O Jerzym Nowosielskim z prof. Stanisławem

Transkrypt

O Jerzym Nowosielskim z prof. Stanisławem
O Jerzym Nowosielskim
z prof. Stanisławem Fijałkowskim
rozmawia Jacek Michalak
J.M.: Jak z dzisiejszej perspektywy ocenia Pan twórczość Jerzego Nowosielskiego?
S.F.: To bardzo wielki malarz; tej klasy artyści rodzą się bardzo rzadko. Jerzy Nowosielski nie szukał poklasku, jego sztuka jest pewnym sposobem uprawiania metafizyki, jest w gruncie rzeczy
religijnym widzeniem świata i ludzkiej egzystencji, sposobem dochodzenia do prawdy o miejscu
człowieka w kosmosie. Zawsze interesowała mnie twórczość Jerzego Nowosielskiego i na swój
sposób cały czas próbowałem robić to samo, to jest uprawiać świecką metafizykę. Uważam, że
sztuka jest rezultatem działań symbolicznych i to przekonanie było wspólne dla nas obydwu.
J.M.: Jak się poznaliście?
S.F.: Poznaliśmy się na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Kilka lat przed 1956 rokiem,
gdy Nowosielscy zamieszkali w pracowni malarskiej na VIII piętrze bloku przy ulicy Zachodniej
27 w Łodzi, obok mojej pracowni, przez ścianę. Mieszkałem wtedy z rodziną po drugiej stronie
tej samej ulicy, przy Zachodniej 12, tak więc bliskość mojego domu i pracowni sprzyjała naszym
częstym spotkaniom. Nasza znajomość stała się bliska i wkrótce zostaliśmy przyjaciółmi. Poza
tym spotykaliśmy się jako pedagodzy tej samej uczelni, choć Jurek w łódzkiej PWSSP nie pracował długo, a sama szkoła nie była dla niego miejscem zbyt przyjaznym.
J.M.: Nowosielscy mieszkali w Łodzi w latach 1950-1962. Przyjechali do Łodzi z nadziejami,
wyjechali po dwunastoletnim pobycie do Krakowa. Jakie były tego przyczyny?
S.F.: Łódź w latach czterdziestych i pięćdziesiątych była dla artystów najbardziej atrakcyjnym
polskim miastem. To tutaj najwięcej się działo, bo miasto nie zostało zniszczone przez wojnę. W Łodzi działały wspaniałe teatry, odbywały się koncerty, odbywały się wystawy. Jednak
środowisko artystyczne było pod wieloma względami podzielone, rozbite, pełne sprzeczności,
a przez to nijakie.
Wielu artystów, szczególnie młodych, biedowało i żeby się jakoś utrzymać chwytało się różnych
sposobów. Zosia i Jurek Nowosielscy, podobnie zresztą jak i ja, robili scenografię do teatrów lalkowych.
Wspomniałem już, że Jerzy Nowosielski związany był z łódzką uczelnią plastyczną niezbyt
długo, (zajmował stanowisko wykładowcy), ponieważ nie ukończył studiów wyższych. Proszę
pamiętać, że w latach pięćdziesiątych wiele osób w następstwie zawirowań wojennych miało
skomplikowaną sytuację życiową. Brak dyplomu był w wypadku Nowosielskiego problemem dla
ludzi kierujących wówczas łódzką szkołą. Dodam jeszcze, że łódzcy studenci bardzo go cenili,
on sam też lubił Łódź. Szczęśliwie krakowska Akademia zaprosiła go do siebie, dała dyplom
i powołała go do kierowania pracownią malarstwa, a kilkanaście lat później został profesorem.
Krakowskie środowisko okazało się bardziej skonsolidowane − potrafiło docenić wielkość
Nowosielskiego.
J.M.: Jak ułożyły się Wasze relacje po wyjeździe Jerzego Nowosielskiego z Łodzi?
S.F: Bardzo dobrze. Widywaliśmy się dość często. Wspominając łódzki okres Jerzego Nowosielskiego trzeba też wspomnieć o Teresie Tyszkiewiczowej. Ta niezwykła i wybitna artystka
tworzyła w duchu abstrakcji niegeometrycznej, czy też malarstwa gestu. Miała istotny wpływ
na kształt łódzkiej uczelni, w której zajmowała się tkaniną artystyczną. Prowadziła też u siebie
w domu coś w rodzaju salonu artystycznego, zapraszając nas na rozmowy o sztuce i słuchanie
awangardowej muzyki. Jurek był z Teresą zaprzyjaźniony. Teresa ceniła jego twórczość oraz
dociekliwy umysł i wzajemnie dobrze się rozumieli. Salon Teresy Tyszkiewiczowej był bardzo
ważnym miejscem spotkań kilkorga zaprzyjaźnionych osób, wymiany poglądów; sporo było tam
polityki, w dyskusjach wypracowywaliśmy stanowisko wobec ważnych wydarzeń, jakie wtedy
miały miejsce w kraju.
J.M.: Wróćmy jeszcze do twórczości Jerzego Nowosielskiego. Co Pana w niej interesowało?
2
S.F.: Duchowość sztuki Nowosielskiego. Jego sztuka miała w sobie coś, czego brakowało sztuce
związanej z duchowością katolicką. Jurek był unitą z Łemkowszczyzny. W moim przekonaniu
duchowość wschodniego Kościoła była bardzo interesującym uzupełnieniem duchowości europejskiej i polskiej w szczególności. Dla mnie było niezwykle ciekawe móc obserwować, jak
pewne sformalizowane kanony estetyki i teologii ikony zawarte są w malarstwie, które nie
jest malowaniem ikon, świętych obrazów − jest malarstwem świeckim. W każdym pejzażu,
w każdym portrecie, w każdym akcie można widzieć świat duchowy i to w malarstwie Nowosielskiego jest bardzo ważne. Pod tym względem Jerzy Nowosielski jest wyjątkowym i jedynym
malarzem. Jurek był skupiony na tym, co sam robił, a to, co robił, było bardzo interesujące.
J.M.: Jak sztuka Jerzego Nowosielskiego była odbierana przez łódzkie środowisko?
S.F.: Przez znaczną część łódzkiego środowiska malarskiego Nowosielski nie był chyba rozumiany. Szczęśliwie jednak poza uczelnią istniało Muzeum Sztuki, które odgrywało wówczas wielką
rolę w tworzeniu właściwego napięcia w środowisku artystycznym, choć relacja Nowosielskiego z muzeum nie była bardzo widoczna. Wspominając ten okres, należy pamiętać o bardzo
widocznym podziale na tych, którzy stawiali na rozum i tych, którzy kierowali się w większym
stopniu intuicją. Grupa tych drugich była mniej liczna i stąd wiele spraw, w tym relacje łódzkiego środowiska i Jerzego Nowosielskiego ułożyły się tak, a nie inaczej. Bardzo aktywny i bezkompromisowy Władysław Strzemiński w ogóle nie interesował się sztuką Nowosielskiego,
podobnie jak sztuką Teresy Tyszkiewiczowej, do której odnosił się raczej niechętnie. Mnie się
zawsze wydawało, że połączenie rozumu z intuicją jest tym, do czego należy zmierzać. Z tego
też względu z zaciekawieniem przyglądałem się działaniom Nowosielskiego i Tyszkiewiczowej.
J.M.: Jakim człowiekiem był Jerzy Nowosielski?
S.F.: Był człowiekiem wierzącym, świadomym ludzkiej niedoskonałości i grzeszności jego natury.
To jest wśród artystów rzadko spotykane. Nowosielski był jednocześnie grzesznym i świętym.
Pamiętam go także jako człowieka dowcipnego. Byliśmy kiedyś wspólnie ze studentami na
plenerze. Studenci, jak wszyscy młodzi ludzie, bawili się wieczorami, sporo hałasując. Późnym
wieczorem zeszliśmy do nich i Jurek powiedział do rozbawionych: „Bardzo proszę o zachowanie przyzwoitości!” − Na co jeden ze studentów parsknął śmiechem i wypalił: „A co to jest
przyzwoitość?”− „Ja tylko proszę o przyzwoitość akustyczną” − odparł Jerzy Nowosielski.
Łódź, maj 2015 roku
3