Rodzina katolicka - Nie poddały się aborcji
Transkrypt
Rodzina katolicka - Nie poddały się aborcji
Rodzina katolicka - Nie poddały się aborcji - urodziły chore dzieci wtorek, 16 października 2012 22:42 Słowa lekarza spadły na Alicję, jak grom z jasnego nieba: "Mam obowiązek poinformować, że mogą Państwo zdecydować się na terminację ciąży" - usłyszała od lekarza. - Wspólnie z mężem odpowiedzieliśmy, że jesteśmy przygotowani na wszystko, że chcemy donosić ciążę. Lekarz jednak nie dał za wygraną i powtarzał jeszcze kilkakrotnie tę samą formułę. Nie miałam siły walczyć z "jego ustawą". Czy nie wystarczy powiedzieć raz? - pyta zdruzgotana Alicja. Prawie rok temu, w listopadzie, Alicja zrobiła test ciążowy. Była wniebowzięta. Po dziesięciu latach małżeństwa szczęśliwa para doczekała się - w pełni świadomie - dziecka. Wspólne marzenia, planowanie w myślach wycieczek we troje, przygotowywanie pokoju dziecinnego. To był wspaniały czas. Koszmar zaczął się kilka tygodni później. W styczniu 2012 roku Alicja usłyszała wyrok: przezierność 3,1, wady genetyczne (zespół Downa i inne), wada serca zdiagnozowana jako zespół Fallota - dziecko umrze, jeżeli w ogóle się urodzi. - Następne badanie USG trwało i trwało. Nie mogłam patrzeć na monitor. Jak przez mgłę usłyszałam słowa lekarza: "Jeszcze takiej wady serca nie widziałem, ma Pani niesamowitego pecha". I jeszcze jedno: "Mam obowiązek poinformować, że mogą Państwo zdecydować się na terminację ciąży". Wspólnie z mężem odpowiedzieliśmy, że jesteśmy przygotowani na wszystko i że chcemy donosić ciążę - opowiada Wirtualnej Polsce Alicja. Ala i jej synek nie są odosobnionym przypadkiem. - Wystarczy wejść na forum internetowe i zobaczyć jak reagują kobiety, które udały się do ginekologa i dowiedziały się, że mogą urodzić dziecko z wadą genetyczną. Ja przyszłam do genetyka i usłyszałam dwie rzeczy, które mnie ścięły z nóg. Pierwsza była taka, że dziecko ma zespół Downa. Druga, poważniejsza, to informacja, że w naszym przypadku nie jest jeszcze tak źle, bo to jest dopiero 18 tydzień i jeszcze można "coś z tym zrobić". Dokładnie takie sformułowanie padło - mówi Kaja Gondek, mama czteroletniego Wojtka z zespołem Downa. - Z naszych doświadczeń wynika, że kobieta która dowiaduje się o chorobie dziecka, spotyka się przede wszystkim z ogromną presją otoczenia, lekarzy, mediów, osób bliskich - żeby poddała się zabiegowi aborcji. Potrzebuje wsparcia i pomocy, a otrzymuje propozycję zabicia własnego dziecka, jako najrozsądniejsze rozwiązanie. Jeśli tej sugestii się nie poddaje, spotyka ją piętnowanie na każdym etapie ciąży, często przy porodzie i po narodzeniu dziecka - informuje Kinga Małecka-Prybyło, członek zarządu Fundacji Pro. 1/7 Rodzina katolicka - Nie poddały się aborcji - urodziły chore dzieci wtorek, 16 października 2012 22:42 Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny twierdzi, że w Polsce rocznie wykonuje się ponad 100 tys. aborcji, organizacje pro-life, że 7-13 tys. Zdecydowana większość aborcji w Polsce jest przeprowadzanych z powodu ciężkiego uszkodzenia płodu. Według danych rządowych, w 2010 wykonano w Polsce 641 aborcji, z tego 614 to przerwania ciąży spowodowane prawdopodobieństwem ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. W 2009 r. było ich 510, w 2008 r. - 467, a np. w 2002 - 82. W ubiegłym tygodniu sejm skierował do dalszych prac w komisji projekt ustawy autorstwa Solidarnej Polski, zaostrzający przepisy dotyczące aborcji i wprowadzający zakaz przerywania ciąży w przypadkach, gdy występuje duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Autorzy nazywają to zakazem "aborcji eugenicznej". Za dalszymi pracami nad projektem głosowało m.in. 40 posłów PO i 19 PSL. Projekt SP poparli też wszyscy posłowie PiS i SP. - Projekt Solidarnej Polski jest przejawem fundamentalizmu religijnego lub (co bardziej prawdopodobne) politycznego cynizmu, polegającego na zdobywaniu popularności przez licytowanie się w radykalizmie z i tak skrajną prawicą pisowską. Dla podlizania się biskupom i Rydzykowi oraz przekroczenia magicznego progu 5 proc., ci posłowie gotowi są jak widać na wszystko. Męki noworodków i płacz ich matek mają za nic - pewnie nawet o tym nie pomyśleli. W przypadku, gdy dziecko obciążone jest wadami letalnymi (śmiertelnymi) i czeka je wielodniowe a nawet wielomiesięczne umieranie w męczarniach, aborcja może być najlepszą decyzją. Zakazywanie jej w takich przypadkach byłoby okrucieństwem i głupotą - stwierdza znany krakowski filozof i bioetyk prof. Jan Hartman. *** Alicja się załamała,zaczęła się nad sobą użalać: - Jestem zła do szpiku kości, jestem ułomna, naznaczona. Mąż przez mnie spieprzy sobie życie. On zasługuje na inną - lepszą żonę, która da mu kochaną rodzinę, dom, dzieci, psa, szczęście... - myślała w tamtym okresie. I wspomina czasy, gdy wszystko było dobrze. - Kiedyś chodziłam do kościoła, modliłam się, byłam wdzięczna Bogu, za każdą rzecz, którą mi ofiarował. Wierzyłam w niego. 30 grudnia 2011 roku On dla mnie zniknął - twierdzi Ala. 2/7 Rodzina katolicka - Nie poddały się aborcji - urodziły chore dzieci wtorek, 16 października 2012 22:42 Przyszedł czas, że Alicja niektórym powiedziała o wadzie serca dziecka, które nosi pod sercem, nie wspomniała jednak o zespole Downa. Próby pocieszenia jej sprawiły, że zaczęła się czuć jeszcze gorzej. Zewsząd słyszała bowiem: "Dzisiaj medycyna jest tak posunięta do przodu, że na pewno wszystko się ułoży. Gorzej, gdyby dziecko miało np. zespół Downa". Alicji wydawało mi się, że skoro zdecydowała się urodzić chore dziecko, nie oddawać go, nie zostawiać, to lekarze zadbają o jego operacje. Nic bardziej mylnego. Okazało się bowiem, że dzieci z zespołem Downa są traktowane jako coś gorszego i nie należy im się prawo do życia. Lekarz Ali umówił ją na spotkanie z profesorem w Łodzi, jednocześnie uprzedzając, że tam mają jednoznaczne podejście do dzieci z zespołem Downa - terminacja. I rzeczywiście tak było. Na spotkaniu profesor powiedział, że gdyby dziecko nie miało 21 chromosomów, na jego operację patrzono by inaczej. A tak, jeśli zdecydują się na urodzenie dziecka, czeka ich ostra walka. - Jeżeli chcemy w ogóle walczyć o prawa ludzi niepełnosprawnych, to ta walka musi się zacząć od walki o prawo do życia. W tej chwili jest tak, że na dziecko z zespołem Downa patrzymy jak na człowieka, który żyje dlatego, że badania się pomyliły, matka je zlekceważyła lub zrobiła dziecku łaskę i pozwoliła mu się urodzić. Tak nie może być - uważa Godek. Według prof. Hartmana polska ustawa aborcyjna nie daje podstawy do aborcji w przypadku zespołu Downa, gdyż "ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu" rozumie się jako wadę letalną, czyli drastycznie skracającą życie. Istotne jest również cierpienie, jakie przeżywa dziecko mające taką wadę (zwykle chodzi o mnogie wady rozwojowe). - Uważam, że aborcja z powodu zespołu Downa jest co do zasady nieetyczna, co nie znaczy, że nie ma żadnych przypadków, kiedy można by ją zrozumieć - tłumaczy prof. Hartman. *** Według Kai Gondek, wszystkie rzeczy, które słyszymy na temat równości i tego, że ludzie są różni, ale wobec prawa równi, w tym momencie przestają obowiązywać. - Okazuje się, że jest grupa osób, które można zabić i jest to legalne. Państwo się pod tym podpisuje. Efekt obowiązywania tej ustawy jest również taki, że każdy ginekolog, z którym spotykamy się w trakcie ciąży będzie pytał, czy my na pewno wiedzieliśmy o tej możliwości. Ja ostatni raz to usłyszałam jak przyjechałam na poród, już w końcówce ciąży. Między jednym a drugim skurczem na izbie przyjęć położna zapytała mnie, czy ja wiedziałam, że coś z tym można 3/7 Rodzina katolicka - Nie poddały się aborcji - urodziły chore dzieci wtorek, 16 października 2012 22:42 zrobić? - mówi oburzona Gondek. Dużo do powiedzenia na ten temat ma Malina Świć z zespołem Turnera, który jest wskazaniem do legalnej aborcji. 99 proc. płodów z zespołem Turnera ulega spontanicznemu poronieniu. Do charakterystycznych objawów choroby należy bardzo niski wzrost oraz brak dojrzewania i pierwotna bezpłodność. Wymienia się także serię anomalii fizycznych, takich jak koślawość stawów kolanowych i łokciowych, szerokie rozstawienie oczu, płetwistość szyi, wady serca oraz nerek. - Nie mam istotnych wad narządów wewnętrznych (tylko śladową niedomykalność mitralną i trójdzielną). Uczyłam się w normalnej szkole, zdałam maturę, studiuję (już V rok) na lekarskim kierunku. Oczywiście, że nie jest to łatwe, tym bardziej, że wolniej wykonuję inne czynności (np. czytam), bardzo często jestem zmęczona - tłumaczy Malina. I dodaje: - Uważam "aborcję eugeniczną" za najbardziej rażącą i nieludzką formę dyskryminacji. Z powodu stanu zdrowia, który przed porodem jest często trudny do oceny, odmawia się poczętym dzieciom prawa do życia. Jest ona ewidentnym naruszeniem etyki lekarskiej. Jako przyszły lekarz przyznaję, że wstyd mi za tych, którzy zabijają pacjentów i hańbią tym naszą profesję - twierdzi Malina. Malina przytacza także przykład poznanej przez nią niedawno dziewczynki z zespołem Patau. To schorzenie genetyczne rokuje o wiele gorzej, niż zespół Turnera. Jest określany jako letalny - nieliczne dzieci dożywają późnego dzieciństwa. - Mimo tego, że malutka wymaga opieki w bardzo wysokim stopniu (jest pod pieczą hospicjum domowego), jej mama jest przeciwna aborcji. Uważa, że lepiej przyjąć takie dziecko i cieszyć się nim choć krótki czas, niż je zabić opowiada Malina. *** O tym, że Julianka jest chora jej mama Kasia dowiedziała się, gdy była w ciąży. Dziewczynka urodziła się urodziła się z zespołem Aperta. - Ani przez moment nie pomyślałam o tym, aby usunąć ciążę - mówi Wirtualnej Polsce Kasia. Od początku ciążę prowadziła pani doktor K. - co miesiąc wykonywała kontrolne USG, kasowała pieniądze za badanie i mówiła, że wszystko jest w porządku. - Kiedy trafiliśmy na badanie USG do innego lekarza, ten przekazał nam informację, że nie są rozwinięte w sposób prawidłowy dłonie Julianki. Powiedział, że reszta jest ok. Zwrócił jeszcze uwagę na wielowodzie, które powinna zauważyć poprzednia pani doktor. Jaka była moja reakcja? Płakałam - strasznie płakałam. Każda kobieta marzy o tym, żeby 4/7 Rodzina katolicka - Nie poddały się aborcji - urodziły chore dzieci wtorek, 16 października 2012 22:42 urodzić zdrowe dziecko. Co prawda pan doktor próbował nas uspokoić i mówił, że z taką wadą da się żyć - ale cóż to za pocieszenie. Od tego momentu zaczęła toczyć się istna lawina. Kolejny lekarz i kolejne diagnozy. Podczas następnych badań okazało się, że to nie tylko wada dłoni, ale także stóp i przede wszystkim czaszki. Podczas wizyty lekarz nie owijał w bawełnę, ale w sposób spokojny przedstawił rodzicom, co dzieje się z dzieckiem. Jego rokowania nie były wówczas najlepsze. Po porodzie i wypisaniu ze szpitala rodzice dziewczynki musieli odwiedzić szereg specjalistów, którzy nie mieli dla nich dobrych wieści. Na badaniu słuchu okazało się, że dziewczynka dość mocno niedosłyszy, a u kardiologa - że ma dziurki w serduszku. Każda kolejna wizyta u lekarzy była jedną wielką niewiadomą. Do tego zdawali sobie sprawę, że czas nie jest ich sprzymierzeńcem: mózg rósł, a szwy czaszkowe się pozrastały. W pierwszej kolejności trzeba było operować główkę. Rodzice zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli mózg Julianki nie zostanie w porę "uwolniony", mogą nastąpić nieodwracalne zmiany w jej dalszym rozwoju. Po operacji, gdy lekarz powiedział, że wszystko się udało, byli najszczęśliwszymi rodzicami na świecie. - Pamiętam jak bardzo się cieszyłam, kiedy Julisia zaczęła wkładać łapki do buzi. Dla mnie znaczyło to tylko jedno - zrobiła coś, co robią zdrowe dzieci - mówi Kasia. Niestety, Julianka oprócz tego, że musi się zmagać ze swoją chorobą musi walczyć o akceptację i tolerancję ludzi, którzy ją otaczają. - Dostałam potwornego kopa, wstawiając na naszą klasę zdjęcia Julianki sypiącej kwiatki na procesji. Pod fotografią pojawiły się komentarze typu: "zaraz się porzygam", "k... co to jest? Chyba UFO jakieś". Tak strasznie mnie to zabolało i jednocześnie utwierdziło w przekonaniu, że tak naprawdę nikt nie jest w stanie zrozumieć moich problemów i moich radości z rzeczy małych. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że w tej swojej dumie z własnego dziecka przestałam dostrzegać jej inność, którą widzą inni - tłumaczy Kasia. *** Ewa jest mamą bliźniąt, z których jedno urodziło się z zespołem Downa. - Tak, miałam badania prenatalne! Tak, w prywatnym gabinecie! Tak, usunęłabym tę ciążę, tyle że nikt nie dał mi tej szansy. Lekarz się nie poznał, stwierdził że dzieci są zdrowe. Trzy badania prenatalne i uznał, że wszystko jest ok. Nic nie jest w porządku. Gdyby mi powiedział, co mnie czeka może bym się z tym pogodziła, może bym zaakceptowała. Ale teraz czuję się oszukana. Wszystko się zawaliło, nie potrafię się cieszyć z macierzyństwa. Brak mi słów, by opisać, co dzieje się z 5/7 Rodzina katolicka - Nie poddały się aborcji - urodziły chore dzieci wtorek, 16 października 2012 22:42 człowiekiem jak słyszy słowa, że jego upragnione dziecko (to, które przez dziewięć miesięcy ciąży niby było zdrowe) ma genetyczną chorobę, na którą nie ma lekarstwa. Ból, rozpacz, po paru miesiącach już nawet łzy nie lecą. Zostaje to pytanie - dlaczego? Zostajesz właściwie sama z tym problemem. Państwo prorodzinne to tylko wyborczy banał. Niewiele ponad 150 zł tyle przysługuje na miesiąc na chore dziecko, a ty musisz pogodzić się z sytuacją, że już nie wrócisz do ukochanej pracy. Bo kto zajmie się twoim dzieckiem, pojedzie z nim na rehabilitację, do logopedy, psychologa? - pyta zdruzgotana Ewa. - Parlamentarzystom, którzy chcą zaostrzać przepisy, proponuję, żeby spotkali się z kobietami, które znalazły się w tak ciężkiej sytuacji, spojrzeli w oczy każdej z nich z osobna i każdej z osobna powiedzieli: "Masz urodzić, choćby niebiosa miały runąć" - mówi prof. Paweł Łuków, bioetyk i filozof z Uniwersytetu Warszawskiego. Według profesora kobieta zdecydowanie powinna mieć prawo do przerwania ciąży, gdy istnieje "duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu". - Odbieranie kobietom takiego prawa jest bezdusznym skazywaniem ich przyszłych dzieci i ich samych na cierpienia. Upośledzenie płodu czy zagrożenie jego życia jest samo w sobie gigantycznym nieszczęściem. Zakaz przerwania ciąży w takiej sytuacji oznacza akceptację dla dodatkowego cierpienia, którego można uniknąć. Zwolennicy takiego zakazu wydają się sądzić, że decyzja o przerwaniu ciąży przychodzi kobietom dotkniętym takim nieszczęściem łatwo. Odnoszę wrażenie, że gdyby nie czynili tego założenia, a posłuchali kobiet, które znalazły się w tak ciężkiej sytuacji, uruchomili własną wyobraźnię i wrażliwość na cudze nieszczęście, to znakomita większość z nich nie miałaby odwagi proponować zaostrzania istniejących przepisów - twierdzi prof. Łuków. Bywało, że Kasię nawiedzały czarne myśli, że nie da rady z tym wszystkim. - Nieraz mąż stawiał mnie "do pionu" choć wiem, że jemu samemu też nie było lekko. Ale naprawdę wszystko się poukładało. Syn Alicji - Michaś - przyszedł na świat w czerwcu 2012 roku. Niecałe dwa miesiące później, po wielu trudach, znojach i bólach, zmarł. - Trzymałam go, gdy odchodził. Miał ciepłą główkę, rączkę... - wspomina z bólem Alicja. Imiona niektórych osób zostały zmienione. Ewa Koszowska 6/7 Rodzina katolicka - Nie poddały się aborcji - urodziły chore dzieci wtorek, 16 października 2012 22:42 Źródło: Wp.pl 7/7