Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Transkrypt
Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Anarchia - prolog Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl Autor: hajduczek PROLOG Rano łeb bolał Zdzicha, jak gdyby ktoś próbował rozłupać mu czaszkę młotem pneumatycznym. I to nie takim zwykłym, przeznaczonym do zdzierania asfaltu z modernizowanych dróg, ale wersją 5.0, xxl. SZUU… przesunięcie odwodnioną ręką po wysłużonym prześcieradle. TUM, TUM, TUM… bezdomny kocur uparł się poćwiczyć stepowanie. WRRR – nie, to nie nalot wojsk koalicji śpieszących w pokojowej misji wyzwolenia mieszkańców blokowisk; sąsiadka dwa piętra niżej uruchomiła elektryczną wyciskarkę do cytrusów, prezent od syna z Holandii. Zdzich rozejrzał się niepewnie dookoła. Łóżko jakby jego. Spoczywający nieopodal, pomarszczony i zorany odstępami tyłek, najprawdopodobniej kobiecy, też wydawał się znajomy. Obiekty oddalone o więcej niż sześćdziesiąt centymetrów wciąż jeszcze lekko się kołysały, rozmyte w gęstej, surrealistycznej mgiełce, jednak kwiatowy wzór na czterdziestoletniej tapecie nie dałby się z niczym pomylić. Był u siebie. Jak? Skąd? Dowie się później. Integrację rodzinną ze szwagrem Stefanem można uznać za udaną. Jaka mgiełka do jasnej?!... Mężczyzna poderwał się, sapiąc przy tym ciężko. Młody, lat pięć, osiemdziesiąt sześć centymetrów żywego srebra, zgodnie z przewidywaniami siedział na brzegu tapczanu i palił. Nie świeczki, nie żółte kalendarze, ale papierosy. I to nie przypadkowe, pozbawione jakiegokolwiek znaczenia papierosy – młody, ten pies gończy, lis farbowany, dwulicowa kuna – znalazł ostatnią paczkę fajek i wykorzystując niewątpliwie nikczemne, znane tylko sobie sztuczki i szantaże, zdołał zmusić któregoś ze starszych braci, żeby podpalił mu ostatnią szlugę z tej ostatniej paczki (sam nie potrafił jeszcze utrzymać zapalniczki w małych, otłuszczonych dłoniach). Młody, trzeba mu to sprawiedliwie przyznać, prezentował się doprawdy zacnie. Na lewej stopie miał szarą skarpetkę, na prawej resztkę pomarańczowej. Krótkie spodenki od Adidosa (nie, to nie literówka) opinały się na masywnych biodrach, eksponując szwy, które nie puściły chyba tylko dzięki konserwującej warstwie lepkiego brudu. Całość tego jakże wystawnego odzienia uzupełniał siateczkowy podkoszulek, którego koloru nie podejmę się określić. Włosy, wymazane maścią bliżej nieokreślonego, najprawdopodobniej jednak Strona: 1/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl odzwierzęcego pochodzenia, opadały na dwoje z lekka posiniałych oczu. Znaczy się lewe było ‘z lekka’, prawe przypominało śliwkę węgierkę u szczytu sezonu. Tymi czarnymi oczyma, spod tej skołtunionej grzywki chłopiec przyglądał się ojcu ni to obojętnie, ni to z pogardą. — Robaku — zaczął Zdzich. — Przynieś ojcu mineralnej. Nie widzisz, że chory jest? Młody ani drgnął. — No ruszże się… Eeekhmhm — zacharczał. — W lodówce stoi. Chyba nie dasz ojcu jak psu skonać, niewdzięczniku? Przebarwione, lekko spuchnięte powieki przysunęły się nieznacznie ku sobie, dając wyraz niewątpliwemu ożywieniu szarych komórek nieletniego, który, jak każdy wytrawny łowca, nie odrywając wzroku od swej ofiary, zaciągnął się głęboko i wyszeptał: — Ale tak za darmo? — Krycha, wody! — wrzasnął i natychmiast tego pożałował Zdzich. Własny głos rozdudnił się echem wewnątrz jego czaszki, aż plomby w dawno nieleczonych zębach zadrżały. — Krycha… — powtórzył już nie tak głośno i z lekka błagalnie. — Tere fere, łosia szukaj gdzie indziej — odwarknęła właścicielka zoranego tyłka, przeciągając w swoim kierunku kontrolny pakiet kołderki. — Ognistą to żeś umiał sam se znaleźć, a za mineralną ja mam biegać? Już ci chyba do reszty mózg rozpuściło. Dalsze prośby, groźby i zaklinania nie miały sensu. Nie ma w tym żadnego powodu do wstydu. W końcu w życiu każdego prawdziwego mężczyzny przychodzi czasem taki moment, kiedy musi on jak pies podkulić ogon i potulnie ustąpić z placu boju. Częstotliwość występowania rzeczonego momentu jest częściowo uzależniona od procentowej zawartości męskości w danym mężczyźnie, a częściowo od czynników zewnętrznych, znanych powszechnie pod terminami żony i teściowej. Teściową się Zdzich przejmować, na szczęście, od czterech lat nie musiał; na pogrzebie stał w pierwszym rzędzie, tuż przy trumnie, pilnując, co by starowinka przypadkiem nie postanowiła wstać i co by jej zbyt płytko nie zasypali. Za to żona… Tak, żona bez wątpienia nadrabiała za mamusię. — Za niewątpliwy sukces uznać należy — ogłaszał prezydent miasta w wywiadzie radiowym — odnotowany w ostatnim kwartale spadek bezrobocia w naszym mieście. Zmalało ono z 50,04% do 49%... W kogo, biorąc pod uwagę otaczającą go zgniliznę warunków społeczno-familiarnych, wdał się Przemuś, który właśnie w tym momencie najczarniejszej beznadziei stanął przy łóżku udręczonego swego ojca dzierżąc w delikatnych dłoniach pełną szklankę, trudno orzec. Zbyt wiele cech fizycznych dowodziło genetycznego pokrewieństwa z rodziną Maślaków, by można było rzucić cień podejrzenia na pielęgniarki z porodówki. Źle opłacane, sfrustrowane i zawsze na nadgodzinach, nie popełniły błędu, sabotażu ani złośliwości. Ale jeśli Przemuś był dzieckiem swoich rodziców, skąd w nim tyle dobra i współczucia? Są pytania, na które odpowiedzi nie znają ani filozofowie, ani nawet wszechwiedzący autor – prawdopodobnie chłopakowi trafiły się geny jakiegoś dalekiego krewnego, ze względu na swą praworządność wyklętego z rodu i przytulonego przez odmęty zapomnienia. — Proszę, tatusiu — powiedział chłopak, podając ojcu wody. Strona: 2/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl — No, synuś. Na ciebie jednego można tutaj liczyć. — To nic, papa — padła skromna odpowiedź. — W kuchni jeszcze muszę skończyć sprzątać i zaraz przeniosę tu nasze rzeczy. Zdzich zamilkł na chwilę. — A czego masz tu cokolwiek nosić? — No… Na południe ma tu być ktoś z ogłoszenia. To pomyślałem, że trza by było coś przygotować. — Jakiego ogłoszenia? — Tego co je papa dał w zeszłym tygodniu do gazety, żeby lokatora złapać. — Acha — odparł Zdzich, lecz w jego głosie nie dała się usłyszeć ani półnutka przekonania. Kojarzył, że słowo lokator pojawiło się w jego ubożuchnym słowniku przed kilkunastoma dniami. Kojarzył, że jakieś wypełnianie jakiegoś formularza zawierającego owo słowo miało miejsce. Ale kiedy? Ale po co? Nie dane my było przeanalizować tych kwestii w zaciszu własnej świadomości. — Lokatora? — zapytała Krycha, a w zapytaniu tym mieściła się obfitość treści. Przede wszystkim było ono przesiąknięte autentycznym zdziwieniem. Po drugie, zawierało w sobie całkiem realną groźbę, zwiastun kary za podejmowanie jakichkolwiek działań bez wcześniejszej konsultacji. Po trzecie, ponaglało do udzielenia odpowiedzi, jak bacik w ręce bezdusznego dżokeja, pod którym koń już ustaje, ale nie ma odwagi paść. Lokatora? Lokatora? Lokatora? powtarzał drwiący głos w głowie Zdzicha, a drwina stopniowo przeradzała się w histeryczny śmiech. — No sama mówiłaś... — Już ty mnie w to nie mieszaj. Coś zrobił?! Ostatni wykrzyknik miał potężną siłę. Zdzicha momentalnie wyleczyło z syndromu dnia drugiego. Przemuś strategicznie wycofał się do kuchni. Młody, ludzka pijawka lubująca się w cierpieniu bliźnich, rozsiadł się wygodnie na ustawionej w rogu pufie, oczekując rozlewu krwi. — Więc? — Krycha, wnioskując z rozkwitłego wokół popłochu, że kroi się grubsza awantura, postanowiła zachęcić małżonka do zwierzeń. Zachęta ta, czteroliterowa, uzbrojona w jeden ogonek przy głosce nosowej i jeden znak zapytania, przecięła powietrze jak brzytwa. — No o pieniądze się rozchodzi, Krycha — podjął przepraszająco Zdzich. — Żeby więcej było, niż jest. A pracy też ni ma. A jak jest lokator, to on płaci. Tom pomyślał, że weźmiemy lokatora. I grosz wpadnie — plątał się, dukał, postękiwał, oczyma wodził po ścianach, dywanie i suficie, ale panią śledczą omijał szerokim łukiem. — To dla ciebie… - Próbował się usprawiedliwić. — Żeby pieniądze były. Z lokatora… Strona: 3/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl — A gdzie ten lokator — Krycha mówiła groźnie, stanowczo — miałby niby spać? Pod umywalką? Na lampie? — No nie, gdzie na lampie? Jak? Wysoko… I gwóźdź nie utrzyma… Chłopcy tu do nas przyjdą, do dużego pokoju, a lokator pójdzie do nich. — Do tej nory? —Yhy… — I wierzysz, że ktokolwiek by za spanie w tej norze zapłacił? — Yhy… — A ile? — W ogłoszeniu było 500 złotych. Wspomnienie konkretnych i niemałych, bo odpowiadających prawie połowie miesięcznej pensji kasjerki w markecie, a właśnie kasjerką była Krycha, pieniędzy wpłynęło na furię kojąco. Nie mogła jednak przyznać, że tak dobry pomysł nie wyszedł od niej; jak by to w końcu wyglądało? — Zobaczymy, gdzie znajdziesz łosia, co by za taką norę w tej dzielnicy tyla dał — rzuciła, podnosząc się z łóżka. — A teraz wstawaj, jak tu kto ma za dwie godziny być, to trza zaścielić. Zdzich, w którego nie rzucono żadnym ciężkim obiektem, odetchnął z ulgą. Młody, nie doczekawszy się nawet jednego soczystego epitetu, z wyrazem życiowego rozczarowania odmalowanym na pyzatej twarzy, wdeptał w ciemne linoleum wyssany do ostatniego włókna pet. Przemuś, szczęśliwy, że może jakoś dopomóc rodzinie (dewiacja w jego wypadku nieuleczalna), szorował podłogę w norze, ponurym pokoiku o powierzchni nieznacznie przekraczającej trzynaście metrów kwadratowych, w którym większość obywateli naszego cudnego kraju wzdragałaby się przechowywać kartony ze starociami. Było już dobrze po jedenastej, gdy skrzypnęły drzwi wejściowe i przez powstałą szparę, nie do końca tak dyskretnie, jak to zamierzono, wejrzała pozbawiona korpusu głowa. Znaczy się korpus był, nawet nie zakopany w ciemnym lesie, a całkowicie obecny, mocno przytwierdzony do wspomnianej głowy, tyle że w tej pozycji niewidoczny. Para niespokojnych oczu zlustrowała otoczenie. Nastąpiło potężne pociągnięcie nosem. Powietrze wokół ani drgnęło. Głowa uzbroiła się w uśmiech samozadowolenia. Na krawędzi drzwi pojawiło się kilka palców. Skrzypnięcie. Ramiona, pierś, nogi i na samym końcu biodra – do ciemnego korytarza wlał się człowiek. Podszedł do komody, na której, jak w wielu innych domach, stał koszyczek z drobiazgami, zanurzył w nim dłoń, wsunął ją do kieszeni. Przybysz zatrzymał się na chwilę przy wiszącym na jednej ze ścian lustrze i, ani delikatnie, ani starannie, otarł górną wargę z krwi. Coś we własnym wyglądzie wciąż go jednak drażniło. Przestąpił niespokojnie z nogi na nogę. Przestąpił jeszcze raz i zrozumiał (swoją drogą, Strona: 4/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl ciekawe, co naukowcy mają do powiedzenia w sprawie takiej zależności między ruchem kończyn dolnych i aktywnością fal mózgowych). Zrozumiał, że problem stanowiły zmierzwione włosy i już miał się tym zająć, gdy w rogu lustra dostrzegł jakich ruch. Odwrócił się. Krycha stała w progu, między korytarzykiem a kuchnią. Ręce skrzyżowała na piersi. Milczała. — Cześć, mama — pierwszy odezwał się Karol. Głos miał podejrzanie zachrypnięty i drżący. — Gdzieś był? — W szkole — odparł po zdecydowanie zbyt długiej chwili wahania. Usta Krychy wykrzywiły się w triumfalnym uśmiechu. — W sobotę? — rzuciła pozornie od niechcenia, obgryzając skórki przy serdecznym palcu lewej dłoni. Na to chłopak nie umiał odpowiedzieć. W ogóle, jeśli chodzi o Karola, to niewiele umiał. W pierwszej chwili zastanawiał się, czy matka go przypadkiem nie podpuszcza. Jeśli jednak faktycznie była sobota… Tak. Powinien był bardziej się postarać. — Ja wiem wszystko. O wszystkich. Nie wierzysz? — Wierzę — odpowiedział automatycznie, zastanawiając się, czy owo ‘wszystko’ obejmuje również dziurkę wywierconą w podłodze strychu, przez którą regularnie podglądał biorącą prysznic sąsiadkę. — To dobrze. A tera, łosiu, idź, zrób ze sobą porządek. Karol wtulił głowę między ramiona i posłusznie czmychnął do nory. Niczego nie zauważywszy, rzucił bluzę w miejsce, gdzie jeszcze pół godziny wcześniej leżał duży, dmuchany materac, służący wszystkim trzem braciom za łóżko, choć może ‘legowisko’ lepiej oddałoby charakter tej konstrukcji. Bluza upadła na podłogę, suwak stuknął w zetknięciu z twardym materiałem. Powietrze pachniało dziwnie. Nienaturalnie i niepokojąco. Cytrusami. Cytrusowym środkiem do czyszczenia. Chłopak czuł go bez trudu, mimo zatkanego nosa. Gdyby był kimkolwiek innym, zadałby któremuś z członków rodziny kilka stosownych pytań, ale był sobą i trudno go za to winić. Ściągnął buty, które zdążyły już zaznaczyć trasę jego wędrówki na wypucowanej przez Przemusia powierzchni. Pozbył się spodni od dresu, rolując je ciasno i ciskając bez uczucia w kąt. Wciąż rozczochrany i brudny, w samych bokserkach, wyszedł na korytarz. Zamierzał, zgodnie z rozporządzeniem matki, udać się do łazienki i zmyć z siebie wszystkie niepożądane substancje. Uwagę chłopca przykuło jednak poruszenie w kuchni, a przynajmniej tak mu się wydawało. Tym, co odciągnęło go od kąpieli, był w rzeczywistości brak jakiegokolwiek ruchu. W okolicy lodówki stali, a właściwie kulili się, wszyscy członkowie rodziny. Rodzice obok siebie, Przemuś, jako najwyższy, za nimi i Młody, właściwie Antoni Maślak, z przodu, dociskany przez matkę do piersi. Oczy wszystkich utkwione były w jeden punkt. Strona: 5/5 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl