przeczytaj całe wprowadzenie i fragment książki
Transkrypt
przeczytaj całe wprowadzenie i fragment książki
Jan Zieja: śycie Ewangelią Spisane przez Jacka Moskwę 1 Przedmowa do wydania I KIM JEST DLA NAS OJCIEC JAN Zapis rozmów przeprowadzonych przez Jacka Moskwę z Księdzem Janem Zieją to bardzo waŜna, cenna i potrzebna ksiąŜka, pokazująca jeden niezwykły Ŝywot i sylwetkę człowieka – kapłana. Czym jest Kościół, czym jest chrześcijaństwo, czym jest wiara, poznajemy patrząc na ludzi, którzy tę wiarę wyznawali, którzy wedle tej wiary Ŝyli, którzy tej wierze dawali świadectwo; patrząc na świętych i męczenników, na apostołów i proroków, na biskupów zarządzających sprawami Kościoła, wreszcie na ludzi – powiedzmy – zwykłych, bo całym Ŝyciem dawali świadectwo wierze. Widzimy tych ludzi w przeszłości, w historii Kościoła, w świecie czy teŜ w naszym własnym kraju, spotykamy ich – jeśli mamy szczęście – Ŝyjących pośród nas. Do takich ludzi naleŜy – ponad dziewięćdziesięcioletni dziś (ur. 1 marca 1897) – ksiądz Jan Zieja, chłop z Opoczyńskiego, ze wsi Osse. Nie doszedł do Ŝadnych wyŜszych godności kościelnych, nawet proboszczem w swoim wcale długim Ŝyciu był przez kilka lat zaledwie. Jako dziecko dostał do ręki Ewangelię, która odtąd stała się jedyną treścią jego Ŝycia. Gdy – we wczesnej młodości – postanowił zostać księdzem, dano mu do czytania poboŜną ksiąŜkę pod tytułem Ideał kapłana. „Zupełnie mi to nie odpowiadało – mówi – dla mnie kapłaństwo to jest to, co w Ewangelii napisano”. Ewangelia dla Jana Zieji znaczyła: prawda, miłość i ubóstwo. Wcielał ją w swoje Ŝycie z – moŜna by rzec – chłopskim uporem, co wywoływało nieraz postawy nonkonformizmu, czasem konflikty, gesty kontestacji, jak na przykład – w latach dwudziestych – wyprawa do Rzymu (wprawdzie zakończona w Wiedniu), pieszo, bez paszportu, na znak protestu przeciw dzielącym ludzi granicom państwowym, czy teŜ następna pielgrzymka do Rzymu – tym razem z paszportem – kiedy młody ksiądz zamienił sutannę na łachmany poleskiego Ŝebraka, uwaŜając, Ŝe w takim właśnie stroju wypada mu wejść do Bazyliki św. Piotra. Nie znajdując ideału franciszkańskiego ubóstwa u Kapucynów, 2 realizuje go sam, między innymi nie Ŝądając pieniędzy za posługi religijne. Jego droga Ŝyciowa, po studiach w Warszawie i pracy duszpasterskiej w diecezji sandomierskiej, prowadzi go na Polesie, do diecezji biskupa Łozińskiego, a po wojnie na Ziemie Zachodnie, do Słupska, skąd – na koniec – ksiądz Zieja znów wraca do Warszawy. MoŜna by go uznać za kapłana aktywistę: na Polesiu pełni funkcję dyrektora Akcji Katolickiej na diecezję pińską, organizuje akcję charytatywną wbrew zakazom władz państwowych, zakłada uniwersytety ludowe, a w Słupsku między innymi Dom Matki i Dziecka. Ale ten aktywizm to tylko słuŜba człowiekowi. Za główne zadanie stawia sobie Ojciec Jan głoszenie Ewangelii, na Ewangelię chce nawracać przede wszystkim samych chrześcijan, katolików. Pociąga go jednak takŜe apostolstwo wśród ludzi stojących poza Kościołem. Przekonany, Ŝe Ewangelia stanowi dopełnienie Starego Testamentu, pragnie nawracać śydów. W tym celu przerywa na dwa lata pracę duszpasterską, by studiować judaistykę w Uniwersytecie Warszawskim. Jeszcze na Polesiu zakłada swego rodzaju szkółkę niedzielną, „chłopskie gimnazjum” – jak sam je nazywa – gdzie czyta i interpretuje Ewangelię, a jego słuchaczami są dorośli i młodzieŜ, głównie prawosławni i śydzi, bo katolików było tam niewielu. To dzięki prawosławnym buduje kościółek we wsi, gdzie były juŜ trzy cerkwie. Nie prowadzi nigdy działalności politycznej, ale wiąŜe się z ruchem wiciowym – zwalczanym przecieŜ przez środowiska katolickie z powodu jego lewicowości i antyklerykalizmu – i udaje mu się nie tylko uzyskać tam pełną akceptację, ale takŜe wywierać istotny wpływ na orientację tej organizacji. Jest wielbicielem Gandhiego i jego filozofii wyrzeczenia się przemocy. Wyznaje skrajny pacyfizm, traktując dosłownie przykazanie „nie zabijaj”, jest jednak – krótko – kapelanem wojskowym w roku 1920 i 1939, a w latach okupacji pełni funkcję naczelnego kapelana Szarych Szeregów, później nawet kapelana Komendy Głównej Armii Krajowej. RównieŜ w latach okupacji angaŜuje się w akcję ratowania śydów, zaś w czasie Powstania Warszawskiego sprawuje słuŜbę duszpasterską. 3 To wszystko, co tu powiedziano, to tylko część – nie zakończonego wszak jeszcze – dzieła Ŝycia księdza Jana Zieji. NaleŜałoby jeszcze wspomnieć co najmniej o jego związkach z Laskami, z Matką Czacką, Księdzem Korniłowiczem i Księdzem Prymasem Wyszyńskim. O pracy – na Polesiu – z Matką Urszulą Ledóchowską (dziś błogosławioną) i Szarymi Urszulankami, o głoszonych na Jasnej Górze rekolekcjach dla Episkopatu, których uczestnikiem był Ksiądz Biskup Karol Wojtyła. O dwuletniej nauce języka szwedzkiego, wyłącznie w celu przetłumaczenia na język polski Drogowskazów Hammarskjölda. Oraz o tym, Ŝe gdy w latach siedemdziesiątych powstaje Komitet Obrony Robotników, Ksiądz Jan Zieja, choć z powodu wieku i stanu zdrowia nie pełni juŜ Ŝadnych funkcji duszpasterskich, nie waha się zostać jednym z pierwszych jego członków, bynajmniej nie porzucając postawy politycznego niezaangaŜowania. Wszystko, co robił Ksiądz Jan Zieja, było słuŜbą Ewangelii, a więc słuŜbą człowiekowi i prowadzeniem tego człowieka do Boga. Res sacra homo – mawia. Za fundament Ŝycia chrześcijańskiego uwaŜa parafię, chciałby ją przemienić we wspólnotę związaną węzłem miłości, w społeczność apostolską, misyjną. Po to, Ŝeby przekształcać świat. Albowiem Ksiądz Jan Zieja jest kimś więcej, niŜ gorliwym kapłanem, organizatorem Ŝycia chrześcijańskiego. Jest przede wszystkim pasterzem dusz jako spowiednik, jako niezrównany kaznodzieja. Zawsze gotowy do słuŜby kaŜdemu człowiekowi, bez względu na jego wyznanie, przynaleŜność czy przekonanie. Jest człowiekiem charyzmatu, człowiekiem wielkiej, profetycznej wizji, człowiekiem modlitwy i kontemplacji. NaleŜy do tej franciszkańskiej rasy ludzi, którzy umiłowali ubóstwo i słuŜbę ubogim, do takich jak Matka Teresa z Kalkuty, Dom Helder Camara, Dorothy Day, Jean Vanier czy nasz Brat Albert. Niech mi będzie wolno zakończyć te słowa – w których, chyba niezbyt udolnie, pragnąłem powiedzieć, kim dla ludzi z nim się stykających i dla mnie samego wspomnieniami osobistymi. 4 jest Ksiądz Zieja – dwoma Było to po wojnie, w późnych latach czterdziestych. W Kaczynie, w Górach Świętokrzyskich, odbywaliśmy dwutygodniowe seminarium „szkoleniowe” dla grupy młodych (wówczas!) publicystów katolickich. Codziennie wieczorem Ksiądz Zieja odprawiał dla nas Mszę świętą i wygłaszał naukę, kazanie czy teŜ homilię – jak to się dzisiaj mówi. Pamiętam taki jeden wieczór, podczas naboŜeństwa odprawianego pod gołym niebem, w zapadającym zmroku. Ksiądz Zieja – albo moŜe raczej Ojciec Jan – mówił o miejscu człowieka w świecie i historii, o sensie ludzkiej egzystencji i o obecności Boga w dziejach ludzkości. Mówił jakby w natchnieniu, niemal w transie, rozwijał przed nami jakąś potęŜną, kosmiczną wizję. Słuchałem go, jak bym słuchał któregoś z proroków Starego Testamentu. Było w jego słowach coś tak przejmującego, Ŝe chyba Ŝadne inne kazanie nie wywarło na mnie większego wraŜenia. I drugie wspomnienie. Kilka lat temu przybył do Warszawy Brat Roger, twórca i przełoŜony głośnej ekumenicznej wspólnoty w Taizé we Francji. Pragnął spotkać się z Księdzem Zieją, którego osobiście nie znał, ale wiele o nim słyszał. Nie pamiętam, czyja to była inicjatywa, zapewne Brata Roger. Do skromnego mieszkanka Ojca Zieji zaprowadziłem przybysza jako przewodnik i tłumacz. Brat Roger mówi tylko po francusku, zaś ksiądz Zieja, choć zna szereg języków, praktycznie nie miał nigdy okazji, aby nimi mówić. Ale – prawdę powiedziawszy – jako tłumacz nie byłem tam potrzebny. Kiedy ci dwaj ludzie się spotkali i spojrzeli sobie w oczy, nawiązał się między nimi taki kontakt, dla którego nie potrzeba słów. I chyba takŜe nigdy przedtem ani potem nie byłem świadkiem takiego spotkania, którego treścią była miłość i prawda. Jerzy Turowicz, 1988 5 Rozdział I. ROZMOWY Z PROROKIEM Ojciec Jan Zieja wywierał głębokie wraŜenie na wszystkich, którzy go spotkali. Jeśli o mnie chodzi, to mogłem z nim obcować tylko w ostatnim okresie jego bardzo długiego Ŝycia. Mimo ogromnej róŜnicy wieku i tak krótkiego kontaktu wytworzył się jednak między nami pewien rodzaj przyjaźni, jaka powinna łączyć autora biografii z jego bohaterem, jeśli oczywiście pisarz mógł się z nim zetknąć osobiście. Z tym właśnie uczuciem wiąŜę wydarzenie, które miało miejsce 19 października 1991 roku. * Upłynęło wtedy zaledwie półtora roku naszego pobytu w Rzymie, który miał się przedłuŜyć do kilkunastu lat. Czułem się jeszcze w Wiecznym Mieście dosyć obco i zapewne z tego powodu najczęściej śniłem o ludziach i sprawach pozostawionych w kraju. Tak było i tym razem. Obudziłem się nad ranem pod wpływem snu, który wydawał się rzeczywistością niemal namacalną w kontraście z innymi majakami tej nocy Wpatrując się w ciemność rozmyślałem z Ŝalem, Ŝe będę musiał odwołać wyjazd na Capri. Zaproszono nas tam na seminarium z okazji 200. rocznicy Konstytucji 3 maja. Mimo jesiennej pory traktowaliśmy to jako przyjemną wycieczkę, bo dopiero zaczynaliśmy poznawać Włochy. Nie miałem jednak wątpliwości, co powinienem zrobić. Rano opowiedziałem mój sen Krystynie. – Złe wiadomości przychodzą same – usłyszałem. Pojechałem potem do Watykanu na spotkanie z ojcem Michałem Machejkiem, karmelitą bosym i konsultorem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Miał on sparaliŜowane lewe ramię i przechodził na dodatek rekonwalescencję po przebytym niedawno ataku serca. Sprawiał wraŜenie przygniecionego nawałem pracy, która wydawała mi się fascynująca. Jest to przecieŜ rodzaj policyjnego śledztwa dotyczącego najbardziej intymnej sfery, jaką są relacje człowieka z Bogiem. 6 Rozmawialiśmy o prowadzonych przez niego czynnościach w procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Sług BoŜych z Polski. Opowiadałem o sędziwym kapłanie, który znał osobiście kilka osób, pozostających w polu zainteresowań tej dykasterii. Była wśród nich Matka Urszula Ledóchowska, załoŜycielka zgromadzenia Urszulanek Szarych, biskup Zygmunt Łoziński oraz twórcy Dzieła Lasek – Matka ElŜbieta Czacka i Ojciec Władysław Korniłowicz. Ksiądz Jan Zieja był współpracownikiem w ich wielkich sprawach, ostatnim z tego heroicznego pokolenia. W tych dniach nadchodziły o nim z Warszawy niepokojące wiadomości. Ksiądz źle znosił, kiedy czytano mu pierwsze wydanie ksiąŜki śycie Ewangelią, stanowiącej zapis moich z nim rozmów. Lektura obudziła straszne wspomnienia wojny z bolszewikami w 1920 roku. Zrywał się w środku nocy krzycząc coś o poŜarach i bitwach. Opiekujące się nim zakonnice miały z tego powodu coraz więcej obaw o jego zdrowie. Gmach kongregacji, chociaŜ takŜe eksterytorialny, mieści się juŜ obrębem Watykanu, przy placu Piusa XII, który przechodzi dalej w plac św. Piotra. Spadł tego dnia deszcz wyjątkowo gwałtowny, nawet jak na Rzym, gdzie takie ulewy zdarzają się często. Fale wody zalewały bazaltową kostkę sanpietrini. Sobota jest w urzędach Stolicy Apostolskiej dniem roboczym, w bramie schroniła się grupa osób spieszących po pracy na wczesny obiad. Nawet prefekt kongregacji, kardynał Angelo Felici, ten sam, który oznajmił światu o wyborze kardynała Wojtyły na tron papieski, nie mógł się dostać do zaparkowanej przy chodniku limuzyny. – Pracuję w Watykanie od dziesięcioleci, ale nie pamiętam podobnego potopu – powiedział, gdy czekaliśmy w bramie aŜ nawałnica zelŜeje. Wtedy brnąc po kostki w wodzie dobiegłem do mojego samochodu zaparkowanego w bocznej uliczce. – Najstarsi ludzie nie widzieli tu czegoś takiego! – zawołałem od drzwi. Wynajęte mieszkanie było jak dla nas bardzo obszerne. W perspektywie przestronnego holu i jadalni zobaczyłem, Ŝe Krystyna ucisza mnie gestem ręki. Wyraźnie przejęta tłumaczyła komuś przez telefon, Ŝe na pewno pojadę do Warszawy. Dzwoniły urszulanki 7 z maleńkiej wspólnoty tego zgromadzenia w Rzymie. Ich warszawskie siostry prosiły, aby w razie czego odszukać i powiadomić pana Jacka. Takie polecenie pozostawiła ich przełoŜona, Matka Andrzeja Górska, wyjeŜdŜając na kurację do Niemiec ** Przeczucie śmierci kogoś bliskiego jest podobno doznaniem dosyć częstym, ale w Ŝaden sposób nie da się wyjaśnić znanymi nam mechanizmami funkcjonowania świata. Poczytuję sobie za zaszczyt, Ŝe mnie w tym przypadku spotkało. Po kilku tygodniach opowiadałem o zdarzeniu Stanisławowi Broniewskiemu „Orszy”. Legendarny naczelnik „Szarych Szeregów”, był przez kilkadziesiąt lat bardzo silnie związany z ich kapelanem. Rozmawialiśmy na planie filmu dokumentalnego o księdzu Zieji. Zdziwiło mnie nawet, Ŝe „Orsza” w Ŝaden sposób nie skomentował tego, co usłyszał, jakby chodziło o rzecz zwykłą i niegodną uwagi. Ekipa telewizyjna wyszła wcześniej, a ja zostałem jeszcze trochę w tym przedwojennym mieszkaniu na warszawskim Starym Mokotowie. – Uraziło moŜe pana, Ŝe nie zareagowałem na jego opowieść – powiedział pan Stanisław przy poŜegnaniu. – Poczułem jednak straszny Ŝal, Ŝe to nie mnie o swojej śmierci dał znać... Msza Ŝałobna w kościele Panien Wizytek, którego rektorem ks. Zieja pozostawał przez kilka lat, była bardzo uroczysta. Jak na pogrzeb integralnego pacyfisty, awansowanego co prawda po śmierci do stopnia podpułkownika za udział w wojnie 1920 roku, militarnych akcentów było aŜ w nadmiarze. Zadbał o to biskup Sławoj Leszek Głódź, mianowany kilka miesięcy wcześniej ordynariuszem polowym Wojska Polskiego. Wprowadził on do liturgii mszalnej elementy musztry paradnej. Stojący w przejściu między rzędami ławek Ŝołnierz wykonywał na Podniesienie chwyty bronią z takim zapałem i rozmachem, Ŝe z siedzącym obok Jerzym Turowiczem obawialiśmy się, Ŝe za chwilę poucina nam bagnetem głowy. – Dobrze, Ŝe Lechu przyjechał – powiedział pan Jerzy na początku mszy, kiedy zobaczył spóźnionego prezydenta i jego świtę. Naczelny Tygodnika Powszechnego był juŜ wtedy z Wałęsą mocno skłócony po 8 „wojnie na górze” i wyborach przegranych przez Tadeusza Mazowieckiego. Tymczasem to „Lechu” zabrzmiało jakoś ciepło, jak za niedawnych jeszcze czasów. Pochowano księdza Zieję w Laskach, gdzie w latach dwudziestych ubiegłego wieku był pierwszym kapelanem. Spoczął na cmentarzyku z rzędami drewnianych krzyŜy, znaczących bliźniacze mogiły Franciszkanek SłuŜebnic KrzyŜa i nielicznymi grobami wybitnych postaci polskiego katolicyzmu, związanych z tym środowiskiem. Ojciec Jan leŜy obok najbliŜszych w jego Ŝyciu kobiet: matki Konstancji z Kmieciaków Ziejiny i Krystyny śelechowskiej, którą opiekował się w ostatnich latach jej Ŝycia. Mów Ŝałobnych nie wygłaszano, bo taka była ostatnia wola zmarłego. W kilka dni po pogrzebie rozmawiałem z siostrą Marią Jacukowicz, urszulanką, która była przy śmierci księdza Zieji. Opowiadała, Ŝe 19 października nad ranem Ojciec wstał jeszcze z łóŜka za potrzebą. Kiedy połoŜył się z powrotem, chciała go poprawić na poduszkach i poczuła, ze ciało na jej rękach zwisa bezwładnie. Słuchając jej zobaczyłem powtórnie scenę z mojego rzymskiego snu. *** Poznaliśmy się jesienią 1985 roku. Redakcja Znaku poprosiła mnie – za pośrednictwem Marcina Króla, z którym wtedy blisko współpracowałem – o nagranie „wspomnienia mówionego”. Rozmówcą miał być ksiądz Jan Zieja. Słyszałem oczywiście o nim, zwłaszcza w Laskach, ale w istocie rzeczy wiedziałem bardzo mało. Zapukałem któregoś dnia do drzwi mieszkania w wielkim, szarym domu na warszawskim Powiśle między ulicami Wiślaną, Dobra i Gęstą. Siedziba Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, załoŜonego prze świętą Matkę Urszulę Ledóchowską, powstała przed II wojną światową. W latach osiemdziesiątych XX wieku zakonnice mogły dysponować tylko częścią wybudowanego przez siebie gmachu, bowiem u zarania PRL całe skrzydło zostało im odebrane i mieściły się tam róŜne przypadkowe instytucje. 9 Z budynkiem tym wiąŜe się pewien drobny, ale istotny szczegół z historii Kościoła powszechnego. W jego murach – o czym wspominam na kartach tej ksiąŜki – spędził ostatnią noc na ziemi ojczystej kardynał Karol Wojtyła przed wyjazdem na konklawe, które uczyniło go papieŜem. Informuje o tym okazała tablica pamiątkowa. Klatka schodowa od strony ulicy Dobrej prowadzi do mieszkań lokatorów. W owych latach był wśród nich jeden z najwybitniejszych filozofów katolickich – profesor Stefan SwieŜawski z małŜonką. Ksiądz Zieja zajmował maleńki pokoik w mieszkaniu na trzecim piętrze. Miałem ze sobą list polecający do niego od Pani Zofii Morawskiej, nestorki środowiska Lasek, najbliŜszej współpracowniczki Antoniego Marylskiego, o którym pisałem nieco wcześniej. Rekomendacja okazała się niepotrzebna. Gospodarz przyjął mnie od razu z pełnym zaufaniem, jakbyśmy znali się od lat. Z pewnym lękiem przystępuję do nakreślenia kilku słów o jego osobie. Zdaję sobie sprawę, Ŝe zabrzmią one banalnie i nie są w stanie nawet w części oddać wraŜenia, jakie wywierał na rozmówcy. Wysoki, ascetycznie szczupły, o błękitnych oczach, orlich rysach i białej brodzie, przypominał proroka, który jakby zszedł z kart Starego Testamentu, albo jednego z prawosławnych „starców” opisywanych przez Dostojewskiego i innych wielkich Rosjan. Myślałem wtedy, Ŝe z jednym tylko człowiekiem – spośród znanych mi osób – mógłbym go porównać. Mowa o Józefie Czapskim, malarzu i pisarzu, równie sędziwym, z którym rozmawiałem w podparyskim miasteczku Maisons-Laffitte zbierając materiały do biografii Marylskiego. Podobieństwo dotyczyło nie fizycznej strony ich wychudzonych postaci. Rozmowa z nimi pozostawiała wraŜenie obcowania z duchem ludzkim, dla którego ziemska powłoka jest tylko przemijającą siedzibą. „Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeśli nie duch, który jest w człowieku?” (l Kor 2,11). Jest on siedliskiem myśli, uczuć, decyzji, postawy wewnętrznej. Nie moŜna go zobaczyć ani dotknąć, ale w jakiś nieuchwytny sposób moŜna z nim obcować. Obydwaj moi rozmówcy bardzo silnie angaŜowali się w to, co mówili. Wzruszali się – bywało do 10 łez – wspomnieniami epizodów i postaci z odległej przeszłości, z nieskrępowaną naturalnością dawali wyraz poruszającym ich uczuciom. Przede wszystkim – miłości. Mieszkanie było ascetyczne, tak jak jego lokator. Na ścianie znajdował się wielki, stary krucyfiks i jasnogórski wizerunek Matki Boskiej. Stół słuŜący jako ołtarz, kilka fotografii, wśród nich duŜe zdjęcie Księdza Jerzego Popiełuszki, zamordowanego rok wcześniej przez bandytów ze SłuŜby Bezpieczeństwa, jak równieŜ widok Jerozolimy. Dwie półki z ksiąŜkami: były tam rozmaite wydania Pisma świętego, a takŜe słowniki – hebrajskie, szwedzkie, włoskie i inne. Kilka wydań dzieł Daga Hammarskjölda W kącie zwinięty na drzewcu białoczerwony sztandar. Z czasem dowiedziałem się, Ŝe wyhaftowano na nim napis: „Nie zabijaj nigdy nikogo”. Ksiądz Zieja wywieszał go podczas wizyt papieskich w Polsce. ŁóŜko przykryte kocem, odbiornik radiowy. To tyle. W sąsiednim pomieszczeniu przebywała stale jego wieloletnia współpracowniczka, a ostatnio podopieczna – pani Krystyna śelechowska, przykuta przez chorobę do łóŜka. **** O ile pamiętam, juŜ podczas tego spotkania wyjąłem mój mały magnetofon i niezwłocznie zaczęliśmy rozmowę. Po nagraniu pierwszej taśmy wiedziałem, Ŝe jest to materiał wyjątkowy. Ksiądz Zieja, sam autor wielu ksiąŜek, artykułów i przede wszystkim natchnionych kazań, dojrzał widocznie, aby opowiedzieć komuś burzliwe i fascynujące koleje swojego Ŝycia. Rozmawialiśmy przez dwa tygodnie codziennie: przez dziewięćdziesiąt lub sto osiemdziesiąt minut, to znaczy czas nagrania jednej lub dwóch kaset. Spieszyłem się bardzo, gdyŜ właśnie w tych dniach miała przyjść na świat moja córka i wiedziałem, Ŝe po jej urodzeniu powinienem się zająć sprawami domowymi. Przez kilka lat na podstawie tych rozmów powstawała ksiąŜka śycie Ewangelią, której dwa wydania (1991 i 1993) ukazały się nakładem wydawnictwa księŜy pallotynów Editions du Dialogue w ParyŜu z przedmową Jerzego Turowicza. 11 Ksiądz Zieja mówił o tym, co kocha, czemu przez całe Ŝycie pozostawał wierny. O Ewangelii – Dobrej Nowinie przyniesionej przez Jezusa Chrystusa; o BoŜych Przykazaniach. Czynił to na sposób prorocki. Określenie to mogłoby zostać zakwestionowane przez samego Księdza Jana Zieję, gdyŜ kontrastuje z jego niezwykłą skromnością i pokorą. Wielokrotnie stwierdzał, Ŝe jest człowiekiem grzesznym i niewartym zainteresowania, tymczasem proroka wyróŜnia spośród innych ludzi jedyne w swoim rodzaju poczucie bycia wybranym. Zgodnie jednak z nauką Kościoła katolickiego wszyscy powołani jesteśmy do uczestnictwa w troistym posłannictwie Jezusa Chrystusa: królewskim, kapłańskim i właśnie prorockim. Profetyzm ten jest świadectwem o rzeczywistości Boga dawanym wobec historii. To stanowi jego istotę, nie zaś misja charyzmatycznego przywódcy, który chce pociągać za sobą tłumy czy tworzyć nowe instytucje; nie jest nią tym bardziej ów dar przewidywania wydarzeń przyszłości, z którym współcześnie kojarzy się wyłącznie pojęcie prorokowania. W tym świetle nawet zestawienie z prorokami Starego Testamentu nie wyda się niewłaściwe. Prorok, jak pisał Martin Buber w szkicu o Platonie i Izajaszu1, „...nie wierzy, Ŝe człowiek posiadający ducha jest powołany do sprawowania władzy. Sam jest człowiekiem wypełnionym duchem i pozbawionym jakiejkolwiek władzy. Być prorokiem oznacza być bezbronnym i własną bezbronnością przeciwstawiać się sile [...] Nie otrzymał (on) idei, otrzymał jedynie misję. Nie zamierzał tworzyć instytucji, zamierzał jedynie głosić Słowo. Jego oświadczenia posiadają naturę krytyczną i demaskatorską. Celem tego krytycyzmu jest uzmysłowienie ludowi i władcom realności niewidocznego, BoŜego patronatu [...]. Stwierdza on (prorok), Ŝe tylko bezbronni mają prawo być rzecznikami Króla i jego Ŝądań w stosunku do państwa. Tylko oni mogą przypominać narodowi i władcom o ich wspólnej odpowiedzialności wobec prawdziwego Króla. Człowiek pozbawiony władzy moŜe tak 1 Martin Buber, Platon i Izajasz, Miesięcznik Więź, Warszawa, nr 5-6 (331)/1986 majczerwiec. 12 czynić, gdyŜ jego Ŝycie jest mozolnym przedzieraniem się przez historię i nieustannym odczuwaniem nadchodzących kryzysów”. Tak właśnie było z Księdzem Janem Zieją, który – bezbronny – przedzierał się przez historię głosząc Prawdę Dobrej Nowiny przyjętej jeszcze w dzieciństwie. Jeśli jednak wszystkie zastrzeŜenia wobec przypisania mu miana proroka nie zostały usunięte, nazwijmy go po prostu – świadkiem. W ciągu swego długiego (zmarł mając 94 lata) Ŝycia ksiądz Zieja uczestniczył całym przełomowym rozdziale historii Polski i Europy, Kościoła i świata. Opowiada nam o nim jako świadek. W potocznym rozumieniu jest to ktoś, kto oglądał jakieś wydarzenia i składa o nich relację. Wiemy jednak, Ŝe istnieje teŜ inne pojęcie świadectwa. „Świadek to w rzeczywistości nie tylko ten, kto obserwuje czy stwierdza, lecz ten. kto daje świadectwo, przy czym świadectwo to nie jest zwyczajnym echem, lecz udziałem i potwierdzeniem; świadczyć – to współdziałać we wzroście i nadejściu tego, o czym się świadczy.”2 W tym sensie Chrystus wzywał, aby być Jego świadkami. Ksiądz Jan Zieja przyjął tę Dobrą Nowinę i bez reszty podporządkował jej swoje Ŝycie. Z całą konsekwencją dąŜył, aby stało się ono świadectwem danym Ewangelii. Cały jego chrześcijański radykalizm jest stamtąd zaczerpnięty. MoŜe go ktoś nazwać dziecięco naiwnym utopistą, ale czyŜ sama Ewangelia nie jest taka właśnie: „dziecięca”, „naiwna”, „utopijna”? CzyŜ nie w ten sposób odczytywał ją święty Franciszek z AsyŜu? Czy nie jest tak, Ŝe Dobra Nowina sprzeciwia się naszemu „pragmatyzmowi” i „realizmowi” wskazując na ów inny porządek, który nie jest z tego świata? Zdawało mi się czasem, Ŝe Ksiądz Zieja mówiąc o Ewangelii spogląda na ten właśnie ład. Nie potrafię opisać, jak się wówczas uśmiechał, ani jego gestów, zapału i wzruszenia. Przez całe lata znany był jako jeden z najbardziej płomiennych kaznodziejów. Coś z tego pozostało i powracało w naszej rozmowie. Krzysztof Zanussi, z którym kiedyś odwiedziłem Księdza Zieję, by mogli pomówić o świętym Pawle, zwrócił moją uwagę na bogatą ekspresję tych monologów, na 2 Gabriel Marcel, Rilke świadek spraw ducha, w Homo Viator, Warszawa 1959, s. 314. 13 towarzyszącą im gestykulację i mimikę. Nie było jednak w nich nic z aktorstwa. Moim zadaniem było przekazać moŜliwie najwięcej z tych wypowiedzi, nie uroniwszy ani jednego szczegółu, Ŝadnego niuansu. Wiadomo jednak, Ŝe stylistyka języka mówionego róŜni się od tej, do jakiej staramy się dostosować pisząc. KaŜdy drukowany wywiad jest juŜ pewnego rodzaju przekładem. Starałem się jednak zrobić go jak najwierniej, ocalić moŜliwie duŜo z klimatu odpowiedzi Księdza, ich specyficznego stylu. Efekt końcowy w sposób zamierzony róŜni się więc miejscami od wygładzonej formy literackich okresów, które byłyby w tym przypadku zafałszowaniem. Swobodny tok rozmowy wymagał oczywiście uporządkowania, róŜnego rodzaju zabiegów redakcyjnych i uzupełnień. Zapis ostateczny został jednak we wszystkich fragmentach autoryzowany. Ksiądz Zieja czynił to bardzo skrupulatnie, wprowadzając wiele szczegółowych poprawek. Paryskie wydanie naszych rozmów zostało uzupełnione o kilka wybranych tekstów Ojca Jana oraz o noty informacyjne na temat osób i środowisk, z którymi współpracował. Zawsze marzyłem, Ŝe napiszę jeszcze moŜliwie kompletną biografię Księdza. Jak dotychczas nie udało się zrealizować tego zamiaru, gdyŜ na dwadzieścia lat zajęło mnie całkowicie relacjonowanie pontyfikatu Jana Pawła II. Tymczasem śycie Ewangelią, mimo braku wznowień miało i ma swoich wiernych czytelników, zwłaszcza wśród ludzi, którzy kultywują pamięć o niezwykłej postaci Jana Zieji i modlą się o jego wyniesienie na ołtarze. Fragmenty trafiły do Internetu, spotkać teŜ moŜna kserokopie ksiąŜki. Tym cenniejsza wydaje się inicjatywa wznowienia przez Wydawnictwo „Znak”. W obecnym wydaniu postanowiliśmy dołączyć kalendarium Ŝycia oraz kilka świadectw wybitnych przyjaciół i współpracowników Księdza w róŜnych epokach. W części pochodzą one z filmu W duchu i w prawdzie, zrealizowanego wspólnie z Krystyną Mokrosińską. RównieŜ i ten dokument ma swoją szczególną historię. Rozmawiając z księdzem Zieją wiedziałem, Ŝe Ŝadna ksiąŜka nie odda fizycznego piękna jego postaci i jego płomiennej mowy. Namówiłem do rejestracji jego wypowiedzi Krystynę Mokrosińską. Autorka wielu 14 wybitnych filmów dokumentalnych w latach osiemdziesiątych była jednak pozbawiona moŜliwości wykonywania zawodu, przymusowo zajmując się handlem kwiatami. Operator Michał Bukojemski pracował wtedy dla warszawskiego korespondenta jednej z amerykańskich sieci telewizyjnych. WypoŜyczył od niego kamerę działającą w systemie NTSC, który wymaga konwersji na uŜywany w Europie BETACAM. TakŜe z tego powodu realizacja filmu musiała przez kilka lat czekać na lepsze czasy. Z obawy przed zarekwirowaniem przez bezpiekę nagranie rozmowy księdzem Zieją przeleŜało kilka lat ukryte pod schodami w domu Mokrosińskich na śoliborzu. Film skończyliśmy juŜ po śmierci Księdza, na przełomie 1991 i 1992 roku. W czasie naszych rozmów Ksiądz Zieja często przytaczał Ewangelię. Cytaty zweryfikowałem z własnym przekładem Ojca Jana3 lub z Biblią Tysiąclecia4 Tyle uwag przeprowadzającego wywiad, które wydawały się niezbędne. Niech teraz zabierze głos Ojciec Jan Zieja. 3 Światłość świata. śycie Jezusa Chrystusa i Jego uczniów opowiedziane słowami Ewangelii i Dziejów Apostolskich. Zestawił i objaśnił ks. Jan Zieja, Warszawa 1961) 4 Wydanie VI, Poznań – Warszawa 1976. 15