Polska krucjata klimatyczna

Transkrypt

Polska krucjata klimatyczna
Polska krucjata klimatyczna
Marcin Stoczkiewicz 25.10.2013 , aktualizacja: 25.10.2013 18:53
Czerwiec 2013, aktywiści Greenpeace wspinają się na komin elektrowni Turów
Przekonanie, że Unia odejdzie od polityki ochrony klimatu, bo nie podoba się
ona Polakom, to złudzenie. Przyjdzie nam za to słono zapłacić
W Warszawie 11 listopada rozpocznie się światowy szczyt klimatyczny
COP19. Władze Polski intensywnie zabiegały o prawo do organizacji 19. spotkania
stron konwencji klimatycznej. Ale dlaczego minister środowiska Marcin Korolec
zabiegał o to spotkanie właśnie w Warszawie, skoro jawnie zmierza do dekonstrukcji
europejskiej polityki klimatycznej?
Wszystko wskazuje na to, że w przekonaniu obecnej ekipy racją stanu Polski jest
pogrzebanie nie tylko europejskiej, ale i ewentualnej ogólnoświatowej polityki
ochrony klimatu. Pełnienie obowiązków gospodarza szczytu mo że w tym wydatnie
pomóc. Gdy zjadą do Warszawy delegacje z całego świata, zobaczą na ulicach
demonstracje narodowców, którzy będą demolowa ć stolicę pod hasłem obrony
polskiego węgla. Obrazki miasta w ogniu pokażą CNN i BBC. Ulica wspomoże w ten
sposób ministra Korolca w doprowadzeniu do fiaska szczytu.
Liberum veto
Oficjalne stanowisko rządu brzmi: europejska polityka klimatyczna jest błędna,
nadmiernie obciąża gospodarkę Unii, nie ma zaś istotnego wpływu na redukcję emisji
dwutlenku węgla, a to z powodu braku światowego porozumienia klimatycznego.
Unia nie powinna więc rozwijać własnej polityki klimatycznej do czasu wejścia w
życie światowego porozumienia.
Według wersji nieoficjalnej całe to gadanie o ochronie klimatu to wymys ły
europejskiej lewicy albo po prostu dążenie wpływowych lobby do zniszczenia polskiej
opartej na węglu gospodarki. Polska powinna więc dążyć do tego, aby porozumienia
klimatycznego nie udało się osiągnąć. Do czasu wejścia w życie porozumienia
światowego będziemy blokować polityk ę klimatyczną Unii.
W ten sposób należy odczytać słowa ministra Korolca, że nowa polityka klimatyczna
UE powinna powstać dopiero po osiągnięciu globalnego porozumienia w 2015 r.
(wypowiedź dla PAP, 22 maja 2013). A ponieważ postaramy się także, aby
porozumienia światowego nie było, politykę klimatyczną odeślemy ad Kalendas
Graecas. W ten sposób uratujemy polski węgiel, polski Śląsk i osiągniemy
niepodległość energetyczną. Przesadzam? Przyjrzyjmy się faktom.
Nasz kraj zachowuje się w Unii tak jak szlachcic - poseł na sejm w I RP. Gdy rzecz
dotyczy klimatu i energii, krzyczymy: liberum veto! Premier Donald Tusk stwierdził, że
użycie weta podczas głosowania nad pakietem klimatycznym w 2009 r. to bomba
atomowa. A jednak Polska blokuje niemal wszystko, co ma na celu wzmocnienie
polityki klimatycznej Unii.
Podczas konwencji PO na Śląsku premier stwierdził, że "polski węgiel - dziś leżący
na hałdach - będzie znowu zarabiał i dawał energię. Nie damy się wprowadzić w błąd
wielkim przemysłowym lobby () i nie będziemy wmawiali Polakom, że baterie
słoneczne i wiatraki to jest energetyczna przyszłość Polski. To jest zaledwie
uzupełnienie. Nasze źródła energii będą polskim źródłem energii i polskiej
niepodległości energetycznej na długie lata".
Słowa te brzmią jak wypowiedzenie wojny europejskiej polityce klimatycznej opartej
na stopniowym odchodzeniu od węgla i rozwoju alternatywnych źr ódeł energii.
Ta polityka ma pełne emocjonalne i moralne poparcie głównych sił politycznych.
Papierkiem lakmusowym było głosowanie w Parlamencie Europejskim w sprawie
naprawy systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla (tzw.
backloading). Początkowo propozycję służącą naprawie tego niedoskonałego
mechanizmu wspierała cała europejska lewica, łącznie z europosłami SLD. Jednak
po tym, jak prawicowi publicyści okrzyknęli ich zdrajcami interesu narodowego,
wycofali się i zagłosowali tak, jak cała europejska prawica i część centrum. W drugim
głosowaniu w sprawie back-loadingu wyłamał się tylko jeden polski eurodeputowany
- Marek Siwiec.
Jak to się robi w Reichu: ''Zielone idzie na wschód''
Donald Tusk o polskim węglu
Niedawne kłótnie premiera Tuska i prezesa Kaczyńskiego w sprawie pakietu
klimatycznego w większym stopniu dotyczą symboli niż rzeczywistych kosztów i
korzyści. Okazuje się, że palenie węglem jest świętym narodowym obowiązkiem. Cóż
lepszego mogli wymyślić lobbyści przemysłu węglowego, aby odwieść nas od
rzeczywistych problemów, od sięgnięcia do emocji rodem z Sienkiewicza?
Ta retoryka pozwala poczuć siłę i narodową dumę. Władze Polski konsekwentnie
wkładają kij w szprychy polityki klimatyczno-energetycznej UE. I okazuje się, że
potrafimy być skuteczni.
Podobnie jest na froncie krajowym. Udało nam się nie wdrożyć w terminie zarówno
dyrektywy o handlu emisjami, jak i dyrektywy w sprawie odnawialnych źródeł energii,
bohatersko opóźniamy też wprowadzenie w życie dyrektywy w sprawie składowania
dwutlenku węgla. Dyrektywę w sprawie efektywno ści energetycznej wdrożyliśmy z
kilkuletnim opóźnieniem.
Efektywność energetyczną powszechnie uznaje się za dźwignię innowacyjności
gospodarki. Jednak polska ustawa o efektywności energetycznej z 2011 r. została
tak skonstruowana, że praktycznie nie działa.
Klimat a sprawa polska
W perspektywie krótkoterminowej wszystko wygląda świetnie. Ceny uprawnień do
emisji dwutlenku węgla w tym roku były najniższe w historii. Inwestujący w
odnawialne źródła energii zaczynają uciekać, gdyż otoczenie regulacyjne jest tak
niepewne, że banki nie chcą tych inwestycji kredytować. W perspektywie średnio- i
długoterminowej polityka ta ujawni drugą twarz, a skutki dla dobrobytu Polaków będą
opłakane.
Zapomnieliśmy o świętej w dyplomacji zasadzie pacta sunt servanda. Pa ństwa Unii,
którym Polska pokazała figę z makiem, kilkakrotnie samotnie blokując ambicje
klimatyczne pozostałych, nie zapomniały tego policzka. Utrata zaufania to w
dyplomacji europejskiej strata, którą trudno odrobić. Należy spodziewać się retorsji.
Jest romantycznym złudzeniem, że Unia odejdzie od polityki ochrony klimatu, bo nie
podoba się ona Polakom. I za to złudzenie przyjdzie nam słono zapłacić.
Zarazem, odrzucając faktyczną realizację polityki klimatycznej, elity naszego kraju
skazują polską gospodarkę na to, że staniemy się w ęglowym skansenem Europy.
Elektrownie węglowe mają żywotność od 30 do 50 lat. Oznacza to, że polityka
budowy nowych elektrowni tego typu powoduje wzrost uzależnienia naszej
gospodarki na następne pół wieku od paliwa, z którego już wycofuje się Unia, a
ostatnio także USA. Oparcie gospodarki na energii z węgla jest jedną z jej
największych słabości. Grozi nam znany klasycznej ekonomii syndrom tzw. klęski
surowcowej, powtórka paradoksu Hiszpanii. Ponieważ mamy węgiel, blokuje on nasz
rozwój, tak jak w XVII wieku nadmiar złota zablokował na stulecia modernizację
gospodarki hiszpańskiej.
Wreszcie za zmiany klimatu - za powodzie, tornada, klęski suszy - zapłacą nasze
dzieci, ci obywatele RP, którzy dziś mają 5, 10 czy15 lat. Koszty będą gigantyczne.
Wszak samo Ministerstwo Środowiska oszacowało ostatnio, że adaptacja do zmian
klimatu będzie kosztować Polskę w najbliższych latach ponad 80 mld zł.
Cena czarnego złota: ''Węgiel skraca życie Chińczykom. A ile lat zabiera nam?
Wyliczamy''
DeutscheWelle wyjaśnia mechanizmy handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku
węgla
Nasz zaścianek
Dlaczego nasze elity nie dostrzegają grożących nam rzeczywistych
niebezpieczeństw? Skąd ta gorliwość w zwalczaniu wysiłków Unii i części
społeczności międzynarodowej, aby rozwiązać problem, który szef ONZ Ban Kimoon nazwał ''największym zagrożeniem w historii ludzkości''? Polska polityka
klimatyczna tkwi w emocjach, w języku i pojęciach z ubiegłego wieku. Jak zauważył
filozof Ludwig Wittgenstein, granice mojego języka oznaczają granice mojego świata.
Mentalnie żyjemy w innym świecie, w świecie, którego już nie ma, nie dostrzegamy
więc nowych, realnych problemów albo uznajemy je za nierealne. Spójrzmy na
pojęcia, które w świecie globalnych zależności maj ą nowy, niezauważany przez
nasze elity sens.
Uzasadnieniem polskiego klimatycznego "nie pozwalam" jest podobno racja stanu.
Jak twierdzą nasi przedstawiciele, polska gospodarka oparta jest na węglu i racją
stanu jest niedopuszczenie do wzmocnienia polityki klimatycznej. Tak rozumiana owa
racja jest sprowadzona do prymitywnego XX-wiecznego protekcjonizmu
przemysłowego, który jest sprzeczny z regu łami wspólnego rynku jako podstawy
Unii. Istotą racji stanu jest najwyższy interes państwa i narodu oceniany w długiej
perspektywie. Gdy sięgniemy do rdzenia tego pojęcia i skonfrontujemy je z realnymi
problemami wspó łczesności, stanie się jasne, że racją stanu jest zapewnienie
bezpieczeństwa ekonomicznego i ekologicznego Polaków. Dzisiaj racją stanu jest
uniknięcie najgroźniejszych skutków zmian klimatu, które mogą doprowadzić do
katastrofy ekonomicznej i ekologicznej.
Kolejne słowo klucz to ''bezpieczeństwo energetyczne''. W debacie publicznej w
Polsce jest ono sprowadzone do pomysłu na energetyczną autarkię z czasów
Gomułki, z silnie zmonopolizowanym i upaństwowionym sektorem energetycznym. W
dobie globalnych zależności nie zapewni nam bezpieczeństwa dostaw energii
oparcie tzw. miksu energetycznego na węglu, bo złoża tego paliwa według NIK-u
wyczerpują się. Wydobycie węgla w Polsce maleje. W 2010 r. wydobyto go 76 mln
ton, w 2050 wydobycie zmniejszy się do 28 mln ton. Przy utrzymaniu węgla jako
głównego paliwa w 2050 r. będziemy musieli importować aż 80 proc. paliw
kopalnych.
Idee narodowego paliwa i narodowego sektora energetycznego są sprzeczne z
gospodarczymi podstawami Unii, z zasadą wspólnego rynku. Unia konsekwentnie
zmierza do wewnętrznego (wspólnego) rynku energetycznego, tymczasem polski
rząd chce nas uwięzić na węglowej wyspie. Bezpieczeństwo energetyczne powinno
być dziś definiowane przez pryzmat dokończenia budowy wewnętrznego rynku
energii, uniezależnienia się od dostaw energii spoza Unii (w czym największy udział
może mieć energia ze źródeł odnawialnych); powinno się opierać na dywersyfikacji
źródeł energii w kraju i na rozwoju konkurencji na rynku energetycznym.
Przyszłością energetyki na świecie, a zwłaszcza w Europie, jest zróżnicowany miks
energetyczny, z malejącą rolą węgla, wzrastającą rolą efektywności energetycznej,
odnawialnych źródeł energii, z energetyką rozproszon ą i inteligentnymi sieciami
energetycznymi. Nowe elementy rynku energetycznego wymagają postępu
technologicznego, innowacji i badań.
Trwanie przy węglu nie wymaga innowacyjnego myślenia i nie wymusza
innowacyjności gospodarki, wystarczy powielanie XIX- i XX-wiecznych koncepcji i
technologii. W istocie więc polska krucjata klimatyczna, zarówno w sensie społecznokulturowym, jak i gospodarczym, to wojna przeciw modernizacji naszego kraju. Czas
zako ńczyć tę wojnę.
*Marcin Stoczkiewicz - doktor nauk prawnych, członek zarządu fundacji ClientEarth
Poland skupiającej prawników zajmujących się ochroną środowiska