azeta ekarzy

Transkrypt

azeta ekarzy
G
L
dl@
miesięcznik
• Nowości
• Dylematy
1_2014_Styczeń
azeta
ekarzy
• Na dyżurze,
po dyżurze
• Podróże
ISSN 2300-2170
• Kongresy
medyczne
• Historia
ubezpieczeń
społecznych
• Koty malowane
Bazy danych
Koleżanki i Koledzy,
W
AM
OK
spółczesny świat pasjonuje się zbieraniem informacji na każdy
temat. Wielka moc przerobowa komputerów sprawia, że powstają
duże bazy danych. Ludzi ciekawią się nie tylko tym, kto do kogo dzwoni,
jakie produkty codziennego użytku kupuje czy jakim samochodem jeździ.
Ciekawe okazuje się też, jakie strony w internecie każdy z nas ogląda. Na tej
podstawie wszechobecny wujek Google (przybierający czasem postać doktora, o czym wiemy aż nazbyt dobrze!) podsuwa reklamy produktów i usług.
Czasem wnioski wyciągnięte przez wujka Google są nad wyraz śmieszne,
bierze on nas bowiem za kogoś zupełnie innego, ale to najmniejszy kłopot.
D
uże bazy danych i próby wyciągania wniosków na ich podstawie
obejmują także medycynę. Amerykańscy onkolodzy usiłują pozyskać
dodatkowe informacje z licznych historii chorób zgromadzonych w placówkach medycznych, ale mimo dobrych chęci dotychczasowe wnioski
są raczej skromne.
I
nformatyzacja i komputeryzacja naszej ochrony zdrowia postępuje – u nas
także zapanowała moda na gromadzenie baz danych. Wprawdzie ciągle
nie możemy doczekać się takich zbiorów danych, dzięki którym dowiemy
się, jakie zlecenie otrzymał pacjent na poprzedniej wizycie w gabinecie
innego lekarza, ale wartko przebiegają prace nad tworzeniem baz danych
na nasz temat. Wizja zgromadzenia rejestrów „specjalistów medycznych”
bardzo podnieca wyobraźnię wielu decydentów. Nie dość, że będzie
można wszystkich nazwać demokratycznie „specjalistą medycznym”, bez
staromodnego wyróżniania, kto jest lekarzem, a kto pielęgniarką czy ratownikiem, to jeszcze da się każdego nadzorować! Rozpoczęcie dnia pracy,
a także jego zakończenie dokumentowane kartą specjalisty medycznego
wetkniętą w elektroniczną bramkę jawi się zwolennikom teorii AMOK
jako największe osiągnięcie.
N
ie wiecie, co to jest AMOK? Alternatywna Medycyna Oparta na Kontroli ;) – w skrócie AMOK. Wszystko kontrolujesz, wszystko wiesz,
nawet to, czego Orwell nie wymyślił!
ISSN 2300-2170
Nr 1(23)_2014
Wydawca
Krystyna Knypl
Warszawa
Redakcja
Krystyna Knypl, redaktor naczelna
[email protected]
Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji
[email protected]
Katarzyna Kowalska, z-ca sekretarza redakcji
Maciej Kowalski, redaktor działu zagranicznego
Współpraca przy bieżącym numerze
Alicja Barwicka, @Curcuma_Zedoaria, Jagoda Czurak, Ewa Dereszak-Kozanecka, Rafał
Stadryniak, Marzena Więckowska.
Rysunki Zen.
Okładka fot. Mimax2
Projekt graficzny i opracowanie
komputerowe Mieczysław Knypl
„Gazeta dla Lekarzy” jest miesięcznikiem redagowanym przez lekarzy i członków ich rodzin,
przeznaczonym dla osób uprawnionych do wystawiania recept.
Opinie wyrażone w artykułach publikowanych
w „Gazecie dla Lekarzy” są wyłącznie opiniami
ich autorów.
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania
nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania, zmiany tytułów i śródtytułów.
Wydawca i redakcja mogą odmówić publikowania
reklam i ogłoszeń, a w razie przyjęcia ich do
druku nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
www.gazeta-dla-lekarzy.com
Krystyna Knypl
W numerze
Nowości ....................................................... 4, 11, 27, 29
Dylematy
Nie dajmy sobie wydziobać sumienia
Marzena Więckowska = @Famedyk ......................................... 8
5
8
Kongresy medyczne
Tajemny postęp nauki
12
Krystyna Knypl ......................................................................... 12
Biznes edukacyjno-konferencyjny
Krystyna Knypl ......................................................................... 15
Na dyżurze
Życie jest podróżą, czyli dyżurowy jet-lag
Rafał Stadryniak = @Grypa ................................................... 17
17
15
23
Po dyżurze
Jak redaktor Rogaś sierotkę prze...kabacił
@Curcuma_Zedoaria ............................................................... 21
21
Gdzieś w odległej galaktyce
Rafał Stadryniak = @Grypa .................................................... 23
Sen
Jagoda Czurak .......................................................................... 28
Gdzie są buty?
28
30
Jagoda Czurak........................................................................... 48
Podróże
Izrael – kraj przeciwieństw, kontrastów i niespodzianek
Alicja Barwicka ......................................................................... 30
Chaczkary, morele, hasz i…
Jagoda Czurak .......................................................................... 39
Kolczyk z turkusem
39
46
48
Jagoda Czurak........................................................................... 46
Historia ubezpieczeń społecznych
Początki przedwojennej Kasy Chorych w Bydgoszczy
Krystyna Knypl ......................................................................... 50
Nowości z przeszłości........................................... 53
Koty malowane
Styczeń
Ewa Dereszak-Kozanecka ........................................................ 54
3
50
54
1_2014
styczeń
Nowości
Sporty zimowe a przebyty zawał serca
Choć wiemy, że sport to
zdrowie, to okazuje się, że reguła ta nie ma zastosowania
do wszystkich. Doniesienie dr.
M. Burtschnera i wsp. Prior
myocardial infarction is the major risk factor associated with
sudden cardiac death during
downhill skiing, opublikowane na łamach „International
Journal of Sports Medicine”,
nakazuje z najwyższą ostrożnością podchodzić do udzielania
porad zawałowcom w sprawie
wyjazdu na narty. Autorzy
z uniwersytetu w Innsbrucku
(wydział medycyny sportowej)
przeanalizowali 68 przypadków nagłego zgonu sercowego,
który nastąpił u mężczyzn podczas zjazdu na nartach. Grupę
kontrolną stanowiło 204 zdrowych mężczyzn.
Wszyscy mężczyźni, u których nastąpił nagły zgon sercowy, byli w wieku powyżej 34
lat, w 41% przypadków mieli
wcześniej przebyty zawał serca, podczas gdy w grupie kontrolnej zawał serca w wywiadzie był w 1,5% przypadków
(p<0,001). Ponadto częściej
mieli rozpoznawaną wcześniej chorobę wieńcową (9%)
niż w grupie kontrolnej (3%)
(p<0,05). Rzadziej też uprawiali intensywne ćwiczenia
fizyczne (4% v. 15%, p<0,05).
Autorzy stwierdzają, że
przebycie zawału serca jest
poważnych czynnikiem ryzyka nagłego zgonu sercowego
u osób uprawiających zjazdy
na nartach.
Analizę tego zagadnienia na
większej grupie chorych przedstawił dr M. Burtschner na łamach „Advances in Experimental Medicine and Biology”
4
2007;618:1-11 w doniesieniu
Risk of cardiovascular events
during mountain activities. Porównano 247 mężczyzn, u których wystąpił nagły zgon sercowy z 741 zdrowymi. Okazało
się, że zagrożenie nagłym zgonem sercowym jest największe
w pierwszym dniu po przyjeździe w wysokie góry. Czas trwania wysiłku nie wpływa istotnie
na ryzyko, natomiast ma znaczenie czas od spożycia posiłku
i przyjmowania płynów – wraz
z jego upływem ryzyko nagłe- W uznaniu zasług
go zgonu sercowego wzrasta.
Podczas XXXIII zjazdu
U osób, które zmarły na- sprawozdawczo-wyborczego
gle na stoku, przebyty zawał Okręgowa Rada Lekarska
serca był stwierdzany w 17% w Warszawie uhonorowała
przypadków, a 0,9% pacjen- ośmioro członków naszej
tów nie chorowało wcześniej. społeczności lekarskiej najCukrzyca była rozpoznawana wyższym odznaczeniem izby
u 6% pacjentów z przebytym LAUDABILIS , ustanowionym
zawałem serca i u 1% osób bez w 2004 r. i przyznawanym za
zawału serca, hipercholeste- wybitne osiągnięcia w pracy
rolemię stwierdzano w 54% zawodowej, naukowej lub spoprzypadków w grupie zawa- łecznej. Wśród odznaczonych
łowców i w 20% w grupie kon- znalazła się między innymi
trolnej, nadciśnienie tętnicze dr Monika Madalińska. Na
miało 50% zawałowców i 17% jej ciekawą drogę zawodową
z grupy kontrolnej. Zawałow- składa się kariera kliniczna,
cy rzadziej uprawiali sporty menedżerska, a także charytagórskie (31%) w porównaniu tywna. Dr Monika Madalińska
z osobami z grupy kontrolnej pracuje między innymi jako
(58%).
Dr M. Burtschner stwierdza, że przedstawione dane
pozwalają na wcześniejsze
zidentyfikowanie osób uprawiających zjazdy narciarskie,
zagrożonych wystąpieniem
nagłego zgonu sercowego.
Podkreśla też potrzebę szkolenia wszystkich narciarzy
w zakresie udzielania pierwszej pomocy.
wolontariuszka w Poradni
Zdrowia dla Bezdomnych
i Ubogich w Warszawie przy ul.
Wolskiej 172, jest także członkiem zarządu Stowarzyszenia
Lekarze Nadziei.
Przyjmij, Moniko, serdecznie gratulacje od redakcji „Gazety dla Lekarzy”!
Źródła: Int J Sports Med. 2000
Nov;21(8):613-5, Adv Exp Med
Biol. 2007;618:1-11
1_2014
styczeń
Nowości
Za sprawą autobiograficznej książki Umysł w ogniu Susannah Cahalan, reporterki
,,New York Post” (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/181770/
umysl-w-ogniu), mało znane
i rzadkie schorzenie, jakim
jest autoimmunologiczne zapalenie mózgu z przeciwciałami przeciwko receptorowi
NMDA, stało się najczęściej
komentowanym problemem
neurologicznym na forach
czytelniczych.
Przypadki autoimmunologicznego zapalenia mózgu
z przeciwciałami przeciwko
receptorowi NMDA są często opisywane jako zespoły
paranowotworowe, towarzyszące niekiedy guzom jajnika
u młodych kobiet. Mogą być
też odrębnymi schorzeniami
autoimmunologicznymi, bez
towarzyszących schorzeń onkologicznych.
Czytelnicy zainteresowani
mniej literacką formą mogą
zapoznać się z opisami dwóch
przypadków autoimmunologicznego zapalenia mózgu
z przeciwciałami przeciwko
receptorowi NMDA dostępnymi w polskiej literaturze
fachowej (http://www.termedia.pl/Opis-przypadku-Zapalenie-mozgu-z-przeciwcialamiprzeciwko-receptorowi-NMDAopis-przypadku,15,18754,1,0.
html oraz http://www.ptnd.pl/
nd/nd00.php?id=281).
Receptory NMDA, choć
odkryte już w 1950 roku, kryją w sobie wiele tajemnic. Ich
funkcja wiązana jest z procesami uczenia się oraz z pa-
mięcią, a także z funkcjami adaptacyjnymi. Blokada receptorów
NMDA powoduje pogorszenie się pamięci
i procesu uczenia się.
R e ceptor
NMDA jest rodzajem receptora dla glutaminianu, który jest selektywnie aktywowany przez kwas
N-metylo-D-asparaginowy
(NMDA). Jest to receptor jonotropowy, który przewodzi
jony sodu, wapnia i potasu.
Warunkiem aktywacji receptora NMDA jest depolaryzacja
komórki, przy potencjale spo-
http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:NMDA receptor.jpg
Słynny receptor NMDA i jego tajemnice
czynkowym jest on blokowany
przez jony magnezu. Receptor
NMDA kryje w sobie jeszcze
wiele tajemnic, a o próbach ich
rozwikłania nieraz usłyszymy.
Źródło: http://www.pum.
edu.pl/__data/assets/
file/0007/55618/57-03_005-011.
pdf
Psy chronią przed rozwojem alergii?
http://www.pnas.org/content/101/8/2512.figures-only
Na łamach „Proceedings
of the National Academy of
Science of the United States
of America” w grudniu 2013
ukazało się interesujące
doniesienie zatytułowane
House dust exposure mediates gut microbiome Lactobacillus enrichment and
airway immune defense
against allergens and virus
infection. Kei E. Fujimuraa
i wsp. za podstawę do badań
eksperymentalnych przyjęli obserwację, że wczesny
kontakt z psem zmniejsza
ryzyko rozwoju schorzeń
alergicznych u dzieci. Okazuje się, że obecność psa
w środowisku powoduje
takie zmiany w składzie
kurzu domowego, że staje
się on mniej alergizujący! Na
5
razie autorzy doniesienia badali myszy, które były karmione
kurzem domowym pobranym
z przestrzeni, w której prze-
bywał pies v. dieta z kurzem
pobranym z przestrzeni bez
psa. Okazało się, że kondycja
mechanizmów ochronnych
przed alergią u myszy karmionych kurzem pochodzący z psiego środowiska była
lepsza! Ma się to podobno wiązać ze stwierdzoną większą
ilością bakterii Lactobacillus johnsonii w przewodzie
pokarmowym. Ortodoksyjnym zwolennikom kotów
pozostaje w tej sytuacji dodanie do swej diety jogurtów
zawierających Lactobacillus
johnsoni, jednak decydując
się na konsumpcję takiego
jogurtu, trzeba mieć świadomość, że będzie to żywność
z dodatkiem modyfikowanym genetycznie.
Źródło: http://www.
pnas.org/content/
early/2013/12/13/1310750111.
full.pdf+html?sid=97f44f8a1e18-4adc-8af3-ddce881f2e45
1_2014
styczeń
Nowości
Spożywanie alkoholu w życiu i literaturze
Dziś, gdy lekarzowi z każdej strony wiatr wieje w oczy,
liczba domniemanych sponsorów jego studiów przeczy
wszelkim zasadom arytmetyki,
a na medycynie najlepiej znają
się ci, którzy się na studia lekarskie nie dostali, najlepiej
poświęcić się studiowaniu medycyny niesłużebnej. Zgłębianie czystej wiedzy medycznej
przynosi lekarzowi zawsze wiele satysfakcji. Publikowaliśmy
już omówienie znakomitego
eseju prof. Franza H. Messerliego Chocolate consumption, cognitive function and
Nobel laureates (http://www.
nejm.org/doi/full/10.1056/
NEJMon1211064), pora na
naukowe omówienie wpływu na organizm człowieka
innych przyjemnych używek
oraz pogłębienie naszej wiedzy
o tym, jak owe używki spożywali słynni konsumenci.
Wkraczając na salony
w eleganckim świecie, dostajemy drinka powitalnego.
Jest on sporządzony według
receptury, na którą nie mamy
wpływu, ale już następnego
drinka możemy zamówić,
udzielając barmanowi wskazówek. Wzorem Jamesa Bonda
możemy powiedzieć „shaken,
not stirred”. Na pytanie, czy ma
znaczenie, jak ów drink będzie
sporządzony, znajdziemy od-
powiedź w artykule Shaken, i dwa drinki dla mężczyzn),
not stirred: bioanalytical study połączone jest z obniżeniem
of the antioxidant activities of ryzyka schorzeń sercowo-namartinis, który ukazał się swe- czyniowych, udarów, a także
go czasu na łamach „British zaćmy. Te prozdrowotne efekty
Medical Journal” i został na- związane są z antyoksydacyjpisany przez C.C. Trevithicka nymi właściwościami alkoholi
i wsp.
dzięki znajdującym się w nich
Wstrząsane martini ma flawonoidom i polifenolom.
lepsze parametry do dezakChoć upłynęło już trochę
tywacji nadtlenku wodoru, czasu od publikacji artykułu
a dzięki temu działa mocniej C.C. Trevithicka i wsp., tezy
antyoksydacyjnie! Autorzy w nim zawarte pozostają nadal
przypuszczają, że energicznie bardzo aktualne i nowsze puwstrząsanie drinkiem powo- blikacje do tematu nawiązują.
duje większe pobieranie tlenu Na przykład 12 grudnia 2013 r.
z powietrza niż podczas do- ukazał się artykuł Were James
stojnego mieszania składników Bond’s drinks shaken because of
Może jednak James Bond alcohol induced tremor? autornie wiedział wszystkiego o tym, stwa dr. Grahama Jamesa i wsp.
co należy pić, wermut bowiem Już na początku lektury dowiama jeszcze lepsze parametry dujemy się zatrważających rzeantyoksydacyjne, a dżin wręcz czy – 2,5 mln zgonów rocznie
rewelacyjne i to bez mieszania na świecie jest przyczynowo
czy wstrząsania.
powiązanych z konsumpcją
Autorzy doniesienia stwier- alkoholu, a tymczasem nawyk
dzają we wnioskach, ze znako- ten jest przedstawiany jako
mite zdrowie, a takie musiał eleganckie zajęcie silnych mężmieć z pewnością agent do czyzn, odnoszących sukcesy
zadań specjalnych, zawdzię- – piszą autorzy. Postanowili
czał James Bond przynajmniej dokonać swoistej inwentaryzaczęściowo barmanom. Kon- cji drinków wypijanych przez
sumenci niewiedzący, jakie Jamesa Bonda i skrupulatnie
instrukcje wydać barmanowi policzyli, co agent specjalny
lub kiedy przestać pić, mogą wpijał na kartach książek, któmieć gorsze zdrowie. Tymcza- rych jest bohaterem. W ciąsem umiarkowane spożycie gu 123,5 dni opisanych w 14
alkoholu, przez co rozumie- książkach o Jamesie Bondzie
my jeden drink dla kobiet nie mógł on pić alkoholu przez
36 dni z powodu specyficznych
okoliczności, takich jak pobyt w szpitalu czy w areszcie.
W pozostałym czasie spożywał
tygodniowo średnio 92 drinki,
choć bywały okresy większego
drinkowania. Rekord to 49,8
drinków w ciągu jednego dnia!
Jedynie przez 12,5 dni James
Bond nie pił alkoholu w ogóle.
Z powodu takich przyzwyczajeń prognozowana długość
życia Jamesa Bonda musi być
krótka. Jego kreator, Ian Fleming, zmarł w wieku 56 lat
z powodu choroby serca, nie
stroniąc w ciągu swego życia
od alkoholu i papierosów.
Autorzy artykułu sądzą, że
prognozowana długość życia
Jamesa Bonda mogłaby być
podobna. We wnioskach piszą, że średnia konsumpcja
alkoholu przez Jamesa Bonda kilkakrotnie przekracza
ilości rekomendowane dla
mężczyzn. Zrozumiałe jest, że
walka z międzynarodowym
terroryzmem jest stresująca,
ale tak wysoka konsumpcja
alkoholu grozi problemami
zdrowotnymi i gdy najlepsi
agenci pójdą na L4, kto nas,
szaraków, obroni przed wszelkim złem tego świata?
Źródło: http://www.bmj.com/
content/319/7225/1600, http://
www.bmj.com/content/347/bmj.
f7255
Nitroprusydek sodu będzie przydatny w leczeniu schizofrenii?
Na łamach „JAMA Psychia- led Trial. Dr Jaime E.C. Hallak niczyło 20 pacjentów w wieku
try” opublikowano w 2013 roku i wsp. z Uniwersytetu Medycz- od 19 do 40 lat z rozpoznaną
doniesienie Rapid Improvement nego w São Paulo zastosowali schizofrenią. Samopoczucie
of Acute Schizophrenia Symp- u osób z rozpoznaną schizofre- pacjentów przed wlewem i po
toms After Intravenous Sodium nią wlew nitroprusydku sodu nim oceniano przy użyciu
Nitroprusside. A Randomized, w dawce 0,5 μg/kg/min przez The 18-item Brief Psychiatric
Double-blind, Placebo-Control- 4 godziny. W badaniu uczest- Rating Scale oraz The Posi-
6
tive and Negative Syndrome
Scale. Stwierdzono poprawę
wskaźników utrzymującą się
do 4 tygodni po wlewie.
Źródło: http://archpsyc.
jamanetwork.com/article.
aspx?articleID=1686035
1_2014
styczeń
Nowości
Statyny nie są dla wszystkich!
http://www.intechopen.com/source/html/21460/media/image2.jpg
„Cardiovacular Diabetology” opublikowało w grudniu
2013 r. doniesienie zatytułowane Serum lipocalin-2 levels positively correlate with
coronary artery disease and
metabolic syndrome. Dr Jie Ni
i wsp. zbadali stężenie lipokali- w procesach apoptozy. Jest
ny-2 (LCN2) u 261 pacjentów wydzielana już w 2 godziny
z zespołem metabolicznym, po wystąpieniu niedokrwienia
u których wykonywano koro- nerek i niektórzy uważają ją za
narografię. W badanej grupie „troponinę nerkową”. O ile krebyło 169 mężczyzn i 92 kobie- atynina jest wskaźnikiem czynty. Stwierdzono, że stężenie ności nerek, o tyle lipokalinę
LCN2 było znamiennie wyż- można uważać za wskaźnik
sze u mężczyzn niż u kobiet pomocny w określaniu ewen(37,5 v. 28,2 ng/ml, p <0,001). tualnego uszkodzenia cewek
U mężczyzn z chorobą wień- nerkowych. Może być przydatcową stężenie LCN2 było na w diagnostyce wczesnego
wyższe niż u mężczyzn bez ostrego uszkodzenia nerek. Na
choroby wieńcowej (39,2 v. podstawie analizy 19 badań
32,7 ng/ml, p <0,05). Rów- obejmujących 2500 pacjennież u mężczyzn z zespołem tów ustalono, że wartości 100metabolicznym stwierdzano -270 ng/ml mogą wskazywać
wyższe stężenie LCN2 niż na ostre uszkodzenie nerek
u mężczyzn bez tego zespołu (zwykle wartość powyżej
(40,2 v. 32,0 ng/ml, p<0,001). 150 ng/ml wskazuje z dużym
Co ciekawe, nie obserwowa- prawdopodobieństwem na
no takich różnic i zależności ostre uszkodzenie nerek).
u kobiet.
Oznaczanie lipokaliny
Lipokaliny należą do białek może być także przydatne we
zewnątrzkomórkowych i są wczesnej diagnostyce nefropabardzo zróżnicowane pod tii cukrzycowej. Trwają badawzględem budowy i funkcji. nia nad określeniem roli tego
Biorą one udział w regulacji białka w onkologii. Stwierdzowzrostu i metabolizmie ko- no w różnych badaniach jego
mórek, regulacji odpowiedzi zwiększone stężenie w takich
układu immunologicznego, schorzeniach jak rak piersi,
syntezie prostaglandyn, trans- przewlekła białaczka szpikoporcie żelaza. Jednym słowem wa oraz rak trzustki. Lipokasą to bardzo „zapracowane” lina może też być pomocnym
białka. Do tej grupy należą markerem w monitorowaniu
między innymi: lipokalina przebiegu zapalnych schorzeń
neutrofilowa, białko wiążące przewodu pokarmowego.
retinol, syntaza prostaglan- Źródło: http://www.cardiab.com/
dyny, alfa-1-mikroglobulina.
content/12/1/176/abstract, http://
Lipokalina jest białkiem
annales.sum.edu.pl/archiwum_
ostrej fazy oraz bierze udział
publikacje/2013_67_1_10.pdf
7
Na łamach „British Medical Journal” 22 listopada 2013
r. ukazała się interesująca publikacja zatytułowana Should
people at low risk of cardiovascular disease take a statin?
Profesor John D. Abramson
i wsp. dokonali przeglądu
literatury fachowej na temat
ordynowania statyn u osób,
u których 10-letnie ryzyko
wystąpienia incydentu sercowo-naczyniowego szacowane
jest na mniej niż 10%. Autorzy
doniesienia piszą, że statyny
w tej grupie pacjentów nie
wywierają korzystnego efektu zdrowotnego i nie powinny
być przedmiotem rutynowych
zaleceń we wszelkiego rodzaju wytycznych. Szczególnie
rozważnie należy postępować w wypadku prewencji
pierwotnej u osób z niskim
ryzykiem wystąpienia powikłań sercowo-naczyniowych.
Przeglądy literatury są zgodne,
że dopiero ryzyko 10-letnie
przekraczające 20% jest uzasadnieniem do podawania
statyn. Stanowisko takie znalazło się między innymi w zaleceniach National Institute
for Health and Care Exellence
(NICE) oraz w zaktualizowanych wytycznych American
Heart Association na temat
zapobiegania schorzeń sercowo naczyniowych u kobiet
z 2011 roku.
Źródło: http://www.bmj.com/
content/347/bmj.f6123
Lecznicze dwa tysiące kroków
każdego dnia
Osoby z obniżoną tolerancją glukozy mogą poprawić
swoją kondycję zdrowotną
i zmniejszyć ryzyko schorzeń sercowo-naczyniowych
o 8%, robiąc ponad zalecone
150 minut aktywności fizycznej tygodniowo, dodatkowo
2 tysiące kroków każdego dnia.
Wykazały to opublikowane
niedawno na łamach „The
Lancet” wyniki międzynarodowego, wieloośrodkowego
badania NAVIGATOR. W badaniu uczestniczyło 9306 osób,
które miały upośledzoną tole-
rancję glukozy i przynajmniej
jeden czynnik ryzyka schorzeń sercowo-naczyniowych.
Dr Thomas Yates komentując
wyniki badania dla portalu Medical News Today (http://www.
medicalnewstoday.com/articles/270470.php), powiedział, że
spacer jest preferowaną formą
aktywności dla osób chcących
zmniejszyć swoje ryzyko schorzeń sercowo-naczyniowych.
Źródło: http://www.thelancet.
com/journals/lancet/article/
PIIS0140-6736%2813%29620619/fulltext
1_2014
styczeń
Fot. Mieczysław Knypl
Lipokalina – nowy marker miażdżycy
i stanu zapalnego?
Dylematy
http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Wyspianski_001.jpg
Nie dajmy sobie wydziobać sumienia
Marzena Więckowska = @Famedyk
Wolność sumienia jest podstawowym prawem człowieka, usankcjonowanym takimi
aktami prawa międzynarodowego jak:
■ Powszechna Deklaracja Praw Człowieka,
■ Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych,
■ Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności,
■ Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej
■ Konwencja Praw Dziecka.
8
▶
1_2014
styczeń
Dylematy
Prawo do wolności sumienia
Wszystkie te dokumenty określają zgodnie, że
każdy człowiek ma prawo do wolności myśli, sumienia
i wyznania. Również Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w art. 53 gwarantuje każdemu wolność sumienia.
Zgodnie ze stanowiskiem Trybunału Konstytucyjnego
prawo do wolności sumienia obejmuje nie tylko możliwość reprezentowania swobodnie wybranego światopoglądu, lecz także prawo do postępowania zgodnie
z własnym sumieniem, w tym także wolność od przymusu postępowania wbrew własnemu sumieniu oraz
możliwość odmowy takiego postępowania (orzeczenie
Trybunału Konstytucyjnego z 15.01.1991 r. U8/90, OTK
1991, nr 1, poz. 8).
Prawo do sprzeciwu sumienia
pracowników ochrony zdrowia
jest jednym z podstawowych w systemie ochrony praw
człowieka Rady Europy. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy 7 października 2010 roku przyjęło
uchwałę 1763 zatytułowaną „Prawo do sprzeciwu sumienia w ramach legalnej opieki medycznej”. W punkcie
pierwszym tej uchwały Zgromadzenie Parlamentarne
Rady Europy rekomenduje państwom członkowskim
przyjęcie zasady, w myśl której żadna osoba, szpital
ani instytucja nie może być pociągnięta do odpowiedzialności lub dyskryminowana w jakikolwiek sposób
z powodu odmowy wykonania lub udzielenia pomocy
przy zabiegu przerwania ciąży, wywołaniu poronienia,
eutanazji lub jakiegokolwiek działania, które mogłoby
spowodować śmierć ludzkiego zarodka lub płodu, ani
nie może być do takich działań zmuszona. Należy więc
uznać, że każdy przedstawiciel personelu medycznego,
a także instytucje zatrudniające, zachowują autonomię
w zakresie podejmowania interwencji medycznych,
które dotyczą kontrowersyjnych kwestii związanych
z początkiem i końcem ludzkiego życia, lub odstępowania od nich.
Obowiązek państwa
Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy
podkreśla, że prawo do sprzeciwu sumienia powinno
funkcjonować równolegle z przysługującym pacjentowi
9
prawem do opieki medycznej świadczonej w odpowiednim czasie, natomiast obowiązkiem państw członkowskich jest zapewnienie przestrzegania zarówno tego
fundamentalnego prawa pacjenta, jak również prawa
do wolności myśli, sumienia i wyznania przysługującego pracownikom ochrony zdrowia. Zgromadzenie
Parlamentarne Rady Europy zwróciło się do wszystkich
państw członkowskich Rady Europy z apelem o opracowanie jasnych przepisów regulujących problematykę
wolności i sprzeciwu sumienia pracowników ochrony
zdrowia, które gwarantowałyby im prawo do sprzeciwu
sumienia gdy chodzi o udział w kwestionowanych przez
nich procedurach medycznych, a jednocześnie zapewniałoby pacjentowi w odpowiednim czasie uzyskanie
świadczenia medycznego w innej placówce.
Regulacje prawne
W prawodawstwie polskim prawo do sprzeciwu
sumienia (tzw. klauzula sumienia) zostało zdefiniowane
w art. 39 ustawy z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza
i lekarza dentysty:
„Lekarz może powstrzymać się od wykonania
świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, z zastrzeżeniem art. 30, z tym że ma obowiązek
wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia
u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym oraz
uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. Lekarz wykonujący swój zawód na podstawie
stosunku pracy lub w ramach służby ma ponadto
obowiązek uprzedniego powiadomienia na piśmie
przełożonego”.
Do kwestii klauzuli sumienia odwołuje się także
Kodeks Etyki Lekarskiej:
Art. 1.1. Zasady etyki lekarskiej wynikają z ogólnych norm etycznych.
Art. 2.2. Najwyższym nakazem etycznym lekarza
jest dobro chorego – salus aegroti suprema lex esto.
Art. 4. Dla wypełnienia swoich zadań lekarz
powinien zachować swobodę działań zawodowych,
zgodnie ze swoim sumieniem i współczesną wiedzą
medyczną.
Art. 7. W szczególnie uzasadnionych wypadkach
lekarz może nie podjąć się lub odstąpić od leczenia
1_2014
styczeń
Dylematy
chorego, z wyjątkiem przypadków nie cierpiących zwłoki. Nie podejmując albo odstępując od leczenia lekarz
winien wskazać choremu inną możliwość uzyskania
pomocy lekarskiej.
Prawo do wolności sumienia należy zatem do
podstawowych praw człowieka, ma charakter fundamentalny, natomiast prawo do określonych świadczeń
należy do praw społecznych i obywatelskich, których
zakres obowiązywania określany jest przez państwo.
Z istoty obu tych praw wynika, że wolność sumienia
powinna być respektowana w pierwszym rzędzie, rzecz
jasna w takim zakresie, w jakim nie narusza to zdrowia i życia ludzkiego lub nie zagraża bezpieczeństwu
publicznemu. Dziś, kiedy coraz większe znaczenie ma
autonomia pacjenta i jej poszanowanie, kwestia autonomii sumienia lekarza jest szczególnie ważna. Nie
powinno bowiem dochodzić do sytuacji, w których
autonomia i rozbudowane prawa pacjenta miałyby
większe gwarancje prawne niż autonomia i prawo do
odmowy wykonania przez lekarza procedury medycznej
niezgodnej z jego sumieniem.
Siła rażenia mediów
W mediach publikowano opinie i stanowiska
różnych osób i instytucji w sprawie korzystania z klauzuli
sumienia w praktyce lekarskiej. Pojawiało się w nich
stwierdzenie, że klauzula sumienia jest przez lekarzy
nadużywana, w szczególności gdy chodzi o korzystanie
z prawa do antykoncepcji i do zgodnej z prawem aborcji.
Zdaniem tych osób lekarz może odmówić jedynie czynności godzącej bezpośrednio w dobro, które w swoim
sumieniu chce chronić. Może więc odmówić wykonania
aborcji czy asystowania przy niej, ale nie skierowania
ciężarnej na badania, które mogą ustalić wskazania
do aborcji, czy udzielenia informacji niezbędnych do
podjęcia decyzji dotyczących leczenia, ani uchylić się
od zdiagnozowania zagrożenia dla życia czy zdrowia
kobiety w razie kontynuowania ciąży, czy też od stwierdzenia uszkodzenia płodu, a także od przepisania środka
antykoncepcyjnego czy pigułki wczesnoporonnej – bo
decyzja o skorzystaniu z nich należy do pacjentki.
Opinie i stanowiska przeróżnych osób i instytucji są oczywiście zupełnie niezobowiązujące, jednakże
10
niepokojące są próby narzucania ich środowisku lekarskiemu przez formułowanie sugerujące, że opierają
się na bliżej nieokreślonych przepisach prawa. To
zdumiewające, jak zuchwale próbuje się manipulować
świadomością lekarzy, wmawiając nam, że nie możemy
odmówić przepisania środka antykoncepcyjnego czy
pigułki wczesnoporonnej, bo decyzja o skorzystaniu
z nich zależy od pacjentki. Abstrahując od kwestii
klauzuli sumienia – może zatem należałoby rozważyć,
czy te leki nie powinny być dostępne w aptece bez
recepty, skoro decyzja o skorzystaniu z nich należy
do pacjentki?
Stanowiska przeróżnych osób i samozwańczych
komitetów odnoszą się również do innej kwestii,
bezpośrednio związanej z klauzulą sumienia, mianowicie do kontrowersyjnego przepisu w art. 39 ustawy
o zawodzie lekarza, który na lekarza odmawiającego
wykonania nieakceptowanej procedury nakłada obowiązek wskazania realnych możliwości uzyskania
tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie
leczniczym. Przepis ten poniekąd narusza prawo lekarza do wolności sumienia, ponieważ zmusza go do
pośredniego udziału w kwestionowanej procedurze.
Przecież to państwo zalegalizowało określone procedury, więc powinno zadbać o ich realizację, a nie
przerzucać ten obowiązek na lekarzy, naruszając ich
prawo do wolności sumienia. Takie stanowisko lekarzy
wobec przepisów ustawy o zawodzie lekarza budzi
oburzenie autorytetów bioetycznych, co przejawia
się rzuconym w mediach retorycznym, pełnym buty
i nienawiści do lekarzy pytaniem jednego z bioetyków:
„Czy i w jakiej mierze środowisko lekarskie czuje się
moralnie odpowiedzialne za organizację ochrony
zdrowia w Polsce?”
Tak sformułowane pytanie budzi w głowie zwykłego polskiego lekarza zdumienie połączone z przerażeniem. Jak to bowiem możliwe, że osoby, które zamierzają
prowadzić prace nad zmianą Kodeksu Etyki Lekarskiej,
nie mają pojęcia o fundamentalnych zasadach funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce? Jak to
możliwe, że te osoby nie zdają sobie sprawy z tego, że
to nie środowisko lekarskie, lecz Ministerstwo Zdrowia
jest odpowiedzialne za organizację ochrony zdrowia?
1_2014
styczeń
Dylematy
Odpowiedzialne merytorycznie, rzecz jasna, gdyż o jakiejkolwiek odpowiedzialności moralnej urzędników
nikt nawet nie śmie wspominać.
Żyjemy w ciekawych czasach
Minione lata zapiszą się na trwałe w historii zawodu lekarza w Polsce jako systematyczne podważanie
fundamentów naszej profesji przez ciągłe niszczenie
zasady wolności naszego zawodu, deprecjonowanie
lekarza i sprowadzanie go do roli świadczeniodawcy,
skryby, urzędnika wertującego chpl-e i JGP, bezdusznego dysponenta i stróża środków publicznych, pracującego pod presją konieczności ciągłego oszczędzania,
z wiszącym nad głową mieczem pod postacią kar
NFZ, a jednocześnie symbolicznego chłopca do bicia
jako jedynej przyczyny powstawania kolejek do siebie
i wszelkiego innego zła w dogorywającym polskim
systemie ochrony zdrowia. Jedyne, czego nam jeszcze
nie odebrano, to nasze sumienie. Nie pozwólmy go
sobie wydziobać.
Rys. Zen
Marzena Więckowska = @Famedyk
internistka, lekarka rodzinna
Nowości
Niepokój zwiększa ryzyko udaru mózgu
Związek czynników psychologicznych (stres, niepokój) z występowaniem zawału
serca jest po-wszechnie znany.
Mniej jest danych na temat
zależności między tymi czynnikami a zagrożeniem udarem
mózgu.
Na łamach pisma „Stroke”
ukazało się w grudniu 2013
doniesienie zatytułowane Prospective Study of Anxiety and
Incident Stroke. Dr Maya J.
Lambiase i wsp. z Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu w Pittsburgu badali, czy zachodzi
zależność pomiędzy poziomem niepokoju a ryzykiem
udaru mózgu. Uczestniczące
w The First National Health
and Nutrition Examination
Survey 6019 osób było obserwowanych przez 16,29 ± 4,75
lat. W grupie tej zdarzyło się
419 udarów mózgu. Autorzy
obliczyli, że występowanie
objawów niepokoju oraz depresji zwiększało o 14% ryzyko wystąpienia udaru mózgu. Podkreślają oni, że jest
to czynnik, który może być
modyfikowany.
Źródło: http://stroke.ahajournals.org/content/early/2013/12/19/STROKEAHA.113.003741.abstract
11
1_2014
styczeń
Kongresy medyczne
Kongres American Society of Hematology
Tajemny postęp nauki
Krystyna Knypl
Kongres medyczny w Nowym Orleanie to niezapomniane przeżycie. Uczestnicy z całego świata, wysoki poziom naukowy obrad, niezwykły klimat tego pięknego miasta
– wszystko pozostaje na trwałe w pamięci. Jeżeli dodamy do tego spacer uliczkami
French Quarter, niczego więcej nie trzeba do szczęścia.
Jak zawsze największym powodzeniem cieszą się sesje typu Late Breaking Clinical
Trial. Na ostatnim kongresie American Society of Hematology przedstawiono na tych
sesjach sześć doniesień. Jakie zagadnienia uznano za najbardziej godne uwagi?
N
owoczesna hematologia to ekstremalnie trudna
i hermetyczna dyscyplina. Spójrzmy na zaprezentowane badania okiem obserwatora, który chce
wiedzieć, w jaką stronę postęp zmierza. Niewątpliwie
kierunek wytyczają badania genetyczne, a w szczególności poszukiwanie mutacji genetycznych, zwłaszcza
takich, których stwierdzenie umożliwia wysnucie
wniosków diagnostycznych lub terapeutycznych.
Określenie konkretnej mutacji może mieć bardzo
praktyczny wymiar.
1. Frequent Mutations in the Calreticulin Gene
CALR in Myeloproliferative Neoplasms
Dr Klampfl Thorsten i wsp.
Do dość już długiej listy mutacji występujących
w nowotworach mieloproliferacyjnych autorzy dodali
jeszcze 32 nowe mutacje w kodowaniu kalretikuliny,
która jest białkiem wiążącym jony Ca2+ w siateczce
śródplazmatycznej komórek eukariotycznych. Zdaniem autorów odkrycie pozwoli na opracowanie testów
diagnostycznych, a w dalszym etapie na lepszy dobór
skutecznej terapii.
12
2. The Genomic Landscape of Myeloproliferative Neoplasms: Somatic CALR Mutations in the
Majority of JAK2-Wildtype Patients
Dr Jyoti Nangalia i wsp.
Drugie doniesienie poświęcone poszukiwaniom
nowych mutacji u chorych z nowotworami mieloproliferacyjnymi BCR-ABL negatywnymi. Autorzy badali
151 chorych, również stwierdzili mutacje w kodowaniu
kalretikuliny.
3.
A Dominant-Negative GFI1B Mutation in
Gray Platelet Syndrome
Dr Bert A. Van der Reijden i wsp.
Zespół szarych płytek (ang. gray platelet syndrome GPS) jest rzadką anomalią polegającą na zmniejszeniu liczby lub całkowitym braku ziarnistości alfa
płytek krwi.
Ziarnistości alfa zawierają fibrynogen, czynnik
von Willebranda, czynnik płytkowy 4 (PF-4), beta-tromboglobulinę, trombospondynę, czynniki krzepnięcia V,
XI i XIII, białko S, czynniki wzrostu (TGF-beta, PDGF),
selektynę P. Autorzy opisali rodzinnie występujący zespół
1_2014
styczeń
Kongresy medyczne
szarych płytek o dość ciężkim przebiegu. Zidentyfikowano mutację genetyczną odpowiedzialną za to schorzenie.
4. Age-Adjusted D-Dimer Cut-off Levels to Rule
out Pulmonary Embolism: A Prospective Outcome Study
Dr Marc Righini i wsp.
Przedstawiono wyniki badania klinicznego,
w którym uczestniczyło 3377 pacjentów z 22 ośrodków
z 4 krajów. Oznaczanie D-dimerów po uwzględnieniu
skorygowania na wiek może być przydatnym testem
w diagnostyce zatorowości płucnej.
5. Lenalidomide Promotes CRBN-Mediated
Ubiquitination and Degradation of IKZF1 and
IKZF3
Dr Jan Krönke i wsp.
Przedstawiono nowe dane na temat szczegółowych mechanizmów na poziomie komórkowym działania
lenaloidomidu w leczeniu szpiczaka.
6. A Phase 3, Randomized, Double-Blind, Place-
bo-Controlled Study Evaluating the Efficacy and
Safety of Idelalisib and Rituximab for Previously
Treated Patients with Chronic Lymphocytic Leukemia (CLL)
Dr Richard R. Furman i wsp.
Omówiono trzecią fazę badania nad skutecznością
idealisibu w leczeniu przewlekłej białaczki limfatycznej,
13
wykazując jego wysoką skuteczność. Jest to lek z grupy
inhibitorów PI3K delta. Poza białaczką stosowany także
w leczeniu chłoniaków nieziarniczych.
Webinarium na temat zastosowania
ruksolitynibu
Poza obcowaniem z kongresami na żywo coraz
częściej można w nich uczestniczyć w czasie rzeczywistym zdalnie, przez internet. Dzieje się to dzięki
webinariom.
Jako dziennikarz medyczny otrzymałam zaproszenie do udziału w takim webinarium poświęconym
wynikom badań COMFORT I oraz COMFORT II,
w których stosowano ruksolitynib (Jakavi).
COMFORT-I było randomizowanym, podwójnie
ślepym badaniem kontrolowanym placebo z udziałem
309 pacjentów. Pierwszorzędowym punktem końcowym
w odniesieniu do skuteczności był odsetek pacjentów,
u których uzyskano co najmniej 35% zmniejszenie
objętości śledziony w 24. tygodniu względem stanu wyjściowego, stwierdzone w badaniu za pomocą rezonansu
magnetycznego (MRI) lub tomografii komputerowej
(CT). COMFORT-II było otwartym, randomi-
zowanym badaniem z udziałem 219 pacjentów.
W badaniu COMFORT I zmniejszenie śledziony ≥35%
uzyskano u 65% pacjentów w grupie leczonej aktywnie
ruksolitynibem, podczas gdy w grupie otrzymującej
placebo takie zmniejszenie śledziony uzyskano u 1%
pacjentów. W badaniu COMFORT II zmniejszenie
1_2014
styczeń
Kongresy medyczne
śledziony w grupie aktywnie leczonej ruksolitynibem
stwierdzono w 40% przypadków, a w grupie otrzymującej
placebo w 0% przypadków.
Wskazanie do stosowania ruksolitynibu (Jakavi)
wg charakterystyki produktu leczniczego brzmi:
Produkt leczniczy Jakavi jest wskazany w leczeniu
powiększenia śledziony związanego z chorobą lub objawów występujących u dorosłych pacjentów z pierwotnym
włóknieniem szpiku (znanym także jako przewlekłe
idiopatyczne włóknienie szpiku), włóknieniem szpiku
poprzedzonym nadkrwistością prawdziwą lub włóknieniem szpiku poprzedzonym nadpłytkowością samoistną.
Ruksolitynib jest selektywnym inhibitorem kinaz
janusowych (JAK), JAK1 i JAK2 (dla enzymów JAK1
i JAK2 wartość IC50 wynosi odpowiednio 3,3 nM oraz
2,8 nM). Kinazy te są mediatorami przesyłania sygnału
dla cytokin i czynników wzrostu odgrywających ważną
rolę w procesie hemopoezy i funkcjonowaniu układu
immunologicznego.
Ruksolitynib hamuje ścieżkę sygnałową JAK-STAT oraz proliferację komórek w komórkowych modelach złośliwych nowotworów krwi zależnych od cytokin,
a także komórek Ba/F3 niezależnych od cytokin dzięki
ekspresji zmutowanego białka JAK2V61.
“This is where
to come for the
latest research in
blood diseases,
especially
cancer. I always
go to the ASH
conference.”
Pełna charakterystyka produkty leczniczego Jakavi jest dostępna pod adresem http://ec.europa.eu/health/
documents/community-register/2012/20120823123254/
anx_123254_pl.pdf
Podsumowanie
Krzepiący stały rozwój nauk medycznych, jednak
nie sposób nie zauważyć, iż stają sie one coraz bardziej
hermetyczne. Bo czyż można zrozumieć bez ukończenia specjalnego kursu dla szyfrantów pracujących przy
największych tajemnicach następujący tekst? (cytat
z abstraktu nr 6):
Adverse events (AEs) occurring in ≥20% of pts (any
Gr/Gr ≥3) by arm were: pyrexia (IDELA + R 29%/3%;
placebo + R 16%/1%), fatigue (IDELA + R 24%/3%;
placebo + R 27%/2%), nausea (IDELA + R 24%/0%;
placebo + R 22%/0%), chills (IDELA + R 22%/2%; placebo + R 16%/0%), infusion-related reactions (IDELA
+ R 16%/0%; placebo + R 28%/4%), and cough (IDELA
+ R 15%/0%; placebo + R 25%/2%). Other selected AEs
(any Gr/Gr ≥3) included diarrhea (IDELA + R 19%/4%;
placebo + R 14%/0%) and rash (IDELA + R 10%/2%;
placebo + R 6%/0%). Select lab abnormalities (any Gr/
Gr ≥3) included ALT elevation (IDELA + R 31%/6%;
placebo + R 9%/1%), anemia (IDELA
+ R 26%/6%; placebo + R 30%/14%),
AMERICAN SOCIETY of HEMATOLOGY
neutropenia (IDELA + R 55%/34%;
placebo + R 49%/22%), and thrombo®
cytopenia
(IDELA + R 17%/10%; pla55th ASH Annual
cebo + R 26%/16%). The most common
Meeting and Exposition
SAEs
were pneumonia (6.4%), pyrexia
Meeting: December 7-10, 2013 | Exhibits: December 7-9, 2013
(6.4%), and febrile neutropenia (4.5%)
Ernest N. Morial Convention Center | New Orleans, LA
in IDELA + R, and pneumonia (8.4%),
febrile neutropenia (5.6%), and dyspnea
Interact Face-to-Face with
(3.7%) in placebo + R. AEs led to study
Hematology Professionals at the
drug discontinuation in 9 pts (8.2%)
Premier Event in the Hematology
in IDELA + R and 11 pts (10.3%) in
Industry.
placebo + R.
— ASH annual
meeting attendee
Postęp nauki ma w sobie coś tajemnego!
Reserve Your Exhibit Space Today! 800-564-4220 / [email protected]
14
Krystyna Knypl
internista
1_2014
styczeń
Kongresy medyczne
Biznes edukacyjno-konferencyjny
Krystyna Knypl
T
w istocie nam nie grozi. Przekonania takiego nabrałam
po odwiedzeniu niezwykle interesującej strony internetowej MD Conference Finder http://www.mdconferencefinder.com założonej przez lekarza, którego jednak
szczegółowych danych osobowych próżno szukać na
tej stronie. Zakładka „contact us”, gdzie zwykle takie
dane identyfikacyjne się znajdują, niczego nie mówi
o założycielu. Jedno jest pewne – zna on branżę bardzo
dobrze i dostarcza ciekawych danych.
Najważniejsze jest dobre
planowanie!
Zapracowany kongresowy bywalec musi planować, gdzie się pokazać, a z czego zrezygnować. Racjonalnemu planowaniu aktywności naukowych, pozbywaniu
się sił i środków budżetowych służy zakładka „abstract
calendar”, dzięki której wiemy, kiedy jest ostatni dzień
przesyłania streszczeń naszych prac na kongresy. Mamy
Fot. Krystyna Knypl
roska o lekarską wiedzę i jej aktualizację jest biznesem nie tylko bardzo opłacalnym, ale także budzącym silne emocje w szerokich rzeszach społeczeństwa.
Za czyje pieniądze oni wyjeżdżają na Seszele? – wołają
pryncypialni komentatorzy polskiego internetu. Tak
skonstruowane pytanie dowodzi nieznajomości branży, na Seszelach bowiem nie ma odpowiednio dużych
centrów konferencyjnych, a mały kongres to żaden
biznes dla rekinów tej branży! Kongres poniżej tysiąca
uczestników nie zachęca wystawców ani sponsorów do
inwestowania, a trudno sobie wyobrazić pojawienie się 5
tysięcy nowych gości na tych niewielkich 115 wysepkach,
z których tylko 33 są zamieszkałe.
Co więcej, ostatnio media codzienne doniosły, że
niektórzy cnotliwi przedstawiciele Big Pharmy wycofują
się ze sponsorowania lekarskiej edukacji. Można by
więc sądzić, że biznes totalnie podupadnie, a doktorzy
pogrążą się w niewiedzy! Chyba jednak nic takiego
15
1_2014
styczeń
Kongresy medyczne
do wyboru aplikowanie o przyjęcie naszych doniesień aż
na 49 znaczących konferencji medycznych, z tego dla 7
konferencji termin upływa 20 stycznia! Jedna ciekawsza
od drugiej, wymieńmy chociaż ich tytuły: International
Academy on Nutrition and Aging 2014, 6th Ocular Diseases Drug Discovery, 4th Ubiquitin Research and Drug
Discovery Conference, 2nd Orphan Drugs Research &
Commercialization Conference, Cell & Gene Therapy
Conference, Future Biotech Summit oraz American
Society of Gene & Cell Therapy (ASGCT) 17th Annual
Meeting.
Tematyka konferencji wskazuje na rosnącą rolę
poszukiwań naukowych na poziomie pojedynczej komórki. Przegląd zaś kalendarza kongresowego – że każdego
dnia ambitny naukowiec z dowolnej dziedziny ma gdzie
przesyłać wyniki swoich badań, ale chyba najbardziej
rozsądnie jest skupić się na poszukiwaniu nowych leków.
Terminów w pozostałych miesiącach jest tyle, że jeżeli
człowiek już coś odkryje, to okazji do zaprezentowania
wynalazku nie zabraknie!
Konieczne punkty edukacyjne
Większość konferencji oferuje punkty edukacyjne.
Bez nich ani rusz – nie zdobędzie się szerokich rzesz
słuchaczy. Organizatorzy nie mogą liczyć na powiększenie tych rzesz przez uczestników z Polski, bo ciągle
obowiązujące u nas rozporządzenie MZ nakazuje nam
szkolić się według swoistych kontyngentów wiedzy. Podobno najbardziej mają nam służyć aktywności mające
w nazwie słowo „kurs” i na takie aktywności powinniśmy
się zgłaszać, a już słowo „kongres” i w dodatku pisane
w języku angielskim, może nam posłużyć jedynie sporadycznie. Klimat owego rozporządzenia nasuwa mi na
myśl określenie „science fiction” – przez co należy rozumieć, że więcej w nim „fiction” niż prawdziwej „science”.
No ale powróćmy do amerykańskich instytucji
akredytujących, czyli potwierdzających, że wiedza na
kongresie jest odpowiedniej jakości. Listę otwiera Accreditation Council for Continuing Medical Education,
sprawnie zarządzana firma istniejąca od 1981 roku, operująca budżetem ponad 4,5 mln dol. rocznie! Aż strach
pomyśleć, jakie emocje wywołałaby w naszym kraju organizacja zajmująca się edukacją lekarzy z proporcjonalnie
16
podobnym budżetem. Instytucji udzielających akredytacji
jest wiele, jeżeli komuś nie odpowiada firma amerykańska, może skorzystać z firmy kanadyjskiej lub brytyjskiej.
Zbyt drogo? Wybierz webinarium!
Koszt pobytu na konferencji jest wysoki dla
każdego, także praktykującego w kraju bogatym. Dlatego warto się zainteresować uczestnictwem zdalnym,
przez internet. Najwięcej webinariów znajdziemy dla
alergologów, lekarzy rodzinnych oraz reumatologów.
Koszt uczestnictwa w takim szkoleniu wynosi 20 dol. Nic
tylko się edukować. Osobiście lubię tę formę zdobywania
wiedzy i kilka razy uczestniczyłam w webinariach dla
dziennikarzy medycznych. Trzeba tylko uwzględnić
różnicę czasu i dostosować do niej. Niekiedy przekaz
do Europy nie jest doskonały, o czym przekonałam
się podczas jednej z transmisji z Waszyngtonu, bo to
stosunkowo nowa technika.
Twarde dane o tematyce i lokalizacji
Dementując podniecającą wyobraźnię dziennikarzy i pacjentów plotkę o organizowanych co i rusz
konferencjach na Seszelach, pragnę poinformować,
że wg MD Conference Finder najwięcej konferencji
medycznych zorganizowano w 2012 roku w Kalifornii
(20,9%), potem na Florydzie (18,4%) i w Illinois (10,6%).
Adresatami tych spotkań byli przede wszystkim interniści (20,9%), lekarze rodzinni (17,1%) oraz specjaliści
medycyny ratunkowej (11,1%). W porównaniu do tych
specjalności dość blado wypadają kardiolodzy (9,6%
konferencji) oraz onkolodzy (7,2%), których zawsze
miałam za potentatów rynku konferencyjnego. I jest
to kolejny dowód na stwierdzenie, że człowiek się uczy
przez całe życie!
Krystyna Knypl
internista
1_2014
styczeń
Na dyżurze
Źle żyją, którzy ustawicznie żyć zaczynają. (Epikur)
Życie jest podróżą, czyli dyżurowy jet-lag
Rafał Stadryniak = @Grypa
Właściwie jet-lag powinien być podyżurowy, jeżeli w ogóle, lecz skacząc z kwiatka na
kwiatek, tj. z jednego dyżuru na następny i następny, dzielny doktor-dyżurowiec ląduje w matrixie, w którym zmęczenie podróżą jest częścią zakrzywionej rzeczywistości.
Ale po kolei.
N
asz Doktor Rodzinny w pogoni za sensem, a może
i pieniędzmi, zainteresował się pracą na dyżurach.
Odświeżył swoje znajomości w Pogotowiu, zajrzał na dyżury do Szpitala i wreszcie powróciło znane z początków
pracy uczucie kompletnego zmęczenia. Przez analogię
do wysiłku fizycznego można by się było delektować
pieczeniem mięśni skatowanych na siłowni… Można by,
tyle że w tym konkretnym wypadku skatowaniu uległ
cały człowiek, do tego z premedytacją. Doktor pocieszał
się myślą, że przecież nie robi nic złego dyżurując, że
pacjenci, że NFZ, że powołanie na zawołanie itp.
Jak zwykle w takiej sytuacji znalazł się zaraz kolega, który w przelocie rzucił Doktorowi zastanawiającą
frazę: „Nie ma ludzi niezastąpionych, rzekł cudzy mąż
do cudzej żony”.
O co mu mogło chodzić? Zagłębiał się w rozważania Doktor, ale czasu za bardzo nie było. Trzeba się
zbierać na kolejny dyżur, a po dyżurze, wiadomo, praca
na etacie, a potem… No, tak daleko Doktor nie sięgał.
Nie zaśmiecał sobie głowy planowaniem, co będzie za
dwa dni, jakby nasze plany miały jakiś wpływ na przyszłość... Po prostu nosił przy sobie notes, w którym było
wszystko spisane. Gdyby tak kiedyś zabrakło notesu,
pomyślał Doktor niegramatycznie, to po chłopie. Nie
wiadomo, w które miejsce pracy się udać.
zabierał. Na razie. W trakcie pakowania sprzętów jakby
z oddali doszedł go znajomy tekst żony, która witała
i żegnała naszego dyżuranta w ten sam sposób: „Ty
sobie chodzisz na dyżury, a tu cały dom na mojej głowie”.
Po chwili tło się wyciszyło i na Naszego Doktora
spłynęło przeddyżurowe skupienie.
„Tak, życie jest snem”, zgodził się sam ze sobą Pan
Doktor, tylko dla lekarza „snem ciężkim, nieprzespanym,
już letniczek pisany i uploteczki w niwecz…” zagalopował
się Doktor, któremu nie wiadomo dlaczego zaczęły ciążyć
powieki. A może tak uskutecznić drzemkę przeddyżurową, żeby potem w pracy dać z siebie wszystko? Nic
trudnego. Na ramieniu błyskawicznie przysiadł niejaki
Morfeusz, brat Tanatosa i Doktor odleciał onirycznie,
zapadając się w sen.
Nieprzespany sen
17
Rys. Zen
Przez chwilkę Doktor zbierał do kupy zabawki
dyżurowe. A to wysłużone słuchawki, a to łyżka i widelec
na jednym trzonku, a to… nie, pampersów nie będzie
1_2014
styczeń
Na dyżurze
Przeskakując z pracy do pracy, Doktor czuł się jak
we własnym prywatnym odrzutowcu. A nie każdy może
się tym pochwalić. Po każdym lądowaniu miał oczywiście
chorobę samolotową, wypijał kubłami kawę, mylił daty,
a nawet, o zgrozo, imiona pielęgniarek, a wiadomo że
kobiety, nawet obce, są zazdrosne o inne…
Umęczone ciało poruszało się zgodnie z trajektoriami wpisanymi w święty notes dyżurowy, natomiast
ciało astralne było ciągle młode i ochocze, tak jakby to
właśnie ono dostawało za darmo zastrzyki adrenaliny
i wypłatę. „Jakaś anomalia...” Zamruczał przez sen i zapadł się jeszcze głębiej, w krainę rozluźnionych mięśni
i śmiałych fantazji.
Teraz nawet on nie mógł zrozumieć, dlaczego
lekarzom płacą za spanie, albo za obecność, a nie za
wykonane procedury. Żeby to rozgryźć, trzeba chyba
zapaść w jeszcze głębszy sen, sen ciężki, nieprzespany…
Spał zupełnie jak niemowlę, no może z pominięciem wzgardzonego pampersa. Po latach dyżurowania
rzadko który lekarz zachowuje się jak księżniczka na
ziarnku grochu. Wystarczy niebacznie przyłożyć głowę
do powierzchni płaskiej i sen gotowy. „Aha, to dlatego
w kierownicy samochodowej jest dziura. Wszystko robi
się „pod lekarzy”, pieszczochów systemu. Taki ukłon
w stronę inteligencji jednak pracującej czy coś…”
Na czym polega jet-lag
Tu mała dygresja, korzystając z co prawda czujnej,
ale jednak drzemki Naszego Doktora. Jet-lag w wersji
lekarskiej polega na subiektywnym, bo nikt tego nie
mierzy, uczuciu zmęczenia podyżurowego zmieszanego
z zagubieniem. Lekarz nie jest w stanie znaleźć drogi do
domu i kieruje się tam, gdzie otoczenie wydaje mu się
znajome, czyli na kolejny dyżur. Występuje zmęczenie
czterokończynowe i wyraz twarzy zarezerwowany przez
autora obrazu „Krzyk”. Możliwe jest uczucie oślepiania
przez światło słoneczne i ślinienie się na widok atrakcyjnych kobiet, a czasem i bez powodu.
Leczenie jest trudne, bo niestety mamy do czynienia z regularnym uzależnieniem lekarzy od dyżurów.
Środowisko, w którym żyją, nie pomaga im w zerwaniu
z nałogiem, w pracy szef już czeka z grafikiem na kolejne
święta, a w domu żona też chyba czeka…
18
„Lekarska choroba samolotowa, czyli przekraczanie granic przyzwoitości”… zachrapał Nasz Doktor
w temacie dyżurów.
Sen zdawał się głębszy, niż pierwotnie zakładał.
W tym kontekście raport w dyrekcji po dyżurze może
być pretekstem do oceny, czy cały personel, który kładł
się z wieczora, obudził się rano…
Do pracy!
Chyba ze strachu, targany jakimś przeczuciem,
Doktor skoczył od razu do pionu i w tej chwili zadzwonił
budzik. „Ha, jak zwykle go wyczułem”, pogratulował
sobie Pan Doktor, ale nie było czasu na dalsze pieszczoty,
bo trzeba się było szybko ewakuować.
„Jajka na twardo, serek homo, fuj, wezmę szybko
dojrzewający na kaloryferze brie i śledzika do pary”,
Doktor szybko stworzył zestaw obiadowy, który miał
mu dać siłę i pamięć słonia oraz małpią zręczność dyżuranta. Z żalem zauważył, że znowu niestety nie będzie
czerwonego wina. Cóż, to nie lot samolotem rejsowym
z pełnym barkiem i prężącymi się stewardesami. „Może
w przyszłym roku, jak wejdą nowe warunki dyżurów
kontraktowych”, pomarzył Nasz Doktor.
Wszak dyrekcja mówiła, że konieczne są głębokie
zmiany, pewnie takie do dna. Czyli nie trzeba będzie
głęboko grzebać.J Żeby tylko nie zapomnieli o winie.
Wszak jedna lampka na dyżurce na pewno by nie zaszkodziła, a może nawet spowodowałaby nadawanie na
tych samych falach. Albo taki koniaczek na konsylium
u trudnego pacjenta. Ale, ale, doktorowi zapaliła się
pod kopułką czerwona lampka, przypominająca wredny
Ewuś: trudnych pacjentów jest multum. Nie mam takiej
mocnej głowy, żeby to wszystko obrobić. Może niech
już zostanie, jak było.
Tak sobie imaginując, doktor ocknął się w trakcie przebierania się w dyżurowy mundurek. Nawet nie
zauważył, jak jakaś tajemnicza siła przeniosła go do
miejsca pracy.
Pokrzepienie płynie z reklam
Złożył ubranie w kosteczkę i położył na łóżku
dyżurowym. Przez moment poczuł się jak król objeżdżający swoje włości i nocujący co rusz to w innej
1_2014
styczeń
Na dyżurze
rezydencji. „Ja to mam lepiej, mnie przynajmniej płacą
za spanie” pocieszał się. „A właściwie co jest takiego fajnego w byciu królem? Pewnie się już nie dowiem” uciął
kolejny splątany kłębek myśli. Wszystko przez te sny. Co
prawda śniło mu się tylko, gdy spał we własnym łóżku,
więc w sumie raczej rzadko, ale za to pamiętał ostatni
sen z detalami. Wrócił po dyżurze zmęczony. Chciał się
wślizgnąć do łóżka, odkrył kołderkę, a tam… się zalęgły
szkodniki. „Żeby tylko nie proroctwo jakieś, tfu!”
Przechodząc koło dyżurki pielęgniarek, nadział
się na głośną reklamę z telewizora: „Karinka jakiej nie
znasz, załatwiła ci wyjazd na narty”. Wchodząc na R-kę,
przywitany został kolejną reklamą: „Przecież skleroza
to moja siostra rodzona. Na szczęście od czego jest
brat refleks”.
„Też mam siostrę i brata”, przeleciało Doktorowi
przez głowę. Ale, ale, przecież to tylko reklama. Jednym
haustem wypił czyjąś kawę i całe napięcie przeddyżurowe
wreszcie opadło. Był na dyżurze, pełnił obowiązki lekarza dyżurnego, reprezentował szpital i samego ministra
zdrowia i opieki społecznej. Trochę bolało, że nie jest do
tego urzędnikiem państwowym na służbie, bo zasadniczo
był propaństwowy, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Na Izbie Przyję�
Gnany przeczuciem zaleciał na Izbę Przyjęć,
a tam czarno. To znaczy tzw. biali ludzie po kilku na
metr kwadratowy. Na szczęście wielu z nich pod tlenem.
„Zawsze trochę skorzystają na tym rodziny”, pomyślał.
„A tak trzeba bulić za jakieś ekskluzywne namioty tlenowe
w ramach kuracji odmładzającej”.
Pierwszy pacjent na każde pytanie odpowiadał
jednakowo „Słaby żem” i nic nie mogło wytrącić go
z równowagi. Ten zasłużony pacjent wielokrotnie bywał
we wszystkich przybytkach medycyny w mieście i niejedną
butelkę kroplówki obalił tu i tam. Po kroplówce słabość
cudownie mijała i nawet nikomu nie chciało się tłumaczyć,
że to tylko lekko osolona woda. Skoro pomaga… Woda
z cudownych źródełek poddana starannym badaniom
też – okazuje się – nie zawiera niczego szczególnego,
a jednak działa, czego dowodem są tłumy spragnionych.
Kolejny pacjent, który czekał od rana, został
już załatwiony przez kolegę. Dostał solidny opieprz,
19
że zgłasza się codziennie bez skierowania z objawami
nerwicowego kłucia serca. „Za którymś razem to może
być zawał”, bronił się napadnięty. Dobrze, ale za którym…
Na zgodę dostał receptę na relanium i pouczenie, żeby
choć raz zgłosił się do lekarza rejonowego. „Ale tam
jest kolejka”…
A dalej już poleciało. Skargi na serce, teściową,
podatki, pogodę i kursy walut. Była też jedna skarga na
lekarza, że się nie uśmiecha do pacjentów. Pewnie pan
doktor pracuje w tzw. ruchu ciągłym, a to nie poprawia
samopoczucia ani samooceny. Ale z drugiej strony,
gdyby mu tak nagle to zabrać... Pewnie też byłoby nie
do śmiechu.
Wszystkim rządzą prawa fizyki
Nasz Doktor przypomniał sobie wykłady z fizyki, na których został uświadomiony, że maszyna
zużywa się najbardziej w momencie rozruchu i hamowania, a żarówka przepala się przy włączaniu. Lepiej
już zaprogramować się na całodobowy wolnobieg, bez
przestanków i szarpania, żeby właściwie wykorzystać
organizm lekarza.
Takie podejście można wzmacniać, przywołując
idee powołania lub przysięgę niejakiego Hipokratesa.
Pętla dyżurowa
Lekarz zagubiony w pętli dyżurowej doświadcza
typowej choroby samolotowej, odchorowując kolejne zmiany. Nagłe odstawienie od dyżurów stawia go
w sytuacji Japończyka, który po przepracowanym życiu
dla korporacji w końcu wraca na emeryturę do domu.
I tutaj mamy do wyboru, które z japońskich małżonków
popełnia samobójstwo…
W polskiej wersji mamy lekarza, który w końcu
pokonuje dyżurowy jet-lag i czuje się na dyżurze równie swobodnie jak w domu, a w domu jak na dyżurze...
Żona dyżurującego musi bardzo ściśle współpracować,
informując męża-doktora, w jaki tryb pracy ma się
akurat przełączyć.
Emerytura nie stanowi dla polskiego lekarza problemu. Jako emeryt wymykający się chciwemu fiskusowi,
może wreszcie rozwinąć skrzydła wolego zawodnika
i dyżurować do woli.
1_2014
styczeń
Na dyżurze
Kiedy odsypia�
Sposoby walki z jet-lagiem dyżurowym są przeróżne. Niektórzy koledzy po „zjeździe do bazy” zachowują się jak turbodoładowani, rzucając się na żonę, jedzenie...
No może nie w tej kolejności. Niektórzy rzucają się na
cudze żony nawet na czczo... Nie potępiajmy ich, mimo
że trwonią energię, którą przecież pracowicie kontraktuje
niejaki NFZ dla swoich świadczeniobiorców (trudne
słowo, lepiej wymawiać „pacjentów”).
Obiegowa opinia mówi, że po dyżurze należy
się wyspać. Otóż niekoniecznie. Tak jak w chorobie
samolotowej nie należy kłaść się nerwowo do spania,
tylko zjeść lekki posiłek i wziąć zimny prysznic. Potem
należy iść spać zgodnie z czasem lokalnym.
A co, jeśli przeleci godzina spania? Cóż, tak jak
pominiętej tabletki tyroksyny czy warfinu nie należy
nadrabiać, tak i tutaj zachowujemy spokój: jutro też
będzie dzień, a być może i noc.
Jeżeli godziny snu zaległego się skumulowały po
paru dniach dyżurowych i wypadają właśnie na kolejnym dyżurze, to, sorry, nie należy odsypiać dyżuru na
dyżurze. Chciałeś być lekarzem, to jesteś. J
Życie rodzinne
i wizja emerytury
Nieco brakuje opinii żon lekarzy dyżurujących na
temat jakości życia rodzinnego. Indagowane niewiasty
zbywały pytających słowami, że „nie ma o czym mówić”… W każdym razie pożycie obficie dyżurujących
czeka na swojego odkrywcę, który opisze je w stylu
20
„Życia seksualnego dzikich”. Niestety. Niektórzy koledzy
świadomi już, że mogą być pod tym kątem obserwowani,
zmieniają swoje zwyczaje. I tak to kolejny raz nieostrożny
obserwator wpływa na obserwowany obiekt nie tylko
w świecie cząstek elementarnych, ale też w środowisku
tzw. psów na dyżury (pod tym pojęciem rozumiemy
osoby regularnie dyżurujące po 7 i więcej razy w miesiącu oprócz regularnej pracy etatowej).
Myśli Doktora zaczęły krążyć wokół cielesnych
przyjemności, aż poczuł nagły atak głodu. Nasz Doktor
miał z biegiem lat coraz większą świadomość prawdziwości pewnych prostych i oczywistych wydawałoby się
twierdzeń. „Nigdy nie pracuj, gdy jesteś głodny”. Kto
to mógł powiedzieć? zastanawiał się głośno. „Ja nie”,
odpowiedział akurat badany pacjent.
Już wiem, to nasz praszczur, protoplasta i ojciec
medycyny, Hipokrates. Ale, ale, czy chodziło mu o to,
żeby dosłownie nie harować o pustym żołądku, czy żeby
w sensie metaforycznym nie pracować tylko dla chleba,
lecz za lepsze pieniądze? „Teraz tego nie rozsądzę” pomyślał doktor, „nawet z pomocą pacjenta”.
„To proszę zażywać apap 3x dziennie, przepłukać
gardło, umyć zęby od czasu do czasu i zgłosić się do
kontroli.”
„Na Izbę Przyjęć”, stwierdził pacjent.
„Do lekarza rodzinnego”, stwierdził Doktor.
Doktor tymczasem dodał sobie wszystkie dyżury
z minionych lat i wyszło mu, że powinien być już na
emeryturze. I tak się poczuł przez chwilę, bo zaraz dopadło go wierne powołanie. Chwilową apatię zastąpiło
życzliwe ożywienie. Sam się zdziwił, że zamiast opryskliwego i niecenzuralnego zwrotu okolicznościowego
wyrwało mu się z ust „następny, proszę”. A na obliczu
wykwitł uśmiech.
Rafał Stadryniak
internista
Rys. Zen
Taka postawa jest w naszej społeczności powszechnie akceptowana.
Stała gotowość do dyżuru i brak kaca oraz higiena
osobista powinny wyróżniać lekarza naszego rodzimego
chowu. Pacjenci są zresztą wyczuleni i błyskawicznie
wyłapują braki starannego ogolenia, niedoprasowaną
koszulę, pytanie w kółko „od jak dawna jest kaszel i jakie
leki pani bierze” i inne niechybne syndromy przebycia
dyżuru. „Ja nie chcę, żeby moje zdrowie było w rękach
zmęczonego lekarza” słusznie zauważają pacjenci, żądając najwyższej jakości za rozsądna cenę, czyli w tym
wypadku tzw. półdarmo.
PS Osoby, które z jakichś powodów nie
dyżurują, a nawet nigdy nie dyżurowały,
proszone są o wyrozumiałość.
Jeśli ktoś zna materię dyżurową, a się nie zgadza z Naszym
Doktorem, to trudno, czyli jak mawia Kłapouchy: „Co komu
do tego, skoro i tak mniejsza o to”. Tym zaś, którzy się zgadzają:
„Ha-ha powiedział Kłapouchy gorzko. Dobry kawał...” R.S.
1_2014
styczeń
Po dyżurze
@Curcuma_Zedoaria
S
ierotka Marysia zatopiona w lekturze książki kucharskiej podświadomie zaczęła słuchać informacji
płynących z rozżarzonego do białości telewizora. Jej
ucho z bezbłędną wprawą wyławiało słodkie bajeczne
frazy: lepsza przyszłość, lepsze jutro, dostatek, powszechny
dostęp, równe prawa, najwyższa troska – tak, to jej klimaty,
chociaż nie jej bajka, ale bajka. I to jaka! Powszechna.
Sierotka dobrze wiedziała, ilu bajkopisarzy marzy
o Bajce Powszechnej, takiej, która trafiłaby pod każdy
dach, pod każdą polską strzechę. Poczuła się podekscytowana. Nie miała z kim podzielić się swoim odkryciem,
bo krasnoludki jak zwykle nie wróciły jeszcze z roboty.
Banda gamoni, nigdy się nie wyrobią na czas, tylko
zawsze te niepłatne nadgodziny...
Podkręciła głośność i słuchała dalej. Mocny
męski głos zapewniał: zadbamy, rozliczymy, ukarzemy,
pomożemy, ocalimy...
Och, ale on przystojny – pomyślała. – Wysoki,
postawny, nieco niezgrabny w ruchach i z lekka zagubiony... Natchnione niewinne oczy, szerokie czoło, mocny
męski podbródek, o nieco już zmiękczonym przez czas
i piwo obrysie. Mężczyzna po przejściach – taki to potrafi
zrozumieć i przytulić kobietę, nie to, co jej krasnoludki...
Grała co prawda z krasnoludkami w różne gry
zespołowe, ale dziecinni byli, szarpali się, obrażali, co
chwilę któryś brał zabawki i wyruszał szukać nowej
sierotki. Dość już miała tego tłumaczenia, gotowania,
wycierania nosów, parowania skarpet... Zachciało jej
się prawdziwego mężczyzny.
Ech, pomyślała, nie czas marudzić. Przygotuję
dzisiaj grzybową z muchomorkiem.
A wieczorem, kiedy gamonie krasnoludki pójdą
spać, ona odda się marzeniom o księciu z bajki. Obmyśli,
21
jak wedrzeć się na karty jego opowieści.
Gdzieś musiała istnieć papierowa wersja
jego złotych myśli i wzruszających bujd.
Od dawna grasowała po cudzych
bajkach, przecież jej krasnale już przejadły ostatnią gąskę, a jeść musiały... Ech,
życie, życie.
Noc minęła jak zwykle, tyle że
Marysia tym razem nie śniła o krasnoludkach...
ad ranem, kiedy wyprawiła drużynę do pracy,
pobiegła do Biblioteki Głównej.
– Szybko, szybko, poproszę pisma zebrane tego
pana z telewizji, co takie cuda obiecuje.
Bibliotekarka uśmiechnęła się i po chwili przyniosła Marysi stos gazet z programem wyborczym
i obietnicami wszystkich opcji politycznych. Marysia
nawet tego nie czytała, zbyt dobrze znała bajki, szukała
tylko natchnionej, zapamiętanej twarzy. Jest.
Artykuł był bardzo ciekawy. Opisywał tezy wystąpień, dodatkowo okraszonych „Odezwą do Potomności”.
Piękny tekst. Zerknęła na autora. Redaktor Rogaś. Musi
zapamiętać to nazwisko. Z pewnością ten Rogaś jeszcze
nieraz zabłyśnie.
Uprzejma bibliotekarka pozwoliła Marysi skopiować artykuł.
– Pani ze służby zdrowia? – zainteresowała się
nieoczekiwanie.
– Nie, nie, ja z lasu – ucięła Marysia.
Szybko pobiegła do domu. Po drodze minęła
warkliwą sąsiadkę. Sąsiedzi ogólnie gniewali się na
Marysię. Zarówno za jej folkowe stroje z tym wiecznym
fartuszkiem, jak i za mieszkanie z gromadą męskich
krasnoludków.
– A fe! – syknęła warkliwa paniusia i znikła w czeluściach windy.
Zamyśliła się. A są w ogóle żeńskie krasnoludki?
Chyba nie... Nic o tym nie słyszała. Była co prawda
w jednej z bajek niejaka Calineczka, ale na pewno nie
była krasnoludkiem.
Marysia zamknęła za sobą drzwi.
Otworzyła szafę i przyszpiliła kopię artykułu
ze zdjęciem do drzwi. Nie, lepiej powieszę na makatce
nad łóżkiem...
Rys. Zen
Jak redaktor
Rogaś sierotkę
prze ...kabacił
N
1_2014
styczeń
Po dyżurze
Ze śpiewem na ustach i radością w sercu przerzucała gary na kuchni. Wymyśliła sobie, że gotuje
dla niego... Ukochanego, wyśnionego, ślicznego pana
z telewizji.
Nawet nie zauważyła, jak przeleciał dzień.
ieczorem krasnoludki umęczone jak zwykle
wtoczyły się do pokoju.
– Patrzcie, zawołał Koszałek! – Co też Marysia
tutaj przyszpiliła... pożycz okulary!
Krasnoludki przepychając się, kłócąc, po kolei
czytały frapującą opowieść... czuły jak uchodzi z nich
energia... Mąż opatrznościowy – chlipały krasnale... Już
nam teraz nawet Błystek nie pomoże...
– Ach, wy niezguły jedne! – ryknął Koszałek. –
Było wam Marysieńki pilnować. A wam się zachciało
po robocie nadgodziny robić. Baby trajlować! I co?
– Marysia się nam zakochała... – usiadły krasnoludki smuteńkie na podłodze i zafrasowały się.
– Poczytajcie jeszcze, bracia krasnale. Ten gość
taką bajkę wstawia, że lepszej nie wymyślimy...
Przy kolacji tylko Marysia była w świetnym humorze. Wiedziała, co zrobi dalej. Postanowiła odnaleźć
autora tej bajki, redaktora Rogasia. Tak, odnajdzie go,
omota, będzie słuchać jego opowieści i poprosi, żeby ją
do niej, tej bajki, zaprowadził.
ak postanowiła, tak i uczyniła. Zdobywszy adres
redaktora, wybrała się z wizytą. Ukręciła świeżą
witkę z wikliny, otrzepała fartuszek, założyła spódniczkę
w gąski haftowaną i poszła...
Redaktor od razu wpuścił ją na pokoje. Przyglądał
się jej z zainteresowaniem.
– A panna także do Mam Talent? – zapytał. – Wie
panna, dużo tu takich przychodzi, ale każda musi mieć
coś specjalnego do zaoferowania. Co panna potrafi?
– Umiem ugotować zupę z muchomora i bajki
opowiadać.
– To tak jak ja! – ucieszył się redaktor. – No to
skoro już ustaliliśmy, co nas łączy, niechże panna ściągnie
ten fartuszek... Nie, witkę proszę zostawić.
Do rana zdążyli dokładniej ustalić, co ich dzieli,
a co łączy...
Rogaś, choć kobieciarz, był nieco zaskoczony.
Im bardziej przyglądał się partnerce, tym wydawała
W
J
22
mu się młodsza. Do rana wyglądała na 10 lat... Rogaś
się przeraził. Musiała go uspokajać.
– Ja tylko tak wyglądam. Naprawdę mam ponad
setkę.
– No co ty gadasz? – Rogaś był wyraźnie poirytowany.
– Ano tak… dawno, dawno temu na złą drogę
zeszłam – zaczęła Marysia swoją opowieść. – Zbłądziłam
i już do domu nie wróciłam. Gąski zgubiłam, sukienkę
podarłam. W biedzie pomógł mi król podziemia, niejaki
Błystek. Przygarnął, przyodział, z kompanami zapoznał,
gąski obiecał odnaleźć. I tak zostało. Czas płynął, a on
tę samą bajkę co dzień opowiadał. Ja dorosłam, wiesz?
Nie chcę już gąsek, krasnoludki mnie nie bawią. Chcę
prawdziwego mężczyzny, chcę władzy, ferrari i ciuchów
od Prady. Już mnie byle co nie cieszy... Zabierz mnie,
Rogaś, do twojej bajki. Proszę – w jej oczach zabłysły łzy.
Zadumał się Rogaś. A miało być bez zobowiązań.
Z drugiej strony Marysia, królowa podziemia, to było
coś... i miała znajomości.
abrał ją na miasto, obkupił,
zaprowadził do fryzjera,
gdzie obcięli warkocze. Zaprowadził do redakcji. Przedstawił
naczelnemu.
Ry
s.
– Gdzie chciałaby pani praZe
n
cować, pani Mario?
– Chcę pisać sprawozdania z Wiejskiej. Chcę spisywać bajki złote, powszechne, każdemu według potrzeb.
Naczelny uśmiechnął się z akceptacją.
– Proszę siadać i zaczynamy!
Rogaś podsunął jej klawiaturę. Otwarła dokument. Zaczęła pisać.
„Praca w ministerstwie to nie jest łatwa robota,
jest mozolna, ale ja nie należę do ludzi, którzy lubią się
mazać. To trudny system, zawsze można zrobić coś lepiej,
ale przeprowadzamy codziennie, po kolei ustawy, które
chociaż trochę poprawiają ludziom życie ...”
ie musiał się więcej o nią martwić. Rogaś już wiedział, że sobie poradzi.
Z
N
@Curcuma_Zedoaria
psychiatra
1_2014
styczeń
Rys. Zen
Po dyżurze
Lepiej w życiu być Bomisiem
Co lekarzom co noc śni się
Niźli zjawą vel Jatylkiem
Tak w przelocie, tak na chwilkę
(Przyśpiewka ocalona przez znanego zbieracza folkloru przychodnianego, Fabulego Lekopasa)
Gdzieś w odległej galaktyce
Rafał Stadryniak = @Grypa
D
rzwi otwarły się z lekkim skrzypnięciem i z ubikacji
powoli wysunął się starszy, przygarbiony człowiek.
Zapinał jeszcze spodnie i poprawiał pasek, a już zniecierpliwiony malec, zapewne wnuczek, na oko 6 lat,
poganiał dziadka: Dziadzia, zbieraj się, obiecałeś lody.
Dobrze, dobrze, tylko muszę trochę odsapnąć. Starszy pan
rzeczywiście nie był u szczytu formy. Wizyta u lekarza
zaowocowała kolejną receptą, a rzeczywistą przyczyną
dolegliwości, peselem, nie miał się kto zająć. Do tego ta
prostata. Gdybym chciał się nad wszystkim zastanawiać,
zanim przystąpię do akcji, jak ten mój pęcherz i stercz,
starszy pan przyswoił przydatną terminologię urologiczną, to do niczego bym z życiu nie doszedł.
23
Wnuczek przestępował z nogi na nogę, dotykał
wszystkich przedmiotów dokoła i nie zamierzał zwalniać.
Nawet dystrybutor z wodą, urządzenie które cudownie
uspokaja dzieci na poczekalni, dzisiaj jakby miało zły
dzień. Malec nalewał już trzeci kubek, wylewał wodę
do odpływu, zgniatał kubek i usiłował wcisnąć go do
przepełnionego kosza. Moja krew, pomyślał dziadek,
a duma wypełniła mu pierś. Ma porządek we krwi i taki
zachłanny świata. Niestety następna myśl dotyczyła krótkości życia, a właściwie okresu między młodzieńczym
sikaniem w pieluchy a starczym nietrzymaniem moczu.
Młody brykał bez szansy na zmęczenie. Być może aktywność podtrzymywała woda z dystrybutora? Chodź,
1_2014
styczeń
Po dyżurze
opowiem ci bajeczkę, wabił dziadek, a potem pójdziemy
do domu. Na lody, poprawił wnuczek, do McDonaldsa.
iech będzie. Posłuchaj bajki. W odległej galaktyce,
gdzieś na skraju Drogi Mlecznej, w Gwiazdozbiorze
Byka, wokół czerwonej gwiazdy Aldebarana krążą dziwne
trzy planety: Bominia, Jatylia i ta trzecia, której nazwy
ciągle zapominam, choć powinienem ją znać najlepiej.
Mieszkańcy owych gwiezdnych rubieży, Bomisie
i Jatylki, są istotami wysoce religijnym, wierzącymi niezachwianie, że w każdej chwili czuwa nad nimi bóstwo,
którego imię wymawiają z najwyższą czcią. W ich języku
brzmi to jak „nfz” (trudno o wierny zapis, bo mieszkańcy
tych planet nie znają kompromisów i samogłosek). Nikt
bóstwa jeszcze nie widział, ale wiadomo, że gniew jego
jest straszny i dosięga zwłaszcza niewierzących.
Chodzą słuchy, że wyznawcy i niewierzący solidarnie składają przymusowe comiesięczne ofiary ze swojej
krwawicy. Przychylność bóstwa jest pewna, gdy podczas
rytualnej weryfikacji w kartotece zamruga do czekającego
w pokorze przychylnym zielonym okiem. Czasem oko
rozjarza się czerwienią, a wtedy, strach pomyśleć, nawet
Furagin na 100%.
Mieszkańcy Jatylii znani są ze swojej niecierpliwości
i wybuchowości. Generalnie nie lubią się leczyć i wszystkie
sprawy załatwialiby najchętniej w kartotece lub na korytarzu. Niestety na ziemi, po której nauczyli się twardo
stąpać, panują inne zwyczaje. Zasiedlający drugą planetę
Bomisie stanowią ciekawy przypadek istot nieuleczalnie
chorych w zetknięciu z ziemską atmosferą. Mianowicie
zapadają one na ciężką postać focha. Fochanie jest bardziej niż wyczerpujące, jednak jako przystosowanie do
życia na Ziemi, nie poddaje się wyleczeniu. Każda próba
wyleczenia powoduje nawet podrażnienie focha, czyli jak
mówią miejscowi „sprzeciwienie się”. Najczęściej jednak
fochający osobnik obchodzi nieparzystą liczbę lekarzy
(dla łatwiejszego podjęcia decyzji), a potem wahadełkiem
wybiera sobie leki, które mu pasują. Pozostaje jeszcze
wizyta kontrolna u osłupiałego lekarza i można cały cykl
powtarzać w nieskończoność, tj. do śmierci. Sekcje gości
z odległego układu planetarnego nie wniosły nic istotnego
do ziemskiej medycyny. Obecnie jest grupa lekarzy, która
stara się o pozwolenie na wiwisekcję. Na razie trwają
rozmowy z sanepidem i modły do nfz.
N
24
Tu dziadek zaczerpnął powietrza, zainhalował
dwie dawki z dysku dla astmatyków (wkład obcych do
medycyny) i zagryzł miętusem (to akurat miejscowy
specjał przedrandkowy).
tym momencie radio hałasujące w tle przerwało
nadawanie muzyki i rozległ się sygnał „szczególnie ważnych wiadomości z ostatniej chwili”.
„W gminnym ośrodku zdrowia w Mózgotrzebach
Kurnych doszło do niebezpiecznej kolizji w drzwiach
gabinetu lekarskiego. Zderzył się wychodzący Bomiś
z dwoma rozpędzonymi Jatylkami. Straty materialne
szacowane są w złotych. Moralne obrażenia są trudniejsze
do oceny, dlatego zajmie się tym zagadnieniem specjalna
komisja. Zachodzi przypuszczenie domniemania popełnienia rzekomego przestępstwa. Władze deklarują, że
winni zostaną surowo osądzeni i odpowiednio ukarani.
Na razie trudno cokolwiek powiedzieć oprócz tego, że
poszkodowani podają, że zachowywali się jak zwykle.
Podejrzenie pada na lekarza, który podobno z zimną
krwią obserwował całe zdarzenie zza biurka, uzupełniając
dokumentację. Na razie wiadomo, że nie ma społecznego przyzwolenia na takie zachowanie. Lekarz został
na wszelki wypadek wysłany na zwolnienie lekarskie.
Dziwić może zachowanie doktora, który wylewnie
dziękował swym oskarżycielom, a już w chwilę potem
buszował po internecie w poszukiwaniu najtańszych
wycieczek w góry lub nad morze. Na miejscu wypadku
sanepid już bada, czy zachowano odpowiednią szerokość drzwi w ciągu komunikacyjnym. Normy mówią
jasno, że drzwi, o jakie nam wszystkim chodzi, powinny
pomieścić jednocześnie jednego Bomisia i dwa Jatylki.
Firmy ubezpieczeniowe przygotowują się do grupowego
pozwu wobec przychodni. Ambasadorzy Jatyli i Bominii
wystosowali noty protestacyjne. Mniemamy…”
Ktoś ściszył radio, zresztą starszy człowiek i tak
bardziej słyszał siebie, tzn. swoje szumy uszne niż cokolwiek innego, a w dodatku w słuchaniu radia przeszkadzała mu niemożliwość czytania z warg.
ięc, wnusiu, ci Bominianie i Jatylianie żyją sobie
w wielu światach, stąd mają porównanie, jak powinno to wszystko wyglądać. Wnuczek o dziwo przysiadł
na przykręconej do podłogi ławeczce i zapadł w rodzaj
transu, kiwając się na boki.
W
W
1_2014
styczeń
Po dyżurze
Jatylia jest piękną planetą, gdzie wszystko jest na
wyciągnięcie dłoni. Jedzenie, picie, także seks (to akurat
może ciebie nie dotyczy, mnie zresztą też już nie), pojawiają się na żądanie przy najmniejszym wyrażeniu takiej
potrzeby. Jatylianie całe życie szkolą się w wyrażaniu takich
potrzeb, które natychmiast się spełniają. Wierz mi, wnusiu,
nie jest to proste. Jatylia jest generalnie planetą szczęśliwych istot. Wszystko pojawia się ot tak, na pstryknięcie
palcami. Ma oczywiście ta kraina swoje problemy. Na
przykład ze względu na nachalną dostępność wszystkiego
nic nie smakuje tak jak w reklamach . Innym problemem
jest zbyt duża ilość wolnego czasu, który Jatylki zużywają
na planowanie kolejnych zdobyczy. Muszą jednak robić
to tak subtelnie, żeby plany nie ziściły się od razu...
Czasem, niezwykle rzadko, wybuchają konflikty
między mieszkańcami Jatylii, gdy jednocześnie wypowiedzą
to samo życzenie z wolą spełnienia. Wtedy o zwycięstwie
decydują tradycyjnie zęby i pazury.
Jatylek, który dostaje to, co zaplanował, nie natychmiast lub co gorsza ktoś wcześniej wymyśli podobne
życzenie, zapada na dziwną melancholię, staje się apatyczny i traci poczucie własnej wartości.
tarszy pan zrobił dramatyczna pauzę na zaczerpnięcie kolejnego haustu powietrza i ze zdziwieniem
stwierdził, że otacza go wianuszek słuchaczy, zwłaszcza
zaś otacza starsza, korpulentna pani, która wsparła głowę
na ramieniu opowiadającego. Zupełnie jak w czasach,
gdy wędrowni humaniści nieśli w lud przypowieści
moralne i nowinki polityczne. A otaczał ich szacunek
i aura wiedzy połączonej ze zdolnością wieszczenia. Na
razie starszy człowiek postanowił zostawić zahipnotyzowana słuchaczkę tak, jak jest. W końcu jej włosy nie
były takie znowu gęste, żeby mu przeszkadzać. Snuł
dalej swą niespieszną opowieść. Wnuk trochę kręcił
się, czując, że inni słuchacze skradli mu uwagę dziadka.
ziadek odchrząknął i opowieść popłynęła.
Trzeba wam wiedzieć, że narody owych odległych
planet stanowią dumną rasę. Płacą podatki, przymusowe zresztą i nie wstydzą się o tym mówić, przy każdej
okazji, zresztą.
Jak ich rozpoznać? Cóż. Najlepiej wprawieni w rozpoznawaniu są ziemscy lekarze, którzy istoty pozasolarne
rozpoznają przez skórę, jakby mieli jakiś trzecie oko.
S
D
25
Niebędący specjalistami też mogą podejrzewać obce pochodzenie, zwłaszcza gdy osobnik zaczyna każe zdanie
od „ja”. Prawdopodobnie jest to zachowanie wyuczone,
przy czym nie bez winy jest pierwszy kosmonauta ziemski,
który odwiedził Jatylię, niejaki Herman, Germanin z pochodzenia. Pewne zamieszanie na Ziemi wprowadzają
osoby jąkające się na „ja”, skutkiem czego dochodziło
w przeszłości do wielu brzemiennych w skutkach pomyłek, między innymi do usynowienia jąkających się przez
Jatylian. Wracając do odkrycia planety przez Hermana,
można tylko się cieszyć, że nie byli to Rosjanie ze swoim
„da” i „dawaj”...
Powstała w ten sposób cywilizacja byłaby zapewne
bardziej brutalna i roszczeniowa.
Rodowity Bominianin natomiast każdą orację
zaczyna od „bo”. Tutaj niestety wstydliwą sprawą jest fakt,
że planetę Bominię odkrył kosmonauta na gapę, rodowity
Polak z wykształceniem podstawowym. Po latach w swoim
pamiętniku przyznał się, że gdyby dziś odkrywał planetę,
na pewno nie zaczynałby przemowy od „bo”, lecz np. od
„absolutnie”, które jest słowem zdecydowanie internacjonalistycznym. Marna pociecha. Mleko się wylało i to na
całą Drogę Mleczną, jako że rasy z owych trzech planet
są bardzo ekspansywne i rozmnażają się zarówno płciowo,
jak i wegetatywnie, a nawet przez słuchanie i nie jest to
wcale tzw. gwałt przez uszy.
Życie wewnętrzne przybyszów z Potrójnego Układu
Planet, zwanego Trójcą jest skomplikowane. Wytwarzają
oni wyobrażenie własnego osobistego lekarza i niemożliwa jest tak zmiana, jak i wyleczenie owego przekonania.
Ziemscy lekarze, którzy podejmują się leczenia tej anomalii,
sami stają się częścią urojenia.
tarszy pan zamilkł na chwilę i powiódł wzrokiem dokoła. Na poczekalni wszyscy z fascynacją wpatrywali
się w niego. Zwłaszcza palące było spojrzenie natarczywej
niewiasty, która w międzyczasie zmieniła pozycję i przysiadła przy jego stopach, spoglądając w skupieniu do
góry. „Ma baba zdrowe kręgi szyjne” pomyślał staruszek
i jeszcze raz omiótł wzrokiem poczekalnię. Nawet żwawy
wnuczek wydawał się uspokojony i zasłuchany. Obok
niego leżały wszystkie plastikowe kubki z dystrybutora na
wodę, oprócz tych dwóch, które wnuczek nałożył sobie
na uszy. „Będzie z niego kiedyś tęgi majster” rozczulił
S
1_2014
styczeń
Po dyżurze
się staruszek. Tylko personel przychodni nie poddał się
tężejącej i niemal namacalnej aurze tajemniczego objawienia. Pielęgniarki plotkowały w rejestracji w najlepsze,
malując sobie przy tym paznokcie i przerzucając strony
darmowego pisemka emancypantek: „Gazety Poronnej”.
Stary rzucił im miażdżące spojrzenie, które spłynęło jak
po kaczkach i kontynuował narrację.
adania nad owymi rasami pochodzącymi z Trójcy
odbywa się oczywiście dyskretnie, pod patronatem
Amerykanów w ściśle utajonych laboratoriach w Polsce.
Najciekawsze badania dotyczą tej części mózgu, która
odpowiedzialna jest za fiksacje na „bo” i „ja”. Zauważono,
że regularne rażenie prądem tuż po wypowiedzeniu
owych słów oraz audiobook z „Zamkiem” Franza Kafki
czytany na okrągło stanowią przełom w leczeniu. Przekorni naukowcy francuscy ogłaszają, że w ich mniemaniu lektura „Małego Księcia” w oryginale może mieć
paradoksalnie lepszy efekt leczniczy.
Jednocześnie mimo intensywnych badań sami
Ziemianie żyją już jakby w cieniu owych pozaziemskich
cywilizacji. Nastała moda na obcych. Jedynie POZ-y
jeszcze starają się walczyć o zachowanie rdzennie ziemskiej kultury.
Skuteczne przeciwdziałanie trwającej inwazji
obcych jest prawie niemożliwe. Okazuje się bowiem, że
z pacjenta traktowanego jak Bomiś wyłazi nagle Jatylek
i odwrotnie. Narastająca lawinowo infekcja staje się normą.
Ponadto mieszkańcy planet Trójcy nawiązali ze
sobą współpracę w ramach programu „Weź i lecz się”, tylko
jak dotąd nie wiadomo, dlaczego owo leczenie musi się
odbywać na Ziemi.
Hasłami kampanii są: „Żądaj badań z kosmosu”,
„Twoja kawitacja należy do ciebie” etc.
Mimo że teoretycznie Jatylki i Bomisie są w mniejszości, to jednak posiadają pełne prawa wyborcze, a już
zwłaszcza świadomość swych praw. Ostatnio zaś dużo
mówi się o zmianie programu studiów medycznych, aby
sprostać wymaganiom obcych. Doniesienia z POZ mówią
też o buncie lekarzy przeciwko J. i B. którzy kolonizują
kolejki za cichym przyzwoleniem władz. Jatylki i Bomisie
również wykorzystują brutalnie znany slogan, a właściwie
jego drugą część: „Jeśli jesteś zadowolony z usług medycznych, powiedz o tym wszystkim, jeśli nie, powiedz to nam”.
B
26
Rezultatem są niekończące się awantury, w których J. i B.
ze szczegółami opowiadają w przychodniach, co im się
nie podoba, skutecznie nie dopuszczając do normalnego
przyjmowania chorych.
tym momencie reklamy puszczone w radiu
przebiły się przez narkotyczny głos starszego pana
i słuchacze zostali chwilowo wybudzeni. Po reklamach
nadano wiadomości lokalne, a w nich ciąg dalszy tzw.
kolizji w drzwiach. Winni zostali ukarani, ale mimo
wszystko sprawy nie udało się zamieść pod dywan. Jatylki
i Bomisie demonstracyjnie wyprowadziły się do sąsiedniego ośrodka zdrowia, być może po części i dlatego,
że nazywa się „Kosmiczne Centrum Medyczne POZ”.
Nasłana z góry kontrola jakości medycyny rodzinnej
w „opuszczonej” gminie ujawniła, że dziwnym trafem
jakość usług poprawiła się, a kolejki zniknęły. Wywiad
z uśmiechniętym lekarzem ukazał obraz sielskiego poz.
Dociekliwy reporter chciał uzyskać od lekarza
potwierdzenie, że zmiany dokonały się dzięki owemu
niefortunnemu zderzeniu w drzwiach i jego skutkom.
Lekarz, nie przestając się uśmiechać, zasłonił się wstydliwie tajemnicą zawodową.
Osoby spod budki z piwem indagowane w tej
samej sprawie zachowywały zdumiewającą trzeźwość
umysłu i spójne (spojne?) stanowisko w sprawie: „Ale,
aaale, o ssso chooodzi...”
Reporter zauważył też mimochodem, że wszystkie
drzwi w ośrodku zostały wymienione na ciasne okrągłe
włazy. Ciekawe co na to Kosmiczny Sanepid i Gwiezdna
Inspekcja Pracy.
Wiadomości zakończyły się gorącym apelem, aby
osoby z planet Trójcy, które świeżo spadły z kosmosu na
Ziemię, zgłaszały się bezpośrednio do ministra zdrowia,
który ma odpowiednie kompetencje i możliwości, aby
zaspokoić ich potrzeby, a ponadto niezły bajer.
Starszy człowiek zamyślił się. Chyba żartują,
a może nie… Wyciągnął dysk i automatycznie zainhalował dziesięć razy, następnie metodycznie wytarł
resztki leku z twarzy i okularów. Zauważył, że w tylnych
rzędach ma naśladowców z dyskami, którzy jednakowoż nie mieli takiej mocnej głowy do inhalacji. „Słaba
ta dzisiejsza młodzież, tylko do nosa by wciągali...”.
Osoby nieposiadające dysków dmuchały i zaciągały
W
1_2014
styczeń
Po dyżurze
wyrzucone nad głowę wystrzeliły, wygrażając zaciśniętymi pięściami. Z płuc, zapewne nie bez znaczenia były
owe dyski, wydobył się skandująco lekko świszczący
krzyk „Złodzieje, złodzieje”.
Wnuczek z wdziękiem robił za plecami dziadka
pajacyki.
T
o już koniec opowieści. Zostałem zobowiązany do
nierozpowszechniania treści, które mogą godzić
w ustrój. Nie sprecyzowano jaki. Ze swej strony połączone Ministerstwo Zdrowia i Religii w ogóle nie widzi
żadnego problemu i nigdy nie słyszało o Trójcy.
Według niezależnego eksperta zbieżność nazwy
NFZ z obiektem kultu na domniemanej Trójcy jest
przypadkowa i śmieszna, a porozrzucane i pogniecione
plastikowe kubki nie stanowią ostatecznego dowodu.
Tracę nadzieję, że ktoś mnie jeszcze zrozumie,
ale nie poddam się zmowie milczenia, zwłaszcza że
wszędzie dokoła słychać znajome „ja” i „bo”…
Żeby nie używać „ja”, kończę bezpiecznym angielskim cytatem:
„I am free of all prejudices. I heal everyone equally.”
Rafał Stadryniak
internista
Rys. Zen
się z tradycyjnych papierowych torebek z resztkami
cukru na dnie.
Korzystając z chwilowego otępienia słuchaczy
i jasności własnych myśli po inhalacji, starszy człowiek
wrócił na moment do zderzenia w drzwiach. „A wystarczyłoby przestrzegać ruchu lewostronnego i nie pchać
się na trzeciego… A tak straty dla naszych cywilizacji
niepowetowane”.
Nie wiadomo, czy to przez chwilową ciszę w eterze, czy przez charakterystyczny zapach zmywacza do
paznokci atakujący płaty czołowe wprost z rejestracji,
zebrani dokoła zaczęli powoli przytomnieć, mrugać
oczami, rozprostowywać kończyny. Starszy pan zauważył, że „jego” fanka tuli się teraz do barczystego
i wąsatego emeryta rozpartego na dwóch fotelikach. „To
jest właśnie Ziemia, witamy na Ziemi, żadnych zasad”
przebiegł w myślach formułkę, którą wbijała mu do
głowy jego babcia.
Tłumek otaczający bajarza lekko zafalował i ktoś
zadał nieuchronne pytanie: „A ta trzecia planeta z Trójcy?
Co tam jest? Kim są jej mieszkańcy?”
Stary człowiek poprawił się na krześle. To bardzo
szlachetna i starożytna rasa spokrewniona z Bomisiami
i Jatylkami, czyli Zadymianie.
Tu przerwał, wyprężył się jakby połknął kij, w mechaniczny sposób wyprostował tułów. Twarz niby pod
przymusem zamieniła się w maskę nienawiści, a dłonie
PS W oryginale W.C. Fieldsa, amerykańskiego
aktora, zamiast „heal” występuje „hate”. R.S.
Nowości
Odległe korzyści odchudzania
W „Journal of American wynikających z odchudzania.
Heart Association” (http:// Wiadomo, że ubytek wagi
jaha.ahajournals.org/con- powoduje poprawę metabotent/1/1/1.full) ukazało się licznych wskaźników, takich
doniesienie dr Caitlin A. jak poziom glukozy, insuliny,
Dow i wsp. zatytułowane CRP oraz lipidogram. W baPredictors of Improvement in daniu uczestniczyło 417 koCardiometabolic Risk Factors biet z otyłością lub nadwagą,
With Weight Loss in Women, biorących udział w badaniu
podsumowujące ocenę odle- klinicznym mającym na celu
głych korzyści metabolicznych odchudzanie. Średni wiek pa-
27
cjentek wynosił 44 lata. W 12 a także stwierdzano znamieni 24 miesiące po zakończeniu nie niższe wskaźniki biocheprogramu odchudzania oce- miczne. U osób, które obniniono następujące wskaźniki: żyły wyjściową masę ciała co
cholesterol całkowity, HDL, najmniej o 10% i utrzymywały
LDL, trójglicerydy, insulinę, tę redukcję, po 24 miesiącach
glukozę, CRP.
stwierdzano obniżenie CRP,
W 24 miesiące po zakoń- TG, HDL-cholesterolu i LDLczeniu próby utrzymywała -cholesterolu.
się znamienna redukcja wagi,
Źródło: materiały prasowe
American Heart Association
zmniejszenie obwodu w pasie,
1_2014
styczeń
Po dyżurze
Sen
N
ie mógł zasnąć, przewracał się z boku na bok. Gdy
już, już zdawało się, że sen nadchodzi, szczekanie
psa sąsiadów lub ryk silnika samochodu wybudzały go.
Jutro ważny dzień. Myślał tylko o tym, co będzie jutro.
Wreszcie usnął.
Słyszał skrzyp-skrzyp, miarowo, jak odgłos zegara:
raz-dwa, tik-tak, skrzyp-skrzyp. Snop światła wędrował
z prawa na lewo i wracał, w takt skrzypienia. Przyglądał
się pomieszczeniu. Kąt z prawej strony stawał się jasny,
to znów ciemniał. Zdał sobie sprawę, że unosi się nad
podłogą, twarzą w dół i tkwi tak zawieszony. Chciał
poruszyć rękami, ale wyciągnięte ramiona coś trzymało.
Poruszył palcami nóg, ale nie mógł zgiąć kolan. Pokręcił
głową, gdy poczuł poduszkę na twarzy. W rytm skrętów szyi twarz zapadała się coraz głębiej w poduszkę.
Brakowało powietrza. Jeszcze jeden skręt szyi i złapał
oddech. Ujrzał postać w białym zakrwawionym fartuchu. W prawej ręce trzymała nóż, z którego spadały
czerwone krople. Przerażające ostrze przybliżało się
i stawało coraz większe.
słońce, bo widzi jasną plamę.
Idzie tą ścieżką,
potyka się o korzenie starych
drzew, które
wiją się pod
nogami. Przeskakuje rów,
jeden, drugi,
zahacza o kamień, upada i gdy podnosi głowę, widzi
światło. Kolejna przeszkoda, znów upada, rozgląda się,
ale matka znikła.
– Mamo! Mamo!
Usłyszał go głos ojca:
– Synku, już nie płacz. Idź do swojego łóżka. Wiem,
że tęsknisz za mamą. Wszyscy tęsknimy. Opowiedz,
co ci się śniło. Ogień, mama... rzeczywiście… chyba
mama daje ci jakiś znak. Porozmawiamy jutro. A teraz
spróbuj zasnąć.
K
O
uba obudził się z krzykiem. Nie może usnąć, nie
chce, by śniły mu się takie koszmary. Wstał z łóżka,
przeszedł do dużego pokoju i usiadł w ulubionym fotelu
mamy. Będzie czuwał, postanowił. Jednak usnął.
Znajdował się w kuchni, którą znał z wakacji
u babci. Przy rozżarzonej do czerwoności węglowej
płycie stała kobieta z pogrzebaczem i hałaśliwie przekładała fajerki. Gdy ułożyła ostatnią, przesunęła wielki gar
i wtedy ogień oświetlił jej twarz – to była mama. Podszedł
bliżej, a ona odsunęła się w stronę ściany i wtedy chłopiec
dostrzegł drzwi, których w tym miejscu wcześniej nie
było. Otworzył je i znalazł się na leśnej polanie. Słońce
prześwituje przez liście dębu, w głąb lasu prowadzi
ścieżka. Idzie nią w kierunku postaci widniejącej w oddali – to znowu mama. Biegnie, ale dystans nie maleje.
Przyspiesza i gdy już jest blisko matki, widzi, że ta na coś
wskazuje. Zauważa wąską ścieżynkę prowadzącą w gąszcz
krzaków, paproci i jakichś roślin, w oddali chyba świeci
28
jciec przygotował śniadanie i pomógł Marysi podejść do stołu. Córka poza domem poruszała się
na wózku. Od tragicznego wypadku minął ponad rok.
Rehabilitacja dziewczynki postępowała wolno. Trzeba
czasu i wiary w to, że będzie lepiej, powtarzali lekarze.
Ojciec zrezygnował z chodzenia do biura, wszak wolny
zawód można wykonywać w domu. Robił zakupy, gotował obiad, no i kreślił swoje projekty. Przed wypadkiem
po partnersku pomagał żonie w pracach domowych.
Gdy zginęła potrącona przez motocykl, jakoś sobie
radził. Kuba też pomagał.
Ojciec odwiózł dzieci do szkoły. Widział, jak
syn prowadzi wózek Marysi do podjazdu, jak koledzy
pomagają wnieść go do budynku. Już miał odjechać, ale
jeszcze chwilę trwał w zamyśleniu. I dlatego zobaczył,
że Kuba wybiegł ze szkoły, mimo że było po dzwonku.
Dziwne, przecież pilnie się uczy, nie ma uwag w dzienniczku, a tu nagle wagary? Ruszył za synem. Za rogiem
1_2014
styczeń
Rys. Zen
Jagoda Czurak
Po dyżurze
czekały jakieś dwie kobiety, więc ojciec cofnął się, nie
chcąc być zauważonym. Dotarły do niego słowa:
– Jeśli okaże się, że jesteś zdrowy, to sprawę sfinalizujemy. Pamiętaj, jutro musisz być na czczo. Spotkamy
się tutaj o ósmej.
Co to może znaczyć? Gdy Kuba wychynął zza
rogu, niczego nie podejrzewając, ojciec przystąpił do
rzeczy. Chłopiec po wstępnych wykrętach przyznał, że
musi zrobić badania, by sprawdzić, czy ma zdrowe nerki.
– Co? Przecież ty nie chorujesz, a gdybyś nawet
miał jakiekolwiek problemy zdrowotne, to oczekiwałbym,
że zwrócisz się z tym do mnie. Co to za kobiety? Co ty
kombinujesz? O co chodzi z twoimi nerkami? – ojciec
podniósł głos.
– Bo ja… Bo one… Bo ja chcę sprzedać nerkę. Te
panie potrzebują dawcy. A ja muszę mieć pieniądze na
operację Marysi. Ona musi chodzić. Bo to moja wina,
to przeze mnie… – Kuba zaczął płakać. – To ja wtedy
chciałem iść z nią i mamą do ZOO. I to ja chciałem
przejść przez jezdnię w tym miejscu. I wtedy ten wariat
wyskoczył na motorze. To przeze mnie mama nie żyje!
– Ależ, synku, to nie twoja wina, rozmawialiśmy już o tym. Chciałeś sprzedać nerkę? Przecież to
nielegalne! Na dodatek jesteś niepełnoletni! A co by
się stało, gdybyś nie przeżył operacji? Zawsze mogą
być komplikacje. Saleta też miał problemy po operacji.
Czy pomyślałeś o tym? I skąd wytrzasnąłeś te kobiety?
– Ale przecież Marysia nigdy nie będzie normalnie chodzić! Ja sprawdziłem w Internecie ile kosztuje
operacja kręgosłupa w Niemczech. My nie mamy tyle
pieniędzy – Kuba wycierał łzy.
O
jciec musiał w duchu przyznać, że jego syn ma
poczucie odpowiedzialności. Tylko ten pomysł
z handlem. Trzeba to zgłosić na policję.
– Teraz nie mamy pieniędzy, ale to nie znaczy,
że w ogóle nie będziemy ich mieli. Rozmawiałem ze
znajomymi, założyłem fundację, zbieramy pieniądze.
Koledzy artyści niedługo zorganizują aukcję swoich
prac. Może nie od razu uzbieramy potrzebną sumę,
ale damy radę – ojciec położył rękę na ramieniu syna. –
Następnym razem jak nie będziesz mógł poradzić sobie
z problemem, przyjdź do mnie. We dwójkę będziemy
szukać rozwiązania. Gdy pomyślę, że mógłbyś zrobić
coś takiego... ani ja, ani Marysia nie wybaczylibyśmy
sobie, że nie zauważyliśmy, że nie widzieliśmy, że coś
się dzieje. Synu – ojciec zatrzymał się o spojrzał Kubie
w oczy – umawiamy się, że nie wracamy do tej sprawy.
I ani słowa Marysi. Leć do szkoły. Przyjadę po was jak
zwykle. I głowa do góry. Na spotkanie z tymi babami
pójdę ja.
Swoją drogą, Kuba to już prawie dorosły facet,
pomyślał, wsiadając do samochodu. A ma dopiero
szesnaście lat.
Jagoda Czurak
ekonomistka z rodziny lekarskiej
Listopad 2013 r.
Nowości
Flawanole w centrum uwagi badaczy
„Journal of Hypertension”
w grudniu 2013 r. opublikowało interesujące doniesienie
„Chocolate – Guilty Pleasure or
Healthy Supplement?”. Dr Laura S. Latham i wsp. omawiają
w nim znaczenie flawanoli dla
prawidłowego funkcjonowania
układu sercowo-naczyniowego.
29
Do grupy flawanoli zalicza się
różne związki chemiczne, między innymi epikatechiny wykazujące wyraźnie korzystny
wpływ na śródbłonek naczyń
oraz procyjanidyny, których
efekt na naczynia jest mniejszy.
Autorzy dokonali przeglądu 16 doniesień naukowych
opublikowanych w latach
2003-2013 na temat działania
flawanoli zawartych w produktach spożywczych. W większości badań stwierdzono takie
efekty spożywania produktów
spożywczych bogatych w flawanole jak poprawa funkcji
śródbłonka naczyń, obniżenie
ciśnienia krwi, zmniejszenie
insulinooporności, poprawa
funkcji płytek krwi. Najpopularniejsze źródła flawanoli to
czekolada, herbata, czerwone
wino.
Źródło:
http://onlinelibrary.wiley.com/
doi/10.1111/jch.12223/full
1_2014
styczeń
Symbolika kraju jest znana na całym świecie
Kraj niby malutki, długi i wąski,
ale za to jakże zróżnicowany
Podróże
Izrael – kraj przeciwieństw,
kontrastów i niespodzianek
Alicja Barwicka
Część 1
Każdy kraj, który odwiedzamy, zostaje potem zapamiętany przez pryzmat konkretnych cech, wyróżniających go spośród wielu innych. I tak w mojej głowie Bali to kawałek Indii w Indonezji, Włochy to toskańska zieleń przesycona zapachami, Austria
to perfekcyjna obsługa w nawet najmniejszym Gasthousie w połączeniu z czystym
niebem i bielą lodowców, Kazachstan to jedno niekończące się zdziwienie, że można
tak dużo w tak krótkim czasie, a z kolei Singapur to przepiękne lotnisko Changi i ideał miejskiego ładu… Można by tak długo wyliczać.
Jeden wielki kontrast
Izrael zapamiętam jako kraj kontrastów. Roi się
od nich i to w naprawdę każdej dziedzinie, jaką by się
nie zająć. Weźmy pod lupę zwykłą geografię. Kraj jest
malutki, a przecież to tutaj spotykają się trzy kontynenty:
Europa, Azja i Afryka. Mimo dość małych rozmiarów ma
dostęp do czterech mórz, bo poza Śródziemnym, Martwym i Czerwonym przez Zatokę Akaba trzeba doliczyć
Morze Śródziemne w okolicach Cezarei Morskiej...
... i w Hajfie
30
1_2014
styczeń
Podróże
Morze Martwe przyciąga, zwłaszcza amatorów czytania na leżąco
Jezioro Galilejskie, zwane Morzem Tyberiadzkim. Leży
na wąskim pasku wybrzeża, a przecież znajdziemy tu
całkiem wysokie góry i to zarówno w pasmach, jak
długie na 27 km pasmo Karmelu, jak i pojedyncze (np.
góra Tabor). A jeśli już mowa o górach, to trzeba też
przypomnieć o najgłębszej na kuli ziemskiej depresji
morza Martwego. Chociaż Izrael leży w konkretnej
strefie klimatycznej i wydawać by się mogło, że nic nas
przynajmniej w klimacie nie zaskoczy, to znajdziemy tu
z jednej strony łagodny ciepły klimat nadmorski i jeden
wielki zielony gaj jakim jest Galilea, a z drugiej suchą
pustynię Negew czy parną gorącą Jerozolimę.
Morze Czerwone (tu Zatoka Akaba) to z kolei raj dla miłośników nurkowania
Płynąc po morzu Tyberiadzkim (jezioro Galilejskie), dzisiejszymi jednostkami, można na drugim brzegu dostrzec sporne Wzgórza Golan
Ziemia obiecana, ale nie bezludna
Jak wiadomo w każdym kraju najważniejsi są jego
mieszkańcy. A w Izraelu mamy ich tak zróżnicowanych
etnicznie, kulturowo i religijnie jak chyba nigdzie więcej.
Początek tego problemu liczy sobie dobre kilka tysięcy
lat, bo ziemia, która została obiecana izraelskiemu ludowi, nie była przecież ziemią bezludną! Trzeba było
31
od początku mierzyć się z lokalnymi mieszkańcami,
plemionami żyjącymi tu od pokoleń. Wiele się działo
przez wieki na terenach dzisiejszego Izraela. Kolejne
imperia dokonywały podbojów, a następnie rozbudowy,
licząc, że tym razem zostaną tu na zawsze. Narody samych
najeźdźców z upływem kolejnych wieków znikały lub
istotnie traciły na znaczeniu i liczebności. Tymczasem
1_2014
styczeń
Podróże
Oprócz mórz znajdziemy też całkiem wysokie góry...
... jak np. Góra Tabor,
... ale też imponujące obszary depresji
(tu w Tyberiadzie nad jeziorem Galilejskim)
naród żydowski pozbawiony własnej ziemi żył rozproszony po całym świecie. Narodzony we Francji pod koniec
XIX wieku polityczny ruch syjonistyczny, propagujący
masowy powrót (alija) Żydów na ziemię przodków,
także odwoływał się do tej idei, twierdząc przekornie
w swoich hasłach, że „na lud bez ziemi czeka ziemia bez
ludu”. Dziś mieszkają tu potomkowie rozmaitych kultur,
tworzących skomplikowaną historię tej części świata.
Jednak najliczniej są reprezentowane dwie zwaśnione
grupy: Izraelczycy i Palestyńczycy. Żyją w przedziwnej relacji, bo mimo iż obok siebie, to ciągle skłóceni,
oskarżający się wzajemnie o nieprzejednane stanowisko
w sprawie możliwości osiągnięcia trwałego pokoju.
Izraelczycy uważają się za Europejczyków, chociaż ich
kraj przez półwysep Synaj łączy bezpośrednio Azję
z Afryką. Palestyńczycy też podkreślają swoją odrębność,
zaznaczając, że są Arabami europejskimi. Jeśli jednak
popatrzymy na kraj z perspektywy krajobrazowo-kulturowej, dostrzegając wąziutkie uliczki jerozolimskiej
starówki, ale i pustynne krajobrazy w okolicach Morza
Martwego – nie znajdziemy tu raczej Europy.
Dla każdego coś ważnego
Jedno jest pewne. Izrael to wręcz sztandarowe
turystyczne miejsce na ziemi, gdzie każdy znajdzie coś
dla siebie. Spragnieni słońca mogą wygrzewać się na niezliczonych plażach, uprawiać wszelkiego rodzaju sporty
wodne, smarować się odmładzającym i regenerującym
Soczysta jest zieleń Galilei ze srebrzącymi się gajami oliwnymi...
32
1_2014
styczeń
Podróże
... za to na pustyni Negew jest sucho, piaszczyście, monotonnie...
... ale nie nudno
dla skóry błotem z morza Martwego, bawić w klubach
i dyskotekach. Zapaleni miłośnicy historii mogą szukać
(i na pewno znajdą) pozostałości z czasów biblijnych,
rzymskich, wypraw krzyżowych, nie mówiąc już o szperaniu w bogactwach oddalonych od cywilizacji klasztornych bibliotek. Wielbiciele pustynnych krajobrazów mają
do dyspozycji wyprawy na wielbłądach, a dla ciekawych
cudów podwodnego świata ośrodki nurkowania w Ejlacie
przygotowały niezliczone atrakcje, w tym zwiedzanie
podwodnego obserwatorium koralowców i rezerwatu
rafy koralowej. Dla ciągnących tu nieprzebranych rzesz
pielgrzymów odwiedzanie miejsc świętych to przede
wszystkim ogromne przeżycia duchowe, a już w szczególności dotyczy to Jerozolimy jako świętego miasta
dla trzech wielkich religii monoteistycznych: judaizmu,
chrześcijaństwa i islamu.
Powroty do ziemi przodków trwają
33
1_2014
styczeń
Podróże
Dwie stolice, ale jeden parlament (Knesset)
Jak to jest z tą stolicą?
Jak to w Izraelu, nawet pojęcie stolicy nie jest
pojmowane jednoznacznie i jego dwa różne wydania
funkcjonują sobie w pełnej symbiozie. Izraelczycy za
swoją stolicę uznają Jerozolimę i to nie tylko w aspekcie
historycznym. Są tam zlokalizowane siedziby obiektów
rządowych na czele z monumentalnym gmachem parlamentu (Knessetu). Jednak ONZ nie uznaje tego faktu
i dlatego większość ambasad mieści się w położonym
nad morzem Śródziemnym Tel Awiwie, największym
mieście kraju. Obie metropolie położone w niewielkiej
od siebie odległości (około 50 minut jazdy samochodem)
różnią się zasadniczo już na pierwszy rzut oka. O ile
Jerozolima kojarzy się głównie z przeszłością, to nowoczesny architektonicznie, kosmopolityczny Tel Awiw
żyje teraźniejszością i jej przyjemnościami. To miasto
pięknych plaż, centrów handlowych, biurowców, eleganckich, wytwornych restauracji, klubów nocnych i przede
wszystkim niespożytej energii mieszkańców. Miasto jest
wielkie, pełne zieleni i bardzo jasne. Może się poszczycić
ponad 1500 wpisanymi na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO budynkami w stylu szkoły
Bauhaus, których proste, funkcjonalne i jasne (stąd ich
nazwa Białe Miasto) bryły bardzo odpowiadały pierwszym
osadnikom utworzonego w 1948 roku nowego państwa.
Tel Awiw czy Jaffa?
Nieco wcześniej, bo około 100 lat temu kilka
rodzin opuściło dość już zatłoczoną Jaffę, zamierzając
osiedlić się na pobliskim wzgórzu, zwanym wzgórzem
wiosny (Tel – wzgórze, Awiw – wiosna). I tak z pomysłu
kilku osób zrodziła się dzisiejsza największa (szacuje się,
że z przedmieściami może liczyć do 2,5 mln mieszkańców) aglomeracja kraju. Najstarsza część Jaffy niewiele
się od czasów biblijnych zmieniła, tyle że dziś z każdego
jej miejsca widać stojące nad brzegiem morskim wieżowce Tel Awiwu. Myślę, że gdyby powrócił ze swojej
dość nieudanej wyprawy morskiej pewien mieszkaniec
Jaffy o imieniu Jonasz, bez trudu poznałby zaułki starego portu. Dzisiejsza Jaffa przechodzi w nowoczesny
Tel Awiw dość płynnie i trudno się nawet zorientować,
w którym administracyjnie fragmencie aglomeracji jesteśmy. Zachowała jednak swój orientalny koloryt i jest
obecnie ulubionym miejscem pracy artystów, siedzibą
wielu galerii sztuki oraz restauracji słynących z doskonałych owoców morza.
W Tel Awiwie jest też zlokalizowany największy
(kilka mniejszych portów obsługuje głównie linie krajowe i regionalne) międzynarodowy port lotniczy Ben
Guriona, którego lekka, nowoczesna architektura robi
bardzo pozytywne wrażenie. Wygląda z zewnątrz jak
Z każdego miejsca w Jaffie widać wieżowce Tel Awiwu
Co by na taką dzisiejszą Jaffę powiedział biblijny Jonasz?
34
1_2014
styczeń
Podróże
Cezarea. Potężne mury miasta musiały chronić....
... wielkie osobistości i ich majątek...
wielki kremowy talerz, na którego obwodzie promieniście
parkują samoloty. Oczywiście we wnętrzu tego talerza
mieści się ogromna hala z całą niezbędną infrastrukturą,
bo lotnisko jest faktycznie ogromne.
Zajrzyjmy do Cezarei
Korzystając z łagodnego, ciepłego klimatu, który
na wybrzeżu morza Śródziemnego panuje przez cały rok,
dobrze jest wybrać się do przynajmniej kilku ciekawych
miejsc w tej części kraju. I tak jadąc wzdłuż wybrzeża na
północ w kierunku Hajfy, nie wolno pominąć Cezarei
Morskiej (Caesarea Maritima). To miejsce zupełnie
szczególne, gdzie bez większego wysiłku można się
przenieść do czasów Heroda Wielkiego. Na samym
początku wycieczki warto skorzystać z multimedialnego
przekazu w tzw. wieży czasu, gdzie w ciągu kilkunastu
minut zostaną zaprezentowane najważniejsze wydarzenia, jakie miały tu miejsce w ciągu ostatnich 2 tys.
lat. Zobaczymy więc, jak Cezarea powstawała i jakie
ambitne plany architektoniczne w hołdzie dla cesarza
Augusta realizował tu Herod Wielki. Miasto miało tak
... port wychodzący daleko w morze (nawet dziś imponuje wielkością)...
35
wysoką rangę, że przez 500 lat było głównym ośrodkiem
rzymskiej władzy na terenie ówczesnej Palestyny i to tutaj
swoją główną rezydencję miał Poncjusz Piłat. Ogromny
port na 100 wielkich jednostek musiał na przybyszach
robić wielkie wrażenie, skoro nawet dziś ocalałe resztki
dają wyobrażenie imponujących budowli. W czasach
świetności Cezarea była rozległym miastem z wielkim
owalnym hipodromem przepięknie położonym nad
... przechodniów spieszących gdzieś wąskimi uliczkami...
1_2014
styczeń
Podróże
... nadal wykorzystywany amfiteatr...
brzegiem morza, z imponującym rozmiarami i akustyką
amfiteatrem na 3 tys. miejsc, gdzie niestety odbywały się również masowe egzekucje. Przy głównej ulicy
rozlokowały się bogate wille patrycjuszy i dowódców
wojskowych, w ruinach których można dziś podziwiać
nie tylko pozostałości mozaiki czy resztki kolumnad,
ale i odtworzyć przekrój społeczny mieszkańców. I tak,
opierając się na obecności w domu łaźni, można szacować liczbę zamieszkujących tu Rzymian. Wspaniały
architektonicznie akwedukt dostarczał miastu wodę
źródlaną ze zbocza góry Karmel.
Miasto od strony lądu chroniły nie tylko potężne
mury obronne, ale i głęboka fosa. Wydawało się więc,
że jest nie do zdobycia. Było inaczej. Dzieło niszczenia
zapoczątkowali Persowie, potem Cezareę odbili krzyżowcy, w XIII wieku próby odbudowy fortecy podjął
się Ludwik IX, ale niewiele zdążył zdziałać, gdyż swoje
najazdy rozpoczęli muzułmanie. Obrazu dopełniały
kilkakrotne trzęsienia ziemi.
Ostateczną klęskę, z której Cezarea Morska nigdy
już się nie podniosła, poniosło miasto w 1290 roku. Dzisiejsi turyści podziwiają nie tylko wspaniale zachowane
dowody świetności miasta i kunszt budowniczych, ale
36
... wille zamożnych mieszkańców...
1_2014
styczeń
Podróże
... ogromny, wspaniały hipodrom wraz z trybunami dla widzów
i ogrom pracy współczesnych archeologów, którzy centymetr po centymetrze odkrywają dla nas te wspaniałości.
Miasto, które weszło na górę
Posuwając się wybrzeżem dalej na północ, dotrzemy do Hajfy, prężnego ośrodka przemysłowego
i jednocześnie trzeciego pod względem wielkości miasta kraju. Jest tu i ogromny port, jest rafineria, wiele
placówek naukowo-przemysłowych zajmujących się
w szczególności rozwojem najnowszych technologii
i postępem technicznym. Jest to również ważny ośrodek
kulturalny z muzeami, teatrami oraz dwoma ważnymi
ośrodkami akademickimi. Pierwotnie miasto zajmowało
jedynie wąski pas wybrzeża, dochodząc do naturalnej
granicy masywu góry Karmel. Jednak silna ekspansja
przemysłowa, zwłaszcza w XX wieku, spowodowała
„wejście” miasta na zbocze i dzisiaj Hajfa jest już piętrowa, a z najwyższych kondygnacji (gdzie między innymi
Nowoczesna architektura centrum może się podobać
Ci, co na górze, mają fajne widoki
37
1_2014
styczeń
Podróże
Pamiątki mogą też być smutne
usytuowano najdroższe hotele) rozciąga się piękna
panorama miasta, morza i gór.
Mimo iż to przede wszystkim ośrodek przemysłowy, jest w Hajfie sporo rzeczy do zobaczenia. Jak w każdej
metropolii, w centrum znajdziemy drogie, eleganckie
sklepy i ciekawe architektonicznie biurowce. Niewątpliwą atrakcją może być najkrótsze metro na świecie
(Carmelit). To podziemna trasa biegnąca pod zboczem
masywu Karmelu, wykuta w litej skale i nachylona pod
kątem 45º, dlatego wymagająca zastosowania specjalnego napędu wagoników. Z pewnością należy zwrócić
uwagę na dość smutną pamiątkę w postaci opuszczonych
domostw Palestyńczyków, którzy opuścili swoje siedziby
(na jak sądzili krótki czas), uciekając przed działaniami
wojennymi. Niestety do własnych domów nigdy już nie
wrócili i stali się mieszkańcami obozów dla uchodźców.
Szczególną sympatią mieszkańców i turystów cieszy
się kompleks świątynny Bahaitów (odłam muzułmańskiego ruchu mistycznego) z najdłuższymi na świecie
ogrodami na stoku góry. Ozdobione złotą kopułą sanktuarium Baha Allaha wznosi się pośrodku ogrodów na
10. tarasie (jest ich w sumie 19). Architektura zieleni
poszczególnych tarasów nawiązuje do europejskiej
sztuki tworzenia ogrodów z wykorzystaniem kamiennych balustrad, fontann
czy
ozdobnych klombów
Ogrody Bahaitów są trochę kiczowate, ale i tak cieszą się wielkim powodzeniem
i starannie przystrzyżonych trawników. Z góry
rozciąga się przepiękny
widok na Hajfę i morze
Śródziemne.
Jednak Izrael, chociaż tak mały, nie składa
się przecież tylko z wybrzeża morza Śródziemnego. Czas więc skierować się
w głąb lądu. A o tym, co
tam na nas czeka – w następnym numerze GdL.
Tekst i zdjęcia
Alicja Barwicka
odmłodzona w morzu
Martwym okulistka
38
1_2014
styczeń
Podróże
Na styku Europy i Azji – Armenia
Chaczkary, morele, hasz i…
Jagoda Czurak
Do Armenii wjechałam od strony Gruzji. Byłam ciekawa, czy te dawne zakaukaskie
republiki są do siebie podobne.
A
rmenia to niewielkie górzyste państwo (ponad 50%
powierzchni stanowią tereny położone powyżej
2000 m n.p.m.), z bardzo burzliwą historią. Najnowsze
badania archeologiczne doprowadziły do odkrycia tutaj
najstarszego zachowanego skórzanego obuwia, części
ubrań i wytwórni wina pochodzących sprzed 6 tysięcy
lat. Królestwo Armenii istniało od VI w p.n.e., osiągając
w I wieku p.n.e. olbrzymie terytorium pomiędzy Morzem
Śródziemnym a Morzem Kaspijskim, obejmujące obszar
dzisiejszej Syrii, części Turcji, Iranu i Gruzji. Ukształtowanie terenu nie powstrzymało niestety Greków, Rzymian,
Bizancjum, Mongołów, Persów, Turków i Rosjan przed
podbojami tej części Zakaukazia.
(przybliżona odległość to 20 km). Nazwa Ararat jest
nierozerwalnie związana z Armenią. Tak nazywa się
nie tylko najpopularniejszy koniak, piwo czy woda
mineralna. Nawet producent herbaty i artykułów spożywczych używa nazwy tego przez lata należącego do
Armenii szczytu.
Jezioro Sewan,
czyli Morze Armeńskie
Ararat
Legenda mówi, że arka Noego zatrzymała się
u szczytu Araratu Wielkiego (5165 m n.p.m.). Sami
Ormianie uważają się za potomków Hajka, wnuka
Noego, a nazwa kraju po ormiańsku brzmi Hajastan
– Հայաստան. Góra Ararat razem ze sporo niższym
Araratem Mniejszym od dawna leży na terytorium
Turcji. Sfotografowałam ją z okna hotelu w Erewanie
Armenia to chyba jedyny kraj na świecie, którego
5% powierzchni zajmuje jedno jezioro o powierzchni
ok. 1300 km2. Sewan leży na wysokości prawie 2 tys.
metrów, a temperatura wody latem osiąga nawet 20oC.
Kto kiedykolwiek umoczył rękę w położonym o kilkaset
metrów niżej Morskim Oku czy Czarnym Stawie Gąsienicowym, wie, że jak na górskie jezioro jest to wysoka
39
1_2014
styczeń
Podróże
temperatura. Nic dziwnego, że jezioro Sewan, mające
piaszczystokamienne plaże, jest bardzo popularnym
miejscem spędzania wypoczynku, na dodatek leży niecałe
70 km od Erewanu. Na cyplu półwyspu Sewańskiego
znajduje się klasztor Sewanawank (Czarny Klasztor)
z 874 roku, zbudowany z nieobrabianego bazaltu. Nad
budowlach sakralnych powstawały świeckie domy, tworząc właściwie coś w rodzaju miasteczka. Co charakterystyczne, najwcześniejszym kościołom towarzyszyły
dobudówki. Niektóre są samodzielnymi budynkami,
w których wierni mogli uczestniczyć w nabożeństwie,
gdy zabrakło miejsca w kościele. Inne tworzą obszerne
przedsionki świątyń. Dobudówki były również miejscem
spotkań i narad notabli, także świeckich, tutaj chowano
najważniejsze osoby społeczności, przykrywając groby
kamiennymi płytami, po których dziś się stąpa. Płyty
niedopasowane, niczym niespojone, chybotliwe. Nasza
grupa usiłuje do części z ołtarzem przemknąć pod ścianą,
ale przewodniczka uspokaja, że po tych nagrobkach się
chodzi. W ten sposób podkreślono marność naszego
żywota.
Dawniej wnętrza kościołów były przynajmniej
częściowo pokryte freskami, z których już prawie nic
nie zostało. Wnętrza są ciemne, rozświetlone otworem
w sklepieniu (jak w ormiańskiej chacie) lub wąskimi
brzegiem jeziora ma swoją rezydencję prezydent Armenii. W wodach Sewanu żyją endemiczne pstrągi, które
podano nam na kolację. Każda ryba była innego kształtu,
z bardziej lub mniej wygiętym grzbietem. Smakowała
jak… no cóż, jak pstrąg.
Kościoły i klasztory
Armenia jest pierwszym krajem, który przyjął
chrześcijaństwo jako religię narodową (w 301 r.). Krzewicielem nowej wiary był przyszły święty Grzegorz
Oświeciciel. Apostolski Kościół Ormiański utrzymuje patriarchat w Jerozolimie i Stambule. Najwyższym
zwierzchnikiem ormiańskich chrześcijan jest katolikos
Karekin II. Przetłumaczenie biblii na język Ormian
(alfabet stworzył na początku V wieku mnich Mesrop
Masztorc) zapoczątkowało w tym czasie rozwój literatury w nowym narodowym języku (wcześniej używano
greki). Klasztory stawały się miejscem nie tylko kultu
religijnego, ale również centrami nauki, ponieważ przy
40
oknami umieszczonymi blisko stropu. W takim ascetycznym miejscu łatwo się skupić podczas modlitwy. W kompleksie Hagpat (X i XII w.) zachowały się pomieszczenia
biblioteki, w innym budynku w kamiennej podłodze są
otwory, przez które następowała wymiana powietrza ze
znajdującą się niżej spiżarnią. Po lewej stronie wejścia
do świątyni wykuto wprost w murze nazwiska darczyńców. Monaster Ajriwank (Jaskiniowy) nie przetrwał do
naszych czasów, splądrowany przez Arabów. W jego
miejscu w XII w. wykuto w skale kościół, później drugi,
grobowiec, salę zgromadzeń oraz nauki, a także nowe
1_2014
styczeń
Podróże
komórki, w których żyli mnisi. Do części pomieszczeń
wchodzi się po oryginalnym nierównym skalnym podłożu, które łukowato przechodzi w pionowe ściany. W XIII
wieku dobudowano kaplice oraz katedrę z płaskorzeź-
bami zwierząt, z roślinnymi i geometrycznymi wzorami.
Obecnie kompleks ten nosi nazwę Gegard – Monaster
Włóczni (rzekomo przechowywano tu Świętą Włócznię,
czyli gegard, którą był ugodzony Chrystus na krzyżu).
Mnisi dalej żyją w tym trudno dostępnym miejscu, mają
pasiekę, uprawiają pomidory i inne warzywa. W skałach,
na ścianach budowli wykuto
chaczkary.
Początkowo obok centralnego motywu krzyża umieszczano na płytach symbole słońca i księżyca, później
zaczęły się pojawiać wzory roślinne (liście winorośli,
kwiaty) lub geometryczne, postaci lub ludzkie głowy.
Chaczkary miały przypominać zmarłych, ale też zaświadczały o ważnych wydarzeniach miejscowej społeczności:
budowie mostu, gospody. Szacuje się, że mogło ich
powstać nawet 100 tysięcy. Chaczkary z kompleksów
klasztornych Sanahin i Hagpat są na bardzo wysokim
artystycznym poziomie. Ten z fotografii znajduje się
w Eczmiadzynie.
Fortece
Obronne budowle i towarzyszące im świątynie
czy budynki o przeznaczeniu sakralnym bądź świeckim
wznoszono w miejscach staranne wybranych, tak by
w razie ataku wroga mogły być trudno dostępne lub
łatwe do obrony. W I w p.n.e. w miejscowości Garni
ponad wąwozem rzeki wzniesiono kompleks pałacowy
i świątynię pogańską, której architektura jest połączeniem hellenistycznych wpływów i ormiańskich zdobień.
Trzęsienie ziemi w XVII wieku zniszczyło te budowle, ale
Chaczkary
„Krzyże
z kamienia” –
chaczkary to
płaskorzeźby
na płyt ach
kamiennych,
które powstawały w miejscu
świątyń pogańskich, zanim
zaczęto budować kościoły.
41
1_2014
styczeń
Podróże
niedawno odbudowano poświęconą prawdopodobnie
bóstwu słońca świątynię, zostawiając ruiny części mieszkalnej pałacu z łaźniami i resztkami muru osłaniającego
dojazd od strony pobliskiej wsi.
Erewan
Miasto zostało założone w miejscu twierdzy
Erebuni, którą datuje się na 782 r. p.n.e. Do połowy XIX
wieku było to właściwie miasteczko, które dzięki śmiałej
wizji gubernatora tego regionu Rosjanina i ciekawym
projektom dwóch ormiańskich architektów zmieniło
się w końcu tego wieku w miasto z szerokimi ulicami
i pałacami, zyskując jeszcze większy rozmach w latach
20. ubiegłego stulecia. Tego miasta nie sposób pomylić
z żadnym innym. Ściany domów mieszkalnych wyglądają jak mozaiki. Kwadraty wulkanicznego kamienia
tej części miasta wydobywa oświetlenie. Drogi wylotowe ze stolicy Armenii są obsadzone budynkami ze
szkła – to kasyna, nocne kluby. Takich przybytków nie
ma w centrum miasta – czyżby w ten sposób udawano,
że problem hazardu nie istnieje?
Eczmiadzyn
Duchową stolicą Armenii i siedzibą katolikosa
jest Eczmiadzyn z wielokrotnie rozbudowywaną katedrą, w której w prawie niezmienionej formie pozostała
jedynie kamienna VII-wieczna kopuła. To, co widzimy
dzisiaj, to dobudowane w XVIII wieku dzwonnice, apsydy
w części głównej świątyni oraz barwne freski. Na terenie
kompleksu jest seminarium duchowne oraz muzeum
z bardzo cennymi manuskryptami, a także ozdobnymi
– tufu, w kolorach od szarego przez popielaty, róż do
brązowego, stanowią ściany. Władze miasta uznały, że
ten styl powinien być kontynuowany, stąd współczesne
bloki wznoszone są również z tufu, łączonego z betonem.
Dalsze przemiany miasta stały się możliwe po uzyskaniu
niepodległości w 1991 roku. Pomniki Lenina usunięto,
plac Lenina przemianowano na plac Republiki, przy
którym co wieczór gromadzą się mieszkańcy i turyści, by
obejrzeć spektakl śpiewających fontann. Plac ten znajduje
się w środku dzielnicy rządowej, a ciekawą architekturę
42
1_2014
styczeń
Podróże
krzesłami katolikosa. Na dziedzińcu wystawiono część
kolekcji chaczkarów z przedstawieniami Chrystusa,
świętych i ludzi. Jak wyjaśniała nasza przewodniczka,
jeśli chaczkar przedstawia ukrzyżowanego Jezusa, zawsze
pod krzyżem jest wyrzeźbiona głowa Adama (którego
grzech zmazała krew Ukrzyżowanego). Na jednym
z chaczkarów przedstawiono scenę polowania – został
on zapewne ufundowany przez możnowładcę. Katedra
w Eczmiadzynie ma bogato zdobioną kurtynę, stanowiąca
zasłonę ołtarza. W czasie naszej wizyty była ona zsunięta
na bok, więc nie mogliśmy jej podziwiać. Obrzędom
w kościołach ormiańskich towarzyszyła muzyka chóralna
a capella – jedyny wyjątek to umieszczony w bocznej
części tej katedry instrument klawiszowy, który pełni
funkcję organów.
Morele i morwy
Kojarzyły mi się z Turcją, skąd importujemy
te suszone owoce. Jednak morele pochodzą z terenów
Armenii, co potwierdza ich łacińska nazwa Armeniaca
vulgaris. Zostały sprowadzone do Europy przez wojska
Aleksandra Macedońskiego. Na bazarze w centrum Erewanu owocowe szaleństwo. Oko przyciągają wielobarwne
kompozycje z moreli, śliwek, wiśni i fig fantazyjnie ozdobione orzechami laskowymi i włoskimi, umieszczone na
przezroczystych tacach. Całość w rozmiarach od S do
XXXXL. Z drewna moreli wykonuje się duduk – rodzaj
fletu, którego dźwięk przypomina wiolonczelę i saksofon
(nie, nie pomyliłam się). Ormianie mówią, że duduk
śpiewa. Główny motyw muzyczny filmu „Titanic” jest
wykonywany właśnie na tym instrumencie. Oczywiście
kupiłam płytę z nagraniem tego filmowego tematu, jak
43
też z ludowymi
ormiańskimi melodiami. Innym
użytkowym drzewem w Armenii
jest morwa. Na
liściach morwy
już w średniowieczu hodowano na terenie Armenii jedwabniki.
Tkano wówczas
ciężkie jedwabie
w kwiatowe wzory, używano naturalnych barwników (robaczek czerwiec
dawał czerwony kolor, a kwiaty winorośli – błękitny).
Z owoców morwy wytwarzana jest, podobnie jak w Gruzji, słodka wódka.
Hasz
Nie, nie jest to żadne „zioło”, chociaż ma trochę
wspólnego z odurzaniem się. Hasz jest narodową zupą
ormiańską, której przygotowanie zajmuje sporo czasu,
tak jak naszego bigosu. Najpierw gotuje się gicz zwierzęcą,
pozbawioną mięsa (jest to więc potrawa ubogich). Rytuał
wymaga, by nastawić gar wieczorem i czuwać przy nim
całą noc, popijając w trakcie doglądania potrawy wódkę.
Gdy już wygotują się wszystkie okrawki i ścięgna, nad
ranem kruszy się do wywaru wyschnięty chleb (lawasz)
i następnie gęstą zawartość kociołka zawija się w cienkie
placki świeżego lawaszu. Najlepiej smakuje zimą. Inną
potrawą kuchni ormiańskiej, której kosztowałam, jest
kjufta, czyli kotlet z mielonej cielęciny przyprawiony
bardzo aromatycznymi ziołami, podawany z gorącą
pastą pomidorową. Bardzo popularnym daniem są
faszerowane mięsem i ryżem papryki, pomidory lub
bakłażany oraz zupy na bazie jogurtu. Chleb lawasz
jest pieczony w glinianym piecach o kształcie beczki, na
którego dnie umieszcza się żar. Placki wykonane z dowolnej mąki i wody „przykleja się” do wewnętrznych ścian
pieca i pilnuje, by nie spadły na dno, gdy się podpieką.
Popularnym deserem jest pachlawa, przypominająca
znaną skądinąd baklawę.
1_2014
styczeń
Podróże
a sześciokondygnacyjne schody (z windami w środku),
wkomponowane w naturalną skałę, okalają porośnięte
kwiatami i ozdobione współczesnymi rzeźbami klomby
i fontanny. Cafesjian ufundował wiele stypendiów dla
uzdolnionej artystycznie młodzieży.
Pamięć
Zagłada Ormian, podczas której w 1915 roku
Turcy zamordowali lub doprowadzili do śmierci blisko 1,5 miliona ludzi, jest w Armenii ciągle żywa. Przy
Pomniku Ludobójstwa w stolicy oficjalne delegacje rządowe składają wieńce, głowy państw sadzą w pobliskim
parku świerki. Mieszkańcy Armenii pamiętają o swojej
historii i chętnie opowiadają o niej turystom. Są dumni
z Ormian, potomków emigrantów, którzy nie zapominają
o kraju przodków, a w razie potrzeby chętnie mu służą
pomocą. Charles Aznavour (właściwie Aznawurian) za
bezprzykładną pomoc w zbieraniu funduszy na odbudowę zniszczonych przez trzęsienie ziemi z 1988 roku
miejscowości został wyróżniony placem swojego imienia w Erewanie i pomnikiem w Giumri (i to za życia!).
Nagrana przez niego kompozycja „Pour toi Arménie”
z udziałem kilkudziesięciu światowej sławy artystów
odniosła wielki sukces (ponad milion sprzedanych
płyt). Aznavourowi przyznano tytuł Bohatera Narodowego i ormiańskie obywatelstwo. Został Ambasadorem
i Przedstawicielem Armenii przy UNESCO, a także
ambasadorem Armenii w Szwajcarii, gdzie mieszka. Inny
potomek emigrantów, Gerad L. Cafesjian, zrewitalizował
kompleks kulturalny zwany Kaskadą, przenosząc tutaj
swoją kolekcję dzieł współczesnego malarstwa, rysunków i rzeźby z bogatymi zbiorami szkła artystycznego
(zwłaszcza czeskich autorów). W Centrum Kaskada są
sale wystaw czasowych, odbywają się koncerty i spotkania,
44
Ormianie
Ludzie w Armenii są bardzo gościnni. Biuro
turystyczne, które zorganizowało nasz krótki objazd po
tym kraju, potraktowało nas jak swoich najważniejszych
gości. Naszą przewodniczką była historyczka sztuki, archeolożka z doktoratem, która uczestniczy w badaniach
naukowych i wykłada na uniwersytecie. Na kolację dla
naszej grupy wybrano np. lokal „Ararat” (a jakże), restaurację-galerię prowadzoną przez kucharza – prezesa
organizacji propagującej narodową kuchnię Armenii
i mającego swój kulinarny program w telewizji. Rozmawiał z nami, upewniał się, czy smakują zaproponowane
przez niego potrawy. W przerwach między posiłkami
mieliśmy minikoncert kobiecego duetu (fortepian i instrumenty dęte). Szefowa ormiańskiego biura podróży
również pojawiła się na tej kolacji.
Do Armenii przyjeżdża niewielu turystów, chociaż górzyste krajobrazy, zalesione doliny i możliwość
odpoczynku nad jeziorem Sewan staną się w przyszłości
dla wielu atrakcyjną alternatywą dla zatłoczonych krajów
basenu Morza Śródziemnego. Miejscowym żyje się ciężko,
ale przedsiębiorczość Ormian jest przysłowiowa. Na przykład obok stacji z paliwem mężczyźni sprzedają benzynę
wprost z kanistrów i plastikowych butelek. I to im się
chyba opłaca – ale gdzie się w nią zaopatrują? Marco Polo
1_2014
styczeń
Podróże
wspominał o źródle oleju, który na granicy Wielkiej
Armenii i Żorżanii (Gruzji) „płynie w tak wielkiej obfitości, że napełnić nim by można sto okrętów; nie nadaje się
do jedzenia, lecz dobry jest do palenia i do smarowania
ludzi i zwierząt chorych na świerzb oraz wielbłądów
chorych na parchy i krosty” (w czasach Marco Polo
teren dzisiejszego Azerbejdżanu należał do Armenii).
Bogactwem współczesnej Armenii są metale nieżelazne
i minerały. Przykład przedsiębiorczości z innej beczki:
podczas zwiedzania ruin VII-wiecznej świątyni w Zwartnoc wysłuchaliśmy krótkiego
koncertu dwóch śpiewaków
z Erewańskiej Opery, którzy
w ten sposób promowali swoją
profesjonalnie wyprodukowaną
płytę CD o Armenii z nagraniami muzyki sakralnej, ludowej
i świeckiej.
Ormiańska muzyka jest
smutna, nostalgiczna jak śpiew
duduka. Jeśli ktoś pamięta dynamiczny fragment baletu „Gajane” A. Chaczaturiana, zwany
„tańcem z szablami”, może odnieść mylne wrażenie, że
taka żywa i rytmiczna jest muzyka ormiańska. Ormiańskie biesiady wyglądają podobnie jak gruzińskie, tamada
wygłasza może krótsze toasty, kobiety znoszą co chwila
ma stół nowe potrawy.
odkurzanie dawno nieużywanego języka to godny polecenia neurobik.
I to wszystko
Armenia jest małym krajem, ale z uwagi na dość
kiepskie drogi i ukształtowanie terenu pokonywanie
niedużych odległości zajmuje trochę czasu. Nie sposób
objechać jej w trzy dni. Żałuję, że nie dotarliśmy do ciepłych źródeł w miejscowości Dżermuk na południu czy
do miejsca postoju karawan z XIV wieku. Na pamiątkę,
poza płytą z nagraniem duduka, kupiłam kalendarz z ludowymi strojami ormiańskimi z XIX wieku (i z mapką
Armenii z tamtych lat).
Armenia leży na trasie migracji ptaków. Czy
dlatego widzieliśmy tu gniazda bocianów i same boćki
też, choć tereny tu suche, a wody mało? Czy też były to
ormiańskie ptaki, które z uwagi na dość jeszcze ciepłą
aurę nie wyruszyły do Afryki? To bardzo miłe uczucie
z dala od kraju znaleźć łącznik między Polską a Armenią.
Tekst i zdjęcia
Jagoda Czurak
ekonomistka z rodziny lekarskiej
Październik 2013 r.
Neurobik
Ormianie mają swój narodowy sport – szachy.
Sukcesy Kasparowa, Aronjana czy Sarksjana spowodowały, że dzieci już w szkole podstawowej uczą się reguł
tej gry w ramach obowiązkowych lekcji. To znakomite
ćwiczenie umysłu. Dla cudzoziemca wizyta w byłej republice radzieckiej to też doskonałe ćwiczenie mózgu.
W języku rosyjskim można porozumieć się tu wszędzie.
Rosja dziś jest sojusznikiem Armenii – w tym kraju
bariera językowa nie istnieje. Sami przekonaliśmy się,
jak wiele słów w trakcie opowieści naszej przewodniczki
czy podczas robienia zakupów „wyskakuje z szufladek”,
jak nawet całe zdania udaje się wypowiedzieć. Takie
45
1_2014
styczeń
Podróże
Kolczyk z turkusem
Jagoda Czurak
N
ajpierw lot do Pokhary, potem przejazd do Base
Camp, skąd Szerpowie pomagali wnosić sprzęt
i ekwipunek niezbędny do założenia kolejnych obozów.
Kilka dni wcześniej wyruszyli z obozu IV od południowej
strony góry, tej najważniejszej w masywie Annapurna
Himal. 91 metrów ponad osiem tysięcy. We wspinaczce
trzeba być dokładnym, nie tylko wtedy gdy wbijasz czekan czy asekurujesz partnera. Ta góra ma 8091 metrów,
chociaż widziana znad jeziora Phewa Tal nie wyróżnia się,
tworząc łańcuch z pozostałymi Annapurnami i stanowiąc
tło dla świętego szczytu Machhapuchhre. Po przejściu
pola lodowego i bardzo trudnej przewieszki skalnej, na
wysokości 7900 Rysiek zauważył nadciągające chmury.
Oby tylko nie padał śnieg. Wykuli w bardzo twardym
lodzie półkę, jednak wystarczyło miejsca tylko na rozbicie
46
jednego namiociku. Igor znalazł nieopodal drugie miejsce
na biwak, ale po dwóch godzinach zmagań z lodowatym
wiatrem nie zdołał postawić nawet masztu. Przykrył
się plandeką. W nocy obydwaj kilkakrotnie otrząsali
świeżo spadły śnieg, licząc na poprawę pogody. Niestety,
mgła utrzymywała się przez cały dzień. Obydwaj byli
skrajnie wyczerpani wspinaczką, więc właściwie z ulgą
podjęli decyzję o przeczekaniu tutaj jeszcze jednej nocy.
Lodowate zimno wciskało się wszystkimi szczelinami,
gorąca herbata tylko przez chwilę ogrzewała ich ciała.
Bliskość szczytu, raptem dwa żleby, niecałe dwieście
metrów, napełniała optymizmem. Jutro szczyt od strony
południowej powinien być zdobyty.
Ranek był słoneczny. W Himalajach w porze
zimowej tak bywa. Po mgle lub zawiei nagle przychodzi
1_2014
styczeń
Podróże
słoneczna pogoda. Uporali się ze szczytem dość sprawnie i bez komplikacji. Teraz schodzić, byle szybko, zarządził Ryszard. Wiało potwornie, igiełki lodu siekały
ich twarze, bezlitośnie smagając każdy nieosłonięty
centymetr. Obejrzeli się. Annapurna I była ubrana
w biały pióropusz wirującego pyłu śnieżnego. Niebo
było prawie granatowe. Gdy minęli lodowiec, siła wiatru
osłabła, mogli więc spokojnie oddychać. Szli obok siebie,
wspominając wszystkie szczyty, które zdobyli razem,
tu w Himalajach i w Karakorum. Mieli w pamięci
również nieudane wyprawy, gdy musieli wycofać się,
mając górę w zasięgu ręki. Opowiadali sobie historie
o tych, których niestety musieli zostawić wśród skał.
Czas mijał szybko, więc właściwie niepostrzeżenie
dotarli do pokrytej śniegiem łąki, przy której stały
turystyczne hoteliki, puste o tej porze roku. Nie czuli
zmęczenia, tylko wielką radość, że mimo trudności pod
szczytem mogą już Annapurnę odfajkować. Dotarli do
świątyni 108 źródeł w Muktinath, z wiecznym płomieniem, minęli lepianki z płaskimi dachami i skupisko
stup. Modlitewne flagi w pięciu kolorach powiewały,
odsłaniając skały z wyrytymi słowami modlitwy. Szli
nie czując upływu czasu, by wreszcie dotrzeć do herbaciarni, w której postanowili zatrzymać się na nocleg.
Przy drodze kwitły ponaddwumetrowe poinsecje. Właścicielka lokalu podała im dal bhat, bardzo pożywną
potrawę na bazie ryżu, soczewicy i miejscowego zioła
jimbu, którego smak rozwinął się dzięki rozpuszczeniu
w klarowanym maśle. Zgodnie przyznali, że opowieści
o jej smaku wcale nie były przesadzone. Usnęli na
przygotowanych posłaniach.
T
rzy dni później włosko-austriacka grupa himalaistów
przy zejściu z Annapurny na stronę południową,
prawie 200 metrów poniżej szczytu, natknęła się na dwie
brezentowe płachty przysypane śniegiem. Obie były bardzo blisko siebie. Odsypali śnieg. W środku znaleźli ciała
dwóch zaginionych wspinaczy. Jeden z nich w sczerniałej
zaciśniętej dłoni trzymał kawałek materiału, z jakiego
tybetańskie kobiety szyją fartuchy. Drugi z nich miał
w uchu kolczyk z turkusem, przypominający te, które
noszą mężczyźni z plemienia Lopa, zamieszkujący rejon
Muktinath, znajdujący się na północ od Annapurny. Ani
Ryszard, ani Igor nigdy wcześniej nie byli w Muktinath,
co potwierdzili ich towarzysze wyprawy, czekający
w obozie IV. W plecaku zamarzniętych himalaistów
znaleziono proporczyki i flagę biało-czerwoną, którą
zdobywcy mieli zwyczajowo zostawić na szczycie.
Ciała obu zniesiono niżej i pochowano w szczelinie lodowca.
Tekst i zdjęcia
Jagoda Czurak
ekonomistka z rodziny lekarskiej
Grudzień 2013 r.
Inspirowane wspomnieniami polskich himalaistów
47
1_2014
styczeń
Po dyżurze
Gdzie są buty?
Jagoda Czurak
Podejdź tutaj, szybko. Tu coś jest – dziewczyna zawołała do swojego przyjaciela.
Wybrali się na wydmy, by spędzić miłe tête-à-tête z dala od wścibskich oczu.
N
a co dzień nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie. To
miała być dawno oczekiwana, zwłaszcza przez
dziewczynę, romantyczna schadzka. Przygotowała koszyk z prowiantem, on miał przynieść butelkę wina.
Dziewczyna zapakowała szklane kieliszki. Picie z plastikowych kubków kojarzy się z pośpiechem i tandetą,
nie z prawdziwym uczuciem, jakie do siebie żywili.
Ostrożnie zaczęli oboje obchodzić kupkę jakichś ubrań
leżących na piasku. Dżinsy, nawet niezbyt zniszczone,
pasek z metalową klamrą. Coś jeszcze było pod spodem,
ale gdy dziewczyna wyciągnęła rękę, on ją powstrzymał.
– Może będzie lepiej, jeśli zadzwonimy na policję.
Nie ruszajmy tych ubrań, zresztą nie wiemy, co tam jest.
Po co mają znaleźć nasze odciski?
48
– Co to za pomysł z odciskami? Na miękkim materiale? Ty od razu wietrzysz tajemniczą zbrodnię czy co?
Czekali na przyjazd policjantów. Z randki nici.
A miało być tak pięknie – piasek, szum fal rozbijających
się o nieodległy klif, zachód słońca.
Przyglądali się rutynowym czynnościom funkcjonariuszy, wyjaśniwszy w jakim celu i kiedy przyszli w to
miejsce. Czy nie widzieli nikogo w pobliżu? Nie widzieli.
Czy niczego nie wzięli? Skądże. Dwójka policjantów
stwierdziła, że w promieniu kilkunastu metrów od porzuconych ubrań są niedopałki papierosów. Zebrano je
do specjalnych woreczków. Po jakimś czasie przyjechał
przewodnik z psem, który podjął trop i klucząc, dotarł
do wody.
1_2014
styczeń
Po dyżurze
– To znaczy, że gość rozebrał się i poszedł pływać,
tak? No cóż, zostawimy tutaj kogoś z naszych. Facet
przed zapadnięciem nocy powinien wrócić po ciuchy.
A te niedopałki to tak na wszelki wypadek – powiedział
aspirant, pocierając czoło.
Niedoszli randkowicze musieli podać swoje
personalia, też na wszelki wypadek. Przy odnalezionych
ubraniach dyżurował policjant, potem zastąpił go kolega.
Do świtu nie działo się nic. Następnego dnia trzeba było
podjąć rutynowe czynności. Ubranie przewieziono
do depozytu policyjnego. Przeszukanie kieszeni nie
przyniosło żadnych informacji. Żadnego rachunku,
żadnej kartki z numerem telefonu. Przez następny dzień
policjanci patrolowali plażę, wypytując nielicznych o tej
porze roku turystów o to, czy poprzedniego dnia ktoś nie
widział przypadkiem mężczyzny ubranego w pozostawione ciuchy. Ta część morskiego brzegu nie jest objęta
zasięgiem monitoringu, można było polegać tylko na
pamięci ludzi. Sprawdzono hotele i pensjonaty, z których
część jeszcze nie przyjmowała gości, był dopiero koniec
maja. Nikt ubrany w jasne dżinsy i flanelową koszulę
w niebiesko-zieloną kratkę nie zatrzymał się na nocleg
w żadnym z nich. Nie wpłynęło też żadne zawiadomienie
o odnalezieniu ciała.
– A jeśli wypłynął daleko i nie miał siły wrócić?
Może stracił przytomność? Gdzieś wypłynie, żywy lub
martwy – pocieszał się aspirant Skalski.
Policja ponownie przeszukała teren na wydmie
w miejscu dziwnego znaleziska. Sierżant wpadł na
pomysł, by przekopać piasek. I to była brzemienna
w skutki decyzja. Na głębokości jakichś 30...40 centymetrów natrafiono na zawiniątko. W kilka warstw
zwykłej folii, w jaką pakuje się kanapki, owinięta była
puszka, a w niej – spory bursztyn z inkluzją-owadem.
Bursztyn tej wielkości, o dość regularnym kształcie, bez
widocznych zmętnień może być sporo wart. Skąd się
tutaj wziął? Rutynowo przesłuchano jubilerów, może
któryś zgłaszał ostatnio kradzież lub nie zdążył zgłosić.
Nic, żadnego śladu. Badania DNA naskórka zabezpieczonego na ubraniu potwierdziły, że właściciel był
mężczyzną, miał szare oczy i był szatynem. W bazie
osób zaginionych nie natrafiono na nikogo odpowiadającego temu profilowi. Nie było też nowych zgłoszeń
49
zaginięcia mężczyzn o takich cechach w tym rejonie
wybrzeża. Po kilkunastu tygodniach sprawa została
zamknięta. Ale aspirantowi Skalskiemu jeden szczegół
nie dawał spokoju. Buty zaginionego, a właściwie ich
brak. Samobójca zostawiłby je obok ubrania. To samo
zrobiłby amator pływania. Jeśli wszedł do wody, to co
zrobił z butami? I co wspólnego z tą sprawą może mieć
piękny okaz bursztynu? Nie ma ciała – nie ma zbrodni.
Protokoły sprawy trafiły do archiwum. Bursztyn – do
depozytu policyjnego.
K
ilkanaście miesięcy później aspirant Skalski zobaczył
w telewizji migawkę z otwarcia dość kontrowersyjnej wystawy zatytułowanej „Buty”. I wtedy przypomniał
sobie o nierozwiązanej zagadce. Z pewną niechęcią
obejrzał kilkadziesiąt zdjęć pokazywanych w galerii.
Trudno to było nazwać sztuką – fotografie butów ludzi
z różnych krajów, zniszczone sandały mnicha obok
wyszukanych szpilek ze skóry egzotycznego zwierzęcia,
minibuciki chińskich kobiet i wielkie buciory Eskimosów. No i co to za eureka, jakieś buty trzeba nosić, to
konieczność, nie artyzm, pomyślał. Przeszedł do kolejnej
sali, gdzie właśnie trwała projekcja filmu. Na piasku leży
ubranie, kamera pokazuje zbliżającą się parę młodych
ludzi, policjantów, węszącego psa. Co to ma być? Gdy
film się skończył, reflektor oświetlił pozostającą dotąd w ciemności gablotę, a w niej… parę skórzanych
mokasynów. Jak najbardziej realnych. Policjant zajrzał
przed wyjściem do katalogu wystawy. Autor filmu jest
szatynem i ma szare oczy. A to ze mnie zakpił – Skalski
z trudem krył oburzenie.
No a bursztyn? Na to pytanie artysta nie dał
odpowiedzi w swojej instalacji. Gdyby należycie spenetrował teren swojej akcji, to nie musiałby kręcić takich
głupot – pomyślał Skalski. I miałby piękny prezent dla
żony. A tak znalezisko spoczywa w bezpiecznym miejscu
zamiast na przykład cieszyć oko jakiejś elegantki.
Tekst i zdjęcie
Jagoda Czurak
ekonomistka z rodziny lekarskiej
Lipiec-grudzień 2013
1_2014
styczeń
Historia ubezpieczeń społecznych
Początki przedwojennej
Kasy Chorych w Bydgoszczy
Krystyna Knypl
W zasobach Cyfrowej Biblioteki Kujawsko-Pomorskiej napotykam
dwa urocze sprawozdania Kasy Chorych za lata od 1920 do 1927
roku. Już na samym początku tych dokumentów czytamy, że zdrowie jednostki
to zdrowie narodu, rozwój Kasy Chorych jest z roku na rok coraz większy, a „przed
czynnikami rządzącymi kasą powstają coraz to nowe zadania i zagadnienia, wymagające wiele zachodów i pracy, by rozwinąć je ku dobru ubezpieczonych i instytucji”.
Uroczy jest ten PR z myszką, aż oczy rwą się do dalszego czytania! Dowiadujemy się
z dalszej lektury, że „Kasy Chorych w wielkich środowiskach, zwłaszcza o charakterze przemysłowym, są niezmiernie skomplikowanymi instytucjami” – no tak, i to się
utrwaliło!
N
astępnie przedstawiona jest Rada Kasy, która
składała się z przedstawicieli
grupy ubezpieczonych w liczbie
20 oraz grupy pracodawców
w liczbie 10. Wszyscy przedstawiciele tworzyli struktury
takie jak zarząd kasy, komisja
rozjemcza i komisja rewizyjna. Rada Kasy odbyła w 1927
roku 3 posiedzenia, zarząd 52
posiedzenia, komisja rewizyjna 14, komisja rozjemcza
3 posiedzenia.
Podopieczni i składki
Pod opieką kasy w latach 1920-1927 roku znajdowało się 53 268 osób uprawnionych do świadczeń.
Prowadzono ścisłą kontrolę pracodawców, którzy byli
zobowiązani do zgłaszania do ubezpieczenia pracowników i oczywiście płacenia składek za nich. Wykryto 59 przypadków niezgłoszenia pracowników, 145
przypadków opóźnionego zgłoszenia i 243 przypadki
zgłoszenia z podaniem fałszywej daty przystąpienia do
50
pracy. Chyba można się uczyć
na przykładach z przeszłości!
Na mocy art. 16 „Ustawy o obowiązkowem ubezpieczeniu na wypadek choroby”
z 19.5.1920 r. nałożono kary na
pracodawców: 1-krotność zaległych składek w 111 przypadkach, 2-krotność w 86 przypadkach, 3-krotność w 189
przypadkach i 4-krotność
w 4 przypadkach. Udzielono też 57 napomnień. Wniosek
z tego prosty – karać Kasy Chorych potrafiły zdrowo!
Gdy władza kasowa była w dobrym humorze, potrafiła
okazać swe dobre serce i w 1927 roku w 32 wypadkach
zredukowano kary, a w 60 wypadkach umorzono je.
Kto był ubezpieczony?
Kasy Chorych powstały w związku z szybko
rozwijającym się w XIX wieku przemysłem i wielkoprzemysłowa klasa robotnicza była główną klientelą
tych instytucji nie tylko w Polsce, ale i w Niemczech
– ojczyźnie ubezpieczeń społecznych.
1_2014
styczeń
Historia ubezpieczeń społecznych
Organizacja
opieki
Pomoc lekarską
otrzymywali członkowie kasy i ich rodziny
na podstawie tzw. przekazów. Czytamy w sprawozdaniu, że „przekazy te wydaje kasa w osobnym
Personel kasy chorych
W kasie pracowało 32 urzędników administracyjnych, 8 lekarzy dentystów, 1 lekarz naczelny, 1 lekarz
asystent, 22 innych osób. Koszty administrowania wynosiły 6,88% budżetu kasy, przy czym personalne koszty stanowiły 5,36%, rzeczowe 0,79%. Pobory urzędników kasy
oddziale w godzinach 8-13, w nagłych przypadkach 13-20,
a niedziele i święta 9-11. Większe przedsiębiorstwa otrzymują przekazy zbiorowo i wydawają (sic!) je (z wyjątkiem
członków rodziny) swym pracownikom bezpośrednio”.
Jak wynika z przedstawionego cytatu – ruchem chorych
zarządzała Kasa Chorych wraz z pracodawcą. Pomarzyć…
51
były zgodne z zasadami
wynagradzania urzędników państwowych.
Źródło ilustracji: http://kpbc.umk.pl/dlibra/docmetadata?id=12136&from=&dirids=1&ver_id=&lp=7&QI=
Grupy ubezpieczonych w bydgoskiej
Kasie Chorych w 1927
roku przedstawiały się
następująco: dobrowolnie ubezpieczeni 202,
zatrudnieni w przemyśle 21 742, zatrudnieni
w rolnictwie i leśnictwie
287, służba domowa 883,
niestale zatrudnieni 68,
chałupnicy 102, terminatorzy i praktykanci 262.
1_2014
styczeń
Historia ubezpieczeń społecznych
W 1927 roku wydano 120 638 przekazów do
lekarzy na 53 268 osoby uprawnione do świadczeń, czyli
statystyczny podopieczny był 2,26 razy w roku u swojego lekarza kasowego. Do innych kas wystawiono 596
przekazów i przyjęto z innych kas 567 osób.
52
Lekarzy kasowych było 45, a opłacani byli oni
wg taryfy opłat lekarskich. Łącznie na honoraria lekarskie wypłacono 459 194,11 złotych. Najniższe honorarium wynosiło 250 złotych. Najwyższe 1500 złotych miesięcznie.
Sprawozdanie zawiera wykaz schorzeń, na które
byli leczeni podopieczni, wykonanych badań i wypłaconych zasiłków chorobowych.
Ubezpieczeni w kasie mogli także korzystać
z pomocy dentystycznej, a najczęstszą przyczyną wizyty
było zapalenie miazgi.
Na ponad 20 stronach obu dokumentów zawarto
sprawozdanie, które może się podobać – rzeczowe, sensowne, zarówno od strony medycznej, jaki i finansowej.
No, ale to już było i nie wróci więcej, jak mówią
słowa znanej piosenki.
Krystyna Knypl
internista
1_2014
styczeń
Nowości z przeszłości
Czy się zajmuje historia medycyny?
Bardzo ładne wyłożenie tej przypuszczenie, że jest to jedna
materii znajdujemy w „Archi- nauka. Nazwa rzeczona utarła
wum Historii i Filozofii Medy- się jednak w potocznym użycyny”, którego pierwszy nu- waniu, ponieważ brzmi ładniej
mer ukazał się w 1924 roku. aniżeli nazwa »historja meW zeszycie 1. tomu 1. profesor dycyny i filozofja medycyny«,
Adam Wrzosek, będący redak- w której ten sam wyraz powtatorem naczelnym, tak pisał:
rza się dwa razy.
„Historja medycyny i fiZadania historii medycyny
lozofja medycyny, choć są i jej łączność z filozofją medyprzedmiotami różnemi, mają cyny trafnie i węzłowato okrejednak dość wiele wspólnego. ślił prof. Władysław SzumowDlatego jest rzeczą słuszną, aby ski. Zadania historii medycyny
tworzyć dla tych przedmiotów – pisze Szumowski – jak w ogówspólne katedry uniwersytec- le historii każdej nauki, dadzą
kie i wspólne czasopisma. Atoli się mniej więcej sformułować
wspólna nazwa, używana dla w sposób następujący: Pierwwymienionych przedmiotów: szym zadaniem jest zbieranie
»historja i filozofja medycyny«, faktów historycznych i ukłanie jest całkiem ścisłą, albo- danie ich w porządku chrowiem może nasuwać błędne nologicznym, bibliograficz-
Collegium Medicum Varsoviense
Potrzeba istnienia instytu- skich, czuwała nad dobrocią
cji czuwających nad jakością leków sprzedawanych w aptepracy lekarskiej istniała w śro- kach, i rozciągała nadzór nad
dowisku od dawna. Profesor partactwem lekarskim (sic!),
Władysław Szumowski tak dawała się odczuć jeszcze za
pisał na łamach „Archiwum czasów Augusta III. Pierwszy
Historii i Filozofii Medycyny” Mitzler de Koloff, konsyliarz
w 1924 roku, w zeszycie 1. dworu, wyjednał u Augusta
tomu 1.:
III w r.1752 przywilej na za„Potrzeba utworzenia łożenie instytucji pod nazwą
w Warszawie instytucji, któ- „Collegium Medicum Varsoraby łączyła lekarzy warszaw- viense”. Według brzmienia
Struktura i praca Collegium Medicum
Studiując ten sam zeszyt
„Archiwum Historii i Filozofii Medycyny”, znajdujemy
ciekawe informacje na temat
funkcjonowania ówczesnego
samorządu lekarskiego w dokumencie zatytułowanym „Zasady do uformowania Collegium Medicum w Warszawie
53
oraz wybrania z pośród tego
Komisarzów do Komisyi Lekarskiey”. Dowiadujemy się,
że „Collegium Medicum składadź się będzie ze wszystkich
Medicinae Doktorów, teraz
w Warszawie mieszkających
i za takowych uznanych. Dla
porządku i usprawiedliwienia
nym i biograficznym. Drugim
zadaniem jest analiza faktów,
nie każdy bowiem fakt ma znaczenie historyczne. Trzecim
wreszcie zadaniem jest synteza,
t.j. powiązanie faktów w łańcuch genetyczny, przedstawienie obrazu na tle dziejów my-
śli ludzkiej i na tle dziejów
kultury oraz nawiązanie
wkładu historycznego do nauki współczesnej. Z wymienionych trzech zadań historii medycyny dwa ostatnie nie mogą
się obejść bez filozofji.”
Nic dodać, nic ująć – to
najkrótszy komentarz do tego
wywodu. •
nazwy Kolegjum to miało być
czemś pośredniem między towarzystwem lekarskim, komisją egzaminacyjną a urzędem
lekarskim. Ale sejm przywileju
nie potwierdził, gdyż sejmy
w tym czasie, zrywane, rozchodziły się bez uchwał”.
Można powiedzieć, że tradycja mieszania przez Sejm
w kwestiach lekarskich jest
historycznie ugruntowana.
Było, jest i będzie? •
się nawzajem, wszyscy JPP. będzie miało Prezesa swego,
Doktorzy zgromadzeni patenta co dwa roki per vota sekreta
swoie ukazać in Collegio Me- obieranym będzie”. Pierwdico będą obowiązani, które szym prezesem został doktor
w osobnym Protokole zapisane Jan Boekier. Ze względu na
bydź powinny, oraz powinna „przymioty osobiste i na dowód
bydź zapisana Data zamiesz- powszechnego od wszystkich
kania ich w Warszawie, imię, szacunku” otrzymał dr Boekier
przezwisko, wiek, kray, w któ- urząd prezesa dożywotniego.
rym się rodzili. Collegium to
To były czasy! •
1_2014
styczeń
Ewa Dereszak-Kozanecka
Szanowna Redakcja stanowczo stwierdziła, że Koty nadal są potrzebne... temat się nie
wyczerpał, nie przebrzmiał – koty nadal rządzą kalendarzem. Z pokorą opinii Redakcji
wysłuchałam i z radością się do niej przychylam, ale... Ale stopień trudności rośnie!
P
rzede mną kolejny styczeń. Kolejny radosny początek kolejnego Nowego Roku! Nie liczę już sobie
tych kolejnych Nowych Lat. Tyle
się zmieniło... Sowietskoje Igristoje
pijemy teraz po kryjomu w zaciszu
domowego ogniska, bo podobno
wstyd się przyznać do tej marki.
Tak więc Nowy Rok zbliża
się nieuchronnie, grożąc erupcją
nowych genialnych pomysłów,
zarówno moich, jak i Szanownej
54
Redakcji. Dlatego niech się chroni, kto może, a kto nie
może, to trudno, zapraszam...
hoinka powoli usycha w kącie pokoju, zakurzone bańki
tracą blask, a na wyłożone na stół
słodycze nikt już nawet patrzeć nie
chce... Koty ściągają ostatnie ocalałe
ozdóbki z dolnych gałązek. Kolorowe łańcuchy dawno już pokonane
walają się po dywanie. A przed nami
karnawał!!!
C
1_2014
styczeń
http://www.thegreatcat.org/wp-content/uploads/2013/07/ADAMJULIUS-1852-Munich-1913-Two-cats-playing.-Oil-on-panel.Signed-upper-right-Jul.-Adam.-15-x-20-cm-private-collection.jpg
Styczeń
http://commons.wikimedia.org/wiki/
File:Juliua_II_Adam_Katzenmutter_mit_zwei_K%C3%A4tzchen.jpg?uselang=pl
Koty malowane
55
http://p2.la-img.com/1100/40356/17333276_1_l.jpg
J
uliusz Adam II, trzeci z trójki sławnych malarzy
kotów, urodził się w 1852 roku w Monachium, w rodzinie artystów. Swoje pierwsze doświadczenia zdobył
pod okiem ojca, który pracował jako fotograf w Rio de
Janeiro, a pierwszą pracą syna w rodzinnym biznesie
było retuszowanie. Młody Juliusz Adam II po
powrocie do kraju zapisał się na studia u profesorów Echtera i W. Dietza – perfekcyjnego
malarza wyidealizowanych mieszczańskich
portretów. Juliusz Adam II był najmłodszym
z rodziny malarzy specjalizujących się w malowaniu zwierząt. Starszy krewny, Albrech Adam,
był wziętym malarzem koni. Jednak czasy się
zmieniały i sielskie scenki wiejskie ustępowały
popularnością sielskim scenkom mieszczańskim – znakiem czasu jest, że Juliusz Adam II
mógł godnie zarabiać na życie, malując koty. Koty stały się
nowym symbolem mieszczaństwa i tematem malarstwa
(tuż po nagich nimfach w wodnej toni). Wypieszczone
koty na salonach – to
jest to!!! Juliusz Adam
II miał wyczucie tematu
i szybko został doceniony na równi z Henriette
Ronner-Knip czy Eugene Lambertem. We własnych autoportretach
często uwieczniał koty
wspinające się po nim
samym w trakcie pracy
nad obrazem.
Ach, te niesforne kocięta...
http://www.thegreatcat.org/wp-content/uploads/2013/07/
julius-adam-entre-nous-self-portrait-with-cats-1911.jpg
http://www.thegreatcat.org/wp-content/uploads/2013/07/Julius-Adam-II-Sitzendes-K%C3%A4tzchen-mit-blauer-Schleife-um-denHals-private-collection.jpg
Wielkie balowanie, wizyty i rewizyty – prowadzimy prawdziwy Dom Otwarty. Czas więc wyciągnąć z szafy
zeszłoroczne koty. Przetrzepać im skórki, odświeżyć,
przewietrzyć. Wystawione na mrozik futerko pięknie
się wzmacnia i lepiej trzyma włos. Zimne powietrze
poprawi barwę i odświeży zapach.
Odrobina lawendowego talku doda
pikanterii.
Następnie nakręcamy ogony
na lokówki. Odmiany bezogonowe
popadają w rozpacz. Jeszcze tapirujemy pędzelki na uszach i układamy kryzy wokół szyi. Świeży tapir
utrwalamy żelem.
Teraz jeszcze pigmentujemy i woskujemy noski, pociągamy
tuszem rzęsy, koloryzujemy i woskujemy wibrysy...
ostrzymy pazurki... Ostatnie spojrzenie w lustro... Tak
jest, doskonale... Teraz tylko dobrać wstążkę lub krawat,
zawiązać z fantazją i wdziękiem, i już można wybrać się
na bal... Do najbliższego spichrza, gdzie czekają pod
ścianą pełne obaw, skromne szare myszki.
Taki jest porządek rzeczy – czas więc porzucić
strachy i ruszyć w tan!
Świat przyspiesza, pączki zakwitają na ceresie,
a alkohol leje się strumieniem. Salonowe koty przejmują
władzę nad nocą i dniem...
to świat obiegła wiadomość, że znany krakowski
kolekcjoner kocich futer nabył na aukcji świątecznej wspaniały koci obraz pędzla Juliusza Adama II za
niebywale niską cenę – jak na krakowskiego centusia
przystało. Szczęśliwy nabywca pragnie pozostać anonimowy. Pragnie wygodnie rozparty w fotelu sycić wzrok
widokiem kocich figli...
A nam na pocieszenie śpieszę przedstawić inne
piękne obrazy znanego mistrza kociego.
O
http://www.thegreatcat.org/wp-content/uploads/2013/07/Two-young-Cats-playing-with-a-Basket-of-Crawfish-Julius-Adam-II-privatecollection.jpg
http://image.invaluable.com/housePhotos/Koller/46/274646/H0649-L11195697.jpg
Koty malowane
Ewa Dereszak-Kozanecka
psychiatra
28 grudnia 2013 r.
1_2014
styczeń
Energia potencjalna
Fot. Mieczysław Knypl