Wyrok w sprawie Nanger Khel
Transkrypt
Wyrok w sprawie Nanger Khel
OPINIE Wyrok w sprawie Nanger Khel uniewinnia żołnierzy, ale otwiera pytania dotyczące inspiratorów tej afery MARIAN MORACZEWSKI Gdy sienkiewiczowski Andrzej Kmicic zrozumiał, że pobłądził, a także przeszarżował stając na szable z pułkownikiem Wołodyjowskim, zawołał do swego adwersarza: „kończ waść, wstydu oszczędź”. Pan Andrzej wolał dostać szablą po łbie, niż trwać w błędach, znosić dyshonor i ostracyzm swego środowiska. Myślę, że jest tu jakaś przypowiastka do poczynań Wojskowej Prokuratury, która pobłądziła oskarżając żołnierzy o wojenne zbrodnie i kierując sprawę do sądu. Także przeszarżowała przyjmując fałszywą hipotezę śledztwa i usiłując udowodnić to czego nie było. Zatem waszmościowie prokuratorzy weźcie przykład z człowieka honoru, jakim mimo wszystko był pan Kmicic, zakończcie ten cyrk, jak się wyraził w TV jedne z uniewinnionych żołnierzy. Przyznajcie się do błędów i darujcie już sobie apelację. Będzie lepiej, jeżeli ten wątek okryje całun wstydliwego milczenia. Uniewinnienie nie jest wystarczającym zadośćuczynieniem dla pokrzywdzonych żołnierzy? Wyrok uniewinniający oczywiście pełnym zadośćuczynieniem nie jest, jednak gdyby taki nie zapadł, to można by zwątpić w sens wojskowej służby. Wojsko i bez tego, z szeregu znanych powodów, nie pozostaje w najlepszej psychicznej kondycji. Uważam, że Wojskowa Prokuratura, chociaż taka praktyka chyba nie jest powszechnie stosowana, winna przeprosić za niesłuszne oskarżenia a nie deliberować, czy może złoży apelację, czy nie. Prokuratura i Żandarmeria winny wziąć przykład z obecnego ministra obrony, który uznając instytucjonalną ciągłość, przeprasza pokrzywdzonych przez komisję ds. WSI, i za inne podobne przypadki, chociaż pokrzywdzenia do obecnego kierownictwa MON o tamte zaszłości pretensji raczej nie mają. Prokuratura powinna także zrozumieć, że ściganie dla samego faktu ścigania, nie może być celem samym w sobie, nie jest jej zadaniem ani powołaniem. Tragicznym memento jest, że w dzień po uniewinnieniu i rozważaniach prokuratury na temat apelacji, zginął w Afganistanie następny 16 Fot. Archiwum redakcji Pan Andrzej Kmicic wskazał drogę… polski żołnierz. W ściganiu musi być sens, rozsądek, umiar, obiektywizm i pojmowanie narodowego interesu, czego zabrakło. Udowadnianie win na siłę chyba nie mieści się w obecnych normach. Także Wojskowa Żandarmeria winna przeprosić pokrzywdzonych, a nawet całe wojskowe środowisko, za haniebny sposób zatrzymania i potraktowania żołnierzy. Jeszcze raz odwołam się do Sinkiewicza: gdy konfederaci zamierzali wywlec Kmicic za stodołę na rozstrzelanie, ten zwrócił się do Wołodyjowskiego: „nie pozwól mnie szarpać, jak psa, sam pójdę”. Więc także podejrzani żołnierze mogli sami pójść do prokuratury. Ich widowiskowe wyprowadzanie przez Żandarmerię było odrażające. Miałem i mam pretensje do ówczesnego Komendanta Głównego Żandarmerii, że na to zezwolił. Przecież wyraźnie chodziło o skierowany przeciw Wojsku spektakl na polityczne zamówienie. Teraz okolicznościami tendencyjnego oskarżenia żołnierzy winien zainteresować się wymiar sprawiedliwości, lub może Sejmowa Komisja Obrony. Należy rozważyć, kto, czy i dlaczego cynicznie montował aferę na tle nieszczęśliwego wypadku. W jakim celu pan Macierewicz, już po zdymisjonowaniu ze stanowisk w MON, usiłował dostać się do Afganistanu, czy chodziło o uzgodnienie wersji zeznań, czyli matactwa. Takie działania nie mogą uchodzić bezkarnie. Pokrzywdzeni żołnierze winni uzyskać stosowne zadośćuczynienia. Do- brze, że minister Bogdan Klich zobowiązał się w „Kropce nad i”, że zajmie się ta sprawą. ARMIA będzie informować swoich czytelników o postępach w tej sprawie. Wyrok Wojskowego Sądu daje podstawy do optymizmu Słuszny, sprawiedliwy, oczekiwany przez środowisko wojskowe i chyba większość społeczeństwa, wyrok wojskowego sądu przyjąłem z zadowoleniem, satysfakcją i powracającym optymizmem w tunelu gasnącego światełka wiary w sprawiedliwość. Mam także nadzieję, że Wojskowa Prokuratora wyciągnie wnioski i zrozumie, że prokuratorzy przede wszystkim są żołnierzami. Zastanawiam się, czy prawnik aspirujący do pozycji wojskowego prokuratora nie powinien być zobligowany do odbycia kilkuletniej służby na stanowisku liniowym z udziałem w zagranicznej misji, jak w Afganistanie. Może to by pomogło takiemu aplikantowi w zrozumieniu, czym jest codzienna „żołnierka” (nie mylić pojęcia „żołnierki” z żołnierzem płci żeńskiej). Pytanie jest głębsze, czy chodziło o skompromitowanie Wojska? ARMIA kilkakrotnie, a szczególnie w marcowym numerze z bieżącego roku, w materiale pt. „Afganistan – wyjść, albo nie wyjść, oto jest pytanie”, zwracała uwagę na niedorzeczność i szkodliwość dla Wojska a nawet www.armia24.pl dla Narodowego Bezpieczeństwa, kontynuowania tej tendencyjnej afery. Nie jestem zwolennikiem spiskowych teorii, jednak był łańcuch wydarzeń i działań, które skłaniają do pytania, czy spreparowanie „operacji” na tle wypadku w Nanger Khel nie było elementem łańcucha działań zmierzających do skompromitowania Wojska Polskiego, jako organizacji. Podobnie postępowano głosząc półprawdy i kłamstwa celem zniszczenia WSI, nie bacząc na szkody dla Wojska i Bezpieczeństwa Państwa. Część praprzyczyn doprowadzenia do nieszczęśliwego wypadku w Nanger Khel, a następnie fałszowanych oskarżeń, tkwi właśnie w demontażu WSI. Zaowocował on, z jednej strony rozpoznawczą katastrofą w Afganistanie, a z drugiej wytwo- rzył mechanizm podatny na spreparowanie politycznie motywowanych oskarżeń. Zatem uzasadnione jest pytanie, czy może chodziło o uzyskanie społecznego przyzwolenia na zastosowanie opcji zerowej w Wojsku? Wojsko, ze swoim profesjonalnym, społecznym i prawno-formalnym statusem jest organizmem trudniejszym, niż np. Straż Graniczna, czy Policja, w których wyznaczanie najwyższego kierownictwa z pominięciem pragmatyki, prawa i obowiązujących zwyczajów było łatwiejsze. Wprawdzie także w Wojsku pojawili się cywilni „dowódcy”, jak właśnie np. w Wojskowej Prokuraturze, czy Służbach Specjalnych, jednak Wojsko, w odbiorze społecznym stanowiło trudniejszy obszar dla takich politycznych eksperymentów. Wydaje się więc, że jest uzasadnione rozpatrywanie oskarżeń na bazie wypadku w Nanger Khel, jako próby politycznego opanowania tej, z zasady apolitycznej Instytucji. Gdyby tak było to Nanger Hel miałby być drugim, po kompromitujących działaniach wokół WSI, milowym słupem takiego zamysłu. Chociaż dzięki interwencji wyborców tego drugiego słupa nie udało się już zrealizować, to jednak jego popłuczyny, w postaci upartego lansowania oskarżeń trwały przez kilka lat. Chylę czoło przed Wojskowym Sądem, że potrafił to przeciąć, wzywam Wojskową Prokuraturę by nie trwała w popełnionych błędach, honorowo przyjęła sprawiedliwy wyrok i nie wnosiła apelacji, „skończ waść, wstydu oszczędź”. n Air Fair Bydgoszcz – wystawa lotnicza czy piknik? Jako „weterani” od kilkunastu lat Salonu kieleckiego MSPO, pierwszy raz biorący udział w Wystawie bydgoskiej AIR FAIR w dniach 20–21 maja, opuszczaliśmy Bydgoszcz z mieszanymi uczuciami. IWONA MORACZEWSKA P omysł wypromowania i długoterminowego ustabilizowania imprezy handlowo-promocyjnej wyrobów przemysłu pracującego na potrzeby Sił Powietrznych jest dobry i wart poparcia. Nie pozostaje on w zbędnej konkurencji do imprez Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach. Wszystko przemawia za tym, aby „Kielce” stały się wyraźnie imprezą ukierunkowaną na potrzeby Wojsk Lądowych. Natomiast radomska odnoga MSPO (na której byliśmy obecni parę lat temu, zanim polskie SP zakupiły F-16), realizowana zazwyczaj na kilka dni przed „Kielcami”, nie jest najlepszym rozwiązaniem, szczególnie dla wystawców, którzy chcieliby być obecni zarówno na targach lotniczych, jak i lądowych. Jest oczywiście prawdą, że imprezy, jak lotnicza wystawa w Bydgoszczy, czy morska wystawa w Oliwie, są przedsięwzięciami mikroskopijnymi w swej skali (nawet w stosunku do MSPO, nie mówiąc o takich gigantach, jak wystawy w Paryżu czy Londynie). Może to zniechęcać zagranicznych wystawców do uczestnictwa, chociaż są poważne firmy zaintereso- wane „wschodzącymi rynkami” uzbrojenia państw Europy Środkowej. Więc może warto zastanowić się czy nie byłoby korzystniej realizować jedną wystawę raz na rok, lub może nawet raz na dwa lata? Wydaje się jednak, że korzystniejszym rozwiązaniem byłoby ustabilizowanie trzech wystaw raz na dwa lata: wojska lądowe – Kielce, lotnicze – Bydgoszcz i marynarka – Oliwa. Największe wystawy przemysłu obronnego w Europie odbywają się właśnie co dwa lata. Organizatorzy wystawy w Bydgoszczy mają oczywiście mniej doświadczenia niż ich koledzy z Kielc. To dopiero piąta edycja bydgoskiej wystawy. W niektórych organizacyjnych obszarach muszą się doskonalić, w innych stworzyli przyjazny dla wystawców klimat, czego nadmiernie skomercjalizowanym „Kielcom” niekiedy brak. Jednak w odczuciu wystawcy z wieloletnim wystawowym doświadczeniem, organizatorzy Air Fair Bydgoszcz muszą podjąć decyzję: czy chodzi im bardziej o imprezę handlową, czy festyn dla dzieci i publiczności. Gdyby zdecydowali się na nadrzędność festynu, to muszą się liczyć z ograniczonym zainteresowaniem wystawców. Przykładowo harmonogram Air Fair 2011, w układzie jeden dzień (piątek) wyłącznie dla wystaw- ców, a drugi (sobota) otwarty dla szerokiej publiczności, z punktu widzenia firm podejmujących organizacyjny i finansowy wysiłek, był całkowicie nietrafiony. W drugim dniu wystawy raczej nie było już na wystawie przedstawicieli głównego klienta, czyli Sił Powietrznych. Tak więc, jaki miałby być cel opłacania powierzchni wystawowej i utrzymywania stoisk w dniu otwartym dla publiczności, która oczywiście klientem wystawców nie jest? A argumenty w rodzaju „wspaniała impreza promocyjna dla miasta i regionu”, chyba w większości przypadków nie trafiają do wystawców, którzy w takim wypadku sponsorują imprezę promocyjną z własnej kieszeni. Ten aspekt wystawy organizatorzy winni przeanalizować. Łącznie wydaje się, że przed organizatorami Air Fair Bydgoszcz rysuje się pozytywna perspektywa utrwalenia swojej obecności na marketingowym rynku wyrobów przemysłu lotniczego, oczywiście jeżeli Wojskowe Zakłady Lotnicze Nr 2 w Bydgoszczy nie zostaną „skanibalizowane” przez Bumar. Jednak, można mieć nadzieję, że MON nie zdecyduje się na taki strzał we własną stopę i to nie z broni o małym kalibrze, lecz chyba z Magnum 45. n ARMIA • 6 (37) CZERWIEC 2011 17