Materiał do pobraia

Transkrypt

Materiał do pobraia
SZLAKIEM NYSKICH CZAROWNIC
Dziennik Anastazji Jawor
Fragmenty wybrane
1633 rok, dzień 83
W mieście panuje naprawdę okropna atmosfera. Ludzie się boją. Zaraza zabiera
coraz więcej ofiar. Zaczyna się niewinnie: katar, kaszel... A potem... Staram się pomagać
jak najlepiej potrafię. Dobrze, że Matka od dziecka przyuczała mnie do medycyny. To
dzięki niej wiem, jak wygląda na przykład poziewnik piaskowy, którym doskonale leczy
się drogi oddechowe. Potrafię też unikać roślin trujących, których zerwanie mogłoby być
tragiczne w skutkach. Dzięki temu teraz, jako dorosła osoba, piastuję stanowisko Starszej
Zielarki. Jest to jedna z ważniejszych funkcji w Domu.
Do moich obowiązków należy między innymi codzienna wyprawa do lasu. Idę
wczesnym rankiem- nie chcę, aby ludzie patrzyli na to, co robię. Już i tak coraz częściej
słyszę za plecami niezbyt pochlebne uwagi. “Czarownica”, mówią. Staram się tym jednak
nie przejmować. Gdyby nie ja i moje Siostry - kobiety które poświęciły swoje życie na
naukę, w celu poznania tego, co jeszcze nieznane i zwalczania tego, co złe - żyliby jak
ostatnie nieuki. Albo nie żyliby wcale, pochłonięci przez jakąś okropną chorobę.
1633 rok, dzień 90
Podczas mojego dzisiejszego spaceru wydarzyło się coś niesamowitego.
Przyzwyczajona do samotności, nuciłam pod nosem piosenkę, której nauczyła mnie
Teresa (nawiasem mówiąc, bardzo mądra kobieta). Cieszyłam się pierwszymi ciepłymi
promieniami słońca (zima w tym roku była wyjątkowo długa!) oraz śpiewem ptaków.
Czułam się niczym pani wszechświata! Pochłonięta własnymi myślami oraz
wypatrywaniem właściwych roślin nie zauważyłam, jak ktoś do mnie podszedł. Gdy
dotknął mojego ramienia, krzyknęłam tak przeraźliwie, że całe ptactwo sfrunęło z drzew.
Okazało się, że tym kimś był Rafał - syn piekarza, u którego zaopatrywałyśmy się w
świeże pieczywo. Gdy zobaczyłam, że to on, zaczęłam śmiać się z własnej głupoty.
Wkrótce oboje zanosiliśmy się donośnym śmiechem. Gdy trochę ochłonęliśmy, Rafał
wyznał mi, że już od dawna mnie obserwuje. Powiedział, że bardzo podoba mu się mój
śpiew. I nie tylko... Lekko zakłopotany powiedział, że mnie kocha.
Pierwszy raz poczułam się naprawdę szczęśliwa.
1633 rok, dzień 120
W Domu mamy ręce pełne roboty. Chorych wciąż przybywa, a my niestety nie
potrafimy im pomóc. Jak dotąd nie odkryłyśmy jeszcze sposobu, aby zwalczyć tę zarazę.
Oczywiście Matka Uzdrowicielka stara się jak może. Chyba w ogóle nie śpi. Całymi
dniami i nocami studiuje księgi, warzy jakieś mikstury, próbuje coś wymyślić. Ale nic nie
pomaga.
Przez to, że nie mamy lekarstwa, większość mieszkańców odwróciło się do nas
plecami. Uważają, że robimy to specjalnie. Że skazujemy na śmierć masę niewinnych
ludzi jedynie dla własnej przyjemności. Przecież to jakiś absurd! Chciałybyśmy im
wytłumaczyć, jak jest naprawdę, ale nie dają nam dojść do słowa. Za każdym razem, gdy
wychodzimy na ulicę, krzyczą za nami jakieś obelgi. Wiedźmy?! Też mi sobie!
1
My po prostu staramy się im wszystkim pomóc.
W tym całym zamieszaniu tylko Rafał się ode mnie nie odwrócił. Co wieczór wkrada
się do Domu. Potrafimy rozmawiać całymi godzinami. Jest naprawdę uroczy.
1633 rok, dzień 126
Nie potrafię w to uwierzyć! To się nie dzieje naprawdę! Przed chwilą dwóch
Strażników Władzy wtargnęło do Domu i... zabrało Matkę Uzdrowicielkę! Posądzają ją
o okultyzm. Przecież to niemożliwe! Matka całe swoje życie poświęciła aby pomóc innym,
a ci okrutni ludzie odwracają się przeciwko niej?! I to ma się nazywać
sprawiedliwością?!
1633 rok, dzień 129
Jutro odbywa się proces. Obowiązkowy dla wszystkich mieszkańców Nysy. Chcą nam
chyba pokazać co spotyka tych, którzy parają się magią. Nie wiem jak ja to zniosę. Matka
była mi naprawdę bliska... Najgorsze, że Rafał nie może być wtedy blisko mnie... Wciąż
udajemy, że nic nas nie łączy. Za spoufalanie się z “wiedźmami” grozi kara gorsza od
śmierci...
1633 rok, dzień 130
Wciąż nie mogę się otrząsnąć po tym, co zobaczyłam. To... było okropne! Ci, którzy
nazywają się “trybunałem sprawiedliwości”, wygłosili wyrok. A w nim... same kłamstwa.
Chciałam wykrzyczeć tym łgarzom prosto w twarz to, co o nich myślę. Tym, co mnie
powstrzymywało był wzrok Matki. Ona chyba nie była nawet smutna... Po prostu
pogodzona z losem.
Spalono ją żywcem. Do tej pory słyszę jej przeraźliwy krzyk...
Rafał także był obecny podczas wygłaszania wyroku. Widziałam strach w jego
oczach. Czyżby bał się o mnie?
1633 rok, dzień 134
Przejęłam obowiązki Matki Uzdrowicielki. Teraz to ja kieruję całym Domem.
Wszystko jest na mojej głowie. Czasem trudno nad tym zapanować. Ma to jednak i dobre
strony: pochłonięta obowiązkami przewodniczącej nie mam czasu na rozmyślania.
Gdybym zaczęła się zastanawiać nad naszym losem, już dawno utraciłabym zmysły.
W natłoku zajęć zapominam o strachu. Siostry nie mają jednak tak lekko. Udają, że
śmierć Matki nie była dla nich wstrząsającym przeżyciem, ale ja wiem, że w głębi duszy
rozpaczają. Chciałabym im pomóc, ale niewiele mogę zrobić...
1633 rok, dzień 150
Zakazano mieszkańcom opuszczania miasta. Teresa przewidywała, że tak się w końcu
stanie, jednak nawet ona nie spodziewała się, że nastąpi to tak szybko. W Domu panuje
przygnębiająca atmosfera. Dziewczyny starają się ukrywać strach, ale ja widzę jak jest
naprawdę. Za długo je znam, aby potrafiły mnie oszukać.
Boję się, że któraś popełni jakieś głupstwo.
2
1633 rok, dzień 161
Moje przewidywania stały się prawdą. Pięć Sióstr nie żyje. Przyłapano je w nocy na
rogatkach, kiedy chciały potajemnie umknąć z miasta. Zabrano je na przesłuchanie. Nie
potrafię sobie wyobrazić, co musiały przeżywać przed śmiercią. Jakiego bólu
doświadczać, z jakim upokorzeniem się spotkać...
Podobno, aby sprawdzić czy rzeczywiście były czarownicami, przywiązano im do szyi
kamień i wrzucono do rzeki. Gdyby wypłynęły to znaczy, że znały się na magii i trzeba by
było spalić je na stosie. A jeśli nie, uznano by je za niewinne... Tak czy owak musiały
umrzeć...
1633 rok, dzień 180
Od jakiegoś czasu nie wychodzę z Domu. Przestałyśmy już pracować nad
lekarstwem. Nie możemy nawet zaopatrzyć się w potrzebne ingrediencje. Boimy się
przebywać w mieście. W każdej chwili Strażnicy Władzy mogą nas złapać i skazać
na śmierć.
Poza tym, jest jeszcze jedna sprawa. Wydaje mi się, że znajduję się
w błogosławionym stanie...
Muszę ukrywać to w tajemnicy, inaczej skazałabym na śmierć nie tylko siebie
i Rafała, ale i to malutkie żyjątko, rosnące we mnie.
1633 rok, dzień 185
Nie rozumiem jak mogłam być tak głupia! Zwabiona promieniami słońca wyszłam na
krótki spacer. Miałam dość ciągłego przesiadywania za grubymi murami Domu.
Próbowałam, nie rzucając się w oczy, dojść do lasu. Tam mogłabym zapomnieć
o wszystkich udrękach. Poczuć się jak dawniej... Niestety... W połowie drogi ktoś podbiegł
do mnie i uderzył mnie w głowę jakimś ciężkim przedmiotem. Osunęłam się na ziemię, a
nieznajomy zaczął kopać mnie po całym ciele. Prosiłam, błagałam, ale był nieustępliwy.
Na koniec wysyczał mi prosto do ucha, że powinnam smażyć się w piekle. Straciłam
przytomność....
...obudziłam się dopiero w celi.
1633 rok, 5/8 dzień od aresztowania
Straciłam rachubę czasu. Wszystkie dni wyglądają dokładnie tak samo. Przesłuchują
mnie od rana do wieczora. Torturują, biją, zadają pytania, na które nie znam odpowiedzi.
Gdyby nie dzieciątko, które we mnie rośnie, już dawno znalazłabym jakiś sposób, aby
zakończyć moje cierpienie...
1633 rok, 18/20 dzień od aresztowania
Inkwizytorzy stwierdzili, że więcej już im nie powiem. Oprócz okultyzmu, zarzucają
mi również, że ciąża (która niestety zaczyna być coraz bardziej widoczna) jest wynikiem
kontaktu z Diabłem. Uzasadniają to tym, że żaden normalny człowiek nie spoufaliłby się
z wiedźmą.
Szczerze? Cieszę się, że to wszystko wreszcie się skończy. Jutro połączę się z Matką.
Żałuję tylko, że już nigdy nie zobaczę Rafała...
3
1633 rok, dzień wykonania wyroku
Mam nadzieję, że po mojej śmierci jakiś dobry człowiek odnajdzie ten dziennik i
zachowa go ku przestrodze dla przyszłych pokoleń.
1646 rok, dzień 80
Długo zastanawiałam się, czy umieścić te parę słów od siebie. Nazywam się
Bogusława Bauman. Przyjechałam do Nysy w 1633 roku. Dziennik ten znalazłam, gdy
sprzątałam jedną z cel. Był bardzo dobrze ukryty. Natknęłam się na niego przez
przypadek (a może z wyroku Boga?). Wsadziłam go pod płaszcz i ukradkiem zabrałam do
domu. Już wtedy wiedziałam, że skrywa historię, której władza nie chce dopuścić do
głosu. Przeczytałam go od początku do końca. Płakałam rzewnymi łzami nad losem
kobiet, które z powodu swojej niezwykłej inteligencji zostały skazane na śmierć... Tak ,jak
chciała jego posiadaczka- postanowiłam zachować go dla przyszłych pokoleń.
1915 rok, 24 września
To co dzieje się teraz na polskich ulicach przypomina mi nieco czasy, o których
przeczytałam w tym dzienniku. Państwa toczą wojny kosztem niewinnych ludzi. Zawsze
dziwiła mnie i będzie dziwić głupota i nieświadomość władzy.
Nazywam się Teresa Kowalczyk. Żyję w okresie tzw. “wojny światowej”.
1942 rok, 16 stycznia
Historia zatoczyła koło. Kolejna wojna, kolejne ofiary. Rozlew krwi. Prześladowania.
Tym razem oprócz kobiet dyskryminowani są również (albo nawet przede wszystkim!)
Żydzi. Lecz nie tylko oni. Osoby starsze, niepełnosprawne, chorowite- zostaje im
odebrane prawo do życia. Bo przecież zajmują tylko przestrzeń, którą można by
wykorzystać w jakiś pożyteczniejszy sposób...
Maria Józefowicz- sanitariuszka, II wojna światowa.
2013 rok, 3 czerwca
Znalazłam ten dziennik na strychu w starej zakurzonej szkatułce. Pomyślałam, że
chyba dawno nikt do niej nie zaglądał. Moja ciekawska natura nie pozostawiła mi
żadnego wyboru- szybko uporałam się z kłódką (była bardzo zardzewiała) i zabrałam się
do czytania.
Tyle czasu minęło od opisywanych w nim wydarzeń. Tyle pokoleń zostawiło swój ślad
w tym zeszycie...
Ja też postanowiłam się tu wpisać. Nazywam się Anna Woźniak. Dziś- dzięki
konstytucji- mamy zagwarantowaną wolność słowa, wyznania i religii. Niestety, ludzie
nadal nie potrafią żyć w tolerancji, pokoju i bezinteresowności. Pod byle pretekstem
rozpętują wojny domowe. Kłócą się na każdym kroku. O wszystko. Jakby tego było mało,
poniżają słabszych, kpią z mniej zamożnych... Nie potrafią pomagać tym, którzy tej
pomocy potrzebują.
Może w przyszłości uda nam się to zmienić?
Anna Woźniak kl. I
4