż szy czas jednak nie doceniano jeszcze jego gospodarczego znaczenia i w tej dziedzinie pozo s tało wiele do zrobienia. Albowiem
łowiectwo jest nietylko rycerską zabawą, w swoim rodzaju sz tuką, i pożądanym zb liżeniem do
życia przyrody. Jest także, i t o w stopniu godnym uwagi, źródłem ni ema łeg o dla kraju dochodu.
Łowi ec tw o n owocze sne winno te wszystkie
o koliczn ości
uwzględni ć.
Jubileusz Folskiego
Związku Łowieckieg o przypada w dobie wielkich przeobrażeń w naszym ustroju państwowym
i społecznym. Znikła z wid own i większa· włas
ność ziemska, która- w kraju par excellence
rolniczym- była jedną z głównych ostoi naszego myślistwa. Łowiectwo obecne musi przystosować się do tych przeobrażeń, musi szukać nowych szlaków. Przed Polskim Związkiem Ło
wieckim, który zaledwie d osze dł do pełnoletno
ści, stoją zagadnienia wys oce poważne i odpowiedzialne.
Że zaś zarówno czynniki Państwowe, jak czołowe koła myśliwskie zdają sobie sp rawę z wagi
tych problemów ~nie należy wątpić, że Związek
sprosta swoim zadaniom, że p od jego egidą i kierowni ctwem Ł owie ctwo Polskie wejdzie w pomyślną fazę swego dalszego r ozwoju.
ISKI
ORGAn CEnT·R'ALnE.GOZ00 l At KU
.POLSKICH ~TOWARZYSZEń ŁOWIECKICH
Winieta
t!)tułowa
z r. 1924.
Ma lował
Juljan
Fałat
ZBIGNIEW KOWALSKI.
HISTORIA POLSKIEGO
L
P
myśl
ZWIĄZKU ŁOWIECKIEGO
1923- 1939.
ierwsza
stworzenia jednolitej , wspólnej organizacji łowiec
kiej, kMra łączyłaby wszystkie
ideowe towarzystwa myśliwskie,
dzi.ałająoe na terenie Polski, a tym samym wszystkich myśliwych, padła z ust Prof. Janusza D omaniewskiego, ddegata Folskiego Towarzystwa
Łowie ck i ego na XX zjeźdz i e Małopol skiego T ow arzystwa Łowi ecki ego we Lwowie, w dniu I I
czerwca I92I r. Zj azd propozycję Prof. Domaniewskiego pr zyjął rzęs i stym i oklaskami.
Pomimo ciepłego przyjęcia sprawa .wspólnej
organizacji łowi eckiej w Pańs twie nie ujrzała,
niestety, zbyt szybko światła dziennego, gdy ż
dzielnicowe ambicje przewodzenia łowiectwu
polskiemu rz ucały kłody p od n ogi organizatorom. Szczególnie t rudne było dojście do p orozumienia się z Polskim Związkiem M yśliwych
w Poznaniu, który rościł prawa do reprezentacji
ogółu polskich myśli wych i godził się jedynie na
p rzystąpienie w szystkich towarzystw i łowców
do zwiążku wielkopolskiego. Zwią zek t en wybrał
W ielkiego Łowczego w osobie W. Janty-Poł
czyńskiego, zwoływał "Sejmiki Myśliwskie, występował z memori ałami do naczelnych Władz
Państwowych itp.
Nic więc dziwneg o, że na zebraniu informacyjnym, zwołanym w dniach 26 i 27.V.I922 r .,
z inicj atywy Folskiego T owar zystwa Łowiec
kiego w Warszawie, w sprawie utworzenia ogólnopolskiej organizacji łowieckiej, w którym brali
udział najpoważniejsi myśliwi i t owarzystwa
z całego Kraju, nie d oszł o do por-ozumienia
i u zgodnienia stanowiska p om iędzy poszczególnymi grupami dzielnicowymi. Sprawa posunęła
się jedynie o tyle naprzód, że projekt statutu ,
opracowany przez P olskie T owar zystwo Łowi ec
kie w Warszawie, został delegat om doręczony,
a nawet częściowo przedyskutowany.
To też przy sposobności "Sejmiku My śliw
skiego", który odbył s ię I9 czer wca I 922 roku
w Poznaniu, wybrano wspólną komi sj ę statutow ą pod przewodnictwem A ntoni ego \ i\Tysockiego
z Warszawy. K omisja miała zap roj ektować statut organizacji p. n. "Centralny Związek Polskich Stowarzyszeń Łowiecki ch" .
Podobn e. opory wewn ętrzne Małopol s kiego
Towarzystwa Łowiecki ego, które hamowały powstanie wszechpolskiej organizacji łowi e cki ej,
zostały wreszcie przełaman e na XXI Z j eździe
Małopolskiego Towarzystwa Łowi ecki ego dnia
23.VI.I922 r ., kiedy to ustalono zasadę powoła
nia "Naczelnego Związku Folskiego Łowiectwa"
na zasadach równouprawnienia zawi ązu j ących
go poważnych . t owar zyst w łowieckich, towarzystw, mogących wykazać się ideowym i r zeczowym dorobkiem na niwie łowieckiej.
Od chwili przyj ęcia t ej decyzji, Małopoi skie
T owar zystwo Łowieckie wz i ęło czynny udzi ał
w pracach Komisji, wnosząc wiele ważny c h postulatów do statutu.
W styczniu I923 r. komisja prace ukończyła .
· Projekt statutu został przez t ow ar zystwa dziel-
s
nicowe uzgodniony i podpisany. Jedynie Poznań
podpisania projektu statutu odmówił.
Niemniej 9 lipca 1923 roku w lokalu Folskiego
Towarzystwa Łowieckiego w Warszawie, przy
ul. Nowy świat 35, odbyło się Walne Zgromadzenie Organizacyjne " Centralnego Związku
F olskich Stowarzyszeń Łowieckich".
Zebraniu przewodniczył Antoni Wysocki, asesorami byli Juliusz Bielski i Władysław \Voszczatyński, sekretarzow a ł Feliks Różyński.
Pierwsz.~
Prezes P. Z. E. Juliusz. Bielski
Myśl i praca niewielkiej grupki myśliwych dobrej woli, patrzących w dalszą przyszłość, ze.
częły oblekać się w realne kSlztałty.
Spis obecnych na organizacyjnym zebraniu towarzystw i reprezentantów podaję niżej in · extenso dla zachowania w historii łowiectwa wspomnienia o tych wszystkich, którym łowiectwo
było drogie i bliskie sercu :
I. Małopolskie Towarzystwo Łowieckie: J uliusz Bielski, Cyryl Czarkowski, Edward
Krasiński, dr. Kalm-Podowski.
2. Polskie Towarzystwo Łowieckie:
Antoni
Wysocki, Feliks Różyński, Jan Sztolcman,
Władysław Słonczyński.
3· Towarzystwo · Myśliwskie Ziem vVschodnich: Bolesław świętorzecki, Władysław
W oszczatyński.
4. Koła Myśliwskie:
a) Brześć:
Bronisław Kudelski,
b) Białystok: Bolesław Kosarzewski,
Jerzy Witkowski,
c) Zamość: Antoni Sukiennicki,
d) Kowel:
Cezary Wielhorski,
e) Kalisz:
Stefan Rydzewski,
f) Puławy:
Witold Bereza,
g) Płock:
dr. Bolesław Żenczykowski,
h) Rypin:
Henryk Jagodziński,
i) Warszawskie Wojskowe: kpt. DownarZapolski,
j)
Komunalne: Wacław
"
Hermanowski,
k) Warszawskie
"Jeleń":
Bolesław
Przedstawicielem Ministerstwa Rolnictwa i
Dóbr Państwowych był na Zgromadzeniu Stanisław Gaczeński referent łowiectwa w Ministerstwie.
Zgromadzenie przyjęło statut "Centralnego
Związku Stowarzyszeń Łowieckich", jak również postanowiło wznowić wydawanie, jako organu oficjalnego Związku, pisma "Łowiec Folski". Pismo miało być wydawane jako dwutygodnik pod redakcją Jana Sztolcmana, a administracją Jerzego Oreńskiego.
Do Zarządu Centralnego Związku na zebraniu
organizacyjnym wybrani zostali: prezesem J uliusz Bielski, wiceprezesem Antoni Wysocki ,
na C1złonków: A. Birar, Budzanowski, C. Czarkowski, F. Drucki-Lubecki, Jaczewski, Dr. J.
Kalm-Podoski, E . Krasiński, B. Kosarzewski,
A. Kurowski, Krukowski, Krysiński, M. Krasiński, S. Lilpop, J. Łada, A. Mniszek, J. Morstin, gen. T. Rozwadowski, F. Różyński, dr. A.
Sander, B. świętorzecki, K. Świderski, J. Sztolcman, S. Skrzyński, W. Szuprański, A. Sukiennicki, płk. W. Woszczatyński, W. Wielhorski,
J. Witkowski, S. Wolski, dr. A. Żenczykowski.
Po zakończeniu wyborów postanowiono wydać odezwę do wszystkich myśliwych, zorganizowanych w kołach łowiecki;:h, nawołującą do
gremialnego wstępowania do Centralnego Zwią
zku.
Składkę ustalono w wysokości s% od efektywnych wpływów do kasy danych kółek czy towa··"':ystw łowieckich.
N a pierwszym zebraniu Zarządu dokooptowa_,o (w dniu 7.IX.1923 r.) do władz naczelnych:
H. Knothego, W. Szperlinga, 'vV. Słonczyńskiego,
którzy wraz z J. Sztolcmanem i S. Lilpopem, jako przewodniczącym, objęli mandaty pierwszego
Wydziału Wykonawczego.
Ogólna
ilość myśliwych
zorganizowana i naPolskich Stowar. 1923 ca 1600
leżąca do Centralnego Związku
rzyszeń Łowieckich wynosiła w
osób.
Następną pracą Zarządu, po mian owaniu władz
wykonawczych Centralnego Związku P olskich
Stowarzyszeń Łowieckich, było wybranie komisji dla opracowania projektu nowej ustawy ło
wieckiej, której celem byłoby położenie kresu
chaosowi, 'powodowanemu przez różne ustawy
łowieckie, obowiązujące w każdym z trzech zaborów, jak również opanowanie, panoszącego się
kłusownictwa. Komisja po kilku miesiącach wystąpiła do Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Pań
stwowych z uzasadnionym projektem ustawy.
Komisja występowała w składzie: J. Sztolcman, S. Lilpop, F. Różyński, J. Morstin, notariusz Dąbrowski.
Jak widać z powyższego, bolączki i praca organizacyjna Centralnego Związku, niewiele róż
niły się od tych trudności i prac, które w 25 lat
później, a w~ęc w chwili obecnej ma do pokonania czy wykonania Folski Związek Łowiecki .
Projekt nowej ustawy łowieckiej jest też dzisiaj,
jak przed ćwierćwieczem, złożony w Minister-
6
---
Kry-
siński.
--------~=
---
<
l
stwie Leśnictwa, a mteJmy nadzieję, że ukaże
się w Dzienniku Ustaw szybciej, niż w lat cztery, jak miało to miejsce w roku 1927.
Przypomn ijmy też w tym miejscu, że w skła
dzie aktualnych władz Folskiego Związku Ło
wieckiego są czynni jeszcze Koledzy-jubilaci:
Herman Knothe, pracujący jako wiceprezes W ojewódzkiej Rady Łowieckiej w Olsztynie, pfk.
Downar-Zapolski, członek Komisji Prawniczej
oraz Kazimierz świdersld i Włodzimierz Korsak,
nadal zasilający swemi cennymi artykułami
"Łowca P olskiego". Inni, niestety, których nazwiska zostały wymienione wyżej, s poczywają
w pokoj u. Większ ość z nich po należycie speł
nionym obow i ązku wobec ukoch a n ego Łowiec
twa Polskiego. Cześć Ich pamięci!
21 czerwca 1924 r. na następnym z kolei "Sejmiku Myśliwskim" w Poznaniu przyszło wreszcie do połączenia wielkopolskich myśliwy ch
z Cen tralą.
W t en sposób myśliwi wszystkich dzielnic zostali zcementowani w jedną, świad omą swych
za d ań o rganizacją , która stworzyła podwaliny
dla rozwoju ideoweg o łowiectwa w Polsce, i która wytrzymała próbę życia do dnia dzisiejszego.
Nowy, od roku 1924, referent łowiectwa w Ministerstwie Rolnictwa i Dóbr Państwowych,
Włodzimierz Korsak, wiele dopomógł w twon:e niu zrębów organizacyjnych Związku.
W grudniu 1925 roku przystąpiło również do
Centralnego Związku Polskich Stowarzyszeń Ło-
wieckich, T owarzystwo
M ałopol ski,
otr zymuj ąc
Łowiecki e
Zachodniej
Oddzi ału M ało
polskiego T owarzystwa Ł ow ieckiego na woj.
krako~skie. Prezesem został gen. Stiller.
prawo
Rok 1927 był dla łowiectwa r okiem przełomo
wym. Dnia 3 grudnia, p o· 4 la tach oczekiwania,
ukazał się nareszcie dekret o prawie łowieckim .
Nowa ustawa miała wiele niedociągnięć i błę
dów, szczególnie w dziale odszkodowań łowi ec
kich i w przemilczeniu roli Związku Ł owieckie
go w całokształcie gospodarki łowieckiej w Pań
stwie, tern niemniej, ustawa obowiązek swój
spełniła dobrze. Jednolite prawo łowieckie i czasy ochronne wprowadziły ład i p o rz ądek, a wysokie kary i instytucja strażników łowiecki ch
zahamowały rozwielm o żnione kłu sown i ctwo.
Równocześnie stale postępujący r ozwój Centralnego Związku Polskich Stowarzyszeń Ło
wieckich naka zywał przyst osowanie statutu do
wymogów życia. T o też p o dwa lata trwających
pracach , w czerwcu 1929 r oku został u chwalony
przez Zjazd Delegatów nowy statut Folskiego
Związku Stowarzyszeń Ł ow ie ck i ch. Nowy stat ut wpmwadzał delegatów wojewódzkich i powiatowych Związku w terenie, zwoływał Walne
Zgromadzenie Zwią zku , a n ie Zj azdy Delegatóvv.
zezwalał na przyjmow anie do Zwi ązk u osób fizycznych oraz wprowadzał, jako organ codziennej pracy Zwią zku, Wydz iał W ykonawczy, ze
specjalnymi uprawni eniami i biurem.
W okresie 1929- 1936 Folski Związek Ło-
Konferencja w sprawie ustaw'B
łow ieckiej
w roku 1927.
7
'•
wiecki cementował się coraz bardziej wewnętrz
nie, ogarniał swymi zainteresowaniami coraz
szersze dziedziny życia łowieckiego, bądź zwią
zanego z łowiectwem.
W roku 1931 wszystkie powiaty w Rzeczypospolitej obsadzone już były delegatami Związku,
a w szeregu powiatów znajdował się senior delegatów i kilku delegatów, działających na terenie poszczególnych gmin. Ilość kół i towarzystw
łowieckich
uzeszonych w Polskim Związku
Stowarzyszeń Łowieckich wynosiła w tym czasie IOI. Ilość członków wahała się w ilości
około 3.000-4.000 osób. W tym też roku konsultantem łowieckim w Dyrekcji Naczelnej Lasów Państwoych, został kol. Herman Knothe.
Łowiectwo uzyskało właściwe oparcie i poparcie.
Kapituła Odznaczeń Łowieckich nadała w roku 1934 pierwsze odznaczenie łowieckie. Najwyższe odznaczenie "Złom" otrzymali: J. Bielski, H. Knothe, S. Zaborowski i S. Lilpop.
Polski Związek Stowarzyszeń Łowieckich bierze czynny udział w międzynarodowych organizacjach łowieckich i zjazdach. W kwietni~ 1934
roku Conseil International de la Chasse zbiera
się na doroczną sesję w W arSizawie. Gośde zagraniczni wyjeżdżają oczarowani organizacją
zjazdu, specjalnym pokaz•e m trofeów łowieckich,
oraz kilkudniowymi polowaniami, które Zwią
zek urządził po zakończeniu obrad.
Kynologia, zorganizowana przez Polski Zwią
zek Stowarzyszeń Łowieckich w Związku Hodowców Psa Myśliwskiego, w Setter-Klubie,
Pointer-Klubie i klubie Psa Kontynentalnego,
została przed samym wybuchem wojny w 1939
roku połączona w obsługującym całą Polskę
Kennellklubie Polski i rozwijała się doskonale.
Wystawy, pokazy, liczne próby polowe wiosenne i jesienne, jak również konkursy wyżłów
dowodnych, pozwoliły na wyselekcjonowanie odpowiedniego materiału użytkowego. Hodowle
takie, jak Splendor, Blackfield, z nad Gopła,
z Kujaw, doszły do rezultatów doskonałych.
Pies myśliwski w Polsce uzyskał pełne prawa
obywatelstwa.
.
Strzelectwo myśliwskie, kierowane i zorganizowane przez Komisję Główną Strzelectwa Myśliwskiego, przodowało w Europie, zdobywało
dla naszych barw mistrzostwa świata, aż wreszcie na zawodach, urządzonych w ramach Olimpiady w 1936 roku w Berlinie, Józef Kiszkurno
uzyskał w strzelaniu do rzutków (273% trafionych) miejsce pierwsze i złoty medal.
Wystawy, pokazy trofeów łowieckich, urzą
dzane zarówno w Warszawie, jak i w terenie,
cieszyły się wielkim wzięciem u szerokiej publiczności, jak również zainteresowaniem przyrodników i naukowców. Szczególnie wystawa
łowiecka na Powszechnej Wystawie Krajowej
w 1929 roku w Poznaniu imponowała rozmiarami (cały pawilon) i doborem eksponatów.
Międzynarodowa Wystawa Łowiecka w Berlinie w roku 1937 potwierdziła bezapelacyjne
zwycięstwo Polski, a ilość zdobytych nagród postawiła nasze łowiectwo na cz_ele łowiectwa 51
innych wystawiających państw. Organizatorami
8
wystawy byli kol. A. Śliwiński, T. Sraczyński
i H. Knothe.
Jak dziś pamiętam za szybami składu broni
J. Sosnowskiego na Krakowskim Przedmieściu
rzuconą niedbale na środek wystawy, jako jedyna dekoracja, stertę medali, zdobytych przez poszczególnych polskich wystawców w Berlinie,
która zapełniła z łatwością i po brzegi dwa knferki, specjalnie na ten cel zakupione w Berlir..ie.
Prace Związku w kierunku uregulowania
prawnej strony zagadnień łowieckich, dały też
poważne i pozytywne wyniki. Spowodowano
wydatne obniżenie podatku od prawa polowania
i od psów myśliwskich, uzyskano w Ministerstwie Sprawiedliwości zarządzenia, które nakazywały sądom nakładać za przestępstwa łowiec
kie kary w wysokości conajmniej połowy górnej
granicy kary, przewidzianej w ustawie za dane
przestępstwo.
Ponadto opracowano szereg regulaminów,
wzorcowych statutów i umów na dzierżawy ło
wieckie. W spółpraca z Ministerstwem Rolnictwa i Reform Rolnych, oraz z Dyrekcją Naczelną Lasów Państwowych, gdzie konsultantem
spraw łowieckich pozostawał Kol. Herman Knothe, układała się pomyślnie, choć Polski Związek
Łowiecki nie znajd.ował u władz tak wyraźnego
jak dzisiaj poparcia.
Polskie Radio umieszcza w programach stałe
,kwadransy łowieckie". Prelegentami są koledzy
J. Dylewski, L. Ossowski i M. Pawlikowski.
Druga z kolei podyktowana znów przez życie
zmiana statutu, dokonana na Walnym Zgromadzeniu Związku w czerwcu 1936 roku, ustanowiła zasadę, że Polski Związek Stowarzyszeń
Łowieckich jest
Związkiem
osób fizycznych
(myśliwych) pod nazwą Polski Związek Łowiec
ki. Zmiana ta była niezmiernie ważka, liczba
członków wzrosła w roku 1937 o IOO%, a w roku 1939 wynosiła juz ponad II.Ooo osób.
Teren zorganizowany został poprzez Rady
Wojewódzkie (poza Małopolską, która miała
centralę na 3 województwa we Lwowie) i powiatowe mocno i trwale. Łowczowie powiatowi
objęli wszystkie powiaty w Państwie. Wybory
władz centralnych poprzez Walne Zgromadzenia Powiatowe i Wojewódzkie zapewniły praw·
dziwie demokratyczny ustrój naszego Związku.
Nie udało się tylko przeprowadzić noweli do
ustawy łowieckiej z roku 1927, której domagało
się życie i rozrastający się coraz bardziej Polski
Związek Łowiecki.
W czasie ostatnich lat przed brzemiennym
w wypadki rokiem 1939, prace Folskiego Zwią
zku- Łowieckiego stawały się coraz bardziej realne, czego zewnętrznym wyrazem była Wystawa Plastyki Polskiej o tematyce łowieckiej w Zachęcie Warszawskiej w roku 1937, rozliczne wydawnictwa, ciekawe audycje radiowe, plakaty
propagandowe itp.
"Złom" otrzymali w ciągu ostatnich lat następujący Koledzy: W. Korsak, W. Janta-Poł
czyński, A. Steinhagen, A. Starzeński, J. Stoleman (pośmiertnie), W. W. Garczyński, W. Słon
czyński, B. świętorzecki, J. Kobylański, T. Komierowski, K. Chłapowsl<i, K. Radziwiłł, W.
Szperling, L. Skufski, K. Fabrycy, J. Łukow i cz,
M. Pawlikowski, J. Skrzypek.
Vv latach T937- 1939 zmarli wybitni myśliwi,
cz ł onko wi e R a dy Naczelnej: Mi eczys ła w Tukał
ł o, Mieczysław L~ sows ki i v icepre zes Bolesław
pili w celÓwÓść i konieczność pracy dla jednego
z bogactw narodowych, którym jest niewą.tpli
vvie łowiectwo .
Z
początkiem października myśliwi zaczęli cią
za nimi z c hwilą. wybuchu wojny zadalsi, coraz liczniej si i w co ~
raz szybszym tempie. Ale tego nikt z n as nawet
m e przeczuwał.
na Nowy świat , ,by stosownie do warunków kapitulacji składać broń myśliw s ką. do niemieckiego "depozytu", Większa część broni zos tała oddana już w początkach września, na skutek zarządzenia wład z Rzeczypospolitej , t eraz
od dawano resztę.
II. 1939- 1944.
\ V oągu · pierwszych tygodni po kapitulacji
Warszawy w roku 1939 zdawał o s ię wszystkim
Polakom, że św i at wali s ię w gruzy, że jako
d zień dzisiejszy pozosta ł o tylko życ ie ni ewo ln e,
a przyszłością i jutrem b ędz ie wyłącznie bezclen na noc. Szybciej jednak, niż m ożna s i ę by ł o spodziewa ć i przewidywać, apatja zaczęła opuszczać
nawet najsłab szyc h , nad zieja odżywała na n owo
w sercach , a chęć do czynu stawała się po-
Myśl o deponowaniu broni w Polskim Zwią
zku Ł ow ieckim p ows tał a z tego powodu, iż
w czasie I-ej wojny światowej i Beselerowskich
rz ądów w Królestwie, \ Varszawski Odd z i a ł Cesa rskiego T owarzystwa Prawidłowego Myślistwa
pr zec how a ł większą. część broni swoim członkom
i n'\TÓcił ją. w roku 1918. My ś liwi sądzili, że jak
za czasów pi erwszej okupacji niemieckiej w latach I9IS - 1918, będ z ie można nawet o dzyskać
broó. przed końcem wojny i o trz ymać od władz
okupacyjnych, jak wtedy "Jagdscheiny".
święto rzec ki.
\f\! ślad
czę li się wykruszać
wszechną..
vVą.ziutki
jakż e mał o w aż n v był
na sz odci-
gnąć
Niestety, nikt nie zdawał sobie sprawy, że
okupacja hitlerow ski ej " brunatnej zarazy" me
Kol. Kol.: W ice przewodniczą c~ Komitetu W~konawcxego Z. Kow alski,' Reda k tor prof. J. G ie~sz tor, Wice prezes J. Skrzł}pek, Prezes gen . R. ~zarec k i , Wice prezes G. Głowac k i , Pr-zewodn. Komi t. W,J,•hon. Z. K orolkiewicz.
nek łowiecki w obliczu w ielkich przemian świa
towych , bezwzg l ędnej wojny i hitlerowskiej okupacji. A jednak praca N aczeh1ej Rady Łowiec
ki ej, dz iałającej w konspiracji, nie posz ła na
m a r;1e. T o, żeśmy się t ak prędko po wojnie zgromadzili i dobrze zorgan izowa li, to, że przechowane zostały przez czas zawieruchy niez ni szczalne wartości praw i dłowego i ideowego ł o wi ec
twa - jest zasł u gą. tych, którzy nigdy ni e zwą.t-
tylko nie u znaje jakichkolwiek przep1sow Konwencji Haskiej, czy choćby ludzkich, ale wprowadza nowe, niezna ne w hi storji , własne formy
rządzenia w p ostaci łapanek , blokad, ulicznych
egzekucji i obozów wy ni szczen ia.
Myś li wi ł udzili się krótko.
Delegacja, czł onków Rady Naczelnej, w osobach Komendanta Główneg o Straży Obywat elskiej, Janus za Reguł s kieg o i W. 'Ąlo.f. Garczyń -
9
('
Sala im. J.
Szto lcmana~ w
odbudowan ej w roku 1947 siedz ibie P
skiego, sta rała s ię załatwić stro nę prawną zdeponow anej w P olskim Związku Łowieckim broni myśliws kiej, oraz s prawę istnienia sa m ego
Z wiąz ku. 6 w czesn y nadburmistrz W a rsza wy,
D angel, clel egacj ę przyj ął w p ałacu Bla nka i obłudnie ob iecywał, iż broń członków Folskiego
Związku Łowieckiego pozost anie w stanie n ienaruszonym na N owym świec i e nadal. Opi ekę
nad zgromadzoną broni ą miała sprawować Stra ż
O bywat elska. Część kolegów zapewnieniom t ym
u wierzyła .
W arto w t ym miejscu zaz n aczyć , ż e b yły nadburm istr z Dangel, znajduj e się obecnie w rę kach
wymiaru sp raw i ed li wośc i R zeczyposp olit ej, jako
jeden ze zb rodnia rzy w ojenny ch.
Rzeczywistość w bar dzo szybkim czas ie otworzyła oczy kolegom.
Na Nowy świat zaczęli si ę napr zód zgłaszać
pojedyńczy oficerowie niemieccy i pomimo oporu Straży Obywatelskiej, jak pisze w swych
wspomnieniach z tego okresu Kol. Świderski
" .. . dla polowania na k uropat wy pożyczal i po
parę sztuk broni, nigdy jej nie zw racając".
Po kilku następ nych dniach cała broń myśl i·w
ska zosta ła zgrom adzona w lokalu W a rszawskiej
Spółki Myśliwskiej na ul. K r ólewskiej, załado
wana na samochody i wywieziona. Kol. Stanisław Czerski, współpracown ik ówczesny W arszawskiej Spółki Myśliwskiej, który asys tował
przy tej operacji, opowiada, i ż n aj piękniej szą
i najkosztowni ejszą b roń żołn ierze ni emieccy
brali całymi naręczami, jak tyczki ogr odowe
z szaf, i pęczkami rz ucali z góry na samochody.
10
Z.Ł.
Równ ocześ n ie og ólne zarządz e nie dla G. G.
zamknęło wszy stkie p olskie zwi ązki i st ow ar zyszenia, konfi skuj ąc zarazem ich mi eni e, a rch iwa:,
. bibli ot eki itp.
'vV ostatn iej ch wili kil ku
cz ł o nk ów
Polskieg o
na najgorsze, za częło wyn os ić z naszego lokalu na Nowy m
świ e c i e cenne p amiątki . Byli t o K ol. K ol. : J. Gieyszt or, J. Skrzypek, inż. H . Kn othe, J. B okiewicz,
i M . Mn~ szek T ch or znicki. R ogi żubra, urat owane przez t ego osta tni ego, z d obi ą dzisia j n aszą
główn ą sal ę w odbudowanej siedzibie Polsk iego
Z wi ązk u Łow iec ki ego w Vl a r szaw ie.
Z pocz ątkiem g rudnia lok al Polski ego Zw i ą
zku zos tał wyd z ierż awi o ny przeds iębi o rs twom
r estauracyjny m , a n as t ępn ie s t ał s ię czysto ni emieckim lokalem p. n. "Diana", w którym wód ka
i przekąska s t anow iły n ie na j w i ększą a trakcję
dla byw a j ącyc h t am u rlopowanych żo łn i e rzy czy
fu nkcjona riuszy niemi eckiej admin istracj i cyw iln ej.
S mutny los spotkał si edz i bę Polskiego Zwi ą
zku Łowi ecki ego .
Myśliwi jednak, jako grupa specjalnie ży w ot
na, choć Nowy św iat - "Nur fii r Deutsch e" zos t ał dla n ich zamk nięty, postanowili n ie traci ć
ze sobą kontaktu i krz ep ić si ę w chw ila ch złyc h ,
w spomnieniami z łowów i przeży c iami spędzo
nych w spólnie chw il.
To t eż p ierwsze zeb rania członków Rady "N" aczeln ej Łow i ec ki ej były zebr an iami czysto t owarzyskiemi. P ier wsze m i ało m iejsce w wigil i ę
24.X II. 1939 roku. Od tego ćzasu zebran ia odLy Zw i ąz ku Ł owi eckiego, narażaj ąc s ię
wały się co pewien czas u poszczególnych kolegów w ich mieszka niach prywatnych.
l-'owoli jednak zebrania towarzyskie zaczęły
się przeradzać w systematyczne posiedzenia Rady :\aczelnej Polskiego Związku Łowieckiego
i kiedy ruszyła jako tako komunikacja pocztowa
i kolejowa został przesłany do łowczych powiatowych Folskiego Związku Łowieckiego w-g adresów podanych w ostatnim kalendarzu myśliw
skim z roku 1939, naturalnie tylko vv ograniczonym zasięgu G. G., niewinnie zredagowany list
w formie prywatnej korespondencji z zapytaniem, o stan zwierzyny, członków Folskiego
Związku Łowieckiego i inne związane z łow iec
twem sprawy . Tu na chwi l ę oddam znów głos
j(ol. Św id e rsk i e mu, który we wspomnieniach
swych pisze: "Rezultat tego poczynania, jak 1n
owe stosunki bvł zdumiewająco dodatni. Uderzał ogólny ent~zjazm odpisujących, wywołany
wiadomością, że oto Polski Związek Łowiecki
dał znak życia. Wszystkie prawie odpowiedzi
były wyrazem radości z tego powodu. Brzmiały
te wi eści bardzo różnie, jedynie, gdy chodz iło
o sta n kuropatw, j ednako posępnie. Dwie, jed na
po drugiej zim y I939/40 i 1940/41 były wyjątko
wo srogie i kuropatwy w całym kraju wyginęły
prawie zupełnie. Podany stan zajęcy i dzików
bvł różny, miej sca mi nawet dobry."
Tak pozytywny oddźw i ęk spowodował, że Rada Naczelna zac zęła od począ tku 1942 roku zbiera(~ się regularnie co Ś rod ę po I i 15 każdego mieSlęCa.
Zebrania te odbywały s ię w mieszkaniach pry\Yatnych członków R ady. Parniętam jedno z nich,
które odbywało si ę u Kol. H. Knothego. 'vV czasie debat zostaliśmy poderwani nagle z krzeseł
głosem znanej dobrze w Warsza wie syr eny alarmo wej, używanej przez niemieckie auta policyjne. Krótkie spojrzenie na okno na ul. Piusa zorientmYało nas, "oblata nych " w .łapankach, że
ulica jest już ze wszystkich stron zamknięta kordonem zielon ej żandarmerii. Z rezygnacją oczekiwaliśmy co będzie dalej . Tymczasem r ozległy
s i ę sahvy i krzyki. To odbywała s ię pierwsza
z ulicznych egzekucji na ul. Piusa, tuż obok dawnej ambasady Rz eszy Niemieckiej.
l'i erwsze kwiaty na splamiony m krwi ą chodniku i murze złoży l iśmy we dwóch, wychodząc
z tego zebrania. \ V dziesięć minut później in nych, którzy gremia lnie .· .lŻ przychodzili z wią
zankami, zabierano prosto z ulicy na Pawiak.
Kol. H. Knothe c i ęż ko odc horował to, co mu s iał widzieć wtedy przez okno s'Yego mieszkam a.
\\" roku 1943 t: ozpoczęto stal<! ju ż pracę, dokooptowując do R ady Kol. Kol.: Z. Kowalskicgu,
1'\. Tallen -\Vilczewskicgo, V/ . . Ocetkiewicza i _;.
Zabormvskiego i przydzie l ając poszczególne d zia ły powołanym specja lnie w tym celu kom isjom ,
którymi b y ł y : Kom isja strat woj ennych, p oniesionych przez ł ow i ec t wo, Ko mi sja prawnicza
dla opracowania nowej ustawy łowi eckiej, ewentualnie nowelizacji sta rej, oraz Komi s ja pi ś mi e n
nictwa łowieckiego.
r. Komisja Strat wojennych pod przewodni ctwem Kol. A. T allen \1\filczewskiego r ozpo-
częła żmudne
zbieranie danych, z których zestastraty w ł owiectwie, spowodowane przez
niemieckiego okupanta w Polsce, jak niżej:
L.
Zabrana brm1 i amunicja:
a) broń myśliwska
zł. 50.000.000
b) amunicja
2.000.000
II. Straty poniesione przez wła
ścicieli sklepów z bronią
i amunicją i przyborami
wiła
myśliwskimi
"roo.ooo.ooo
III. Straty wytwórni amunicji
i prochu
20.000.000
IV. Straty
psach myśli w s kich
2.500.000
.v_ Straty 'V b ib li o tekach myśliws ki ch
5 000.000
trofeach my ś li w VI. Straty
s kich "'
s.ooo.ooo
\'H. Straty w tenutach dzierżawnych za t ereny łowiecki e
37-000.000
"
VIII. Straty
ubitej zw1erzym e
przez okupanta
90.000.000
"
TX. Straty
zwjerzostanie
20.000.000
"'
razem
332.330.000
złotych w z ł oc ie z 1939 roku.
2.
Komisja prawnicza pod przewodnictwem
Kol. J. Zaborowskiego opracowala projekt nowej
usta wy lowieckiej, oraz przepisy pr zej śc i owe
w sprawch ł ow i eck i ch, które mi ały b)r Ć ogłoszo
n e przez odnośne władze z chwilą odzyskania
niepodległośc i . Komisja zaprojekt owa ła też nowy statut Folskiego Związku ł- owieckiego. Zarówno projekt statutu Folskiego z,vią z ku Ło
wieckiego, jak i u stawy łowieck iej , przystosowane do id ących nowych demokratycznych czasów,
były dzi ełem przede wszystkim \ 1\-. \Y. Garczyń
skiego, następnie rozwiniętym i podanym w ostatecznej fo rmie przez K ol. K ol.: F. SobuczyJ1 skiego, J. Zaborowskiego i \'V . Ocetkie"·icza. VI/ytyczne przedyskutowane wtedy stały si ę kanwą,
na której zbudowano w 5 lat pó ź niej uchwa lony
ostatecznie przez \Valn e Zgromadzenie . Folskiego
Związku Łowieckiego w dniu 26.X. 1947 r. projekt n owego prawa łow ie ckiego .
3- Komisja pi śmiennictwa łowieckiego _uła
twiała autorom pracę, gromadziła rękopi sy oraz
pTZygutnwywała p o dręczniki do egzaminów, które mogły być wprowadzone w przysz ł ośc i w myśl
now ~go sta tutu Polskiego Zwią z ku Łowieckiego
jako obowi ąz ujące. Kol. J. Gieysztor opracował
"Podstawy ł owiectwa", K ol. Z. Kowal ski "Bezp i eczeństwo na polo waniu i obchodzenie się
z bronią", Kol. J. Dunajewski "O rnit ol ogię ło
"'
""
y,· iecką" .
Puzatym zebrano szereg prac do 1)óźniejszego
wy dania, jak M. l\1. Tchorznickiego "Oologia
ptaków łownych" i "Zielonogłowy", Z. Kowalski ego "Dziennik my śliws ki", \1\T. VI/. Garczyń
skiego "N owoczesne łowiectwo", T. Śliwiń ski e
go "J elel1 ", K. Świderskiego "Hodowla bażan
tów" (tłumaczenie ze Schwerina) i szereg innych. Rada Naczeln a rozpoczęła też zbieranie
danych- co s ta n owiło obszerny tom- o bestjal-
ll
,.
stwach Niemców w stosunku do członków Polskiego Związku Łowieckiego i kultury ł owiec
kiej, jak również o szeregu haniebnych wyczynów niemieckich myśliwych ( !) , którzy potrafili
naprzykład st rz elać śrutem w kotle do za błąka
nych tam przypadkowo żydów .
Część prac beletrystycznych i naukowych została wydana przez Polski Z wi ązek Łowiecki
po zalwńczeniu wojny, bądź opublikowana
w " Łowcu P olskim", 'część zaginęła w zawierllsze powstania, część czeka jeszcze na wydanie.
W takim stanie organizacyjny m zaskoc zyło
Ra dę Nacze lną powstanie warszawskie.
Prezes
Janusz Steliński,
I Viceprez es A . Salnicki,
II Viceprezes Fr. Kryński,
Sekretarz
L. Radliński ,
oraz członkmvie \11/. M orawski i I. Korczyt1sh .
Tymczasowy Zar z ąd wystąpił do Ministerstwa
Rolnictwa i Reform Rolnych z projektem n oweli
do ustawy łowiecki ej. Głównymi u z upełnianiami
ustawy, który ten projekt poruszał, były przymusowość
zrzeszenia wszystkich myśliwych
w Polskim Z w iązku Łowieckim oraz zwięk sze
nie powierzchni (ha) rejestrowanych obwodów
łowi eckich.
III. 1944- 1945.
1.VIII.1944 - 30.IV.1945·
'-
";;
.;
~··
Skupieni wokół, pracuj:{cej w konspiracji , Ra ·
dy Naczelnej Koledzy przetrwali j akoś szczęśli
wie popr zez mrok 6-letniej okupacji, p oprzez ła
panki i aresztowania. Przetrwali i mogli się zbierać aż do końca lipca 1944 roku.
Dopiero straszliwa burza powst ania warszawskiego rozproszyła członków t ej ostatniej komórki łowieckiej prawie po całym świecie. Nieliczni,
. którzy nie zostali wywiezieni, zbierali się p owoli, po kilku w Częstochowie, Krakowie i Milanówku. Niestało też wielu.
Polegli w czasie działań wojennych, zost ali
zamęczeni w obozach koncentracyjnych bądź
rozstrzelani następujący członkow i e R a dy N aczelnej Polskiego Związku Łowieckiego: Juliusz
Bielski, K onstanty Chłapowski, Józef Krauze,
T omasz Komierowski, Kazimierz Kami eński ,
]. Pierożyński, Leopold Skulski, Olgierd Stetkiewicz, Wacław Szperling. Zmarli: W. W . Garczyń
ski, Bohdan Gędziorowski. Z Komitetu Redakcyjnego " I -owca Polskiego": Adam Rzewuski,
Witold K iltynowicz, Antoni Ossendowski. Z Komisji Rewizyjnej zginął w Mathausen A ndrzej
Gdowski i zmarł Ignacy Grymii1ski.
W międzyczasi e, w okresie kiedy Warszawa
stanowiła bezludn ą i księżycowo martwą pustvnię, dopalaną przez Niemców, g rupa osiadłych
w Lublinie myśliwych, dawnych członków Folskiego Związku Łowiecki ego, zaczęła przemyśli
wać, na tym pi erwszym skrawku uwolnionej od
niemieckiego okupanta ziemi, o wskrzeszeniu naszej organizacji łowieckiej .
Dnia 5 listopada 1944 roku odbyło się, z mtcjatywy Kol. Janusza Stelińskiego, zebranie, bawiących w Lublinie członków Folskiego Zwi ą. zku ł-owieckiego, n a którym powołano Komisję
Organizacyjną w składzi e: J. Steliń ski, W. Kokoszyński, Z. Chmielewski, B. Duda, J. Osiński,
L. Radliński i Z. Rychlicki
Pierwszą pracą Komisji Organizacyjnej było
uzyskanie oa Ministerstwa Rolnictwa i Reform
Rolnych zatwierdzenia, bez zmian zresztą, dotychczasowego st atutu P olskiego Związ ku Ło
wieckiego, który następnie w dniu 25 stycznia
1945 roku, zarej estrowano ponownie u Wład z
\V'ojewódzkich w Lublinie.
Po zatwierdzeniu statutu ukon stytuował się
tymczasowy Zarząd Polskiego Związku Łowiec
kiego w składzi e następującym:
12
Zarząd nawiązał również kontakt z t erenem
i powołał dO życia pierwsze tymczasowe Rady
vVojewódzkie w Radomiu (dla województwa
Kieleckiego) i w P oznaniu.
LV .1945 -
31.X II.1945·
W pierwszych miesiącach 1945 roku w sercach
szer egu myśliwych warszawskich, między którymi kołatało si ę jeszcze kilku Kolegów z Rady
Naczelnej, zaczęła znów kiełk ować my ś l reaktywowania Folskiego Związku Łowieckiego w Stolicy. O p owstaniu Tymczasowego Zarządu Folskiego Związku Łowieckiego w Lublinie nikt
w owym czasie z k olegów, przebywających
w Warszawie nie wied z iał.
W tym miejscu n a l eży podnieść i podkreślić
niespożyte siły i młodzień czą energię Kol. Józefa
Skrzypka, który był inicjatorem pierwszego zebrania myśliwych w Vlarszawie, który na te zebrania, a później na lok al Związkowy ofiarował
bezinteresownie swoje mieszkanie, który wtedy, ·
kiedy nikt z nas jeszcze nie myślał n awet o podjęciu pracy w Polskim- Związku · Łowieckim, już
pisał memoriały do BOS-u o przyznanie spalonego budynku dla odbudowania go na D om Ło
wiecki.
W dniu 19 maja 1945 r., a więc w dziesięć dni
po zakończeniu wojny, na ul. Miedzianej 4a, zebrało się 7 Kolegów, a mianowicie: B. Bartkiewicz, K. Czam pe, K. Jakimowicz, Z. Kobielski,
Z. Kowalski i J. Skrzypek. Zebranie odbyło się
pod przewodnictwem Kol. J. Skrzypka i postanowiło nawi ązać kontakt z Zarządem Tymczasow ym Folskiego Związku Łowieckiego, o którego zawiązaniu nadeszły mgliste wiadomości.
W tym celu do Lublina delegowano Kol. Z. Kowalskiego. Po otrzymaniu sprawozdania z wyjazdu projektowali śmy p rzystąpić wraz z kolegami z L ublina do wspólnej pracy nad odbudową
Związku.
O r eaktywowaniu prac Polskiego Związku Ło
":'ieckiego postanowiono dać ogłoszenie do "Ży
cta W arszawy", na jpoczytniejszego wtedy pism a
stolicy. Skierowano też prośbę do "Polskieao
R adia" o wzmiankę w a u dycjach, podając ad;esy Związku w Lublinie i w Warszawie.
Apel, szczególnie n ada ny przez radio, dał wybitnie dobre rezultaty, to też następne zebranie
zwqłane w dniu 29.V.1945 r . odbyło si ę w obecności 26 Kolegów członków Polskiego Zwi ązku
Łowi ecki ego i winno być uważane za dzi eń roz-
poczęcia prac Folskiego Związ k u Łowieckiego
po wojnie w Warszawie.
Obecni na tym zebraniu byli:
Z Naczelnej Rady Łowieckiej: Z. Kowalski,
J. Regulski, K. Świderski, J. Skrzypek, A. Tallen
\iVilczewski, J. Zaborowski.
oraz K ol. Kol. : B. Bartkiewicz, K. Czampe,
A. Grajnert, I. Grymiń ski, S. Hahn, K. Jakimowicz, J . Kieffer, A. Kellus, gen. W. Nowodworski, J. Fętkowski, S. Szybalski, T. Szal, S. S zydłow s ki , K. Tołłoczko, S. Wójcicki, Z. Zabłocki ,
Z. Zabiełło, B . Zinserling, W. Ziegienhirte, F.
zwyczajnych i 30 zł. dla leś n ików,
u st a lonej przez Zarząd w Lublinie zebr ani przyj ęli do wiado m ości ,
postanow ili też wystąpić
z prośbą do Marszałka F olski Mich ała Żymier
skiego, ażeby organa wojskowe p rzyczyniły się
do ochrony zwierzostanów w Folsce.
'vV ostatnim p u nkcie porządku obr ad ·wybrano
'vVarszaws ką Wojewódzką Ra dę Ł owi ecką pod
przewodnictwem Kol. Zbigniewa Zabłockiego .
Dla wykonania u chwał powziętych na zebraniu wyjechali do L ublina K ol. K ol. : J. R egulski,
K. Świd er sk i i Z. Kowalski.
Żugajewicz .
Jak dz i ś pam i ętam tą wielogodzinną podróż
towarowym w agonem do Dęblina, gdzie zatrzymały nas przer wane tory k olej owe, p otem długi
marsz pieszy szosą Dęblin- Ryki, a nas tępnie
wariacka jazda do Lublina ciężarowym Studebeckerem na beczkach benzyny i z pijany m zupełn i e szoferem p rzy kierownicy.
na stępnym zebraniu K ol. Świderski zapoobecnych z działalnością Naczelnej Rady
w czasie okupacji, a Kol. Z. Kowalski z dał sprawozdanie z nawiązanego kontaktu z Zarząd em
Tymczasowy m w Lublinie.
Fo dyskusji p ostanowiono wystąpić do lubelskiego Zarządu z wnioskiem o przeniesieni e siedziby tymczasowych, władz Związku do W a rszawy i dokompletowania lubelskiego składu Zarządu cz ł onkami Rady Naczelnej, to jest K ol.:
J. Regulskim, J. Zaborowskim, Z. Kowalskim,
J. Skrzypkiem, K. Świderskim oraz gen. \ V. Now odw orskim.
·wysok ość
s kła dki członkowskiej Folskiego
Zwi ąz ku Łowieckiego na r ok I945 - zł. I20 dla
Na
znał
człon ków
\ V spóJna konferencja z czło nk a mi Tymczasow.ego Za r ząd u o dbyła s i ę w lokalu Dyrekcji Lasów Fa{Jstwowych w dniu 24 czerwca I945 r.
w obecności Kol.: J. Stelińskiego, A . Salnickiego, L . Ra dl i ński ego, Fr. Kryńskiego i clelegatów z \ iVarszawy. Konferencja, berując się
dobrem łow i ectwa, zatwierd z iła w całej rozclą
głości postulaty zebra ni a warszawskiego z dnia
29.V.1945 r .
..
M. Giery m ski
Folowanie w lesie
13
W myśl osiągnięteg o porozumienia Zarząd
Tymczasowy, pozostając w dalszym c iągu p od
prezesurą J. Stelińskieg o, zos tał przeniesiony do
Stolicy. K ol. Regulski ob j ą ł funkcję urzędujące
go wiceprezesa w Warsza wie, a Kol. J. Gieysztor,
jako ostatni przewodniczący przedwojenny K omitetu Wykonawczego Folskiego Związku Ł o
wieckiego, kierownictwo biura i prac bieżących
Związku.
T ak zreorganizowany Zarząd Tymczasowy
się w odstąp i ony m przez Kol. J.
Skrzypka jednym pokoju przy ul. Miedzianej 4a
i przystąpił do codziennej pracy.
Pierwszymi s ukcesami jeszcze w lecie 1945 r.
w wyniku zło żonej M in istrowi Tkaez awowi wizyty, stał o się uzyskanie od Ministerstwa Leś
nictwa subwencji w kwocie 50.000 zł., oraz wydanie przez Marszałka Polski Mi c hała Żymier
skiego r ozkazu nr. 148 z dn. 12 lipca, Ministra
Bezpi ecze ń stwa P ublicznego Ministra Radkiewi cza nr. 47 z dn. 18 sierpnia, jak również generała
Witolda, K omendanta Głównego Milicji Ob ywatelskiej nr. 131 z dnia 30 sierpni a, regulują
cyc h zgodne z prawem wykonywanie polowania
przez W oj sko Polskie, funkcjonariuszy U rzędów
Bezpieczeń s tw a i Milicję Obywatelską .
W tym sa mym cza sie delegowani do Ł o d z i
Kol. J. Regulski i Z. K owalski , zawiązali kontakt z Wydziałem Ł owieckim Ministerstwa Leś
nictwa. K ontakt ten przerodził się następnie
w okresowe stałe konferencje.
W nieob sadzonych jeszcze województwach zostali mianowani Łowczowie Wojewódzcy , ta k,
że na dzień Patrona Myśliwych, można było
zwołać pierwsze po wojnie Walne Zgromadzenie
Folskiego Zwią zku Łowieckiego dla za legalizowania powstałyc h samorzutnie władz, oraz ponownego zetkn ięcia się bądź poznania ze so bą
kolegów.
Rad Wojewódzkich było w tym czasie czyn- ·
nych 14-cie, a to: Białost oc ka, Dolno-śląska,
Gdańska, Kielecka (z siedzibą w Radomiu), Krakowska, Lubelska, Łódzka, Mazurska, Pomorska, P oz nańska, Rzeszowska, śląsko-Dąbrowska,
Warsza w ska i Zachodnio-Pomorska.
Dla nawiązania kontaktu z terenem zaczęto
wydawać " Biuletyn Informacyjny Ł o wca P olskiego" pod redak c j ą J. Gieysztora. Biuletyn odbijano na powielaczu.
3 listopada 1945 r. odbyło się w lokalu Zwią
zku Przemysłowców Budowlanych, pierwsze po
wojnie Walne Zgromadze nie Folskiego Związku
Łowieckiego. Delegaci terenowi ze wszystkich
stron Polski, przeważnie długoletni działacze na
niwie ideowego ło wiectwa, stawili się licznie,
raz jeszcze d okumentując, że więź łowiecka
i Związkowa, łącząca całą brać myśliwską, jest
nierozerwalna.
Na Walnym Zgromadzeniu wybrano władze
Folskiego Związku Łowieckiego, w składzie następ ujący m:
·
Prezes
]. Steliński,
Viceprezesi J. Gieysztor,
Gen. W. N owodworski,
J. Regulski,
J. Skrzypek,
F. Soboczyński.
umiej scowił
14
Rada Naczelna: E. Bertold, S. Czer ski, S. Jen ke, H. Kn othe, Z. Kowal ski, Z. K orolkiewicz,
Nowicki, Vv. Ocetkiewicz, Gen. B. Ol brych t ,
J. Ostrowski, J. Pętkowski, A. Tallen-vVilczewski, M. Mni szek Tchorznicki, Z. Zabłocki, J. Za-.
borowski.
Kapituła Odznaczeń Ł ow ie ckic h : przewodniczący inż. Herm an Knothe, zastępca przewodni cząc eg o J. Skrzypek i sekretarz A. Tallen \ Vilczew ski.
Godność
cz łonków
h onor owyc h Folski ego
Zw i ązk u Ł ow i ec kiego otrzymali na tym zeb ran iu
Kol. Kol. H. Knothe i W. K orsak.
Na zakończenie obra d Walnego Zgromadzenia wys łan o depesze do Prezydenta Bole s ława
Bieruta i Ministra Leśnictwa Stan i sława Tkaczowa.
Po zamknięciu obrad Kapituła Odznaczdt Ło
wieckich nad a ł a pierwsze po wojnie odznaczenia
łowieckie, a mianowicie: K ol. Kol. : Z. Kowalski
i E. Fra nkiewicz otrzymali z ł o te medale zasługi
ł ow ieckiej .
Rada N acz elna na krótkim posiedzeniu odbytym be z pośrednio po Walnym Zgr omadzeniu
wybrała Komitet W y konawczy w składzie:
Przewodniczący
Z. K owalski,
Viceprzew o dni czący A. Tallen Wilczewski,
Sekretarze:
J . Nowicki;
W. Ocetkiewicz,
Ref. Łow.
Z. Korolkiewicz,
Skarbnik:
M. Mniszek Tchor znicki,
Czł o nkowie :
S. Czerski,
Z. Zabłocki.
Prezesem S ądu Ł ow ieckiego został mian owany Kol. K. Ś widerski.
4.XI.1945- 3r.XII.1946.
Po Walnym Zgromadzeniu praca potoczyła ;;ię
zwykłym trybem. Sekretarzem biura Związku
został Kol. M. Mniszek Tchorznicki, przyjęt o też
pierwszą siłę biurową- maszynistkę.
Po szeregu Konferencji, odbytych w Mini sterstwie Leśnictwa w Ł o dzi, złożony projekt n owelizacji prawa łowieckiego przez delegatów
K omitetu \i'J ykonawczego na ręce Dyr. Dep. V
w Ministerstwie Leśnictwa, K. Pasternaka.
Złożono też . memoriał do biura rewindykacji
w sprawie zwrotu broni myśliw skiej, zabranej
przez Niemców polskim łowco m . Mem o riał ten
dał efekt po upł y wie półtora roku i dziś w Spół
dzielni "Jedność Łowiecka" myśliwi-cz łonkowie
Folskiego Związku Ł ow ieckieg o mają możnoś ć
zaopatrzenia się w nowe dubeltówki, otrzymane
w drodze reparacji z Niemiec.
Powstała też pod przewodnictwem gen. 'N.
N owodworskiego pierwsza komisja przy Komitecie Wykonawczym, a mian owicie kynologiczna.
W terenie coraz bardziej rozbudowywał się
aparat Folskiego Związku Lowieckiego.
Specjalna delegacja zaprosiła na członka Folskiego Związku Łowieckiego Marszałka Polski,
Michała Żymierskiego, który cz łonkostwo raczył
przyjąć.
r.: a
zakończenie
spraw oz dania z roku 1945 po-
zw o lę
sobie
zacytować
następujące
wspomnie-
nie:
Późną jesienią, większa grupa myśliwych z pośród władz naczelnych Folskiego Związku Ło
wieckiego mogła się pochwalić posiadaniem pozwoleń na broń myśliwską. To też Łowczy Powiatowy powiatu Błonie, Kol. Zajączkowski,
zaprosił nas na polowanie na pędzone kaczki na
stawach rybnych pod Grodziskiem. W jak wesołym i pełnym wzruszenia nastroju jechaliśmy
na te pierwsze po wojnie łowy, nie potrzebuję
chyba powtarzać.
Kiedy przed rozpoczęciem pierwszego miotu
r ozstawiliśmy się na grobli, nasz z duszy i serca
dzi ałacz łowiecki, a wiceprezes Folskiego Zwią-
Posiedzenie Komitetu
\Viększą część drogi trzeba było bowiem przebywać na piechotę, lub na rowerze. Elektrycznego światła nie było jeszcze, pracowaliśmy
przy św ie czkach.
Niemniej praca zaczynała się poruszać naprzód raźno. vV marcu ukazał się pierwszy (935)
numer, wskrzeszonego na nowo, organu oficjalnego Folskiego Związk u Łowieckiego "Łowca
Polskiego", pod redakcją , podobnie jak i "Biuletyn", Prof. J. Gieysztora.
U zyskano następnie zatwierdzenie przez Ministra Bezpieczeństwa Publicznego wzoru zaświadczeń, które, wzamian niewydawanych jeszcze kart łowieckich, miały być honorowane przez
\i\!ojewódzkie Urzędy Bezpieczeństwa Publicz-
W~konawczego
Łowieckiego, Józef Skrzypek, głęboko przejęty tą pierwszą wycieczką myśliwską, ukląkł ,
schylił s ię i ucałował ziemię.
zku
Czyż ten odru ch, w swojej prostocie niezap omni any nie mówi więcej, niż ca łe zapisane stronv o duszy prawdziwego polskiego myśliwego.
Rok 1946.
Rok 1946 zaczęliśmy w nader trudnych warunkach mieszkan iowych i komunikacyjnych. vV pokoiku na Miedzianej r obił o się coraz ciaśn i ej, coraz więcej przybywało interesantów i prac uj ą
cych w Polskim Związku ŁowiC:'ckim kolegów .
Przyjazd na zebranie czy urzędowanie do lokalu
Związkowego, nie tylko z Milanówka, Podkowy
Leśnej czy Konstancin a, gdzie większość tych
właśnie kolegów zamieszkiwała, ale z Pragi, stanowił ca ły ,
trudny do r ozw iązania, problem .
Polskiego
Związku Łowieckiego.
nego, jako surogat tych
właśnie
kart
łowieckich.
Opracowano też szereg regulaminów dla Łow
czych i Podłowczych, instrukcję egzaminacyjną
polowań oraz vvzor owy statut kółek ł ow ieckich ..
R ada Nacze ln a na posiedzeniu w dniu 24.III.
1946 uchwaliła również projekt terminarza czasów ochronnych na rok 1946/47 (r.V.--30 IV).
W marcu i kwietniu 1946 r., stosownie do statutu, zaczę ły s ię odbywać w całej Polsce, a nawet na Ziemiach Odzyskanych, pierwsze zebr ania powiatowe i wojewódzkie Polskiego Zwią
zku Ł ow ie ckiego, tak, że zwoł ane na czerwiec
1946 r. Walne Zgromadzenie Polskiego Związku
Łowieckiego,
miał o
s i ę już stać pełnoprawnym
zgromadzeniem. Delegaci wojewódzcy byli bo,,;iem zgodnie ze statutem wybrani przez delegatów powiatowych na poszczególnych v..r a ln ych
/:gromadzen iach vV oj ewódzkich.
15
\Valne Zgromadzenie Folskiego Związku Ło
wieckiego odbyło się dnia 26.Vl.I946 w Hubertówce pod Otwockiem, w siedzibie najstarszego
w okręgu Warszawskim Kółka Łowieckiego im.
św. Huberta, przy udziale delegatów z II województw i członków Rady Naczelnej. Obecni też
byli: przedstawiciel Marszałka Polski, płk. St.
Łętowski,
oraz przedstawiciele Ministerstwa
Rolnictwa i Reform Rolnych, jak równie ż Ministerstwa Leśnictwa. W al n e Zgromadzenie uchwaliło podwyższyć składkę na rok 1946 do wysokości 400 zł. od członka zwyczajnego oraz 200 zł.
od członka ulgowego (Leśników, studentów).
Prezesem zosta ł wybrany Gen Dr. Bolesław
Szarecki, jeden z najstarszych wiekiem i najpoważniejszych
doświadczeniem polskich myśli
wych, światowej sławy chirurg, bohater z pod
Monte Cassino. Do Rady Naczelnej weszli poza
tym: prezes E. Bertold, K. Cybulski, K. Humiń
ski, M. Nowak, W. Mrugasiewicz i Gen. dyw.
S. Mossor.
Dla zaopatrzenia członków Folskiego Zwią z ku
Łowieckiego w broń i amunicję, Zgromadzenie
zaakceptowało założenie przy Związku Spółdziel
ni "Jedność Ł o wiecka", z oddziałami narazie
w Warszawie i Poznaniu. Została też uchwalona
niezmiernie donios ła zasada, że "Łowiec Polski"
jest premią dla członków Folskiego Związku Ło
wieckiego, a prenumerata pisma jest już opłaca
na w składce .
Kapituła Odznaczeń nadał a pierwsze po wojnie najwyższe odznaczenie łowieckie "Złom"
Kolegom, którzy od wielu lat pracowali na polu
ideowego łowiectwa. "Złom" otrzymali Kol. Kol.:
S. Cenkier, J. Gieysztor, A. Lardemer, W. N owodworski, J. Regulski, E. Schechtel, M . Mniszek
Tchorznicki, Przewodniczący Państwowej Rady
Ochrony Przyrody prof. W. Szafer oraz A. Tallen Wilczewski. Ponadto przyznano szereg medali: złotych, srebrnych i bronzowych.
Po zebraniu w Domku Myśliwskim w Hubertówce, posiadającym 6o-letnie tradycje łowiec
kie, odbyła się wspólna biesiada w przemiłym
i prawdziwie koleżeńskim nastroju.
Wobec podniesienia składki członkowskiej
i uzyskania potrzebnych funduszów · na prawa~
dzenie biura, działalność Związku zaczęła posuwać się szybko naprzód.
Uzyskano rozkaz Komendanta Głównego M.O.
o obowiązku współdziałania Milicji Obywatelskiej w zwalczaniu kłusownictwa. Spowodowano
wydanie przez Ministerstwo Administracji Publicznej okólnika o obniżeniu podatku od psów
myśliwskich oraz uzyskano zarządzenie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego o zezwoleniu na rejestrację kółek my ś liwskich.
Komitet Wykonawczy wydał też jako odbitki
z "Łowca Polskiego" 4-ry prace. Broszury te
r ozchwytane zostały w ciągu miesiąca .
Zaprojektowano również na wniosek Ministerstwa Leśnictwa wzór cennika odstrzału zwierzyny w Lasach Państwowych.
31 sierpnia odbyła się w Bydgoszczy pierwsza
po wojnie wystawa psów myśliwskich obesłana
bardzo licznie. Folski Związek Łowiecki repre-
1..6
ze ntowali na pokazie Kol. Kol.: Gen . 'N. Nowodworski i Z. Kowalski.
Z dniem 25.IX.I946 siedziba Folskiego Zwią
zku Łowieckiego zostaje przeniesiona do trzy
pokojowego mieszkania na ul. żulińskiego nr. 6.
Warunki pracy stały się teraz znośniejsze, c h oć
jeden pokój o dstąpiliśmy Spółdzielni "Je dn ość
Łowie cka", która musiała zaczynać w tej sublokatorskiej klitce swój coraz bardziej r ozw ijają
cy się interes.
Na posiedzeniu Rady Naczeln ej dnia zr.X.
I946 roku w Łodzi uchwalon o projekt czasów
ochronnych na rok 1947/ 48.
Ostatnią pracą Komitetu \ i\Tykonawczego w r.
Prezes Fol skiego Zw iązku Łowieckieg o
prof. dr. Bol e sław Sz arechi gene ra ł Dł]wizj i
1946 było wydanie, z subsydium otrzymanego
z Ministerstwa Oświaty w wysokości so.ooo zł.,
broszury propagandowej Kol. Mniszek Tchorz nickiego p. t. "Dlaczego mamy chronić zwierzynę łowną". Broszurę wydano w 10.000 egzemplarzy, wysyłając ją przede wszystkim bezpłatnie
przez k u ratoria dla użytku szkół powszechnych
w terenie.
Powołano też następujące K omisje: K omisj a
Główna Organizacji Stowarzyszeń Łowieckich ,
Komisja Główna Strzelectwa Myśliwskiego, Komisja Główna Wydawnicza, Komisja Główna
Propagandowa, Komisja Muzealna, Komisja
Prawnicza i Komisja Główna Zebrań Towarzyskich.
vV listopadzie 1946 roku delegacja Folskiego
w składzie: gen. W. N owodworski, Z. Kowalski i Z. Zabłocki, została
przyjęta na dłuższej audiencji przez Prezydenta
B olesław Bieruta, który po wysłuch aniu sprawozdania z działalności Folskiego Związku Łowiec
kiego, obiecał daleko idącą pomoc dla polskiego
Związku Łowieckiego
łowiectwa.
Ostatecznie zorganizowane Rady vVojewódzkie pracowały już z kol'tcem roku normalnie pod
prze·wodnictwem Kol. Kol. :
Białostocka :
Dolno-śląska:
Gdańska:
Kielecka:
Krakowska :
Lubelska:
Łódzka:
Mazurska:
Pomorska:
F oz nańska:
Rzeszowska:
ś ląsko-Dąbrowska:
vVarsza w ska:
Zach. Pomorska:
mz. Karol Erdman,
Tadeusz Szol,
Henryk Górski,
inż. Stanisław Ihnatowicz,
·dr. Adam Lardemer,
inż. Stanisław J enke,
inż. Gabriel Głowacki,
inż. Feliks Soboczyóski,
Wojciech Wojewoda,
prof. dr. Edward Schechtel,
inż. Stanisław Pyjor,
inż . Antoni Rowiński,
inż.
Włodzimierz Kierwiński,
Maciej Gabała.
Rok 1947.
Z
czy
początkiem roku 1947 Komitet Wykonawprzystąpił do pierwszych prac nad odbudo-
wą siedziby
Szczęśliwym
Folskiego Związku Łowieckiego.
zbiegiem okoliczności, pełnomocnik
właścicieli domu przy ulicy Nowy świat 35,
w której to posesji przez blisko 50 lat mieścił
się lokal związkowy, Kol. Justyn Strumiłło otrzymał w tym samym czasie pozwolenie na odbudowę spalonego budynku.
Kol. Strumiłło w wyniku dłuższych pertraktacji odstąpił Związkowi prawo do odbudowy drug iego piętra domu we frontowej jego części.
Z faktem powrotu na dawne śmiecie, choć nie
do pałacyku w podwórzu, ale zaws,z e na ulicę
"Nowy świat 35 ", łączyło nas tyle sentymentu,
najlepszych wspomnień i świetnej tradycji, że
Komitet Wykonawczy przy stąpił do prac zwią
zanych z odbudową z prawdziwym oddaniem
i zaparciem się siebie.
Został też
niezwł ocz ni e
wybrany Komitet
Odbudowy w składzie: Prezes J. Skrzypek oraz
Kol. Kol. Z. Zabłocki, Z. Korolkiewicz i A. Tallen Wilczewski. Plany odbudowy sporządził Kol.
Arch. B. Zinserling. Długie pamiętam były de-·
baty czy lokal ma być spartańsko prosty, czy
też ma zachować styl domku myśliwskiego z boazeriami, belkami i kominkiem. Szczęśliwie, jak
widać to na fotografii, zwyciężyła druga zasada.
Ministerstwo Leśni ctwa, do którego Komitet
Wykonawczy wystąpił z prośbą o pomoc w odbudowie przyznało dla Związku drzewo budulcowe, klepkę i stolarkę po cenie wyjątkowo niskiej, a K. K. O. m. W arszawy udzieliło pożycz
ki krótkoterminowej w wysokości 3.000.000 zł.
Zabezpieczenie hipoteczne pożyczki zaofi arował
Folskiemu Związkowi Łowieckiemu Kol. A. Tallen Wilczewski na swej willi w Chylicach.
Dnia 27.IV-47 odbyły się pierwsze próby polowe psów myśliwskich w Kościelcu pod Inowrocławiem.
Dnia IO.V.1947 r. w Krakowie odbyło się posiedzenie Kapituły Odznaczeń Łowieckich, a I I. V
- Naczelnej Rady Łowieckiej. Kapituła odznaczyła "Złomem" Kol. Kol.: Z. Kowalskiego i W.
Puchalskiego, przyznając również szereg medali.
Rada Naczelna zaakceptowała wyjazd delegatów na Zjazd Międzyn arodowej Rady Łowie c
kiej (C. I. C.) do Paryża w osobach Kol. J. Regulskiego i A. Tallen Wilczewskiego oraz uchwaliła obni żyć składkę członkowską dla funkcjonariuszy Urzędów Bezpiecze{tstwa i Milicji Obywatelskiej do kwoty 200 zł., jak dla członków
leśników.
Okres maj- czerwiec 1947 r. był okresem
specjalnie wytężonej pracy Komitetu Wykonawczego n ad wstępnymi pracami przy odbudowie
lokalu. Projekt Kol. B. Zinserlinga uzyskał
wreszcie, po dwa miesiące trwając ych głowie
niach się BOS-u nad kształtem okna, zatwierdzenie tego wszechwładnego urzędu.
Dzień 30 maja stał się dla Folskiego Związku
Ł owie ckieg o dniem wielkiej wagi i nagrody za
dotychczasową pracę. Tego bowiem dnia delegacja Folskiego Związku Łowieckiego w skła
dzie : Prezesa Gen. Szareckiego i Przewodniczą
cego Komitetu Wykonawczego Z. Kowalskiego
oraz Kol. Kol. dr. Z. Korolkiewicza i inż. K. Humińskiego złożyła na ręce
Marszałka Folski
M i chała Żymierskiego prośbę o przyjęcie przez
Niego Wysokiego Protektoratu nad P olskim
Związkiem Łowieckim . Marszałek Folski przychy lił się do prośby delegacji i protektorat przyjął, a n astępnie wysłuchał krótkiego sprawozdania z działalności Związku i "Łowca Polskiego",
obiecując wydatną pomoc we wszelkich poczynaniach Folskiego Związku Łowieckiego, zwią
zanych z łowiectwem i sprawami organizacyjnymi. Marszałek Folski okazał specjalne zainteresowanie "Łowcem Polskim". Audiencja trwała
prawie półt o f'ej godziny.
vV pierwszych dniach czerwca zostają wydane
przez Folski Związek Łowiecki dwa pierwsze
większe wydawnictwa książkowe: a mianowicie:
Z. Kowalskiego "Dziennik Łowiecki" i M. Mniszek Teborzniekiego "Oologia ptaków łownych".
Rada N a czelna i \V al n e Zgromadzenie w roku
1947 zostało zwołane do Opola dla zadokumentowania - wobec zbierającej się tego samego
dnia w Paryżu sesji Conseil International de la
Chasse (Międzynarodowej Rady Łowieckiej)
nierozerwalnej więzi łączącej Polskę z jej prastarymi ziemiami na Zachodzie.
Rada Naczelna odbyła się w dniach 27 i 28
czerwca w Opolu i przeprowadziła długie debaty,
przede wszystkim nad ustaleniem ostatecznego
tekstu projektowanej nowej ustawy łow ieckiej,
a następnie nad uaktualnieniem statutu Folskiego Związku Łowieckiego.
Walne Zgromadzenie, odbyte 29 czerwca przy
udziale licznych delegatów i myśliwych z całej
17
Folski, oraz reperezentantów władz, zatwierdziło (po długiej dyskusji na temat zniesienia kategorii członków nadzwyczajnych) zmianę statutu
Folskiego Związku łJowieckiego, sprawę zaś projektu ustawy łowieckiej odłożyło do następnego,
mającego być specjalnie w tym celu zwo łanego
Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia pc
uprzednim rozesłaniu odpisu projektu wszystkim
delegatom.
Na członków honorowych Folskiego Związku
Łowieckiego Zgromadzenie przez aklamację wybrało Kol. Kol.: Józefa Gieysztora, nestora polskiego łowiectwa i aktualnego redaktora "Łowca
Polskiego" oraz prof. Witolda Ziembickiego,
świetnego pisarza łowieckiego i ostatniego redaktora "Łowca" organu Małopolskiego Towarzystwa Lowieckiego.
Wobec u stąpien ia z Rady Naczelnej Kol. Kol.:
vViceprezesów F. Soboczy11skiego, gen. Nowodworskiego i prof. J. Gieys.ztora oraz członków:
S. Czerskiego, H. Knothego, wybrano na wiceprezesów Kol. Kol.: Gen. dyw. Stefana Mossora.
Dyrektora L. P. inż. Gabriela Głowackiego i Dyrektora L. P. inż. Mieczysława Niezabitowskiego, a na cz ł onków Rady płk. Apolinarego MiHeckiego, płk. Stanisław a Łętowskiego i płk. Jan u sza Karwowskiego.
Wysłaniem depesz do Marszałka Folski Michała Żymierskiego, Protektora Folskiego Z wią
zku Ł ow ie ckiego, a następnie do Zja zdu C. I. C.
w Paryż u oraz odśpiewaniem "Roty" zakończo
no zebranie w Opolu.
Rozwój i stan osobowy Folskiego Związku
Łowieckiego w terenie przedstawia się, w/g sprawoz dania Przewodniczącego Komitetu Wykonawczego Z. Kowalskiego, z roku 1947 oraz w /g
ostatnich danych z czerwca 1948 r., jak nastę
puje:
..
I I o
Województwo
Biały s tok
Bytom
1923 11931
-
ś ć
członków
1948
l 1939 1 ~946 11947 1 20.6.
685
660
786
545
520
597
2330
2274
723
2500
1584
1519
1534
2005
Dolny Sląsk
500
Kraków
Lublin
'
'
Łódź
1083
736
945
771
385
1734
1990
2223
304
459
- 657
M.azury
Pomorze
1574
2123
2749
2734
P oznań
1908
4970
5533
4820
Radom
635
2700
2400
2500
Rzeszów
200
593
885
875
999
1092
3025
2750
922
11 29
Szczecin
1326
vVarszawa
Sopot
2944
inne
-----Razem
18
2004
1698 1 3460
1000
11700 13103 26598 26959
-
W ze.wnętrznych stosunkach Folskiego Związku Łowieckiego na l eży podkreślić coraz bardziej zacieśniającą się współpracę między Zwią
zk iem a Pai1stwową Radą Ochrony Przyrody.
W sierpniu wobec n ader powolnego tempa robót przy odbudowie siedziby Folskiego Związku
Łowieckieg o, Komitet Wykonawczy wyznaczył
specjalnego Komisarza Odbudowy, opatrzonego
całkowitymi pełnom oc nictwami, w osobie Przewodni czącego Kol. Z. Kowal sk iego. Prace potoczyły się szybkim tempem i dnia 23.X-47 wszelkie prace związane z odbudową zostały zakoóczone, a zakupione w Spółdzielni "Las", "Sz tuce
urządzenia wnętrz" i F-mie Geldner i W. Nitkawski urządze nie wewnętrzne s iedziby zawieziono na miejsce.
też dnia 25.X-47 r. m ogło się już odbyć
obecności Ministra Obrony Narodowej, Marszałka Polski, Michała Żymierskiego, i Ministra
Leśnictwa, Bole s ława Podedwornego, uroczyste
To
w
otwarcie
novvo odb udo wanej siedziby Folskiego
Związku Łowieckiego.
Dnia 26.X-47 W al n e Zgromadzenie uchwaliło
projekt nowej u stawy ł owiec kiej. Uchwalono też
podnieść wysokość składki do 1000 zł. dla człon
ków zwyczajnych i 6oo zł. dla ulgowych . 'vVaż
ny w tej u chwale jest punkt, mówiący, iż so%
s kładek ma iść dla Rad Powiatowych. W skład
ce mi eści się t eż opłata (400 zł.) za dwanaście
numerów "Łowca Polskiego", który od stycznia
1948 r. zmienił się na mi es ię cz nik o nakładzie
25 tys. egzemplarzy.
W Olsz tynie . została, otwarta 3 listopada
1947 r. pierwsza po wojnie wystawa łowiecka ,
pięknie zorganizowana przez Kol. H. Knothego.
N a tych mocnych akordach kończy się rok
1947. Pracę rozpoczę tą w nowym lokalu, reorganizację biura, zeb rania t owarzyskie i inne rozwinęły się szerzej w roku 1948.
.
Rok 1948.
Rok 1948 stawia Folski Związek Łowiecki
przed zupełnie specjalnymi zadaniami, zakrojonemi na bardzo szeroką skalę. .Projekt n owej
ustawy łowieckiej, ostatecznie wygładzony przez
Komisję Prawniczą, został zlożony w Ministerstwie Leśnictwa. Według wszelkich danych
ustawa wejdzie w życi e jeszcze w bieżącym roku, stawiając Folski Związek Ł owiecki w rzę
dzie samorządów gospodarczych i czynnika ustaw owo odpowiedzialnego za całość gospodarki
ł owieckiej w Państwie.
Jednocześnie zatwierdzenie u z upełnionego sta- ·
t u t u Folskiego Związku Łowieckiego przez wła
dze w dniu s.XII-47 r. narzuca Związkowi obowiązek przygotowania i ujęcia w mocne karby
organizacyjne wszystkich myśliwych w Polsce.
Zniesienie kategorii członków nadzwyczajnych
i wprowadzenie jednocześnie egzaminów - to
początek na większą skalę zamierzonej akcji
szkoleniowej i propagandowej, za wprowadzenie
której w życie i stworzenie pełnowartościowych
prawych myś l iwych, spada poważna odpowiedzial ność na barki władz Folskiego Związku Ło
wieckiego.
Niemniej poważną sprawą jest budżet nastego Związku. Już w tej chwili zamykać się on bę
dzie w ramach 2o.ooo.ooo złotych, a nie jest wcale wykluczone, że na koniec roku, przy przewidywanych słu szn i e liczbie 30.000 członków, skoczy do 25.000.000 zł.
Folski Związek Łowi ecki wyszedł więc już
w chwili obecn ej z wieku młodzieńczego, dojrzał
do spełnienia nie tylko wziętych przez siebie, ale
także nałożonych p rzez Państwo, obowiązków.
Horyzonty dla naszej organizacj i roztwierają się
coraz rozleglejsze, móżliwości staj ą się prawie
nieograniczone, lecz jednocześnie odpowiedzialność, jaka spada na nas, jest bardzo wielka. Czy
potrafimy się z tych zadań wywiązać, czy sprostamy obow i ązkom?
MIE CZYSŁAW
ódpowtedi na te pytanta da]e histor ia ćwiert
wiecza pracy Folskiego Związku Łowieckiego.
Zachowanie przez n asz Związe k niezachwianej
przez 25 lat ideowej linii postępowania, niezatracenie jej w czasie burzy dziejowej, a przede
wszystkim iskra prawdziwego zapału, drzemią
ca w piersiach naszych działaczy łowieckich,
mówią, że T AK!
---
MNISZEK-TCHORZNICKI.
ŁOWIECTWO
ONGIS - DZIS - I JUTRO
owiectwo znane jest w historii, odkąd występuje cz łowiek. P r zechodzi on o różne ewelucje, formy,
prz:elkszta ł ca się, staje s i ę cora'Z
bardziej kulturalne i cywilitzowane,
ale istnieje nadal, i istnieć będzie,
jak długo istn i eć będz~e cz łowiek. Choćby nie
stało zwier zyny, w dzisiejszym tego słowa zn aczeniu, łow i ec tw o i st nieć będzie. Jest ono tak
nierozervvalnie złączone, w mniejszym lub w ięk
~ zy m st opniu, z charakterem człowi eka, że przetrwa wszelkie zmiany i ws.trząsy społeczne i ogólnoludzkie i zginie dopiero wraz z wymarci em
ludzi.
W okresie przedhistorycznym łowiectwo było
koni ecznością życiową człowieka. Zwierzyna dost arczała mu pożyw ienia , skór na odzienie i kośc i do wyrabiania szeregu pr zedmiotów codziennego użytku.
'vV miarę postępu cywilizacji, zmienia się i ch arakter łowi ec twa. Powoli staje się ono zajęci em
pobocznym w okresie, gdy rolnictwo rozwija s i ę
coraz bardziej. vVtedy to bowiem cz łow iek musi
b ronić pł odów r olnych i inwentarza przed zbyt
liczną zwier zyną łowną z jednej stro ny, z drugiej zaś - ł owy s tają s i ę zap r awą do wojen, jakby szkołą rycerskich zapasów. Trwa t o bardzo
długo.
Ale przez cały ten okres łowi ectwo nie traci
swego gospodarczego znaczen ia. "Pełne zwierza
bory"- d os tarcz aj ą w czasie w ojen olbrzym ich
zapasów mięsa, w czasie pokoju wartośc i owych
skór, s tanowiących przedmiot handlu zagra n icznego, oraz cał ego szeregu niesły c h an i e cennych
specyfików, znanych w ówczesnej m edycynie.
Krótki, zmanierowany okres panowan ia Sasów,
zmienia ten charakter łowiec twa, które przechodzi wówczas krótkotrwały kryzys. Staj e się wtedy r oz rywką zdegen erowanych arystokra t ów,
którzy dla zabicia czasu polują, nie widząc w ło
wiectwie ani wa rt ośc i emocjonalnych, ani w y -
chowawczo-gospodarczych. N a szczęści e okres
ten trwa krótko. Bowiem niedługo łowi ectwo
stanie się znów szkołą wojenną licznych zastę
pów młodzieży w okresie walk p owstańczych
z carską Rosj ą, brutalnymi Prusami i chyt rą,
j ez ui cką Au st rią .
XIX wiek, to jakby "złoty wiek" w łowiec
twie. W tym bowiem okresie łowiectwo pr zekształca się zn owu i st a je s ię zajęci em coraz poważn iejszym pod względem kulturalnym, społe cz nym , naukowym i gospodarczym, nie tracąc
nic ze swej emocjonaln ej atrakcyjn ości.
Wiek XIX, a dokładniej rok 1848, a więc sto
la t t emu , okres "\ iViosny ludów", przynosi Europie środkowej pierwsze prawa łowieck i e, zb l iżo
ne do dzisiejszych, mające na celu ochronę zwierzyny, a nie głosząc jedynie o przywilejach ło
wieckich, jak to było dotychczas.
'vV tym samym okresie li czn e w yprawy łowiec
kie w gł ąb "Czarnego l ąd u " lub Ameryki Połu
dniowej, przynoszą wielkie zdobycze naukom
pr zyrodniczym. Zasługa to m yśliwy ch. Folska
nie pozostaje w t y le. Wyprawy polskie, j ak : J elskiego, Sztolcman a i innych do Ameryki Połud
n~owej, Potockiego, Vvodzickiego, Sztolcmana
do Afryki, gen. Grąb czewski ego, W odziekiego
do Azji, odsłan iają wiele tajemnic z życia zwier ząt . Łowi ectwo rozwija się wspaniale.
Koniec XX wieku zast aj e myśl iwych polskich przygotowanych do
ałożen i a
podwalin pod pr zyszły fundament dzisiejszego Folski ego Związ ku Łowi ecki ego. W t ym bowiem
czasie powst a je we Lwowie Galicyjskie
dział Cesarskiego Towar zystwa P rawidłowego
Folowania, w Poznan iu-"Łowi ec vVielkopolski ".
Krzewi się sł owo łowi eck ie, w zrasta w iedza ło
w iecka, powstają stowar zyszenia, mające na celu ra cj o n aln ą go spodarkę łow i ecką.
Coraz ba rdziej zaczyn a s ię doceniać warto ść
ł ow i ectwa. \ i\Tprawdzie jeszcze nie rozum iano
znaczenia gosp odarczego ·ł ow iectwa , ale u znawano znaczenie wych owawcze. U wielu ówczesnych publicystów- my ś liwych przewija się jak-
19
by podświadomie- przeczucie, czym łowiectwo
stać się powinno.
.
W spaniały r ozwój ł ow i ectwa zostaJe przerwany wybuchem I-ej wojny świato~ej w r.. 1914.
Ale zaledwie przejdzie kataklizm WOJenny,
nim ostygną z&"liszc;a, led;v_o .umilknie . głuchy
pomruk armatm, znow mysliw1 zaczynaJ~ wracać do swej ulubionej pasji, znó:"' twor.zeme s ~ o
warzyszeń i kółek oraz orgam zowame łow 1sk
staje się ośrodkiem zainteresowa11 .
Tylko sze regi myśliwych zmieni ły s ię.
Kiedy przed pierwszą wojną św iatową ~ o ~ o
wał tylko ziemianin, kapitalista, czasem lesmk ,
to w latach 1920- 1939 poluj e ju ż obok poprzednich - urzędnik, rzemieślnik , majster i podofi cer.
Ł owiectwo coraz bardziej upowszechnia się ,
choć ster jeao pozostaje nadal w ręka ch uprzywilejowanych. Do kółek łowie~kich należ~ć .może każdy, dla kogo łowi ectwo Jest tym zaJ~Clem,
które pobudza krew do szybszego kr~żema, dl.a
którego obcowan ie z przyrodą stanow1 prawdziwy odpoczynek po cało tygodniowej pracy.
W reszcie w r. 1923, a więc dwadz ieścia pięć
lat temu, powstaje Centralny Zw~ąze~ Polskich
Stowarzyszeń Łowieckich- ? rgamz~cp. zr~esz,a
jąca
wszystkie Stowar~ysz.ema Ł~w1e~ lne 1 Koł
orgamzaCJa przeJmUjąCa wspaniałe tradycje Galicyjskiego Towarzystwa Ło
wieckiego, Ł c wca Poznańskiego i Oddziału Cesarskiego Towarzystwa Prawidłowego Fol owania w vVarszawie.
Zrozumi enie istotnych p otrzeb racjonalnej gos n<Jdarki łowieckiej, s pow o dowało fuzję tych organizacji . Czyn ten zapoczątkowa.ł ~ową erę
w łowiectwie polskim. Rok 1923 staJe s1ę dla ł~
wiectwa naszego roki em brzemiennym w skutki.
W czterv lata po tym (1927) ukazuje się nowa
dosknnala u st awa łowi ecka, normująca sprawy
ł<)\vieckie na tereni e całej Polski, usuwając ustawy dzielnicowe. Ustawa ł owiecka z r. 1927 była
nap rawdę doskonałą, stał a się wzore!ll dla szeregu ustaw in nych państw .. Ale żyCl~ sz.ło naprzód i już przed 1939 r. Zw1ązek Łow1ecln oprac owywał nowelę do ustawy, której zmianę nakazywał postęp.
.
.
Dla łowiectwa okres przed os tatmą W O Jną był
jakby okresem przygotowawczym do tego, co
ka
Myśliwskie,
nastąpiło dziś.
Już przed wojną myśliwi
zrozumieli, że łowiec
two to nie ty lko wspaniała rozrywka i przyjemność, lecz poważna gałąź wiedzy, gałąź gospodarki narodowej oraz moment wychowawczy.
Myśliwi zroz umieli ważną rzecz, że chcąc polować, trzeba znać s ię na ł ow iectwie i umieć hodnwać. I dlatego p owoli łowiectwo d orastało do
stopnia wiedzy. D owodem tego jest wprowa~ze
nie wykładów ł ow i ectwa na wyższych uczelmach
i co potym następuje- doktoryzowani e się z tego rrzcdmiotu.
Znaczenie łow i ec twa zrozumieli nie tylko myśliwi. P c,woli zaczęły je rozumieć bardziej postę
powf odłamy społeczeństwa i sfery naukowe.
1 ellatego ł owiec two powoli s tawało s ię cara;;:
bardziej powszechne. Stało się ono dostępne dla
wszystkich, ale dla licznych było tylko marze-
20
niem, gdyż było zawsze połączone z dużymi d o~ć
W) dathmi i dlatego też nie każdy .m ógł s.ob~~
na to p oz wolić. \tVielu musiało sob1e odmOWIC
naikon)eczniej szych r zeczy, o ile nie mogli opa~
n'J~ać swej namiętn ośc i ł o w i ecki ej, a pragnęh
choc j~den dzień w miesiącu s pędzić na łowach,
w kontakcie z wspaniałościami pol skiej przyrody.
Ten tryUJ'nfa ln y postęp łowiectwa zostaje za hamowany tragi cznymi wypadkami r oku 1939.
Zaś l epiony w swej wściekł o śc i. ge rm ańsk i folajeźdźca nisz czy wszystko, co św1adczy o cywll.!zacji i kulturze p olskiej. Zniszczone zostają
zwierzostany nasze, spalone lu b zbombardowane a nawet razarabione przez niem ieckich "kul '
b
.
turtragerów
" zbi
ory m yśliwsk i e. Zdawało b y s1ę,
że już nie ma ratunku dla ł?wiec.twa pol.s ki ~g?.
Ale łowie ctwo i stn i eć mus1, bo Jes zcze 1stme]ą
ludzie, jeszcze żyj ą Polacy. Już w czasie ok up acji pracują polscy myśliwi nad r oz wojem ł ow i ec
twa.
I właśme w tym okr esie, może nawet nie przecz uw ając f'lbrzy:nich zmian sp o ł ecznyc h, i.deowi
pracownicy ł ow i ec tw a polskiego stwa r zają nowe formy , wskaz uj ą ncnve kierunki, nowe znaczen ie łowie c twa.
\V c:?.asie okupacji zostaje opracowany nowy
projekt ustawy łowieckiej, pro~ekt, który ~taj e
· się p o dst~. w ą os t a t eczn ego proJektu noweli do
ustawy, przedst awionego Rządowi Folski D emokratvczn t J. R ok 1944 zast a je łowiectw o polskie
zorganizowa ne, ch oć bez orga ni zacji. Znajduj ą
s ię :uezie z Janu szem Steli1l. skim na cze le, którzy 12 ~e czek ając na oswobodzenie całej Polski,
na małym skr awku kilku województw reaktywuja Folski Związek Łowiecki .
ź~ Rząd Lud owej Polski docenił znaczenie
łowiectwa dowo dzi fakt, że mimo niesłychanie
ważnych prac i zadań, mimo, że olbrzym ie p o ł a
cie Folski krwawi ą j eszcze pod butem Gestapo,
powołuje do życ ia w ł on i e ówczesnej Dyrekcji
Naczelnej Lasów Państwowych komórkę dl a ło
wiectwa. Na czele t ej komórki staje l eśn ik polski, Józef Ostrow ski, dzięki które.mu uk azu j ą s i~
pierwsze czasy ochronne dla zw1erzyny łown e J,
mające na celu r a tow ać r esztki tej zwier zyny.
Idea prawidłowego łowi ectwa, poparta przez
Rząd, r OZJ1'·arowana rękoma ludzi oddanych ca łym sercPm sprawie, zwyciężyła.
Łowiectwo odrodziło się
szybko.
Ale '\raz z olbrzymimi przemianami s p oł ecz
nastąpić mu siały i zmiany w łow ie ctw i e.
Upaństwowienie lasów i rozparce low anie wielkiej własności, mu s i a ł o pociągnąć duże zm iany
w samym n astawieniu do spraw ł ow i eck i c h .
A zniszczenie inwentarza żywego zmus ił o i społeczeństwo do zmiany w stosunku do ł owi ectwa.
Szerokie warstwy zrozumiały, że łow ie c tw o, to
nie tylko pasja, ale olbrzymia, do tej pory niedoceniana, zaniedbana gałąź gospodarki narodowej, którą trzeba rozwinąć, aby s tała się tym,
czym winna być. Łowiectw o winno bowiem dostarczyć na rynek wewnętrzny 7 - 15% ogólnego zapotrzebowania na mięso i poważnej ilości
szlachetnych skór. Ale d os t ar czyć je może ty lko
przy racjonalnej gospodarce i odpowiedni ej ochrome .
nynll,
Wielką zdobyczą dla ogółu myśl iwych jest
wszechność obecnego łowiectwa. Dziś poluje
podosłownie każdy, kto chce polować. Dziś nie ma
uprzywilejowanych i upośled zonych . Każdy, kto
czuje w sobie pasję myśliwską, może polować,
Zmiana nastąpiła również w nastawieniu Pań
stwa do zagadnień łowieckich. Ministrowie sanacyjni polowali, bo było to w dobrym topie,
ale sami nic nie robili, aby podnieść łowiectwo,
aby rozpowszechnić je, lub odpowiednią propagandą zmienić nastawienie do łowiectwa. Dziś
.iest in aczej, polujący minister wydaje odpowiednie rozkazy, aby łowiectwo podnieść, aby zwalczyć nielegalne polowania, aby uchronić zwierzostany od zagłady.
Przez wiele lat Folski Związek Lowiecki zabiegał o wydanie odpowiedniego artykułu, który
by zmusił myśliwych do należenia do wspólnej
organ izacji. Daremnie kołataliśmy o to! D z iś ,
jednym zarządzen iem, staraniom naszym R ząd
ślą. M oże n igdy jeszcze w historii nie zaistniał
moment t ak pr zychylny dla łowie ctwa.
Przede wszystkim czynniki najwyższe, stojące
u steru Państwa, doceniają dz iś znaczenie g ospodarcze łowiec twa i we wszelki m ożliwy sposób starają się pomóc pracy związkowej .
zadość uczynił.
Kto nie
należy
do
Związku
-
me ma prawa
polować.
Przed wojną w roku 1939 do Związku naler r.soo myśliwych, dziś liczba członków
osiąga blisko 30.000 osób.
Ale organizacja, jedn ocząca w sobie tak olbrzymią ilość członków, orga nizacja będąca samorządem na pewnym odcinku gospodarki na:-odowej, organizacja, której projekt nowej ustav,:y daje olbrzymie prerogatywy i która staje się
organem opiniodawczym dla Rządu oraz jest
czynnikiem społecznym w sprawach łowieckich,
taka organizacja musi zdać sobie sprawę z tego,
jak wielka ciąży na niej odpowied z ialność, jak
wielkie przed nią istn i ej ą cele i zadania.
N a czele Związku sto ją ludzie bezsprzecznie
fachowi, owiani jak najlepszymi chęciami, zdający sobie całkowicie sprawę z tego, że kierując
tak poważną instytucją, wzięli na swoje barki
niemały trud i olbrzymią odpowiedzialność za
przyszłość polskich zwierzostanów i wychowanie etycznego społ eczeństwa ł owieckiego .
Ale to mało! Zrozumieć to muszą i inni. Zrozumieć to muszą przede wszystkim Łowczowie
i Podłowczowie Powiatowi, zrozumieć to musi
każdy, kto chce do naszej organ izacji należeć.
Trudno! Musimy sobie powiedzieć, że ci, którzy do Związku się zapisali ty lko po to, aby polować, dla których zagadnienie ideowego łow iec
twa nie istnieje, których obce są problemy hodowli i ochrony zwierzyny łownej, ci b ędą musieli op u śc ić n asze szeregi, bo zawód rzeź nika
zostawmy rzeźnikom, bo dla "strzelaczy" nie
ma miejsca w naszej organizacji.
Dla kogo łowiectwo jest tylko synonimem polm'Vania, ten jest burzycielem, a nie budowniczym. Folowanie musimy traktować jako zabieg
hodowlany, wykonywany w połączen iu z wyła
dowaniem się prz em oż nej pasj i m yśliwskiej
i c hęcią przeż ycia niezapomnianych emocji, ale
nie jako podstawa łowie ctwa. Bo podstawą ł o
wiecką jest racjonalna hodowla zwierzyny.
Zdawałoby się, że ostatnia wojna podważyła
tak poważnie istnienie łowiectwa, że zbli ża się
jego zmierzch. Ale mylą się ci, którzy tak myżało
] .Brandt
fł; ;yciqganie od;y ńca
z jam
Zwierzostany acz zdewastowane, nie zostały
wyniszczone. Stan zwierzyny podnosi się z roku
na rok, a zrozumienie łowiectwa w całym sp ołe
czeństwie w zrasta proporcjonalnie do uświada
m iania jaknajszerszych mas.
Oto czynniki, które pozwal ają patrz eć z ufności ą w przys złość.
Ale niech ten okres przychylny dla łowi ectwa
nie zaciemni nam niedost atecznego jeszcze poziomu myśliwych i nie dajmy się zahypnotyzować jasnym promien iem konj unktury . Bo pracy
jeszcze dużo!
21
• l
.
:.
''•
!:,
Folski Związek Łowiecki ma przed sobą wielkie cele, ale trudne i długie są drogi do nich. Od
wypełnienia tych zadań zależy wszystko.
To też rozpatrując "jutro" polskiego łow ie c
twa, rozpocząć musimy od zastanowienia się nad
zadaniami Folskiego Związku Łowieckiego.
Idą one w dwóch kierunkach. Nazwę je: kierunkiem rzeczowym i kierunkiem propagandowo-wychowawczym.
Przejdźmy je w kolejności odwrotnej.
Kierunek propagandowo-wychowawczy powinien kroczyć po dwóch równoległych drogach.
Pierwsza- to wychowanie i uświadomi en ie oraz
zdyscyplinowanie swych członków, drug·a- to
propaganda łowiectwa w jak najszerszych sferach społ eczeństwa.
Musimy sobie zdać dokładnie sprawę, . że nie
wszyscy członkowie Folskiego Związku zrozumieli doniosłość wspólnej organizacji i konieczn ość należenia doó.. Przynajmniej so% zap i sało
się do Związku, ponieważ tylko tą dr ogą mogą
zdobyć pozwolenie na broń myśliwską, a tym
samym pol ować . I u tych so% szwankuje mocno
etyka łowiecka. Bez zrozumienia etyki łowiec
kiej, nie istnieje prawidłowy myśliwy. I oto
pierwsze zadanie Folskiego Związku Łowieckie
go- wychować etycŻnego myśliwego. Wychować myśliwego, dla którego ostatecznym celem
nie jest zdobycie zwierzyny, ale osiągnięcie
wspaniałych przeżyć na tle kontaktu z przyrodą, dia którego strzał - to nie za·wsze konieczn y
finał rozgrywającego s ię dramatu między zwierzęciem a człowiekiem. Myśliwy finał ten r ozegrać musi zawsze "fair".
Zadaniem Związku jest również wykształcić
myśliwego, aby znał zasady hodowli zwierzyny,
aby zagadnienia ochrony nie były mu obce, aby
m yś liw y umiał patrzeć na cuda przyrody i ·umiał
wyciągać korzyści z kontaktu z naturą. Folowanie winno być dla człowieka - odpoczynkiem po
pracy, sprawdzianem jego sprawności fizycznej,
koleżeńskości i znajomości przyrody, a nie chę
cią zdobycia pewnej ilości mięsa lub wartościow
szej skóry. Wprawdzie celem polowania jest ubi cie zwierzyny, ale niech to będzie traktowan e
jako zab ieg hodowl any, jako epilog gospodarczego znaczenia, a nie krwio że rcz a rozkosz .
Gdy mowa o wychowaniu myśli wego, to tu
w s pomnieć również musimy o wychowaniu przodowników łowiectwa. Niestety, dziś sprawa ta
szwankuje. Przodownikami łowiectwa nazywam
Łowczych i Podłowczych powiatowych , ludzi, od
których wiele, a może wszystko zal eży, a którzy
nie zawsze stoją na wysokości zadan ia. Nie każ
dy myśliwy nadaje się na ideowego działacza,
jak nie każdy człowiek może być publicystą. Ale
l
Związek Łowiecki działaczy takich wychować
musi, bo in acze j któż wychowa s-połeczeństwo
łowieckie dziś i jutro? Wielu Łowczych i F odłowczych przyjęło swe mandaty, nie zdając sobie sprawy z odpowiedzialn ości , jaką przyj ęli na
siebie. Dla wielu jest to honor, gdy tymczasem
stanowisko to winno być pojęte jako ideowa praca na polu łowiectwa. Honory i odznaczenia zdobędziemy po zdaniu egzaminu z tej pracy, a naj-
..
większą
n agrodą winny być lasy i pola pełne
zwierzyny i rozkwit łowiectwa. Oto nagroda dla
myśliwego, a nie stanowisko Łowczego . Dla
urzędnika nagrodą są wyniki jego pracy, a nie
stanowisko w biurze. Łowczy jest takim urzęd
nikiem, choć honorowym, niemniej odpowiedzialnym za swój odcinek pracy. Kto nie czu je się
na s iłach, kto nie ma czasu, niech ustąpi, bo niewykonywanie obowią zków-to brak etyki, a tym
bardziej w wypadku, gdy nic i nikt do tego nie
zmusza.
Oto zadanie drugie Folskiego Związku Ło
wieckiego- wychowanie przodowników łowiec
twa, aby ci z kolei wychowali myśliwych i mło
dzież, aby byli przygotowani do uczczenia etyki
łowieckiej, aby świec ili przykładem, aby wiadomości fachowe z dziedziny łowiectwa krzewili
wśród myśliwych swego powiatu.
Zarówno tych przodowników jak i myśliwych
wychowywać trzeba drogą uświadamiania. Odczyty publiczne i radiowe, pogadanki w świet li
cach, broszury i k s iążki, a nade wszystko oddziaływanie na łowach - oto drogi, po których wychowanie winno iść.
Dr~gą drogą kierunku propagandowo-wychowawczego to propaganda racjon alnego łowiectwa
wśród najszerszych warstw społeczeństwa .
Wśród społeczeństwa polskiego pokutuje jeszcze mniemanie, że łowiectwo, to sport i zabawka możnych, lub wyżywan i e się krwiożerczych
instynktów, ukrytych w człowi ek u . Tak jednak
nie jest. My myśliwi wiemy dobrze czym jest
łowiect-vvo i jak wielkie posiada ono znaczenie
gospodarcze, ale nie wszyscy o tym w i edzą, a dowiedzieć się muszą.
I ot o trzecie zadanie Folskiego Związku Ło
wieckiego- uświ ado mienie społeczeństwa o go-.
spodarczym i wychowawczym znaczeniu łowiec
twa.
Społeczei1stwo musi się dowiedzieć, co daje
krajowi racjonalna gospodarka łowie cka. Ile kilogramów mię s a dostarcza na ry n ek zwierzyna
i ile skór naj wartościowszych. Jakie korzyści
daj e odpowiedn io postawione łowiectwo. Mieszkaniec miasta musi z r oz umi eć, że zwierzyna,
zwłaszcza dziś, wypełni szybko lukę na rynku
mięsnym, powstałą wskutek wyniszczenia inw·entarza żywego, zaś mieszkaniec wsi doceni
znacze nie łowie c twa , gdy za wydzierżawiony,
bogaty w zwierzynę teren , grbmada wystawi
dom ludowy, zelektryfikuj e wieś lub zaprowadzi inne inwestycje. Ale o tym trzeba mówić,
a jeszcze lepi ej pracą i czynem ud owodn i ć prawdę swego twierdzenia.
Jeśli chodzi o kierunek rzeczowy zadań Folskiego Związku Łowieckiego, to na pierwszy
plan wysuwa s ię podniesienie naszych zwierzostanów, tak pod względem jakościowym, jak
i ilościowym.
Tu musimy sobie powiedzieć, że pracy jest
bardzo dużo, ale pracy; do której wziąć się m ogą tylko fachowcy. Hodowla zwierzyny łownej
jest poważnym problemem naukowym i nie może być traktowana dorywczo . Nie możemy ś l epo
dążyć do powiększenia naszych zwierzostanów
bez uwzględnieni a warunków żywnościowych,
22
3
• -r
terenowych i klimatycznych. Przy hodowli zwierzyny musimy też zastanowić się nad zagadnieniem racjonalizacji, zagadnieniem bardzo waż
nym, do tej pory zupełnie nie branym pod uwagę, gdy chodzi o zw i erzynę łowną.
Oto zadanie czwarte - postawienie hodow li
zwierzyny łownej na poziomie najwyższym
z uwz ględnieniem ostatnich zdobyczy nauki.
Przez nie podniesiemy zwierzostany nasze tak
pod względem ilościowym, jak i jakościowym,
zmniejszając szkody czynione przez zwierzynę,
a zwiększając dochody z łowiectwa.
Zadaniem piątym Folskiego Związku Łowiec
kiego będ z ie rozwój hodowli psa myśliwskiego.
Odpowiednio postawiona h odowla psa myśliw
skiego w kraju, świadczy o kulturze łowieckiej
jego mieszkańców.
Winniśmy dążyć do tego, aby każdy myśliwy,
a przynajmniej każde łowisko z grubą zwierzyną, miało psa wszechstronnego. Myśliwy musi
z rozumieć, że posiadanie psa jest takim samym
warunkiem polowania, jak i posiadanie strzelby.
Są to rekwizyty, bez których polować nie można .
Przed Związkiem Łowieckim leży zadanie postawienia hodowli psa myśliwskiego na takim
poziomie i w t akich rozmiarach, by kupno dobrego psa nie nastręczało myśliwemu zbyt wiele
trudności, aby było ono d o stępne dla każ d e go.
Również i rozwój strzelectwa m y śl iwskiego
jest jednym z zadań Folskiego Zwią z ku Łowiec
kiego. Musimy rozbudować sieć strzelnic zarówno do strzel ań kulowych, jak i śrutowych, wprowadzić obowiązek ćwiczenia się w strzelaniu do
rzutków dla początkujących · myśliwych, oraz
obowiąz ek corocznego przestrzelania broni kulowej przed sezonem łowieckim. Związek dąży ć
musi do um ożliwienia każ demu m yśl i wem u brania udziału w strzelaniu do r zutków, dziś bardzo
drogim. Tu Rząd musi przyjść z pomocą, a zwła
szcza sfery wojskowe, gdyż dobry myśliwy, dobry strzelec standowy, będ z ie napewno d obrym
strzelcem w woj sku. Rządy innych państw docen i ają znaczenie zaprawy strzeleckiej u myśli
wych. Weźmy np. Rosj ę , gdzie strzd anie do
rzutków popierane jest przez wojsko i rząd,
a str zelnice do rzutków zn ajdujem y w m ałych
nawet miasteczkach.
Rozwój strzelectwa myśliw ski ego będzie zatym szóstym zadaniem Folskiego Zwią zku Ło
wieckiego.
I wreszcie - siódme zadanie Folskiego Z wi ą-
zku Łowieckiego, t o krzewienie k ultury łowi ec
kiej. O kulturze danego zaw odu, czy pewnej
części społ ecze ństw a świ a d c zą przejawy t ego
za·wodu w sz tuce.
·
Dlateg o o kulturze społeczeń stwa łowi eckiego
będą świadczyć dzieła sztuki, który ch m otywem
jest ł owiectw o . Pod tym wz ględem s toim y wysoko. Dobra i bogata literatura piękna, a rcydzieł a sztuki plastyczn ej i muzycznej, bi o rą motywy
z polskiej przyrody i łowiectwa. N ie usypia jmy
jednak w upojnym samozachwycie, lecz wy t ęż
my nasze siły , aby sztukę silniej jeszcze zespolić z łowiectwem, aby z achęci ć artystów do szukania motywów w łowie ctwie . O siągni emy to
rozpisując szereg konkursów, stwarzaj ąc st ypendia .dla młodych a rt ystów, kształcących się
w wyższych uczelniach , nagrad z ając dzieł a sztuki, który ch po dłożem jest łowi ectwo.
Gdy te zadania Polski Z wi ązek Łowi ecki sp eł
ni, mam wrażen i e, łowiectwo stani·e na poziomie, jakiego oczekujemy i do jaki ego d ążymy.
A s pełni je, gdy wszyscy we ź mi em y się do
pracy zaraz, j u ż dz iś , n ie odkła d aj ąc na jutro.
Zacz nijmy każdy od siebie, zanalizujmy nasze
podejście do łowiectwa i zas::m ówm y się, czy
zawsze i wszecizie jesteśmy w p or z ądku z etyką
łowiecką i z obowiązkami członka Folskiego
Zwią z k u Lowieckiego.
Wierzę głęboko, że mając p oparcie Rządu,
pra cuj ąc w Związku p od W ysokim Protektoratem Marszałka Polski Michała Żym ierskiego ,
zapalonego myśliwego, rozumiejąc ego nasze bolączki i pragnącego p o dni eść łow iectwo, potrafJmy z rob ić w iele i dokonamy tego w dr ugim
d w u d zies t opięcial eci u .
A. nie w olno nam zap omin ać , że praca w ło
w iectwie - t o t eż mały odcinek pracy dla k raju,
dla Ojczyzny , której rozkwit leży chyba każ de
m u n a o-ercu.
\'V i erzę, że g dy wspólnym wysiłki em d źwignie
my nasze łowiectwo na poziom , o który m mow a,
wów c zćlS będziemy m ogli p owtórzyć za w ielkim
mi strzem słowa, zapalony m my ś li wym, Józefem
W eyssenh offe m: "I w szystk o u w a s u cichnie,
przeminie, ostatnia przetrwa m oja g ra łowi ecka".
23
ZBIGNIEW KOWALSKI.
"Ł
O W I E C
P O L S K l"
(Krótki szkic historyczny).
istoria "Łowca Folskiego" zwią
zana jest ściśle od końca z·eszłego
wieku z historią polskiego łowiec
twa w b. Kongresówce. A nawet
. .- • • • tak się przypadkowo składa, że
w roku 1948, który jest rokiem jubileuszowym 25-lecia Folskiego Związku Łowi e
ckiego, przypada j-ednocześn ie 50-ty rok wydawania naszego oficjalnego organu.
Kolejnych numerów " Łowca Folskiego" odda nych do rąk czytelników w okresie od I.IV.
1899 roku do I.Vl.1948 roku było 955·
1899- 19!4·
Dnia r kwietnia 1899 roku ukazuje się w prenumeracie i kioskach gazet owych "Łowiec F<Dlski", jak głosi podtytuł pisma: "Dwutygodnik
ilustrowany, poświęcony myślistwu, broni i hodowli psów myśliwski ch" . Pierwsza strona
, Rok I.
Karta Qjtulowa
24
Łowca
Folskiego Nr. l z roku 1899.
"Łowca Polskiego", wydanego w formacie takim samym, jak i dzisiaj, ozdobiona jest winietą
Juliusza Fałata, przedstawiającą saneczki myśliwskie, zdążające do zaśnieżonej wsi puszczań
skiej.
Redaktorem pisma został świetny pi:sarz, europejskiej sławy p o dróżnik i przyrodnik, Ja n
Sztolcman.
Naczelny artykuł zamieszczony w I-ym numerze p. t. "Od Redakcji" przemawia do nas ję
zykiem takim samym, jakim i dzisiaj należy wołać do naszej społeczności łowieckiej :
"Ogół naszych myśliwych nie ma ani źródeł,
z których czerpałby wiadomości w kierunku prawidłowej gospodarki łowieckiej, ani organu, wokół którego mógłby się skupić dla wymiany myśli i spostrzeżeń, niejednokrotnie bardzo waż
nych dla łowiectwa w ogóle, a naszego myśli
stwa w szczególności. Dopóki wiadomości te bę
dą przechodziły z ust do ust nie wykraczając poza
ciasną sferę zamkniętych kółek, dopóki nie będą
one dostępne jaknajszerszemu ogółowi, dotąd
sprawa łowiectwa krajowego będzie stała w miejscu, nieświadomość tego paraliżować będzie dodatnią działalność ludzi, ożywionych najlepszymi dla łowiectwa chęciami".
Pierwszymi współpracownikami "Łowca Polskiego" byli: Karol Albus, Julian Biesiekierski,
Władysław Jelski, Stefan Lubomirski, Edward
Orda, Aleksander Rembowski, Feliks Różyński,
Władysław Słonczyński, August Sztolcman, Michał Siemiradzki, Wiktor Stephan, Romuald
Wielkowski, Józef Zarembski i wielu innych.
Kilku z tych pisarzy zapisało się niezniszczalnymi literami w fachowej i pięknej literaturze ło
wieckiej.
Kierownikiem artystycznym pisma został wysokiej klasy artysta malarz - monachijczyk,
Franciszek Ejsmond, administratorem Józef Zarembski, a sekretarzem redakcji na długie ćwierć
wiecze (od 1902 roku) Jerzy Oreański.
Czołowymi artykułami, które znajdujemy na
16 stronach I-go numeru są: "Parę uwag o hodowli zwierzyny" K. Albusa, łowczego lasów
Krzeszowickich, "Folowania na dziki w Różan
ce" J. Sztolcmana, "Nadużycia w handlu zwier zyną" S., ;,0 próbowaniu broni śrut owej" W.
Słonczyńskiego, "0 pochodzeniu psa" A. Sztolcmana, "Pierwsza Wars,z awska Wystawa Łowie
cka", "Towarzystwo Prawidłowego Myślistwa"
i inne.
Jak widać z tego zestawienia bolączki łowiec
twa i tematy, które należało na ł amac h prasy
myśliwskiej poruszać, bardzo m ał o odbiegały
przed pół wiekiem od tych, które dziś zapełniają
szpalty naszego pisma.
"Łowca Polskiego" drukowano początkowo
w drukarni E. Skierskiego, następnie w "Towarzystwie Wydawniczo-Artystycznym". Cena numeru w pierwszym roku wydawniczym i następ
nych wynosiła 30 kopiejek za numer, a prenumerata roczna 6 rubli.
\Varto jeszcze zaznaczyć, że ogłoszenie w numerze 1-m "Łowca Polskiego" umieściła, między
innymi, do dnia dzisiejszego istniejąca F-ma W.
Łastowski (wypychacz ptaków) .
ciągu następnych 16-tu lat "Łowiec Folrozwijał się coraz piękniej, pogłębiał fachowość, zyskiwał mir we wszystkich trzech zaborach Polski. W ciągu tych lat współpracę swo ją
wnieśli między innymi, ludzie w literaturze i publicystyce ważcy, jak: W. Gąsiorowski, A. Jelski, A. Śliwiński, K. Dębicki, W. Korsak (w roku 1905), A. Mniszek, J. Wojniłowicz, S. Czos-
W
ski"
nowski, W. Giirtler (od roku I9II), S. Zaborowski i A. Rzewuski (obaj od roku 1912), T. Metzig (ód roku 1913, J. Weyssenhoff, J. Ejsmond
(obaj od roku 1914).
Redaktor Jan Stoleman
W roku 19o8 "Łowiec Polski" przeniesiony
z tymczasowego lokalu do siedziby Towarzystwa P rawidłowego Myślistwa, na ul. N owy Świat 35, gdzie po latach 40-tu, w roku 1948,
odr odzi ł się znowu z popiołów po straszliwej nawałnicy dziejowej.
O statni numer (15) z 1914 roku wyszedł dnia
I-go sierpnia. Treść jego niczym nie zdradzała
zbliżającej się zawieruchy wojennej , w przeciwiet1stwie do nr. 937 z 1939 r. , który mówił wyraźnie, że jest na długie lata numerem ostatnim.
został
Wybuch' I-szej wojny światowej przerwał wydawanie "Łowca Polskiego" na lat 9·
1923- 1939·
'vV dwa miesiące po zawiązaniu w 'vVarszawie
Centralnego Związku Polskich Stowarzyszeń
Łowie ckich, w dniu 7.IX.1923 roku, Zarząd zdecydował wznowienie wydawania "Łowca Polskiego", jako miesięcznika i swojego oficja lnego
organu.
Wybitną pomoc finansową okazali w tej imprezie Kol. Stanisław Liipop i Wacław Sperling.
25
\
Jan Sztolcman był autorem szeregu .Pr~;.
z których jak o najcenniejsze nal eży wym1emc:
Łowiectwo"
Nad Nilem niebieskim", "Peru"
~raz wydane p;~ez Zoological Society of London
"0 dymorfizmie płciowym".
Gaczeński.
Na miejsce nieodżałowanego Jana Sztolcmana
Pierwszy numer "Łowca Polskiego'_', z wi.nieZarząd Centraln-e go Zwi ązku Polskich Stowatą również Juliusza Fałata (Osaczmk grag~y
rzyszeń Łowieckich powołuje jako reda.kt?rów
na rogu), ukazał się, jako miesięcznik w dm u
Juliana Ejsmonda i Walentego Włodz1m1erza
I stycznia I924 roku i zawier~ł: Odezwę od .ReGarczyński ego.
dakcji, artykuły: A. Wysock1ego-"Zrzesz.aJmy
W. W. Garczyński nie odznaczał się an i bły
się", F. Różyńskiego-"Z Centralnego Zw1ązku
skotliwością stylu, ani niefrapującą lekkością
Polskich Stowarzyszeń Łowieckich", B. święto
pióra, ale głęboka znajomość i umiłowanie prze.drzęckiego - "Głuszec", J. Sztolcmana- :,Przemiotu i niezmiernie logiczny sposób myślema,
szłość i przyszłość żubra", Wł. Słonczyńsklegooraz prosty i jasny sposób wyrażania tego co
Rzut oka na stan przemysłu broniowego po woj czu je, ugruntowały jego nazwisko jako. czołowe
~ie", J. Domaniewskiego-"Przegląd P?lski:j. li- go pisarza łowieckiego w bardzo szybiom czas1e
teratury łowieckiej". Feljeton: "Obrazk1 myshwi na stałe.
skie"- Stanli.
Nas tępne lata są dla "Łowca Polskiego" lataRedakcja i administracja mieściły się . przy ul.
mi bardzo ciężkimi . Fala ogólnoświatowego kryNowy świat 35· Format pisma pozostał ten sam,
zysu przebiega przez Polskę. ~ismo łowieck}e:
drukowano go w drukarni "Nakładowej" . Cena1
jak i inne pisma, walczy z tys1ącem trudnosc1
pisma wynosiła - mk. p., a w związku z .dewafinansowych. Daje się też odczuwać brak koleluacją dochodziła _ do - - m k. p., n akład me
gów do współpracy, zajętych swojemi kłopota
przekraczał IOOO egzemplarzy.
mi materialnymi. Szczęśliwie kilku entu zjastów
W następnym roku I925 "Łowiec Polski" zospraw łowieckich prywa'tnymi dotacjami ratuj e
stał przekształcony, jak przed wojną , na dwutypismo od kompletnego upadku.
godnik a w roku I926 został połączony z "Przeroku i929 "Łowiec Polski" okrywa się po
glądem' Myśliwskim" i "Łowiectwem F olskim" razWdrugi
żałobą. Odchodzi bowiem J~lian Fałat,
i stał się jedynem pismem łowieckim w Warszawieloletni artystyczny współpracowmk naszego
wie. N a redaktorów wybrano: Jana Sztolcmana
pisma. N r. 50 z dnia I 5 grudnia I928 r oku, poi Juliana Ejsmonda.
święcony twórczości artysty na tematy łowiec
Julian Ejsmond, młody, obiecujący poeta, obkie, wychodzi jeszcze za jego życia. Ofiarowane
darzony prawdziwym talentem, staje się świet
do op ublikowania po raz pierwszy fragmenty
nym nabytkiem dla "Łowca Polskiego". Jego
z pamiętników Fałata z Nieśw ież a, ukazują się
poezje, bajki, czy wspomnienia myśliwskie, t~
w naszym piśmie, niestety, po śmierci wielkiego
prawdziwe perełki stylu, wdzięku, potoczystoŚCl
malarza.
języka i łatwości rymowania. Prace Ejsmonda
vVydany dnia r.IV.1929 numer humorystyczny
stają się ozdobą pisma i przyciągają li cznych
"Łowca Polskiego", jest kapitalnym zup~łnie
prenumeratorów. Komitet Redakcyjny zasilali
osiągnięciem. Nowele Kornela Makuszyńskiego,
ponadto swymi pracami: Władysław .Słonczyó
Zdzisława Kleszczyńskiego, Juliana Ejsmonda,
ski, Herman Knothe i Wacław Sperlmg. Cena
znakomite parodie ustawy łowieckiej, niezrównumeru wynosiła w roku I925 zł. I . - .
nane rysunki Kamila Mackiewicza, dowcipne fo-W ciągu następnych trzech lat przystępują
tomontaże i parodie ogłoszeń- dziś jeszcze modo współpracy w "Łowcu Polskim": Włodzi~
gą być przez każdego myśliwego czytane z prawmierz Garczyń s ki (od I924 r.), Adam Rzewuski
dziwym zainteresowaniem i serdecznym śmie
i Stanisław Zaborowski (obaj ponownie), dr.
chem.
prof. M. Niezabitowski, Franciszek Unrug (od
\'!V roku 1930 wchodzą do Komitetu RedakcyjI925), 'Władysław Czerniejewski, Józef Gieynego: Bohdan Gędziorowski, Ignacy Grym iń ski,
sztor, Władysław Janta-Połczyński, Stefan KrzyWitold Kiltynowicz. Ukazują się też świetne
woszewski, gen. Antoni Kuczewski, Bolesław
artykuły, wiersze i humoreski Władysława ZaŚwiętorzecki (od I926) oraz Edward Krasiński
biełły, Juliusza Wirskiego i Edwarda Niedział
i Stanisław Błonarawicz ( I927).
kowskiego .
Od roku I927 długoletni sekretarz, Jerzy
vV dniu I3.III.1930 r. Julian Ejsmond opuścił
Orei1 ski, obejmuje Administrację "Łowca Polna
własną prośbę stanowisko Redaktora "Łowca
skiego".
Polskiego",
zasilając jednak nadal pismo swo29.IV.Ig28 r. spotyka nasze pismo wielki cios,
jemi
pracami.
Niedługo potym, w lipcu 1930 r.,
umiera bowiem Redaktor Jan Sztolcman, wielki
Juli
a
n
Ej
sm
ond
zginął w tragicznej katastrofie
przyrodnik i teraz już światowej sławy uczony,
samochodowej
pod
Zakopanem.
który prze lat blisko 30 był duszą i se rcem ło
świa
t
łowiecki
okrył
się po raz drugi ciężką
wiectwa polskiego oraz jego wydawnictw i pużałobą.
blikacji. Zasługi położył niezniszczalne, pamięć
Piękną, jak poezja prozą, tak scharakteryzował
zostawił trwałą. To też w dw a dzieścia lat po
Juli an Ejsmond duszę naszych pisarzy łowiec
jego śmierci, główna sala w odbudowanej siekich:
dzibie Folskiego Związku Ł o wieckiego przy
N owym świecie 35, została nazwana jego imie... Weyssenhoff- jak dąb królewski, koroną
mem.
do s tojną szumiący pieśń o tajemnicach puszczy,
N a redaktora powołano ponownie Ja na Sztolcmana, do Komitetu Redakcyjnego weszli: Józ ef
W eyssenhoff, Włodzimierz Korsak, J anus~ Domaniewski, Feliks Różyński, Stanisław Ldpop,
Jan Morstin, Kazimierz Świderski i Stanisław
''·
.'
,.
,.
26
•,.
.., ..
jak zielony dąb odwieczny, nieśmiertelny z Zlemi naszej soki czerpiący, a czołem nieba s1ęga
jący ...
... Zaborowski - niezrównany poeta kniei,
z którego dzieł nieśmiertelnych nauczyłem się
miłości łowiectwa. Wieszcz, który rzucił ongi
myśliwski czar na moją duszę jeszcze dziecięcą ...
. . . Ks. Niedbał-wielki spowiednik · boru,
znawca najskrytszych tajemnic kniei ...
Tak pisał o duszach największych naszych
myśliwych Ejsmond. Dziwnym kaprysem losu
Cennymi współpracownikam i pisma stają się
w owym czasie Włodzimierz Lindeman, gen.
Walery Marjański, Tadeusz Śliwiński, Mieczysław Mniszek Tchorznicki. N a sekretarza redakcji powołany zostaje ·władysław Zabiełło.
Ostatnie trzy lata istnienia "Łowca P olskiego"
przed wojną, są latami wielkiego r ozwoju naszego pisma. "Łowiec Polski" wychodzi co dekadę .
Szata zewnętrzna, papier i klisze nie pozostawiają nic do życzenia. Drukarnia "Wyszyński
i S-ka", która drukuje nasze pismo, wywiązuje
się ze swego zadania doskonale. Cena poje dyń
czego numeru wynosi nadal zł. L - .
Wysokiej klasy fotografie myśliwskie Włodzi
mierza Puchalskiego, W. Korsaka, Zofii Chomę
towskiej, admirała M . Borowskiego, T. Markowskiego, inż. Woynickiego, V•/ . \ iVysockiego, A.
Dobrskiego, nie znajdują sobie równych w innych tego rodzaju zagranicznych pismach. Grafika Chrostowskiego, Bar tłom i ejczyka, Jakimczuka, Kirylenki i Fijałkowskiej jest znakomita.
Redaktor Juljan Ejsmond
dusza jego odeszła w zaświaty przed tymi, o których tak piękne kreślił słowa. Ejsmond zmarł
w pełni sił w największym rozkwicie talentu.
Odszedł jako ten, który, jak nikt inny potrafił
odczuć i oddać piórem dwie największe miłości
na świecie, miłość do dziecka i miłość do przyrody.
Rok 1930/31 stał się wogóle rokiem żałoby
w świecie łowieckim : zmarł bowiem Władysław
Czerniejewski, którego wspomnienia myśliwskie
z 4-ch części świata zapełniały często łam y
,;Łowca Polskiego", zmarł Zdzisław Kleszczyń
ski, wykwintny pisarz, świetny nowelista łowie
cki, a utor dowcipnych felietonów.
Samodzielnym redaktorem "Łowca Polskiego"
od roku 1930 zostaje Walenty Włodzimierz Gar czyński, kierując następnie pismem bez przerw
aż do września 1939 r.
Organ Związku rozwija się coraz lepiej. Konkursy fotograficzne dają sporo poważnego materiału, rozwij a się d z iał ky nologiczny, drukowane są ciekawe wspomnienia z wypraw podróż ni
czych i myśliwskich (Cz. Pieniążek - Abisynia,
J. Koźmian i inn i).
W roku 1934 zostaje wydany w piękn ej szacie
zew nętrz nej specjalny numer "Łowca Polskiego",
poświęcony zjazdowi Conseil International de la
Chasse w Warszawie. Okładkę barwną do tego
numeru (Głuszec na toku) wykon ał z wielkim
artyzmem Jerzy Dylewski.
Poziom prac fachowo - naukowo - łowieckich:
vV. \ V. Garczyhskiego, J. Gieysztora, Rektora
T . Marchlewskiego, Michała Pawlikowskiego,
\iVładysława Gi.irtlera, Tadeusza śliwióskiego,
Bolesława świętorzecki ego, Stanisława Kamockiego, stawiają pismo na poziomie najwyższy m.
Balistyka gen. M. Marjańskiego, kpt. J. Podowskiego i W . B l ąka jest również świetna, utwory
beletrystycz ne Stanisława Zaborowskiego (Afryka), Matjasa Garfinkła (Łosie i łososie ) , Adama
R zewuskiego, vVłodzimierza Korsaka, .· Tytusa
Karpowicza, Pawła Szumilasa, Jana SzC"zepkowskiego, Janusza Regułskiego oraz poezje Włady
sława Zabiełły i dr. Zofii Kelu s-Lipkowskiej
czyn i ą pismo barwnym, ciekawym, aktua lnym
i bliskim sercu myśliwego.
.·
,.
\.
Redaktor Walent.Y
Włodzimierz
Carcz.Yriski
Od r oku 1937 drukują ponadto swe prace pozniejsi stali współpracownicy " Łowca Polskiego"
Zbigniew K owalski, Leopold Pac-Pomarnacki,
Jerzy Błeszyński, Kazimierz W odzicki prof., Witold Ziembicki, dr. Andrzej D un ajewski, Stani-
27
sław
Cenkier, Konstanty Komierowski, dr. inż.
Leon Ossowski, Antoni Ossendowski, dr. Jan
Sokołowski, Pierre Coche, Otton Sołtan.
Dnia 1.III.r937 r. umiera ks. Niedbał. "Łowiec
Polski" poświę ca wspomnieniu o tym p o ważnym
pisarzu łowieckim , dłuższy artykuł.
Z okazji wystawy m alarstwa łowieckiego
w Zachęc ie w \tVarszawie, zorga nizowanej przez
Folski Związek Łowiecki, "Łowiec Polski" wydaje specjalny numer, poświęcony motywom ło
wieckim w polskiej sztuce.
Komitet Redakcyjny "Łowca P olskiego" stanowią w latach I937-I939 następujący koledzy:
K. Czampe, J. Dylewski, J. Gieysztor, W. Kiltynowicz, H . Knothe, J . Kobylański, S.· Leski,
M. Mniszek Tchorznicki, prof. E. Niezabitowski,
F. A. Ossendowski, M. Potocki, S. Prus-Wiś
niewski, B. Przychodźko, A. Rzewuski, J. Skrzypek, W. W. Szperling, K. Świderski, B. Święto
rzecki, W . Zabiełło, S. Zaborowski, J. Żabiński.
W ·roku r938 "Łowiec Polski" okrywa się
znów żałobą. Odchodzi najprzód znakomity
znawca myślistwa wschodniego, Bolesław świę
torzecki, autor monografii głuszca i wilka, "Podstaw Łowiectwa", niepospolity przyrodnik i hodowca zwierzyny.
Niedługo w ślad po nim podąża Stanisław
Zaborowski, lekarz z zawodu, a poeta wielkiego
talentu. Zaborowski to pierwszy pisarz łowiecki,
który p otrafił oddać czar p olowań wiosennych,
określić urok włóczęgi z psem w skwarze dnia
letniego, odtworzyć wspaniały obraz rykowiska
jeleni w jesiennym lesie, oraz opowiedzieć o obła
wie na niedźwiedzie w zaśnieżonym borze.
"W sercu kniei" pozostało na ·zawsze w sercach
polskich myśliwych.
Nie doczekał, niestety, sędziwy autor ukazania
się w druku swych wspomnień z wyprawy podróżniczej do Afryki. Druk tej pracy, rozpoczę
ty w "Łowcu Polskim" w roku 1939, przerwany
został przez wybuch wojny, co gorsza rękopis
"Afryki" spłonął w czasie bombardowania W arszawy jeszcze w I939 roku i odtworzenie całości
jest już dzisiaj niemożliwe.
Ostatni numer "Łowca P olskiego" przed wojną ukazał się I września I939 r.
Podkreślić jeszcze należy, że w okresie I926-I939, corocznie, począ tkowo pod redakcją J . Sztolcmana i Juliana Ejsmonda, a następnie W. W.
Garczy1'1 skiego wydaw any był p r zez P olski Zwią
zek Łowi ec ki, "Kalendar z M yś li ws ki" o obj ę t o
ści 200 do 400 stron, ilustrowany i ob ejmuj ący
wszechstronnie wszystkie dz iały i zagadnienia
związane z łowi ectwe m.
1939- 1944·
W czasie okupac ji "Łowi ec Polski" zostaje
p rzez najeźdźcę, jak wszyst kie periodyki i wydawni ctwa, zawieszony. Poszczególni jednak
członkowie Kom itetu Redakcyjnego i współpra
cownicy pi szą dalej. Pi szą w nadziei, że praca
ich zostanie wykorzysta na dla dobra łowiectwa
polskiego po zwycięsk im zakollczeniu WOJny .
Bowiem pomimo m roków ok upacyjnych każ dy
z nas wierzył głęboko w odrodzenie Polski. W ie-
28
le z tych pisanych w czasie I939 - I944 artykułów i prac, jak: "Podstawy Łowiectwa" prof.
J. _Gieysztora, "Bezpieczeństwo na polowaniu"
Z. Kowalskiego, "Monografia jeleni" T. Śliwiń
skiego, "Oologia ptaków łownych" M. Mniszek
Teborzniekiego i inne, zostało już wykorzystanych, wiele zaginęło w pożodze powstania warszawskiego, wiele czeka jeszcze na ujrzenie świ a
tła dziennego w druku.
. Pośród kolegów, którzy pisali o łowiectwie,
me brakowało naturalnie ostatniego redaktora
"Łowca Polskiego", to też między pracami, które czekają na wydanie, czołowe miejsce zajmuje
odnaleziony niedawno rękopis W. W. Garczyń
skiego: "N owoczesne łowiectwo".
Garczyński ciężko zaniemógł na serce w czasie okupacji. Choroba postępowała w błyska
wicznym tempie. Walenty Włodzimierz, czując
jakby zbliżający się koniec, a nie mogąc już chodzić o własnych siłach, zaprosił kolegów z N aczelnej Rady Łowieckiej na skromną herbatkę.
Fotem zaczął mówić, a tematem właśnie była
przygotowana przez niego książka. Słuchaliśmy
jak urzeczeni ważkich słów tego gasnącego czło
wieka.
Garczyński bowiem z niezmierną prz.enikliwością potrafił przewidzieć nadchodzące przemiany
społeczne i gospodarcze, wskazać drogi, którymi
winno kroczyć łowiectwo w demokratycznej
Polsce, przedstawić zasady na których należy
opracować ustawę łowiecką, opartą o nową rzeczywistość, oraz określić przyszłe zadania i cele
Folskiego Związku Łowieckiego.
Niewielu z nas, którzy byli na Kredytowej
w grudniowy dzień u Walusia, mają możność
ocenić dzisiaj wielkość i głębokość jego umysłu.
W dwa miesiące potem, w lutym 1943 roku,
odprowadziliśmy
na cmentarz powązkowski
W al en tego Garczyński ego. Odszedł cicho i skromnie, ja~ żył zawsze, nie szukając rozgłosu, ani
zaszczytow, ale prawdy i pracy. Odszedł bodaj
największy z naszych Polskich Myśliwych .
W uznaniu Jego wielkich zasług dla łowiec
twa, sala redakcyjna "Łowc a Polskiego ", w nowoodbudowa nej siedzibie przy N owym świ ecie
nr. 35, nazwana została imieniem Walentego
Włodzimierza Garczy ńskiego.
1945-1948.
W znowienie wydawania
"Ł owca
P olskierro "
stało się pierwszą troską Zarządu, a nastę;nie
K omitetu W y kon aw czego odrodzon ego w I 944
- I 945 r. Folskiego Z wi ązku Łowi ecki ego.
N iest ety, skromne środki finan sow e, jakimi
nasz Z w i ązek z p oczą tku dys p o n ował , poz w o liły
jedyn ie na wydawani e odbij an ego n a powielaczu
w il ości 300 sztuk " B iul ety nu Infor macyjneaoŁowiec Polski ". Biuletyn, pod redakcj ą ~rof.
J ózcfa Gieysztora, wych odził w czasie wrzesi eń
grudziei1 I945· Łącznie ukazało się 4 numery t ego pisma Związkowego .
Dopier o w r946 r. n a posiedzen iu Komitetu
\ Vykonawczego został o zdecydowane wydawanie pod r edakcją prof. J. Gieyszt ora organu ofi·
cjaln ego Folskiego Związk u Łowi eckiego.
Polskiego", bezpłatnie. Cenę za p ojedyńczy numer oz naczono początkowo na 25 zł., następ nie
na 35 zł.
Redakcja i administr acja pisma mieściła s ię
w mi eszkan iu udzielonym przez kolegę J. Skrzypka, wiceprezesa Folskiego Zwi ą.zku Ł owieckie
go, w warunkach lokalowych takich , w jakich
"Łowiec Polski" nr. I (938) ukazał się w druku w kwietn iu 1946 roku. Szata zewnętrz n a i format został zachowany, jak dawniej. Okładkę
(łoś) projektował S. Chrostowski, drukowała
drukarnia "Gryf" w Warszawie. Wydrukowano
egzemplarzy 3000 (dziś nie ma już an i jednego
egzempla rza poza redykcyjnemi) .
LOWIEC
FOLSKI
l
l
l
l
~
i
ORGAN FOLSKIEGO
.N r l (938)
ZWIĄZKU ŁOWIECKIEGO
Warszawa, Marzec
Kwiecień
1946 r.
Cena
zł
35
-
ffilllllllłlllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll lllllllllllllll lllll lllllll lllll lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll lllllllllllllllllllli
karla
t» luło wa Łowca
Folskiego Nr l w roku 1946.
Na treść tego nr. I złożyły się następujące artykuły: "Pamięci redaktora W. 'vV. Garczyńskie
go" J. Dylewski, "Na szlakach mitolog ii łowi ec
kiej" prof. Ziem bicki, "0 przyszłość naszych
sarn" K. Świ derski, "Hauptman i Diadia Pud"
Z. Kowalski, "Stosunek łowiectwa do ochrony
przyrody" M . Mniszek Tchorznicki, oraz część
inf orm acyjną. . Jako dodatek zał ączono pracę prof.
J. Gieysztora "Podstawy ł ow i ectwa" . Autorzy
ofiarowali swe pierwsze artykuły do "Łowca
pracowali wszyscy, którzy pracować chcieli
w Warszawie. 'vV jednym małym pokiku urzę
dowało nas 10-ciu, stukały maszyny do pisania,
a kol. JÓzef Skrzypek opracowywał w tym gwarze i rozgardiaszu swe kosztorysy budow lane.
Nakład dalszych numerów, których wysz ło
w roku 1946 sześć, szybko powiększył się do 5000
i 10.000 egzemplarzy. Przyjęto też pierwszą. pła
tną sekreta r kę, Janinę Sta l kowską., niedługo pot ym ekspedientkę. W roku 1946 współpra cował
29
w piśmie naszym, poza wymienionymi w nr.
Stefan Krzywoszewski.
.,
~
1,
Największą trudność, jaką "Łowiec Folski"
miał do pokonania w pierwszych latach po wzno-
W roku 1947 prenumerata · "Łowca Polskiego"
została postawiona na dawno już proponowanej
przez działaczy Folskiego Związku Łowieckiego
płaszczyźnie, a mianowicie: vValne Zgromadzenie Zwią zku na posiedzeniu dn. 16.VI-46 uchwaliło, iż "Łowiec Polski" musi być otrzymywany
przez wszystkich członków Związku. W tym
celu 'opłatę za prenumeratę włączono do składki
członkowskiej.
Nakład naszego pisma wzrósł
szybko do 15.000, a następnie do 25.000 egzemplarzy.
Pierwszy konkurs fotograficzny (lato 1946)
daje szereg pięknych zdjęć. Pierwsze miejsce zajął bezapelacyjnie kol. vV. Puch alski. Konkurs
na opowiadanie, bądź ' nowelę myśliwską, przynosi 36 prac. Pierwszą nagrodę zdobywa Stanisław Hahn, drugą Zbigniew Kowalski, trzecią uczeń gimnazjalny W. Fafiński.
wieniu z 1946 roku - to kolportaż pisma. Na
zdezorganizowanej jeszcze, szczególnie na Ziemiach Odzyskanych, poczcie, poszczególne numery ginęły masowo, do odbiorców dochodziło
zaledwie 10 do 20% wysyłanych numerów.
W roku 1946/47 współpracę swą ofiarowali
Kol. Kol.: Leon Rzyszczewski, Władysław Łat
kiewicz, Henryk Zapolski-Downar, J an Szczepski, Józef Goetz, Włodzimierz Korsak, Jan Marchlewski, Tadeusz Śliwiński. Redaktor Prof. Józef GieNsztor
"Łowiec
Polski" drukowany był p oczątkowo
w drukarni "Gryf", następnie w \Vojskowym
Instytucie Geograficznym.
Od I stycznia 1948 roku sytuacja "Łowca Polskiego" stabilizuj e się ostatecznie. Pismo zostaje
przekształcone na mi es ięcznik, redakcja przeniesiona na dawne śmiecie przy ul. Nowy świat 35·
N a stanowisko Zastępcy redaktora wchodzi kol.
Zbigniew Kowalski. Adm inistracj ę obejmuj e płk.
W. Rozwadowski, dyr. biura Folskiego Związku
Łowieckiego, sekretariat Róża Ocetkiewiczowa:, ekspedycj ę - Janina Bartoś oraz Edward
Majewski.
Zostają zakupione najnowsze maszyny, jak
adresowa (Adrema), segr egatory 1 mne.
Biblioteka przy "Łowcu Polskim" zostaje do. pełniona i skatalogowana, wykazując 250 tomów
zebranych i zakupionych w c iągu 2 lat . Prowadzenia biblioteki podejmuje s ię znany bibliofil,
kpt. Józef Kobylański.
•'
Pismem n aszym intersuje się specjalnie P rot ektor Folskiego Związku Łowieckiego, Marszałek Polski, Michał Żymierski, dając kilkakrotnie
wskazówki co do kierunku i sza ty zew nętr z n ej
"Lowca Polskiego".
~ak ład organ u oficjalnego Folskiego Z wiąz ku
Łowie cki ego wynosi 25.000 egzemplarzy, z tem
jednak, że od półrocza przechodzimy na 30.000
egzemplarzy, jak to zresztą uchwaliło Walne
Zgromadzenie w dniu 26.X.47.
Nr. 7 (956) i 8 (957) z roku 1948, jako numer
podwójny został poświęcony specjalnie zs-leciu
F olskiego Związku Łowieckiego.
J ak o odbitki z " Łowca Polskiego " z os tały
wydrukowane następują<;e prace: J. Gieysztor
"Fodstawy Łowiectwa", Z. Kowalski "Bezpiecz eJ]s two na polowaniu i obchodzenie s i ę z bronią", M . Mniszek Tchorznicki "Fodst awy etyki
łowie ckiej" oraz T. Śliwiń skiego "J e l eń" .
30
Ten stan r zeczy spowodował, że "Łowiec Folski" został od roku 1948 dostarczany bezpośre
dnio łowczym powiatowym, którzy go, za zwrotem kosztów przez administrację pisma, kolportowali dalej w terenie do członków Folskiego
Związku Łowieckiego. Sposób ten jednak okazał
się też niepraktyczny, pismo dochodziło bowiem
do prenumeratorów ze zbyt wielkim opóźnie
niem. To też w roku bieżącym powróciliśmy
z powrotem do sposobu właściwego i "Łowiec
Polski" rozsyłany jest znów do kolegów w terenie indywidualnie.
Fatrząc się dzisiaj z perspektywy lat so-ciu
"Łowca Folskiego", którego 1000 numer ukaże się niezadługo, widząc, że przetrwał on zwycięsko przez dwie wojny, inflację, kryzysy gospodarcze i moralne, że propagował bez względu
na trudności i na przeciwne prądy zasadę prawidłowego łow i ec twa i etycznego myślistwa, że
utrwalił w społe czeJ'1stwi e pojęcie, ie łowiectwo
stanowi bogactwo narodowe, że wciągnął do naszych szer egów nie tylko "''ybranych, ale całą
szarą brać myśliwską, że krz ewił piękną literaturę łowiecką i nauki przyrodnicze moż emy
sobie z całym spokojem powiedzieć, że pismo
nasze spełniło dobrze nałoż ony nań przez zało
życieli i redaktorów obowiązek.
na
---
JóZEF GIEYSZTOR.
Ł OWIECTWO
.l
·l
l
owiectwo, podobnie jak każdy przejaw życia zbiorowego, posiada as pekt wieloraki. Jest częścią gospodarstwa narodowego, jest szkołą
sprawności fizycznej, źródłem rozkoszy dla myśliwych z przyrodzenia, a wypoczynkiem dla przeciętnego mieSizczucha, dając mu możność oderwania się od monotonii życia codziennego, jest wreszi,e czynnikiem
wyrobi·enia obywat·elskiego, zmuszającym do
podporządkowani a swoich osobistych zachcianek
nakazom dobra publicznego i etyki w stsunku
do zwierzyny i do towarzyszów broni .
Ponadto swoiste warunki otocz-e nia związane
go z łowiectwem , ścisłe obcowanie z przyrodą,
obserwacja zwierząt w stanie dzikiego bytowania, spotkania z typami ludzi odmiennymi od
powszednich - stało się źródłem natchnienia dla
artystów pióra, pędzla i dłuta. Bez łowiectwa
bylibyśmy pozbawieni wszystkich tych utworów
fantazji i talentu, którymi poszczycić się może
ludzkość,
poczynając
od mitów antycznych
o Dianie i legend o św. Hubercie, do współczes
nej świetnej literatury łowieckiej oraz wspaniałych dzieł malarstwa i rzeźby na tematy myśliwskie.
Pierwsze zabytki sztuki, odtwarzające zwlerzęta
łowne,
sięgają
okresu . paleolitycznego
(czyli kamienia łupanego), obliczanego na 15-
J.
Chełmoń ski
w
S Z T U C E.
30 tys. lat przed naszą erą. Są to rysunki ryte
na skalistych ścianach jaskih i napuszczane póź
niej ochrą, kredą, lub sadzą·, zmieszaneroi dla
trwałości z żywicą. Wyobrażają one mamuty,
no sorożce włochate, reny, biz ony i jelenie-zwier z ęta współczesne tej epoce. Znaleziono ryty te
w stanie najlepiej zachowanym we Francji
i w Hiszpanii. W późniejszym, neolitycznym
okresie (kamienia obrobionego), na 5 do I 5 tys.
lat przed Narodzeniem Chrystusa, spotykamy
już całe sceny myśliwskie, np. jelenie ścigane
przez myśliwca, rzucającego oszczepem, albojak w rytach egipskich - polowanie na ptactwo
wodne na Nilu.
Z biegiem czasu, kiedy łowiectwo z roli głów
nego dostawcy mięsa i skór przeszło na rol ę zaprawy rycerskiej, następnie na zabawę dworów królewskich i książęcych, a wreszcie u dostępniona z o stał a szerokim w arstwom s iedzącej
na roli szlachty, tematy z życia łowieckiego poczęły interesow a ć coraz to szersze koła ludzi.
Znalazło to odd ź więk w twórczości malarskiej,
a później rzeźbiarskiej, coraz częściej sięgają
cych do tego wdzięcznego źródła natchnienia, bo
kryjącego w sobie tworzywa dla najrozmaitszych kierunków plastyki: krajobraz i sceny rodzajowe, barwa i ruch, człowiek i zwierz.
Polska, wskutek swych naturalnych warunków geoklimatycznych, jak również wskutek zahamowania rozwoju kultury materialnej, spowodówanego długoletnią niewolą pod zaborami, za-
Kur opatw}!
31
chowała
dłużej od innych krajów E uropy ZaŚrodkowej charakter kraju nieprzeobrażanego jeszcze w jednolity obszar przekulturalnionego warsztatu rolniczo-leśnego. Dzięki
temu "szczęściu w nieszczęściu", w Polsce zachował się stan zwierzyny o rozmaitości gdzieindziej niespotykanej, to też łowiectwo było
u nas uprawiane w stopniu większym niż na Zachodzie, a w związku z tym i sztuki plastyczne,
maj<tce łowiectwo za temat, biły u nas tempem
chodniej i
żywszym.
Aby zjawisko to unaocznić, z inicjatywy Folskiego Związku Łowieckiego, zorganizowana zo-
F. Essmond
stała
w 1937 r. w salach Towarzystwa Zachęty
Sztuk Pięknych w \iVarszawie, wielka wystawa
obrazów i rzeźb pod hasłem "Łowiectwo
w sztuce".
Wystawę podzielono na dwa działy: retrospektywny i współczesny. Otóż podział ten uwydatnił bijącą w oczy różnicę pomiędzy starszym
a dzistejszym pokoleniem artystów: obrazy ł o
wieckie z drugiej połowy XIX w. tętnią życiem,
porywają widza sentymentem i rozmachem,
zdradzają dokładną znajomość psychil.ci myśli
wego, oczarowują wnikliwym wczuciem się
'i' krajobraz łowiecki i zgłębieniem przejawów
instynktu zwierzyny.
Takie dzieła, jak: ,,N a pad wilków" i "Kuropatwy w zamieci śnieżnej" J. Chełmońskiego,
"Wynoszenie niedźwiedzia z kniei" J. Fałata,
32
"\Vilk"-A. Wierusz-Kowalskiego, "Wyciąganie
dzika z jaru" · i "Napad wilków na stadninę"
J. Brandta- nie mają sobie równych w malarstwie łowieckim świata.
Do tejże plejady wielkich artystów pędzla,
bliskich sercu myśliwego, należeli w tym pierwszym okresie: J. Kossak ("Rok Myśliwca"),
M. Gierymski ("Folowanie w XVIII w."),
M. Wywiórski ("Kaczory"), J. Chełmoński
("Z chartami"), K. Mackiewicz ("Trębacz"),
H. W eyssenhoff ("Łoś na moczarach") itd.
Prace młodszego, współczesnego pokolenia
malarzy, acz często bardzo dobre w wykonaniu,
Po powrocie z polowania
bez zarzutu w rysunku, pięknie odtwarzające
krajobraz-zdradzają brak znajomości tajników
duszy myśliwego i zwierzyny. Sprawia to, iż
dzieła te bawiąc oko, nie poruszają jednak w widzu-myśliwym
strun najtajniejszych, czynią
z niego tylko obserwatora, nie współuczestnika
przeżyć malarza. Przyczyna tego stanu rzeczy
kryje się w oderwaniu olbrzymiej ilości naszej
młodzieży od życia na wsi, zadomowieniu się
w miastach i utraceniu kontaktu żywszego z myślistwem. I acz piękno krajobrazu puszczat1skiego czy stepowego oraz natury żywej skłania
część młodzieży artystycznej do sięgnięcia po
tematy myśliwskie, to jednak niemożność zetknięcia się bezpośredniego z knieją i atm osfe rą
łowiecką, pozbawia utw ory ich nerwu myśliw
s kiego.
W uwzględnieniu tego właśnie układu stosunków zamieściłem jeszcze w 1939 r. w "Łowcu
Polskim " odezwę, wzywającą " brać myśliwską.
do systematycznego zapraszania młodzieży studiującej w naszych Akademiach i Szkołach Sztuk
Pięknych na polowania, względnie na czasowy
pobyt w obwodach łowieckich, aby umożliwić
w ten sposób zetknięcie się jej ze zwierzyną. na
tle właściwego dla niej krajobrazu oraz poznanie atmosfery myśliwskiej, ujawniającej się podczas łowów.
Odezwa ta nie pozostała bez echa. Spowodowała ona kilkanaście zaproszeń młodyc h malarzy na polowania, zaś sąd konkursowy na wystawie "Łowiectwo w Sztuce" przyznał p. J. Dybowskiemu nagrodę P. Z. Ł. w postaci miesięcz
nego pobytu z całym utrzymaniem w lasach Starach owickich. Podobneż nagrody przyznano następnie kilku wyróżnionym wystawcom na wystawie Grafiki Myśliw skiej w Poznaniu w 1938
roku.
W dążności do r ozb udowania malarstwa ło
wieckiego, Polski Związek Łowiecki wystąpił
nawet w r oli czynnego mecenasa sztuki, zamawiając trzy duże panneaux dekoracyjne dla wystawy B er liń sk iej, mające przed s tawić historię
łowiectwa w Polsce. Złożyły się na nie: "Młody
Krzywousty z rohatyną. na niedźwiedzia"- Stefa na Płużańskiego, "Stefan Batory p o lujący na
żubra"- Stefana Daukszy i "Stanisław August
z dworem w Białowieży"- Eugeniusza Chrośc i ckieg o . Dla braku miejsca w pawilonie polskim kartony t e przekazano Białowieży.
Pozatem Sekcja Ochrony Łosia ogłosiła konkurs na plakat propagandowy, który w barwnych odbitkach rozrzucono szeroko po kraju .
Rozgorzała w 1939 r. potworna druga wojn a
Pomimo zastrzeżeń sformułowa nych wyżej,
wystawa w \Varszawie ujawniła wśród współ
czesnego pokolenia artystów szereg wybitnych
indywidualności z zakresu malarstwa łowieckie
go, jak o tern świadczy przyznanie IO nagród
pieniężnych i tyluż hon or owych odznaczeń.
Do najcelniejszych utworów za li czono prace:
pp. S. Czajkowskiego ("W dzi e ń św. H u berta"),
S. żukowskiego ("Ciąg słonek"), A. J akimczuka
("Kaczory"), J. Kossaka ("św. Hubert"), S. Kom aszewskiego, rzeźba ("Macier zyńs two") , J. Ryszkiewicza ("Odpoczynek w czasie pol owania"),
S. Dybowskiego ("Jesienią."), A. Sarnowicza
("Studia Żubrów"), S. Karni ewskiego ("Żubr").
Do dzieła sztuki należy równi eż fot ografia artystyczna.
Aby ją. poprzeć "Łowiec Polski" ogłaszał od
szeregu lat konkursy fotograficzne na tematy
z życia lasu, wód i pól, nagradzając prace wy różnione i zamieszczając reprodukcje z nich na
swych łamach.
·
Konkursy te ujawniły kilkunastu wybitnych
artystów fotografii łowieckiej , z których wymienić należy: Wł. Korsaka, \ V. P uchalskiego,
A. Wiśniewskiego, W. Wysocki ego, A. Dobrskiego, Z. Chomętowską , adm. M. Borowskiego
i t. d.
świato wa przerwała całą. tę akcję Związku.
MIECZYSŁAW
MNISZEK TCHORZNICKI.
WSPOŁCZESNA
LITERATURA
ŁOWIECKA
kiedy to łowiectwo zaczyna być
z punktu widzeni a gospodarczego.
doceniane
literatury łowieckiej daje
się zauważyć od momentu, gdy
społeczeństwo polskie zaczęło doceniać znaczenie łowi-ectwa.
Wprawdzie już wiek XVI i XVII
przy no szą. pierwsze p ozycje w literaturze łowie
ckiej, ale rozwój jej datuje się właściwie od
końca XIX widm, a więc tego okresu, kiedy
ukochanie łowów pobudza myśliwych do dalekich wypraw, <k iedy t o łowiectwo zac zyna być
Wraz z zahamowaniem rozwoju ł ow ie ctwa
w roku 1914 przez wybuch wojny światowej, zostaje zahamowany i rozwój literatury łowie c kiej .
Ale po odzyskaniu niepodległości w r. 1918 zaczyna powoli odradzać się życie kulturalne ł o
wiectwa. Z początku bardzo wolno, po tym coraz raźniej i bujniej.
doceniane z punktu widzenia gospodarczego.
Pierwszy kierunek posiada jakby dwa podkierunki, a więc prace beletrystyczne, oparte tylko
częściowo na motywach łowie cki ch, i prace, których główna akcja znajduje swój bieg w ł owiec
twie, lub wspomnienia myśliwskie i beletrystyka
animalistyczna.
ozwoJ
Wprawdzie ju ż wiek XVI i XVII przynoszą.
pierwsze pozycje w literaturze łowieckiej, ale
rozwój jej datuje się właściwie od końca XIX
wieku, a więc tego okresu, kiedy ukochanie ło
wów pobudza myśliwych do dalekich wypraw,
Literatura łowiecka rozwija s ię w dwóch ki erunkach: beletrystycznym i fach owym .
33
~>:
~·.
j<ł!k "Popioły"-
.,
>
ł
',...
-·'
zaliczyć musimy takie utwory,
Zeromskiego i inne. Właściwie
większość utworów polskich pisarzy, piszących
o życiu w Polsce, związana jest z łowiectwem.
Objaw ten jest zupełnie zrozumiały, gdy weźmie
się pod uwagę, że łowiectwo jest tak związane
z życiem wszystkich warstw społeczeństwa polskiego, iż trudno wyobrazić sobie powieść historyczną czy obyczajową z życia polskiego, pomijającą opisy łowów.
Drugi rodzaj beletrystyki łowieckiej, to powieści, których akcja toczy się na motywie ło
wieckim. Tu prym zasłużenie dzierży Józef
Weyssenhoff z powieściami: "Puszczą" i "Sobolem i pann4". Niedoścignione to ideały polskiej powieści myśliwskiej. Po nich idzie
Vlł. Korsaka: "Pieśń Puszczy", J. Bieniasza:
"W puszczy nad Salatrukiem" i ,;Wilki wyją",
Rodziewiczówny: "Lato leśnych ludzi" i kilka
innych.
·
Wśród wspomnień myśliwskich na pierwszy
plan wysuwają się wspaniałe w swej prostocie,
Do pierwszej
'
r:'
;
.
l
piękną polszczyzną nakreślone, pełne głębokich
myśli i wielkiej filozofii łowiectwa wspomnienia
Stanisława Zaborowskiego, wydane po raz pierwszy w r. 1926, drugi raz w r. 1930 p. t. "W sercu
kniei".
Otwierają one długi szereg wspaniałych opisów przygód, wspomnień i wrażeń łowieckich.
Juliana Ejsmonda: "Moje wspomnienia myśliw
skie", "Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka",
Stefana Bacleniego: "Szczęśl i we dni", Mycielskiego Stanisława "W sercu dżungli", Włodzi
mierza Korsaka "Ku indyjskiej rubieży", Stefana Krzywoszewskiego "Z prz,eżyć i wrażei'1
myśliwskich", Czesława Pieniążka "W cesarstwie Menelika ", Potockich Henryka i Józefa
wspomnienia z Afryki, Jerze go z Indii, Sapiehy
Leona "Lasy Ituri" i "Wulkany Kiwu" i długi
szereg innych, których trudno wszystkich wyliczyć w krótkim szkicu. W s pomnienia myśliwskie
-to bogata część naszej literatury łowieckiej.
O historii łowiectwa w Polsce piszą: prof. Witold Zi.e mbicki, Józef Wł. Kobylański, Włady
sław Giirtler, oraz niżej podpisany.
Ukazują się prace, traktujące niektóre specjalne zagadnienia, jak: J. Domaniewskiego "Myśli
wy jako zbieracz", B. Dyakowskiego "0 dawnych łowach i dawnej zwierzynie", F. Rożyl'l
skiego i E. Schechtla "Ekonomiczne znaczenie
łowiectwa dla naszego kraju" i moc innych.
O kynologii pisze ks. Niedbał, Zarubin, o balistyce- Downar-Za polski i gen. Mariański.
Istnieje jeszcze szereg prac naukowych z dziedziny zoologii, a specjalnie ornitologii oraz z dziedziny ochrony przyrody, które trudno tu wymienić, a które ściśle związane są z fachową literaturą łowiecką.
I jak we wszelkich przejawach życia kulturalnego polskiego, tak i tu wypadki r. 1939 przerywają ten rozwój literatury łowieckiej.
Ale mija okres wojny i znów przed literaturą
polską otwierają się wielkie możliwości.
Wśród wielu myśliwych byli tacy, którzy
okresu wojennego nie zmarnowali. Pracowali oni
nad pogłębieniem swych wiadomości i pisali.
Ś. p. Andrzej Dunajewski napisał wspaniałą pracę p. t. "Zoologia łowiecka" (niestety spaliła się),
J. Domaniewski "Ornitologię łowiecką", P. Sumiński "Monografię cietrzewia", K. Świderski
przetłumaczył z niemieckiego pracę o bażancie.
Wiem, że w czasie wojny, w Anglii ukazało
się kilka rzeczy myśliwskich, ale co, kto napisał
i gdzie wydał- nie wiem.
W czasie okupacji jeden z autorów wydał maleńką broszurę łowiecką na powielaczu.
Tematem związanym ściśle z łowiectwem są
prace animalistyczne: Z. Bartkiewicza, J. Ejsmonda, A. Dygasińskiego, T. Sapieżyny, A. źa
bińskiej, A. Fiedlera itd. Wreszcie tłumaczenia
świetnych dzieł Curvooda, Grey Owla, H. Lonsa
i innych.
Drugim kierunkiem literatury łowieckiej są
dzieła fachowe. W tym dziale znajdujemy poruszone wszystkie zagadnienia związane z łowiec
twem. Są dzieła obejmujące całokształt spraw
łowieckich, jak: Krawczyńskiego "Łowiectwo",
St. Karnockiego "Podręcznik łowiectwa", B.
Świętorzeckiego "Podstawy łowiectwa oraz zarys teorii strzału śrutowego".
Są wspaniałe monografie łowieckie B. Święto
rzeckiego: "Głuszec" i "Wilk", Wł. Korsaka
"Cietrzew", A. Czudka "Głuszec w lasach ślą
skich", J. Dylewskiego "Lis", Wł. Giirtlera "Nasze skrzydlate drapieżniki", A. Mniszka "Jarzą
bek", J. Sokołowskiego "Drop w Polsce", Wł.
Korsaka "Loś", J. Sztolcmana "źubr, j·e go historia, obyczaje i przyszłość", K. W róblewski ego
"źubr Puszczy Białowieskiej", L. Pac-Pomarnackiego "0 pardwie".
34
J, Andriolli
Urodwrcy Jan
Dębosóg
(Ilustracja)
\i\! reszcie mij a okropny' okres wojny.
Wolność! Niepod legły byt i możność pracy
oraz wydawania.
Kiedy po pierwszej wojnie świ atowej, w okresie pierwszych trzech lat, ukazały się 4 ( dosłow
nie cztery) prace z dziedziny łowiectwa, to
w trzy lata po drugiej wojnie- bibliografia prac
łowieckich ma 6o pozycji do zanotowania.
Choć łowiectwo stało wy+sok o w Polsce, nie
było chętnych nabywców na książki myśliwskie.
Już to, że "Łowiec Polski"- organ Związku
rozchodził się w 2000 egzemplarzy przy so.ooo
polujących - ma swoją wymowę.
Dzisiaj jest inaczej. Książka myśliwska ledwo
jest rozchwytana.
·
się ukaże, już
Miejmy nadzieję, że zjawisko t o nie jest przea wówczas rozwój literatury łowieckiej
przedstawia się jak najkorzystniej.
mijające,
Gdy m owa o
kiej, nie m ożna
.współczesnej literaturze łowiec
pominąć pism łowi eckich.
Przed drugą wojną światową istniał "Łowie c
Polski ", jako orga n naczelnej organizacji łowiec
twa polskiego. Inne ·pisma były pismami regionalnego łowiectwa, jak " Łowie c" wych odzący
we ~wowie, czy "Myśliwy Wielkopolski" w Poznantu.
W ysoki poziom tych pism zarówno pod · wzglę
dem tr eści, jak i wyglądu, wskazywał na zrozumienie potrzeby piśmiennictwa łowi eckiego
w Polsce.
Istniał jeszcze dodatek łowiecki do "Słowa"
w Wilnie, p. t. "Gdzie to, gdzie zagrały trąbki
myśliwski e". P rzez pewien okres, konserwatywny "Czas" oraz wojskowy organ "Polska Zbrojna" wydawały również dodatki łowieckie. Organ
l eśników "Echa Leśne" też wydawał stały dodatek, jak również "Niwa Leśna".
Z tego krótkiego i bardzo pobieżnego szkicu
widzimy, że choć stale skarżyliśmy się i skarży
my, zresztą słu sznie na u bogość naszej literatury łowiecki ej , t o sprawa t a nie przedstawia się
t ak beznadziejnie. Wprawdzie daleko nam do
poziomu i ilości wydawnictw ni emieckich, ale
pocieszmy się, że równie daleko n aszym myśli
wym do "wysokiego poziomu" niemieckich kulturalnych myśliwych, strzelających w krajach
okupowanych do bażantów przy paśnikach.
J. Kossak
Rok
Ml]śliwca
Wprawdzie większość z nich - t o nowe wydania przedwojennych wy dawn ictw beletrystycznych, ale i znajdują się w tym spisie cał
kiem nowe pozy cje, jak: prof. Józefa Gieysztora
"Podstawy ło wi ectwa", Wiesława Krawczy ilskiego " P oszumy lasu", Zbigniewa Kowalskieg o
"W spomnienia myśliws ki e" , niżej p odpisanego
" Oologi<1. ptaków łownych" i kilka innych.
Ukazanie się na powojennym rynku wydawniczym w ciągu trzech lat aż 6o pozycji myśliw
skich świadc z y o w ielkiej atrakcyjnośc i tematu
i o wielkim za potrzebowaniu na książkę łowi ec
ką . Czyż m oż na si ę dziwić ...
Krótki ten szkic uzupełni doskonale opracowan a b ibliografi a łowiecka, przygotowana do
druku przez in ż. D a nka i Grochowskiego. W y pełni ona wielką lukę w n aszym piśmiennictwie
łowieckim i życzyć n ależy myśliwym, by ukazała się ona jak najszybciej ktJ chwale polskiego
łowiectwa.
Z jednej strony wielu myśli wych ch ce s ię
zasad pra·widłowego i etycznego łowiec
twa, a z drug iej wielu, nie mogąc polować, pragni e czytając rzeczy łowieckie - przeżywa ć
wspomnienia, nie p oluj ąc.
Przed wojną obserwowano dziwny objaw.
u czyć
35
ANDRZ EJ
ŚLIWIŃS KI.
Rzut oka na
hodowlę
psa
dwudziestopięciolecie działalno
ści Folskiego
Związku
Lowieckiego, nie od rzeczy będzie
wspomni, eć o hodowli psa myśli
wskiego, tego wiernego towarzsza i najbliższe
go współpracownika naszej braci myśliwskiej .
W okresie, poprzedzającym przedostatnią wojnę światową, hodowla psa myśliwskiego postawiona była już na dość wysokim poziomie. Nie
była jednak jednolita, gdyż myśliwi polscy, uprawiający łowiectwo w trzech oddzielonych od siebie połaciach kraju, przedstawiających nieraz zupełnie odmienne łowiska, posługiwali się psami,
które w danych terenowych były najodpowiedniejsze do wyszukiwania miejscowej zwierzyny.
Nie mogąc stworzyć jednolitej dla całej Polski
organizacji kynologicznej, materiał hodowlany
czerpano z terenów państw zaborczych, i w ten
sposób ulegano obcym wpływom hodowlanym.
N a terenie zaboru pruskiego hodowano psa
niemieckiego, jako najbardziej nadającego się do
wymagań tamtejszych myśliwych, będących pod
wpływem i urokiem łowiectwa niemieckiego.
Ten sam objaw spotykaliśmy również w byłym
zaborze austriackim, choć może w nieco zmnie jszonym stopniu.
Wyjątek
stanowiła
jedynie Kongresówka,
gdzie hodowla obejmowała znacznie szersze horyzonty, gdyż obok powszechnie występ u jących
odmian, zdradzających pochodzenie dawnych
ras polskich i ras niemieckich, zaczęto w cor az
to większym stopniu używać wyżłów ras fra n cuskich i. belgijskich, a w ostatnich dziesiątkach
ubiegłego stulecia prawdziwi miłośnicy psa myśliwskiego przerzucili się na hodowlę psa angielskiego.
Na urządzanych wystawach, organ izowanych
przez Towarzystwo Prawidłowego Folowania
w \i\T arszawie, na początku bieżącego stulecia,
wyżły ras angielskich reprezentowane są w bardzo pokaźnej ilości, a na urządzanych p róbach
polowych, widzimy już bardzo dużo cennego materiału, wśród którego wyżły angielskie takich
hodowców jak: Saenger, Herman, Łowszyn i innych, górują swoimi zaletami nad wyż łami r as
niemieckich i nad psami krajowego pochodzenia,
zyskując sobie coraz to wi ęcej zwolenn ików.
Rozwijającej się pięknie · hodowli, kładz i e tamę
wybuch pierwszej wojny światowej, po której
pozostajemy z bardzo szcz u płym mate ri ałem hodowlanym, nadającym się do dalszej rozmnoży.
Z resztek tego materiału hodowlanego o wiadumym pochodzeniu, usiłujemy odbudować pię
lmą ongiś hodowl ę; lecz idzie to bardzo opornie.
Dopiero dzięki inicjatywie Kol. St. Czerskiego,
który zapoczątkował import pointerów ze Szkocji, wkraczamy na właściwe tory, gdyż potomstwo sprowadzonych psów o wysokich zaletach
myśliwskich przedstawia się, jako wysoce cenny
i użytkowy materiał. Pomyślny eksp eryment h o-
36
myśliwskiego
w Polsce
dowlany Kol. Czerskiego, pociąga za sobą 1 In nych hodowców i niezależnie od dalszych importów ze Szkocji, zaczynamy sprowadzać psy i z innych źródeł, między innymi od znanego hodowcy
berlińskiego Mana. To też w krótkim stosunkowo czasie na urządzanych w Warszawie wystawach widzimy piękne okazy psów ras angielskich, które stosownie do orzeczeń, sprowadzanych do sądzenia specjalistów zagranicznych,
w niczym nie ustępują psom na innych wystawach światowych. W hodowli tej przodują koledzy A ntoszewski, Grymiński , Brudnicki, Bielawski, Milewski i Przychodźko, których piękne
okazy nagrodzone na wystawach, są zarazem
pierwszorzędnymi psami myśliwskimi użytko
wymi.
Że tak jest istotnie, świadczą wiosenne i jesienne próby polowe, które z roku na r ok są coraz to liczniej obsyłane i na których coraz to
więcej psów wykazuje niebywałą wprost tresurę
i nadzwyczajne walory myśliwskie . 'vV zawodach
tych obok pointerów biorą udział wszelkie od m iany settera, walcząc ze zmiennym szczęściem
o palmę pierwszeństwa.
Na jednej z takich prób sędziowie mają nielada orzech do zgryzienia, gdyż poziom psów
okazuje s i ę niebywale wysoki i aż pięć psów
z klasy starszej wyeliminowano do nagrody
pierwszej. By wysunąć kandydata na czoło tej
g rupy, trzeba było przeprowadzić jeszcze dodatkowe elim inacje, które odbyły się już parami
i dopie r o po szóstej próbie, pozwoliły na wysun i ęcie
zwycięzcy
("Ingo" Gędziorowskiego)
id alsze uszeregowanie jego rywali.
T r esurę psów prowadzą po gruntownych stu diach amatorzy i przeszkoleni przez nich zawodowi trese rzy, doprowadzając szkolony materiał
nieraz do pełnej doskonałości. Niektóre postaw ione do próby psy mogą śmiało konkurować
na p róbach zagranicznych, dowodem czego słu
żyć może pies Przychodźki "Joker", który jako
zdobywca pierwszej nagrody w Polsce, uzyskuje
później i pierwsze miejsce na próbach zagranicznych . Na terenie województw zachodnich, postępuje r ów n ież hodowla wyżła niemieckiego.
N a u rządzanych staraniem wielkopolskich myśli
wych próbach i pokazach widzimy z roku na
r ok znacz n ą pop rawę materiału hodowlanego
i podniesienie się jego użytkowności.
Rozrzucen i po kraju miłośnicy różnych ras psa
myś l iwskiego
zaczynają się grupować, celem
dalszego podniesienia hodowli w specjalne klu by, jak hodowców pointera, settera i wyżła niemieckiego.
Pięknie zapowiadającą
się
hodowlą , rokującą
jaknajl epsze nadzieje na przyszłość , zas kakuj e
ostatnia zawierucha wojenna z jej nie samowitym i okropnościami, kt óre zaznajamiają całe masy
naszego spo ł eczeństwa z prawdziwą psią dolą.
Cóż mówić dopier o o psach. Podobnie jak ludzie
stają się one przedmiotem powszechnego prześ l a dowa ni a, l epsże i wart ościowsze egzemplarze
A. Wierusz Kowalski
podlegają rabunkowi przez niemieckich kolegów ( !) myśliwych, wszystkie jednak pozostałe
w kraju i uchowane cudownymi sposobami, cierpią głód, poniewierkę i brak nale żytej opieki.
Nic też dziwnego, że hodowla nasza wychodzi
z ostatniej wojny w stanie wprost opłakanym
i d z i ś , gdy wyżeł powinien zna le źć znacznie
w i ększe zastosowanie, aniżeli w okresie przedw ojennym, nie mamy z czym polować, gdyż zdołaliśmy przech ować jedynie bardzo nieliczne egzemplarze.
Powrót z polowania
wadzenia cennego
pełn owartości owego
mate-
ri ału.
Mamy niepłonną nadzieję, że o dradzająca się
we wszystkich dziedzinach R zeczpospolita Folska poczyni i na tym odcinku szybkie p ostępy,
dla zrealizowania których powstały ostatnio
Związek Kynologiczny w Polsce przyjdzie niewątpliwie z wybitną pomocą.
Z inicjatywy P. Z. Ł. ponawiamy próbę odro_dzenia naszej hodowli przez import ze Szwecji,
s kąd sprowadz iliśmy kilka dobrze zapowiadają
cych się szcze niąt, i w t ej samej sprawie nawią
zujemy kontakty z hodowcami ze Związku Radzieckiego, od których mamy możliwości spro-
WŁADYSŁAW ZABIEŁŁ O .
O PRZYSZŁOSC STRZELECTWA MYSLIWSKIEGO
trz:elani·e do ruchomych celów na
strzelnicach i standach świata datuje się od długiego sz,eregu lat ,
zaś jeśli chodzi o strzelanie śruto
we, to przez dłuższy okres czasu
st osowano t. zw. "tir a ux pigeons"
- strzela nie do żywy ch gołębi, zanim przyjęto,
inny bardziej humanitarny sposób ćwiczenia
w S•trzelaniu i odbywaniu zawodów, prz·ez wynalezieni,e mas.zyn do wyrzucania szybko l ecących
celów t. zw. r zutków (talerzyków), zastępuj ą
cych żywych ptaków.
Pomimo to, w niektórych kraj ach zawody
standowe przy używaniu żywych gołębi przetrwały do najnowszych czasów, zwłaszcza we
Francji, we \iVłoszech i w Belgii, co jednak nie
jest godnym pochwały.
37
W
P ol ge~
rozwoJ strzeleetwa standowego
o charakterze zawodów sportowych datuje się
przed ostatnią. wojną. od niewielu stosunkowo
lat, a zawdzięczamy' go InlCJatywie podjętej
przez Polski Związek Łowiecki, który powołał
do życia w tym celu Komisję Główną. Strzelectwa Myśliwskiego. Ta ostatnia położyła nacisk
na propagandowy czynnik w piśmie i w słowie,
wypracowała potrzebne regulaminy,
wreszcie
wybudowała w Warszawie (na Szczęśliwicach)
odpowiadający
miarze światowej n owoczesny
stand w 1936 r., który stał się miejscem rozgrywek narodowych zawodów w strzelaniu do -rzutków, oraz w strzelaniu kulowym do ruchomych
sylwetek.
Z roku na rok przybywało chętnych zawodników, miłośników tego sportu, pojawiały się nowe talenty. Narodowe zawody w strzelaniu kulowym nie bywały liczebnie tak mocno obsyła
ne, jak również w strzelaniu śrutowym do sylwetki zająca, jak to miało miejsce specjalnie
w strzelaniu standowym do rzutków.
Sport ten, a tern samem i zawody, stawały się
w całym kraju coraz bardziej popularnymi, zyskując duże zainteresowanie przyglądających się
zawodom widzów.
Jeśli chodzi o ćwiczenia i zawody w strzelaniu
kulowym, to niemałą zasługę należy przypisać
rozgałęzionemu w Polsce zrzeszeniu Bractwa
Kurkowego, które wychowało i podciągnęło
wzwyż odwieczne tradycje i _upodobania w tym
kierunku.
Znacznie
ef ektowniejsz ą
jest jednak
l'
J.
38
Chełmoński
galą,f
strzelania do rzutków, która przede wszystkim
zagranicą skupiała najwybitniejszych strzelcówmyśliwych, miłośników polowań na ptactwo, dając pole nietylko do ćwiczeń, poprawiających
wyniki, lecz także do popisów pod względem
zdobytych umiejętnoś ci, wprawy oka i szybkości
strzału. Wyłoniło się współzawodnictwo, walka
o lepsze, aż w końcu sport ten podciągnięty został do konkurencji międzynarodowych.
Polska od niedawna stosunkowo przyjęła
w nich udział, ale w krótkim czasie zwróciła m
siebie uwagę, zdobywając poczesne, a nawet
pierwsze miejsca w rozgrywkach pomiędzy
uczestnikami zawodów wielu narodów, zarówno
indywidualnie, jak i zespołowo.
· Narodowe zawody grupowały najlepszych zawodników regionalnych, a od wyników indywidualnych na zawodach narodowych zależał a eliminacja czołowej elity do konkurencji międzyna
rodowych.
Nie można · pominąć milczeniem dużej zasługi,
jaką położyła pod względem rozwoju tego sportu od r . 1935 Pa1'lstwowa Wytwórnia Prochu
"Pionki", która urządzała doroczne ogólnokrajowe zawody dla strzelców różnych klas. Na tych
to zawodach, które od r. 1937 odbywały się według regulaminu Komisji Głównej Strzelectwa
Myśliwskiego, przez stand prz ewijało się ponad
stu zawodników, tworzyły się nowe kadry młod
szych, przyszłościowych strzelców rzutkowych.
\Vzrastająca z roku na rok frekwencja strzela-
Napad wilków
jących
na tych zawodach, miała wielkie znaczenie propagandowe na przyszłość, a osiągnięta
ona została wskutek dużej liczebności nagród
i o dznaczeń, oraz przez bezpła tne dostarczanie
zawodnikom nab ojów, będą c ych pr oduktem wy twórni "Pionki " .
Z inicjatywy t ej wy twórni i przy obietnicy jej
udz i ału fin a nsow ego w r. 1939, rozpoczęte były
ws tępn e rozm owy i przyg ot ow a nia w łonie F olskiego Zwią z ku Ł o wie c kiego w kierunku szkolenia w st rzela niu do rzutków młodych adeptów ,
którzy w y kazali t alent w tym kierunku. Myśl t a
nie zos tała zrealizowana wobec wybuchu wojny,
która ni ety lko t ei). problem pozostawiła pr.zez
dług i e lat a otwa rty m, ale również rozpr o szyła
dotychczasowy ch zawodników wszystkich trzech
klas (mistrz owski ej i klasy A i B) , zmu s iła do
milczenia ich strzelby przez 6--7 lat, ba, wytrą
c iła im bronie - "z ro śni ęte z ramieniem i okiem "
- ca łk o wi c i e z ręki .
O becnie, w czwarty m zaledwie roku odzyskanej niepodległ o ści , po jakim takim unormowaniu się st osunków ł o wie c kich i strzeleckich, rozproszeni zaw odni cy z bier ają się znów w całoś ć ,
c h oć ze znacznemi lukami, a n owe władz e Zwią
zku, wykazujące p od każ dym w ~?:ględem tak wiele en ergii i organi zacyjnej cel o wo ści, troszc z y ć
s ię zac zęły międz y innemi o restytuowanie sp ortu standow ego w strzelaniu do rzutków .
Zaczynam y od nowa . N a razie r o zp o rządzamy
niewielką grupą zaw odników, ćwiczących się do
pierwszy ch powoj ennyc h zawodów, ale za t o
z wielką rad o ścią konstatujemy, że z elity mi strzowskiej pozostali prawie w szy scy i stają do
apelu.
Wymienię naszych asów w alfabetycznym porządku : Czerski Stanisła w, Feill R oman, J eziorań s ki Witold, Kiszkurno Józef, Łyskawski Konsta nty, Obutelewicz Tadeusz, Sztukowski Stefa n, Zaleski Kazimierz i Ziegenhirte Wilhelm.
Z punktu widzenia prz yszłości sportu stmeleckiego niezmi erni e sz c zęśliwym jest fakt, że mogę tu wymienić te nazwiska. Zawodnicy ci, stanowią c dziś podstawę naszych nadziei w konkurencjach międzynar o dowych, będą jednocześnie
tak pożądanym w zorem dla zawodników nowy ch, któr zy nadejdą.
Ponieważ
jednak w stosunku do innych
p a ń s tw europejskich, wcale lub mało wyniszczonych liczebnie i gospodarczo przez wojnę, jesteś
my w form owaniu kadr nowych zawodników
i w ich szkoleniu znacznie spóźnieni, tym więk
szy nacisk powinniśmy poł ożyć na pośpiech
w zorganizowaniu się oraz na środki i sposoby,
któreby t o zadanie mogły uczynić osiągalnym.
P owtarzam, że posiadamy szczęśliwy punkt
wyjściowy posiadamy elitę, która może zapoczątko wać wejście Polski do konkurencji świa
towych, są to bowiem za wodnicy doświadczeni
i opanowani, s ą to zwycięzcy wielu. konkurencji
kraj owych i międzynarodowych, że przypomnę
z tych ostatnich mistrzostwa światowe Kol. Kiszkurny ( 1931 i 1936), zwła szcza te ostatnie
przy niezwykle silnej konkurencji, w trudnych
warunkach technicznych W ansee pod Berlinem,
albo zdobyte I-sze miejsce zespołowe oraz mi-
strzostwo świata w r. 1938 w Czechosłowacji
(Kiszkurno, Sztukowski, Łyskawski i Ziegenhirte -731 /800) i to zdobyte z wynikiem aż
o 21 punktów wyższym przed Czechosłowacją ,
i o 46 punktów przed Węgrami, przy pozostawieniu na dalszych miejscach Francji, Szwecji
i Szwajcarii. Zawodnicy ci, jak się okaz ało, do
dzi ś jeszcze nie stracili swej formy i liczyć się
z nimi będą musiały k onkurencje innych narodów bardzo poważnie.
że
Ale . .. lata
rezerwy.
biegną
i musimy
mieć
n owe ,
świe
Sądzę , że za możnoś c ią zrealizowania tego zadania przem awia bard zo i ten n owy atut, iż pomocy Polski Związek Ł owiecki nie potrzebuje
szukać ,
p o nieważ
pomoc tę m a zapewnioną
Swiatow;y rekord łopat łosia
Złota
tarcza dla Polski na
Łowieckiej
Mięcizgnarodowej
Wgstawie
w 1937 roku.
w dzisiejszej n owej Polsce od czynników rzą
dzących krajem. Czynniki te, zd a jąc sobie doskonale sprawę z doni o słości wyrobieni a sportowego społeczeństwa, nie mogą i sportu strzeleckiego trakt ować po macoszemu, tym więcej , iż
sport ten zalicza się do najbardziej popularnych
w świecie i posiada wielkie znaczenie z punktu
widzenia wojskowego.
Co do samych zawodników, to, jak tego moż
na było oczekiwać, wyniki osiągane przez ni ch
po 9-ciu latach "próżnowania" uległy pewnemu
spadkowi. Jest to całkowicie zrozumiałe. Jednakże dojście do norm przedwojennych nie jest rzeczą wykluczoną, a dla niektórych n awet zby t
trudną.
W związku z tym nie od rzeczy będzie dodać,
niektórzy z zawodników dochodzili przed woj w swych wynikach d o 95%, a nawet do 99%
w poszczególnych setkach rzutków.
Jeśli chodzi o konkurencję międzynarodową,
to ekipa nasza musi doćwiczyć się do przeciętnej
wysokości wyników 90% , ażeby stawić czoło
że
ną
39
w spotkaniach światowych. Staje więc przed nimi do pokonania wytężona praca oraz uzbrojenie się w cierpliw ość i nieustępliwość .
Co do ogólnych warunków technicznych, należy podnieść, iż znany światu myś liwsko-strze
leckiemu stand w Szczęśliwieach ocalał, łącznie
ze schronami dla maszyn, natomiast został cał
kowicie zniesiony z powierzchni ziemi nasz ła dny
pawilon, mieszczący urządzeni a p om ocnicze
i część widowni.
Powrócenie do pełnych, potrzebnych dla urzą
dzania zawodów, warunków technicznych, pozost aje narazie tr oską P. Z. Ł.
Jednak j u ż to choćby, że wspólnym wysiłkiem
Folskiego Zwią zk u Łowieckiego, Dyrekcji Centralnego Zarządu Przemysłu Chemicznego umoż liwi ono zawodnikom ćwicz,enia prz,ez dostarczenie im bezpłatnie nabojów w tym cdu, pozostanie wielk ą zasługą tych organizacji.
Z najbliższych spot kań o charakterze zawodów należy wymienić projektowane spotkanie
polskiej czo łowej ekipy z zawodnikami Z.S.R.R.
w Legnicy, a w ramach wystawy Ziem Odzyskanych- zawody we Wrocławiu .
Niezależnie od tych spotka ń, przewiduje się
ewentualny wyjazd naszej czołówki na zawody
międzynarodowe w ramach Olimpiady do Anglii. ·ważne jest w związku z tymi projektami
przyrzeczenie dostarcze nia zawo dnikom specjalnie precyzyjnie elab orowanych nab ojów, które
mają spełni ć nie tylko swe przeznaczenie pod
względem
możliwości
os iągnięcia
jaknajwyż -
szych wyników, lecz które mogłyby być jednym
z punktów propagandowych, dotyczących naszej
krajowej produkcji w ramach ogólnego trzyletniego planu g ospodarczego.
Wszystkim zawodnikom nal eży życzyć owoców z odbywanych strzelań ćwiczebnych, które
mają ich d o prowadzić na już przed wojną zdobyte miej sce w konkurencjach międ zyna r odo
wych, a wszelkim zamierzeniom z tym zagadnieniem związanych, jak i jednostkom staj ącym na
czele organizacji strzelectwa standowego do
rzutków - powodzenia w ich pracy nad doprowadzeniem tej dziedziny sportu na poziom świa
towej sławy.
Już po złożeniu a rtykułu Kol. W. Z ab i ełły
o trzymali ś my wiad o mo ść o wynikach zawodów
w Legnicy, odbytych w dn. 13 czerwca r. b.
w warunkach zawodów olimpij skich.
Reprezentacj a polska zdobyła 337 punktów,
reprezentacja rad ziecka- 328 punktów.
Na czołowe miejsca wys un ę li się ze strony
polskiej koledzy: Ziegenhirte Wilhelm (89 punktów na 100) i Kiszkurno J ózef (88 punktów),
ze strony radzieckiej : mjr. Kaszpar (87 punkt.)
i mjr. Szewidze (84 punkt). W dniu 14.6. b. r. zawody "z podchodu " wygrała drużyna radz,i eck a.
JóZEF GIEYSZTOR.
ŁOWIECTWO
w
POLSKIE W OCENIE SWIATOWEJ
arunki terenu, gleby i klimatu
powstanie na zi,emia.ch polskich zwierzostanu
pi,erwszorzędnego, zarówno pod
względem ilościowym, jak i jakościowym.
Czy te warunki przyrodzone zostały przez nas
należycie wyzyskane? Czy myśliwi polscy, przez
właściwą o rganiz ację i osobisty wysiłek, potrafili doprowadzić łowiectwo polskie do stanu, na
jaki ono zasługuje? Czy Folski Związek Łowie
cki, jako ogn isko kierownicze, nadał właściwy
kierunek kulturze trofeów łowieckich, będących
widomym obrazem stanu łowiectwa?
umożliwiają
N a wszystkie te pytania dać mogą odpowiedź
jedynie zestawienia porównawcze, osiągane na
międzynarodowych wy s ta wach łowieckich, gdzie
szereg krajów staje do współzawodnictwa, przedstawiając w trofeach myśliwskich, wykresach, tablicach statystycznych i fotografiach, osiągnię
cia i dorobek swój na odcinku łowiectw a.
T akim konkursem światowym była ostatnia
Międzynarodowa Wystawa Łowiecka w 1937 r.
w Berlinie. Do współzawodnictwa stanęły 52 narody ze wszystkich części świata, dostarczając
40
wszystko co miały w tej dziedzinie najlepszego.
W z ięliśmy w nim udział i my.
I oto okazało się, że zajęliśmy na wystawie
miejsce naczelne. Osiągnęliśmy je dzięki jako ści
i liczbi e nadesłanych trofeów. Pawilon nasz okazał się zbyt mały na przysłaną il ość okazów, aby
je można było najkorzystniej przed stawić, ale
tak imponował il ośc ią, jak ości ą i rozmait ością
zbiorów, że wyglądało na to, iż Folska knieja
wysypała odrazu wszystkie swoje bogactwa, ni e
troszcząc się o to, w jaki sposób będą okazane.
To też według jednomyślnej opinii niemieckich
sprawozdawców, stoiska p olskie były stale oblegane przez tłumy zwiedzających, wyróżniając
się tern od pawilonów innych.
Za najlepszy zbiór trofeów myśliwskich, jako
całość, Folska otrzym a ła nagrodę honor ową, zaś
materiał okazowy poszczególnych wystawców
poddany został ścisłemu badaniu porównawczemu przez osobny zespół sędziowski, który za
podstawę przyjął świeżo zatwierdzoną przez
Międzynarodową Radę Łowiecką (C. I. C.) ujednoliconą metodę oceny trofeów myśliwskich.
Na podstawie tej właśnie oceny dokonano przyznania nagród w postaci złotych tarcz ( odznaczenie najwyższe) oraz złotych, srebrnych i brą
zGwych medali.
Otóż wystawcy polscy
zdobyli nagród naj-
wyższych-- złotych tarcz (według wykazu, po-
danego w księdze pamiątkowej \Yystawy " \ i\Taidwerk der \V el t") :
W dziale - żubra - I tarczę złotą na 2 stojące
do dyspozycji (drugą otrzymały Niemcy)_
W dziale łosia - 4 tarcze złote na 8 stojących
cło dyspozycji, osiągając 339, L; 338,I; 326,I
i 314,3 punkty, a bijąc Szwecję i ::\iemcy_
W dziale j elenia - 2 tarcze złote na 3I stoją
cych do dyspozycji z punktacją 227,9 i 223,2, wobec 235,I najwyższej (\Vęgry) i 220,3 najniższej
(Węgry).
W dziale niedźwiedzia - I tarczę złotą na 3
stojące do dyspozycji z punktacją 347,0 wobec
353,0 i 329,0 ('Rumunia).
2-gie rek ordowe szable dzicze na Międz~naro dowej
W~ tawie Łowieck i e ; w 1937 r.
Rekordo we porostki sarni e
Zł o t a ta r cza dla Polski n a Mi ę d z ynarod owej W!Js lawi e
łow i eck i ej
w r. 1937
W dziale rysia - 3 tarcze złot e na 4 stoj ące
d.o dyspozycji z p u nktacją IS8,o; rs8,o i rss,o
wobec I53,0 (Rumunja).
W dziale wilka- 2 ta rcze zł ote na 3 stoj ącyc h
do dyspozycji z punktacją r48,o i 144,0 wobec
145,0 (Ru munia).
zło ta
Rekordow~ w ilk
tarc'Za dla Polski w 1937 roku.
41 .
Pa w ilon polski odwiedzan~· b~ l na}liczniej.
s tających do współzawodn i ctwa w
tym dziale,
89 tarcz, co daje przeciętn i e po IO
tarcz na poszczególny kraj. Pozatem wysta·w cy
polscy zdobyli za dostarcz one n a Wystawę t rofea m yśliw skie 334 dalsze odznaczenia, w tem
89 medali złotych. 90-ty medal złoty o trzymał
za artystyczne fotogr afie myśli wski e Kol. \Vł.
Puch alski.
\Vyżej przytoczone liczby dają wyraźną odpowiedź na postawione na początku artykułu
pytania. Możemy z całym przeświadczen iem
stwierdzić, że pomyślne w arunki terenu i klimatu kraju zostały przez myśliwych polskich wyzyskane w pełni i że kierunek zabiegów i h odow li zwierzyny obrany był właściwy.
Dziś przet o pozostaje nam jedy nie nie ustawać w prowadzonej przez lat 20 pracy, odrobi ć
prze rwę i zniszczenia woj en n e i, wyzysk uj ąc nal eżyci e przystosowane do n owych form i warunków życia prawo łowiecki e, podnieść łowi ectwo
polskie zn owu do poziomu, który mu sam a natura wyznaczyła.
otrzymało
Najlepsz)J w ieniec polski na W)JSLawie w r. 19::!7.
(z.lot;y medal)
W dziale dzika - 6 tarcz złotych na lO stoją
cych do dyspozycji z punktacją od rsr,o do
134,4, bijąc Rumunię, Czech osłowację i Jugosła
wię (136,1; 133,4 i 132,3.) .
W dziale sarny - r 5 tarcz złotych na 62 stoją ce do dyspozycj i z punktacj ą od 196,0 do 151,5
w obec otrzymanych przez in ne kra je od 175,3
do 150,1 punktów.
Ogółem zatym Polska z dobyła 34 tarcze złote,
g·ciy d z i ew i ęć pozo stały ch krajów europejskich ,
42
W inie ta
tytułowa
Malował
z r. 1929.
Urywki z utworów
najpoważniejszych
pisarzy
J ózef Rapacki
łowieckich
JóZEF WEYSSENHOFF.
f'
s o
B
0
L
- Viybierz sob ie, M i ś, który k r zak przy tej
kanawie - ot na jlepiej w n i ższy m miejscu , p rzy
bło tk u ; ja pójdę sto kroków dalej. Tę dy ich
d ukt z D usiackiego jeziora na H. oszę, a lb o i z p ow rot em. Sł011 ce chowa s i ę - sam a por a.
Zaledwi e sam p oz ostał, zauw ażył Mich ał zmianę w progra mie koncer tu , kt ór ego numer, ostatni dzienny, grał się w powiet rzu, ale t ak lekko,
że ucho, przywykłe do rozlanego naw et w ciszy
dź wi ę ku , c hwytało sen s dopiero w t edy, g dy
uci chł. J ak na skinienie batuty umilkły n a raz
przedzachod nie św i egotan i a mal eńki ch śpi ewa
ków w łoz ini e : t rzn a dli, sikorek, pliszek. P rzet rwał tylko najwy ż sz y skrzypcowy br zę k komarów. A le zaraz obud ziły s i ę głosy basowe, od ęt e
strachami nocy- da lekie bąk i zaga d ały-i ostr zegawcze, jak kołatki stróżów nocnych , zdwojon e
pokrzyki derkaczów. Rozpoczą ł si ę nokturn.
Strop niebieski wydawał się jeszcze tak jasnym i przejrzystym, że głębszy m , ni ż za dnia.
A jednak zbl adł i mroczył si ę coraz bardziej, bo
opóź n iona w błęki ci e j askółka okazywała s1 ę
mu c h ą przy baczniejszym w patrzeniu, a - ostl:a
chmurka p rzybywaj ącego ksi ężyca powl ekała s 1 ę
z łote m.
·
Na t le ciszy takiej, że n u ta komar a, spędzone
go z t warzy, n abi e rał a w a rt ośc i prymu, w pu stce
n ieba bezmiernej, łowiło jednak uch o j aki eś r yt miczn e szumy. - - O d j ezio r dalek ich, czy od
m ieszkań ludzkich po·w ietrzne telegrafy b ez drut u ? - - N ie - szum roś ni e w ten tent podnie b-
p
i
A
N
zbliża s i ę -chała.
ny,
to
już
kaczki nad
głową
M i-
A le g dzie w bł ę ki c i e? !- chyba o st o sąż ni ?
A ile ich! - kil ka d z i es iąt w kluczu , a t am klucz
drugi, t rzeci - - Szu-sz u- szu- szu-sz u-szu ...
N ie dziw, że łoskot słychać z daleka, skor o
ta ka ich ć m a . -- A le j eż e li tym szlakiem ci ą
gną ć b ę dą dzisiaj, to żadn ej nie dost aniemy.
Po rozczar ow an iu inn a nadci ągała dolegliwość: komary ci ęły ni eznośni e, chociaż M i chał
wsa dz ił gł owę -vv krzak i przeciw regułom myśliws kim p alił papier osa. L egiony ich przybywały od t ego błotka, przy którem stanął, za pora d ą
Stani sława. Op ę d zał s i ę niecierpliwe, t r zaskał się
to po rękach , to po ka rku.
Wtem ujrzał Sta ni sława, zb liżają cego s i ę
w lekkich susach . Co takiego? - - Dopadł i podał m u fl asz eczkę.
- Masz tu olejek gwoź dzi k owy ; posmaruj sob ie ręce, szyj ę i t warz; pilnuj tylko, żeby do
oczu n ie zal azł. Kom ar ciebie ani powąch a.
-
Dziękuj ę
ci, mój Stachu - - a le t y ? -
- J~ ju ż cały wysmarowany, aż lepki. Deszcz jutro będzie, kiedy tną tak zajadle. I p iln uj ter az ! - Do
odda la j ącego s i ę mówił M i ch ał:
- Ależ my st oimy na stan owiskach ni ezby t
spokojnie.
43
•
- Nie bój się! tutaJ 1m droga przepisana
nie zboczą. one- - I pyszny ciąg będzie, widać
to po pierwszych stadach.
- Tylko dyablo wysoko ciągną.!
B o jeszcze jasno. Pójdą. niż ej- obaczyszI eszcze Stanisław nie dos z edł d o swego stanowiska, gdy n owy ogromny klucz zasz umiał
nad głową. Michała. M u si ał leci eć tro ch ę niżej ,
niż poprzedn ie, bo z lotnego pułku do l eciało kilkakrotne kwaknięcie, zapewne dowódcy, ostrzegającego o zasadzce. Stanisław wymownymi gestami dawał znać z oddalenia, że można już by-
ło strzelić.
I natychmiast
dał przykład.
Przeciągało nad Pucewiczem s tado mniej gę
ste i zło żone ze sztuk, które wydały się Rajeckiemu najmniejszym gatunkiem cyranek. Stach
dał ognia z obu luf. - Po drugim strzale od r ozpędzonego stada odłączyła s ię je dna sztuka ze
zło żonemi sk r zydłami , z niżała s i ę ogromnym łu
kiem ku łą ce, rosnąc w oczach, aż brzclękła głoś
n o o trawę duża krzyżówka . Fox s koczył na tychmiast i zaa portow ał .
- Ot widzisz! - krzyknął Stach - można
Michał powiał kapeluszem, w i n sz ując pięlm e
go strzału, cicho zaś stro fował si ę :
z tamtego stada c h oć j edną ścią
Trzeba tylko ufa ć strzelbie i o dw ażyć s i ę
nawet dwa sąż ni e przed d ziób mierzyć. - A zawsze w j e dn ą sz tukę i dok:łaclnie - nigdy
w kupę!
Nadc iągały właśnie kaczki na ci błoto.
Pełen
św ieżych
postanowieó. Mi c hał wymierzył do
pierwszej sztuki i strzelił. R oz l egło si ę w powietrzu żałos n e kwakanie i kaczka . z prze trą co nem
skrz y dłem , jęła spadać d ziwacznym zyg-zakiem.
-
gnąć.
Mogłem
ciągl e kwacząc, aż k lapnęła w mokradło. Tyle
m iał Michał emocj i z tego widowiska, że nie
strzelił j u ż z lewej lufy. Hetka zaś, czy z rażona
hałaś liwem zachowan iem s i ę spadającej kaczki,
czy że n ie raczy ła nóg zamoczyć, s ta ł a na miej sc u, pomimo rozkazu, aby aportowała . Trzeba
było wewać pomocy żarliwego F oxa.
Ciemniało. Kaczki płynęły teraz troc hę niżej
przez blado- błękitną porcelanę nieba, czasem
przekreśla ły dłu gi m szeregiem złoty sierp księ
życa, jakby wzorem japoós kich waz onów.
Strzelanina tnvała wściekła . Kaczki, niezbyt
przebiegłe " ·ogóle, głupieją jeszcze na c iągu . P o
kilkudzi esię c iu st r załac h w jednem miej scu nieustannie waliły now e pułki na tę dolinę ś mi erci,
m a j ąc j edyną. obr onę w na dzwyczajnej szybkości. Myśliwi nie żałowali prochu; i ch oc i aż najlepszy strzelec zużyje prze c iętni e trzy ładunki
na jedną kaczkę p r zy tych warunka ch oddal enia,
-ro zpędu i zaniku światła, zda r zały si ę pi ę kn e myś liwskie efekty. Stani sław dał kilka dub letów,
z których j eden wspaniały do wysokiego stada:
spadły dwie sztuki zabite tak piorunowo jedna
po drugiej, że trup go nił tr upa po '"'·ielkim łuku
spadania. Michał znów zab ił aż p i ęć sz tuk z jedn ego sta da, które po pi erwszym dublecie zawróciło, dają c mu czas do p onownego nabicia strzelby i do zwalenia jeszcze trzech szt uk dwoma
strzała mi.
A le ciemn ia ł o już na dobre i ciąg zdaw a ł s i ę
wyczerpanym. Przez kilka minut nie nadl ec iała
a ni jedna ka cz ka. Michał ju ż c h c iał ru szyć
z m iejsca w ki eru nku do S tanisława , gdy mu ten
dał znak. aby p ozos tał pr z)· bło tku.. I słu sz nie
gd y ż nad c iąg n ęły niehaY1·em marudery w ojsk powietrznych ni zko i powolniej, niż poprzednie
pułki . zaP,adając pojedyóczo na błotko pod sam e m i noga 1111 M i ch ała. Je d y ną p rzeszkodę s t a-
f
44
oś
:~.~
,.
~.·
""( '-! • '
..
.'
·
nowiła rosnąca cie mn ość . - Tyle było do roboty teraz przy błotku, że Stach podążył na po-
moc Michałowi.
Strzelanina przeszła w rodzaj opędzania s 1ę
od nadlatujących kaczek. Czasem cień tylko zawi s nął w powietrzu - prało się do tego cienia
na pamięć, z przyrzutu, a kiedy skutecznie, cięż
ka sztuka spadała w wodę między trawą, bryzgając głośno. T o znowu myśliwi czuli aż na twarzy wiatr blizkich skrzydeł, przelatujących w niespodziewanym kierunku.
- Tiro! l) - wołał jeden do drugiego, gdy
nie zdążył nabić wyładowanej strzelby- o tutu ! nad samą głową...:_- Łap ją za ogon, kiedy widzisz! - odpowiadał drugi, gdy prześlepił kaczkę.
A zdarzało to się często w t ej ciemności;
dojrzeć bowiem lot można było tylko na tle gal) Tir e
z bli żanie się
hau t!- okrzyk
ptaka w locie.
myśliw sk i,
•
\.,
"11·.
.
..
r"f
'
snącej
łuny niebieskiej;
gdy kaczka ciągnęła
przez tło krzaków, tak nizko nad łąką, kot chyba, lub ryś zdołałby ją upatrzyć.
Złożyli . brOJ1 nareszcie, choć szumy i kwakania dawały się jeszcze słyszeć. Noc otuliła zasło
ną niedobitki, rzuciła też całun na poległe, rozsiane po łące. Fox podniósł kilka sztuk i przyniósł do panów -· r esztę znajdą o świcie chłopcy
z Trembeliszek, gdy się im powie, gdzie mają
l.
'
'i
'
..
·~~
'
.......'"
"\.
• -< •
sz ukać .
- Ależ dymu napuściliśmy! - Nad błotkiem leżał tuman mgły, przesiąknięty
ostrym swędem prochu, i nie rozchodził się
w martwem powietrzu.
- Bo też i kaczek natłukliśmy! Zabierajmy,
co przy nodze, i chodźmy.
Skoro porzucili to miejsce zgiełku i dymu, noc
cicha i wonna ogarnęła ich przejmująccm ob ję
ciem. Dzwoniło w uszach od roz ległej ciszy,
dzwoniło w sercach od nieutulonych pragnień.
·.....
.,
oz najmiający
Józef W eyssenhoff.
,,
JAN SZTOLCMAN.
TR A GEDIA ZWIERZYNY
W
życiu każdego myśliwego zdarzają się-na
szczęcie r zadko-wypadki, które dreszczem zgrozy przejmują najbardziej nieczułych uczestników
polowania i każą nieraz zapominać o uroczych
chwilach, jakich nam dosta rcza nasze ukochane
łowiectwo. I ja nie byłem wyjątkiem w tym wypadku, miałem sporo takich zdar zeó; ale z nich
trzy mi utkwiły w pamięci tak głęboko, że dzisiaj, pomimo lat kilkudziesięciu, jakie mnie dzielą od tych wypadków, odtwarzają się w mej wyobraźni z taką jasnością, jak gdyby dopiero
''v czoraj zaszły. Posłuchajcie.
*
*
Braliśmy banalny miot na zające wysoki
las, wgłąb którego wzrok sięgał na paręset kroków. śnieg pokrywał ziemi ę, więc z łatwością
zauważyć było najmniejszy ruch w kniei ... Naraz spostrzegłem w dali j akieś zwierzątko - za
duże na wi ewiórkę, za małe na lisa ... Z kształ
tów i kity poznałem jednak, że to nasz przyjaciel, lis . . . Szedł kłusika równolegle do linii,
przysiadł, a p otem skręcił i skierował się prosto
na mnie tym samym truch~ikiem, w którym, jak
paciorkiem, tropy swe znaczy. Podpuściłem go
na 15 k'roków i w strzale zatrzymałem .
Gdy podeszli objawnicy, wynieśli mą ofiarę na
Dreszcz mnie przeszedł na widok tego
stworzenia. Przed udami, poprzez brzuch wnyk
z drutu miedzianego wbił się tak głęboko, że go
ledwie widać było i tylko ukręcony koniec sterczał na kuprze. Cały brzuch był obgniły, zzielelinię.
niały, czuć było padliną ... A zwierz był tak wychudzony, że literalnie pozostały tylko skóra
i kości!
I wtedy uprzytomniłem sobie, te długie tygo-
·~.
dnie konania, bez nadziei wydostania się z zaci śn i ętej pętlicy. Błogosławiony mój strzał, który
skrócił cierpienia biednego stworzenia!
Szesnaście
..
.'
dni polowania na otropione dziki,
i tylko na otropione dziki. Po potrąceniu niedziel
- czternaście
przecudnych polowań, pełnych
emocji z widokami stad, sznurkiem ci ągnących
po kniei, lub wspaniałych odyóców, sadzących
z fukaniem wzdłuż linii flanki erów. Chwile niezapomniane, spędzone w najmilszym towarzystwie i pod okiem najgościnniej szego z gościn
nych gospodarzy. I oto pod koniec tych królewskich łowów, zaszedł wypadek, który nam
chwilowo skwasił humory i przypomniał, ż e ło
wy tak, j ak i życie nasze są splotem uciesznych
zdarzeó i chwil smutku i zwątpienia.
Brano miot na otropioną maciorę z warchlakami, która zresz t ą w połowie pędzenia przerwała się przez nagankę, gdy oto przed stanowiskiem jednego z myśliwych ukazała się mara,
bo nie można było tego inaczej nazwać. Był to
dzik, ale olbrzymi, dużo większy od w szystkich,
jakie widziano. Szedł wolno, stępa, a nie zwykłego świńskiego truchta, a przytern krok był niepewny, chwiejny ... Zwierz szedł prosto przed
siebie, nie zachowując zwykłych środków ostroż
ności , ja~by obojętny na wszystko, co go ota-
45
czało.
Ani razu nie przystanął, nie wiet r zył''" poszukiwaniu wrogich sobie myśliwych. Gdy był
na przyzwoity dysta ns, padł strzał s uchy i olbrzym ten osunął się na nogach, rażony w ośro
dek życia.
Gdyśmy s ię zbiegli, p o dojściu o bławy , ujrz eliśmy widok niezwykły: olbrzymi dzik pokryty
był ca ły soplami lodu, a b ył tak chudy, jak chu dym m !JŻe być tylko zwierz, który nic nie jadł
od wielu dni.
- Ju ż zgórą tydzień - rzekł ł owczy miej scowy - jak dzika tego nie mieliśm y w tropieniu.
Znaliśmy go, bo któ żby ni e znał tego k o losa,
a gdy przepadł, ni e wiedzieliśmy, co s ię z nim
stać mogł o, bo przypusz.czeni e, że się wynió s ł
z naszych la sÓ\1', było zgó ry wy łą czo n e . \ iVidocz-
go rączką, głodem wycień czo ny, gdyby nie nasza ob ława, przed którą u s tąpił, pchany re sz tką
sa m ozachowa wczego instynktu.
Jer:nu. też szczęśliwy strzał przerwał straszne
Cierplema .. .
l'r zed sobą
wtedy koniec
miałem
r oz l egł e,
w r ześnia,
Linia ob ławy była jeszcze ode mnie daleko ,
gdy spostrzegłem pojedyńczą kuropatwę, która
zerwawszy si ę, przeleciała niewielką przestrzeń
i zapa dła n a śc ierni s 1--:u wprost przede mną. Gdy
Qdł)niec
(Pie rws'!a na9,roda na
lvfiędzł) narndowej
więc jest, że przeszło tydzie11 jak
Szał się z tego miotu, ktoś go postrzelił
zaległ, a by się więcej nie podnieść .
me rui on tu
\ V samej rze;::zy, bliższy egzam in wykazał poprzez brzuch. Ponieważ do dzika tego nikt
z nas myśliwych nie st r zelał , m oż n a więc było
przypuszczać, że ciężką, nieuleczalną ranę zadała mu zbrodn icza broń kłusmYnika.
I ten patriarcha wszystkich dzików w sze rokim promieniu , śmier telnie oka leczo ny przez nikczemnika, dm,· l ókł s ię do środka kniei, aby t u
żyw ota d okonać. Tak był osłabiony , że s ię ni szyć nie mógł i śniegu prószącego wówczas,
otrząsnąć z siebie nie był w stanie, a ten, tając
od resztek ciepła zwierzęcia, zamarzał potem,
tw o r ząc sople na grzbiecie i bokach. Byłby tak
ten odyniec dokonał swego żywota , tra w i on y
strzał
46
Był
kuropatvvy ·
ol:J ławą.
Fot . H ·. Puchalshi
nem
ściern i sko.
pęd z iliśmy
Hl~} slawie Łowieckiej
w r. 1937)
była od niej bardzo blisko jak mi się
wy dało, - kura zerwa ła s ię powtórnie i wtedy
,;postrzegłem, że ma lot falisty, niepewny ... Zanim doleciała do mnie, zapada ł a jeszcze dwa razy, zawsze jednak zrywała się wprost od naganki , kierują c się ku mnie. Gdy wreszcie znalazła
się na możliwy dystans , strzeliłem, kłacląc j ą
trupem na miej scu. Ponieważ naganka była już
blisko, podbiegłem ku miejscu , gdzie leżała i pod-
naganka
niosłem zdobycz . . .
·
Trudno jest wyrazić \\-rażenie, jakiego doznałem wtedy: ptak ten starka - był lekki, jak
piórko, i- rzecz d ziwn a, prawie z upełnie zimny,
mimo, żem go podniósł najwyżej w dwie minuty po zabiciu. vVychuclzona była do możliwych
granic, na s t erczącym mostku naciągnięta była
skó ra, pokryta pierzem. Oczy był y- wystrzel on e.
W tem mieJSCU. polowaliśmy sześć dni przed tem, również nagankami na kuropatwy. Widocznie więc, któryś z myśliwych wy s trzelił wtedy
oba oczy i ten nieszczęsny ptak męczył się prz ez
sz eść dni w nieprzenikni o nej ciemnośc i , ni e mogqc :ma l eźć ziarn a, a b_,- głód zasp o koi ć , lu b "'·ody do ugaszenia żaru pragnienia. Kon a ł tak
przez sześć dni z głodu i pragnienia!
Zastanawiając s1ę
S T ANISŁAW
ś lałem.
nieraz, jak _w iele okaleczonych śmi e rte l
nie sztuk przepada wśród strasznych cierpień,
gdy st rzelamy d o kur w kupę lub do biegu na
z byt od l egłe dystanse.
1-.::ons ekw encj a : ·tara_imy - ~ ~ t rz e l ać w tedy
gd_,,- mamy wszelkie szan se zatrzymania zwierza na miejscu , czyli na ,.pewniaka".
Ja n Sztolcman.
nad tymi \\·ypadkami , mY-
ZABOROWSKI.
w
SERCU KNIEI
... Pogoda. Na czystem, gwiaździ s tem niebie
stoi miesiąc w pełni; przed św it em bierze przymrozek. W le sie biało od szronu i jasno, jak
w dziei1; ch o ć szpi lki zbierać po ziemi. Głuszce
tokują dziś wcześnie; już gra ł y, kiedy z osacz nikiem wchodzi łem do ostępu. S ły chać jednego,
daleko na błocie; drugi gra tuż, na suchym le sie,
w świerczynie. Tego na początek, podejść można
będzie spacerem; zabawa. Potem-potem pomyśleć może da się o drugim, o tym na błocie.
śpieszyć się zbytnio niema potrzeby, jest jeszcze
bardzo wcześnie; do wschodu s łoń ca godzina
przeszło.
W. W;ywiórski
Lkryci, stoimy w Clemu 1, s zepcąc. naradzamy s ię z I eśnikern; palę ostatniego papierosa.
Nad nami, na grubych kolumnach sosen, jak
sklep;enie, wis i czarny strop koron, wyżej, wysoko nad lasem, po jasnem niebie płynie miesiąc.
Gdz ie dosięga jego zimny promień, tam oszroniałe mchy i wrzosowiska błyszczą, jak srebro.
N aj lżej szy wiatr nie porusza igieł, 'w puszczy
cisza, w przyrodzie głęboki, uroczysty nast rój.
Stoję w skupieniu, słucham , i doznaję uczucia,
że jestem w świątyn i, w której niezadługo, jak
tajemniczem isteria, odprawiać się będą obrzędy
wielkiego rytuału życia. żórawie milczą dziś,
Kaczor;y
47
•
Za tropem
Jakimczuk
JANUSZ MEISSNE R.
W I L K, R Y S i D Z I E W C Z Y N A
Stanęiiśmy na stanowiskach równo ze wschosłońca. Las milczał i wszystko dokoła zdawało się wsłuchiwać w ciszę. Tylko czasem
bezgłośnie wiosłowały pojedyńcze wrony nad
wąskim pasmem drogi, która na prawo ode
mnie Sikręcała między olchowe zarośla, na lewo
zaś biegła prosto między rozłożystymi świer
kami podającymi sobie ponad nią płaskie palczaste łapy ośnieżonych gałęzi.
dem
Usiadłem na pniaku i medytowałem,
nabić strzelbę: kulami, czy śrutem?
czym
Pie,r wszy strzał - dz:ik albo lis: kula, albo
jedynka. Dopiero potem wolno strzdać zając•e
i cietrzewie.
Rozejrzałem się. Las przedemną był gęsto
podszyty: suche badyle krzaków, łozy ost rę
żyny ...
- Jeśli będzie szedł dzik, posłyszę go z daleka - pomyślał-em. - Wtedy nabiję.
Pan Stanisław trąbił dalelw na prawym skrzydle w lufy swoj-ej flinty, aby dać sygnał Bała
jawi, że jesteśmy gotowi.
Ruszyła
-
naganka z drewnianymi
pierz.chła. Jakiś ptak
w gałęziach nad moją głową,
śniegu, która pacnęła na drogę,
wrzeszczały za mną, jakby im
Cisza
Gdzieś
50
we wsi
ujadały
psy.
kołatkami.
zaniepokoił się
strząsnął okiść
i odleciał. Sójki
kto pierz.e darł.
,Stanąłem
za niskim świerkiem i słuchałem,
w las. Naganka jakby stała na miejscu.
Kołatki odzywały się to tu, t o tam, ciągle- jak
mi się zdawa ł o - w jednakowej od legł ości od
linii myśliwych. Słońce wytoczyło się wyżej
i ciekło prz>ez las, kładąc na śni·egu niebieski1e
aienie drżew.
patrząc
Wtem daleko
-
prz·edemną wybuchnął
krzyk:
Kabany! Zabiegaj, nie puskaj!
Serce zaczęło mi łomotać. \ lV ytężyłem wzrok
sfudh.
Krzyki ucichły po chwi li, natomia.st kołatki
zaklekotały energicznilej i bliżej.
Czekałem
przede
tłumią c
oddech. Coś zaszeleściło
ni1eco na lewo. P r zemknął szarak,
na drogę i pokicał w las po drugiej
mną,
wyskoczył
•stronie.
L
- Bądź zdrów - pomyślałem zni•eci1erpliwiony.
Szelest powtórzył się. Był jakby dalszy,
a jednak mocni•ejs.zy; powi·edzi•ałbym - szerszy.
Zaraz potem zatrzeszczało w badylach, zaszumiało, zatętniło.
- Idą!
Serce, to zwariowane myślwskie serce, stanęło na sekundę, by natychmiast ruszyć galopem : szły dziki ...
Zobaczyłem je w t ej chwili. Truchtem darły
się przez krzaki, poj edyńczo i po dw a. N a przedzie cztery warchlak i, za nim i loch a, n ą ko ń c u
dwa duże wycinki.
Te dwa będą moje - pomyślał,e m .- Zr odublet a do dzików !
Wyszły na dro gę o dwadzieścia krok ów ode
mnie i zmierzały na dru gą stron ę, ślade m zająca. Defilowały wolno, jak na pa radzi,e.
Podniosłem broń do oka, zmierzyłem st arannie i p ociągnąłem za spust gdy p ierwszy z wycinków znala·zł s ię na środk u dr·o gi.
-
bię
Roz legł się ci·c hy trzask iglicy. J eden, po n:rm
drugi ..., ale s trzał ni.e padł.
Dziki spokojmie szły dal·e j, a Ja zgłupiałe m:
- Dwa niewypały ? !
W tej chwili przypomniałem sobie, że me
nabiłem strzelby.
- R any Boskie !. ..
Gorączk owo si ęgnąłem do torby, złam ałem
s trz elbę, drż ącym i palcami wsun ąłem n ab oje do
luf i - - dzików j u ż nie było ...
Zrobiło mi się gorąco , pot em zimno. P.ociemniało mi w oczach. O m al nie upadł, e m t ak mi
zmiękły kolana.
Wtedy go dostrz-etern i nagle krew z p owrot em uderzyła mi do głowy . W zruszenie jak
kleszczami chwyciło za gardło. Nie wierzył·em
własnym oczom.
Ale to nie było p rzywidz.eni'e : s tał międ zy
drogą a krzakami, zwrócony do mnie b okiem
i oglądał się w tył, skąd słychać było nagankę.
Ogromny, płowy, z demn ą pręgą wz dłu ż
gr zbid u i z pus,zyst ym ogon em , p o dwin1 ętym
mi ę dzy n ogi. S tercz ące uszy drg,ały mu lekko,
szeroka pierś por uszała s ię długim oddechem,
wło s na karku j e żył się coraz ba rdziej ...
Stał i węszył, czy t eż nasłuchiwał, st ary pię
kny wilk.
Z mi erzyłem na komo rę i strzeliłem. źl e p rzyłożona kolba wyrż n ęła mni·e w s zczękę, aż zobaczyłem wszystkie gwiazdy w zawrotnej karuzeli. O m al nie wpa dłem do rowu, kiedy n ogi
same p oniosły mn~e prze,z drogę.
Nie wiedziałem, czy trafiłem , czy te ż spu dło
wałem , i nie m ogł·em ani przez sekundę znieść
t ej ni,ep ew n ości ; mu siałem si ę przek on ać.
L eżał przede mn ą z upełnie nieruch om y
wieni ąc śn~eg posoką. Został w ogniu na
samym miej scu g dz,i e stał. Był mój!
czerty m
U si,a dłem obdk na śniegu i dys,załem ci ężko,
ni.e m ogąc się uspokoić .
Na praw o huknęło kiilka strzałów, n ag an ka
po d cho dz iła do linii, dwa czy trzy zając e śmig
n ęły koło mnie, a ja n~·e byłem zdolny n aw et
ręką ruszyć.
'
"'
Opanowałem s.i ę w r eszci'e i r zu ciwszy naganiaczom garść papiero só w, oraz s rogo z~aikaza
W S'ZY im p odnosić gwałt z powodu m ego su kcesu, p oszedłem n a spotkan i·e pan a Stani<Sł.awa.
i
Ju ż z
z aj ąc,
daleka wołał do mnie, ż e
po czym zapytał o dziki.
p adły
dwa lisy
-
Poszły
na pa na. Widział je pan?
Widziałem.
Dalelko?
O dwadzieścia kroków.
N o - i?
Nie strzelałem .
- J a k t o, nie strz elał pan do dzików ?...
- Nie.
St anął i spojrzał na mnie ja k na waria ta.
- Dlaczego, na miłość boską? - zapytał.
Przyznałem się , że ,z apomniałem n a bi ć strzelbę i op owi,edz,iałem ja k dziki sp a cer owały przez
m oje stanowisko.
- Tylko dz;ięki temu z abiłem wilka - do- ·
dałem w lmńcu z udaną ob ojętno ścią. Gdybym strz el ał do dzików, wilk by zawrócił i poszedłby bokiem.
Pana Stanisława zatknęł-o na dohrą c hw ilę,
p o czy m złapał mnie za ramię i zaw ołał:
- Jaki wilk?! Gdzie wilk?! Z abił pan w ilka? !
Dłużej nie wytrzymałem . Rzuciłem mu się
na szyję i odbyłem z tym siwym starszym panem ooś w nodzaju w ojenneg o tańca ind:yjski·e go, ozem u s ię zr eS<Z,tą zbytnio nie d z iwił: to był
prz,eoież m ój pierwszy wilk i w dodatku w cale
nies1Jodziew any.
Przez dwa dni ch odz iłem w chwale, któ r ej
nie zdołały przyćmić nawet skrzypcowe konoerty Prząskiego, który poza tym nadal ogrywał wszyst'kkh w bridża. P a nna Krystyna miała
dla mnie najpiękni,ej sze uś mi echy i spojrzenia,
od któ ry ch kamień by si ę roz topił. Dypl om atę
bolaba głowa, chodził z kąta w kąt kwaśny jak
ocet i przestał wym awi ać j eszcze t rzy spółgł o
ski. J ednym słowem - p owodziło m i si ę świ et
nie.
Urlo p mój d obiegał do koń ca, ale gdy w spomniałem o wyjeźdz i;e, panna Krysty na zaprotestowała :
, - Musi pan j eszcze pa·rę dni zostać w śród
bor zu, póki ja j est·em . Za to w yj edzi em y ra:zem ,
dobr ze ?
Zgodz,iłem się. Ktoby si'ę nie zgodz ił n a moim miejs cu?
Posz'edłem pisać list o prze dłu ż,enie urlopu,
zos t awiaj ąc uroozą
Krys ty n ę w t owar zystwie
kwaśnego K azimierza .
P rzez niedomkni ęt·e drzwi dochod z iły mnie
ich gbosy : jego stłumiony , p ełe n wyr zut u i JeJ
- oboj ętn y, chłodny, choć dźwi,ęczny .
- D o mnie mówi zupełnie innym t on em
p omyślałem z uśmiech em.
Mimo w oli słu c h ał,em dalej i p o chwili wpadły mi w u ch o jej słowa :
- Któż pa nu broni zrobić to samo ? O t wziąłby pan choć 1
r arz strz elb ę w uj a StaJD i sława
i p oszedłby pan sp róbować.
Uśmi echnąłem się drwiąco : on i str zelba !
F otem prz yszł o mi do głowy, ż e Kryst yn a po
p rostu ch oe s ię g o pozbyć .
- M oże, a by z ostać ze mną sam a ? - p omyśl ałem.
·
SI
Nasłuchiwałem
co będzie dalej. Po chwili
sz·częknął zamek u drzwi wejściowych i przez
okno zobaczyłem Prząskiego, który ze str:zelbą
na rami.eniu skręcał na śóeżkę do lasu. Zostawiłem wobec tego zaczęty list i wróciłem do sa~onu.
- Dobrze
Krystyna.
że
pan
przyszedł
-
powiecliziała
-Nap rawdę?
Skinęła głową
i
roześ miała się.
się podział
spytałem zaglądaj ąc jej w
A gdzie
pan Kazimierz?
oczy.
- Niechże mnie pan ni•e prześladuje panem
Kazimierzem. Wyprawiłam go na polowanie.
N apije się pan ze mną herbaty?
zdążyłem
jeszcze odpowiedz i eć,
pobliżu domu huknął strzał.
Nie
w
ciła
gdy
Jezus, _Maria!- krzyknęła blednąc i chwymnie za rękę. - Co on zrobił?
Pewnie zastrzelił howę myśląc że to
żubr powi·edziałem .
- M y śli pan? Aby tylko sobie cz·egoś zł ego
nie zrobił... Mój panie Januszu, niech się pan
dowie. Niech pan kogoś wyśle - prosiła wystraszona.
S.
Żukowski
Pos~edłem prędko do
gnąć futro i spotkałem
się udzi·elił.
ł·eb palnął?
przedpokoju, żeby wciąsię we drzwiach z pa-
nem Stanisławem.
- Dokąd to się pan wybiera? - zagadnął
mnie wesoło.
- Prząski strzelał tu gdzieś blisko - odrzekłem półgłosem. Boję się czy kogo n~e postrzelił.
-Naprawdę.
-
Jej niepokój nagle i mnie
- A nuż sobie chłopak w
A, słyszałem. Obudził mni•e Stanisław. No, no. On nigdy
wał. Hm. Chyba pójdę z panem.
pan
mruknął
ni•e polo-
Zaczął się
l egł się głos
ubi·erać, gdy nagl·e z salonu ro zpanny Krystyny :
- Idzie! Idzie! Niech pan zaczeka.
Wyjrzał·em
oknem. Prząski szedł, zdrów
cały, z wesołą miną.
Odetchnęliśmy.
sław,
Do czego strzelałeś? - zapytał pan Stanigdy domniem any samobójca prz ekroczył
próg.
- Zabiłem
coś dużego. S i e działo
ścieżce. Chłopak stajenny mówi, że
Vvybuchneliśmy
ści eżce o sto
tu zaraz na
to łyś .
śmiechem. Ryś , siedzący na
metrów od leśniczówki, to było
ooś
to -
równie nieprawdopodobnego, jak dajmy na
krokodyl w Wiśle.
Czego się panowie śmiejecie? zdziwił
Prząski. Zabiłem łysia. Załaz go tu przy-
się
niosą.
- Mój kochany - odrzekł pan Stanisław. Wiem, że tu pod Karasinem są rysie w ni·e dostępnych bagnach. 40 lat już tu gospodaruję, połowę rocznej pensji bym oddał, żeby rysia zabić, ale go jeszcze na strzał ni·e miałem. A ty pod samym domem i to na ziemi na ścieżce ...
Nie: na pewno psa ustrzeliłeś, mój miły.
śmidiśmy się serdecznie i długo, ale ten
się
najlepiej śmieje, kto się śmieje ostatni.
A ostatni śmiał się tym razem Kazimierz Prz.ą
ski.
Oto chłopcy staj en ni przyciągneli przed ganek rysia.
Widzę już, jak myśliwi uśmiechają się sceptyczni,e, ale nic na to nie mogę poradzić: to był
naprawdę ryś. Sta.r y, ogromny, WSipaniały ryś.
Wyjechałem na"zajutrz ze śródborza, ni'e d1okończywszy listu o przedłużenie urlopu. Ranna
Krystyna już mnie ruie zatrzymywała: zanadto
była zajęta Kazimierzem. Nie tym kwaśnym
Kazimierzem z ostatnich dni, nie: sł·onecznym
Kazimierzem, dzielnym Kazimierz,e m, dumnym
myśliwcem, który zabił rysia ...
Przegrałem i uznałem się za polkonanego. Nie
mogłem przecież zabić drugiego rysia. Zresztą
czytelnicy, nawet ba;rdzo łatwowierni, i tak by
w to nie uwierzyli.
J anusz Meissruer.
Synowi memu Andrzejowi
poświęcam.
WŁ OD Z I MIE RZ
KORSAK.
CZTERY D N I LUTEGO
Luty 1909 roku był mroźny i słoneczny, taki
bywa prawie zawsze druga połowa zimy
na dalszej północy.
Gdy po zdaniu pierwszych półrocznych egzaminów na akademii przyjechałem na wieś do
domu na krótki odpoczynek trafiłem właśnie na
cudowną porę. Noce wygwiażdżone i tak widne od tkwiącego gdzieś blisko zenitu księżyca, że
średni druk można było z łatwością czytać, bezkresna biała cisza, przerywana tylko trzaskiem
pękających na mrozie pni drzewnych i cialekiem
huczeniem lodowej pow~::>ki jeziornej, które niby przeciągłe westchnie11ia olbrzymiej piersi
płynęło z zasnutej sre;_;:- .,ystą poświatą dali.
jaką
Wczesna, przeczysta jutrzenka rozpalała pół
nieba szafranową, od dołu zaróżowioną barwą,
a zmarzły na kamień śnieg skrzypiał ochoczo
pod raźnerui krokami myśliwca.
Gdy tylko słońce wzbiło się wyżej, srogi mróz
nocny uciekał gdzieś ku dalszym, mrokiem nocy jeszcze objętym krainom, a na różowe masy
śniegów
spływało
ciepło gwałtownie rosnącego
dnia, z dachów i nawisłych na świerkowych ła
pach zwałów śnieżnych ciurkały w dół różańce
kropel wodnych, błyszczących w wesołem słoń
cu, jak barwne diamenty. Lekkie powiewy szły
wówczas przelotnerui falami przez roześmianą
w blaskach słońca krainę, niosąc od borów sosnowych bajeczną woń żywiczną, a od szerokich moczarów łozowych subtelny zapach pierwszych, nieśmiało się ukazujących baziek.
Z nastaniem zmierzchu, gdy na liliowy wkrąg
horyzontu pas poświaty zimowej wypływała
blada twarz księżyca w pełni, gasły ostatnie
podmuchy wiatru i znów cisza wszećhmocna,
biała cisza śnieżnej zimy północy brała w swe
ramiona kraj cały, na tle przeczystego zachodu,
gdzieś poza fioletową przestrzenią pól, niby da-
lek a sina wstęga, kładła się do nocnego s n u bezkresna puszcza, ciągnąca ku sobie wieczną nicią
tęsknoty całe me j esteśtwo, całą ukrytą pod kulturalną powłoką naturę pierwotnego człowieka.
Zaraz też, nazajutrz po przyjeździe wyruszyłem małerui saneczkami, zaprzęgnięterui w starego siwosza i zagłębiłem się w lasy, zaglądając
po drodze do małych puszczańskich wioseczek,
gdzie miałem znajomych osadników-myśliwych.
. W z rok mój z ekstazą biegł w górę po odwiecznych pniach starej puszczy, ginącej dołem
w błękitnym mroku, ku rozgorzałym w słoócu
olbrzymim konarom sosnowym, z zachwytem
spoczywał na zagajach brzezinowych, zasnutych
różową
pajęczyną
młodych
pędów,
muskał
w przelocie zielonkawe, lśniące niby atłas pnie
osiczyny.
Zaraz po południu zajrzałem do chaty leśni
ka-gajowego, a nie zastawszy go w domu, pojechałem dalej ku pobliskiej wsi, rozłożonej na
abszernem wzgórzu wśród równiny moczarów.
Zimowa droga szerokim łukiem biegła przez
wykoszony pas błot, obrzeżonym z dwóch stron
śr;aną karhwatej brzozy i sosny, coraz wyższej,
przechodzącej w oddali w szereg suchych, porosłych wysokopiennym lasem wysp.
Z siedziby gajowego przyłączył się do mnie
piesek jego, niewielki Pacuś, dobry mój znajomy, i biegł za mną do wsi, w której bywał czę
stym gościem .
Siedziałem na środku jedynego w niskich saniach siedzenia, a wierna kurkowa trójlufka leżała obok mnie, lejce zaś trzymałem niedbale
w lewem ręku, odzianem w futrzaną rękawicę.
A wtem z oddali, z widocznej już na wzgórzu wsi rozległo się szczekanie psa, który widać zauważył zbliżające się sanie, Pacuś zaś,
biegnący z tyłu za saniami, odpowiedział nań
53
wesołem poszczekiwaniem. Przeszło jeszcze parę chwil i raptem Pacuś z podtulonym ogonem,
minął mnie, i cisnąc się prawie pod konia, wsko-
czył znów na ubity tor drogi. Jednocześnie ką
tem lewego oka dojrzałem ruch jakiś obok
i zwracając głowę spotkałem wzrokiem rozpę
dzoną w pogoni za psem puszystą postać wilka,
ze stulonymi w tył uszami, rwącego olbrzymiemi susami w odległości pięciu kroków od sanek.
Błyskawicznym ruchem zrzuciłem luźne ręka
wice i trzymane w nich lejce, porwałem strzelbę, odwodząc jednocześnie kurek i, robiąc pół
rzęta, widać głodne, spały lekko i nie uszło ich
uwagi szczekanie psa na drodze. Chcąc skorzystać z łatwego, jak się im zdało, łupu, szły szerokiemi skokami wprost z legowiska na usły
szany głos, a że ja ujechałem przez ten czas
kilkadziesiąt kroków, więc dopędzały mię z tyłu, ja zaś nie mogłem usłyszeć szelestu susów
w miękkim śniegu, z powodu tupotania konia
po twardym szlaku i przeciągłegeJ szmeru śli
zgających się sań.
Nazajutrz rano, jadąc dalej, zawitałem do
wioseczki Kozłowo, gdzie mieszkał d<;bry mój
W~noszenie niedźwiedzia
J. Falat
obrotu na siedzeniu, palnąłem z przyrzutu w śro
dek puszystego kłęba, który zwinął się właśnie
w miejscu, chcąc uciekać.
Porwał nieco koń po niespodzianym strzale,
chwyciłem znów lejce i zatrzymałem sanki, które przez ten czas zdążyły ubiec ze dwadzieścia
kroków.
Gdy obejrzałem się wstecz, ujrzałem wilka
nieruchomo tkwiącego w miękkim, rozmokłym
na słońcu śniegu, dalej zaś o parę kroków drugiego, goniącego co sił i znikającego już pomię
dzy pierwszemi drzewkami gęstwiny .
Po półgodzinie wróciłem ze wsi z miejscowym
myśliwym, obejrzałem zabitego zwierza, który
o kazał się piękną rosłą wilczycą o szerokiej
czarnej prędze wzdłuż grzbietu oraz niebywale
puszystem futrze, i odwiozłem go do gajówki
dla zdjęcia skóry.
O pierwszym zmierzchu, gdy tylko stężały
na silnym mrozie śnieg utrzymać mógł człowie
ka, poszedłem obejrzeć po tropach, skąd wilki
te tak znienacka na mnie wypadły. Znalazłem
dwa legowiska o 300-400 kroków od drogi
w małej błotnej gęstwinie świerkowej. Zwie-
54
znaJomy 1
Spirydon.
częsty
kompan w
z
ost ępu.
dzikich
łowach,
Pijąc herbatę w rozległej izbie o niskim ,
uwędzonym na mahoń suficie, r oz m awia li śmy
o wszystkiem i niczem. Spirydon opowiadał
o jesiennych polowaniach na bielaki i jarząbki,
o podjeździe cietrzewi, który m ożna było uprawiać przez pierwsze 2 tygodnie zimy, zanim
spadły śniegi tak głęb o kie, że przejazdu bez drogi nie było.
- Ale wiesz, panoczek, co,- rzekł wreszcie
Spirydon.- Toż niedźwiedzia chłopi z "berłogi"
wypędzili koło Studzińca zaraz po N owym Roku. I poszedł on gdzieś przez Maksiuciń sk ie bory, na Toropiecką granicę, a tam znowu słyszał
ja, aż z Reczek Borys mnie mówił, że położył
się on znowuż na mszarze koło Reczek, tam
gdzie mech nie zamarza i przejść nie zawsze
można. To oni obchodzili jego wkoło i jakoby
śladu precz nie było, ale zaraz śnieg spadł-tak
i nie znaleźli.
Wiadomość ta zelektryzowała mnie w jednej
chwili. Borysa z Reczek znałem, chociaż wioska
ta była o 6o wiorst od nas w głębi puszczy za-
gubiona, i wiedziałem, Że stary myśliwiec słów
na wiatr puszczać nie lubił.
- No, Spirydon, jedziem do Reczek, będziem
niedźwiedzia sz ukać ,- zawołałem.
- Tak cóż, możn a,- o drzekł,- roboty teraz
niema, pojedziem.
W godzinę później wyruszyliśmy. Przejeżdża
jąc tor kolei przy stacji P ustoszka, zakupiłem
worek owsa dla swego siwosza i późno w nocy
Jotarliśmy do Reczek, położonych już w Pskowskiej gubernii.
Stary Borys potwierdził wieści, podane mi
przez Spirydona. Trop niedźwiedzia widział
sam, prowadził on na mszar leżący wokół Białego Jeziora i stamtąd nie wyszedł. Mszar niezbyt rozległy- 3 wiorsty szerokości na 4 dłu
gości, czyli około I 000 dziesięcin, ale mało dostępny w środku zimy, nie zamarzający na licznych oparzeliskach, przedzielających rozsypane
wkoło jeziora suche gęstwinowe wysepki.
Ciapier jah o panicz nie n ajdziesz,:.._zakoń
swój opis Borys.
Jakaś intuicja radziła mi jednak szcz ę śc ia
próbować.
Miałem
nadzieję
zwierza spędzić
i tropić, aż do miejsca ponownego położenia się.
Borys, zaziębiony i kasz lą cy pozostał w domu,
ja zaś z wiernym Spirydonem wyruszyłem nazaj utrz rano na Białozierski mech.
Mróz był silniejszy i trzymał cały dzień, tak,
że chodzenie b yło idealne po zmarzniętej powłoce śnieżnej, a narty, proponowane mi przez
starego, zupełnie zbyteczne.
-
czył
Cały dzień, cudowny, bezwietrzny, cichy dzień
zeszedł na włóczędz e po śn ieżnym bezmiarze
leśnym, g dzie
wybieraliśmy miejsca gęstsze,
om1Jalc otwarty m szar, na którym zwierz nie
mógł się zatrzymać. W krótki bądź co bądź
dzień zbadaliśmy t akim sposobem cały połu
dniowy brzeg jeziora i część 'zachodnich wysepek.
Po ponownym nocleg u u Borysa, wyszli śmy
na godz inę pr zed wschodem słońca . Był to dzień
12 lutego starego stylu. Niezrównane piękno tego zimowego świtu , mającego w sobie ju ż coś
z barw i uroku wczesnej wiosny, pozostanie mi
w pamięci na zawsze.
Dymy z kominów osz ronionej wioski biły
w ciemny jeszcze błękit zenitu, tkwiąc jak nieruchome słu py w szklanem powietrzu, t ak przezr oczem i dźwięcznem, jak chyba nigdy o ż ad
nej innej porze dnia i roku.
Daleki trzask drzwi którejś chaty doszedł
nas z oddali już w lesie tak, jakbyśmy byli tuż
obok, a skrzypienie śniegu gdzieś na ulicy wioskowej słychać było przeszło o kilometr. W span iała jutrznia rozpal ała się coraz żywszym kolorytem, aż zapłonęły róż owem światłem czuby
drzew, zaśmiały się śmigające ku górze kolumny sosen, zajaśniały zielon em złotem strzęp ia
ste czuby świerków.
Przesz liśmy w prostym kierunku na jezior o,
po j ego j ednolitej tafli przedostaliśmy się na
przeciwległy wschodni brzeg i zagłębiliśmy si ę
w labirynt gęstwin trzcinowych i pokrytych ol-
brzymierni świerkami oraz fantastycznymi wykrotami suchych wysepek.
Trafiliśmy na teren o wiele trudniej szy do
zorientowania się, niż miejsca gdzieśmy chodzili w dniu poprzednim. Wierne słońce wskazywało wprawdzie ciągle kierunek świata, ale
plątanina
gdzie
gęstwin
uniem oż liwi ała
określ enie,
się już było,
a gdzie nie.
Zacząłem tracić n a dzieję znalezienia legowiska niedźwiedzi a . Południe nadeszło, śnieg w ciepłych promieniach, puszczał już miejscami, utrudniając bardzo chodzenie, gdzieniegdzie też musieliśmy nakładać drogi, by mijać oparzeliska,
dymiące przejrzystym oparem. Po krótkim sp oczynku poszliśmy znów dalej.
- N o, do wieczora pochodzim, i dość będzie
tego dobrego, - rzekłem, - wracamy.
- I pewno, odparł Spirydon, czort
jego tu znajdzie na takim paskudnem błocie.
Nadeszła jednak chwila ...
Szliśmy właśnie p omiędzy dwoma wyspami,
p or osłemi suchym, czysty m borem. Bagno nie
było gęste, a że zarosłe przeważnie brzeziną
i zrzadka sosną, więc widać dość daleko. Słoń
ce, nisko już n awisłe nad horyzontem, miałem
nawprost siebie, przeglądają ce przez czuby
świerków na gęstym ostrowie, ku któremu kierowaliśmy swe kroki.
W pewnym momencie spostrz egłem opar nad
moczarem przed sobą. Nie widać było mgły
właściwej, ani siwego niby dy mu, ale w promieniach słońca powietrze wibrowało i falowało, na pod o bieństw o tego co widzimy na wiosnę lub po deszczu nad parującemi p olami, gdzie
ruch drgającego powietrza przesłania i zmienia
ksz tałt przedmiotów.
Syknąłem na Spirydona, a gdy na m ój znak
p ocichu zbliżył się do mnie, wska z ał em mu
dziwne zjawisko.
- Tuman od błota- odrzekł mój towarzysz.
-
szepnął em w odpowiedzi- tu
błota, tu wszędzie zamarzło,
ź ródeł niema, to zwierz l eży i od
Nie, -
nie
ruczaju ani
niego dy mi na mrozie. Ot, Spirydon, t y pójdziesz
prawą stroną, brzegiem ostrowu, aż do tamtych
wysokich świerków, a ja lewą, i stanę naprzeciwko, a ty p otem na mnie prosto ruszysz przez
może być
od
tę mgłę.
T ak t eż z robili śm y. Sciszając, wedle możności
kroki, wzięliśmy podejrzane miejsce niby w w idły. Gdy przypuszczalne miejsce oparu, który
teraz nie był widoczny, znalazło s ię naprzeciwko
wskazanych Spirydonowi św i erków, zatrzymałem się, a sprawdziwszy raz j eszcze ładunki
w trójlufce, odwiodłem kurki i czekałem.
Nie przeszło chyba dzi es ięciu minut, gdy raptem zabrzmiał przeraźliwy, na wysoką nutę
z emocji podjęty krzyk Spirydona:
- P ilnuj! Paszoł! Paszoł!
Tak jak s tałem, przypadłem w śnieg za wielką kępe m chu, którą miałem przed sobą, gdyż
obawiałem s ię s t ać na miejscu
stosunkowo
otwartem, i zamarłem w oczekiwaniu. Serce, jak
młot, waliło w piersi, p odchodząc aż do gardła,
55
..
.•
, '; '.
..-::F!:"
...
l,
Batalion~
...,~' .
','ił._..
j,.
Z
od schylenia i naprężenia szyi w wysokim koł
nierzu zielone iskry pryskały przed oczyma ...
Jeszcze chwila i wytężony słuch ułowił trzask
i szelest śniegu przy prędkim biegu zwierza.
Ostre susy zbliżały się coraz bardziej, mijając
mię niby, od lewego boku.
Ze strzelbą przy ramieniu podniosłem się nagłym ruchem na równe nogi i w tym samym
momencie ujrzałem niedźwiedzia, sadzącego
mocnemi susami pomiędzy kępami mszarnerui
o I 5 kroków ode mnie.
Ostro rusz ała się łopatka pod gęstemi kudła
mi. Zwierz spostrzegł ruch mój, zwrócił łeb
i, spłaszczywszy uszy, przyśpieszył jeszcze biegu. Lecz oto muszka oparła się o początek wyciągniętej szyi, huknął strzał i niedźwiedź trafi ony na niską łopatkę w chwili ściągnięcia łap,
wywrócił młynka, jak zając i tarzać się zaczął,
charcząc i wzbijając śnieg uderzeniami łap .
Z palcem na cynglu podszedłem bliżej. Coraz
wolniejsze były ruchy dogorywającego zwierza,
z otwartego pyska pryskała posoka, czerwieniąc
biel śnieżną. Zastygł wreszcie nieruchomo. N adbiegł Spirydon i przewróciliśmy zdobycz na
wznak a potem brzuchem na dół, aby obejrzeć
postrzał i futro.
Niedźwiedź nie był wielki,
a przytern wychudzony przez uprzednią włóczę
gę, tak że waga nie przekraczała jakic hś 120 kg.
Międz~narodowej W~staw~ Łowieckiej
Słońce już zaszło, gdyśmy przywiązali łup do
żerdzi brzozowej, wzieliśmy ją na plecy i krok
w krok ruszyliśmy z powrotem ku wsi po skamieniałej powierzchni śnieżnej. Ciężka, ale radosna była droga. Późny zmierzch zasnuł świat
szafirowym welonem, a tęskny rumiany zachód
rzucał fioletowe refleksy na śnieżną taflę j eziora, którą przecinaliśmy na ukos. Coraz więcej
srebrnych błysków zapalało się w bezdennej
otchłani nieba, jakby jakiś niewidzialny zakrystjan krzesał światło na olbrzymim ołtarzu ciemniejącego kościoła i jedna świ eca po drugiej
rzucała w ciemnię swe mrugające powitanie.
A potem, gdyśmy już wyszli z puszczy, księ
życ wytoczył się nad siniejące za błotami lasy,
obcięty już z jednej strony, różowo-żółty i bielał wciąż, pnąc się szybko ku górze, zalewając
seledynowem światłem dalekie zwodne cienie
nocy.
Po ciężkich dwudniowych trudach, uwienczonych pięknym rezultatem, wabiła nas rozkosznym odpoczynkiem szeroka ława pod obrazami
w kącie chaty, nęcący zapach kapuśniaku łech
tał podniebienie, a wysoko nasłane białe poduszki na łożu za zasłoną obiecywały spokój nocny
dla z m ęczonego ciała.
Włodzimierz
WYDAWCA : Polski Z wiąz ek
REDAKTOR : prof. Józef Gieysztor.
KOMITET R E DAKCYJNY :
zastępca
w 1937 r.
redaktor a Zbigniew Kowalski.
KorsaJk.
Łowiecki .
CZŁ ONKOWI E :
Stefan
K rzywoszewski, Zbigniew Korolkiewicz, Zdzisław Klawe, Mieczysław Mniszek Tchor znicki, J ózef Skrzypek, Andrzej śliwii1ski , Teofil W ojeński pułk. Henryk Zapolski, Zbigniew Zabłocki.
Warszawa Nowy
56
świat
35·
teł.
8.25.29.
Druk i klisze - Wojskowy Instytut G eograficzny Al. Jerozolimskie 55. R. W. 1144. - VII . 48. 30.000. - B- 53998
j,<
\
l
l
l
,•
l
l
AŃSTWOWE NIERUCHBM.OŚCI ZIE SKIE
• ZARZĄD
· C~N- TRA.
:
;
'. ' "'
;
·"l
NY
•
.
.
~
że w
Dbnosi,
Okręgowych
l
sierpnih b. r.
dzierżaw
PNZ ·licytacje
odbędą się w Zarządach
obwodów
Łowiec
ich.
'
.
,
l
Dokładny ternun licntacji dla 'każdego powiatu będzie podany
W'\. pierwszej
UJ
połowie łiJl,Ca ~·r.
gaze~ch wychodzących
W
miast!Jch . wojewódzkich.
1 •
Dzierżawcą może być
~owieckiego;
.,
czło:t;tek
tylko.
'
,
• '
Folskiego ,Związku ·
ł
~
lub . zarejestrowane stowarzyszenie · łowieckie.
'
.
'
l
Re-
~
flektantów .obowiązuje vadium w wgs<;>kości 50% stawki wywo-
ła'Wczej w ._ gotótyce, które nal~tg złożyć w kasię Zarządu Okręgq
•
~
'
w
PNZ do . godziny 13-tej, 'dnia poprzedzające~() lic;gtac)ę. ·Dzierżawg opiewają na ' 6 1 lat.
,
Okręgowe
PNZ.
Bliższych informacji udzielą Zarządy
.
Następne
licytacje
odbed.ą się ~
lutym 1949 roku.
-lo.
...
ll
l
~~
/
..
t
..
~
..
/
(
~
l
(
'
'
t