Twoje Tychy - Tyski Sport

Transkrypt

Twoje Tychy - Tyski Sport
T woje
www.gkstychy.info
tychy
Adrian Parzyszek: Znam trenera Matczaka i moichwww.gkstychy.com.pl
kolegów i wiem,
nasze
Tychy
>strona II
że pod presją potrafimy pokazać więcej, niż grając na luzie.
MAGAZYN SPORTOWY
NR 6 / 24.1.2012
Wszystko gra
Trener Wojciech Matczak:
Bądźcie z nami!
zdjęcia: michał giel
Pierwsze dwa
mecze po objęciu
funkcji trenera
przez Wojciech
Matczaka
przyniosły
co prawda punkty,
jednak na pewno
nie były takie,
jakich wszyscy
sobie życzą.
Przypomnijmy
– porażka
w karnych 2:3
z Sanokiem
i wygrana 1:0
z Podhalem. Niska
skuteczność
to nadal problem
tyskiego zespołu.
Z trenerem
tyskich hokeistów
rozmawialiśmy
po meczu
w Nowym Targu.
Hokej: Przed play off
Rozgrywki sezonu zasadniczego PLH wchodzą na ostatnią
prostą. Najbliższe mecze uszeregują drużyny przed play off.
Na jakim miejscu zakończy rozgrywki GKS Tychy? Oto najbliższe mecze: 24.01 Tychy – Jastrzę-
bie, 27.01 Unia – Tychy, 29.01
Tychy – Toruń, 31.01 Cracovia
– Tychy, 3.02 Tychy – Zagłębie,
5.02 Sanok – Tychy, 7.02 Tychy –
Podhale, 10.02 Jastrzębie – Tychy,
12.02 Tychy – Unia, 14.02 Toruń
– Tychy.
Piłka nożna: Czas sparingów
Przygotowania do piłkarskiej
wiosny ruszyły na dobre, kompletowana jest też kadra GKS.
Pierwszy mecz ligowy GKS
rozegra u siebie (czyli w Jaworznie) 13 marca z Jarotą Jarocin,
a na razie drużyna rozgrywać bę-
Matczak zdziwiony, zirytowany i rozbawiony...
Długo nad propozycją powrotu do GKS pan się nie
zastanawiał. Nie miał pan
wątpliwości?
Wojciech Matczak: Jestem związany z GKS od 1981
roku i jak wszystkim, mnie
również zależy na dobrej grze
zespołu, na tym, by sięgał
po najwyższe laury. Kiedy padła
propozycja ze strony prezydenta Andrzeja Dziuby oraz byłego
prezesa GKS Andrzeja Skowrońskiego, nie namyślałem się
dzie spotkania sparingowe. Oto
rywale: 28.01 Unia Bieruń, 4.02
Skałka Żabnica, 18.02 Stal Bielsko i Piast Gliwice, 25.02 Polonia
Łaziska, 3.03 Przyszłość Rogów
i Puszcza Niepołomicka, 10.03
Szczakowianka.
długo. Po prostu takich ofert się
nie odrzuca.
10 meczów to dużo, by odrobić straty, ale mało, jeśli
dokończenie na str. III
Karol Pawlik, dyrektor sportowy spółki tyski Sport S.A.:
Trzy sportowe marzenia
Miniony
rok
przyniósł wiele istotnych
zmian w całym tyskim
sporcie. Powołana na
początku
roku spółka Tyski Sport S.A.
przejęła dwie sekcje - piłkarską i hokejową - działające
do tej pory w ramach stowarzyszeń. W każdej z nich doszło do sporych zmian kadrowych.
P
rzed sezonem drużyna piłkarska miała wytyczony jeden cel - awans do I ligi. Po niezłym początku, drużyna przeszła
dosyć poważny kryzys. Wykazaliśmy jednak cierpliwość, co zaowocowało pierwszym miejscem
na koniec rozgrywek w 2011 roku.
Przed rundą wiosenną skład dru-
żyny ulegnie jedynie niewielkiej
korekcie. Nie stać nas na spektakularne transfery, dlatego każdy
ruch musi być przemyślany, zarówno pod względem finansowym, jak i sportowym. Dobra gra
naszej drużyny sprawiła, że kilku
zawodników stało się obiektem
zainteresowań klubów z wyższych
lig. Zostali jednak z nami, a biorąc pod uwagę piłkarzy, którzy do
nas dołączą, można powiedzieć,
iż przed rundą rewanżową udało
nam się wzmocnić zespół.
Największe zmiany zanotowaliśmy w ekipie hokejowej. Najpierw było kilka znaczących transferów, by zwiększyć siłę tyskiej
drużyny. Mieliśmy świadomość, iż
dość znaczące zmiany spowodują
obniżenie poziomu sportowego
drużyny, ale tylko do momentu
zgrania zespołu. Tymczasem początek sezonu był zaskakująco dobry, bowiem po dwóch rundach
zajmowaliśmy pierwsze miejsce.
Moment zwrotny nastąpił w momencie fali kontuzji, które nawiedziły drużynę w październiku.
Spadliśmy na 4. miejsce w tabeli
mając za plecami zespół Aksam
Unii Oświęcim. Ilość urazów zdeterminowała decyzję o obsadzeniu wakatu dla obcokrajowca. Ze
względu na niską skuteczność,
byliśmy zdecydowani pozyskać
bramkostrzelnego napastnika. W
meczu z Cracovią kontuzji doznał
jednak nasz najlepszy obrońca Łukasz Sokół. Ten fakt oraz kontuzja
Jakuba Wanackiego spowodowały, że zakontraktowaliśmy obrońcę Igora Bobceka. Ze względu na
to, iż rynek transferowy zagranicą rozpoczyna się w połowie
stycznia, od wielu lat polskie kluby mają problem z pozyskaniem
dobrych, pełnowartościowych
graczy. Drużyny zagraniczne nie
widząc szans na grę w play-off
pozbywają się zawodników, szukając oszczędności.
13 stycznia nastąpiła zmiana trenera. Jacek Płachta nie
widząc możliwości rozwiązania
problemów z grą drużyny, chciał
dać jej nowy impuls i podał się
do dymisji. Jego następcą został
dobrze znany w Tychach Wojciech Matczak. Już po pierwszej rozmowie wiedziałem, że
się zgodzi przyjąć naszą propozycję. Po prostu on ma w sercu
nasz GKS.
Trzecią sekcją jest koszykówka. Skład drużyny był budowany
nie tylko z myślą o awansie do II
ligi, ale również o spokojnej grze
na tym szczeblu rozgrywek.
Dwa awanse i mistrzostwo
– takie są moje sportowe marzenia na 2012. Może spełnią się
wszystkie, może tylko niektóre… Ale ważne jest również to,
by w drodze do tych sukcesów
byliśmy razem – zawodnicy, trenerzy, kibice i działacze.
Karol Pawlik
Koszykówka: Drugi etap
Koszykarze GKS Tychy rozpoczęli drugi etap rozgrywek
o awans do II ligi.
Zespół zajmuje pierwsze
miejsce w tabeli, a terminarz II
fazy: 28.01 Tychy – MOSiR Cieszyn, 11.02 MKS Strzelce – Tychy, 18.02 Tychy – Pogoń, 25.02
MMKS Rybnik – Tychy, 3.03 MOSiR Cieszyn – Tychy, 10.03 Tychy
– Strzelce, 17.03 Pogoń – Tychy.
Automatyczny awans uzyskają zespoły z miejsc 1–2. Zawody półfinałowe rozegrane zostaną
30.03 – 1.04, natomiast finał – 20–
22.04.
Zdjęcia z kalendarza GKS. Szczegóły na str. III.
24 styczn i a 201 2
www.gkstychy.com.pl
Adrian Parzyszek
Damian Szczęsny
Lubimy grać
pod presją
Na wyższym
biegu
Adrian Parzyszek wrócił do drużyny i systematycznie odzyskuje dawną formę.
Kilkanaście kontuzji, dziesiątki operacji, zabiegów, godziny
i dni na szpitalnym łóżku,
w gabinetach lekarzy i rehabilitantów. I mnóstwo bólu,
niepewność, nerwów…. Tak
wygląda druga strona kariery wielu hokeistów, w tym
Adriana Parzyszka. Bo choć
każdy sportowiec jest wojownikiem, hokeista jest wojownikiem szczególnym – w ten
zawód wpisana jest walka,
kontuzje i niemała dawka
cierpienia.
Przypomniała
o tym Adrianowi Parzyszkowi droga z Czech do Tychów,
jaką pokonał w niedzielę,
28 sierpnia ubiegłego roku,
po turnieju BAK Cup. Dla
tego sportowego twardziela
stała się ona prawdziwą drogą przez mękę…
Adrian Parzyszek: Miałem
sporo kontuzji, ale czegoś takiego
jeszcze nie przeżyłem. Ból pękniętej nerki był praktycznie nie
do zniesienia. Środki przeciwbólowe, jakimi dysponował nasz masażysta Arek Zioła, a które pomagają przy zwykłych meczowych
urazach i drobnych kontuzjach,
nie działały. Nawet dawka silnych
środków przeciwbólowych, które
dostałem w szpitalu w Tychach,
też od razu nie zadziałała. A środki musiały być mocne, bo z drogi
do Katowic i z izby przyjęć w szpitalu w Katowicach niewiele pamiętam. Tylko ból... Największe
obawy były przed zabiegiem, lekarze początkowo nie wiedzieli dokładnie co z tą nerką jest,
musiałem podpisać zgodę na jej
usunięcie. W Szpitalu im. Michałowskiego w Katowicach trafiłem
jednak na znakomitych lekarzy –
specjalistów. Udało się uratować
nerkę i dziś funkcjonuje normalnie. Chciałbym wszystkim, którzy
mi pomogli i zajmowali się mną,
serdecznie podziękować. Podobnie jak kibicom, kolegom z GKS
i innych drużyn, działaczom i wielu osobom za telefony, sms-y, maile za wspieranie mnie i życzenia
zdrowia. A słów otuchy było bardzo wiele – przez kilka dni, kiedy
w szpitalu doszedłem już do siebie, oddzwaniałem i odpisywałem
na sms.
– A jak teraz zdrowie, forma?
Wszystko jest w porządku, czuję
się bardzo dobrze i systematycznie pracuję nad odbudowaniem
dawnej formy. Pierwsze mecze dowiodły, że również z psychiką nie
ma problemów. Kiedy wchodzę
na lód, walczę jak dawniej.
– Wrócił pan do zespołu, który przed sezonem był jednym
z faworytów do mistrzostwa,
a teraz musi walczyć o miejsce w „czwórce”.
Myślę, że nadal jesteśmy jednym
z faworytów do tytułu. Początek
ligi rzeczywiście był obiecujący,
ale potem nastąpiła seria kontuzji
i przyszło zmęczenie tych zawodników, którzy pozostali. Wydawało się, że grudniowa przerwa
pozwoli na złapanie oddechu i odbudowanie sił. Tak się jednak nie
stało – po dwóch wygranych meczach, choć w nie najlepszym stylu, ale zawsze, przyszły dwa słabe
spotkania. I nastąpiła zmiana trenera…
– Uważa pan, że trener Płachta nie popełnił błędu?
Trudno tu mówić o konkretnych
błędach. Od początku sezonu nie
mógł skorzystać z optymalnego
składu. Musiał dokonywać zmian,
roszad w ustawieniu. Grudzień
drużyna przepracowała bardzo
solidnie, wróciło kilku zawodników, którzy podobnie jak ja byli
kontuzjowani i wszyscy czekaliśmy na efekty. Te jednak nie nadeszły. Wszyscy zastanawiamy się
na przyczynami, bo zdajemy sobie
sprawę, że nasza gra nie jest adekwatna do tego, co się zmieniło
w drużynie i w klubie. Mamy silny
skład, duży potencjał, stabilną sytuację organizacyjną i finansową,
a wyniki są dalekie od oczekiwań.
– Problemem jest przede
wszystkim słaba skuteczność…
To prawda. Analizując procentowo nasze bramki, można powiedzieć, że w zasadzie punktuje tylko
jeden atak. Pozostałe piątki mają
gorsze wyniki, ale nad skutecznością wszyscy musimy popracować. Trener Matczak też próbuje
różnych ustawień i mam nadzieję,
że skuteczność stanie się w końcu
naszym atutem. W hokeju jest za-
sada – kiedy nogi nie pracują, nawet głowa ma problemy…
– A czy problem nie tkwi jednak w głowie, w psychice?
Jedno powinno iść w parze z drugim, ale wydaje mi się, że jak jest
forma fizyczna i jak się mówi –
nogi pracują, to dobrze działa
wszystko inne. Bez tego nawet najlepiej zmotywowany i ambitny zawodnik niewiele zdziała.
– Czyli nogi nie pracują? Brakuje sił?
Nie tyle sił, co raczej szybkości,
dynamiki i teraz nad tym pracujemy. Na ostatnich treningach sporo było zajęć np. krótkich startów.
Kiedy to poprawimy, pod bramką
rywali będzie łatwiej i spokojniej.
– Najbliższe mecze mogą
mieć decydujące znaczenie. Do pewnego wejścia
w „czwórkę” brakuje bardzo
niewiele, ale jednak…
Wierzę w nas jako zespół i każdego z zawodników z osobna. Bywaliśmy w trudniejszych sytuacjach,
nisko w tabeli, a jednak w tych najważniejszych chwilach następował
zryw. Startowaliśmy już do play
off z czwartego miejsca, dochodziliśmy do finału i toczyliśmy zacięte
pojedynki. A kiedy zdobywaliśmy
mistrzostwo Polski, zaczynaliśmy
play off bodajże z drugiego miejsca i potem – aż do złota – nikt
już nam nie potrafił dotrzymać
kroku. Teraz naszym celem
jest wywalczenie miejsca
w czołowej „czwórce”
i mam nadzieje, że w meczach, które nam pozostały zagramy tak, by pewnie się
do niej zakwalifikować. Przyznam, że jestem bardziej spokojny
o nasze występy w play off.
– Wszyscy na to liczą, co oznacza, że najbliższe mecze znów
będziecie musieli rozgrywać
pod dużą presją.
Ta presja towarzyszy nam już
od co najmniej grudnia, kiedy stało się jasne, że nie gramy tak, jak
to sobie założyliśmy. Znam trenera
Matczaka i moich kolegów i wiem,
że pod presją potrafimy pokazać
więcej, niż grając na luzie.
Leszek Sobieraj
Całą piłkarską karierę 26letni Damian Szczęsny spędził w okolicach Skoczowa.
Grał w zespołach niższych
lig i choć strzelał gole jak
na zawołanie (król strzelców w IV lidze w sezonie
2010/2011 – 20 bramek),
tyskim kibicom nazwisko
Szczęsny mówiło niewiele, pomijając rzecz jasna…
Wojciecha. Jesienią „piłkarz znikąd” stał jednak
jednym z pierwszoplanowych graczy lidera II ligi.
Za pierwszą część sezonu
trener Piotr Mandrysz wyróżnił tylko jednego zawodnika – Damiana Szczęsnego. Jego zdaniem to właśnie
pan zrobił w tej rundzie
największe postępy.
Damian Szczęsny: Trudno mi się oceniać, ale skoro
trener tak twierdzi, to… trzeba mu wierzyć. Zawsze staram
się zaprezentować z jak najlepszej strony. Moim atutem jest
na pewno szybkość i być może
tutaj ten postęp jest najbardziej
widoczny.
Trzech zawodników – Bizacki, Malicki i pan – zdobyło w rundzie jesiennej po 5
goli, Sobczak – 4… Snajperska rywalizacja w GKS zapowiada się wiosną bardzo
ciekawie.
Trudno mówić w tym przypadku o rywalizacji. Każdemu
strzelanie goli sprawia przyjemność i każdy chce być najlepszy,
mieć najwięcej strzelonych goli,
asyst, itd. Ale każdy gra dla
drużyny, bo to ona ma wygrywać, zdobywać punkty i awansować. Na swoim przykładzie
wiem, że niewiele mógłbym
zdziałać bez kolegów, bez ich
zagrań i podań, które otwierają
drogę do bramki.
Która z bramek zdobytych
jesienią sprawiła panu najwięcej satysfakcji?
Chyba ta ostatnia, strzelona
w meczu z Miedzią Legnica.
Spotkanie wyjazdowe, trudny rywal z czołówki tabeli,
a tu do przerwy 2:0 dla nas
i cieszę się, że strzeliłem
gola właśnie na 2:0.
Zaczynał
pan
karierę
w występującym w okręgówce i IV lidze Beskidzie
Skoczów. Jednak w 2005
rokubyła szansa na grę
w GKS Bełchatów, czyli
z IV do najwyższej ligi!
Szansa i… pech. Drużyna plasowała się w środku tabeli,
podpisałem 3,5-letni kontrakt
i wydawało się, że moja kariera
rozpocznie się teraz na dobre.
Jednak już po kilku treningach
doznałem poważnej kontuzji
– naderwałem mięsień dwugłowy. Być może spowodował
to większy niż do tej pory wysiłek, jaki wkładałem w treningi. Miałem wtedy menedżera i wspólnie postanowiliśmy,
żeby odejść z Bełchatowa. Teraz, po latach mogę powiedzieć,
że był to duży błąd, bo mogłem zostać i leczyć kontuzję.
Co prawda działacze z Bełchatowa też nie byli zadowoleni
takim obrotem sprawy, bo pozyskali zawodnika, który niemal natychmiast doznał kontuzji. Jednak podpisując ze mną
kontrakt stwierdzili, że warto
we mnie zainwestować. No, ale
trudno, stało się. Podjąłem taką
decyzję, odpuściłem…
Dziś by już pan nie popełnił takiego błędu?
Na pewno nie. Ale widocznie
do pewnych decyzji człowiek
musi dojrzeć, szkoda tylko,
że zazwyczaj uczy się na własnych błędach.
Potem było kilka klubów
– Żywiec, znów Skoczów,
Pawłowice,
Czechowice.
Wszystkie w… okolicy.
Były też inne propozycje, ale
cztery lata temu urodziła mi się
córka Zuzanna i postanowiliśmy z żoną nie wyjeżdżać poza
Śląsk. Teraz co innego – córka
jest starsza i gdyby pojawiła się
konkretna i ciekawa propozycja, pewnie bym się zdecydował.
Przystanek „Tychy”
też jest niedaleko.
To prawda, ale nieco inaczej to wygląda, kiedy trzeba
codziennie przejechać 130 kilometrów. Biorąc pod
uwagę ceny paliwa,
jest to w miesiącu niemały wydatek.
Grę
w GKS zaproponował panu
trener Mandrysz?
Ta k, zad z w o n i ł
do mnie trener
i powiedział,
że ma propozycję pracy w jednym ze śląskich
klubów i chce, że-
bym przeszedł wraz z nim. Nie
powiedział o jaki klub chodzi,
ale zgodziłem się.
 W ciemno?
Tak. Do trenera Mandrysza
mam pełne zaufanie. Znamy
się z Beskidu Skoczów i zawsze
dobrze mi się z nim pracowało. Kiedy dowiedziałem się,
że chodzi o GKS Tychy, bardzo się ucieszyłem, bo to dobry
zespół, z aspiracjami na I ligę.
Można powiedzieć, że moja
kariera znów nabrała rozpędu,
jakby włączył się kolejny bieg.
I co ważne… Bywało, że trudno mi się było zaaklimatyzować w drużynie, ale w Tychach
nie miałem z tym problemów.
GKS jest na pierwszym
miejscu w tabeli i ma zapas
trzech punktów przed grupą pościgową. Plusów sporo, a minusów nie ma?
Każda z formacji zagrała jesienią na plus, więc po co szukać minusów? Mamy najmniej
straconych goli i jesteśmy jedną najskuteczniejszych drużyn
II ligi, wygraliśmy 11 spotkań,
nie przegraliśmy na wyjeździe.
Wierzę, że wiosną będzie lepiej, bo druga runda zawsze
jest trudniejsza.
 Co chciałby pan poprawić
podczas zimowych przygotowań?
Będę pracował przede wszystkim nad siłą, by nabrać trochę masy. W sytuacjach podbramkowych, kiedy trzeba się
przepychać z obrońcami, bywało różnie. Siłowe treningi
muszą być jednak przemyślane,
by przy okazji nie stracić
szybkości.
Leszek Sobieraj
łukasz sobala
www.gkstychy.info
michał giel
II
2 4 styc znia 2012
www.gkstychy.info
www.gkstychy.com.pl
mar k e t i ng
promo c y j ny
Dla kibiców i mieszkańców
Marketingowe wyzwania
Z nowym rokiem Spółka Tyski Sport
SA rozpoczyna działania marketingowe i promocyjne. Obok sprawdzonych
przedsięwzięć, pojawiło się wiele nowych, typowych dla nowoczesnego marketingu sportowego.
Telebimy
Dzięki współpracy z firmami posiadającymi panele LCD rozmieszczone w ważnych miejscach miasta spoty reklamowe oraz zapowiedzi
spotkań ligowych pojawiają się m.in. na telebimach w okolicach Hotelu Tychy, Urzędu Pracy,
Giełdy Kwiatowej czy też ul. Mikołowskiej.
Sektor dziecięcy
Wraz z początkiem sezonu hokejowego
na tyskim Stadionie Zimowym powstał sektor
dziecięcy, który funkcjonuje w ramach kampanii społecznej „Kibicujemy z klasą”. Z każdym
meczem przybywa na nim najmłodszych kibiców, a o wolne miejsce czasami jest naprawdę trudno. Na maluchy czekają m.in. drobne
upominki, słodki poczęstunek oraz produkty
mleczne, przekazywane przez firmę Danone.
Najmłodsi mogą się także spotkać z hokeistami
– gośćmi sektora dziecięcego byli już między
innymi Roman Simicek czy Adrian Parzyszek.
Karnet Rodzinny
Kolejną ofertą, która ma na celu zachęcić
do przychodzenia na mecze całe rodziny są
zniżkowe bilety oraz karnety rodzinne. Tyski
Sport SA uczestniczy również w miejskim projekcie 3+ Liczna Rodzina.
Plakaty
Plakaty informujące o meczach tyskich
zespołów rozwieszane są w autobusach ko-
munikacji miejskiej, szkołach jak również
we współpracy z Miejskim Zarządem Budynków Mieszkalnych i Tyskim Towarzystwem Budownictwa Społecznego, w klatkach schodowych.
Komunikacja miejska
W najbliższym czasie na ulice miasta wyjadą autobusy oraz trolejbusy promujące sekcje GKS Tychy. W gablotach przystanków komunikacji miejskiej pojawią się także afisze
informujące o meczach tyskich zespołów.
Magazyn Tyski Sport
W sierpniu ub. ukazał się pierwszy
numer magazynu „Tyski Sport” – dodatku do bezpłatnego tygodnika Twoje Tychy.
Od stycznia br. wkładka dołączana będzie
także do miejskiej gazety w Pszczynie. Tym
sposobem informacje o działalność spółki
trafiają bezpośrednio do prawie trzydziestu
tysięcy mieszkań oraz domów znajdujących
się w Tychach i okolicy.
Media
Zakończone zostały negocjacje dotyczące promocji spółki Tyski Sport w Radiu
Express. Dzięki umowie podpisanej przez
Polski Związek Hokeja na Lodzie, mecze tyskich hokeistów są promowane także w rozgłośni RMF MAXXX.
Umowa z kibicami
Spółka podpisała umowę ze stowarzyszeniem kibiców Tyski Fan. Umowa dotyczy
między innymi oprawy meczów, wspólnego
organizowania imprez towarzyszących zawodom sportowym czy udostępnienia „magazynku” dla stowarzyszenia na Stadionie
Zimowym
Klikaj na stronie
Na stronie spółki www.tyski-sport.pl
zamieszczone zostały reklamy firm współpracujących ze spółką Tyski Sport SA. Każde wejście na stronę jest rejestrowane i firmy
współpracujące płacą za ilość odsłon na stronie. Zapraszamy do klikania.
Eventy
Pierwszym był wrześniowy Festyn
z GKS Tychy na Placu Baczyńskiego. Impreza wzbudziła spore zainteresowanie mieszkańców naszego miasta dlatego informujemy, iż kolejne wydarzenia są już w fazie
planowania.
Spotkania w szkołach
Zawodnicy wszystkich sekcji regularnie uczestniczą w spotkaniach z uczniami
tyskich szkół, podczas których zachęcają
do aktywnego trybu życia i kibicowania GKS
Tychy.
Sponsorzy
Pracownicy działu marketingu codziennie spotykają się z potencjalnymi
sponsorami i przedstawiają im ofertę reklamową. Zaowocowało to współpracą
z wieloma podmiotami, między innymi
z Fiat Auto Poland, Conkret Spółka Jawna,
Sprint, Rodo Laser, Rytm Trade, DiS Spółka z o.o., PPH ADW Spółka z o.o., Mera,
Hager Polo, Wiko. Wsparły nas również
firmy gminne: RPWiK, RCGW, Master.
Mamy również duże grono firm zainteresowanych współpracą takich jak np. Międzynarodowa sieć szkół językowych Helen
Doron Early English. Wszystkim firmom
wspierającym tyski sport serdecznie dziękujemy.
Patrycja Hołojda
r e k l ama
Nauka przez zabawę
Znajomość języka angielskiego jest w dzisiejszym
świecie niezbędna. Im wcześniej rozpoczyna się naukę,
tym lepiej – jednak czy
uczenie maluchów języków
obcych nie jest zbyt dużym
obciążeniem? Okazuje się,
że nie. Może nawet być dobrą zabawą.
O
dpowiednio wczesne rozpoczęcie nauki pomaga nabyć dobry akcent, zapewnia lepszy start w późniejszej edukacji
i rozwija możliwości intelektualne. Z drugiej strony, zapisanie
malucha do szkoły językowej
wydaje się być niepotrzebnym
męczeniem go w czasie, który
powinno się wykorzystać na zabawy z pociechą – zanim pochłoną ją obowiązki szkolne, spotkania z rówieśnikami, czy książki
dla młodych buntowników. Istnieje jednak trzecie wyjście –
połączenie nauki z zabawą. Nowoczesne szkoły językowe celują
w rozwijaniu takich sposobów
uczenia, które bazują na naturalnych zdolnościach dzieci i łączą
przyjemne z pożytecznym. Jedną
z prekursorek takiego podejścia
jest brytyjska lingwistka Helen
Doron, która zauważyła, że dzieci uczą się świata poprzez zabawę i postanowiła w ten sam sposób uczyć je angielskiego.
Twórczyni metody wyszła
z założenia, że najważniejsze dla
najmłodszych jest osłuchanie się
z językiem, a następnie nauka
porozumiewania się w nim, a nie
gramatyka i pamięciowe opanowywanie długich kolumn słówek. Dla dzieci, które przyswajają sobie obce wyrazy w trakcie
zabawy, język angielski staje się
niemal równie naturalny, jak
polski. Brak im bariery, z którą
często borykają się osoby dorosłe
rozpoczynające naukę: nie boją
się mówić, a dzięki przyjaznej atmosferze panującej na kursie nie
stresują się, gdy popełniają błedy. Na formalną gramatykę i egzaminy przyjdzie czas w późniejszym wieku, a i one są łatwiejsze
dla osoby, która od najmłodszych lat postrzega porozumiewanie się po angielsku jako zupełnie naturalne.
Tę naturalność wspomaga
specjalnie opracowany system
uczenia: w szkołach Helen Doron dzieci spotykają się w małych grupach, na zajęciach dla
III
najmłodszych obecni są rodzice.
Lektorzy kładą nacisk na stworzenie przyjaznej, domowej atmosfery, w której mali uczniowie
będą się dobrze czuli. Wykorzystana jest konwencja dziecięcej
zabawy, której uczestnicy muszą
przestrzegać określonych zasad
– najważniejsza z nich to posługiwanie się wyłącznie językiem
angielskim. Słówka dotyczą ży-
cia codziennego (na wyższych
poziomach pojawiają się informacje z historii i geografii
anglojęzycznych krajów) i są
wprowadzane całymi blokami,
dotyczącymi konkretnych tematów. Zajęcia nie są długie, dzięki
czemu dzieci nie męczą się i nie
nużą. Praca w domu odbywa się
poprzez puszczanie w tle dwa
razy dziennie specjalnych nagrań z piosenkami i wierszykami. W tym czasie dziecko może
się bawić lub wykonywać inne
czynności, nie musi skupiać się
na nauce. Dzięki temu, choć
ma kontakt z językiem obcym
piętnaście razy w tygodniu, nie
męczy się nauką.
Inne szkoły nie pozostają
w tyle, oferując szeroki wachlarz
możliwości nauki języków obcych (nie tylko angielskiego) dla
najmłodszych. Dzieci spędzają
czas z rówieśnikami i rodzicami,
zaprzyjaźniają z sympatycznymi
postaciami z bajek wymyślonymi na potrzeby nauki i – przede
wszystkim – bawią się.
Helen Doron Early English
ZAPRASZA na lekcje pokazowe
Sieć Szkół Językowych Helen Doron Early English obecna jest w 30 krajach świata.
W Polsce tą metodą uczy się 26 tysięcy dzieci w 180 placówkach.
CENTRUM HELEN DORON W TYCHACH ZAPRASZA
NA BEZPŁATNĄ LEKCJĘ POKAZOWĄ
dzieci w wieku od 3 miesiąca do 12 roku życia.
Rezerwacja miejsc telefonicznie od poniedziałku do piątku od 9:00 - do 19:00
CENTRUM HELEN DORON Tychy, ul. Kopernika 3, tel. 32 328 49 94
e-mail: [email protected],www.helendoron.pl/tychy
Bądźcie z nami!
dokończenie ze str. I
wziąć pod uwagę, że na 11
ostatnich spotkań, drużyna
przegrała 7.
Zgadza się. Ale jakie jest wyjście? Trzeba zrobić wszystko, aby dostać się do pierwszej
czwórki.
W tym sezonie wygrywanie GKS przychodzi z trudem, a jednym z największych mankamentów jest
niska skuteczność. Da się
temu zaradzić w tak krótkim czasie?
Zaczęliśmy pracę nad elementami technicznymi i motorycznymi
drużyny, ale także mentalnymi.
Czasu rzeczywiście nie zostało
wiele, ale nie możemy na to zważać, tylko patrzeć w przyszłość
i każdy z tych elementów systematycznie poprawiać.
Powiedział pan dla jednej z gazet, że zespół trzeba zresetować, odbudować
psychicznie. Do tego wystarczy trener? Czy ma pan
w planach jakąś terapię?
Na dziś musi wystarczyć trener,
mój zasób wiedzy i doświadczenia w tym zakresie. Każdy
szkoleniowiec ma swoje sposoby pracy z zespołem w różnych
sytuacjach. Odbudowa psychiczna jest nie mniej ważna niż
wszystko inne.
Zdaniem wielu to najtrudniejsze wyzwanie w pana
karierze trenerskiej, bo decyzje np. dotyczące składu,
piątek, sposobu gry muszą
być nie tylko szybkie, ale
i trafne.
Zdaje sobie z tego sprawę, dlatego bardziej niż kiedykolwiek proszę kibiców o pomoc,
nie tylko o tłumne przychodzenie na mecze, ale także doping i wsparcie, takie, jakiego doświadczyłem w sezonie
2004/2005. Wtedy bywały mecze, że po prostu drużyna…
fruwała niesiona dopingiem.
Tyscy kibice potrafią stworzyć
taką atmosferę, że gra po prostu
uskrzydla. Dlatego mam apel
do kibiców: „Bądźcie z nami”!
Ten sezon pewnie dobrze
pan pamięta. Co najbardziej
utkwiło Panu w pamięci?
Było wiele wspaniałych chwil.
Na pewno spontaniczna feta,
zorganizowana przez grupę kibiców bezpośrednio po zwycięskich karnych w Oświęcimiu,
które dawały nam złoto. I potem
po przyjeździe do Tychów. Najbardziej jednak utkwił mi w pamięci wspaniały kolektyw, jaki
wówczas tworzyliśmy. Do tego
teraz też będziemy dążyć, w drużynie gra przecież kilku zawodników, którzy pamiętają tamte
chwile i z pewnością każdy chce
przeżyć to po raz kolejny.
Żaden trener nie ocenia
swojego poprzednika, ale
patrząc obiektywnie –
oprócz kontuzji i problemów kadrowych – co zaważyło na postawie drużyny?
Moim zdaniem drużyna jest źle
przygotowana fizycznie do decydującej fazy rozgrywek. Brakuje nam przede wszystkim dynamiki. Kontuzje nie biorą się
z niczego.
Na czym opiera pan przekonanie, że cel, czyli awans
do czwórki, a potem wyżej,
uda się zrealizować?
Kadra jest odpowiednia, nie
brakuje w niej znanych nazwisk,
bardzo wartościowych zawodników, ale musimy stworzyć jeden organizm, dobrze rozumiejący się kolektyw na lodowisku
i poza nim. Wierzę, że to się
uda, bo inaczej ta praca nie miałaby sensu.
W GKS pracował pan
do września 2008 roku, następnie była Polonia Bytom,
GKS Jastrzębie i do października 2010 roku – Zagłębie. A potem?
Potem regenerowałem siły
po sosnowieckiej traumie.
Leszek Sobieraj
kup kalendarz
2012 z GKS Tychy
Wśród wielu klubowych gadżetów i pamiątek, Spółka
Tyski Sport SA przygotowała dla kibiców kalendarze na 2012 rok z ciekawymi
zdjęciami tyskich sportowców.
W
wydawnictwie znalazły
się fotografie zawodników
trzech sekcji GKS Tychy: hokeja
na lodzie, piłki nożnej oraz koszykówki, są tutaj zarówno zdjęcia całych zespołów, jak i niektórych zawodników, w ciekawych
ujęciach. Kalendarze wykonano
w formacie A3. Pierwsza strona
pokryta jest folią matową, a zdjęcia lakierem UV.
Kalendarze GKS Tychy
na 2012 rok już są dostępne
w sprzedaży. Można je nabyć
w biurze spółki na lodowisku
(wejście od strony torów) lub
przed meczami hokeja w kasach. Biuro na lodowisku czynne
jest od poniedziałku do piątku
od godz. 8.00 do 16.00.
Koszt jednego kalendarza
to 30 złotych.
Zachęcamy do zakupu,
bo dla każdego kibica taki kalendarz stanie się świetną pamiątką
na... cały rok i nie tylko. LS
Wydawca: Tyski Sport Spółka Akcyjna, 43-100 Tychy,
al. J. Piłsudskiego 12, tel. 32 325 72 88, [email protected]
Prezes: Henryk Drob, Redaguje zespół
24 styczn i a 201 2
IV
www.gkstychy.info
www.gkstychy.com.pl
taki był gks • taki był gks • taki był gks • taki był gks
arc
GKS Tychy – Zagłębie
Sosnowiec 0:1
Nie uznał bramki
Przypominamy
historię
GKS z okresu największych sukcesów piłkarzy
w pierwszej lidze. W 6 kolejce sezonu 1974/75 tyszanie podejmowali Zagłębie
Sosnowiec i przy wydatnej pomocy sędziego, który
nie uznał bramki zdobytej
przez Hermana gospodarze, przegrali mecz 0:1.
Drużyna GKS Tychy w sezonie 1973/74.
Wyprowadzka z Tychów i… degradacja
Już
Bubnik za Bojdoła
W sezonie 1973–74 z powodu zadaszania lodowiska
w Tychach hokeiści GKS
musieli dojeżdżać na treningi do Oświęcimia i Sosnowca, a swoje mecze rozgrywać
w Katowicach – Janowie.
Przed sezonem w zespole doszło do zmiany pierwszego trenera – Kazimierza
Bojdoła zastąpił Czech Vaclav Bubnik.
Po
pierwszej rundzie (tj.
osiemnastu
spotkaniach) tyszanie mieli na swoim
koncie zaledwie siedem punktów za trzy zwycięstwa i jeden
remis. Ponosili wysokie porażki jak np. z GKS Katowice 2:13,
o której „Sport” pisał: „Tyszanie
stanowili zlepek nie rozumiejących się zawodników. O ich grze
najlepiej świadczy fakt, iż grając
czterokrotnie z przewagą jednego zawodnika stracili cztery
bramki”.
Atmosfera zrobiła się nerwowa, bo GKS Tychy stał się
jednym z głównych kandydatów do spadku z I ligi. Od drugiej tercji zespołem Tychów nie
dyrygował trener Vaclav Bubnik,
który za krytykowanie orzeczeń
sędziów i rysowanie znaczących
kółek na czole został z boksu wyproszony.
Metamorfoza
Kolejna runda przyniosła
poprawę. Tyscy hokeiści zdołali
wygrać dwa mecze z rzędu z Zagłębiem Sosnowiec oraz KTH
Krynicą i zremisować z katowickim GKS. Później przyszła
dwukrotna wygrana z Polonią
Bydgoszcz, remisy z Naprzodem
Janów czy Pomorzaninem Toruń. „Mało kto oczekiwał zwycięstwa górników nad bydgoską
Polonią. (…) Skąd ta nagła metamorfoza? Po prostu obrońcy
Tychów zagrali znacznie uważniej i rozsądniej niż w ostatnich
meczach, a ponadto szanowali
krążek. Górnicy nadal znajdują się w trudnej sytuacji, ale nic
jeszcze straconego” – komentował „Sport”.
Już 16 lutego Podhale mogło
zapewnić sobie tytuł mistrzowski. Nowotarżanie musieli wygrać dwa spotkania z tyskim
GKS. Jedno nie doszło do skutku,
bo w Nowym Targu nie pojawili się sędziowie. „W myśl regulaminu PZHL spotkanie pomiędzy
tymi drużynami mogło odbyć się
16 bm., gdyż na lodowisku w No-
wym Targu znajdował się sędzia
Jacek Miotła uprawniony do prowadzenia spotkań I ligi. Jednakże kierownictwa obu zespołów
nie wyraziły zgody na rozegranie
spotkania” – pisał „Sport”. Mecz
ostatecznie odbył się dwa dni
później, a Podhale wygrało 5:0
i tym samym zapewniło sobie
kolejne mistrzostwo kraju.
Degradacja i dach
Dobra postawa w drugiej części rozgrywek niestety nie wystarczyła, żeby uchronić się od degradacji do niższej
ligi i tyszanie w kolejnym sezonie musieli toczyć bój o powrót
do ekstraklasy. Już na lodowisku
w Tychach, bowiem w marcu
1974 roku dobiegł końca proces
instalowania zadaszenia nad lodem.
Patrycja Hołojda
od pierwszego
gwizdka sędziego
tyszanie ruszyli do ataku. Akcje były szybkie i ładne, lecz
tyskim napastnikom brakowało precyzji. W 38 min. Herman
podał piłkę do nadbiegającego
Białasa, który zamiast umieścić
piłkę w bramce posłał ją dobry
metr ponad poprzeczkę. W 44.
min. znów Herman sprytnie
wymanewrował
Mikołajowa
i Grotyńskiego, podał do Białasa, który… spudłował stojąc
przed pustą bramką. Goście też
nie próżnowali i w każdej nadarzającej się sytuacji atakowali
bramkę Anioła.
Po zmianie stron sytuacja
nie uległa zmianie. Tyszanie
atakowali, goście umiejętnie
się bronili i wyprowadzali groźne kontry. W 60. min. najpierw
Rasek, a potem Kubica nie potrafili celnie strzelić z kilku metrów w światło bramki. W 68.
min. znów Herman dał o sobie
znać. Ładnie ograł Grotyńskiego i posłał piłkę do bramki obok
zaskoczonego bramkarza gości.
Niestety, w ostatniej chwili z linii bramkowej piłkę wybił Rudy.
Sam jednak Herman nie mógł
wygrać spotkania. W słabszej
dyspozycji był Białas, w obronie niepewnie zagrał Tuszyński.
Mimo wielu sytuacji gospodarze nie potrafili umieścić piłki
w bramce gości i jak to w piłce, niewykorzystane sytuacje się
mszczą. W 76 min. – po rzucie
rożnym – Jarosik dwukrotnie
strzelał na bramkę, piłkę wybili obrońcy, ale w zamieszaniu podbiegł do niej Mikołajów
i ładnym strzałem w prawy róg
bramki, ustalił wynik spotkania. Tyszanie rzucili się do odrabiania strat. W 89. minucie
w zamieszaniu na polu karnym
Herman umieścił piłkę w sosnowieckiej bramce. Radość zawodników i publiczności nie
trwała jednak długo, bowiem
sędzia nie uznał bramki, dopatrując się faulu Kubicy na Grotyńskim.
GKS Tychy: Anioł, Trójca,
Piechaczek, Potrawa, Brzozowski, Tuszyński, Czarnynoga (20.
Herman) Białas (46. Janikowski), Rasek, Kubica, Szachnitowski.
Zagłębie Sosnowiec: Grotyński, Leszczyński. Zawadzki,
Mikołajów, Rudy, Kasperski,
Szaryński (76. Dworczyk), Kulanek, Mazur, Maleńki (46. Jarosik)
Sędziował: Gajewski z Warszawy. Widzów: 10.000.
Klaudiusz Slezak
Dariusz Wieczorek opowiada o pracy w zurychu
patrycja hołojda
Szkółka po szwajcarsku
Były bramkarz GKS
i reprezentacji
Dariusz Wieczorek
od sześciu lat
pracuje w GCK Zurych,
w klubie, gdzie jednym
ze szkoleniowców jest
również Henryk Gruth.
wieczorek Zajmuje
się bramkarzami
i z roku na rok o jego
wychowankach jest
coraz głośniej…
Leszek Sobieraj
[email protected]
K
iedy zaczynałem pracę w Zurychu,
trafił do mnie Tim Guggisberg,
którym zajmowałem się od pierwszego
treningu – mówi. – Pod moim okiem
dorastał, trenował, uczył się. Teraz, kiedy ma 15 lat, został bramkarzem numer
1 w Szwajcarii w swojej kategorii wiekowej i trafił do reprezentacji kraju. Nie
muszę dodawać, że to dla mnie olbrzymia satysfakcja.
Kadrowicze
Guggisberg to według Dariusza
Wieczorka prawdziwy talent, ale niemal w każdym roczniku szwajcarskiej
Dariusz Wieczorek, kiedyś zawodnik
i trener GKS Tychy, dziś szkoli
hokejową młodzież w Zurychu.
kadry ma swojego wychowanka! Niedawno w mistrzostwach świata 20-latków w Kanadzie było trzech bramkarzy
z Zurychu i ze wszystkimi pracował tyski szkoleniowiec.
Treningowa hala
Dariusz Wieczorek nie tylko pracuje w szwajcarskim klubie, ale widząc
olbrzymie zainteresowanie hokejem,
dziesiątki młodych ludzi, garnących się
do tego sportu, postanowił założyć prywatną szkółkę hokejową. Zajęcia odbywają się jednak nie na lodowisku, ale
w dużej hali.
– To był pomysł kanadyjskiego trenera, z którym współpracuję w klubie
– opowiada. – Spędził w Kanadzie całe
życie, jest tam współwłaścicielem fabryki czekolady, ale z pochodzenia jest
Szwajcarem. Tu się urodził, ma żonę
Szwajcarkę i teraz wrócił do Zurychu.
Jak powiedział, w każdej, nawet najmniejszej kanadyjskiej miejscowości,
jest sala przystosowana do treningów
hokejowych. Gra i trenuje się tam głównie latem i my tak również będziemy
pracować, organizując zajęcia przede
wszystkim w miesiącach letnich. Wynajęliśmy halę, zrobiliśmy generalny
remont. Położona została specjalna wykładzina, na której można grać krążkiem. Mamy bramki i różne przyrządy
do treningów, które przywiezione zostały z Kanady. Ja zajmuję się bramkarzami, a mój wspólnik – pozostałymi zawodnikami. Młody człowiek przebiera
się w kompletny sprzęt bramkarski, zakłada adidasy i uczestniczy w normalnych zajęciach. To świetne uzupełnienie
typowo hokejowego treningu, bo tutaj
bramkarz broni ok. 200 strzałów, czego podczas normalnych zajęć nie udaje się czasami zrobić w czasie tygodnia.
No i trenuje solidnie także poza sezo-
nem. W naszej hali ćwiczą również zawodnicy, który wracają po kontuzjach.
Prowadzimy zajęcia z kilkoma rocznikami od 2004 r. do juniorów. Ruch jest
więc cały czas.
W Tychach
Dariusz Wieczorek nie zapomina
o GKS i młodych tyskich hokeistach.
Pomaga hokejowemu przedszkolu,
które organizują Wojciech Majkowski,
Krzysztof Majkowski i Tomasz Kurzawa. Przywozi stroje, sprzęt, przyrządy
do ćwiczeń. Służy też radą, podpowiada…
– W grupach najmłodszych jest
w Zurychu porównywalna liczba dzieci,
co w tyskim klubie, czyli 60–70 – dodaje.
– Jednak powinno pracować z nimi 5–6
trenerów równocześnie, a nie dwóch,
żeby mieli pod opieką kilku, a nie kilkunastu zawodników. Lodowisko dzieli się na małe części i każdy z trenerów
robi inne zajęcia – jazda, jazda z kijem,
strzały i gra. Co 15 minut następuje
zmiana. W polskich warunkach trudno
to zorganizować, ale trzeba próbować,
bo po prostu taki system zdaje egzamin.
Podpowiadam trenerom, że nie muszą
wszystkiego kopiować, ale powinni skorzystać z pewnych rozwiązań. Podczas
zajęć musi być tempo, jedno ćwiczenie za drugim. Ćwiczenia powinny być
urozmaicone, żeby dzieci się nie nudziły i skupiły się na treningu. Tę godzinę
trzeba w pełni wykorzystać. Przywio-
złem bidony, bo dzieciakom chciało się
pić i wychodziły w czasie treningu do…
szatni. Po co tracić czas? Bidony stoją
na bandzie, jak ktoś chce, to podjeżdża
i przez „kratkę” może się napić. To są
drobiazgi, ale one wpływają na racjonalne wykorzystanie czasu i efekty zajęć.
Od dawna walczę o małe bandy, zrobione z gąbki i tapicerki, którymi oddziela
się małe boiska. W klubie w Zurychu są
na każdych zajęciach, a u nas nie da się
tego zorganizować. I takich rzeczy jest
znacznie więcej.
Jak mówi Dariusz Wieczorek, najmłodsi nie odbiegają wyszkoleniem
od swych szwajcarskich rówieśników.
Ale im wyżej, tym gorzej, młodzi zawodnicy nie rozwijają się w takim tempie jak powinni i tracą dystans. Może
dlatego, że w szwajcarskim klubie jest
jeden spójny system szkolenia i każdy
trener musi się mu podporządkować.
W polskich klubach jest inaczej – każdy
trener ma swój system.
Kuba w bramce?
Na zajęcia hokejowe chodzi syn Dariusza Wieczorka, 5-letni Kubuś, który
często odwiedza go w Szwajcarii.
– Chce być bramkarzem, ale na razie trenuje w sprzęcie unihokejowym.
Któregoś dnia poprosił o „normalny”
strój i kilka razy się wywrócił. Jeszcze
jest za mały, ale nie poddaje się. Na razie
jeździ, chce, żeby mu strzelać bramki,
a co będzie dalej – zobaczymy.