Żywioł w delcie grafika
Transkrypt
Żywioł w delcie grafika
Z H I S T O R II 74 Żywioł w delcie grafika Andrzej Nowicki A rtykuł ten to impresja o matrycy w procesie graficznodrukarskim. Autor widzi formę drukarską i jej okolice jako ujście rzeki. W tym śmiałym porównaniu ma nadzieję ukazać czytelnikowi rozległą deltę – miejsce spotkania, w którym wynalazca nowej formy świadomie korzysta z żywiołu natury i kultury. * Matryca to ujście – miejsce, gdzie coś przechodzi z jednego obszaru i rozchodzi się w drugim obszarze. To coś po przejściu żyje, mając w pamięci pierwszy obszar, a miejsce, z którego to coś uszło, wspomina to coś. Ten na razie może niejasny wywód wcale nie odwraca naszej uwagi od rodowodu terminu „matryca” – łacińskiego „mater”. Wprost przeciwnie: spojrzenie na miejsce powstawania formy drukującej ukazuje macierz. Pole semantyczne terminu „ujście” wykorzystałem jako mapę do poznawania budowy wynalazków graficzno-drukarskich. I tak mamy usta macicy, ujście dzbana, sztolni, góry, źródła, deltę rzeki… i cztery ujścia serca. Ujścia to niezwykle ciekawe miejsca, gdzie spotykają się żywioły, np. życia i śmierci: „I duszy jego ujścia pilnowałem” – jak wyraził się Adam Mickiewicz – i także, chcąc określić bezruch: „bo wszystkie prawdy polityczne […] są jak wody, które bez ujścia gniją…”[1] Delta natury i kultury O tym, jak drukujemy, decyduje to, co dopuszczamy w procesie graficzno-drukarskim. Jeden drukujący dopuszcza fakturę deski w odbitce, drugi rozwija iluzję reprodukowania. ś W I A T D R U K U 12/ 2 0 1 0 Pierwszy z wymienionych to na przykład japoński drzeworytnik pracujący w technice fuki-bokashi. Dla niego matryca nie jest pustym krążkiem CD-ROM-u. Nie zaczyna od „płyty”. Deska nietknięta ostrzem (żywioł natury) to jego delta. Na niej maluje tuszem, np. chmury, toń morską i odciska (na japońskiej bibułce np. z płatkami kwiatu – a to żywioł podłoża), otrzymując rycinę wzbogaconą rysunkiem pamięci wzrostu drzewa. Drukuje pomiędzy pieczęciami? Drugi przypadek to rzesza stemplujących, którzy zawsze stawiali na to, aby powielanie było czynnością wygodną i praktyczną. To oni od tysiącleci wymagali, żeby reprodukowany wizerunek był precyzyjny, kolorowy, fotowizualny, a w ostatnich dziesięcioleciach – globalny w zakresie komunikacji. Dziś, w dekadzie niebywałego rozwoju form druku, to delta, w której granicach panuje żywioł wielkiej iluzji triady barw w skali mikro. Na imię mu raster. W tym „barworodnym” miejscu „im więcej punktów, tym większy stopień barwności” (Lewandowski, Czichon)[2]. Model Z całego procesu graficzno-drukarskiego: etap I – szkic, II – matryca, III – druk, IV – odbitka, interesują nas tylko dwa pierwsze jego etapy. Aby zilustrować tę część procesu powstawania grafiki, postanowiłem wykorzystać topografię ujścia rzeki. Tak powstał model: rzeka, delta, morze. Rzeka – w jakiś sposób się kończy. Przed nią żywioł morza. Sama staje się żywiołem. Rzeka to czas pojawienia się idei wynalazku, rozmyślań o nim, szkicu, z którego wyrasta projekt grafiki i wiele innych czynników, które przynosi jej dorzecze. Delta – to oczywiście matryca, ale nie tylko jej strona fizyczna. W naszym modelu matryca przyjmuje żywioł i sama maszeruje w głąb żywiołu. Ujście Nilu jest wzorcem „delty”. Delta Gangesu zaczyna się już w odległości 480 km od morza. W ujściu Wołgi naliczono 500 rozgałęzień. Pad i Adyga zbudowały wspólną deltę. Nurt Kongo, dzięki dużemu spadowi, wyżłobił od ujścia podwodną rynnę w dnie morza o długości 150 km! Przypływ morza wywołuje w ujściu Amazonki falę zwaną pororoca, która podnosi się aż do 10 m i wnika daleko w głąb lądu. Życie delty może być nudne, bo są rzeki, których ujścia nie zmieniły się od milionów lat albo brak jakichkolwiek warunków sprzyjających powstawaniu delty[3]. Morze – to żywioł natury (np. rysunku, rzemiosł, książki, litery, perspektywy, proporcji, nauki o barwie) lub kultury (np. odległej kultury, kultury masowej, reklamy), którym twórca zachwyca się i który wykorzystuje. Z H I S T O R II Żywioł w delcie Gutenberga Rzeka Gutenberga ma tylko jedno ujście – do oceanu, którym jest Biblia. Ten heroiczny eksperyment w dziejach druku wypukłego kosztował ok. 1600 guldenów i był rozległym polem działań. Jak pisze J. Muszkowski: „Była to na owe czasy suma tak znaczna, iż można było za nią nabyć około 10 okazałych kamienic miejskich albo około 200 tucznych wołów”[4]. Taki był koszt wykonania systemu form drukarskich: stalowych patryc (kucie, rytowanie), miedzianych matryc (puncowanie) i ołowianych czcionek (odlewanie). I aby ten system foremek i form wdrożyć, Gutenberg musiał skorzystać z osiągnięć ówczesnej techniki rzemieślników: liternika, rytownika, kowala, złotnika, odlewnika, papiernika, edytora-korektora, farbiarza, zecera (np. kaszta liczyła aż 290 znaków – to mrówcza praca zecera), winiarza, drukarza, iluminatora, introligatora, a nawet rzeźnika (w przypadku Biblii wydrukowanej na pergaminie „na jeden egzemplarz musiało paść w ofierze 170 cieląt”[4], ponieważ z jednej skóry cielęcej dało się wykroić tylko dwa arkusze pergaminu). Wiedza i umiejętności rzemieślników około 1450 roku umożliwiły Gutenbergowi stworzenie druku typograficznego. Delta Gutenberga była pierwszą typotłocznią utrzymywaną w ścisłej tajemnicy. Pamiętajmy, że w tamtych czasach terminu „drukarnia” jeszcze nie znano. W języku niemieckim termin „drucken” (cisnąć) dopiero co wykluwa się z „drücken” (przytulać). Sam Gutenberg – jak pisze J. Pirożyński[5] – mówił o swoim wynalazku: „Werk der Bücher”, czyli „dzieło ksiąg”. Żywioł w delcie Dürera Rysunek Dürera zachwyca jak bieg rzeki Kongo. Zarys zamienia się w szkic, szkic w rysunek, rysunek w studium rysunkowe o szrafunku równoległym i krzyżowym, i w końcu w czarno-białą kompozycję ryciny. Następnie mistrz lub formschneider wycina ściśle według rysunku (250 lat później pajęczyny kreskowań będzie podziwiał szkocki rytownik Thomas Bewick). Jego warsztat cechuje jasny, czysty i dobry rys oraz ryt. „Każdy artysta musi nauczyć się dobrze rysować” – pisał Dürer. – Każda najdrobniejsza rzecz winna być odpowiednio i dobrze, troskliwie, uważnie narysowana, nie przeskakiwać, nie zatracać”[6]. Stąd jasność widzenia: „łatwiej uwierzyć w to, co widzimy, niż w to, co słyszymy”[6] i szybkość 75 działania: „zmierzyć wielu żyjących ludzi”[6] w poszukiwaniach proporcji. Oto bystry nurt w podwodnej rynnie tworzącej deltę Dürera. Drogę i skalę rozwoju grafiki Dürera najwyraźniej widać w jego drzeworytach. Od rycin wielkości dłoni po gigantyczną ksylografię „Łuk triumfalny” sporządzoną dla króla Niemiec. Ogrom i zarazem kruchość tego papierowego dzieła do dziś budzi podziw – księgi rozrysowane na jednej stronicy. Czyż jest to miłość do żywiołu księgi? A może wpływ jasności i ładu pism Lutra, którego Dürer był wyznawcą „całym sercem sprzyjając Reformacji”, jak pisał J. Białostocki. Albo też ciąg dalszy „Werk der Bücher”? Żywioł w delcie Le Blona Rzeka Le Blona ma swoje źródło w rozmyślaniach o sposobie reprodukowania preparatów anatomicznych, w których dominują: czerwień mięśni, żółcień tłuszczów i siność żył. Le Blon szuka techniki drukarskiej umożliwiającej druk o dominacji triady barwy. Znajduje ją i urzeczywistnia swoje marzenia. Korzysta z lektury „Optyki” I. Newtona. Opierając się na odkryciu fizyka, pisze swoje „Colloritto”[7], czyli rzecz o drukowaniu z trzech barw podstawowych: czerwonej, żółtej i niebieskiej, w technice mezzotinty. Tak więc jego delta to żywioł barw podstawowych, których melanż daje wszystkie odcienie kolorów. Jedną odbitkę drukuje z trzech blach pokrytych samymi mikrodołeczkami. Z pierwszej blachy punkty czerwone, z drugiej żółte, z trzeciej niebieskie. W sumie na odbitce uzyskuje ś W I A T D R U K U 12/ 2 0 1 0 Z H I S T O R II 76 efekt parcjalnego oddziaływania barw na oko widza. Cząsteczki barw łączą się optycznie w różne odcienie kolorów. Le Blon wprowadza do grafiki i druku żywioł czystych barw. Wyprzedził epokę, ale jego eksperyment nie znalazł zastosowania w drukarstwie. Stał się prekursorem współczesnego druku barwnego, a jego delta rozkwitła, przybierając nieoczekiwane rozmiary – kolorowy obraz w wizualnych środkach przekazu XX wieku. Dziś triada barwna to żywioł każdego ekranu monitora i odbitki cyfrowej. ¯ywio³ w delcie Jakoba Le Blona ¯ywio³ w delcie Katsushiki Hokusai 1891 ś W I A T D R U K U 12/ 2 0 1 0 Żywioł w delcie Thomasa Bewicka Bewick wywołał potop w technice drzeworytu. Jego pomysł użycia rylca miedziorytniczego do rytowania w drewnianym klocku spowodował powstanie techniki drzeworytu sztorcowego. Technika ta, z założenia reprodukcyjna, przez ponad sto lat była stosowana na potrzeby ilustracji książkowej i prasowej (XIX w). Bewick wyrytował arcydzieła, ale jego następcy rylcami jedynie sztancowali. Do istoty drzeworytu nic nie wnosi i raczej spowodowała skierowanie uwagi na precyzję rytu, który ewoluuje w kierunku rastra. Delta drzeworytu sztorcowego urosła do rangi fabryki produkującej czarno-białe reprodukcje. Wynalazek Bewicka to przykład napływu żywiołu jednej techniki do produkcji drugiej. Żywioł w delcie Katsushiki Hokusai Rzeka Hokusai jest śmiertelna, ale jej ujście nieśmiertelne. Dlaczego? Po śmierci mistrza kolejni właściciele jego desek drukowali używając innych odcieni tuszu. Czyniąc tak, spełniali założenie szkoły drzeworytu Ukiyo-e, bo ryciny w nowej szacie dalej ukazywały obraz przemijającego świata z pokolenia na pokolenie. Hokusai nie tylko kolorem ilustrował żywioł przemijania. W albumie „Sto widoków góry Fudżi” na każdej z kart ukazuje życie mieszkańców prowincji Honsiu – latem, jesienią, zimą, wiosną. Rozsiane figury, sylwetki, wizerunki i portrety dookoła wulkanu tworzą rysunkową społeczność. Łatwo sobie ją wyobrazić, jak ożyje ona w następnym nakładzie, Z H I S T O R II gdy zmienimy odcienie kolorów tuszów. A jeśli dostrzeżemy w kształtach usłojenia deski, to zobaczymy kolejna napływową warstwę jego delty. Żywioł w delcie Paula Gauguina Rzeka Gauguina to jego droga ucieczki z Europy na Tahiti. W Pape’ete widzi snobizm kolonialny, karykaturę Europy. „Zrobić taki świat drogi – pisze – by znaleźć to, to właśnie, od czego uciekłem!”[8]. Więc ucieka dalej, czterdzieści kilometrów na południe wyspy, do Mataiea, i żyje wśród tubylców i drzew: chlebowych, kokosowych, różanych, hibiskusa, gujawy, burao. Deltą Gauguina staje się Tahiti, a żywiołem kultura Maorysów. Gauguin wydobywa z tkanki ksylonu wizerunki tubylców, pejzaże wyspy – to ryciny, które stanowią antypody ówczesnego wszechobecnego drzeworytu sztorcowego. „Za każdym razem, gdy dotykałem dłutem tego konaru różanego drzewa, wchłaniałem coraz mocniej zapach zwycięstwa i odmłodzenia: noa noa!”[8]. Delta Gauguina jest nader wonna. W sitodruku farbę nalewa się na sito naciągnięte na ramie. Za jednym pociągnięciem rakli farba przepływa przez oczka niezmiennych kształtów sita na papier. Zmienna jest napływająca fala koloru. I tę wolność chromatyczną z premedytacją stosował Warhol. Szukał łatwych sposób ujawniania obrazów. „Łatwiej robić” znaczy tyle, co pieczętować. „Repetycja zmienia ten sam motyw”. „Jestem za sztuką mechaniczną. Zająłem się sitodrukiem, żeby bardziej wykorzystać znane obrazy przez technikę komercyjnego wielokrotnego powielania”[9]. Szczytem tej „łatwej roboty” są obrazy „point-by-number”. „Jeśli ktoś je kupi, może resztę pokolorować sam”. Czy Warhol to Hokusai XX wieku? Otóż nie. Jego delta stała się magazynem sit. Do ich właściciela w końcu to dotarło – „powinienem pociąć ekrany sitodruku, by zapobiec możliwym podróbkom. Gdyby ktoś podrobił moją sztukę, nie mógłbym tego odkryć”[9]. 77 Bibliografia: 1. Słownik Adama Mickiewicza, hasło: ujście; cytaty – ,,Grażyna”, w. 1057-8, „Pielgrzym…”, s. 79–82. 2. M. Lewandowski, H. Czichon, Porównywanie obrazów rastrowych…, „Świat DRUKU”, 9/2010, s. 46. 3. E. Czaya, Rzeki kuli ziemskiej, Warszawa 1987, s. 211, 214–215. 4. J. Muszkowski, Jan Gutenberg i wynalezienie sztuki drukarskiej, Łódź 1948, s. 13, 20. 5. J. Pirożyński, „Johannes Gutenberg i początki ery druku”, Warszawa 2002, s. 77, 81. 6. J. Białostocki, Symbole i obrazy, Warszawa 1988; Albrecht Dürer jako pisarz i teoretyk sztuki, Wrocław 1956, s. 121, 249, 252, 255, 259. 7. Le Blon C., L’art d’imprimer les tableaux. Traite D’apres les ecrits, les operations & les instructions verbales, Paryż 1756; Le Blon (1667– 1741), niemiecki drukarz i grafik, wynalazca mezzotinty barwnej, w 1720 otrzymał patent królewski za swój wynalazek, drukował w Amsterdamie i Londynie. 8. P. Gauguin, Noa noa, Kraków 1959, s. 65, 46, 67. 9. K. Goldschmith, Będę twoim lustrem – wywiady z Warholem, Warszawa 2006, s. 245, 23, 245, 199, 168, 24, 25. Andrzej Nowicki – drzeworytnik, grafik, rysownik, pedagog. Twórczości graficznej artysty towarzyszy refleksja sytuująca się na pograniczu krytyki, historii i teorii sztuki. A. Nowicki bywa poetą, pisze artykuły, wydaje własnym sumptem niskonakładowe książki poświęcone grafice. Żywioł w delcie Andy’ego Warhola ,,Jadłem zupy Campbella, codziennie przez 20 lat, i kanapkę”[9] – mówi Warhol. Najpierw powstaje obraz, a potem, bo to „łatwiej” – serigrafia z puszką zupy. Pomidorówka jak Amazonka płynie przez jego życie. Sitodruk to jego delta. Andy lubi używać rzeczy na nowo. Przez jego sito płynie pororoca. Żywioł niesie pomysły. Skąd je bierze? Odpowiada: „po prostu czytam magazyny i z nich czerpię pomysły”[9]. ś W I A T D R U K U 12/ 2 0 1 0