przejrzyj spis treści książki i przeczytaj jej fragment

Transkrypt

przejrzyj spis treści książki i przeczytaj jej fragment
SPIS TREŚCI
Tryumfowanie ................................................ 7
Przed wyprawą ............................................... 13
Wieść o wiktorii ............................................. 29
Rex Triumphator............................................. 35
Królewski grób czyli w sto lat później ........... 63
Włoskie pamiątki odsieczy i ich droga
na Wawel ..................................................... 74
W dwieście lat później ................................... 82
Ostatnia parada kawalerii czyli jeszcze jedna rocznica odsieczy114
Słowo o pamięci historycznej ....................... 127
Postscriptum................................................... 133
Wykaz źródeł i literatury przedmiotu ............137
TRYUMFOWANIE
Od czasów antycznych każde zwycięstwo nierozerwalnie wiązało się z tryumfowaniem. Tak
postępowali rzymscy wodzowie, gdy po od-niesionej wiktorii za przyzwoleniem senatu odbywali
tryumf, trofea składając w świątyni Jowisza Kapitolińskiego. Podobnie wyglądało
w średniowieczu, wówczas miejscami trofealnymi stały się chrześcijańskie świątynie katedralne,
a każdy sukces militarny był okazją do fetowania. Jan Długosz zanotował, że po zwycięstwie
grunwaldzkim król Władysław Jagiełło złożył w katedrze wawelskiej chorągwie zdobyte na
Krzyżakach. Przez stulecia wisiały przy grobie św. Stanisława, pełniącego szczególną w naszych
dziejach funkcję – ołtarza Ojczyzny (Ara Patriae). Zwyczaj tryumfowania w typie all’antica wskrzesiła
epoka Odrodzenia, rozbudowując jego formy, wzorowane tym razem bezpośrednio na starożytności,
nadając tym wydarzeniom wielorakie treści. Stworzono kanon tryumfu wojskowego, przejęty przez
Polskę. Okazji do fetowania sukcesów militarnych nie brakło, zwłaszcza w XVI, a szczególnie w XVII
stuleciu. Szerokim echem rozeszły się polskie sukcesy nad wojskami moskiewskimi. Odpowiedni
rozgłos nadano zdobyciu Smoleńska (1611) przez wojska pod wodzą króla Zygmunta III. Fetowano
wtedy w Wilnie, Krakowie, Warszawie. W Rzymie zorganizowano barwne widowisko z ogniami
sztucznymi, które układały się na kształt białego orła niszczącego orła czarnego. Symbolika aż nazbyt
wymowna. Nie było w Rzeczypospolitej Obojga Narodów żadnego zwycięstwa, które nie połączono by
z odpowiednio przygotowanym tryumfem. Po prostu tryumf należał do ceremoniału państwowego,
integralnie wiążąc się z funkcją państwa i szeroko pojętą propagandą sukcesu, tworzoną wedle zasad
zdrowego rozsądku, odpowiadającą polskiej racji stanu. Ścisły w owych czasach sojusz państwa z Kościołem pozwalał na łączenie ceremoniału „świeckiego” z ceremoniałem liturgicznym związanym z
pontyfikalną mszą oraz dziękczynnym Te Deum laudamus. Sacrum przeplatało się z profanum, co
powszechnie akceptowano. Obok podniosłych, pełnych patosu uroczystości liturgicznych nieodłącznym
elementem fety były wątki ludyczne, pozwalające głównie niżej postawionym w hierarchii społecznej
na aktywny udział we wspólnym państwowym święcie. To wzajemne przenikanie się wątku patetycznoreligijnego z ludycznym stało się charakterystyczną cechą dawnych tryumfów. Wszystkie służyły
państwu i były oficjalnymi ceremoniami integrującymi społeczeństwo wokół osoby władcy, wodza,
działającymi na rzecz podniesienia potęgi i prestiżu Rzeczypospolitej. Analogiczne ceremonie
odbywały się prawie we wszystkich krajach europejskich, stając się nieodłączną częścią życia
społecznego i politycznego. Towarzyszyły im odpowiednie koncepcje scenograficzne opatrzone
właściwą dla danej ceremonii treścią. Powstawała dekoracja okazjonalna, która z upływem czasu
zanikała, stanowiąc dziś przedmiot badań na podstawie nieraz nikłych zapisów archiwalnych.
Wszystkie tryumfy przerosło zwycięstwo wiedeńskie. Wiktoria Jana III Sobieskiego należała do
sukcesów, o jakich „wieki przeszłe nigdy nie słyszały”, jak słusznie pisał król z obozu pod Wiedniem
do swej małżonki królowej Marii Kazimiery. Zaraz po bitwie (13 IX) donosił król w liście do żony, że
zdobytą „chorągiew mahometańską (...) dziśże jeszcze posłałem do Rzymu Ojcu Świętemu przez
Talentego pocztą”. Chorągiew tę złożyli Innocentemu XI – w obecności ambasadorów, posłów i
kardynałów kurialnych – Tomasz Talenti, wspomniany w liście zaufany królewski i opat mogilski Jan
Kazimierz Denhoff. Talenti wręczył papieżowi list od Sobieskiego zaczynający się od słów „Venimus,
vidimus, Deus vicit”.
Na wieść o sukcesie rozbrzmiały dzwony we wszystkich kościołach chrześcijaństwa. W dzień po
zwycięstwie Wiedeń powitał Jana III. Honory zwycięzcy oddał Ernst Rüdiger von Starhemberg, dowódca obrony Wiednia. Król w towarzystwie wodzów i książąt zwiedził twierdzę wiedeńską.
Obejrzał wyłomy w murach i tureckie zniszczenia, nie skąpił pochwał oprowadzającemu go
Starhembergowi, chwaląc jego zalety dowódcze. Podziw wzbudzała dzielność i hart obrońców, którym
udało się tak długo utrzymać i obronić przed zawziętym i fanatycznym wrogiem. Po obejrzeniu murów
Wiednia Jan III wjechał do stolicy Austrii. Na czele tryumfalnego orszaku niesiono przed polskim
monarchą zdobytą chorągiew turecką, dwa buńczuki oraz szablę Kara Mustafy. Prowadzono też konia
wezyra. Król udał się do najbliższego kościoła, którym była świątynia jezuitów am Hof, a następnie po
krótkiej modlitwie do augustianów. Tutaj w kaplicy Madonny Loretańskiej – szczególnie czczonej przez
wiedeńczyków – wysłuchał dziękczynnej mszy świętej, na zakończenie której odśpiewano Te Deum
laudamus.
Odwiedził
też
katedrę
św. Szczepana. Gdy wszedł w progi tej dostojnej świątyni, kaznodzieja powitał go słowy: „Był mąż
posłany od Boga, któremu imię było Jan”. Tak witano obrońcę wiary, wybawiciela Europy.
Tryumfalnemu wjazdowi Jana III towarzyszyły tysiące mieszkańców Wiednia, entuzjastycznie
witających oswobodziciela. Pisał o tym Sobieski do żony: „Dziś byłem w mieście, które by już było nie
mogło trzymać się dłużej nad pięć dni (...). Byłem potem we dwu kościołach. Sam lud wszystek
pospolity całował mi ręce, nogi, suknie; drudzy się tylko dotykali, wołając: ach, niech tę rękę tak
waleczną całujemy. Chcieli byli wołać wszyscy Vivat, ale to było znać po nich, że się bali oficerów i
starszych swoich. Kupa jedna nie wytrwała i zawołała Vivat pod strachem, na co widziałem, że krzywo
patrzano; dlatego zjadłszy tylko obiad u komendanta, wyjechałem z miasta tu do obozu, a pospólstwo
ręce wznosząc, prowadziło mnie aż do bramy”.
Sukces wiedeński rozszedł się szerokim echem po całej Europie. Na wieść o wiktorii zorganizowano
pompatyczne fety w różnych miastach, szczególnie włoskich. Urządzono je we Florencji, Bolonii,
Mediolanie,
Genui
i
rzecz
jasna
w papieskim Rzymie, gdzie w Bazylice św. Piotra zawisła chorągiew turecka jako znak zwycięstwa i
wotum dziękczynne za odniesiony sukces. Ku upamiętnieniu dziejowej wiktorii wybito w Italii i Rzeszy
okolicznościowe medale. Powstała cała literatura panegiryczna wysławiająca nieśmiertelne zwycięstwo
Jana III. Poeci prześcigali się w tworzeniu pochwalnych utworów, porównując w nich Sobieskiego do
greckich herosów i rzymskich cezarów. Radość ogarnęła także Rzeczpospolitą Obojga Narodów i
ziemie pobratymcze, by wspomnieć tylko Wrocław.
PRZED WYPRAWĄ
Rzecz jasna, że wśród fetujących miast nie mogło zabraknąć Krakowa, pełniącego – jak wyżej
nadmieniono – specyficzną funkcję miasta trofealnego i gracjalnego. Tutaj w królewskiej katedrze
składano trofea wojenne i dziękowano za odniesione przez polski oręż sukcesy. Wreszcie
z Krakowa wyruszył pod Wiedeń Jan III. Tu też na czas wyprawy wiedeńskiej przebywała Maria
Kazimiera wraz z dziećmi i dworem.
Kraków Anno Domini 1683 był miastem zasobnym, a rany zadane mu przez Szwedów i
Siedmiogrodzian w połowie XVII wieku już się zagoiły. Faktycznie na Kraków składały się trzy
ośrodki miejskie: właściwy Kraków w obrębie średniowiecznych murów oraz satelitarne miasta – od
południa Kazimierz ze Stradomiem oraz rozległy Kleparz położony na północ od Barbakanu. Do tego
dochodziły liczne jurydyki: Garbary, Biskupie, Pędzichów, Błonie, Wesoła, Lubicz, Retoryka, Barzie
Stajnie,
Podzamcze, Smoleńsk, Gramatyka. Odbudowano zniszczone w latach 1655–1657 świątynie. Na
Stradomiu kościoły św. Agnieszki (1681), św. Jadwigi (1674), Bernardynów (1670–1680). Na Wesołej
św. Mikołaja (1682). Skończono też remont kościoła Franciszkanów (1673) oraz odbudowano ze
zgliszcz kościół Karmelitów na Piasku (1679), zaś na ukończeniu była przebudowa kolegiaty św.
Floriana na Kleparzu (1686). Miasto żyło dniem codziennym, liczyło blisko 20 tysięcy mieszkańców.
Okres niepokojów na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej faktycznie Krakowa nie dotyczył, zaś
pierwsze lata panowania Jana III zapowiadały stabilizację, połączoną z protekcją tegoż monarchy dla
interesów miejskich. Pamiętano jeszcze wjazd koronacyjny (1676), poprzedzony pogrzebem
poprzedników,
królów
–
Jana
Kazimierza
i Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Oglądali wtedy krakowianie imponujący ingres monarchy
osławionego zwycięstwem chocimskim. Starannie opracowana dekoracja okazjonalna w swej koncepcji
ideowej nawiązywała do walki z Półksiężycem. Sobieski jako heros miał nie tylko bronić
Rzeczypospolitej, lecz także całego chrześcijaństwa. Herb Sobieskich – Janinę, mający kształt tarczy,
interpretowano powszechnie jako puklerz przed niewiernymi. Pobyt króla w Krakowie, związany z
koronacją, wykorzystali rajcy dla zapewnienia miastu przywilejów. Król zezwolił na swobodny wybór
członków rady miejskiej, rezygnując z uprawnień nominacyjnych wojewody. Pamiętał też Sobieski
o Krakowie, gdy w roku 1680 spłonął od uderzenia pioruna hełm wieży ratuszowej. Remontem spalonej
wieży zajął się królewski architekt Piotr Beber, który zaprojektował hełm, zgodnie chwalony przez
współczesnych; podwyższył też wieżę. Z kiesy monarszej zasilono budżet miejski, przeznaczając spore
kwoty na prace remontowe.
Jan III darzył Kraków dużą sympatią zrodzoną już w okresie studiów akademickich,
a utwierdzoną pamięcią o wspaniałym przyjęciu jako władcy. Z Krakowa uczyniono główny ośrodek
koncentracji wojsk polskich, z którymi wyruszył pod Wiedeń.
Na mocy traktatu polsko-austriackiego, dnia 18 lipca – na głos rozpaczliwego wezwania cesarza
Leopolda I o pomoc – Jan III wyruszył z Wilanowa na odsiecz Wiednia. Droga wiodła przez
Częstochowę. Jasnogórski dziejopis zanotował: „(Jan III) zatrzymał się na Jasnej Górze, gdzie
przebywał cały dzień, gorąco modląc się przed cudownym obrazem Maryi, jej opiece się polecając i o
zwycięstwo prosząc, tamże od ojców paulinów na wyprawę błogosławieństwo otrzymał, jak również
szablę w kosztownej pochwie”.
Król przybył do Krakowa z końcem lipca (29 VII) i zamieszkał z rodziną w pałacu w Łobzowie,
znacznie lepiej utrzymanym niż rezydencja królewska na Wawelu. Monarchę powitał w imieniu władz
miejskich rajca Wojciech Śleszkowski. Powitanie odbyło się przy odgłosie salw armatnich, a w rachunkach miasta odnotowano: „za 42 garncy piwa dwuraźnego (...) dla puszkarzów, gdy wywieziono
było działa za miasto, z których strzelano na powitanie króla IMci”.
Dnia 2 sierpnia przybyła pod Kraków grupa oddziałów kawalerii pod wodzą hetmana polnego
koronnego Mikołaja Sieniawskiego. W parę dni potem doszły dalsze oddziały dowodzone przez
hetmana wielkiego koronnego Stanisława Jabłonowskiego, w tym także piechota. Do wojny
przygotowała
się
także
artyleria,
korzystając
z zasobnego arsenału królewskiego, mieszczącego się przy ulicy Grodzkiej, naprzeciw Wawelu. Nie
czekając na nadejście wojsk litewskich (wskutek opóźnienia wzięły udział dopiero w walkach na
Węgrzech w październiku roku 1683), Sobieski postanowił jak najszybciej sformować wojska koronne i
wraz z nimi wyruszyć pod Wiedeń, od 14 lipca oblegany przez armię sułtańską.
Ufortyfikowana stolica cesarstwa pozostawała pod dowództwem Starhemberga, którego Leopold I
mianował komendantem obrony. Sam cesarz opuścił stolicę, udając się z dworem do Linzu, a potem do
Passawy, gdzie miano przeczekać najgorszy okres oblężenia, licząc przede wszystkim na pomoc
polskiego monarchy, znającego jak nikt w Europie taktykę i strategię przeciwnika.
Po parodniowym odpoczynku w Krakowie, 4 sierpnia król Jan III, promem ze Zwierzyńca, popłynął
Wisłą w dół rzeki do wsi Dąbie. Tutaj rajcy wydali wystawny obiad na cześć władcy. Zachowały się
skwapliwie odnotowane przez skrybę wydatki: „drew dębowych suchych spalono na kuchni wozów 10,
masła półfaski, mleka słodkiego garcy 82 (...), śmietany garcy 4 (...), jaj kop dwie (...), piwa proszego
dąbskiego achteli 3”. Nie zapomniano o piwie dla czeladzi i woźniców, dla których zamówiono cztery
achtele tego trunku. Koszt obiadu, wyłączywszy mięso, wyniósł sporą sumę 109 zł 23 gr.
W dziesięć dni później rozpoczęły się właściwe ceremonie religijne poprzedzające wymarsz
Sobieskiego pod Wiedeń. Skupiały się one wokół krakowskich świątyń przechowywujących relikwie
polskich patronów i cudami słynące wizerunki maryjne.
10 sierpnia Jan III przybył do katedry wawelskiej, gdzie przed ośmiu laty został namaszczony na
króla. Tutaj wysłuchał mszy pontyfikalnej, którą w asyście biskupów – krakowskiego Jana
Małachowskiego, przemyskiego Jana Zbąskiego, łuckiego Stanisława Witwickiego, kamienieckiego
Stanisława Wojeńskiego – celebrował nuncjusz papieski Optius Pallavicini, tytularny biskup efeski.
Celebrans dał Janowi III „benedykcyją na szczęśliwy wyjazd pod Wiedeń”. W katedrze monarcha
modlił się przed grobem św. Stanisława ze Szczepanowa, patrona Polski. Następnie zanosił modły przy
trumience z relikwiami Szymona z Lipnicy, która wtedy przechowywana była w jednej z katedralnych
kaplic.
W trzy dni potem król z małżonką nawiedzał pieszo święte miejsca rozsiane po krakowskich
kościołach. Trasa królewskiej pielgrzymki wiodła do kościoła śś. Piotra i Pawła, w którym
przechowywano relikwie św. Stanisława Kostki, Dominikanów, gdzie znajduje się grób św. Jacka,
Franciszkanów przechowujących relikwie błogosławionej Salomei, kolegiaty uniwersyteckiej św. Anny
słynącej z grobu św. Jana Kantego, ongiś profesora Almae Matris. Pielgrzymkę para monarsza
zakończyła w kościele Mariackim. Tutaj przed wizerunkiem Madonny Loretańskiej odmówiono litanię,
a w rachunkach miejskich z tej okazji zapisano: „muzyce najętej, która w kościele BMV grała na dwóch
chórach, gdy król Imć wyjeżdżając na ekspedycyję pod Wiedeń nawiedzał ten kościół”. Królewski
przyjazd i odjazd był odtrąbiony z okna fary Mariackiej, czego również nie omieszkano odnotować. Jan
III odwiedził wtedy (13 VIII) w Collegium Maius swego dawnego profesora Wojciecha Dąbrowskiego,
który – wedle tradycji – przepowiedział królowi zwycięstwo w dniu 12 września.
Podczas pobytu w Krakowie wręczono królowi tzw. „tarczę wróżebną”. Ta kolista tarcza,
przypuszczalnie dzieło włoskich mistrzów epoki renesansu – odkryta w roku 1679 na strychu
katedralnym ponad ołtarzem Ukrzyżowanego Chrystusa (tzw. Krzyż Królowej Jadwigi) – ofiarowana
została przez kapitułę krakowską Janowi III na znak dobrej wróżby, jako że wyobrażała zwycięstwo
Konstantyna nad Maksencjuszem pod mostem Mulwijskim w roku 312. Stanowiła aktualną aluzję do
walki chrześcijaństwa z pogaństwem. Odczytano ją jako dobrą wróżbę dla Sobieskiego. Jan Gawiński,
który już w roku 1680 napisał niewielkie dzieło o jej odkryciu pod tytułem Clipoeus Christianitatis to
jest tarcz Chrześcijaństwa z cudownem na niej panów chrześcijańskich na wojnę przeciwko
nieprzyjaciołom Krzyża św., właściwie odczytał jej symbolikę. Wręczono ją królowi przed wyjazdem
pod Wiedeń. Później tarcza ta przez lata pozostawała w skarbcu Sobieskich w Żółkwi. Dopiero w roku
1740 wnuczka Jana III, księżna Maria Karolina de Bouillon sprzedała Żółkiew wraz ze skarbcem
Michałowi Kazimierzowi Radziwiłłowi. Następnie Dominik Radziwiłł ofiarował ową tarczę do
kolekcji puławskiej księżnej Izabeli Czartoryskiej. Po wielu zmiennych kolejach losu trafiła do
Muzeum Czartoryskich w Krakowie, wracając po wiekach do miasta, z którego wyruszył pod Wiedeń
Jan III.
Niedziela wypadła 15 sierpnia. W tym dniu Sobieski udał się z rodziną do kościoła Karmelitów na
Piasku, gdzie z żoną i synem modlił się przed cudownym wizerunkiem Matki Boskiej Piaskowej. Stąd
– przez Zwierzyniec – w towarzystwie swoich wiernych żołnierzy wyruszył pod Wiedeń, wstępując po
drodze do eremu kamedulskiego na Bielanach, „gdzie natenczas solenne nabożeństwo Assumptionis
BVM odprawowało się”. Jana Sobieskiego pożegnał rajca Śleszkowski, życząc sukcesu i rychłego
powrotu.
Dla przyspieszenia marszu wojsko udało się dwoma drogami. Lewa kolumna pod dowództwem
hetmana polnego koronnego Mikołaja Sieniawskiego wyruszyła przez Bielsko i Żywiec, natomiast
kolumna prawa (od dnia 11 sierpnia dowodzona przez hetmana wielkiego koronnego Stanisława
Jabłonowskiego) szła drogą w kierunku Tarnowskich Gór, gdzie oczekiwała na króla i monarsze wojsko
przyboczne. Obydwie kolumny połączyły się w Mikulovie (Nikolsburg) za Brnem. W kraju pozostały
niewielkie wojska, przeznaczone do osłony granic przed wypadami Tatarów. Obok wojsk państwowych
granic broniły liczne wojska zaciągnięte przez osoby prywatne, np. biskup krakowski Jan Małachowski
oddał na usługi Rzeczypospolitej kilka kompanii piechoty. Wedle szacunkowych obliczeń w kraju
pozostało blisko 7 tysięcy żołnierzy. Ich dowództwo powierzył król kasztelanowi krakowskiemu
Andrzejowi Potockiemu, który miał również dbać o bezpieczeństwo królowej i dzieci królewskich.
Para królewska przybyła do Tarnowskich Gór 20 sierpnia. Jan III osobiście dokonał przeglądu
zgromadzonych tu formacji wojskowych, pożegnał (22 VIII) się z żoną, która wróciła do Krakowa.
Tego samego dnia wojska dowodzone przez Sobieskiego wyruszyły na odsiecz Wiednia.
Tymczasem po powrocie Marii Kazimiery Kraków żył w nieustannym niepokoju, oczekując na
powrót Jana III. Z dnia na dzień oczekiwano wieści od króla. Do Marii Kazimiery w miarę regularnie
docierały listy od małżonka, opisujące wrażenia z podróży pod Wiedeń. Informacje były rzetelne,
pozbawione paniki. Król uspokajał żonę, listy były pełne czułości, ba, nawet intymności.
Coraz częściej świątynie napełniały się tłumami rozmodlonych wiernych. Już 18 sierpnia na intencję
zwycięstwa wojsk chrześcijańskich rajcy zamówili w Mariackiej farze solenną wotywę
z okolicznościowym kazaniem, które wygłosił jeden z bernardynów. Podczas mszy przygrywała
orkiestra, co znalazło odbicie w rachunkach. Kaznodzieja dostał garniec wina. W miarę upływu czasu w
mieście wzrastał niepokój. Krakowian ogarniało przerażenie na samą myśl o tym, co będzie, gdy armia
turecka zajmie Wiedeń, położony przecież tak blisko Krakowa, Europa Środkowa stała wobec groźby
tureckiej inwazji. Mimo narastającego lęku liczono jednak na polskiego monarchę, uprzednio
zaprawionego w bojach z wyznawcami islamu. Wierzono, że Sobieski położy kres tureckiej potędze.
Obawiając się jakichkolwiek zamieszek w mieście, w trosce o bezpieczeństwo mieszkańców rada
miejska 4 września uchwaliła: „Panowie raczcie W.M. wiedzieć, iż urząd radziecki krakowski surowo
przykazuje i napomina, aby pod teraźniejsze czasy tak w mieście jako i na przedmieściach muzyki,
pijatyki po gospodach nie bywały i gdy co wieczór czapstrych zabiją, aby gospody zamykali; a to
wszystko pod winami i więzieniem, albowiem tak gospodarzów jako i muzykę grzywnami karać będą”.
Starano się ująć w karby wagabundów, żebraków, ludzi marginesu. Stan był na poły wyjątkowy, a
wszelkie próby zakłócenia spokoju mające wprowadzić ferment niemile widziane.
Do Krakowa dochodziły wieści o podejściu wojsk Sobieskiego pod Wiedeń. Czas decydującej
rozprawy nadchodził. Kościoły zapełniały się wiernymi. Błagano o zwycięstwo, wierząc głęboko w
nadprzyrodzoną interwencję. Już 1 września odbyło się nabożeństwo w katedrze, a 3 września
nuncjusz zarządził powszechne modły w intencji wiktorii. Rozkazał, „aby we wszystkich kościołach
tak w mieście, jako i na Kazimierzu, Kleparzu, po przedmieściach, gdzie kościoły są, o godzinie
pierwszej w noc dzwoniono, jak dadzą znak w kościele katedralnym u Zygmunta, pod który czas, aby
wszytcy prawowierni klęknąwszy, pięć pacierzy odprawiali za króla Imci Pana naszego, także po
trzykroć święty Boże etc. śpiewali, aby w teraźniejszej potrzebie pod Wiedniem raczył mu Pan Bóg
dodawać siły, męstwa, ratunku przeciwko tak srogiemu nieprzyjacielowi”. Na nabożeństwach tak
w katedrze, jak w innych kościołach „królowa Imć zwykle bywała”, co szczególnie odnotowano.
W przededniu ostatecznej bitwy, 10 września, ordynariusz krakowski Jan Małachowski zarządził w
Krakowie i diecezji czterdziestogodzinne nabożeństwo, które miano zakończyć 12 września procesją z
katedry do kościoła Mariackiego. Rajcy postanowili przygotować trasę procesji z Wawelu na Rynek.
Naprawiono bruki, dziury zatkano deskami. Czyszczono drogę. Jedynym śladem po tych czynnościach
jest notatka w rachunkach opiewająca na sumę l zł 18 gr: „chłopom czterema, którzy (...) w niedzielę die
12 Septembris na solenną procesyją zamkową mostki i tarcice naprawiali po Grodzkiej ulicy”.
W niedzielę – 12 września – kto żyw zgromadził się w koronacyjnej świątyni polskich królów. Zgodnie z
rozporządzeniem biskupa Małachowskiego po pontyfikalnej mszy wyruszyła z katedry na Rynek procesja
„dla
uproszenia
u Boga zwycięstwa dla walczących wojsk polskich pod Wiedniem”. Celebrował Małachowski przy udziale
nuncjusza, kapituły katedralnej, kleru diecezjalnego obsługującego tak liczne krakowskie kościoły. Wzięły
w niej udział cechy, bractwa religijne, akademicy i tłumy wiernych. Niesiono relikwie śś. Jacka, Salomei,
Jana Kantego i Stanisława Kostki. Tuż za relikwiami pod baldachimem postępował Małachowski,
trzymając monstrancję, a dalej nuncjusz prowadzący Marię Kazimierę. Procesji towarzyszyła muzyka
dzwonów rozlegających się ze wszystkich kościołów. Na ulicy Grodzkiej, przy kościele
św. Piotra (dziś nie istnieje, stał na rogu Grodzkiej i Poselskiej) postawiono ołtarz, przy którym wysłuchano
kazania.
Warto
nadmienić,
że
w trakcie procesji wynikł spór pomiędzy jezuitami a dominikanami, których relikwie mają być niesione
przed celebransem. W rezultacie obrażeni dominikanie wynieśli swoje relikwie z procesji. Nie zważając na prawo pierwszeństwa, tudzież spory zakonne, procesja podążała na Rynek do fary
Mariackiej. Tu po wysłuchaniu homilii, odśpiewaniu suplikacji, błogosławieństwie Najświętszym
Sakramentem, uroczysty orszak powrócił na Wawel „hora prima noctis”, około 7 wieczorem. Niebawem tę
historyczną procesję upamiętniono w kościele Mariackim dwoma marmurowymi tablicami, umieszczonymi
po dwóch stronach schodów wiodących do tabernakulum.
Inskrypcje były sporządzone w języku łacińskim. Oto ich tłumaczenie na język polski:
„W największym dla świata chrześcijańskiego niebezpieczeństwie, gdy do tej znakomitej świątyni
Bogarodzicy
Przenajświętszej
podczas
40-godzinnego nabożeństwa odbywała się uroczysta procesja z Najświętszym Sakramentem z kościoła
katedralnego. W tym samym dniu, tj. 12 września 1683 roku, Najjaśniejszy Jan III, król Polski,
ogromne wojsko tureckie zwyciężył i stolicę cesarską od oblężenia przy pomocy Najświętszej Marii
Panny uwolnił”. Na drugiej tablicy czytamy: „Przed tronem niezmierzonego Majestatu i chwały Boga,
tutaj pod zasłoną Eucharystii ukrytego, niech każdy pada na kolana, oddaje cześć i składa dzięki. Widzą
to bowiem wieki, że za przyczyną Matki swojej ukochanej miłosierdzie nam uczynił i najświetniejszym
nad Turkami pod Wiedniem zwycięstwem okazał, jak potężną warownią dla chrześcijańskiego ludu jest
ta Najświętsza nieba i ziemi Królowa, a dla nieprzyjaciół Krzyża Chrystusowego jest jakby wojsk
zastępy”.
Tablice w kościele Mariackim przypominały i przypominają nam wiekopomną wiktorię wiedeńską
Jana III Sobieskiego. Odwołują się w swym programie treściowym do Krzyża Chrystusowego i
Najświętszej Marii Panny. Przypomnijmy, że zaraz po zwycięstwie pod Wiedniem stworzono
teologiczną wykładnię tego sukcesu: „per Crucem et Mariam ad victoriam” – przez Krzyż i Maryję do
zwycięstwa. Uzasadniają ją w pełni królewskie pielgrzymki błagalne odbyte przed wyruszeniem na
odsiecz Wiedniowi. To nie tylko krakowska „peregrinatio religiosa”, lecz także modły przed Matką
Bożą Częstochowską czy Matką Bożą Piekarską. Także rano – 12 września – Jan III wysłuchał mszy
świętej, polecając się wraz z wojskiem Matce Bożej. Na wyprawę monarcha wziął relikwie drzewa
Krzyża Pańskiego. Zarysowaną tutaj teologiczną koncepcję ugruntowało odnalezienie w okolicy
Wiednia obrazu Madonny. Królewski pokojowiec Mikołaj Dyakowski napisał, że na parę dni przed
bitwą, w okolicach Tulln – „wykopują obraz Niepokalanie Poczętej Najświętszej Maryi Panny,
arkuszowy, na płótnie malowany, w trąbkę zwinięty (...) z napisem – Erit victor Johannes”. Natomiast
odmienną wersję tego odkrycia przedstawił Filip Dupont, wedle którego obraz znaleziono po bitwie
wiedeńskiej w namiotach Wielkiego Wezyra, zaś napis po łacińsku brzmiał: „Per hanc imaginem victor
eris Johannes”.
WIEŚĆ O WIKTORII
Z niecierpliwością oczekiwano wieści spod Wiednia. Szczególnie niepokoiła się Maria Kazimiera.
Pierwsza wiadomość o zwycięstwie zastała królową w katedrze wawelskiej. Notariusz kapitulny
zapisał w „Acta actorum”, tomie XVI na karcie 437 (tłumaczenie z języka łacińskiego):
We czwartek 16 września. Podczas gdy Najjaśniejsza królowa Maria Kazimiera pokorne modlitwy, pobożne
śluby i błagania za utrapioną Rzeczypospolitą i za szczęśliwe powodzenie Najjaśniejszego króla i królewicza
Jakuba, pod Wiedniem przeciw Turkom walczącym, przy cichej mszy św. przed ołtarzem Ukrzyżowanego
Zbawiciela w kościele katedralnym krakowskim zanosiła i polecała, oto poseł z listem JK Mości jakby na
zawołanie wśród mszy św. zaraz po podniesieniu stawia się i radosną wieść przynosi o zwycięstwie nad
wojskiem tureckim (...). Na tę wieść najradośniejszą, i na znak takiej wielkiej chwały i zwycięstwa, a na
chwałę Najwyższego Pana Te Deum laudamus przy biciu w dzwony we wszystkich kościołach i salwach z
dział na zamku odśpiewano w kościele katedralnym.
Posłańcem, który przyniósł pierwszą wieść o wiktorii, był oficer Filip Dupont, pełniący przy królu
między
innymi
obowiązki
głównego
inżyniera
artylerii.
Przebył
on
drogę
z Wiednia w trzy dni. Wręczył królowej słynne strzemię wielkiego wezyra Kara Mustafy, do którego
dołączone było krótkie pismo skreślone królewską ręką: „Ten, którego noga była
w tem strzemieniu, za łaską Bożą jest zwyciężony”. Dupont tak wspominał drogę spod Wiednia i
moment spotkania z królową: „podróż moja do Krakowa trwała trzy dni i trzy noce; przybyłem tam
(we
czwartek
szesnastego)
z rana o siódmej godzinie. (...) Królowa już była w kościele u stóp ołtarzy. Zoczywszy mię tylko, a
nie wiedząc, z czem przybywam, krzyknęła, że krzyk ten rozległ się po całem kościele. Zaledwiem
wyraził, z czem przybywam, upadła na twarz przed ołtarzem i tak krzyżem leżąc, jakiś czas
pozostawała. Tymczasem zaczęła się msza, z którą właśnie wychodził kapłan, kiedym ja się zbliżał;
ale zanim się jeszcze msza skończyła, przypomniała sobie królowa, żem jej żadnego nie oddał listu
od króla JMci. Wtenczas dopiero dokładniej sprawiłem się według rozkazów, jakie miałem od króla,
zapewniając nadto, że król i królewicz w pożądanem zostają zdrowiu; doręczyłem też królowej
strzemię wezyrskie”. Maria Kazimiera kazała strzemię, jako wotum swego męża, powiesić przy
krzyżu królowej Jadwigi. Wkrótce z woli królowej działa zamkowe obwieściły miastu radosną wieść
o wiekopomnym sukcesie polskiego oręża w bitwie pod Wiedniem. W Krakowie natychmiast
zorganizowano pierwsze uroczystości, choć w rachunkach pisarz zanotował, iż „triumfowano
privatim”. Zapłacono chłopom, „którzy pomagali przy wozach miejskich działa i kartany wytaczać
na wały za Sławkowską bramę”. Nazajutrz rajcy kazimierscy zorganizowali uroczystości połączone
ze
strzelaniem
z moździerzy. Krakowska rada miejska zebrana na posiedzeniu 18 września urządziła uroczystą
wotywę
w
kościele
Mariackim
połączoną
z Te Deum. Postanowiono także złożyć królowej gratulacje, delegując w tym celu rajcę Wojciecha
Śleszkowskiego.
Natomiast 19 września biskup Jan Małachowski celebrował w katedrze mszę pontyfikalną, w której
obok królowej i katedralnego kleru udział wzięli przedstawiciele cechów i bractw religijnych. W dwa
dni potem mieszczanie przybyli do kościoła Mariackiego, gdzie nuncjusz Pallavicini odprawił solenną
wotywę, zaś kazanie wygłosił ojciec Stanisław z zakonu dominikanów. Za te uroczystości rajcy
zapłacili
84 zł 24 gr. Ze skąpych informacji zawartych w rachunkach wynika, że muzyka grała
u Panny Marii litanię, odpowiednią kwotę dostali trębacze, strzelano przy tym z dział, zaś dekoracja
ołtarza wyniosła 51 złotych.
W dalszym ciągu bacznie śledzono poczynania wojsk polskich, które opuściwszy Wiedeń, udały się
w pościg za uciekającym na Węgry wrogiem. Dnia 9 października doszło do bitwy pod Parkanami.
Wiadomość o kolejnym sukcesie Polaków dotarła do Krakowa 18 października. Zorganizowano z tej
okazji strzelanie za bramami Wiślną i Nową. Natomiast 23 października odprawiono mszę wotywną w
kościele Mariackim.
2 listopada przywieziono pierwsze łupy spod Wiednia. W kronice klasztoru Kanoników Regularnych
(Laterańskich) na Kazimierzu zanotowano:
2 Novemb(ris) przywieziono spod Wiednia 80 wozów różnych rzeczy z tureckiego oboza odbieranych na
zamek krakowski, między inszemi namiot Wezyra, który kazała królowa rozbić pod Łobzowem w polu,
gdzie wiele ludzi różnego stanu z Krakowa i zakonników chodziło i jeździło, bo tam było co widzieć.
Szerokość jako miasto, ściany z płótna (...) we środku tych ścian namioty na słupach złocistych, na
wierzchu gałki złociste i pół miesiąca herbu tureckiego. Były tam i pokoje, jakoby izby od kitajek i inszych
materyjej złotem wyszywanych i tkanych.
Na tej pierwszej „wiedeńskiej wystawie” znaleźli się jeńcy tureccy, których chodziła oglądać
krakowska gawiedź. Łupy zrobiły niemałe wrażenie na mieszkańcach Krakowa i królewskich
dworzanach. Wśród nich było sporo osobistych zdobyczy monarszych, o których Jan III donosił
małżonce w liście pisanym z obozu 13 września: „obóz wszystek, dostatki nieoszacowane dostały się
w ręce nasze (...). Wezyr tak uciekł od wszystkiego, że ledwo na jednym koniu i w jednej sukni. Jam
został jego sukcesorem, bo po wielkiej części wszystkie mi się po nim dostały splendory (...). Mam
wszystkie znaki jego wezyrskie, które nad nim noszą; chorągiew mahometańską, którą mu dał cesarz
jego na wojnę (...). Namioty, wozy wszystkie dostały mi się, i tysiąc innych drobiazgów pięknych i
kosztownych (...). Mam i konia wezyrskiego ze wszystkim siedzeniem (...). Złotych szabel pełno po
wojsku i innych wojennych rynsztunków”.