22.16. Stanisław Olędzki, Sędziwy Brahms i młodzi wykonawcy.

Transkrypt

22.16. Stanisław Olędzki, Sędziwy Brahms i młodzi wykonawcy.
22.16. Stanisław Olędzki, Sędziwy Brahms i młodzi wykonawcy.
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY „KONTRASTY” nr 8/1977
Ostatnie dwa miesiące koncertowe sezonu — maj i czerwiec — okazały się pomyślne
dla muzyki w Białymstoku. Szczęśliwą passę rozpoczęły koncerty symfoniczne, poprowadzone 5 i 6 maja przez Romana Zielińskiego. Ten bardzo wrażliwy muzycznie i mający wiele
do powiedzenia dyrygent Filharmonii białostockiej odniósł wielki artystyczny sukces porywającą kreacją w I Symfonii Piotra Czajkowskiego. Już dawno nie słyszeliśmy w Białymstoku
tak dobrze grającej orkiestry i tak żywego, świeżego i spontanicznego muzykowania. Nic
więc dziwnego, że słuchacze wielokrotnie wywoływali na estradę dyrygenta, dziękując za
niecodzienne przeżycia. Okazuje się, że naszą orkiestrę stać na grę w wielkim stylu, żałować
należy, że dość rzadko.
Drugą połowę maja zdominowali artyści młodzi i bardzo młodzi. Nieoficjalny minifestiwal młodych otworzył koncert białostockiego Koła Stowarzyszenia Polskiej Młodzieży
Muzycznej. Impreza, wpisana w ramy Dni Kultury, Oświaty, Książki i Prasy, odbyła się 18
maja w sali koncertowej Państwowej Filharmonii. Data ta warta jest odnotowania, ponieważ
oznacza oficjalną inaugurację działalności najmłodszego w Polsce, bo istniejącego zaledwie
od kilku miesięcy, terenowego koła organizacji Jeunesses Musicales de Pologne, zrzeszającej
kilka tysięcy młodych muzyków i działaczy, których łączy idea wszechstronnego upowszechniania kultury muzycznej, zwłaszcza wśród młodego społeczeństwa naszego kraju.
Atrakcyjne formy wzbudzania i aktywizacji zainteresowań muzycznych młodzieżowych
środowisk robotniczych, akademickich i szkolnych, nie ograniczające się do koncertów i tzw.
audycji umuzykalniających, lecz oparte na żywych kontaktach, spotkaniach dyskusyjnych z
kompozytorami, wybitnymi odtwórcami i krytykami, współdziałaniu z organizacjami
skupionymi w Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej i z placówkami
profesjonalnymi, zajmującymi się popularyzacją kultury muzycznej — decydują o sukcesach
wszystkich przedsięwzięć Stowarzyszenia Polskiej Młodzieży Muzycznej. Czynnikiem w nie
mniejszym stopniu współdecydującym o efektach jest entuzjazm młodych, bo przecież praca
w Stowarzyszeniu jest czysto społeczna. Jedynie biuro Zarządu Głównego dysponuje
personelem w postaci... półtora etatu (dla porównania: biuro Białostockiego Towarzystwa
Muzycznego posiada cztery etaty), co nie przeszkadza jednak w organizowaniu przeciętnie
250 imprez rocznie, z czego kilkanaście ma charakter festiwali. Również i w Białymstoku, w
dniach 2—9 października, odbędzie się pierwsza impreza festiwalowa, organizowana
wspólnie przez Stowarzyszenie, Socjalistyczny Związek Młodzieży Polskiej, Wydział Kultury
i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego, Państwową Filharmonię i Wojewódzki Dom Kultury —
Prezentacje Laureatów Konkursów Muzycznych.
Białostockie Koło SPMM na swym inauguracyjnym koncercie przedstawiło program
bardzo ambitny i rocznicowy, bowiem wykonaniem trzech sonat — Beethovena, Brahmsa i
Prokofiewa — młodzi muzycy uczcili trzy rocznice przypadające w tym roku: 150 — śmierci
Ludwiga van Beethovena, 80 — śmierci Jana Brahmsa oraz 60 rocznicę Rewolucji
Październikowej. Sonata F-dur („Wiosenna”) na skrzypce i fortepian Beethovena, w
interpretacji pary młodych wykładowców białostockiej Filii PWSM w Warszawie, Marka
Gryglewskiego — skrzypce i Teresy Lewandowskiej — fortepian, wypadła naprawdę
wiosennie; stapiając mozartowską finezyjność, delikatność w atakowaniu dźwięku (kapitalne
Scherzo!), z naturalnie i lekko zarysowaną frazą — osiągnęli przekonywającą i spójną postać
tego koronkowego arcydzieła. Klimat wiosennego rozmarzenia chyba jednak zbyt
intensywnie przetrawił Finał Sonaty, przez co, i tak dość wątła, dramaturgia utworu
pozbawiona została koniecznego silniejszego akcentu końcowego. Jest to jednak sprawa
odczuć nader subiektywnych i subtelnych, takiego a nie innego odczytania — jak zawsze
wieloznacznego przebiegu muzycznego. Nie zarzut to więc, a rzecz do dyskusji.
Teresa Lewandowska, już jako solistka, w II Sonacie fortepianowej d-moll Sergiusza
Prokofiewa przedstawiła całe bogactwo swej osobowości artystycznej, dojrzały warsztat,
wielki, żywiołowy, ale inteligentnie kontrolowany temperament i wspaniałe predyspozycje
wirtuozowskie. W porównaniu z innymi interpretacjami tej Sonaty, kreacja Lewandowskiej
akcentowała bardziej rysy romantyczne wczesnego stylu Prokofiewa, niż modernistycznoklasycyzujące, przywiązując większą wagę do niuansowania tempa i dynamiki niż artykulacji.
Białostocki debiut młodej pianistki uznać należy za jej pełny sukces.
Koncert młodych muzyków zamknął występ znanej już w Białymstoku pary małżeńskiej
— Zbigniewy i Jana Sieniuciów. Wykonali oni z głębokim pietyzmem i dojrzałością jedno z
ostatnich dzieł Jana Brahmsa — Sonatę f-moll op. 120 na klarnet i fortepian. Czyste i
skupione brzmienie klarnetu, doskonałe stopienie się w jednolitą całość brzmieniową obojga
muzyków, stworzyło konieczną bazę, z której wyrosła przejmująco piękna, wyważona i
powściągliwa w swym nostalgicznym wyrazie interpretacja. Za jej motto mogłaby posłużyć
nadzwyczaj pięknie przekazana druga część Sonaty — Andante un poco Adagio. Młodzi
artyści odczytali sędziwego mistrza w sposób zaskakująco trafny, pełny i przenikliwy,
odnajdując — często zatracaną w wykonaniach — nutę mądrej rezygnacji, płynącej z
całkowitego podporządkowania się znaczeniu tej muzyki.
Muzyka Brahmsa wypełniła w całości program koncertów symfonicznych, które odbyły
się 19 i 20 maja i — podobnie jak debiut białostockiego Koła SPMM — zostały w całości
nagrane przez Polskie Radio. Zarówno Koncert skrzypcowy, jak i I Symfonia, zapisały się w
poczet ciekawszych kreacji orkiestry Państwowej Filharmonii w Białymstoku i jej szefa,
Tadeusza Chachaja. O ile wykonaniu IX Symfonii Beethovena można było postawić
najcięższe zarzuty, to interpretacji „Dziesiątej Beethovena”, jak się nieraz określa I Symfonię
Brahmsa, można co najwyżej wytknąć mało znaczące usterki. Orkiestrę zdopingowała
zapewne świadomość utrwalania jej występu na taśmie. Presja mikrofonów wpłynęła na
większe zdyscyplinowanie gry i całkowite emocjonalne zaangażowanie wszystkich muzyków.
Dyrygent umiejętnie to wykorzystał prezentując Brahmsa pełnego, w części pierwszej raczej
majestatycznego niż patetycznego, w Andante sostenuto — przejmująco intymnego i
rozchmurzonego, a słonecznego — dzięki złocistemu, klarownemu brzmieniu drzewa — w
Un poco Allegretto e grazioso. Zróżnicowany ekspresyjnie Finał wyreżyserowany został
zgodnie z logiką swego rozwoju i przebiegiem całości cyklu; zamykał dramatycznymi
spięciami przemyślaną i interesująco zrealizowaną interpretację. Na nie mniej pochlebną
opinię zasłużyli wykonawcy Koncertu skrzypcowego. Znakomity skrzypek młodego
pokolenia, Tadeusz Gadzina, znany białostockim melomanom z pamiętnej interpretacji
Koncertu Jana Sibeliusa (grudzień 1975), zapisał się zapewne na długo w pamięci słuchaczy
wspaniałym, wirtuozowskim i dojrzałym muzycznie odtworzeniem tej — arcytrudnej
przecież we wszystkich jej warstwach — kompozycji.
Presja mikrofonów wywarła nieco inny skutek na dyplomantów obu białostockich szkół
muzycznych, którzy 27 maja wystąpili na dorocznym koncercie, wspierani przez orkiestrę
Państwowej
Filharmonii pod batutą Romana Zielińskiego. Brak doświadczenia i
psychicznej odporności sprawiły, iż tylko trzy występy z siedmiu: akordeonisty Waldemara
Łady z klasy Stanisława Olchanowskiego, flecisty Ryszarda Jasionowskiego z klasy Mariana
Ringa i oboistki — Anny Lutkiewicz, wychowanki Bohdana Łukaszewicza, uznać można za
całkowicie udane.
Majowy „festiwal młodych” zamknął 30 maja jubileuszowy popis uczniów Państwowego
Ogniska Baletowego. Założona przez Cyryla i Tamarę Januszkowskich placówka, od
trzydziestu lat szerzy wśród dzieci i młodzieży kulturę tańca i wprowadza w tajniki sztuki ba-
letowej. W ciągu tych lat przewinęło się przez Ognisko kilka tysięcy dzieci, którym
zaszczepiono zamiłowanie do tańca, muzyki, sztuki. Na uroczystym koncercie zasłużeni
pedagodzy i pracownicy Ogniska uhonorowani zostali odznaczeniami, dyplomami, wyróżnieniami i nagrodami, a publiczność, ukontentowana atrakcyjnym programem, obejmującym —
oprócz różnych tańców w interesujących inscenizacjach — baśń baletową „Jaś i Małgosia”,
opartą na fragmentach kompozycji Saint-Saënsa, Musorgskiego i Czajkowskiego, a
przygotowaną przez Wiesława Dąbrowskiego (scenariusz i dobór muzyki), Piotra
Januszkowskiego (choreografia i reżyseria) oraz Ryszarda Kuzyszyna (scenografia). Ta forma
popisu, będąca namiastką spektaklu baletowego, warta jest rozwijania, zwłaszcza w mieście
pozbawionym opery, operetki czy teatru muzycznego. Niech więc dzieci wezmą w swe ręce (i
nogi) ten gatunek sztuki.
Cztery programy czerwcowe okazały się interesującą klamrą, zamykającą białostocki
sezon muzyczny. Roman Zieliński poprowadził koncerty (2 i 3 czerwca), których już sam
program mógł dostarczyć melomanom sporo satysfakcji. Znalazły się w nich bowiem aż
cztery utwory epoki baroku, wciąż zbyt skąpo reprezentowanej w repertuarze naszej Filharmonii. A przecież ten młody zespół przeszedłby znakomitą szkołę precyzji i kultury
brzmienia, grając częściej muzykę wymagającą żelaznej dyscypliny, odpowiedzialności za
każdy dźwięk. Zieliński, żywo czujący każdy styl, z właściwą sobie muzykalnością podszedł
do utworów Haendla, Purcella i Torellego, zarażając zespół swą pasją muzykowania. Solista,
trębacz Jerzy Gonczorowski wykonywał pięknym, złocistym dźwiękiem, z nadzwyczajną
lekkością, wszystkie ruchliwe figuracje w najwyższych rejestrach, zachwycając także
miękkim, aksamitnym piano. Program z epoki basso continua w drugiej części uzupełniła
delikatnym kontrastem Symfonia g-moll (K.V. 550) Mozarta, zinterpretowana bardzo
szlachetnym rodzajem ekspresji i takimż gatunkiem brzmienia grupy instrumentów dętych
drewnianych.
Koncert dyplomantów (11 czerwca) warszawskiej PWSM, który wrósł już w tradycję
białostockich czerwców, stał na dobrym poziomie; zarówno wiolonczelistka Marta Bielińska
(Koncert Dworzaka), śpiewaczka Ewa Podleś (m.in. Aria Rozyny z Cyrulika Rossiniego), jak
i pianista Paweł Skrzypek (V Koncert Beethovena), potwierdzili swą grą, iż są dobrze
przygotowani do wykonywania zawodu artysty muzyka.
Dwurecitalową kodą (17 i 18 czerwca) zamknęła bieżący sezon pianistka Bronisława
Kawalla, po Stanisławie i Szymonie — następna przedstawicielka znanej polskiej rodziny
muzycznej, prezentująca się na estradach Białegostoku. Oba jej występy ocenić trzeba bardzo
wysoko, tym bardziej iż pianistka zaproponowała i w Ratuszu, i w Filharmonii różne
programy, złożone z kompozycji Bacha, Chopina, Debussy'ego i Szymanowskiego. Fantazja
chromatyczna i fuga Bacha, wykonana przed kilkoma miesiącami przez Macieja
Poliszewskiego — w interpretacji Bronisławy Kawalli wydała się jeszcze ciekawsza,
zwłaszcza dzięki wprowadzeniu ekscytujących mikronapięć agogicznych w odcinkach
recytatywnych Fantazji. W Chopinie te minimalne przesunięcia rytmiczne — rubata —
szczególnie pięknie wypadły w Walcach oraz Andante spianato i Polonezie Es-dur, zagranym
z wirtuozowskim zębem. Jak wszechstronną pianistką jest Kawalla, świadczyło włączenie do
programu drugiego recitalu Masek Karola Szymanowskiego, cyklu o rzadkiej piękności i
równie rzadko wykonywanego na naszych estradach, chyba z powodu trudności technicznej i
muzycznych problemów, zawartych w tych utworach. W Szeherezadzie pianistka podkreślała
w każdym takcie poetyckość i walory kolorystyczne utworu, konsekwentnie przeprowadzając
jednocześnie słuchaczy przez wszystkie zawiłości jego przepysznie bogatej, wschodniej
faktury. Pozostałe dwa utwory cyklu — Błazen Tantris i Serenada Don Juana —
opowiedziane zostały również fascynująco, porywając żywym, dynamicznym stosunkiem
artystki do niezwykle zróżnicowanej materii dźwiękowej. Bronisława Kawalla nie zagubiła, a
przeciwnie, w cudownie naturalny sposób uwydatniła tak charakterystyczną dla tych utworów
syntezę roziskrzonego, opalizującego wspaniałą gamą odcieni barw impresjonizmu ze
zniewalającą sugestywnością i ekspresyjnością frazy. Wykonanie Masek było godnym
uczczeniem czterdziestej rocznicy śmierci Karola Szymanowskiego, a oba recitale — nie
mniej godnym uwieńczeniem całego sezonu muzycznego w Białymstoku.
Stanisław Olędzki