„Nikt mnie nie przekona, Ŝe była to zgermanizowana rodzina
Transkrypt
„Nikt mnie nie przekona, Ŝe była to zgermanizowana rodzina
„Nikt mnie nie przekona, Ŝe była to zgermanizowana rodzina” – fragmenty wypowiedzi prof. BoŜeny Górczyńskiej – Przybyłowicz premiery polskojęzycznego wydania „Historii rodu Leszczyców z Radolina Radolińskich”, która odbyła się 21 marca w Pałacu Radolińskich w Jarocinie. Dlaczego podjęła się Pani tłumaczenia tej ksiąŜki? Do tej pory nie zajmowała się Pani Jarocinem. Skąd to zainteresowanie? Sam pałac rodziny Radolińskich jest mi znany. Wielokrotnie miałam okazję przebywać tu ze studentami podczas zajęć czy seminariów organizowanych dla gości z zagranicy. Przy okazji tych spotkań, często padały pytania o losy dawnych właścicieli tego Pałacu. Muszę się przyznać ze wstydem, Ŝe o losach tej rodziny wiedziałam bardzo mało, a czara goryczy mojej niewiedzy została przelana w momencie, kiedy usłyszałam stwierdzenie, Ŝe rodziną Radolińskich nie naleŜy się zajmować. To rodzina niegodna uwagi, zniemczona, która zasłuŜyła sobie na swoje powojenne wygnanie. Byłam zła, Ŝe nie mogłam się do tego stwierdzenia odnieść. Mniej więcej w tym samym czasie zwrócono się do mnie z prośbą o pomoc w znalezieniu tłumacza dzieła Stanisława Karwowskiego dotyczącego historii rodziny Radolińskich. Pomoc obiecałam, ale zarazem zajrzałam do tego dzieła i ... praca mnie wciągnęła. To był impuls, który zdecydował o tym, Ŝe sama podjęłam się tłumaczenia. Jako historyka w tej pracy pociągało mnie jednak nie samo tłumaczenie, ale potrzeba poszerzenia własnej wiedzy, kwestia interpretacji wydarzeń i próba odpowiedzi na pytania, które wszystkich nas nurtują. Na ile zatem jest interesująca ta ksiąŜka dla historyka? Ta ksiąŜka to ogromny zasób informacji o rodzinie Radolińskich od X do końca XIX wieku. Jest to materia bardzo szczegółowa, bazująca na dokumentach, których opracowania podjął się profesor Karwowski. Gdybyśmy chcieli coś takiego zrobić dzisiaj, musielibyśmy zatrudnić sztab ludzi, specjalistów w zakresie historii. Chylę więc czoła przed profesorem Karwowskim, który dokonał tego dzieła. Stanisław Karwowski pisał tę ksiąŜkę na zlecenie Hugona von Radolin, który w czasach Bismarcka robił karierę dyplomatyczną. Jaki wizerunek rodziny von Radolin moŜemy z niej wyczytać? Czy Hugo jest w niej przedstawiony jako zadeklarowany Niemiec słuŜący Rzeszy Niemieckiej? Hugo von Radolin, obok Piotra Wysza, był tą postacią, która w największym stopniu odcisnęła się na potędze i znaczeniu tego rodu. Wiele osób ocenia ją negatywnie. Ja jestem przeciwnikiem takiej jednoznacznej oceny. Przede wszystkim uwaŜam, Ŝe była to postać wybitna. Hugo był prawdziwym europejczykiem swoich czasów. Dzisiaj, jeŜeli ktoś robi karierę w Europie, jesteśmy pełni podziwu dla jego zdolności i umiejętności. Poza tym, w ksiąŜce nie ma śladu podkreślania niemieckości rodu Radolińskich, a wręcz przeciwnie – mamy do czynienia z ciągłym akcentowaniem jego polskości. Karwowski, który pisał tę ksiąŜkę na zlecenie Hugona, dystansuje się od oceny swego zleceniodawcy. Pisze o jego osiągnięciach, ale nie ocenia. Natomiast bardzo skrupulatnie w historii rodziny z okresu przed Hugonem, piętnuje jakiekolwiek antypolskie zachowania. Hugon tego nie ocenzurował, choć mógł to uczynić. Jest jeszcze jedna rzecz warta podkreślenia - Stanisław Karwowski podjął się napisania historii rodu w języku niemieckim, a więc z załoŜenia była to ksiąŜka skierowana do czytelników niemieckich. Być moŜe Hugo chciał pokazać Niemcom: patrzcie, jestem Polakiem, a zrobiłem karierę, potrafiłem się wybić w tych kręgach, które są postrzegane jako okupant naszego kraju. MoŜe chciał zaakcentować, Ŝe Polacy są narodem bardzo zdolnym, Ŝe potrafią zrobić polityczną karierę i nie wstydzą się swoich korzeni. Czy taki wizerunek rodziny potwierdzają hrabiny von Radolin? Z jedną z nich, Cecylią, miała Pani okazję spotkać się w ubiegłym roku podczas wizyty pod Monachium. śyjące rodzeństwo von Radolin mówi pięknie po polsku, znają polskie pieśni kościelne i świeckie - nie tylko pierwszą zwrotkę, ale do końca. śyczyłabym sobie znać tak dobrze to, co wydaje nam się oczywiste, Ŝe znać musimy, a czego niestety nie znamy. Ostatnio recenzowałam ksiąŜkę o tematyce Ŝydowskiej, we wstępie której znalazło się powiedzenie: „Kto uratował choć jedno Ŝycie, to tak jakby uratował cały świat”. Radolińscy uratowali w Jarocinie niejedno Ŝycie w czasie okupacji. Nikt mnie nie przekona, Ŝe była to zgermanizowana rodzina. Poszukiwanie prawdy o rodzinie Radolińskich wciąŜ jednak nie jest zakończone. KsiąŜka tej prawdy całej nie odkrywa, bo kończy się na określonej cezurze czasowej, na przełomie XIX i XX wieku. Czy powinien być ciąg dalszy? Jeśli chcemy poznać odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania dotyczące rodziny Radolińskich, powinien być ciąg dalszy. Ta ksiąŜka jest doskonałym punktem wyjścia do spisania dalszej historii rodu Radolińskich, wyjścia poza przełom wieku i pokazania co z tą rodziną działo się na początku XX wieku, w czasie wojny, aŜ do dzisiaj. Zadanie jest trudne, bo nie istnieje powojenne archiwum rodowe, które skupiałoby w jednym miejscu wszystkie dokumenty. Ale ślady są, chociaŜby w urzędach meldunkowych. WciąŜ teŜ jeszcze moŜna rozmawiać z Ŝyjącym rodzeństwem von Radolin. Wystarczy historyk, dobrze mówiący po niemiecku lub francusku – bo sporo dokumentów jest i w tym języku, duŜo wolnego czasu oraz ... spore nakłady finansowe na wyjazdy i badania.