Twoje Tychy - Tyski Sport
Transkrypt
Twoje Tychy - Tyski Sport
T woje www.gkstychy.info tychy Adrian Parzyszek: Znam trenera Matczaka i moichwww.gkstychy.com.pl kolegów i wiem, nasze Tychy >strona II że pod presją potrafimy pokazać więcej, niż grając na luzie. MAGAZYN SPORTOWY NR 6 / 24.1.2012 Wszystko gra Trener Wojciech Matczak: Bądźcie z nami! zdjęcia: michał giel Pierwsze dwa mecze po objęciu funkcji trenera przez Wojciech Matczaka przyniosły co prawda punkty, jednak na pewno nie były takie, jakich wszyscy sobie życzą. Przypomnijmy – porażka w karnych 2:3 z Sanokiem i wygrana 1:0 z Podhalem. Niska skuteczność to nadal problem tyskiego zespołu. Z trenerem tyskich hokeistów rozmawialiśmy po meczu w Nowym Targu. Hokej: Przed play off Rozgrywki sezonu zasadniczego PLH wchodzą na ostatnią prostą. Najbliższe mecze uszeregują drużyny przed play off. Na jakim miejscu zakończy rozgrywki GKS Tychy? Oto najbliższe mecze: 24.01 Tychy – Jastrzę- bie, 27.01 Unia – Tychy, 29.01 Tychy – Toruń, 31.01 Cracovia – Tychy, 3.02 Tychy – Zagłębie, 5.02 Sanok – Tychy, 7.02 Tychy – Podhale, 10.02 Jastrzębie – Tychy, 12.02 Tychy – Unia, 14.02 Toruń – Tychy. Piłka nożna: Czas sparingów Przygotowania do piłkarskiej wiosny ruszyły na dobre, kompletowana jest też kadra GKS. Pierwszy mecz ligowy GKS rozegra u siebie (czyli w Jaworznie) 13 marca z Jarotą Jarocin, a na razie drużyna rozgrywać bę- Matczak zdziwiony, zirytowany i rozbawiony... Długo nad propozycją powrotu do GKS pan się nie zastanawiał. Nie miał pan wątpliwości? Wojciech Matczak: Jestem związany z GKS od 1981 roku i jak wszystkim, mnie również zależy na dobrej grze zespołu, na tym, by sięgał po najwyższe laury. Kiedy padła propozycja ze strony prezydenta Andrzeja Dziuby oraz byłego prezesa GKS Andrzeja Skowrońskiego, nie namyślałem się dzie spotkania sparingowe. Oto rywale: 28.01 Unia Bieruń, 4.02 Skałka Żabnica, 18.02 Stal Bielsko i Piast Gliwice, 25.02 Polonia Łaziska, 3.03 Przyszłość Rogów i Puszcza Niepołomicka, 10.03 Szczakowianka. długo. Po prostu takich ofert się nie odrzuca. 10 meczów to dużo, by odrobić straty, ale mało, jeśli dokończenie na str. III Karol Pawlik, dyrektor sportowy spółki tyski Sport S.A.: Trzy sportowe marzenia Miniony rok przyniósł wiele istotnych zmian w całym tyskim sporcie. Powołana na początku roku spółka Tyski Sport S.A. przejęła dwie sekcje - piłkarską i hokejową - działające do tej pory w ramach stowarzyszeń. W każdej z nich doszło do sporych zmian kadrowych. P rzed sezonem drużyna piłkarska miała wytyczony jeden cel - awans do I ligi. Po niezłym początku, drużyna przeszła dosyć poważny kryzys. Wykazaliśmy jednak cierpliwość, co zaowocowało pierwszym miejscem na koniec rozgrywek w 2011 roku. Przed rundą wiosenną skład dru- żyny ulegnie jedynie niewielkiej korekcie. Nie stać nas na spektakularne transfery, dlatego każdy ruch musi być przemyślany, zarówno pod względem finansowym, jak i sportowym. Dobra gra naszej drużyny sprawiła, że kilku zawodników stało się obiektem zainteresowań klubów z wyższych lig. Zostali jednak z nami, a biorąc pod uwagę piłkarzy, którzy do nas dołączą, można powiedzieć, iż przed rundą rewanżową udało nam się wzmocnić zespół. Największe zmiany zanotowaliśmy w ekipie hokejowej. Najpierw było kilka znaczących transferów, by zwiększyć siłę tyskiej drużyny. Mieliśmy świadomość, iż dość znaczące zmiany spowodują obniżenie poziomu sportowego drużyny, ale tylko do momentu zgrania zespołu. Tymczasem początek sezonu był zaskakująco dobry, bowiem po dwóch rundach zajmowaliśmy pierwsze miejsce. Moment zwrotny nastąpił w momencie fali kontuzji, które nawiedziły drużynę w październiku. Spadliśmy na 4. miejsce w tabeli mając za plecami zespół Aksam Unii Oświęcim. Ilość urazów zdeterminowała decyzję o obsadzeniu wakatu dla obcokrajowca. Ze względu na niską skuteczność, byliśmy zdecydowani pozyskać bramkostrzelnego napastnika. W meczu z Cracovią kontuzji doznał jednak nasz najlepszy obrońca Łukasz Sokół. Ten fakt oraz kontuzja Jakuba Wanackiego spowodowały, że zakontraktowaliśmy obrońcę Igora Bobceka. Ze względu na to, iż rynek transferowy zagranicą rozpoczyna się w połowie stycznia, od wielu lat polskie kluby mają problem z pozyskaniem dobrych, pełnowartościowych graczy. Drużyny zagraniczne nie widząc szans na grę w play-off pozbywają się zawodników, szukając oszczędności. 13 stycznia nastąpiła zmiana trenera. Jacek Płachta nie widząc możliwości rozwiązania problemów z grą drużyny, chciał dać jej nowy impuls i podał się do dymisji. Jego następcą został dobrze znany w Tychach Wojciech Matczak. Już po pierwszej rozmowie wiedziałem, że się zgodzi przyjąć naszą propozycję. Po prostu on ma w sercu nasz GKS. Trzecią sekcją jest koszykówka. Skład drużyny był budowany nie tylko z myślą o awansie do II ligi, ale również o spokojnej grze na tym szczeblu rozgrywek. Dwa awanse i mistrzostwo – takie są moje sportowe marzenia na 2012. Może spełnią się wszystkie, może tylko niektóre… Ale ważne jest również to, by w drodze do tych sukcesów byliśmy razem – zawodnicy, trenerzy, kibice i działacze. Karol Pawlik Koszykówka: Drugi etap Koszykarze GKS Tychy rozpoczęli drugi etap rozgrywek o awans do II ligi. Zespół zajmuje pierwsze miejsce w tabeli, a terminarz II fazy: 28.01 Tychy – MOSiR Cieszyn, 11.02 MKS Strzelce – Tychy, 18.02 Tychy – Pogoń, 25.02 MMKS Rybnik – Tychy, 3.03 MOSiR Cieszyn – Tychy, 10.03 Tychy – Strzelce, 17.03 Pogoń – Tychy. Automatyczny awans uzyskają zespoły z miejsc 1–2. Zawody półfinałowe rozegrane zostaną 30.03 – 1.04, natomiast finał – 20– 22.04. Zdjęcia z kalendarza GKS. Szczegóły na str. III. 24 styczn i a 201 2 www.gkstychy.com.pl Adrian Parzyszek Damian Szczęsny Lubimy grać pod presją Na wyższym biegu Adrian Parzyszek wrócił do drużyny i systematycznie odzyskuje dawną formę. Kilkanaście kontuzji, dziesiątki operacji, zabiegów, godziny i dni na szpitalnym łóżku, w gabinetach lekarzy i rehabilitantów. I mnóstwo bólu, niepewność, nerwów…. Tak wygląda druga strona kariery wielu hokeistów, w tym Adriana Parzyszka. Bo choć każdy sportowiec jest wojownikiem, hokeista jest wojownikiem szczególnym – w ten zawód wpisana jest walka, kontuzje i niemała dawka cierpienia. Przypomniała o tym Adrianowi Parzyszkowi droga z Czech do Tychów, jaką pokonał w niedzielę, 28 sierpnia ubiegłego roku, po turnieju BAK Cup. Dla tego sportowego twardziela stała się ona prawdziwą drogą przez mękę… Adrian Parzyszek: Miałem sporo kontuzji, ale czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Ból pękniętej nerki był praktycznie nie do zniesienia. Środki przeciwbólowe, jakimi dysponował nasz masażysta Arek Zioła, a które pomagają przy zwykłych meczowych urazach i drobnych kontuzjach, nie działały. Nawet dawka silnych środków przeciwbólowych, które dostałem w szpitalu w Tychach, też od razu nie zadziałała. A środki musiały być mocne, bo z drogi do Katowic i z izby przyjęć w szpitalu w Katowicach niewiele pamiętam. Tylko ból... Największe obawy były przed zabiegiem, lekarze początkowo nie wiedzieli dokładnie co z tą nerką jest, musiałem podpisać zgodę na jej usunięcie. W Szpitalu im. Michałowskiego w Katowicach trafiłem jednak na znakomitych lekarzy – specjalistów. Udało się uratować nerkę i dziś funkcjonuje normalnie. Chciałbym wszystkim, którzy mi pomogli i zajmowali się mną, serdecznie podziękować. Podobnie jak kibicom, kolegom z GKS i innych drużyn, działaczom i wielu osobom za telefony, sms-y, maile za wspieranie mnie i życzenia zdrowia. A słów otuchy było bardzo wiele – przez kilka dni, kiedy w szpitalu doszedłem już do siebie, oddzwaniałem i odpisywałem na sms. – A jak teraz zdrowie, forma? Wszystko jest w porządku, czuję się bardzo dobrze i systematycznie pracuję nad odbudowaniem dawnej formy. Pierwsze mecze dowiodły, że również z psychiką nie ma problemów. Kiedy wchodzę na lód, walczę jak dawniej. – Wrócił pan do zespołu, który przed sezonem był jednym z faworytów do mistrzostwa, a teraz musi walczyć o miejsce w „czwórce”. Myślę, że nadal jesteśmy jednym z faworytów do tytułu. Początek ligi rzeczywiście był obiecujący, ale potem nastąpiła seria kontuzji i przyszło zmęczenie tych zawodników, którzy pozostali. Wydawało się, że grudniowa przerwa pozwoli na złapanie oddechu i odbudowanie sił. Tak się jednak nie stało – po dwóch wygranych meczach, choć w nie najlepszym stylu, ale zawsze, przyszły dwa słabe spotkania. I nastąpiła zmiana trenera… – Uważa pan, że trener Płachta nie popełnił błędu? Trudno tu mówić o konkretnych błędach. Od początku sezonu nie mógł skorzystać z optymalnego składu. Musiał dokonywać zmian, roszad w ustawieniu. Grudzień drużyna przepracowała bardzo solidnie, wróciło kilku zawodników, którzy podobnie jak ja byli kontuzjowani i wszyscy czekaliśmy na efekty. Te jednak nie nadeszły. Wszyscy zastanawiamy się na przyczynami, bo zdajemy sobie sprawę, że nasza gra nie jest adekwatna do tego, co się zmieniło w drużynie i w klubie. Mamy silny skład, duży potencjał, stabilną sytuację organizacyjną i finansową, a wyniki są dalekie od oczekiwań. – Problemem jest przede wszystkim słaba skuteczność… To prawda. Analizując procentowo nasze bramki, można powiedzieć, że w zasadzie punktuje tylko jeden atak. Pozostałe piątki mają gorsze wyniki, ale nad skutecznością wszyscy musimy popracować. Trener Matczak też próbuje różnych ustawień i mam nadzieję, że skuteczność stanie się w końcu naszym atutem. W hokeju jest za- sada – kiedy nogi nie pracują, nawet głowa ma problemy… – A czy problem nie tkwi jednak w głowie, w psychice? Jedno powinno iść w parze z drugim, ale wydaje mi się, że jak jest forma fizyczna i jak się mówi – nogi pracują, to dobrze działa wszystko inne. Bez tego nawet najlepiej zmotywowany i ambitny zawodnik niewiele zdziała. – Czyli nogi nie pracują? Brakuje sił? Nie tyle sił, co raczej szybkości, dynamiki i teraz nad tym pracujemy. Na ostatnich treningach sporo było zajęć np. krótkich startów. Kiedy to poprawimy, pod bramką rywali będzie łatwiej i spokojniej. – Najbliższe mecze mogą mieć decydujące znaczenie. Do pewnego wejścia w „czwórkę” brakuje bardzo niewiele, ale jednak… Wierzę w nas jako zespół i każdego z zawodników z osobna. Bywaliśmy w trudniejszych sytuacjach, nisko w tabeli, a jednak w tych najważniejszych chwilach następował zryw. Startowaliśmy już do play off z czwartego miejsca, dochodziliśmy do finału i toczyliśmy zacięte pojedynki. A kiedy zdobywaliśmy mistrzostwo Polski, zaczynaliśmy play off bodajże z drugiego miejsca i potem – aż do złota – nikt już nam nie potrafił dotrzymać kroku. Teraz naszym celem jest wywalczenie miejsca w czołowej „czwórce” i mam nadzieje, że w meczach, które nam pozostały zagramy tak, by pewnie się do niej zakwalifikować. Przyznam, że jestem bardziej spokojny o nasze występy w play off. – Wszyscy na to liczą, co oznacza, że najbliższe mecze znów będziecie musieli rozgrywać pod dużą presją. Ta presja towarzyszy nam już od co najmniej grudnia, kiedy stało się jasne, że nie gramy tak, jak to sobie założyliśmy. Znam trenera Matczaka i moich kolegów i wiem, że pod presją potrafimy pokazać więcej, niż grając na luzie. Leszek Sobieraj Całą piłkarską karierę 26letni Damian Szczęsny spędził w okolicach Skoczowa. Grał w zespołach niższych lig i choć strzelał gole jak na zawołanie (król strzelców w IV lidze w sezonie 2010/2011 – 20 bramek), tyskim kibicom nazwisko Szczęsny mówiło niewiele, pomijając rzecz jasna… Wojciecha. Jesienią „piłkarz znikąd” stał jednak jednym z pierwszoplanowych graczy lidera II ligi. Za pierwszą część sezonu trener Piotr Mandrysz wyróżnił tylko jednego zawodnika – Damiana Szczęsnego. Jego zdaniem to właśnie pan zrobił w tej rundzie największe postępy. Damian Szczęsny: Trudno mi się oceniać, ale skoro trener tak twierdzi, to… trzeba mu wierzyć. Zawsze staram się zaprezentować z jak najlepszej strony. Moim atutem jest na pewno szybkość i być może tutaj ten postęp jest najbardziej widoczny. Trzech zawodników – Bizacki, Malicki i pan – zdobyło w rundzie jesiennej po 5 goli, Sobczak – 4… Snajperska rywalizacja w GKS zapowiada się wiosną bardzo ciekawie. Trudno mówić w tym przypadku o rywalizacji. Każdemu strzelanie goli sprawia przyjemność i każdy chce być najlepszy, mieć najwięcej strzelonych goli, asyst, itd. Ale każdy gra dla drużyny, bo to ona ma wygrywać, zdobywać punkty i awansować. Na swoim przykładzie wiem, że niewiele mógłbym zdziałać bez kolegów, bez ich zagrań i podań, które otwierają drogę do bramki. Która z bramek zdobytych jesienią sprawiła panu najwięcej satysfakcji? Chyba ta ostatnia, strzelona w meczu z Miedzią Legnica. Spotkanie wyjazdowe, trudny rywal z czołówki tabeli, a tu do przerwy 2:0 dla nas i cieszę się, że strzeliłem gola właśnie na 2:0. Zaczynał pan karierę w występującym w okręgówce i IV lidze Beskidzie Skoczów. Jednak w 2005 rokubyła szansa na grę w GKS Bełchatów, czyli z IV do najwyższej ligi! Szansa i… pech. Drużyna plasowała się w środku tabeli, podpisałem 3,5-letni kontrakt i wydawało się, że moja kariera rozpocznie się teraz na dobre. Jednak już po kilku treningach doznałem poważnej kontuzji – naderwałem mięsień dwugłowy. Być może spowodował to większy niż do tej pory wysiłek, jaki wkładałem w treningi. Miałem wtedy menedżera i wspólnie postanowiliśmy, żeby odejść z Bełchatowa. Teraz, po latach mogę powiedzieć, że był to duży błąd, bo mogłem zostać i leczyć kontuzję. Co prawda działacze z Bełchatowa też nie byli zadowoleni takim obrotem sprawy, bo pozyskali zawodnika, który niemal natychmiast doznał kontuzji. Jednak podpisując ze mną kontrakt stwierdzili, że warto we mnie zainwestować. No, ale trudno, stało się. Podjąłem taką decyzję, odpuściłem… Dziś by już pan nie popełnił takiego błędu? Na pewno nie. Ale widocznie do pewnych decyzji człowiek musi dojrzeć, szkoda tylko, że zazwyczaj uczy się na własnych błędach. Potem było kilka klubów – Żywiec, znów Skoczów, Pawłowice, Czechowice. Wszystkie w… okolicy. Były też inne propozycje, ale cztery lata temu urodziła mi się córka Zuzanna i postanowiliśmy z żoną nie wyjeżdżać poza Śląsk. Teraz co innego – córka jest starsza i gdyby pojawiła się konkretna i ciekawa propozycja, pewnie bym się zdecydował. Przystanek „Tychy” też jest niedaleko. To prawda, ale nieco inaczej to wygląda, kiedy trzeba codziennie przejechać 130 kilometrów. Biorąc pod uwagę ceny paliwa, jest to w miesiącu niemały wydatek. Grę w GKS zaproponował panu trener Mandrysz? Ta k, zad z w o n i ł do mnie trener i powiedział, że ma propozycję pracy w jednym ze śląskich klubów i chce, że- bym przeszedł wraz z nim. Nie powiedział o jaki klub chodzi, ale zgodziłem się. W ciemno? Tak. Do trenera Mandrysza mam pełne zaufanie. Znamy się z Beskidu Skoczów i zawsze dobrze mi się z nim pracowało. Kiedy dowiedziałem się, że chodzi o GKS Tychy, bardzo się ucieszyłem, bo to dobry zespół, z aspiracjami na I ligę. Można powiedzieć, że moja kariera znów nabrała rozpędu, jakby włączył się kolejny bieg. I co ważne… Bywało, że trudno mi się było zaaklimatyzować w drużynie, ale w Tychach nie miałem z tym problemów. GKS jest na pierwszym miejscu w tabeli i ma zapas trzech punktów przed grupą pościgową. Plusów sporo, a minusów nie ma? Każda z formacji zagrała jesienią na plus, więc po co szukać minusów? Mamy najmniej straconych goli i jesteśmy jedną najskuteczniejszych drużyn II ligi, wygraliśmy 11 spotkań, nie przegraliśmy na wyjeździe. Wierzę, że wiosną będzie lepiej, bo druga runda zawsze jest trudniejsza. Co chciałby pan poprawić podczas zimowych przygotowań? Będę pracował przede wszystkim nad siłą, by nabrać trochę masy. W sytuacjach podbramkowych, kiedy trzeba się przepychać z obrońcami, bywało różnie. Siłowe treningi muszą być jednak przemyślane, by przy okazji nie stracić szybkości. Leszek Sobieraj łukasz sobala www.gkstychy.info michał giel II 2 4 styc znia 2012 www.gkstychy.info www.gkstychy.com.pl mar k e t i ng promo c y j ny Dla kibiców i mieszkańców Marketingowe wyzwania Z nowym rokiem Spółka Tyski Sport SA rozpoczyna działania marketingowe i promocyjne. Obok sprawdzonych przedsięwzięć, pojawiło się wiele nowych, typowych dla nowoczesnego marketingu sportowego. Telebimy Dzięki współpracy z firmami posiadającymi panele LCD rozmieszczone w ważnych miejscach miasta spoty reklamowe oraz zapowiedzi spotkań ligowych pojawiają się m.in. na telebimach w okolicach Hotelu Tychy, Urzędu Pracy, Giełdy Kwiatowej czy też ul. Mikołowskiej. Sektor dziecięcy Wraz z początkiem sezonu hokejowego na tyskim Stadionie Zimowym powstał sektor dziecięcy, który funkcjonuje w ramach kampanii społecznej „Kibicujemy z klasą”. Z każdym meczem przybywa na nim najmłodszych kibiców, a o wolne miejsce czasami jest naprawdę trudno. Na maluchy czekają m.in. drobne upominki, słodki poczęstunek oraz produkty mleczne, przekazywane przez firmę Danone. Najmłodsi mogą się także spotkać z hokeistami – gośćmi sektora dziecięcego byli już między innymi Roman Simicek czy Adrian Parzyszek. Karnet Rodzinny Kolejną ofertą, która ma na celu zachęcić do przychodzenia na mecze całe rodziny są zniżkowe bilety oraz karnety rodzinne. Tyski Sport SA uczestniczy również w miejskim projekcie 3+ Liczna Rodzina. Plakaty Plakaty informujące o meczach tyskich zespołów rozwieszane są w autobusach ko- munikacji miejskiej, szkołach jak również we współpracy z Miejskim Zarządem Budynków Mieszkalnych i Tyskim Towarzystwem Budownictwa Społecznego, w klatkach schodowych. Komunikacja miejska W najbliższym czasie na ulice miasta wyjadą autobusy oraz trolejbusy promujące sekcje GKS Tychy. W gablotach przystanków komunikacji miejskiej pojawią się także afisze informujące o meczach tyskich zespołów. Magazyn Tyski Sport W sierpniu ub. ukazał się pierwszy numer magazynu „Tyski Sport” – dodatku do bezpłatnego tygodnika Twoje Tychy. Od stycznia br. wkładka dołączana będzie także do miejskiej gazety w Pszczynie. Tym sposobem informacje o działalność spółki trafiają bezpośrednio do prawie trzydziestu tysięcy mieszkań oraz domów znajdujących się w Tychach i okolicy. Media Zakończone zostały negocjacje dotyczące promocji spółki Tyski Sport w Radiu Express. Dzięki umowie podpisanej przez Polski Związek Hokeja na Lodzie, mecze tyskich hokeistów są promowane także w rozgłośni RMF MAXXX. Umowa z kibicami Spółka podpisała umowę ze stowarzyszeniem kibiców Tyski Fan. Umowa dotyczy między innymi oprawy meczów, wspólnego organizowania imprez towarzyszących zawodom sportowym czy udostępnienia „magazynku” dla stowarzyszenia na Stadionie Zimowym Klikaj na stronie Na stronie spółki www.tyski-sport.pl zamieszczone zostały reklamy firm współpracujących ze spółką Tyski Sport SA. Każde wejście na stronę jest rejestrowane i firmy współpracujące płacą za ilość odsłon na stronie. Zapraszamy do klikania. Eventy Pierwszym był wrześniowy Festyn z GKS Tychy na Placu Baczyńskiego. Impreza wzbudziła spore zainteresowanie mieszkańców naszego miasta dlatego informujemy, iż kolejne wydarzenia są już w fazie planowania. Spotkania w szkołach Zawodnicy wszystkich sekcji regularnie uczestniczą w spotkaniach z uczniami tyskich szkół, podczas których zachęcają do aktywnego trybu życia i kibicowania GKS Tychy. Sponsorzy Pracownicy działu marketingu codziennie spotykają się z potencjalnymi sponsorami i przedstawiają im ofertę reklamową. Zaowocowało to współpracą z wieloma podmiotami, między innymi z Fiat Auto Poland, Conkret Spółka Jawna, Sprint, Rodo Laser, Rytm Trade, DiS Spółka z o.o., PPH ADW Spółka z o.o., Mera, Hager Polo, Wiko. Wsparły nas również firmy gminne: RPWiK, RCGW, Master. Mamy również duże grono firm zainteresowanych współpracą takich jak np. Międzynarodowa sieć szkół językowych Helen Doron Early English. Wszystkim firmom wspierającym tyski sport serdecznie dziękujemy. Patrycja Hołojda r e k l ama Nauka przez zabawę Znajomość języka angielskiego jest w dzisiejszym świecie niezbędna. Im wcześniej rozpoczyna się naukę, tym lepiej – jednak czy uczenie maluchów języków obcych nie jest zbyt dużym obciążeniem? Okazuje się, że nie. Może nawet być dobrą zabawą. O dpowiednio wczesne rozpoczęcie nauki pomaga nabyć dobry akcent, zapewnia lepszy start w późniejszej edukacji i rozwija możliwości intelektualne. Z drugiej strony, zapisanie malucha do szkoły językowej wydaje się być niepotrzebnym męczeniem go w czasie, który powinno się wykorzystać na zabawy z pociechą – zanim pochłoną ją obowiązki szkolne, spotkania z rówieśnikami, czy książki dla młodych buntowników. Istnieje jednak trzecie wyjście – połączenie nauki z zabawą. Nowoczesne szkoły językowe celują w rozwijaniu takich sposobów uczenia, które bazują na naturalnych zdolnościach dzieci i łączą przyjemne z pożytecznym. Jedną z prekursorek takiego podejścia jest brytyjska lingwistka Helen Doron, która zauważyła, że dzieci uczą się świata poprzez zabawę i postanowiła w ten sam sposób uczyć je angielskiego. Twórczyni metody wyszła z założenia, że najważniejsze dla najmłodszych jest osłuchanie się z językiem, a następnie nauka porozumiewania się w nim, a nie gramatyka i pamięciowe opanowywanie długich kolumn słówek. Dla dzieci, które przyswajają sobie obce wyrazy w trakcie zabawy, język angielski staje się niemal równie naturalny, jak polski. Brak im bariery, z którą często borykają się osoby dorosłe rozpoczynające naukę: nie boją się mówić, a dzięki przyjaznej atmosferze panującej na kursie nie stresują się, gdy popełniają błedy. Na formalną gramatykę i egzaminy przyjdzie czas w późniejszym wieku, a i one są łatwiejsze dla osoby, która od najmłodszych lat postrzega porozumiewanie się po angielsku jako zupełnie naturalne. Tę naturalność wspomaga specjalnie opracowany system uczenia: w szkołach Helen Doron dzieci spotykają się w małych grupach, na zajęciach dla III najmłodszych obecni są rodzice. Lektorzy kładą nacisk na stworzenie przyjaznej, domowej atmosfery, w której mali uczniowie będą się dobrze czuli. Wykorzystana jest konwencja dziecięcej zabawy, której uczestnicy muszą przestrzegać określonych zasad – najważniejsza z nich to posługiwanie się wyłącznie językiem angielskim. Słówka dotyczą ży- cia codziennego (na wyższych poziomach pojawiają się informacje z historii i geografii anglojęzycznych krajów) i są wprowadzane całymi blokami, dotyczącymi konkretnych tematów. Zajęcia nie są długie, dzięki czemu dzieci nie męczą się i nie nużą. Praca w domu odbywa się poprzez puszczanie w tle dwa razy dziennie specjalnych nagrań z piosenkami i wierszykami. W tym czasie dziecko może się bawić lub wykonywać inne czynności, nie musi skupiać się na nauce. Dzięki temu, choć ma kontakt z językiem obcym piętnaście razy w tygodniu, nie męczy się nauką. Inne szkoły nie pozostają w tyle, oferując szeroki wachlarz możliwości nauki języków obcych (nie tylko angielskiego) dla najmłodszych. Dzieci spędzają czas z rówieśnikami i rodzicami, zaprzyjaźniają z sympatycznymi postaciami z bajek wymyślonymi na potrzeby nauki i – przede wszystkim – bawią się. Helen Doron Early English ZAPRASZA na lekcje pokazowe Sieć Szkół Językowych Helen Doron Early English obecna jest w 30 krajach świata. W Polsce tą metodą uczy się 26 tysięcy dzieci w 180 placówkach. CENTRUM HELEN DORON W TYCHACH ZAPRASZA NA BEZPŁATNĄ LEKCJĘ POKAZOWĄ dzieci w wieku od 3 miesiąca do 12 roku życia. Rezerwacja miejsc telefonicznie od poniedziałku do piątku od 9:00 - do 19:00 CENTRUM HELEN DORON Tychy, ul. Kopernika 3, tel. 32 328 49 94 e-mail: [email protected],www.helendoron.pl/tychy Bądźcie z nami! dokończenie ze str. I wziąć pod uwagę, że na 11 ostatnich spotkań, drużyna przegrała 7. Zgadza się. Ale jakie jest wyjście? Trzeba zrobić wszystko, aby dostać się do pierwszej czwórki. W tym sezonie wygrywanie GKS przychodzi z trudem, a jednym z największych mankamentów jest niska skuteczność. Da się temu zaradzić w tak krótkim czasie? Zaczęliśmy pracę nad elementami technicznymi i motorycznymi drużyny, ale także mentalnymi. Czasu rzeczywiście nie zostało wiele, ale nie możemy na to zważać, tylko patrzeć w przyszłość i każdy z tych elementów systematycznie poprawiać. Powiedział pan dla jednej z gazet, że zespół trzeba zresetować, odbudować psychicznie. Do tego wystarczy trener? Czy ma pan w planach jakąś terapię? Na dziś musi wystarczyć trener, mój zasób wiedzy i doświadczenia w tym zakresie. Każdy szkoleniowiec ma swoje sposoby pracy z zespołem w różnych sytuacjach. Odbudowa psychiczna jest nie mniej ważna niż wszystko inne. Zdaniem wielu to najtrudniejsze wyzwanie w pana karierze trenerskiej, bo decyzje np. dotyczące składu, piątek, sposobu gry muszą być nie tylko szybkie, ale i trafne. Zdaje sobie z tego sprawę, dlatego bardziej niż kiedykolwiek proszę kibiców o pomoc, nie tylko o tłumne przychodzenie na mecze, ale także doping i wsparcie, takie, jakiego doświadczyłem w sezonie 2004/2005. Wtedy bywały mecze, że po prostu drużyna… fruwała niesiona dopingiem. Tyscy kibice potrafią stworzyć taką atmosferę, że gra po prostu uskrzydla. Dlatego mam apel do kibiców: „Bądźcie z nami”! Ten sezon pewnie dobrze pan pamięta. Co najbardziej utkwiło Panu w pamięci? Było wiele wspaniałych chwil. Na pewno spontaniczna feta, zorganizowana przez grupę kibiców bezpośrednio po zwycięskich karnych w Oświęcimiu, które dawały nam złoto. I potem po przyjeździe do Tychów. Najbardziej jednak utkwił mi w pamięci wspaniały kolektyw, jaki wówczas tworzyliśmy. Do tego teraz też będziemy dążyć, w drużynie gra przecież kilku zawodników, którzy pamiętają tamte chwile i z pewnością każdy chce przeżyć to po raz kolejny. Żaden trener nie ocenia swojego poprzednika, ale patrząc obiektywnie – oprócz kontuzji i problemów kadrowych – co zaważyło na postawie drużyny? Moim zdaniem drużyna jest źle przygotowana fizycznie do decydującej fazy rozgrywek. Brakuje nam przede wszystkim dynamiki. Kontuzje nie biorą się z niczego. Na czym opiera pan przekonanie, że cel, czyli awans do czwórki, a potem wyżej, uda się zrealizować? Kadra jest odpowiednia, nie brakuje w niej znanych nazwisk, bardzo wartościowych zawodników, ale musimy stworzyć jeden organizm, dobrze rozumiejący się kolektyw na lodowisku i poza nim. Wierzę, że to się uda, bo inaczej ta praca nie miałaby sensu. W GKS pracował pan do września 2008 roku, następnie była Polonia Bytom, GKS Jastrzębie i do października 2010 roku – Zagłębie. A potem? Potem regenerowałem siły po sosnowieckiej traumie. Leszek Sobieraj kup kalendarz 2012 z GKS Tychy Wśród wielu klubowych gadżetów i pamiątek, Spółka Tyski Sport SA przygotowała dla kibiców kalendarze na 2012 rok z ciekawymi zdjęciami tyskich sportowców. W wydawnictwie znalazły się fotografie zawodników trzech sekcji GKS Tychy: hokeja na lodzie, piłki nożnej oraz koszykówki, są tutaj zarówno zdjęcia całych zespołów, jak i niektórych zawodników, w ciekawych ujęciach. Kalendarze wykonano w formacie A3. Pierwsza strona pokryta jest folią matową, a zdjęcia lakierem UV. Kalendarze GKS Tychy na 2012 rok już są dostępne w sprzedaży. Można je nabyć w biurze spółki na lodowisku (wejście od strony torów) lub przed meczami hokeja w kasach. Biuro na lodowisku czynne jest od poniedziałku do piątku od godz. 8.00 do 16.00. Koszt jednego kalendarza to 30 złotych. Zachęcamy do zakupu, bo dla każdego kibica taki kalendarz stanie się świetną pamiątką na... cały rok i nie tylko. LS Wydawca: Tyski Sport Spółka Akcyjna, 43-100 Tychy, al. J. Piłsudskiego 12, tel. 32 325 72 88, [email protected] Prezes: Henryk Drob, Redaguje zespół 24 styczn i a 201 2 IV www.gkstychy.info www.gkstychy.com.pl taki był gks • taki był gks • taki był gks • taki był gks arc GKS Tychy – Zagłębie Sosnowiec 0:1 Nie uznał bramki Przypominamy historię GKS z okresu największych sukcesów piłkarzy w pierwszej lidze. W 6 kolejce sezonu 1974/75 tyszanie podejmowali Zagłębie Sosnowiec i przy wydatnej pomocy sędziego, który nie uznał bramki zdobytej przez Hermana gospodarze, przegrali mecz 0:1. Drużyna GKS Tychy w sezonie 1973/74. Wyprowadzka z Tychów i… degradacja Już Bubnik za Bojdoła W sezonie 1973–74 z powodu zadaszania lodowiska w Tychach hokeiści GKS musieli dojeżdżać na treningi do Oświęcimia i Sosnowca, a swoje mecze rozgrywać w Katowicach – Janowie. Przed sezonem w zespole doszło do zmiany pierwszego trenera – Kazimierza Bojdoła zastąpił Czech Vaclav Bubnik. Po pierwszej rundzie (tj. osiemnastu spotkaniach) tyszanie mieli na swoim koncie zaledwie siedem punktów za trzy zwycięstwa i jeden remis. Ponosili wysokie porażki jak np. z GKS Katowice 2:13, o której „Sport” pisał: „Tyszanie stanowili zlepek nie rozumiejących się zawodników. O ich grze najlepiej świadczy fakt, iż grając czterokrotnie z przewagą jednego zawodnika stracili cztery bramki”. Atmosfera zrobiła się nerwowa, bo GKS Tychy stał się jednym z głównych kandydatów do spadku z I ligi. Od drugiej tercji zespołem Tychów nie dyrygował trener Vaclav Bubnik, który za krytykowanie orzeczeń sędziów i rysowanie znaczących kółek na czole został z boksu wyproszony. Metamorfoza Kolejna runda przyniosła poprawę. Tyscy hokeiści zdołali wygrać dwa mecze z rzędu z Zagłębiem Sosnowiec oraz KTH Krynicą i zremisować z katowickim GKS. Później przyszła dwukrotna wygrana z Polonią Bydgoszcz, remisy z Naprzodem Janów czy Pomorzaninem Toruń. „Mało kto oczekiwał zwycięstwa górników nad bydgoską Polonią. (…) Skąd ta nagła metamorfoza? Po prostu obrońcy Tychów zagrali znacznie uważniej i rozsądniej niż w ostatnich meczach, a ponadto szanowali krążek. Górnicy nadal znajdują się w trudnej sytuacji, ale nic jeszcze straconego” – komentował „Sport”. Już 16 lutego Podhale mogło zapewnić sobie tytuł mistrzowski. Nowotarżanie musieli wygrać dwa spotkania z tyskim GKS. Jedno nie doszło do skutku, bo w Nowym Targu nie pojawili się sędziowie. „W myśl regulaminu PZHL spotkanie pomiędzy tymi drużynami mogło odbyć się 16 bm., gdyż na lodowisku w No- wym Targu znajdował się sędzia Jacek Miotła uprawniony do prowadzenia spotkań I ligi. Jednakże kierownictwa obu zespołów nie wyraziły zgody na rozegranie spotkania” – pisał „Sport”. Mecz ostatecznie odbył się dwa dni później, a Podhale wygrało 5:0 i tym samym zapewniło sobie kolejne mistrzostwo kraju. Degradacja i dach Dobra postawa w drugiej części rozgrywek niestety nie wystarczyła, żeby uchronić się od degradacji do niższej ligi i tyszanie w kolejnym sezonie musieli toczyć bój o powrót do ekstraklasy. Już na lodowisku w Tychach, bowiem w marcu 1974 roku dobiegł końca proces instalowania zadaszenia nad lodem. Patrycja Hołojda od pierwszego gwizdka sędziego tyszanie ruszyli do ataku. Akcje były szybkie i ładne, lecz tyskim napastnikom brakowało precyzji. W 38 min. Herman podał piłkę do nadbiegającego Białasa, który zamiast umieścić piłkę w bramce posłał ją dobry metr ponad poprzeczkę. W 44. min. znów Herman sprytnie wymanewrował Mikołajowa i Grotyńskiego, podał do Białasa, który… spudłował stojąc przed pustą bramką. Goście też nie próżnowali i w każdej nadarzającej się sytuacji atakowali bramkę Anioła. Po zmianie stron sytuacja nie uległa zmianie. Tyszanie atakowali, goście umiejętnie się bronili i wyprowadzali groźne kontry. W 60. min. najpierw Rasek, a potem Kubica nie potrafili celnie strzelić z kilku metrów w światło bramki. W 68. min. znów Herman dał o sobie znać. Ładnie ograł Grotyńskiego i posłał piłkę do bramki obok zaskoczonego bramkarza gości. Niestety, w ostatniej chwili z linii bramkowej piłkę wybił Rudy. Sam jednak Herman nie mógł wygrać spotkania. W słabszej dyspozycji był Białas, w obronie niepewnie zagrał Tuszyński. Mimo wielu sytuacji gospodarze nie potrafili umieścić piłki w bramce gości i jak to w piłce, niewykorzystane sytuacje się mszczą. W 76 min. – po rzucie rożnym – Jarosik dwukrotnie strzelał na bramkę, piłkę wybili obrońcy, ale w zamieszaniu podbiegł do niej Mikołajów i ładnym strzałem w prawy róg bramki, ustalił wynik spotkania. Tyszanie rzucili się do odrabiania strat. W 89. minucie w zamieszaniu na polu karnym Herman umieścił piłkę w sosnowieckiej bramce. Radość zawodników i publiczności nie trwała jednak długo, bowiem sędzia nie uznał bramki, dopatrując się faulu Kubicy na Grotyńskim. GKS Tychy: Anioł, Trójca, Piechaczek, Potrawa, Brzozowski, Tuszyński, Czarnynoga (20. Herman) Białas (46. Janikowski), Rasek, Kubica, Szachnitowski. Zagłębie Sosnowiec: Grotyński, Leszczyński. Zawadzki, Mikołajów, Rudy, Kasperski, Szaryński (76. Dworczyk), Kulanek, Mazur, Maleńki (46. Jarosik) Sędziował: Gajewski z Warszawy. Widzów: 10.000. Klaudiusz Slezak Dariusz Wieczorek opowiada o pracy w zurychu patrycja hołojda Szkółka po szwajcarsku Były bramkarz GKS i reprezentacji Dariusz Wieczorek od sześciu lat pracuje w GCK Zurych, w klubie, gdzie jednym ze szkoleniowców jest również Henryk Gruth. wieczorek Zajmuje się bramkarzami i z roku na rok o jego wychowankach jest coraz głośniej… Leszek Sobieraj [email protected] K iedy zaczynałem pracę w Zurychu, trafił do mnie Tim Guggisberg, którym zajmowałem się od pierwszego treningu – mówi. – Pod moim okiem dorastał, trenował, uczył się. Teraz, kiedy ma 15 lat, został bramkarzem numer 1 w Szwajcarii w swojej kategorii wiekowej i trafił do reprezentacji kraju. Nie muszę dodawać, że to dla mnie olbrzymia satysfakcja. Kadrowicze Guggisberg to według Dariusza Wieczorka prawdziwy talent, ale niemal w każdym roczniku szwajcarskiej Dariusz Wieczorek, kiedyś zawodnik i trener GKS Tychy, dziś szkoli hokejową młodzież w Zurychu. kadry ma swojego wychowanka! Niedawno w mistrzostwach świata 20-latków w Kanadzie było trzech bramkarzy z Zurychu i ze wszystkimi pracował tyski szkoleniowiec. Treningowa hala Dariusz Wieczorek nie tylko pracuje w szwajcarskim klubie, ale widząc olbrzymie zainteresowanie hokejem, dziesiątki młodych ludzi, garnących się do tego sportu, postanowił założyć prywatną szkółkę hokejową. Zajęcia odbywają się jednak nie na lodowisku, ale w dużej hali. – To był pomysł kanadyjskiego trenera, z którym współpracuję w klubie – opowiada. – Spędził w Kanadzie całe życie, jest tam współwłaścicielem fabryki czekolady, ale z pochodzenia jest Szwajcarem. Tu się urodził, ma żonę Szwajcarkę i teraz wrócił do Zurychu. Jak powiedział, w każdej, nawet najmniejszej kanadyjskiej miejscowości, jest sala przystosowana do treningów hokejowych. Gra i trenuje się tam głównie latem i my tak również będziemy pracować, organizując zajęcia przede wszystkim w miesiącach letnich. Wynajęliśmy halę, zrobiliśmy generalny remont. Położona została specjalna wykładzina, na której można grać krążkiem. Mamy bramki i różne przyrządy do treningów, które przywiezione zostały z Kanady. Ja zajmuję się bramkarzami, a mój wspólnik – pozostałymi zawodnikami. Młody człowiek przebiera się w kompletny sprzęt bramkarski, zakłada adidasy i uczestniczy w normalnych zajęciach. To świetne uzupełnienie typowo hokejowego treningu, bo tutaj bramkarz broni ok. 200 strzałów, czego podczas normalnych zajęć nie udaje się czasami zrobić w czasie tygodnia. No i trenuje solidnie także poza sezo- nem. W naszej hali ćwiczą również zawodnicy, który wracają po kontuzjach. Prowadzimy zajęcia z kilkoma rocznikami od 2004 r. do juniorów. Ruch jest więc cały czas. W Tychach Dariusz Wieczorek nie zapomina o GKS i młodych tyskich hokeistach. Pomaga hokejowemu przedszkolu, które organizują Wojciech Majkowski, Krzysztof Majkowski i Tomasz Kurzawa. Przywozi stroje, sprzęt, przyrządy do ćwiczeń. Służy też radą, podpowiada… – W grupach najmłodszych jest w Zurychu porównywalna liczba dzieci, co w tyskim klubie, czyli 60–70 – dodaje. – Jednak powinno pracować z nimi 5–6 trenerów równocześnie, a nie dwóch, żeby mieli pod opieką kilku, a nie kilkunastu zawodników. Lodowisko dzieli się na małe części i każdy z trenerów robi inne zajęcia – jazda, jazda z kijem, strzały i gra. Co 15 minut następuje zmiana. W polskich warunkach trudno to zorganizować, ale trzeba próbować, bo po prostu taki system zdaje egzamin. Podpowiadam trenerom, że nie muszą wszystkiego kopiować, ale powinni skorzystać z pewnych rozwiązań. Podczas zajęć musi być tempo, jedno ćwiczenie za drugim. Ćwiczenia powinny być urozmaicone, żeby dzieci się nie nudziły i skupiły się na treningu. Tę godzinę trzeba w pełni wykorzystać. Przywio- złem bidony, bo dzieciakom chciało się pić i wychodziły w czasie treningu do… szatni. Po co tracić czas? Bidony stoją na bandzie, jak ktoś chce, to podjeżdża i przez „kratkę” może się napić. To są drobiazgi, ale one wpływają na racjonalne wykorzystanie czasu i efekty zajęć. Od dawna walczę o małe bandy, zrobione z gąbki i tapicerki, którymi oddziela się małe boiska. W klubie w Zurychu są na każdych zajęciach, a u nas nie da się tego zorganizować. I takich rzeczy jest znacznie więcej. Jak mówi Dariusz Wieczorek, najmłodsi nie odbiegają wyszkoleniem od swych szwajcarskich rówieśników. Ale im wyżej, tym gorzej, młodzi zawodnicy nie rozwijają się w takim tempie jak powinni i tracą dystans. Może dlatego, że w szwajcarskim klubie jest jeden spójny system szkolenia i każdy trener musi się mu podporządkować. W polskich klubach jest inaczej – każdy trener ma swój system. Kuba w bramce? Na zajęcia hokejowe chodzi syn Dariusza Wieczorka, 5-letni Kubuś, który często odwiedza go w Szwajcarii. – Chce być bramkarzem, ale na razie trenuje w sprzęcie unihokejowym. Któregoś dnia poprosił o „normalny” strój i kilka razy się wywrócił. Jeszcze jest za mały, ale nie poddaje się. Na razie jeździ, chce, żeby mu strzelać bramki, a co będzie dalej – zobaczymy.