Jaka zmiana? Założenia i perspektywy polityki
Transkrypt
Jaka zmiana? Założenia i perspektywy polityki
Warszawa, maj 2016 Jaka zmiana? Założenia i perspektywy polityki zagranicznej rządu PiS Omówienie debaty wokół raportu Ryszard Łuczyn „Mamy dziś w polityce zagranicznej do czynienia z bardzo głęboką zmianą, którą, mówiąc o «powstawaniu z kolan», potwierdza sam rząd” – tak swoje podsumowanie tez raportu Jaka zmiana? Perspektywy i założenia polityki zagranicznej rządu PiS rozpoczął Piotr Buras, jeden z jego współautorów. Według niego teza ta może nie być oczywista ze względu na utrzymanie – przynajmniej w sferze deklaracji – niektórych założeń polityki poprzedników, takich jak stosunek do NATO czy polityka wschodnia. W większości obszarów widoczne jest jednak przewartościowanie, łatwo zauważalne zwłaszcza w sferze polityki europejskiej. Żaden z poprzednich rządów nie negował znaczenia, jakie członkostwo w Unii ma dla modernizacji Polski. Obecnie zaś coraz częściej kwestionuje się wagę jej partycypacji w drugim etapie tego procesu, którego celem ma być uniknięcie pułapki średniego dochodu. W myśleniu członków gabinetu Beaty Szydło można dostrzec nie tylko eurosceptycyzm, lecz także „europesymizm” – przekonanie, że dezintegracja Unii jest nieuchronna, a gdyby nawet Polska miała możliwości powstrzymania jej, to koszt byłby zbyt wysoki. Bardzo charakterystycznym aspektem funkcjonowania rządu Prawa i Sprawiedliwości jest prymat polityki wewnętrznej nad zagraniczną. Nadrzędny cel PiS stanowi przebudowa państwa zgodnie z paradygmatem archaicznie rozumianej suwerenności i pierwszeństwa wspólnoty narodowej. Obecna władza odrzuca model społeczno-kulturowy Zachodu, łącznie z zasadami demokracji liberalnej. Dokonywany na naszych oczach demontaż jej filarów stanowi zaś poważne zagrożenie dla wizerunku Polski i jej miejsca we wspólnocie europejskiej. Jednocześnie w środowisku PiS-u istnieje przekonanie, że powrót do wartości tradycyjno-narodowych jest szerszym trendem, a Polska poprzez swoje działania sytuuje się w awangardzie procesu odnowy „prawdziwej Europy”. W opinii Burasa polityka zagraniczna wspierająca dążenia renacjonalizacyjne w Europie jest sprzeczna z polską racją stanu, ponieważ „w Europie narodowych egoizmów nasza podmiotowość i suwerenność stykać się będzie z podmiotowością i suwerennością innych krajów”, która to konfrontacja w wielu wypadkach może się dla Polski źle skończyć. Z tezą o prymacie polityki wewnętrznej nad zagraniczną zgodził się Adam Szłapka. Według dyskutanta jej dominacja jest na tyle silna, że można mówić wręcz o nieistnieniu polityki zagranicznej. Wysyłane do innych krajów komunikaty służą nie budowaniu współpracy, lecz zadowoleniu elektoratu PiS-u. Według Szłapki 1 przykładem może być kwestia uchodźców, wobec których rząd Beaty Szydło przyjął ostrą politykę. Zrobił to wbrew europejskim partnerom, lecz zgodnie z oczekiwaniami wyborców. Lena Kolarska-Bobińska przyznała, że władza uznaje prymat polityki wewnętrznej nad zagraniczną, jednak w żadnym wypadku nie można mówić o nieistnieniu tej drugiej. Wręcz przeciwnie – nigdy nie była ona tak obecna w życiu publicznym. Spór polityczny w Polsce koncentruje się teraz właśnie na kwestiach międzynarodowych, takich jak rezolucje Parlamentu Europejskiego, procedura monitorowania praworządności przeprowadzana przez Komisję Europejską czy kryzys uchodźczy. Jednak w związku z tym, że rząd wykorzystuje politykę międzynarodową do budowania poparcia wewnętrznego, należy obawiać się sytuacji, w której poparcie dla władzy zacznie spadać – nie wiadomo bowiem, na jakie kroki zdecyduje się, by temu przeciwdziałać, i jakie będą ich międzynarodowe implikacje. Jeszcze inne spojrzenie zaproponował Łukasz Pawłowski. Jak stwierdził, polityka zagraniczna nie tylko jest pochodną polityki wewnętrznej. Spójna polityka rządu bowiem w ogóle nie istnieje, czego przykładem może być kwestia TTIP i przeciwstawnych deklaracji różnych resortów, jeśli chodzi o stosunek do jego ratyfikacji. Według Grzegorza Gromadzkiego dokonanie zmian w krajowym systemie politycznym jest dla PiS-u na tyle ważne, że pewne straty na arenie międzynarodowej – nawet tak znaczne jak pogorszenie relacji z Waszyngtonem – są dla władzy akceptowalne. Współautor raportu odniósł się w ten sposób do tezy Włodzimierza Cimoszewicza, według którego o pewnych obszarach polityki zagranicznej da się mówić jedynie w kategoriach chęci realizacji pewnych założeń, nie zaś skutecznego działania. Były premier jako przykład podał właśnie ochłodzenie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, w teorii mającymi być jednym z głównych sojuszników Polski na arenie międzynarodowej. Według Cimoszewicza efektem działań rządu „dobrej zmiany” jest zmniejszenie możliwości wpływu Warszawy na sytuację międzynarodową. Jak dodał, nie jest jasne, na ile działania resortu kierowanego przez Witolda Waszczykowskiego są efektem przemyślanej strategii, a na ile dziełem przypadku i panującego w MSZ chaosu związanego między innymi z nagłymi zmianami kadrowymi. W opinii Eugeniusza Smolara, kolejnego z autorów raportu, w dużym stopniu mamy do czynienia nie tyle z polityką zagraniczną, ile z „publicystyką nieprzekładającą się na realne inicjatywy dyplomatyczne”, czego ilustracją jest choćby promowanie nierealizowalnej koncepcji budowy sojuszu Międzymorza. Co więcej, wysyłane z Warszawy chaotyczne i niejasne sygnały sprawiają, że zagraniczni partnerzy Polski nie są w stanie zrozumieć zamierzeń rządu. Uznają go za nieprzewidywalny i nie uwzględniają w swoich działaniach dyplomatycznych – w opinii Smolara oznacza to przenoszenie konsekwencji „publicystyki” rządu na grunt realnej polityki. „Kierunkiem polityki zagranicznej rządzi mieszanka niekompetencji, populizmu, resentymentu i kompleksu” – stwierdził z kolei Roman Kuźniar. Zarazem jednak w jego opinii nie odpowiada za to Witold Waszczykowski, który faktycznie ma niewielki wpływ – planowanie polityki zagranicznej pozostaje w gestii Prawa i Sprawiedliwości, rząd tylko ją realizuje. Tego rodzaju poglądom sprzeciwił się Krzysztof Blusz. Powiedział on, że choć działania PiS mogą wydawać się niespójne, to nie można lekceważyć ideowych korzeni tej partii. To one bowiem stanowią uzasadnienie dla jej działań na arenie międzynarodowej. Za eurosceptycyzmem ugrupowania Kaczyńskiego stoi niechęć do liberalnej demokracji, instytucji ponadnarodowych i projektu nieodwracalnej integracji. Również według Bartłomieja Nowaka polityka rządu Beaty Szydło wobec Unii Europejskiej jest głęboko przemyślana. Jak mówił, już w kampanii wyborczej pojawiały się jasne deklaracje, że PiS widzi miejsce Polski poza głównym nurtem integracji. Momentem zwrotnym dla polskiej pozycji w ramach Unii stało się exposé Witolda Waszczykowskiego, gdzie stwierdził, że unia polityczna, której funkcjonowanie było do tej pory aksjomatyczne dla polityki zagranicznej Warszawy, okazuje się mrzonką. Według Jerzego Nowaka ideowym uzasadnieniem dla zerwania z unijnym mainstreamem jest przekonanie, że tylko poza nim będziemy prawdziwie suwerenni. Środowisko intelektualne związane z Prawem i 2 Sprawiedliwością wierzy, że w ramach Unii wytworzy się nieuchronnie „twarde jądro”, jednak Polska nie powinna aspirować do bycia jego częścią. „Fakt, że język PiS jest publicystyczny, nie oznacza, że nie ma za nim strategii” – stwierdził z kolei Aleksander Smolar. Według niego celem Jarosława Kaczyńskiego nie jest doprowadzenie do rozpadu Unii, tylko zredukowanie jej funkcjonowania do „czterech wolności”. W opinii Michała Sutowskiego twierdzenie, że powrót do unijnego mainstreamu rozwiąże wszystkie problemy, jest równie naiwne jak PiS-owska krytyka podążania w głównym nurcie. Obecny model funkcjonowania Unii Europejskiej nie został bowiem zakwestionowany przez prawicę czy nacjonalistów, lecz przez obiektywne sprzeczności i problemy, jakie się w jej ramach pojawiały. Jeśli środowiska proeuropejskie chcą faktycznie przeciwdziałać kryzysowi wspólnoty, to nie mogą skupiać się na wyśmiewaniu „zaściankowości” eurosceptyków, tylko realnie się z tymi problemami zmierzyć. Według Leszka Jażdżewskiego zmiana paradygmatu funkcjonowania polskiej dyplomacji może być nie tylko symptomem skrętu w polityce zewnętrznej, ale wręcz zwrotu cywilizacyjnego, który ma miejsce w Polsce. Jak mówił, kiedyś wydawało się, że nawet Rosja może stać się częścią Zachodu, jednak z czasem to przekonanie musiało ulec zmianie. Może się zatem niestety okazać, że także naturalne miejsce Polski nie jest w centrum integracji europejskiej. Również w opinii Konstantego Geberta należy dopuścić do siebie myśl o tym, że Jarosław Kaczyński dokona zwrotu ku Rosji. Choć obecnie takie posunięcie wydaje się psychologicznie niemożliwe, to trzeba pamiętać, że rzeczą nie do pomyślenia wydawało się też jawne łamanie konstytucji przez władzę, które jednak ma miejsce. Gebert stwierdził, że zwrot ku Rosji byłby naturalną alternatywą dla integracji unijnej, zaś wizje świata prezentowane przez Kaczyńskiego i Putina są uderzająco spójne. Z tym poglądem nie zgodził się Roman Kuźniar, według którego rząd może i chciałby dokonać zwrotu ku Rosji, ale jest ograniczony antyrosyjskością swojego elektoratu. W polemikę z Kuźniarem weszła Agnieszka MagdziakMiszewska, która stwierdziła, że wyborcy Prawa i Sprawiedliwości są znacznie bardziej pragmatyczni, niż mogłoby się wydawać, a zatem jedynym, co powstrzymuje Jarosława Kaczyńskiego, jest kwestia smoleńska. Podobnie jak sprawa stosunku do uchodźców stanowi ona przykład tego, jak wymagania polityki wewnętrznej zmniejszają możliwości działania polskiej dyplomacji. Fundacja im. Stefana Batorego Sapieżyńska 10a 00-215 Warszawa tel. (48-22) 536 02 00 fax (48-22) 536 02 20 [email protected] www.batory.org.pl Teksty udostępnione na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa na tych samych warunkach 3.0 Polska (CC BY SA 3.0 PL) 3