pokój i błogosławieństwo szalom u

Transkrypt

pokój i błogosławieństwo szalom u
W numerze: • pierwsza rocznica powstania Naszej Gminy • krakowski pogrom naszych majątków • życie
i śmierć w Falenicy • poufny stenogram dotyczący restytucji (c.d.) • „My z Jedwabnego” – Anna Bikont
Nr 13
Warszawa IX 2004 r.
POKÓJ I BŁOGOSŁAWIEŃSTWO
Rok II
SZALOM U-WRACHA
WRZEŚNIOWE ROCZNICE...
Wrzesień to miesiąc, w którym przede wszystkim
wspominamy 65 rocznicę wybuchu II Wojny Św. Musimy
wspominać, pomimo że ludzkość jakby zapomniała dziś
o historii. Przez kilka lat okupacji niemieckiej w Polsce
hitlerowcy wymordowali bez mała wszystkich Polaków
żydowskiego pochodzenia. Nielicznym udało się przeżyć
piekło Zagłady. Niemiecki okupant z pobudek
ideologicznych, a także z ordynarnej żądzy rabunku,
mordował naszych braci i niszczył wszystkie ślady
żydowskiego życia. A te, które cudem ocalały, były przez
wszystkie lata powojenne przejęte i użytkowane przez
ówczesne komunistyczne władze. Po skomunalizowaniu
tych majątków, urządzano w synagogach i domach
modlitwy biblioteki, kina, mieszkania, sklepy... Albo
rozbierano mury do fundamentów, a na ich miejscu
budowano nowe osiedla mieszkaniowe. Tak jak
w podwarszawskim małym miasteczku Falenica, o którym
piszemy w tym numerze „Głosu”.... Jednakże niektóre
z tych miejsc po naszych świątyniach pozostawały
niezagospodarowane, jakby władze podświadomie bały
się palca Bożego. I tak oto te ślady historii Żydów
przetrwały aż do początku lat `90, kiedy to w wyniku
przemian ustrojowych powstało „ państwo prawa”.
Niektórzy politycy reprezentujący poprzednie władze
„przefarbowali ' się i zasiedli w ławach nowego Sejmu.
Pojawili się 'nowi' Żydzi, którzy ogłosili siebie za jedynych
prawowitych spadkobierców tych śladów życia
żydowskiego, jakie jeszcze się zachowały. W ten sposób
w 1997 roku doszło do uchwalenia przez Sejm ustawy
o restytucji mienia przedwojennych żydowskich gmin
wyznaniowych. Ustawa ta obarczona jest kardynalnym
błędem: w ogóle nie ma w niej zapisu o jakimkolwiek
zabezpieczeniu tych zabytków. Ustawa pozwala natomiast
na zupełne niszczenie tych budynków za wiedzą i zgodą
konwertytów ze Związku Gmin Wyznaniowych
Żydowskich, a także powołanej specjalnie w tym celu
Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydów. W zarządzie tej
Fundacji znajdują się przedstawiciele organizacji
żydowskich z Ameryki. Ich zgoda na niszczenie
żydowskich zabytków w Polsce jest stokroć gorsza od
działań hitlerowców, ponieważ spowodowana jest tylko
chęcią wzbogacenia się. I to kosztem naszych przodków,
którzy kiedyś zbudowali te święte miejsca.
Atak na żydowską spuściznę ze strony wyżej wymienionych organizacji trwa od kilku lat.
Nie mogąc przyglądać się biernie tym bestialskim czynom,
oraz słuchać nauk prowadzonych przez rabina Michaela
Schudricha, który to wszystko akceptuje i popiera, opuściliśmy Synagogę Nożyków i utworzyliśmy nową Gminę,
która w dniu 2 września 2003 r została zarejestrowana pod
nazwą Gmina Wyznaniowa Starozakonnych w RP. Tak,
drodzy czytelnicy, to już pierwsza rocznica naszej działalności. Jaki był ten okres? Na pewno bardzo trudny, jak życie każdego nowicjusza. Nie mając własnego miejsca,
gdzie moglibyśmy się oddawać sprawom duchowym i organizacyjnym, zmuszeni byliśmy do wynajmowania pomieszczeń. Przy okazji należą się gorące podziękowania
dla Pani Gołdy Tencer, która udzieliła nam nieodpłatnie lokalu w przy Fundacji „Shalom”, gdzie spotykaliśmy się na
kolacjach szabatowych. Nawiązaliśmy kontakty z Rabinatem w Izraelu, który daje nam dobre podstawy do działań
w celu ratowaniu naszej spuścizny narodowej i życia
w zgodzie z Tablicą Mojżeszową. Na łamach pisma Hacofe
(przedruk w Nr 12 „Głosu”) Wielce Czcigodny Pierwszy
Rabin Kraju potępił w ostrych słowach działalność tych,
którzy skupili się w Synagodze Nożyka, przeszli na judaizm i dzięki rabinowi Michaelowi Schudrichowi zarządzają w niej dopuszczając się deprawacji religijnej.
Wydajemy — bez żadnych dotacji, na własny koszt — miesięcznik „Głos” w którym w każdym numerze na 2 stronie
poruszamy temat „restytucyjnej zagłady”. Pomimo skromnych zasobów finansowych, za pośrednictwem Fundacji
Cmentarza Żydowskiego „Gęsia” nadal opiekujemy się
Domem Modlitwy przy ul. Targowej 50/52. Jest to jedyny
tego rodzaju zabytkowy obiekt na Mazowszu, w którym
znajdują się malowidła ścienne, ale wymaga jeszcze dużych nakładów finansowych. Niestety do dziś nie otrzymaliśmy żadnej pomocy finansowej ze strony środowisk
żydowskich jak i polskich organizacji, aby uratować ten zabytek.. Pomimo to mamy nadzieję, że w drugim roku naszego istnienia uda nam się go odbudować
i zagospodarować.
A może już niebawem będziemy mogli wspólnie modlić się w nim pod kierunkiem rabina, którego wciąż poszukujemy?
Całej społeczności żydowskiej i przyjaciołom życzymy Dobrego
Roku Shana Tova – aby miodowa słodycz towarzyszyła nam
wszystkim przez cały rok i osłodziła każdą chwilę.
Gmina Wyznaniowa Starozakonnych w RP została zarejestrowana przez MSWiA na podstawie Ustawy z dnia 17
maja 1989r. i wpisana do Rejestru kościołów i innych
związków wyznaniowych pod numerem 155 z dniem
2 września 2003r.
1
IX 2004
Głos Gminy Starozakonnych Rzeczypospolitej Polskiej
Księga Strat
W kolejnych wydaniach Głosu Gminy Starozakonnych w RP publikować będziemy „Księgę Strat” – rzecz o tyleż oryginalną, co i niestety smutną, ponieważ owa cykliczna publikacja prezentować będzie przypadki bezpowrotnego niszczenia materialnych pamiątek żydowskich, jakie ocalały z pożogi II wojny światowej. Będziemy przypominać nie tylko świątynie,
cmentarze i zabytki zniszczone w czasie istnienia PRL. Głównym celem powstania „Księgi Strat” jest piętnowanie przypadków niszczenia dziedzictwa Żydów Polskich, do jakiego dochodzi, dzisiaj – w III Rzeczypospolitej. Okazuje się, o zgrozo, iż
współwinnym niszczenia śladów materialnego dziedzictwa Żydów Polskich, będzie najczęściej wymieniana na kartach naszej
„Księgi Strat”: Gmina Wyznaniowa Żydowska w Warszawie. Przejęła ona na własność tysiące nieruchomości i miejsc kultu.
Posiadamy dowody, iż Zarząd tej Gminy, dopuścił do lub był co najmniej obojętny wobec zniszczenia co najmniej kilkunastu obiektów wielkiej wartości duchowej i historycznej. Co więcej, był tego zniszczenia sprawcą sprzedając owe nieruchomości i pozwalając na zburzenie ich przez nowych właścicieli. „Księga Strat”, poza łamami „Głosu”, zostanie opublikowana
jako samodzielne wydawnictwo. Kompletujemy aktualnie dokumentację jej pierwszego wydania. Apelujemy więc o dostarczanie nam wszelkich informacji związanych z przypadkami niszczenia pożydowskich zabytków, handlowania miejscami kultu itp. Wprost nieocenionym skarbem jest wszelkiego rodzaju ikonografia, głównie zdjęcia, wykonane zarówno przed, jak i po
zniszczeniu pamiątek.
Dzisiaj prezentujemy następną ofiarę „opieki” Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie nad zabytkami haniebnie
sprzedanej spuścizny narodowej w Krzeszowicach.
Restytucyjna Zagłada
Gmina Wyznaniowa Żydowska w Krakowie jeszcze nie gościła na tej stronie, najbardziej smutnej stronie naszego miesięcznika. Tu zarządzającym jest
Tadeusz Jakubowicz., wywodzący się ze starej żydowskiej rodziny Jakubowiczów, którzy po wojnie pod kuratelą władz komunistycznych „opiekowali”
się cudem ocalałymi zabytkami kultury żydowskiej Dziś, niestety, Tadeusz wraz z kolesiami ze Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, niszczy wszystkie pozostałe zabytki, na jego „terytorialnym podwórku”. Dzieje się tak w wyniku możliwości jakie dała im ustawa. Ci główni macherzy wymienieni na stronie 6 Głosu, dokonali rozbioru żydowskiej Polski i od 1997 roku rozgrabiają co się da wzbogacając się na historycznym dziedzictwie
Polskich Żydów.
DOM MODLITWY przy ul. Wąskiej 1 i MYKWA przy ul. WĄSKIEJ 4 w KRZESZOWICACH... Nr hipoteczny Lwh 512.
Kupiła te dwie parcele za niecałe 200 tys. zł pewna bardzo sympatyczna
mieszkanka Krakowa, która w Domu Modlitwy urządziła mieszkanie i podręczny magazyn. Budynku mykwy do dnia dzisiejszego nie zagospodarowała, jakby nie miała pomysłu na wykorzystanie znajdujących się tam
pomieszczeń. Transakcja ta odbyła się 14 grudnia 1999 r. Jak na ten region
Polski oba obiekty zostały sprzedane za sumę tak niewielką, że budzą się
niezdrowe podejrzenie, czy aby Szanowny Pan Przewodniczący GWŻ sprawujący opiekę nad tym majątkiem nie otrzymał przypadkiem czegoś pod
stołem? A i szybkość, z jaką nastąpiła sprzedaż oraz daty zapisane w księdze
wieczystej budzą wiele wątpliwości, które zmuszają nas do ponownego
wglądu i rzeczowego zbadania zawartych tam sprzeczności, odnośnie odzyskania tych majątków w ramach prawa o restytucji mienia pożydowskiego...
W mykwie do dzisiaj znajdują się oryginalne urządzenia niezbędne w każdej
rytualnej łaźni żydowskiej. Jest tam zachowany, jedyny w Polsce bojler na wodę wraz z całym osprzętem składającym się z rur miedzianych, są też na ścianach białe kafelki, jak też fragmenty polichromii ściennych. Te unikatowe
elementy zbudowane w 1913 roku, które przetrwały okupację hitlerowską,
dziś nie stanowią żadnej zabytkowej wartości dla T. Jakubowicza oraz dla nabywcy tej posesji. Zapewne skończą swoje istnienie na śmietniku. A w tym
miejscu nowa właścicielka z Krakowa może urządzi jeszcze jeden sklep spożywczy z magazynem?
A czy nie lepiej byłoby, panie Tadeuszu, gdyby pan w tym odzyskanym naszym majątku, zrobił jakiś pożyteczny geszeft, np. sam otworzył. sklep? Czy
pańska córka nie mogłaby prowadzić takiego interesu? A może pański zięć
(były) sam otworzyłby w tej mykwie jeszcze jedną restaurację? I mielibyśmy
zachowane dziedzictwo żydowskie na terenie Krzeszowic, i przyjeżdżaliby
Żydzi z całego świata i podziwialiby ten zabytek. No i wspominano by to
wielkie nazwisko Jakubowiczów, które tak samo jak w minionych latach, na-
dal kojarzyłoby się nam z obrońcami nielicznie pozostałej spuściźnie po narodzie żydowskim. A i wnuki miałyby co robić jeszcze za sto lat....
Interesującym dokumentem jest stara księga hipoteczna, dotycząca tego zabytku. Można w niej przeczytać bardzo ciekawe zapisy z 1913 roku dotyczące domu modlitwy i mykwy. Na przykład uzyskanie możliwości przejścia dla
kobiet przez obcą parcelę: Notuje się, iż każdoczesnym właścicielem tej realności przysługuje prawo służebności przechodu, lecz jedynie tylko dla kobiet do domu modlitwy i z domu modlitwy znajdującego się na parceli bud.
431, zdążających, tudzież prawo przejazdu przez zachodnią i północną
część parceli bud. 334, wchodzącej w skład Realności Lwh. 66 księgi katastralnej Krzeszowice. Albo taki ciekawy zapis dotyczący trzech Żydów, którzy z własnej kieszeni zakupili działki, wybudowali dom modlitwy i mykwę,
po czym przeznaczyli na cele duchowe dla krzeszowickich Żydów: Na podstawie kontraktu kupna — sprzedaży z dnia 20.08.1919 r intabuluje się prawo własności tej dotąd wedle pozycji 1. Beniamina Grossa, Eljasza Gutha,
Szymona Bellera po 1/3 na rzecz: STOWARZYSZENIA KAHAL CHASIDIM
w Krzeszowicach.
Burmistrz Krzeszowic i zespół jego ludzi pracujących w Urzędzie Miasta dopiero obecnie, po rozmowie z nami, zaczęli się martwić, że ten niewątpliwy zabytek, oddany GWŻ zgodnie z prawem, zapewne zniknie z mapy miasta. Oni nie
wiedzieli nawet, że w ich miasteczku jest taki cymes... Żal tym większy, że gdyby w tych wnętrzach zorganizowano małe muzeum, zagraniczne wycieczki
przyjeżdżałyby tu non — stop. Co by to mogło oznaczać dla tego 700 letniego
miasteczka, dziś bardzo sennego i zapomnianego, nietrudno sobie wyobrazić...
Dom modlitwy
Mykwa
2
Niestety, w oparciu o posiadane przez nas dokumenty już w najbliższych
numerach Głosu opiszemy inne bulwersujące przykłady „działalności”
pana Jakubowicze na niwie „restytucyjnej zagłady”
Głos Gminy Starozakonnych Rzeczypospolitej Polskiej
Abandoned Jewish Sites
Following the write up concerning the
synagogue in Warsaw and Rabbi Michael Shodrich,
we quote part of a letter which was recently sent to
the Israeli Minister of the Diaspora. Nathan
Sharansky.
"Today's Poland is full of Jewish sites and
buildings of historical significance which have
survived the destruction of the Final Solution.
Despite the ruin and devastation there are still
synagogues and cemeteries in many Polish cities
and small towns which remained intact after the
war. But after years of neglect the desolation is
grave and most worrying.
IX 2004
Even more worrying is the abuse to these sites
caused by trading and plundering which is carried out
by the representatives of the Jewish community
themselves. This malpractice has been going on in
Poland for a few years.
Because of the absence of Jews and active Jewish
communities, most of these sites are exposed to the
harmful effects of time and nature. However, there
are worse scenarios at work: cases of people trading
and selling to Poles, synagogues and other significant
Jewish buildings such as Mikvas (ritual baths),
schools, Yeshivot, Torah Schools for young children
and small prayer houses. According to evidence
which has come to our attention, the purchasers
destroy these buildings for the purpose of property
development.
For a long period now. we have been aware of
these tangible remains of the glorious past existence
of Polish Jewry as well as terrible state of Jewish
cemeteries.
In most cases no one looks after them. There are
irregularities in all matters pertaining to Jewish
communal assets. There is no control over them and
it is absolutely obvious that these asssts need to be
supervised.
Rabbi Michael Shudrich. who is meant to be in
charge of all matters relating to Jewish property in
Poland does not carry out his obligations in a proper
manner. There is also no one who supervises or
controls his actions.
In Israel today, there is no organization which is
able to look after all matters concerning the religious,
historical and architectural Jewish heritage in
Poland.
We stand helplessl) and watch what is happening
there and feel how the ground is slipping from under
our feet. We have no means of becoming involved or
how to rescue the glorious Jewish heritage which still
exists but which is rapidly slipping away.
We are well aware of what is happening in Poland
and well versed in Jewish history and in Jewish
heritage. We also know the Jewish sites and the
community representatives and therefore we fear for
what is happening. We wish to act quickly and with
determination to stop this unrestrained destructive
and scandalous process.
Meir Shilo, AShoah Scholar Tel. 057-202903
schiffs@,013.net.il
Dziękujemy naszym przyjaciołom z Londynu za szybkie
i dokładne przetłumaczenie artykułu.
3
IX 2004
Głos Gminy Starozakonnych Rzeczypospolitej Polskiej
ŻYCIE I ŚMIERĆ W FALENICY
Przecięty na pół głaz z brązowego granitu. Przed nim
dwie tablice z napisami – po polsku i po hebrajsku – upamiętniają dzień największej tragedii w dziejach małej podwarszawskiej miejscowości. Dwanaście lat temu ten pomnik,
z inicjatywy działaczy miejscowej „Solidarności”, umieszczono przed budynkiem stacji PKP w Falenicy. Wykonawcą pomnika był Tomasz Orlikowski, właściciel małego
przedsiębiorstwa budowlanego z Miedzeszyna, który nieco
później zginął w wyniku napadu rabunkowego. Miejscowi
wandale już kilka razy próbowali zdewastować pomnik, ale
udało się usunąć ślady farby i pęknięć. Pomnikiem opiekuje
się zarząd dzielnicy Wawer, podobnie jak wszystkimi innymi
znajdującymi się na tym terenie. Trzy razy w roku: 19 kwietnia, 20 sierpnia i w dzień Yom Kipur na pomniku pojawiają się
płonące świeczki.
– W tym roku wokół pomnika zgromadziło się aż kilkadziesiąt osób – opowiada Magdalena Borkowska, mieszkanka Falenicy. Widocznie ta data – 20 sierpnia 1942 roku –
w jakiś sposób jednak tkwi w naszej podświadomości. Chociaż na codzień nikt nie myśli o tym, że niemal wszyscy
mieszkamy tu na gruntach, które miały swoich żydowskich
właścicieli. Tylko jedno mnie dziwi: nigdy nie widziałam tutaj
przedstawicieli żydowskiej gminy wyznaniowej z Warszawy.
Kiedyś rozmawiałam na ten temat z panią Heleną Datner,
wówczas przewodniczącą gminy. Zaproponowałam jej, aby
w dniu 20 sierpnia spróbowała sprowadzić na naszą skromną uroczystość przy pomniku grupę młodzieży żydowskiej,
która spędza wakacje w pobliskim Środborowie. Nikt nie
przyjechał. A przecież wiem, że gmina czerpie dochody
z czynszu, płaconego przez lokatorów, mieszkających w budynku dawnej synagogi.
Letnisko Falenica
Pierwsze domy, jeszcze w końcu XIX wieku, budowali
w Falenicy rosyjscy urzędnicy i wojskowi, pracujący w Warszawie. Były to domu drewniane, zamieszkiwane wyłącznie
w okresie letnim. Za to parcele, na których je budowano, były duże: od trzech do pięciu tysięcy metrów. Właściciel tych
gruntów – Jakub Hanneman – dążył do ich szybkiej parcelacji, aby odzyskać zainwestowane pieniądze. I rzeczywiście:
w ciągi kilkunastu lat, aż do wybuchu I wojny św., Wille Falenickie rozwijały się błyskawicznie. Sprzyjała temu bliskość
Warszawy, dobre połączenie kolejowe prowadzące dalej do
Otwocka i Dęblina, a także wspaniałe warunki klimatyczne
i krajobrazowe: piaszczyste wydmy, suche sosnowe lasy, bliskość Wisły. Rozpoczynając parcelację swoich gruntów J.
Hanneman nie przewidział jednak, że zamiast carskich
urzędników w Falenicy zaczną masowo budować swoje „dacze” mieszkańcy przeludnionych, północnych dzielnic Warszawy. Ci z Zamenhofa, Nalewek, Nowolipek.
Już w 1905 roku osiedliła się w Falenicy mała gmina żydowska, która schroniła się tu po pogromie w pobliskiej Wiązownej. Zamożniejsi Żydzi w okresie letnim tradycyjnie
wysyłali swoje rodziny do podwarszawskich miejscowości.
Sami przyjeżdżali do nich w sobotę, a w niedzielę po południu wracali do miasta, aby nie tracić kontroli nad interesami.
Przeciętny dom drewniany kosztował ok. 7 tys zł (w latach po
I wojnie). Na miejscu, w Falenicy, były składy materiałów budowlanych, tartak, cegielnia. Nie brakło majstrów i robotników, którzy w ciągu kilkunastu dni potrafili złożyć –
z przygotowanych wcześniej elementów – kompletną drewnianą willę. Nie było kłopotów z zaopatrzeniem w żywność.
Na targ w Falenicy ściągali ze swoimi produktami chłopi
i ogrodnicy z okolicznych wsi (Aleksandrowa, Wiązowny, Zerzenia). W latach `20 w Falenicy zaczęło przybywać „pensjonatów”. Były to wille budowane „z zapasem”, czyli
z pokojami do wynajęcia. We wspomnieniowej książce Józefa Hena „Nowolipie” znajduje się opis życia w takim „pensjonacie”, wybudowanym przez ojca autora w Michalinie, tuż
obok Falenicy. „Koło willi był sklepik, w którym można było
4
dostać absolutnie wszystko... Poza tym przybywały z ciężkimi koszami handlary z Otwocka i Karczewa, Żydówki i nieŻydówki. Przynosiły kury i różne owoce, już z daleka wykrzykując, z czym idą. W sobotę i niedzielę pojawiał się młody
człowiek z pudłami ciastek z otwockiej cukierni, które nosił na
głowie. Mniej sympatycznie był witany przez nas, dzieci, wędrowny fryzjer, który zawiązywał nam wokół szui poszarzałe
prześcieradło i dobierał się do włosów tępą maszynką.
W świąteczne dni, kiedy ojcowie przyjeżdżali z Warszawy,
pojawiały się też chmary żebraków. Szli całymi gromadami,
od willi do willi, mieli swoich przywódców... Pamiętam jednego rudego żebraka w chasydzkiej kapocie, który miotał
straszliwe przekleństwa, wszyscy się go bali i dawali mu więcej niż innym. Kiedy pojechaliśmy z mamą na kolejne wakacje, rodzice na te czas odnajęli pokój jakiemuś małżeństwu.
Byli to ludzie z inteligencji, rodzina znanego poety i ojciec był
dumny, że ma takich lokatorów... A jednak trzeba było porzucić Michalin. W kraju narastał kryzys, bezrobocie i było coraz
więcej biedy. Ojciec zdecydował się na sprzedaż wtedy, kiedy cena doszła do dna. Pamiętam tego obrzydliwca, który
zapłacił za naszą ukochaną willę 17 tys zł, a kosztowała – obliczał ojciec – 40 tys.”
Opłaty w pensjonacie wynosiły 4–7 zł dziennie. Za cały
sezon – od maja do września – właściciel pobierał od 80 do
250 zł, w zależności od standardu. Pod koniec lat `20 Falenica stała się modna. Budowano coraz więcej willi, dzieląc na
części duże dotychczas działki. Wiązało się to z wycinaniem
starych sosen, które dotychczas rosły wszędzie. Ale i tak letnisko Falenica słynęło ze swoich walorów krajobrazowych na
całej linii otwockiej. W odległości kilkuset metrów od linii kolejowej rozciągał się pas piaszczystych wydm porośniętych
rzadkim lasem i wrzosowiskami. Wśród tych wydm, jak oaza
na pustyni, znajdowało się naturalne jeziorko „Morskie Oko”.
Wieczorami z całej okolicy ciągnęli w tym kierunku letnicy,
aby zażyć kąpieli po upalnym dniu.
W międzywojennej Falenicy działało co najmniej kilka żydowskich organizacji politycznych: Poalej Syjon, Bund, Cukunft. Zachowały się nazwiska Żydów, którzy w tych latach
byli radnymi gminy Falenica: Abraham Grynberg, Benjamin
Peregoł, Chaim Frydman. Kilkutysięczna żydowska gmina
wyznaniowa w Falenica była na tyle bogata, że wybudowała
– przy wsparciu 'Jointu' – duży, trzypiętrowy dom starców
„Ezra” („Pomoc”). Przed samą wojną, w 1938 roku, oddano
do użytku murowaną bożnicę przy ul. Nowej (dziś Bambusowa). Oba te budynki przetrwały w dobrym stanie okupację,
ale dopiero niedawno bożnica przy ul. Bambusowej (akie
miano nadał jakiś ignorant przedwojennej ul. Nowej) została
zwrócona żydowskiej gminie wyznaniowej na mocy ustawy
o restytucji. Dziś jest to zwyczajny dom mieszkalny, w którym
kilka rodzin prowadzi normalne życie. Ciekawe, jak zareagowali by Polacy, gdyby ktoś próbował przerobić budynek kościoła na mieszkania?
Już w końcu lat `20 Żydzi stanowili tu większość mieszkańców. W 1936 roku na 8 tysięcy stałych mieszkańców gminy Falenica prawie 5, 5 tys deklarowało wyznanie
mojżeszowe. Do tego dochodziło ok. 6 tys „letników”,
w większości również pochodzenia żydowskiego. Drewniane
wille były przeważnie malowane na żółto – brązowy kolor
i dlatego nazywano je „kanarami”. Przy ul. Wiązowskiej
(obecnie Lokalna) mieściło się sanatorium p – gruźlicze dla
młodzieży żydowskiej im. W. Medema. W dużym, słonecznym budynku leczyło się jednorazowo 200 – 250 pacjentów
z całej Polski. Dzieci miały swój samorząd, wydawały gazetkę, hodowały zwierzęta i kwiaty w sanatoryjnej cieplarni.
Większość z nich w dniu 20 sierpnia wraz z opiekunami trafiła do tego samego pociągu...
W tych latach było w Falenicy kilkanaście dużych sklepów spożywczych (ięc więcej niż obecnie), a wzdłuż ul. Handlowej
(obecnie
Walcowniczej)
wszystkie
partery
Głos Gminy Starozakonnych Rzeczypospolitej Polskiej
drewnianych domów zamieniono na sklepy. Była tam nawet
kryta hala targowa (oczywiście drewniana), a obok – targowisko zabudowane drewnianymi budkami. Na fotografii z 1938
roku można zobaczyć drewniane, dwupiętrowe domy, obwieszone szyldami i reklamami, z wystającymi na ulice okiennicami, balkonami i mansardami. Egzotyka Wschodu,
bliższego Jerozolimie niż Warszawie. Cała ta zabudowa spłonęła 19 września 1939 roku podczas bitwy z Niemcami, stoczonej przez żołnierzy 13 Dywizji Piechoty.
Nigdy nie było ekshumacji...
Getto w Falenicy zostało utworzone 31 października 1940
roku (w tym samym czasie co w Warszawie), a 10 stycznia
1941 zostało zamknięte. Zajmowało rozległy teren po wschodniej stronie torów kolejowych, otoczony drutem kolczastym
i słabo strzeżony przez granatową policję. W „aryjskiej” części
Falenicy stacjonował ponad 30 – osobowy oddział esesmanów, którzy od czasu do czasu urządzali krwawe „wycieczki”
na teren getta. Do Falenicy przywożono Żydów z innych miejscowości: Michalina, Dobrego, Kałuszyna, Wyszkowa, Mrozów. W przepełnionych drewnianych domach, zazwyczaj
pozbawionych kanalizacji, szerzyły się choroby. Dopóki zamknięci w getcie ludzie mieli gotówkę, kupowali żywność od
chłopów z okolicznych wsi. Potem wymieniali na żywność pamiątki rodzinne, ubrania, komplety pościelowe. A później zaczął się głód. Dorośli puchli z głodu i umierali, pomiędzy
domami błąkały się sieroty pozbawione opieki. W 1942 roku
na sześć i pół tysiąca mieszkańców falenickiego getta połowa
żyła tylko dzięki samopomocy. Nie pomagały rozpaczliwe telegramy wysyłane do Judenratu. Przez rok kilkuset mężczyzn
z falenickiego getta zgromadzono w obozie pracy. Kopali kanały melioracyjne, pracowali w tartaku, brukowali odłamkami
cegieł drogę przez wydmy, w kierunku Wiązowny. Jeszcze dzisiaj niektóre jej odcinki wyróżniają się czerwonym kolorem.
W zimie 1942 roku do ludzi zamkniętych w falenickim getcie zaczęły docierać przerażające wieści. Calel Perechodnik,
żydowski policjant z pobliskiego Otwocka, w swoich wspomnieniach „Czy ja jestem mordercą?” opisuje narastającą grozę tych informacji. Listopad 1941 – zbiorowa egzekucja
kilkunastu tysięcy ludzi, spędzonych na rynek w Słonimiu. Potem Wilno – eksterminacja 60 tysięcy ludzi. W Baranowiczach
zabito 20 tys. W marcu `42 kilkanaście tysięcy lubelskich Żydów zostało wywiezionych do obozu zagłady w Bełżcu. 22 lipca rozpoczęła się likwidacja warszawskiego getta. Codziennie
z Umschlagplatzu odjeżdżał pociąg, wiozący do Treblinki kilka
tysięcy ludzi. W tym czasie w małych gettach na linii otwockiej
panował jeszcze spokój. Ale 19 sierpnia nastąpiła kilkudniowa
przerwa w deportacjach z Warszawy, która Niemcy wykorzystali na „oczyszczenie” miejscowości podwarszawskich. Na
początek poszedł Otwock. Calel Perechodnik, szczery aż do
bólu, opisuje swój udział w zapędzaniu ludzi (ym własnej żony
i córki) do wagonów. 20 sierpnia przyszła kolej na Falenicę...
Niemcy otoczyli cały teren getta jeszcze przed świtem.
Rozstawili się wzdłuż drutów co kilkadziesiąt metrów Gdy tylko zrobiło się jasno, zaczęła się strzelanina, polowanie na ludzi, które trwało przez wiele godzin.
Witold Kulerski, działacz podziemnej „Solidarności”, późniejszy wiceminister oświaty w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, w końcu lat `70 chodził od domu do domu i wypytywał
najstarszych mieszkańców okolic Falenicy o ich wspomnienia z tamtego dnia. Ich relacje zebrał w opracowaniu
„Marsz”, wydrukowanym w 1983 roku w podziemnym piśmie
„Krytyka”. Bronisław M (urodzony w 1911 roku) opowiedział
o dwu Żydach – rzeźnikach z Miedzeszyna, którzy nie pozwolili wziąć się żywcem. Pierwszego Niemca, który wtargnął do
mieszkania, zarąbali toporem.
-Na moim placu – wspominał Bronisław M. – przy ul. Szopena (dziś Dusznicka) wykopali dół na dzieci. Wtedy zwozili
i znosili tu dzieci z całego getta, żeby ich nie brać do transportu. Strzelali i wrzucali do dołu. Już po wszystkim pobiegłem zobaczyć dom, nie wiedząc co zrobili na placu.
Zobaczyłem dół. Był pełen małych nagusków. Nie zdążyli zasypać. Nie mogłem wrócić na to miejsce. Sprzedałem plac
z domem...
IX 2004
Notując te słowa, Wiktor Kulerski nie mógł wiedzieć, że
w ciągu kilkudziesięciu powojennych lat nigdy nie przeprowadzono w tym miejscu ekshumacji. A nie jest to jedyne
miejsce na terenie dawnego getta w Falenicy, w którym
prawdopodobnie spoczywają zwłoki ludzi zabitych tamtego
dnia. My, mieszkańcy Falenicy (o nich zalicza się też niżej
podpisany), przechodzimy codziennie obok tych miejsc, ale
staramy się o tym nie myśleć. Bo w przeciwnym wypadku nie
moglibyśmy spokojnie zasnąć..
Ludzi spędzonych z terenu getta zgromadzono na pustym placu wzdłuż torów kolejowych. Podstawiony od samego rana skład towarowy liczył kilkadziesiąt wagonów.
Panował straszny upał, ale ludziom nie pozwalano pić. Przed
południem od strony Wawra dotarła do Falenicy duża, około
tysiącosobowa grupa Żydów z getta w Rembertowie, których
tego samego dnia o świcie wypędzono z domów. Szli piechotą kilkanaście kilometrów. Słabnących Niemcy wywlekali
z tłumu i zabijali na miejscu. Po dojściu do Falenicy cały ten
konwój został bez zwłoki załadowany do wagonów. Po południu przyszła kolej na mieszkańców Falenicy. Ludzi wprowadzano do wagonów po pomostach zbitych z desek,
stłoczonych na stojąco, ramię przy ramieniu. Dopiero pod
wieczór załadowano ostatnią grupę: kilkuset mieszkańców
Otwocka, którzy wymknęli się z obławy poprzedniego dnia.
Zamknięte na głucho, rozpalone słońcem wagony stały przy
rampie w Falenicy aż do późnego wieczora.
– Jeszcze w ciemności – opowiadał Kulerskiemu Franciszek B. – słyszałem z własnego domu głuchy krzyk ludzi,
umierających z pragnienia. Głosy dochodzące z bocznicy
ucichły dopiero przed północą.
Betonowa rampa rozciągająca się wzdłuż bocznicy kolejowej w Falenicy istnieje do dzisiaj w niezmienionym kształcie. Ale żadna tablica pamiątkowa, żaden napis nie
przypomina o ludzkim męczeństwie, jakie tu miało miejsce
60 lat temu.
Następnego dnia Ryszarda K. (ur. 1913) nie mogła dojść
do pracy.
– Ludzie rabowali getto – opowiadała Wiktorowi Kulerskiemu. – Myszkowali wśród zabudowań, ryli piwnicach, zrywali podłogi. Szukali złota. Inni wypróżniali mieszkania.
Wychodzili z getta objuczeni czym się dało i wnet wracali
z powrotem. Z domów wynoszono niemal wszystko i układano w sterty. – To moje, to twoje – dzielono się sprawiedliwie.
Pod wieczór ku okolicznym wsiom ciągnęły fury, wyładowane dobytkiem radującym serca nowych właścicieli.
Tuż po wojnie Izabela Gelbard, znana później jako pisarka
Czajka – Stachowicz, wydała niewielki tomik poezji poświęconych Zagładzie. W jednym z wierszy opisuje śmierć dziewczyny z getta, zastrzelonej podczas ucieczki z transportu.
„Do zmierzchu tak leżeli, przytuleni blisko
Mrok ciszą się rozdzwonił, – umilkł ptaków śpiew
Nieznane jest jej imię – nieznane nazwisko
Na stacji Falenica – Boga splamił grzech”
Mniej więcej w tym samym czasie powstał też znany wiersz
Antoniego Słonimskiego „Elegia żydowskich miasteczek”,
w którym znajduje się i ten znany fragment:
„W Hrubieszowie, Karczewie, Brodach, Falenicy
Próżno byś szukał w oknach zapalonych świeczek
I śpiewu nasłuchiwał z drewnianej bożnicy”
Drewniane pożydowskie wille znikły z falenickiego pejzażu
jeszcze w latach wojny. Okoliczna ludność rozebrała je na
opał w zimie 1944 – 45, która była wyjątkowo mroźna. I w ten
sposób przestała istnieć żydowska Falenica. Jedynym świadectwem tego, że istniała, jest niepozorny pomnik przed budynkiem dworca. Oraz księgi wieczyste, w których wciąż
jeszcze powinny znajdować się nazwiska poprzednich właścicieli tych gruntów. Lejzor Kosowski, Natalia Peretz, Fiszel
Szymonowicz, Laja Sztrosberg, Estera Goldfarb... Setki, może nawet tysiące nazwisk.
Ale to już zupełnie inna historia, do której może warto
będzie kiedyś wrócić.
Maciej Piotrowski
5
IX 2004
Głos Gminy Starozakonnych Rzeczypospolitej Polskiej
H I P O K R Y Z J A Z D E M A S K O WA N A
W kolejnych numerach naszego pisma przedstawiamy czytelnikom oryginalną wersję stenogramu z pewnej narady,
zorganizowanej w dniach 13 – 15 grudnia 1996 roku. W spotkaniu tym wzięli udział przedstawiciele Żydowskiej Światowej Organizacji ds. Restytucji Mienia oraz władze Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce. Jak wynika
z przebiegu tej konferencji, już na długo przed uchwaleniem Ustawy z dnia 20 lutego 1997 o restytucji mienia żydowskich gmin wyznaniowych, przygotowywano mechanizm kupczenia naszą wspólną spuścizną, która przetrwała okres
Holocaustu. Umowa ta określiła, w jaki sposób i na czyją korzyść miał następować podział zysków ze sprzedaży budynków i działek otrzymanych w procesie restytucji. W kolejnych numerach naszego pisma, ukazującego się od pół roku,
pokazujemy, jak dokładnie realizowany jest ten scenariusz sprzed ośmiu lat.
Uczestnicy:
Kalman Sultanik – Viceprezydent World Jewish Congress and Chairman of the Meeting.
Arye Edelist – Członek delegacji World Jewish Restitution Organisation.
Naphtali Lavie – Viceprzewodniczący Zarządu World Jewish Restitution Organisation
oraz
Andrzej Zozula – Dyrektor Biura Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce.
Piotr Kadlcik – Viceprezes Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce.
Feliks Lipman – Przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Katowicach i członek ZGWŻ
oraz „szare eminencje”: Traison, Leket, Wiślicki, Kotulski, Szadaj, Mikołaj.
Dziękujemy czytelnikom naszego pisma za zwrócenie nam uwagi na błąd jaki wystąpił na stronie 2 w Nr 12. Podaliśmy mylnie w ostatnim akapicie, że:
Przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi, obecnie Symcha Keller, przed konwersją nazywał się Jerzy Sokołowski, co jest niezgodne
z prawdą. Jego prawdziwe imię i nazwisko to: Krzysztof Skowroński.
6
Głos Gminy Starozakonnych Rzeczypospolitej Polskiej
IX 2004
(cdn.)
Michael Schudrich – „zgodny rabin”
Minęło 8 lat od tych negocjacji i widać już owoce tamtej umowy. Kolejni
członkowie Zarządu ZGWŻ i GWŻ za akceptacją „zgodnego rabina”
sprzedali i dopuścili się do zniszczenia:
1. Szpital Żydowski w Siedlcach.
2. Synagoga w Siedlcach.
3. Mykwa w Mińsku Mazowieckim.
4. Synagoga i Mykwa w Otwocku.
5. Synagoga w Sokołowie Podlaskim.
6. Synagoga w Szydłowcu.
7. Mykwa w Piasecznie.
8. Synagoga w Sandomierzu.
9. Synagoga w Busku Zdroju.
10. Synagoga w Płocku.
11. Dom modlitwy i Mykwa w Krzeszowicach.
7
REKLAMY I OGŁOSZENIA
Ratujemy zabytek
Unikalny Dom Modlitwy / Beit Hamidrasz / zbudowany w drugiej połowie XIX wieku wpisany do Rejestru
Zabytków pod nr A-64. Usytuowany w Warszawie przy ul. Targowej 50/52 jako oficyna kamienic Rothblitów
i Sokołowskiego. Zachowały się tam fragmenty polichromii ściennych, przedstawiających Żydów modlących
się pod Ścianą Płaczu, grób Racheli w Betlejem oraz cykl znaków Zodiaku. Obecnie restaurowany przez Fundację Cmentarza Żydowskiego „Gęsia”, dzięki wsparciu finansowemu ludzi, którym los tego Zabytku nie jest
obojętny.
Bank PKO S. A. I Oddział w Warszawie, Plac Bankowy 2, Nr konta: 331240 1037 1111 0000 0691 8226
„My z Jedwabnego” – niedawno wydana książka Anny Bikont
(Wydawnictwo „Pruszyński i S – ka”) – to jedna z najbardziej
wstrząsających publikacji na temat Zagłady, jaką kiedykolwiek przeczytałem. Ta książka porusza do głębi, bo została
napisana metodą reporterską, w formie codziennych notatek,
w których każda kolejna informacja nawiązuje do poprzedniej. I w której można zaufać każdemu słowa reportera, ponieważ powołuje się na konkretne osoby, rozmówców,
świadków.
Anna Bikont, współtwórczyni podziemnego „Tygodnika
Mazowsze”, poświęciła na napisanie tej książki ponad trzy lata. Wzięła bezpłatny urlop w „Gazecie Wyborczej”, gdzie pracuje od samego początku. Dziesiątki razy jeździła do
Jedwabnego i Radziłowa, podróżowała po całej Polsce, odnajdując świadków tamtej zbrodni. W poszukiwaniu ocalałych ofiar pojechała do USA i Izraela. „Gdy zobaczyła – pisze
w przedmowie Jacek Kuroń – w jak prymitywnych warunkach
żyje na wsi Stanisław Ramotowski, Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata wraz z ocaloną przez siebie żoną Marianną,
Anna Bikont wzięła staruszków do Warszawy i zaopiekowała
się nimi, a po śmierci pana Stanisława troszczy się o wdowę”.
Tropiąc przez ponad trzy lata prawdę o Jedwabnem (tóra jest
także prawdą o Radziłowie, Wąsoszy, Szczuczynie, Grajewie,
Stawiskach – w sumie o 20 miejscowościach, w których
w czasie wojny Polacy zabijali lub prześladowali Żydów) Anna Bikont dotarła do takich świadków i do takich relacji, które być może tylko ona mogła otrzymać. „Jakby pani nie miała
żydowskiej krwi, to bym pani tego nigdy nie powiedział ' –
zdradził jej w Izraelu Meir Ronen, którego wraz z rodziną Rosjanie deportowali do Kazachstanu w marcu 1041 roku. Na
trzy miesiące przed całopaleniem w stodole Śleszyńskich.
Reporterska książka Anny Bikont jest książką odważną.
Uczciwie przyznaje, że szokuje ją wywiad prymasa Glempa,
udzielony Katolickiej Agencji Informacyjnej 15 maja 2001 roku. ' W tym wywiadzie – pisze Bikont – prymas wyciąga cały
rejestr antysemickich klisz łącznie z takimi perełkami, jak: 'Żydzi byli sprytniejsi i umieli wyzyskiwać Polaków' albo 'Nie lubiano Żydów za ich dziwny folklor'. Jakoś nie pamiętam
żadnej publicznej wypowiedzi prymasa Glempa po rozlicznych antysemickich wystąpieniach księdza Henryka Jankowskiego'.
Nieocenionym walorem książki jest długa lista podziękowań, składanych przez nią ludziom, którzy pomogli autorce
w zbieraniu materiałów. Wśród nich szczególna wdzięczność
należy się Janowi Skrodzkiemu, pochodzącemu z Radziłowa, który po przeprowadzeniu prywatnego śledztwa nie zawahał się uznać, że jego własny ojciec był jednym
z morderców. To dzięki takim ludziom jak Jan Skrodzki mamy prawo wierzyć, że nigdy więcej żaden Polak nie zapędzi
swoich żydowskich sąsiadów do żadnej stodoły.
Również pod względem edytorskim gruba, ponad 400 –
stronicowa książka Anny Bikont jest swego rodzaju majstersztykiem. Kilkadziesiąt unikalnych, cudem zachowanych
fotografii przypomina nam twarze żydowskich mieszkańców
Jedwabnego. Sam indeks nazwisk wymienionych w tekście
książki liczy ponad 2 tysiące pozycji. Unikalna – i poruszająca do głębi – jest reprodukcja ręcznie malowanej, plastycznej
mapy Jedwabnego z 1939 roku, z oddzielnie zaznaczoną
każdą ulicą, każdą chałupą i stodołą. A obok mapy znajdujemy imiona i nazwiska żydowskich mieszkańców tych domów
i chałupek. Tych, którzy przeżyli wojnę i tych którzy zginęli.
Ale tylko tych, którzy przetrwali w zawodnej pamięci swoich
sąsiadów.
Nie ulega wątpliwości, że tak odważnej i uczciwej, tak starannie wydanej książki poświęconej tematyce polsko – żydowskiej jeszcze u nas nie było. Lektura obowiązkowa.
Maciej Piotrowski
Wydawca miesięcznika: Gmina Wyznaniowa Starozakonnych w Rzeczypospolitej Polskiej
Jewish Old Testament Community
__________________________________
Redaguje zespół: Redaktor Naczelny: Bolesław Szenicer, Sekretarz Redakcji: Maciej Piotrowski.
Adres do korespondencji: P.O.Box 15, 00-950 Warszawa, Tel./fax: 636 36 89, mobile: 602 243 150, e-mail: [email protected],
ISSN 1732-3703
http://www.jewishcem.waw.pl
Opinie prezentowane na łamach „Głosu” nie muszą pokrywać się z oficjalnym stanowiskiem Zarządu Gminy Starozakonnych w RP.
Skład i Druk: Oficyna Drukarska - Jacek Chmielewski, ul. Sokołowska 12A, 01-142 Warszawa
tel./fax (48 22) 632 83 52, 631 30 50
http://oficyna-drukarska.pl e-mail: [email protected]
8