Św. Zygmunt Gorazdowski
Transkrypt
Św. Zygmunt Gorazdowski
w. Zygmunt Gorazdowski Po jego mierci mówiono, e był "okiem lepemu, nog chromemu, ojcem ubogich". Lwowska biedota nadała mu najbardziej zaszczytny tytuł: Ksi dz Dziadów. Urodził si w listopadzie 1845 r. w Sanoku, w rodzinie szlacheckiej. Podczas rzezi galicyjskiej był kilkumiesi cznym niemowl ciem, i wówczas nia ka - chc c go uratowa ukryła go pod kołem mły skim. Wtedy nabawił si choroby płuc, która n kała go przez całe ycie. Widział w niej działanie Opatrzno ci: "Bogu dzi kuj za chorob , bo gdyby nie ta choroba, nie byłbym został ksi dzem i nigdy bym nie był zadowolony, rozmin wszy si ze swoim powołaniem". Rodzicom zawdzi cza gł bok formacj religijn i gor cy patriotyzm - jego ojciec był posłem na Sejm, a po wybuchu Powstania Styczniowego całkowicie zaanga ował si w pomoc powsta com. Osiemnastoletni Zygmunt tak e przył czył si do oddziałów powsta czych, jednak po kl sce wrócił do Przemy la, gdzie mieszkała jego rodzina, a ojciec prowadził zakład introligatorski i niewielki sklep galanteryjny. Po uko czeniu gimnazjum z bardzo dobrym wynikiem podj ł w 1864 r. studia prawnicze we Lwowie, ale po dwóch latach odkrył, e jego prawdziwym powołaniem jest kapła stwo. Lata seminaryjne były czasem intensywnego rozwoju duchowego - wówczas niezwykle rozwin ł si jego dar modlitwy, a kontemplowanie M ki Chrystusa codziennie o godz. 15.00 stało si niezmiennym punktem programu w jego pracowitym yciu. Jednak nie otrzymał wiece w przewidzianym terminie - gwałtowny nawrót choroby tu przez wi ceniami zmusił go do powrotu do domu. W stanie zawieszenia i niepewno ci prze ył całe dwa lata, dopiero w 1871 r. stan jego zdrowia poprawił si na tyle, e w lipcu otrzymał wi cenia z r k abp. Franciszka Ksawerego Wierzchlejskiego. Kilka miesi cy wcze niej, gdy Pius IX uroczy cie oddał Ko ciół pod opiek w. Józefa, młody Gorazdowski zło ył swój prywatny lub - e całe ycie po wi ci ubogim. Ówczesna Galicja dostarczała nieograniczonych pól działalno ci ludziom, którzy pragn li anga owa si w prac na rzecz ubogich. Corocznie umierało tu z wycie czenia i niedo ywienia ok. 50 tys. osób, przeci tna ycia wynosiła 27 lat, tłumy ebraków były prawdziw plag w wi kszych miastach - bieda galicyjska była przysłowiowa. Tote od pierwszych dni kapła stwa (został wikarym w poło onym 10 km od Sokala Tartakowie) ks. Gorazdowski pomagał biednym, chodził po domach parafian, piel gnował chorych. Oprócz biedy materialnej i pija stwa dostrzegł tak e wielk n dz duchow i zatrwa aj c ciemnot religijn chłopów. Dla wiejskich dzieci i ludu napisał "Katechizm", który stał si prawdziwym przebojem wydawniczym, a dotarł tak e do Polonii za oceanem. Dla młodzie y napisał inne, bardzo popularne i znane ksi ki - "Niezapominajki przestrogi i rady dla młodzie y e skiej" oraz "Rady i przestrogi na całe ycie. Pami tka dla młodzie y m skiej przy uko czeniu szkół", w ko cu, po przepracowaniu kilku lat w rozmaitych miasteczkach, ju we Lwowie wydał "Zasady dobrego wychowania". W pó niejszych latach wydawał te tani dziennik dla ubogich "Gazet Codzienn ". Lwów, do którego przybył w 1878 r., by obj funkcj wikarego, był miastem, w którym pracował do ko ca ycia. Tu zało ył zrzeszaj ce ksi y Towarzystwo "Boni Pastores", został te redaktorem naczelnym czasopisma "Bonus Pastor". Jednak jego prawdziwym powołaniem i słu b była praca dla ubogich. Z niespo yt energi i mimo słabego zdrowia zbierał pieni dze, wynajdował współpracowników, koordynował działalno . Miał wybitne zdolno ci organizacyjne, tote szybko zgromadził wokół siebie grup wiernych pomocników. Przez 30 lat był sekretarzem Instytutu Ubogich, wraz z ksi n 1 Jadwig Sapie yn zało ył "Dom pracy dobrowolnej dla ebraków". "Z takim człowiekiem działaj c mo na zrealizowa niejeden zamysł" - mówiła ksi na. W kolejnych latach powstała we Lwowie Kuchnia Ludowa, Zakład dla nieuleczalnie chorych, Internat w. Jozafata, Zakład Dzieci tka Jezus, opiekuj cy si nie lubnymi i niechcianymi dzie mi, a tak e ich matkami. Gdy dostrzegał ludzk bied niezwłocznie reagował tworzeniem dzieła - w ci gu niewielu lat rozwi zał problem oblegaj cych Lwów ebraków daj c im prac , ubogim chorym zorganizował szpital, by mogli odzyska siły, dla pochodz cych ze wsi studentów seminarium nauczycielskiego zorganizował internat. „Tyle instytucji stworzy , utrzyma je i nimi zarz dza mogła tylko dusza miłuj ca Boga i bli nich, dusza z dzieci c wiar ufaj c Opatrzno ci" - stwierdził pełen podziwu dla działalno ci ks. Gorazdowskiego jeden ze współczesnych mu obywateli. Biednym po wi cał swój czas i siły, w por i nie w por nachodził wpływowe osobisto ci Lwowa, aby co dla nich wy ebra . Arcybiskup lwowski Seweryn Morawski odnotował w swym dzienniku: "...ks. Gorazdowski, mój perpetuus trapiciel ma dar trapienia w najniedogodniejszej dla mnie porze (...) sfukałem go troch ". Ogrom pracy charytatywnej nie przesłaniał podstawowej słu by - był cenionym kaznodziej , jego konfesjonał w ko ciele w. Mikołaja oblegały tłumy, do umieraj cych z wiatykiem szedł o ka dej porze dnia i nocy. W ci gu lat pracy w ród najubo szych skupiła si wokół ks. Gorazdowskiego grupa wiernych współpracowników, w ród nich tzw. siostrzyczki ubogich, niewielkie wspólnoty opiekuj ce si potrzebuj cymi. To one oraz tercjarki III Zakonu w. Franciszka stały si pierwszymi zakonnicami Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia w. Józefa. Siostry, które miały by ubogie, serce mie przy Bogu, a r ce przy pracy, zło yły pierwsze luby w 1884. W ci gu lat otwierały placówki charytatywne w całej Galicji, ch tnie zapraszano je do pracy w szpitalach. Ich zało yciel zmarł 1 stycznia 1920. Msz pogrzebow odprawiał arcybiskup lwowski, obecni byli wieccy i ksi a, ale najliczniej przyszli, by po egna „swojego ksi dza", lwowscy biedacy. Pi dni przed mierci ks. Gorazdowski spisał testament: "W Zakładzie w. Józefa mieszkam od pi ciu lat w pokoju, którego meble s własno ci Zakładu, a nawet moj garderob sprawiły mi Siostry z funduszów Zgromadzenia, wi c jest ona własno ci Zgromadzenia. Moje dochody z pensji u ywałem na inne Zakłady przeze mnie fundowane, albo na dobroczynne cele - przeto nie mam adnego maj tku, którym bym mógł rozporz dzi po mojej mierci". 2