Biznes i

Transkrypt

Biznes i
Biznes i "jagiellońska polityka"
Witold Gadomski
2010-05-31, ostatnia aktualizacja 2010-05-28 19:06
Orlen kupił rafinerię Możejki, żeby pokrzyżować plany Rosjanom. Dziś litewska rafineria daje
zarobić przyjacielowi Putina, a Orlen ma poważne kłopoty finansowe. Takie są konsekwencje
nieudolnej polityki osłabiania wpływów Rosji.
PKN Orlen jest jedną z największych i najważniejszych polskich spółek. Choć jej akcje są notowane na
giełdzie, a większość jest w rękach prywatnych właścicieli, tak naprawdę jest kontrolowana przez
państwo, które posiada 27-procentowy pakiet. Wystarczający, by wpływać na kształt zarządu i
strategiczne decyzje. W ciągu 11 lat, jakie upłynęły od prywatyzacji, spółką rządziło siedmiu
prezesów. Zmiana rządu, a nawet przesilenie wewnątrz koalicji, miało zwykle wpływ na zarząd
Orlenu. Politycy nazywają go spółką strategiczną i są przekonani, że muszą ją kontrolować, bo od tego
zależy bezpieczeństwo strategiczne kraju.
W korporacjach naprawdę prywatnych najważniejszym celem zarządzania jest podniesienie wartości
rynkowej. W przypadku Orlenu to cel drugorzędny wobec celów politycznych.
Przed dziesięciu laty istniały projekty połączenia Orlenu z węgierskim Molem lub austriackim OMV i
stworzenia największego koncernu paliwowego w Europie Środkowej. Te trzy koncerny miały
wówczas podobną wartość rynkową. Ale dziś wartość Orlenu - 15,6 mld zł - jest dwa razy mniejsza niż
jego konkurentów. Spółka zajmuje 176. miejsce w rankingu największych spółek energetycznych na
świcie. Moll jest 88., a OMV 32. Inwestorów niepokoi prawie 10-miliardowy dług, który zarząd spółki
zaciągnął przed kilku laty na zakup litewskiej Rafinerii Możejki. To przez to Orlen nie może się
swobodnie rozwijać.
Kogo obchodzi cena rynkowa Orlenu? Jakieś 16 mln Polaków. Ponad 30 proc. akcji koncernu należy
do funduszy emerytalnych i inwestycyjnych. Gdyby strategia spółki była lepsza, w naszych kieszeniach
i na kontach emerytalnych byłoby kilka miliardów złotych więcej.
Rafineria dla Armii Czerwonej
"W czerwcu 2005 roku biznes naftowy obiegła informacja, że na sprzedaż jest jedyna rafineria w
państwach bałtyckich. Chodziło o wielki zakład na Litwie w Możejkach. Uznaliśmy, że ze wszech miar
jest on wart zainteresowania" - pisze były prezes Orlenu Igor Chalupec w książce "Rosja, ropa,
polityka". Chalupec został prezesem we wrześniu 2004 roku, za rządu Marka Belki. Był menedżerem,
finansistą, byłym wiceprezesem Pekao SA. Marek Belka zaproponował mu w 2003 roku stanowisko
wiceministra finansów, ale Chalupca trudno było zakwalifikować do jakiejś grupy politycznej. Na
pewno nie traktował go jako swojego PiS, który jesienią 2005 roku wygrał wybory.
1
Orlen miał spore nadwyżki finansowe i szukał okazji do inwestycji. Wcześniejsze jego zakupy: sieci
stacji w Niemczech Północnych i czeskiej spółki Unipetrol nie spotkały się z entuzjazmem rynku.
Wielu ekspertów radziło inwestycje w złoża ropy naftowej, by uniezależnić spółkę od wahań cen
światowych. Ale Chalupec uznał, że Możejki to dobra okazja, by umocnić pozycję spółki jako
wielkiego przetwórcy ropy i właściciela sieci stacji w Europie Środkowej.
Możejki to ostatnia duża rafineria zbudowana w czasach ZSSR. Jest zdolna przerabiać rocznie 10 mln
ton ropy. Ropa miała być dostarczana rurociągiem Przyjaźń, a produktami zainteresowana była Armia
Czerwona stacjonująca w krajach bałtyckich i sowiecka flota. Największy port morski okrętów
podwodnych mieścił się w Lipawie (Liepaja) na Łotwie. Na świecie rafinerie buduje się często blisko
morza, co umożliwia transport zaopatrzenia i produktów tankowcami. W ZSSR, gdzie surowiec był
dostarczany rurociągami, taka lokalizacja nie była brana pod uwagę.
W 1990 roku rafinerię przejął rząd odradzającej się Litwy i wówczas wyszły na jaw niedogodności
lokalizacji. Jest uzależniona od dostaw ropy rurociągiem z Rosji, a swoje produkty musi eksportować
drogą morską. W 1999 roku rząd litewski sprzedał 33 proc. akcji Możejek amerykańskiej spółce
Williams International (70. miejsce na liście światowych korporacji energetycznych) za 150 mln
dolarów i wówczas okazało się, jak bardzo rafineria jest zależna od dobrej woli Rosjan. Dostawy rurą
zostały wstrzymane i Williams musiał przywozić ropę tankowcami. Za każdą tonę płacił kilka dolarów
więcej, niż kalkulował, sporządzając biznesplan. Na Amerykanów naciskał Łukoil, wówczas największa
firma naftowa w Rosji. Amerykanie wytrzymali trzy lata i wycofali się. Mieli zresztą kłopoty także z
politykami litewskimi. Możejki są jednym z największych przedsiębiorstw na Litwie, dających prawie
10 proc. wpływów budżetowych. Skłóceni nie mniej niż politycy polscy Litwini oskarżali się nawzajem
o to, że ich "perła w koronie" została sprzedana za tanio, że nie wolno pozbywać się tak cennej spółki.
Generalnie atmosfera wokół zagranicznego inwestora była zła.
Rafineria w czasach Williamsa wykorzystywała tylko niespełna 60 proc. mocy produkcyjnej, a straty
rosły z roku na rok. W czerwcu 2001 roku Williams odsprzedał swój pakiet rosyjskiemu Jukosowi za
85 mln dolarów. Po przejęciu udziałów przez koncern rosyjski rurociąg zaczął pompować do Możejek
ropę, wykorzystanie mocy produkcyjnych wzrosło do 80 proc. i pojawiły się zyski.
Rok po przejęciu udziałów w Możejkach właściciel Jukosu Michaił Chodorkowski został aresztowany,
a jego firma za zgodą rządu przejęta przez inne spółki. Udziały w Możejkach zostały wystawione na
sprzedaż.
Za każdą cenę
W swej książce, wydanej w 2009 roku, Chalupec tłumaczy zainteresowanie litewską rafinerią racjami
ekonomicznymi. Możejki rzeczywiście po przejęciu części udziałów przez Jukos notowały zysk - w
roku 2006 ok. 70 mln dolarów, co zawdzięczały w dużej mierze tańszej ropie rosyjskiej. Ale rafineria,
wbrew temu, co pisze były prezes Orlenu, była przestarzała i wymagała ogromnych nakładów na
modernizację.
2
Tymczasem jesienią 2005 roku wybory prezydenckie wygrał w Polsce Lech Kaczyński, a jego brat stał
się najważniejszym polskim politykiem, choć chwilowo jeszcze nie premierem. PiS przejawiał
szczególne zainteresowanie sprawami energetyki, a w spółkach kontrolowanych przez skarb państwa
przeprowadził czystkę. Było mało prawdopodobne, by na stanowisku szefa najważniejszej firmy
paliwowej zostawił człowieka będącego wcześniej wiceministrem w rządzie Belki. W swej książce
Chalupec pisze: "Od osób, które wywodziły się z kręgu nowych władz państwa i były mi życzliwe,
dowiedziałem się później, że przez długi czas bardzo wnikliwie sprawdzano przeszłość moją i mojej
rodziny. Pewna osoba przesłała mi SMS-a: "Duże rozczarowanie, archiwa puste".
Dla PiS prezes Orlenu był podejrzany, ale jego pomysł przejęcia Możejek - jak najbardziej zgodny z
linią nowych władz. Chalupec przytacza rozmowę, jaką odbył w grudniu 2005 roku z Piotrem
Naimskim, wpływowym wiceministrem gospodarki.
- To niech pan powie, dlaczego właściwie Rosjanie mieliby pozwolić panu kupić Możejki? - pytał
Naimski.
- Panie ministrze, wybaczy pan, ale przecież ja się w ogóle Rosjan o zgodę nie pytam - miał
odpowiedzieć prezes Orlenu.
Wątpię, by Chalupec rzeczywiście w ten sposób odpowiedział. Nie jest człowiekiem naiwnym.
Doskonale rozumiał, że Możejki to nie pierwsza lepsza spółka, którą można kupić po cenie, jaką
określa rynek, ale przedmiot sporów między rządem Litwy, Rosji i rosyjskimi koncernami paliwowymi.
Aby ją przejąć, trzeba było mieć poparcie rządu litewskiego, polskiego, no i trzeba się było liczyć z
wrogą reakcją Rosjan.
Nawet jeśli Naimski miał wobec transakcji zastrzeżenia, nie podzielał ich Lech Kaczyński, do którego
Chalupec zwrócił się z pismem. Do prezesa zadzwoniła Elżbieta Jakubiak z Kancelarii Prezydenta,
która stała się pośrednikiem między prezydentem a Orlenem. Bez zielonego światła od prezydenta
transakcji by nie było. Kaczyński nie tylko dał zgodę na kupno Możejek, ale zaangażował się w
negocjacje. W wywiadzie dla "Dziennika" z sierpnia 2008 roku prezydent stwierdził: "W dużej mierze
prowadziłem wtedy - trochę na zasadzie zadań zleconych - operację kupna przez PKN Orlen litewskiej
rafinerii Możejki".
Wypowiedź zdumiewająca, bo przecież chodzi o transakcję giełdowej spółki, w której państwo
posiada wprawdzie znaczące, ale mniejszościowe udziały. Polityczna decyzja zapadła podczas wizyty
polskiego prezydenta w Wilnie w marcu 2006 roku. Zaprzyjaźniony z Kaczyńskim litewski prezydent
Adamkus entuzjastycznie poparł pomysł przejęcia Możejek przez polską spółkę, a premier Brazauskas
nie wyraził sprzeciwu.
Strona polska była tak zdeterminowana, by kupić litewską a rafinerię, że cena przestała grać
rolę. Oferta polskiego koncernu była znacznie wyższa niż innych, które interesowały się
pakietem będącym w rękach Jukosu. Według nieoficjalnych informacji najwyższa, poza
Orlenem, oferta kazachskiej spółki KazMunayGaz była o 300 mln dolarów niższa.
3
Ostatecznie Orlen PKN kupił 53,7 proc. akcji od Jukosu za 1,49 mld dolarów, a 30,7 proc. akcji
będących w rękach rządu litewskiego za 852 mln dolarów. Orlen zapłacił Jukosowi dziesięć
razy więcej, niż wynosiła cena, za jaką Jukos przejął udziały od Williamsa! Możejki kosztowały
połowę wartości całej grupy Orlen.
Umowa przewidywała, że rząd litewski może odsprzedać pozostający w jego rękach pakiet
10-procentowy, a Orlen będzie musiał go wykupić. Do tej transakcji doszło w kwietniu 2009
r. i kosztowała ona Orlen kolejne 285 mln dolarów. Orlen zobowiązał się też do
zainwestowania w modernizację Możejek 950 mln dolarów.
Pytany przez dziennikarzy o wysoką cenę Igor Chalupec odpowiedział: "Ta cena gwarantuje
sukces. Nie bierzemy pod uwagę tylko bieżącej wartości litewskiej firmy, ale efekt dla całej
grupy. Taka cena była konieczna". Prezes miał na myśli "efekt synergii", czyli łączne korzyści
dla grupy Orlen - na przykład wyeliminowanie konkurencji litewskich stacji paliwowych w
północnej Polsce. Ale według moich informatorów ten efekt był zdecydowanie
przeszacowany. Orlen za Możejki przepłacił od 0,5 do 1 mld dolarów.
Komentatorzy spekulowali, że jeśli Chalupcowi uda się sfinalizować transakcję, zostanie na
stanowisku prezesa PKN Orlen. Prezes też miał taką nadzieję, zwłaszcza że miał ciepłe relacje
z otoczeniem prezydenta. Ale 18 stycznia 2007 roku zastąpił go zaufany człowiek Lecha
Kaczyńskiego Piotr Kownacki.
Zagrać ruskim na nosie
Już w trakcie przejmowania litewskiej rafinerii przez Orlen doszło do wydarzeń, które
świadczyły o tym, że rzeczywistość będzie znacznie mniej optymistyczna niż plany. W lipcu
2006 r. dostawa ropy naftowej rurociągiem Przyjaźń została przerwana z powodu "awarii",
której nie udało się usunąć do dnia dzisiejszego. W październiku 2006 roku
wiceprzewodniczący rosyjskiej Dumy Konstantin Kosaczow powiedział: Niestabilność będzie
prześladowała zakład, dopóki Litwini nie uświadomią sobie, jakich partnerów należy
wybierać. Zaraz potem wybuchł pożar ważnej instalacji rafinerii, w wyniku którego przez
wiele miesięcy Możejki pracowały na pół gwizdka. A mimo to polscy politycy, zwłaszcza z
kręgów PiS, byli w euforii. "Ta transakcja uczyni nas silniejszymi w Europie i wzmocni też
samą Unię" - mówił w Wilnie premier Jarosław Kaczyński, przejmując z rąk litewskiego
premiera kopię złotej akcji Możejek.
"Zakup przez polską firmę litewskiej rafinerii w Możejkach, czemu sprzeciwiała się Rosja, był
próbą praktycznego wprowadzenia niefinlandyzacyjnych reguł w sferze ekonomii. Był
sygnałem, że polskie firmy, jak wszystkie inne, mogą w naszym regionie inwestować w sektor
energetyczny" - oceniał podczas jednej z debat europoseł PiS Paweł Kowal.
Zdumiewające wyznanie złożył Lech Kaczyński w nieautoryzowanym wywiadzie dla
„Arcanów”: „Polityka na linii litewskiej ( ) wymaga pewnych ofiar, także materialnych, ale
przecież stosunkowo niewielkich, jak na rozmiary naszego PKB. Na przykład wykup Możejek
był pewną ofiarą. Przekonująco jednak wykazał on, jak ważny był to krok dla Rosji, skoro
4
rafineria w Możejkach została natychmiast podpalona i ten fakt został natychmiast szeroko
»rozreklamowany « w niektórych środowiskach w Polsce jako dowód na nieopłacalność
naszej polityki”.
Innymi słowy - Lech Kaczyński zdawał sobie sprawę, że transakcja jest ekonomicznie
nieopłacalna, lecz dążył do niej dla celów politycznych, realizując swe marzenia o
"jagiellońskiej polityce". Tyle że w tym wypadku jedynym realnym osiągnięciem politycznym
było zirytowanie Rosjan i narażenie się na ich ripostę. Dla tragicznie zmarłego prezydenta ta
riposta to najlepszy dowód na to, że Możejki należało kupić.
Poseł Paweł Poncyljusz w wypowiedzi dla "Pulsu Biznesu" z 4 lutego 2010 r. stwierdził:
"Przecież Orlen m.in. dlatego kupił tę spółkę i mocno za nią przepłacił, by osłabić coraz
silniejsze wpływy polityczno-gospodarcze Rosjan w tej części Europy". Poncyljusz uchodzi za
gospodarczego eksperta PiS. Przyznaje, że kontrolowana przez skarb państwa spółka "mocno
przepłaciła", czyli z ekonomicznego punktu widzenia zawarła niekorzystną umowę. A
jedynym wnioskiem, jaki z tego wyciąga, jest obrona tej decyzji. Wychodzi na to, że
przepłaciliśmy, by zagrać Rosjanom na nosie.
Litwini nie kochają Orlenu
Politycy PiS nigdy nie wyjaśnili, na czym miałoby polegać wzmocnienie bezpieczeństwa
energetycznego i pozycji polskiej dzięki Możejkom. Rafineria jest uzależniona od dostaw z
Rosji drogą lądową lub morską, jej zakup obniżył, a nie podniósł wartość Orlenu, bo od chwili
zakupu Możejki notują stratę, która w ciągu trzech lat 2007-09 wyniosła 510 mln dolarów.
Możejki są też kością niezgody między Polską a Litwą. Wszystkie produkty transportowane są
z rafinerii koleją, a Koleje Litewskie żądają od Orlenu najwyższych stawek za przewóz. W
2008 r. Możejki straciły jedyną alternatywną trasę transportu wobec Kolei Litewskich, linię
kolejową na Łotwę przez Rengę. W ciągu jednego weekendu Koleje Litewskie zdemontowały
19-kilometrowy odcinek torów i do tej pory nie został on odbudowany.
Najprościej byłoby połączyć rafinerię rurociągiem z terminalem w Kłajpedzie. Kosztowałoby
to jakieś 100 mln dolarów, więc Orlen na taką inwestycję może się zdecydować tylko
wówczas, gdyby miał udziały w porcie w Kłajpedzie. Bo inny właściciel może nałożyć tak
wysokie ceny za tranzyt, że całe przedsięwzięcie nie będzie miało sensu. Ale pomimo
wieloletnich starań i przedstawiania przez Orlen różnych wariantów, strona litewska nie
zgadza się na żadne rozwiązanie.
Orlen traci - zarabia przyjaciel Putina
Dostawy ropy naftowej do Możejek -10 mln ton rocznie - idą drogą morską. Rosjanie nie
pozostawiają złudzeń - "awaria" nitki rurociągu Przyjaźń do Możejek będzie naprawiona, jeśli
kontrolę nad rafinerią przejmie spółka rosyjska. Wówczas można liczyć na tańszą ropę, czyli
"dyferencjał" - korzystną różnicę w cenie surowca w stosunku do cen światowych, na której
zarabiają rafinerie w Rosji i kilku innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Ale
zakręcenie kurka w rurociągu nie oznacza, że Możejki nie wykorzystują ropy rosyjskiej.
5
Większość dostaw pochodzi z rosyjskiego portu w Primorsku, gdzie z kolei największym
operatorem jest firma Gunvar. Spółka, która jest trzecim największym na świecie handlarzem
ropą naftową (po szwajcarskich firmach Glencore i Vitol) została założona w 1997 roku przez
Gienadija Timczenkę, biznesmena blisko związanego z Putinem. Według "Wall Street
Journal", który poświęcił mu w 2008 roku dwa duże teksty, Timczenko jest typowym
przedstawicielem "putinowskiego kapitalizmu ze swą kompetencją, pragmatyzmem i
polityczną uległością". Timczenko zaprzecza plotkom, jakoby sam wywodził się z KGB. Bliskie
kontakty z Putinem tłumaczy wspólną pasją do judo. Putin jest honorowym prezesem
Jawara-Newa Judo Club, którego założycielem i sponsorem jest Timczenko.
W latach 90. Gunvar był nikomu nie znaną firmą, dziś majątek jego właściciela jest
szacowany na 20 mld USD. Timczenko był beneficjentem "deprywatyzacji" przeprowadzonej
przez Putina. Niepokorni oligarchowie zostali pozbawieni majątku, zmuszeni do emigracji lub
uwięzieni, a ich miejsce zajęła nowa grupa. Według "WSJ" Timczenko uczestniczył w podziale
majątku Jukosu, dając przy tym zarobić ludziom Putina. W 2004 roku Iwan Rybkin, wpływowy
polityk czasów Jelcyna, oświadczył, że Putin jest cichym udziałowcem Gunvaru. Rzecz jasna
informacji tej nie sposób zweryfikować.
Możejki są zmuszone korzystać z usług Gunvaru, dając w ten sposób zarobić przyjacielowi
Putina. Takie są konsekwencje nieudolnej polityki osłabiania wpływów Rosji.
Możejki trzeba sprzedać
W I kwartale 2010 r. Możejki zanotowały wzrost przychodów w porównaniu z rokiem
poprzednim, ale strata netto wyniosła 30 mln dolarów i była wyższa niż rok wcześniej.
Według ekspertów nawet jeśli uda się kiedyś osiągnąć zysk, i tak rentowność litewskiej
rafinerii będzie niższa niż średnia Orlenu, a to oznacza, że Możejki ciągną polską spółkę w
dół. Orlen nie ma szansy na nową strategię, dopóki na jego bilansie ciąży dług zaciągnięty na
zakup rafinerii i straty, które Możejki generują. Jedynym sensownym wyjściem jest
przyznanie się do błędu i sprzedaż rafinerii.
Sama myśl o tym, komentowana od kilku miesięcy w mediach, wywołuje wściekłe ataki na
potencjalnych "kapitulantów". - Ja bym się wstrzymał z decyzjami i nie oddawał rafinerii.
Szczególnie w ręce Rosjan - mówi poseł Kłopotek. - Sprzedaż rosyjskiej firmie nie jest w
interesie Polski. Wzmocniłoby to i tak już bardzo silne wpływy Rosjan w krajach
nadbałtyckich - twierdzi Piotr Naimski, który skądinąd przyznaje, że zakup był błędem (cytaty
za "Pulsem Biznesu").
Problem w tym, że poza korporacjami rosyjskimi niewiele jest chętnych na Możejki. Duże
korporacje energetyczne nie potrzebują dodatkowych mocy przetwórczych, a przykład
Williamsa i Orlenu, które utopiły na Litwie pieniądze, odstrasza. Rosyjskiej firmie Możejki
mogłyby się opłacać z powodu "dyferencjału" cenowego (zarabialiby, kupując tańszą ropę) i
niższych kosztów transportu (rurociąg Przyjaźń zapewne szybko udałoby się naprawić).
Zachowanie polityków litewskich wobec polskiej inwestycji jest co najmniej niespójne. Z
jednej strony twierdzą, że zależy im na tym, by Polacy utrzymali w swych rękach Możejki,
które są największą inwestycją zagraniczną w tym kraju, z drugiej zaś nie chcą się zgodzić
6
choćby na drobne ustępstwa.
- Litwini nie mają nic przeciwko powrotowi Rosjan do Możejek, choć otwarcie tego nie
powiedzą - mówi polski dyplomata. - Chcą, by to polska strona podjęła decyzję i wówczas
będą mówić, że się na nas zawiedli.
Jednym z pomysłów na "miękkie" wyjście Orlenu z Możejek, który pojawił się w mediach, jest
wymiana akcji Mola, będącej w rękach rosyjskiej spółki Surgutnieftiegas na udziały w
Możejkach. Surgutnieftiegas to duża firma rosyjska, kierowana i kontrolowana przez
Władymira Bogdanowa. Uchodzi za człowieka dobrze widzianego na Kremlu, a jednocześnie
za biznesmena prowadzącego stosunkowo przejrzyste interesy. Posiadany przez
Surgutnieftiegas pakiet 21 proc. akcji Mola jest blokowany przez rząd węgierski i z tego
powodu nie został wpisany do rejestru akcjonariuszy. Według ceny rynkowej akcje warte są
niespełna 2 mld dolarów, czyli nieco mniej, niż Orlen zapłacił za Możejki. Ale wymiana (być
może z dopłatą lub z pozostawieniem przez Orlen mniejszościowego pakietu litewskiej
spółki) opłacałaby się obu stronom. W każdym razie warto ten pomysł sprawdzić.
Polska jako państwo nie ma żadnego interesu w utrzymywaniu przez giełdową spółkę
litewskiej inwestycji nieprzynoszącej zysku. W interesie Polaków jest wzrost wartości Orlenu,
na czym bezpośrednio lub pośrednio zyskają. Mieszanie biznesu z polityką zwykle kończy się
porażką na obu frontach.
Źródło: Gazeta Wyborcza
7