Stefan Okołowicz: wyjaśnienie i uzupełnienie
Transkrypt
Stefan Okołowicz: wyjaśnienie i uzupełnienie
Stefan Okołowicz: wyjaśnienie i uzupełnienie niektórych poruszonych kwestii oraz zadanych pytań w artykule Przemysława Pawlaka Nieznany dokument o losach rękopisów Witkacego. Pismo z antykwariatu Kwadryga ze stycznia 1946 rzeczywiście wyjaśnia mniej znane i nieznane sprawy związane z Grójecką i Burzyńskim w 1945 roku. Świetnie, że zostało odnalezione! Ale co było dalej? Częściowo ujawnia to inne pismo Niny Witkiewiczowej do MKiS z dn. 15 X 1946 roku. Nie wiemy co MKiS odpisało Ninie Witkiewiczowej w sprawie Romana Burzyńskiego tzn. co zrobił z materiałami, które zabrał z piwnicy budynku przy Grójeckiej. Czy MKiS rzetelnie zbadało i wyjaśniło sprawę, czy też Burzyński wykręcił się sianem? W każdym razie, co wydaje się ważną wskazówką, w kolejnym piśmie Witkiewiczowej do MKiS jego nazwisko już nie pada. Ale dlaczego? Mogą być różne hipotezy. Kiedy z inicjatywy MKiS (Jerzy Płomieński) zawiązał się "Komitet Uczczenia Pamięci Stanisława Ignacego Witkiewicza Zasłużonego Pisarza" - jak to dosłownie określił w piśmie do MSZ Jan Leszczyński, starając się o paszport do Jezior w 1947 roku - a na firmowej kopercie właściwa nazwa to "KOMITET UPAMIĘTNIENIA St. Ig. Witkiewicza" oraz kiedy na łamach "Gazety Polskiej" ukazała się notatka o zamiarze sprowadzenia zwłok artysty, Witkiewiczowa mieszkająca nadal w Krakowie, ale przy innej już ulicy: Piernackiego 14 m. 3, wystosowała do MKiS pismo, dn. 15 X 1946 r. Ale nie do Departamentu Teatru, jak poprzednio, a do Departamentu Literatury, w którym pracował, a później był dyrektorem (1946-1947) Jerzy Płomieński. Fakt zaginięcia rękopisów dramatów Witkiewiczowa nie wiąże już w tym piśmie z osobą Romana Burzyńskiego, a z przypadkowymi włamaniami: "Niestety, znaczna część rękopisów mego Męża (głównie dramaty), które znajdowały się jeszcze w piwnicy domu Grójecka 40 w Warszawie już po odzyskaniu niepodległości, zaginęła - kłódka od piwnicy dwa razy była wyrwana. Przypuszczając, że rękopisy te nie zostały zniszczone, prosiłabym bardzo Panów o umieszczenie w kilku poczytnych pismach ogłoszenia, wzywające osoby, znajdujące się w posiadaniu rękopisów Stanisława Ignacego Witkiewicza do zwrócenia ich do mnie, albo do Departamentu Literatury". Materiały nie tyle zostały "ukryte" w piwnicy, do której mógł dostać się każdy kto chciał, lecz po Powstaniu zniesiono je z mieszkania z obawy przed pożarem budynku. Ale i tak przy dużym pożarze nie miałyby szansy ocaleć. Niemożność zabrania ich przez Witkiewiczową od razu po wojnie, okazała się fatalna w skutkach - co wiemy. Dlaczego nie poprosiła znajomą o przeniesienie i zabezpieczenie ich w mieszkaniu? Włamania do piwnic i grabienie mienia były na porządku dziennym. Bezsilność Witkiewiczowej w szybkim zorganizowaniu "ekipy" przyjaciół dla zabezpieczenia rękopisów, z wielu oczywistych powodów w powojennym czasie, a może też i naiwność skłonić ją mogła do szukania pomocy oficjalnie przez MKiS. A przecież obcy jej ludzie, których wcześniej nie znała, nie musieli okazać się uczciwymi i oddanymi sprawie. Burzyński mógł również włamać się do piwnicy - wejść jeszcze raz, żeby bez świadków zabrać wybrane rzeczy, które zobaczył za pierwszym razem, kiedy wszedł do piwnicy "legalnie". Tego raczej nie dowiemy się. W każdym razie Witkiewiczowa przypuszcza i ma nadzieję, że rękopisy istnieją. I tą nadzieję mogła wiązać z Burzyńskim, ale nie tylko. Może więc nie wymienienie nazwiska Burzyńskiego w drugim piśmie do MKiS, jako sprawcy zabrania "znacznej części rękopisów" podyktowane było rozsądkiem i "zabiegiem" po to, żeby dać mu szansę na ich oddanie, kiedy ukazałoby się ogłoszenie w prasie. Z drugiej strony, gdyby przypuszczała, że to właśnie Burzyński posiada "znaczną części rękopisów", to przecież mogłaby pertraktować z nim za pośrednictwem odpowiednich osób, które wyjaśniłyby mu wagę sprawy, jeżeli sam do tego nie doszedł. Mogła też przecież skontaktować się z nim bezpośrednio, kiedy przyjechała już do Warszawy. Istotne też, jaką świadomość "artystyczną" miał Burzyński w ogóle oraz odnośnie osoby Witkiewicza-artysty i jego sztuki. Jeżeli taką jak niektórzy krytycy, to nie wróżyło to nic dobrego. Jako wysłannik ministerstwa mógł służbowo "odwalić" robotę i dalej sprawą nie interesować się - stąd może opóźnienie w wysłaniu rzeczy do Witkiewiczowej. A zabrane materiały po przejrzeniu mógł zlekceważyć jako jego zdaniem nieciekawe i nic nie warte. Ale rola Leszczyńskiego, jeżeli chodzi o Grójecką i znajdujące się w piwnicy materiały, jest znana i przez niego wyjaśniona. Nie miał powodu ukrywania faktycznego obrazu jaki zastał. Wielokrotnie o tym profesor opowiadał w rozmowach towarzyskich i spotkaniach "roboczych". Opisywał to co zobaczył. Nie mógł wiedzieć co Burzyński wyniósł wcześniej z Grójeckiej, a co zniszczyli wandale (wycierając ręce, a może i co innego po zjedzeniu śledzia :) W każdy razie Leszczyński opowiedział dokładnie jak zbierał podeptane papiery leżące w kałużach wody i wśród gruzu - ślady zniszczeń widnieją na rękopisach do dzisiaj. Jeżeli stos rękopisów zabrał ktoś rozumny celowo, nawet Burzyński, to raczej przez tyle lat była szans na ich ujawnienie. A może i nie. "Bywa różnie" - jak mówi pewna osoba. Więc czy należy przychylić się do wersji, że mogły także posłużyć wandalom w celach przyziemnych? Rolę Leszczyńskiego, a także szczegóły jego działań co do Grójeckiej wyjaśniła sama Nina Witkiewiczowa, właśnie we wspomnianym już liście do Departamentu Literatury MKiS z dn. 15 X 1946 roku: "Ponieważ ze względu na zły stan mego zdrowia trudno mi się z Panami osobiście porozumieć, uprzejmie proszę o udzielenie łaskawe wszelkich informacji w tej sprawie panu Janowi Leszczyńskiemu, oddawcy niniejszego pisma. Pan Jan Leszczyński był jednym z najbliższych przyjaciół mego Męża, z którym łączyła go nie tylko długoletnia przyjaźń osobista, ale również intelektualna, czego dowodem obszerna polemika filozoficzna mego Męża z panem Leszczyńskim, która miała być wydana drukiem; rękopis tej pracy wspólnej znajduje się w posiadaniu pana Leszczyńskiego. Mąż mój niejednokrotnie wyrażał życzenie, aby w razie jego śmierci, pan Leszczyński zajął się uporządkowaniem i przygotowaniem do druku Jego prac filozoficznych. [ Życzenie to wyrażał Witkiewicz również w korespondencji z Leszczyńskim - SO] Wobec tak wypowiedzianej woli mego Męża, oraz wobec tego, że jedynie panu Leszczyńskiemu zawdzięczam to, że resztki rękopisów mego Męża zostały uratowane, prosiłabym bardzo Panów, aby pan Leszczyński mógł współpracować z Panami w przygotowaniu prac Stanisława Ignacego Witkiewicza do druku". Leszczyński był „strażnikiem pamięci witkiewiczowskiego dzieła filozoficznego“ zgodnie z wolą oraz – jak napisał – z „przekazem testamentarnym W. dla mnie“. Dlaczego Witkiewiczowa najpierw zwróciła się o pomoc do "władz", a nie do Leszczyńskiego, tego nie wiem. Wiadomo jednak, że Leszczyński po śmierci żony Inki oraz po skonfiskowaniu majątku w Tarnowcu, organizował sobie życie zawodowe i prywatne w Krakowie i z pewnością jak zresztą wszyscy obarczony był wieloma własnymi problemami. Nie wiadomo po jakim czasie Witkiewiczowa i Leszczyński wreszcie spotkali się w Krakowie. Przecież przed wojną Witkiewiczowa mieszkała w Warszawie, a Leszczyński w Tarnowcu, więc dlaczego mieliby przypuszczać, że są oboje właśnie w Krakowie? Pewnie szukali się nawzajem przez znajomych, pocztą pantoflową jak większość osób, która zmieniła przedwojenne adresy. Istotne jest też, że wiele materiałów spokojnie przeleżało okres wojny na Antałówce, w tym właśnie część listów od Corneliusa - nad ich losem zastanawia się p. Przemek. Także kopie kalkowe listów filozoficznych i wysyłanych tekstów. Niektóre rzeczy, w tym fotografie z okresu międzywojennego i część książek, zabrała Nina Witkiewiczowa. Później oddała je na Wydział Filozofii UW. Część materiałów dostał Leszczyński. Sporo rzeczy po Witkacym przywłaszczyła sobie, zdaniem rodziny, mieszkająca w jego pokoju Aleksandra Zagórska - podpułkownik. Wiele materiałów, w tym rysunków gwizdnęli historycy sztuki spędzający wakacje w tym domu. Identyczne pytanie dotyczy zatem losu rękopisów z Grójeckiej, jak i tych wyniesionych z pokoju Witkacego na Antałówce. Z tym, że w Warszawie było ich więcej, ale prawdopodobnie zostały zniszczone, a z Antałówki zostały zabrane przez "znawców", więc pewnie gdzieś istnieją. 09.06.2014