Pobierz pdf
Transkrypt
Pobierz pdf
Bogini zemsty Bogini zemsty Sara Blædel Przełożyła Iwona Zimnicka Tytuł oryginału HÆVNENS GUDINDE Copyright © 2009 by Sara Blædel First Published by People’s Press, Denmark, 2009 Published by arrangement with Nordin Agency AB, Sweden Projekt serii Joanna Szułczyńska Projekt okładki Irina Pozniak Zdjęcie na okładce Megan Bettinger/Trevillion Images Redaktor prowadzący Katarzyna Rudzka Redakcja Renata Bubrowiecka Korekta Mariola Będkowska Łamanie Ewa Wójcik ISBN 978-83-7839-791-5 Warszawa 2014 Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o. 02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28 www.proszynski.pl Druk i oprawa Drukarnia POZKAL Spółka z o.o. 88-100 Inowrocław, ul. Cegielna 10-12 Larsowi, który dźwiga moje brzemiona P ierwszy cios trafia w kość policzkową bezdomnego już w chwili, gdy drzwi do piwnicy głucho się zatrzaskują. Potem padają kolejne. Sypią się na niego nieprzerwanie. Nie docierają tu ani światło dzienne, ani żadne dźwięki z zewnątrz. Grupa młodych ludzi coraz bardziej zacieśnia krąg wokół swojej ofiary. Dwie mocne gołe żarówki na suficie ujawniają, że kaci noszą kominiarki jak gangsterzy napadający na banki. Widać tylko oczy. Przerażony mężczyzna desperacko przyciska dłonie do twarzy, na próżno usiłując ochronić się przed ciosami. Odwraca się, zasłaniając się chudymi, pozbawionymi mięśni przedramionami, ale dwaj zamaskowani podchodzą do niego i wykręcają mu ręce na plecy. Mocny kopniak trafia go w brzuch, paraliżując oddech, ciało zgina się wpół. Zamaskowane twarze nachylają się coraz niżej, przemoc staje się coraz gwałtowniejsza. Nikt nie reaguje 7 na to, że nieszczęśnik na podłodze nagle zamilkł. Słychać tylko cichy jęk, kiedy kolejne uderzenie butem trafia go w tył głowy. Mężczyzna jest już nieprzytomny, gdy jeden z napastników sprawdza, czy jego ciało na pewno znajduje się w zasięgu kamer. Lekko kiwa głową w kierunku ciemnego kąta, z którego drugi osobnik w kominiarce wyciąga oklejoną taśmą metalową rurę. Podchodzi i staje tuż przy znieruchomiałej ofierze. Zamaskowana grupa ustawia się w kręgu. Początkowo słychać jakieś ciche głosy, jednostajne mamrotanie, ale dźwięk stopniowo nabiera mocy, aż w końcu eksploduje i zmienia się w rytmiczne okrzyki radości, gdy metalowa pałka trafia mężczyznę w głowę i rozbija czaszkę. Kolejne uderzenia, których nikt nie liczy. Wszyscy, bliscy ekstazy, koncentrują się na entuzjastycznych okrzykach bojowych. Krew rozlewa się na podłodze w coraz większą kałużę. Nikt nie zauważa przybycia anioła śmierci, który unosi z sobą pozbawioną substancji duszę. Kiedy film się kończy, wśród pięciu chłopców znieruchomiałych przy monitorze komputera na moment zapada kompletna cisza. U jednego nad górną wargą widać krople potu. Drugi tak mocno zaciska dłonie w pięści, że aż zbielały mu kłykcie. Trzeci otrząsa się i wstaje po naręcze butelek piwa schowane w dobrze zaopatrzonej lodówce. 8 Nikt się nie odzywa. Słychać tylko odskakujące kapsle. Nagle jednak zaczynają mówić, jeden przez drugiego, rozemocjonowani i przejęci. Napięcie spłukane mocnym trunkiem rozładowuje się gwałtownie jak seksualne podniecenie. W ciągu wieczoru poziom oszołomienia brutalną przemocą podtrzymują kolejne odcinki Faces of Death, w których na żywo zabijani są prawdziwi ludzie, ściągnięte na komputer w prymitywnym budynku klubowym. Następnego wieczoru w jednym z klubów żeglarskich kawałek dalej w porcie ma się odbyć prywatna impreza. Przyjęcie dla dzieci. Chłopcy podnieceni stukają się butelkami i piją. Nareszcie nadszedł weekend. N ie mam za grosz szacunku dla ludzi, którzy nie potrafią walczyć ze stresem, ani dla mężczyzn, którzy biorą wolne, bo żona rodzi. Niech to będzie jasne, do cholery! I nic mnie nie obchodzą wymysły specjalistów od zasobów ludzkich! Jeśli komuś brakuje ochoty czy energii do wykonywania obowiązków w mojej grupie śledczej, to niech odejdzie. Jest mnóstwo chętnych na jego miejsce, ludzi, którzy wiedzą, czego od nich wymaga taka praca jak nasza! Popołudniowe wrześniowe słońce pokazało, że oknom w Wydziale Zabójstw Komendy Miejskiej Policji w Kopenhadze przydałoby się porządne mycie. Szyby pokrywała błona brudu, do którego poprzylepiały się zdechłe owady i ptasie odchody. Louise Rick na moment przymknęła oczy, słuchając grzmiącej przemowy komisarza kryminalnego. Wiedziała, że Willumsen wkrótce dotrze do swojego ulubionego zdania. 10 –Wydaje mi się, że mówiłem to już wcześniej – rozległo się wreszcie. – Kiedy się pracuje ze mną, to mówi się „tak”, „nie” albo „pocałuj mnie w dupę”. Domagam się jasnych komunikatów. To nie jest sanatorium dla ciężarnych zakonnic! Mamy w mieście wojnę gangów, strzelaninę na ulicach. Przecież wiecie, że nie dalej niż wczoraj wieczorem pewien mężczyzna, głowa rodziny, został zastrzelony w swoim domu na Amager. Mamy coraz więcej roboty, a brakuje nam ludzi. Grupa specjalna ściąga ich ze wszystkich wydziałów, co dla reszty oznacza kupę nadgodzin. Jeśli więc ktoś ma problemy w domu albo nie potrafi pogodzić obowiązków rodzinnych z pracą, to niech sobie poszuka posady w biurze! Taką decyzję, do jasnej cholery, dorośli ludzie chyba sami powinni umieć podjąć... – Zawiesił głos, po czym ciężko westchnął i otarł kącik ust. Louise właściwie przyznawała mu rację. W tej kwestii nikt za nikogo nie zdecyduje. Popatrzyła na swoich kolegów. Toft wyglądał na dość zmęczonego, przyszło jej więc do głowy, że może trochę żałuje, iż przyjął propozycję powrotu do Wydziału Zabójstw. W wyniku reformy w policji półtora roku temu przeniesiono go do Komendy Rejonowej Bellahøj, ale później jego tamtejsze stanowisko znów zlikwidowano. Michael Stig, demonstracyjnie odchyliwszy się na krześle, z półprzymkniętymi oczami wpatrywał się w brudne szyby. Wyraźnie irytowała go konieczność wysłuchiwania przemowy komisarza, której adresatem nie była w dodatku żadna z osób wezwanych przez 11 Willumsena do jego gabinetu w to późne piątkowe popołudnie. Atak wściekłości komisarza wywołał partner Louise, Lars Jørgensen, który wcześniej tego dnia przyniósł zwolnienie, wstępnie na miesiąc. Według lekarza jego przewidywany długi okres nieobecności był spowodowany stresem, ale wtajemniczeni dobrze wiedzieli, że prawdziwą przyczyną był pogardliwy stosunek Willumsena do Larsa, którego porzuciła żona, pozostawiając go z ośmioletnimi bliźniętami i złamanym sercem. Przez półtora miesiąca, od czasu, gdy wyprowadziła się do siostry w Vangede, aby realizować się w innych dziedzinach, Lars starał się za wszelką cenę być w domu po powrocie dzieci ze świetlicy. Konsekwentnie odmawiał też wzięcia jakiejkolwiek dodatkowej pracy w weekendy, a Willumsen za każdym razem na niego psioczył. Szef grupy śledczej zawsze zachowywał się arogancko, jakby mieszanie ludzi z błotem stanowiło dla niego szczególną formę stymulacji. Louise przypatrywała mu się ukradkiem. Dobiegał sześćdziesiątki, włosy wciąż miał czarne, a rysy twarzy ostre. Dobrze się trzymał, ale życie w ciągłym napięciu wyryło mu na czole dwie głębokie bruzdy, przez co jego twarz wyglądała ponuro. Kilka dni wcześniej Louise, wróciwszy do swojego pokoju z lunchu, zastała Larsa Jørgensena siedzącego z twarzą ukrytą w dłoniach. W pierwszej chwili udawał, że nic się nie stało, jakby wcale nie przyłapała go na chwili słabości, ale po paru minutach kłopotliwego milczenia wstał i zamknął drzwi. 12 –Cholera, nie chodzi wcale o to, że on się na mnie uwziął! – powiedział, wracając na swoje miejsce. Oczy miał smutne, był blady i zmęczony. – Ale w obecnej sytuacji nie mogę w ogóle zagwarantować, że cokolwiek się zmieni. Żona może nigdy nie wrócić. Nie potrafię podać daty, od której znów będę mógł normalnie pracować. Louise nie umiała nic na to odpowiedzieć. Zresztą niewiele było do powiedzenia. Lars patrzył na nią pustym wzrokiem, a ona świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że jest co najmniej tak samo sfrustrowany tą sytuacją jak szef. Normalnie nie należał do osób, które wyłączają komputer o szesnastej, oświadczając, że muszą odebrać dzieci i zrobić zakupy. Ale wiedziała też, że nawet przez myśl mu nie przejdzie, by zrezygnować z kontaktów z dziećmi. Propozycja widywania się z nimi raz na dwa tygodnie absolutnie nie wchodziła w grę, dlatego podjął się pełnej opieki nad nimi, gdy jego żona ogłosiła, że musi spędzić trochę czasu w samotności, by przemyśleć swoje życie. –A co z tobą, Rick? – podjął Willumsen tym samym tonem, wyrywając Louise z zamyślenia. – Ty też masz zamiar iść na zwolnienie? Louise przez chwilę przyglądała się swojemu szefowi, rozważając, czy warto mu odpysknąć, ale w końcu tylko pokręciła głową. Już wcześniej od a do z omówili odpowiedzialność, jaką na siebie wzięła, podejmując się opieki nad dwunastoletnim chłopcem, lecz ani razu w ciągu miesięcy, które upłynęły od czasu, gdy Jonas Holm sprowadził się do jej mieszkania, Louise nie doświadczyła 13 ze strony komisarza takiej napastliwości, na jaką narażony był Lars Jørgensen. Możliwe, że szef grupy śledczej był pod dużym wrażeniem tego, w jaki sposób chłopiec stał się sierotą. Ojciec zginął na jego oczach, zabity strzałem w tył głowy w rodzinnej posiadłości położonej w Szwecji. W każdym razie Willumsen często pytał o Jonasa, przynajmniej pozorując szczerą troskę. –Czy możemy już zakończyć to zebranie i wracać do pracy? – Toft, wykorzystując chwilę ciszy, odsunął się z krzesłem od stołu. – Muszę przed weekendem przeprowadzić jeszcze jedno przesłuchanie. Willumsen krótko skinął głową, ale zanim zdążyli wyjść na korytarz, wezwał ich z powrotem. –Chodzi o tę wczorajszą strzelaninę na Amager, w willi na Dyvekes Allé – oznajmił, rozglądając się. – Trzeba przesłuchać podejrzanego, którego udało się zatrzymać. Ale niektórzy z tych rockersów tak się już wycwanili, że nie wystarcza im obrońca wyznaczony z urzędu. Biorą własnego adwokata. Facet siedzi teraz i czeka, aż jego papuga wróci ze sprawy na Jutlandii. Powinien tu być około osiemnastej. – Spojrzał na Louise. – Rick, zajmiesz się tym? Louise przez chwilę stała do niego tyłem, ale w końcu się odwróciła. –Niestety. Przepraszam, ale Jonas jutro wybiera się na przyjęcie klasowe, więc muszę już wracać do domu, żeby po drodze zrobić zakupy. Zobowiązałam się usmażyć klopsiki i dowieźć dodatkowe krzesła na tę imprezę. Dlatego czas mnie goni. 14 Wyszła, nie czekając na reakcję szefa, ale usłyszała jeszcze, że Michael Stig podjął się tego przesłuchania. Kolega dogonił ją na korytarzu. Louise przez moment sądziła, że będzie oczekiwał od niej podziękowań, ale on od razu spytał o przyjaciółkę Louise, Camillę Lind. –Wyjechała? –Tak, dziś rano odwiozłam ich na lotnisko. Najpierw mieli lecieć do Chicago, a stamtąd dalej do Seattle. Tam zostaną do środy, wypożyczą samochód i pojadą na południe wzdłuż zachodniego wybrzeża. –Jak długo ich nie będzie? Louise wciąż jeszcze nie przyzwyczaiła się do tego, że Michael Stig, z którym zawsze raczej miała na pieńku, nagle zaczął okazywać szczere zainteresowanie jej najbliższą przyjaciółką. To się zaczęło w gospodarstwie Holma w Szwecji tamtego dnia, kiedy Jonas był świadkiem śmierci ojca. Michael Stig i Louise razem Camillą, jadąc jednym samochodem, dosłownie ścigali się ze śmiercią i wyścig ten przegrali. Od tamtej pory Michael Stig i Camilla utrzymywali kontakt. Kolega odwiedził ją nawet w szpitalu. Louise wciąż trudno było pojąć, dlaczego sprawa dwóch handlarzy żywym towarem z Europy Wschodniej musiała się skończyć tak tragicznie. Tamte przeżycia i w niej pozostawiły głębokie ślady. Nie uporała się jeszcze z przerażającym finałem sprawy. Camilla zaś w wyniku rozstroju psychicznego musiała iść na długi bezpłatny urlop. –Dwa miesiące. Mają więc dużo czasu, żeby dojechać aż do San Diego – odparła. – Ale możesz napisać do niej 15 e-maila albo esemesa. Mówiła, że będzie się starała odbierać pocztę na bieżąco. Tak przynajmniej obiecywała. Nie zamierza natomiast tracić czasu na Facebooka. Michael Stig pokiwał głową. Louise już miała odejść, ale kolega nie ruszał się z miejsca. –Jak ona się czuje? – spytał wreszcie. Louise po chwili namysłu zadecydowała się na prawdziwą wersję: –Okropnie. Między nami mówiąc, uważam, że nie powinna zabierać Markusa w tak długą podróż. Psychicznie ciągle jest rozbita na atomy. Mam wrażenie, że widzi w tej wyprawie ratunek dla siebie, ale to, niestety, jest ucieczka, chociaż Camilla nazywa ją luksusem przebywania z własnym synem. W rzeczywistości próbuje odwrócić się plecami do tego, co się wydarzyło, i uniknąć konfrontacji ze wszystkimi i wszystkim, co może jej o tym przypominać, bo ciągle nie ma na to siły. Może lepiej byłoby poświęcić ten czas i te pieniądze na dobrego psychologa? Louise miała na myśli sporą sumę, jaką Camilla pożyczyła od ojca na tak długą i daleką wyprawę. –Ona obwinia się o wszystko, co się stało – dodała. – Dlatego nie może znieść ani siebie, ani życia w ogóle. – Zorientowała się, że przy ostatnim zdaniu jej głos zaczął lekko drżeć, i czym prędzej zmieniła temat: – A co z tą ofiarą strzelaniny z Amager? Przeżyje? Michael Stig wzruszył ramionami. –Jeśli nie, to Willumsen na pewno odezwie się do ciebie przed poniedziałkiem. 16