mlodzianki 248 - Kościół Akademicki św. Anny

Transkrypt

mlodzianki 248 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów nr 5 (248)
1-2.11..2008
KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ
EWANGELII
Jezus powiedział do
swoich uczniów:
„Niech się nie trwoży
serce wasze. Wierzycie w Boga? I we
Mnie wierzcie. W
domu Ojca mego jest
mieszkań wiele.
Gdyby tak nie było,
to bym wam powiedział. Idę przecież
przygotować wam
miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam
miejsce, przybędę
powtórnie i zabiorę
was do siebie, abyście i wy byli tam,
gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja
idę”.
Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie,
nie wiemy, dokąd
idziesz. Jak więc
możemy znać drogę?”
Odpowiedział mu
Jezus: „Ja jestem
drogą, prawdą i
życiem. Nikt nie
przychodzi do Ojca
inaczej jak tylko
przeze Mnie”.
(J 14,1-6 )
Ten fragment Ewangelii: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie
przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” wielokrotnie przywołuję na myśl, gdy mam okazję dyskutować z kimś, kto chce robić
dobrze, chce być dobrym człowiekiem, ogólnie ma dobre intencje i
oczekuje Bożej aprobaty w swoim działaniu.
Każdy, kto ma koncepcję dokonywania dobrych uczynków, uczestniczenia w dobrej misji czy dobrym powołaniu, musi sobie zadać pytanie, czy jego działania są zgodne z Nauką Jezusa czy może z jego własną, ludzką wizją dobra. Musi zadać sobie pytanie: czy na pewno prowadzącym jest Jezus, czy może ktoś inny, który się pod Niego podszywa?
Gdy polityk mówi, że należy działać dla dobra ogółu, to czy konsultował owo pojęcie „dobra” z Nauką Jezusa? Bo może okazać się, że głosowanie za ustawą „o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci” jest uważane za ograniczenie wolności osobistej, a przez to nie jest
„dobre” dla społeczeństwa, zaś prawdziwym „dobrem” jest np. zezwolenie na małżeństwa homoseksualne i wychowywanie dzieci w takich
związkach.
Gdy żona mówi, że dobrze robi, bo trwa przy mężu trawionym chorobą
alkoholową, to czy aby na pewno tę decyzję skonsultowała z Jezusem.
Bo może należy, w oparciu o Moc Ducha Św., odważyć się na separację
i proces sądowy, aby zmusić męża-alkoholika do godnego wkładu finansowego w rodzinę, tym samym ograniczając jego wydatki na nałóg.
Słowo „dobro” w relacjach międzyludzkich, niestety, najczęściej zakrywa ukryte intencje, np. strach o opinie innych ludzi, lęk o przyszłość
finansową albo własną próbę, aby przypodobać się Panu Bogu.
Przypomina mi się wtedy fragment z Dzienniczków s. Faustyny, w
którym Jezus zakazuje s. Faustynie noszenia włosiennicy oraz innych
umartwień, a jedynie poleca, by była Mu posłuszna i słuchała tylko
Jego Głosu a nie własnego „ja”. Tak więc nawet „droga ku świętości”
musi prowadzić przez Jezusa, aby przynosiła Chwałę Bogu Ojcu, a nie
karmiła naszą pychę.
Dzisiejsza Ewangelia wspomina także o powrocie Jezusa na ziemię. Te
właśnie słowa były przez pierwszych Chrześcijan rozumiane bardzo
dosłownie. Oczekiwali, że to wydarzenie dokona się jeszcze za ich życia. Minęło 2000 lat i Jezus nie powrócił. Powoli przestaliśmy się tym
przejmować i przygotowywać na Jego powtórne przyjście. A jednak On
powróci i, jak mówi Gospa w swoich orędziach z Medjugorie, „czas do
Jego powrotu jest bardzo krótki”. Zatem ciekawi mnie, do jakiego narodu przybędzie. Czy do narodu, gdzie o Nim nie słyszeli, czy może do
narodu, który wybrał sobie Jego Matkę, Maryję, na Królową.
Rafał Bober
2
Wypominki
Długie ciągi imion i nazwisk zmarłych. Słyszymy je w kościołach w listopadzie. Nazwiska, wyczytywane z pliku kartek, mogą wydać się nużące. Nie wiadomo, co zrobić z
myślami. Powtarzają się imiona, powtarzają
nazwiska. Monotonia. Przecież i tak zdecydowana większość z nich nic nam nie mówi,
a przynajmniej nie przywołuje obrazu konkretnych osób. Zwłaszcza w dużym mieście,
bo w małej społeczności miejscowi rozpoznają w wyczytywanych nazwiskach postacie
swoich sąsiadów i znajomych.
Może jednak nie monotonia, lecz rytm przemijania, a zarazem obecności. Ufam, że każda kartka, na którejś ktoś wymienił imiona i
nazwiska zmarłych, została napisana z miłości. Trzeba nosić nie tylko w pamięci, ale i w
sercu, postacie umarłych, trzeba odświeżyć
sobie ich imiona i nazwiska, wysilić pamięć,
kogo jeszcze powinienem wpisać na wypominkową „listę obecności”. Ach, jeszcze muszę dopisać znajomego, który zmarł w tym
roku... A może również kogoś, kogo osobiście nie znałem, a kto był (jest) ważny w
kształtowaniu się mojej osobowości, kto jest
dla mnie wzorem.
Ten rytm wyczytywanych imion i nazwisk,
chociaż jednostajny, może uczyć pokory, że
tylu innych ludzi przeszło już drogą, którą
idę. Tylu innych miało podobne przeżycia i
problemy. Nie jestem ważniejszy, bardziej
wyjątkowy i zasługujący na szczególne traktowanie, skoro taka rzesza moich bliźnich
zmagała się już z życiem. I bardzo często w
trudniejszych warunkach dokonali więcej
ode mnie. Sprostali większym wyzwaniom
niż te, przed którymi stoję. Cierpieli nieporównanie bardziej. Wiedzieli znacznie więcej. Dali większą cząstkę siebie innym.
Wypominki mogą być nie tylko lekcją poko3
ry, ale również wspólnoty. Przecież te imiona i nazwiska to dla nas, wierzących, nie
tylko wspomnienia. To również przywołanie
i egzemplifikacja więzi między żyjącymi na
ziemi a zbawionymi. Katechizm nazywa tę
szczególną więź obcowaniem świętych, communio sanctorum. To wspólnota modlitwy i
wymiany darów duchowych. Polecamy
(„wypominamy”) w naszych modlitwach
umarłych, a oni wstawiają się za nami. Ale
jest jeszcze inny aspekt pojęcia „obcowanie
świętych”, nawiązujący do chrześcijańskiej
starożytności, kiedy to wierzący w Chrystusa
nazywali siebie nawzajem „świętymi”. Wiara
ma tak przekształcać nasz sposób życia, aby
była w nim dostrzegalna świętość. Chodzi o
to, aby między świętymi, którzy dostąpili już
zbawienia, a nami, nie było przepaści. Świętość ma nie być niebiańską abstrakcją, ale
czymś namacalnym. Wypominki to również
postawienie siebie w obecności zmarłych z
pytaniem, czy nie zawstydzilibyśmy się
przed nimi z powodu tego, jak wygląda nasze życie.
Podczas wypominków uświadamiamy sobie,
że jesteśmy drobną cząstką bardzo licznej
społeczności. Stoimy pośród ludzkiej rzeszy
przed Bogiem i wobec tajemnicy życia. Ale ta
rzesza nie jest bezimienną masą. Jak czytamy w Biblii, Bóg wzywa każdego z nas po
imieniu. Jesteśmy traktowani indywidualnie, a życie każdej osoby jest istotne. Dlatego
poświęcamy czas, by przywoływać naszych
umarłych z imienia i nazwiska. Na bezimiennych grobach pod krzyżem piszemy symboliczne NN, albo tylko liczbę pochowanych.
Dajemy w ten sposób świadectwo przekonaniu, że każdy człowiek jest indywidualnością; co więcej – osobą „stworzoną na obraz i
podobieństwo Boże”.
Na wypominkowych kartkach wypisujemy
zwykle nazwiska naszych krewnych, przyjaciół i znajomych. Czasem pojawiają się publicznie znane osoby, które szczególnie cenimy. To zrozumiałe. Ale Chrystus powiedział:
„módlcie się za tych, którzy was prześladują”. Może więc powinniśmy też w listopadzie przywoływać nazwiska naszych wrogów czy nawet zbrodniarzy? Trochę prowokacyjne pytanie, ale chyba nie całkiem bezzasadne w świetle wymogów Ewangelii.
Choć nie mamy w zwyczaju wypisywania
ich nazwisk na wypominkowych kartkach,
uczestniczymy jednak w modlitwie Kościoła, który poleca wszystkich zmarłych sprawiedliwemu i miłosiernemu Bogu. Modlimy
się, w porządku miłości, przede wszystkim
za naszych najbliższych, za poległych w
obronie naszego kraju. Na tym jednak nie
poprzestajemy, bo nasza wiara jest uniwersalna. Polecamy więc również wszystkich
innych zmarłych, dobrych i złych, znanych i
nieznanych, bo Bóg jest Stwórcą i Ojcem
każdego człowieka. Dla nas natomiast człowiek pozostaje tajemnicą, której nie jesteśmy w stanie ostatecznie zgłębić i osądzić.
Modlitwa za zmarłych jest więc szczególnym aktem zaufania Bogu. „Wie Ojciec
wasz, czego wam potrzeba” – powiedział
Chrystus. Zatem On wie również najlepiej,
czego potrzeba naszym zmarłym.
Bohdan Białorucki
śycie dane w leasing
Kiedy żyjemy wśród bliskich nam ludzi, będących w pełni sił, cieszących się dobrym
zdrowiem nie zastanawiamy, jak będzie wyglądał moment ich śmierci, jak będzie wyglądało nasze życie bez nich. Jednak, czy
zaawansowany wiek, czy przewlekła choroba
bliskiej osoby w naturalny sposób uświadamiają nam nieuchronnie zbliżający się bolesny moment rozstania i skłaniają do zastanowienia się nad realnością życia doczesnego i wiecznego. Oczywiste jest, że takim refleksjom towarzyszy lęk, a czasem strach, nie
tylko, o tę kochaną cierpiącą osobę, ale również o nas samych, którzy pozostaniemy tu
na ziemi w osamotnieniu. Ktoś powiedział,
że Bóg stwarzając każdego z nas daje nam
życie na ziemi w leasing tyle, że bez umowy.
To znaczy, że przyjdzie czas, i nie wiemy,
kiedy to nastąpi, kiedy Bóg zechce odwołać
nas z życia doczesnego do życia wiecznego
niczym odebrać kiedyś pożyczoną książkę,
czy samochód. Jednak łaska wiary daje nam
ufność graniczącą z pewnością, że z chwilą
śmierci ziemskiej życie nie skończy się,
a tylko zmieni się, co do bytu.
Jeśli jesteśmy związani z kimś duchowo, a
pokładamy ufność w Panu, to moment
śmierci tej osoby, czas pogrzebu i okres żałoby może stać się takim czasem Cudu, danym
nam od Pana Boga. Ma się wtedy nieodparte
4
wrażenie połączenia dwóch światów – ziemskiego i wiecznego, z tym, że ten wieczny
wydaje nam się nie tylko piękniejszy, ale
i realniejszy. Czyż nie mamy poczucia, że
tracąc kogoś bliskiego jesteśmy pod jakąś
specjalną osłoną, niczym pod kloszem opieki
Boskiej, gdzie dramat i smutek po starcie
kochanego człowieka miesza się z radością
dotknięcia, choć przez chwilę, tego lepszego
świata, niczym przez uchylone na moment
drzwi? Ale czy te drzwi są uchylone tylko na
chwilę? Czy świadomość obecności zmarłych
i ich troski o nasze losy nie będzie towarzyszyć nam tu na ziemi aż do ponownego spotkania?
Przypomnijmy czas umierania, śmierci
i żałoby po Janie Pawle II. Pamiętacie te
tłumy wiernych, ludzi zastygłych w bezruchu
na Placu Św. Piotra w Rzymie na wieść
o śmierci Ojca Świętego, a potem spędzających godziny na nocnych czuwaniach na
placach przed Kościołami gdzieś na Świecie,
ludzi pragnących być częścią misterium powołania osoby do Wieczności? Czyż nie byliśmy świadkami uchylenia Nieba?
A skoro byliśmy świadkami Cudu, czy pielęgnujemy w sobie tę świadomość przynależności do Boga i łączności z Zastępami Aniołów i Świętych?
Dlaczego zatem nasze starania skupiają
się na przesadnej trosce o jutro, o dobra materialne i sukcesy zawodowe?
Czy te dobra doczesne przybliżą nas do
Boga w Wieczności? Te walory nie oprą
się nawet zmiennym losom historii
i gospodarki krajowej, nie sprawią też,
że traumatyczne chwile naszego życia
przemienią się w wielkie przeżycia duchowe.
Ale jeśli tylko zaufamy Panu jeśli powiemy sobie „mój los jest w Twoich
rękach, tak jak moje imię wyryte na
Twoich dłoniach” - nie w wyniku naszych zasług, ale właśnie zaufania - nic
złego nam się stać nie może, a wręcz
możemy spodziewać się Cudów. Wystarczy Mu jedynie zaufać.
Magdalena Bober
Gwałtownik Królestwa BoŜego
Swoje liczne talenty umysłu i serca,
jakiś szczególny charyzmat, jakim
obdarzył Go Bóg, oddał sprawie budowy Królestwa Bożego. Budował je
modlitwą, apostolstwem, cierpieniem
i budował z taką determinacją, że
słusznie myślimy o Nim jako
o ,,gwałtowniku'' tego Królestwa
(por. Mt 11, 12)
Jan Paweł II o słudze Bożym ks. Franciszku
Blachnickim
nej). Dwa lata później, kiedy przebywał w
więzieniu w Katowicach, został skazany na
Ks. Franciszek Blachnicki – człowiek karę śmierci za działalność konspiracyjną
gwałtowny, zdeterminowany, pewny przeciw hitlerowskiej Rzeszy. W trakcie poswojego celu, miłujący Boga nade bytu w oddziale dla skazańców przeżył cuwszystko oraz pragnący tą miłością downe, głębokie nawrócenie. 17 czerwca
„zarazić” wszystkich ludzi – przez 1942 roku, siedząc na krześle w celi śmierci,
wiele lat mojej formacji w Ruchu poczuł dar głębokiej wiary w Boga, jego duŚwiatło-Życie w mojej głowie ukształ- szę zalało światło – wstał i w duchu zaczął
tował się właśnie taki obraz człowie- krzyczeć: „Wierzę! Wierzę!”. Podjął decyzję
ka, dzięki któremu ten Ruch powstał. oddania życia na służbę Bogu. Pan chciał,
aby Franciszek mógł jeszcze w swoim życiu
Urodził się 24 marca 1921 roku w Rybniku dokonać rzeczy wielkich. Po ponad 4 miesiąna Śląsku. Po tym jak zdał maturę, w kraju cach oczekiwania na wykonanie wyroku skawybuchła wojna. Młody Franciszek wziął zańca ułaskawiono. Kara śmierci została
zatem udział w kampanii wrześniowej 1939 zamieniona na 10 lat więzienia.
roku. Następnie uczestniczył w działalności Po zakończeniu wojny Franciszek wstąpił do
konspiracyjnej. W marcu 1940 roku został Śląskiego Seminarium Duchownego w Kraujęty przez gestapo, a po kilku tygodniach kowie. Studiował na Wydziale Teologicznym
przesłuchań wywieziono go do obozu kon- Uniwersytetu Jagiellońskiego. 25 czerwca
centracyjnego w Oświęcimiu (gdzie więk- 1950 roku był najradośniejszym dniem jego
szość czasu znajdował się w kompanii kar- życia – z rąk biskupa Stanisława Adamskie5
go otrzymał święcenia kapłańskie. Jako wikariusz pracował w kilku parafiach diecezji
katowickiej. W tym okresie ks. Franciszek
zorganizował pierwsze rekolekcje oazowe.
W okresie wygnania biskupów śląskich
uczestniczył w pracach tajnej kurii w Katowicach. Zorganizował Apostolat Trzeźwości,
przekształcony później w ogólnopolską
„Krucjatę Wstrzemięźliwości”. W marcu
1961 roku ks. Blachnickiego aresztowano
pod zarzutem wydawania nielegalnych druków i rozpowszechniania fałszywych wiadomości o władzy i państwie. Po ponad 4 miesiącach aresztu w tym samym więzieniu, w
którym w czasie okupacji oczekiwał na karę
śmierci, otrzymał wyrok 13 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata.
Po zwolnieniu z aresztu ks. Franciszek pod-
jął dalsze studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od roku 1964 pracował na
KUL-u w charakterze asystenta i adiunkta.
Przez cały czas, obok pracy naukowodydaktycznej, kontynuował pracę nad metodą wakacyjnych rekolekcji przeżyciowych,
którą następnie zastosował stopniowo do
różnych grup młodzieży, dorosłych, a nawet
całych rodzin. Praca formacyjna zapoczątkowana podczas tych rekolekcji była kontynuowana w małej grupie w parafii. W ten sposób wakacyjne oazy prężnie rozwinęły się w
ruch, zwany dziś Ruchem Światło-Życie.
Centrum Ruchu ks. Franciszek rozbudowy6
wał – często bez pozwoleń komunistycznych
władz – na Kopiej Górce, w Krościenku nad
Dunajcem. Mimo trudności Ruch prężnie
rozwijał się w Polsce. Przenikał też na Słowację i do Czech, a także do Ameryki Łacińskiej i Stanów Zjednoczonych. Rozpowszechniał także inicjatywy podjęte przez ks.
Franciszka: Krucjatę Wyzwolenia Człowieka
(dzieło mające celu przezwyciężenie alkoholizmu i innych zniewoleń współczesnego
człowieka) oraz Wielką Ewangelizację ,,Ad
Christum Redemptorem” (plan dotarcia z
Ewangelią do każdego człowieka w Polsce).
W grudniu 1981 roku ks. F. Blachnicki wyjechał do Rzymu na sympozjum naukowe poświęcone ruchom odnowy w Kościele. Tam
zastał go stan wojenny. Ponieważ nie mógł
wrócić do kraju, osiadł w polskim ośrodku
Marianum w Carlsbergu (RFN), gdzie rozpoczął pracę duszpasterską wśród polskich
emigrantów. Zmarł tam nagle 27 lutego 1987
roku. 9 grudnia 1995 roku rozpoczął się jego
proces beatyfikacyjny.
Justyna
Przy tworzeniu biografii ks. Franciszka korzystałam ze strony internetowej:
www.blachnicki.oaza.pl
NIE TYLKO ŚWIĘTA ANNA
Dla wielu z nas duszpasterstwo św.
Anny jest miejscem szczególnym.
Wyjątkowi kapłani oraz bogaty
program pracy duszpasterskiej
przyciąga rzesze studentów i nie
tylko. Trzeba pamiętać, że na terenie Warszawy działają prężnie jeszcze inne ośrodki akademickie
otwarte na przyjęcie poszukującego młodego
człowieka. Studentom UW można zaproponować oprócz DA św. Anny, także DA Dominikanów na ul. Freta na Nowym Mieście.
Przy kościele na Krakowskim Przedmieściu
działają trzy wspólnoty Odnowa w Duchu
Św., Ruch Światło- Życie i Neokatechumenat.
Duszpasterze akademiccy prowadzą bardzo
interesujące konwersatoria będące nieraz
ucztą intelektualną bądź duchową. Można
włączyć się także w działalność Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej
(www.skma.pl ). DA Dominikanów na Freta
znane jest między innymi z Jarmarku Dominikańskiego odbywającego się w drugiej połowie sierpnia, gdy przypada wspomnienie św.
Jacka założyciela zakonu i patrona tego kościoła. DA Dominikanów na Freta 10 i Forum
św. Wojciecha zapraszają do włączenia się w
rozpoczynający się właśnie drugi sezon spotkań Aeropag na Freta. Raz w miesiącu studenci warszawskich uczelni będą zapraszać
przedstawicieli różnych religii, najlepszych
polskich publicystów, duchownych oraz specjalistów w dziedzinie kultury i religii, aby
dyskutować i poznawać bogactwo i różnorodność otaczającego nas świata. Bogatą działalność tego duszpasterstwa można poznać na
stronie www.da.freta.dominikanie.pl. Należy
jeszcze krótko przedstawić prowadzone również przez dominikanów DA na Służewiu. To
duszpasterstwo słynie z niedzielnych
„dwudziestek” - mszy św. akademickich o
7
20:15 celebrowanych w wyjątkowej
atmosferze pół-mroku. Można
uczestniczyć w spotkaniach modlitewnych, próbach scholi dominikańskiej, a także konwersatoriach
takich jak „Rozmowy o tym, jak być
chrześcijaninem w tych czasach”
czy „jak żyć Duchem Świętym - czyli
mił ość w pra kty ce”. W i ęcej na
www.da.sluzew.dominikanie.pl.
Kolejnym miejscem, które zaprezentuję jest
DA św.Andrzeja Boboli „Dąb” na Mokotowie,
gdzie z pewnością znajdziemy „coś” dla siebie . Moją uwagę zwróciły odbywające się w
nim konwersatoria w trzech językach, warsztaty teatralne oraz Duszpasterski Klub Filmowy. Więcej informacji na www.dab.jezuici.pl.
Warto wspomnieć o Kościele św. Jakuba na
Ochocie, który skupia wokół siebie wiele
wspólnot. Wymienię przykładowo Ruch
Światło – Życie, Akademicką Wspólnotę
Ewangelizacyjną Woda Życia, Wspólnotę
Święta Rodzina czy Wspólnotę Emmanuel.
Więcej na www.swjakub.one.pl.
Dla tych, którzy nie mają czasu na regularne
spotkania w duszpasterstwie, dobrą formą
rozwoju duchowego może być udział w rekolekcjach wyjazdowych jedno lub kilkudniowych oraz w dniach skupienia.. Informacje o
nich znajdziecie w serwisie internetowym
www.duchowy.pl wraz z praktyczną wyszukiwarką. Na koniec wspomnę o wyjątkowych
rekolekcjach organizowanych przez Monikę i
Marcina Gajdów adresowanych głownie do
małżonków i narzeczonych. www.gajdy.pl
Ważne jest abyśmy potrafili zadbać o swój
rozwój duchowy i spróbowali odnaleźć swoje
miejsce w „wielkim mieście”, na to nigdy nie
jest za późno.
Opracowała Żaneta Domżał - Mrówka
Oaza Modlitwy
W połowie października wspólnota
Światło-Życie z naszego Duszpasterstwa wyjechała na rekolekcje weekendowe, czyli na tzw. Oazę Modlitwy
(OM).
Panie, naucz nas modlić się. (Łk 11,1) Słowa
te były tematem Oazy Modlitwy i Jezus uczył
mnie modlitwy. Dał czas, miejsce, dał Słowo
i przykład samego siebie. Przez to wszystko
pozwolił na nowo odkryć, jak ważnym elementem w życiu jest modlitwa. Odświeżył
prawdę nieco przykurzoną, pozwolił spojrzeć na moją z Nim rozmowę z innej strony.
Przypomniał, że modlitwa to dar. Nauczył,
że nie należy mieć wobec niej żadnych oczekiwań, a jedynie przyjść i pozwolić prowadzić się przez nią właśnie Jemu – Jezusowi.
Bo On sam najlepiej wie, czego nam trzeba.
Wystarczy tylko ofiarować swój czas, swoje
myśli, a On będzie działał. Pokazał, że modlitwa jest potrzebna nie Jemu a mnie. On
niczego ode mnie nie chce – jedynie serca,
które Go będzie słuchało. Bo modlitwa to nie
tylko „zagadywanie” Jezusa, ale również czas
na to, aby usłyszeć Jego głos. Jednocześnie
Jezus nauczył mnie, że problemów z modlitwą nie ma tylko ten, kto się w ogóle nie modli. Dał jednak rady, jak z tymi problemami
walczyć.
Swoją miłość Jezus objawiał nie tylko w na-
uczaniu modlitwy. Pokazywał jak bardzo
kocha w najróżniejszych momentach dnia
przez najprzeróżniejsze sytuacje. Na przykład fragment jednej z homilii – wyrył się on
w moim sercu. Dla Jezusa nie muszę być
doskonała, perfekcyjna, nie muszę spełniać
jakichś tam wymogów. On mnie chce i powołuje do różnych spraw właśnie taką, jaka
jestem. I to jest piękne! Niby oczywiste, a
jednak musiałam to w sobie na nowo odkryć.
Na nowo też odkryłam piękno bycia we
wspólnocie. Cudowna radość! Rewelacyjnie
móc się tak ubogacać drugim człowiekiem!
To jest kolejne potwierdzenie tego, że Jezus
wie najlepiej, czego nam trzeba. Nieśmiało
prosiłam o to, aby w moim życiu duchowym
coś zaczęło się dziać, a On dał mi wspólnotę,
w której mogę nad sobą pracować i doświadczać Jego obecności oraz uczyć się czegoś
nowego na swój temat.
Oaza Modlitwy to czas bardzo dobrze spędzony. Nie wahaj się, czy warto w czymś
takim brać udział. Jezus obdarowuje naprawdę przeróżnymi łaskami. Ja już rezerwuję czas na najbliższy OM, aby dać Jezusowi szansę na ubogacenie mnie.
Iwona
Więcej informacji :
www.oaza-swanna.waw.pl.
Zapraszamy Was takŜe na środową na
Eucharystię o 18:30, a potem na nasze
spotkanie wspólnotowe do kaplicy bł.
Władysława z Gielniowa.
Zapraszamy do współredagowania naszego
pisma. Teksty i uwagi można przesyłać na
adres e-mail: [email protected]
Redakcja spotyka się w poniedziałki o 17.30
u ks. Michała (022 393 45 75)
Kościół Akademicki
św. Anny w Warszawie
ul. Krakowskie Przedmieście 68,
www.swanna.waw.pl, tel. 826-89-91
Msze św. niedzielne: 8.30; 10.00; 12.00; 15.00;
19.00; 21.00.
Msze św. w dni powszednie: 7.00; 7.30; 15.00;
18.30. (w I piątki miesiąca i 2. dnia miesiąca:
21.00)
Sakrament Pokuty i Pojednania: pon.-piąt.
7.00-8.00; 15.00-19.00, sobota: 7.00-8.00, 1516, 18.30-19; niedziela: w czasie Mszy świętych.
Chrzty dzieci w niedzielę o godz 12.00
8