s. ł. ó. weczko
Transkrypt
s. ł. ó. weczko
S. Ł. Ó. W. E. C. Z. K. O.® Sensowne, ładne, óczone, wielce elokwentne, całkiem zabawne, ko(s)miczne (i) oczywiście ®ozchwytywane Pisemko działające przy pewnym Studenckim Kole Przewodników Turystycznych. Numer(ek) dwudziesty trzeci… ,,Słóweczko” wstępne Kochani! Ani żeśmy się obejrzeli, a już mamy kolejny rok. Tym razem dla odmiany 2007. I choć za oknem gdzieniegdzie kwitną stokrotki i przebiśniegi, tudzież róże (nie tylko na górze), nie dajmy się zwieść pogodzie. Mamy w końcu ZIMĘ!!! Bo jak tak dalej pójdzie, to zimowisko trzeba nam będzie odwołać, albo jakąś nazwę zastępczą znaleźć. A pomyślcie, Kochani Czytelnicy! Kto będzie na jakieś wiosnowisko jechać, toż to niepoważnie brzmi i w ogóle się do niczego nie nadaje. Za nami także kolejny Sylwester, tym razem podwójny. Relacja póki co jedynie pojedyncza, może reszta SKPT zapała Ochotą do napisania słow paru wyjaśnienia ile osób się gdzie mieści i dlaczego zawsze Pinki Winky...Bo jak nie to kolejne śledztwo trzeba będzie rozpocząć, a to nieładnie zaczynać kolejne, jak ostatnie jeszcze oficjalnie niezakończone. Tak więc, jak już pisaliśmy mamy nowy rok. Czas więc na jakieś postanowienia. My mamy już jedno: nie będziemy zmieniać w tym roku naszego adresu mailowego: [email protected]. A teraz pora na Was – może ktoś postanowi do nas w tym roku częściej pisać? Samozwańcza jak zwykle Redakcja GRUSZOWIEC SILVESTER PARTY 2006 CZYLI NIE TYLKO O ŻYRAFACH... Po wielu trudach i staraniach Organizatorki tegorocznego wyjazdu sylwestrowego (Misiu! Misiu! Jeszcze raz DZIĘKI!) udało się! Znalazł się wolny PTSM w niejakim Gruszowcu, i choć to w sumie nie aż tak daleko od Lubomierza, gdzie spędzaliśmy ten szalony czas w zeszłym roku, tegoroczny wyjazd był mimo wszystko inny. Przede wszystkim zarakło nam kilku(nastu) osób, które z przeróżnych powodów być z nami nie mogły (a to jakichś żubrów niewiadomo gdzie szukały, a to miały Ochotę na Ochotnicę albo i na jakąś inszą odmianę). Nie udało się niestety także hucznie zapowiadane spotkanie na Jasieniu. Cóż – jedno jest pewne – za rok postaramy się wszyscy być znowu razem. W zamian było sporo nowych Twarzy (bladych jedynie o wczesnym poranku). Co cieszy niezmiernie, to spora liczba Kursantów, którzy zadziwiali wszystkich swoją determinacją w szukaniu jaskiń – początkowo w internecie, a póżniej na Łopieniu. W porównaniu z zeszłym rokiem (gdzie z prawowitego kursanctwa obecny był jedynie Tomek Kursant) daje to nadzieję, że zostaną na dłużej Zwłaszcza, że niektórzy mają misje specjalne do wykonania a to na urodzinach, a to na wieczorze panieńskim... Ale cicho sza, kto nie był i nie widział, może tylko żałować... Jak zawsze było wesoło, a to za sprawą prysznica na kartki i nie kończących się kolejek, albo znowóż z powodu niemal wiecznie zimnej wody, która spowodowała większy niż nazwyczaj stopień wyrozumiałości dla zapachów wszelakich, a to za sprawą szkolnego dzwonka ostrzeżeniowego, po którym wrota do przybytku czystości i świeżości otwierały się. Lub z kolei dzięki trójkoworomanowemu myciu zębów, albo też pewnej kotłowni, co to ponoć były Prezes po nocach z częścią Redakcji miał odwiedzać... Nie kończący się berek, cudne rozmowy na szlaku i nie tylko, śpiewy i gitarzenie, Magia i Miecz tudzież brydżyk, nie dały szans nawet tradycyjnej Mafii. No i góry, góry, góry! Redakcja przyznaje się bez bicia, że do wesołej grupy gruszowieckiej dołączyła dopiero dnia drugiego (ale z równie wesołą grupą, która miała za sobą doprawdy wesołą podróż pociągiem i jeszcze weselsze oczekiwanie na peksę z Krakowa do Limanowej...), tak więc za bardzo nawet nie wie, jakie szczyty pięknopogodowe straciła. Za to, gdy przyjechała, po przywitaniu się z lekko zaspanymi ludkami i dwiema surrealistycznymi żyrafami powieszonymi z do tej pory niewyjaśnionych względów na fachowo skręconej pętli, przygotowaniu śniadania z czymś dziwnym, udało się jej przy tradycyjnie sprawdzonej już współpracy nawet stopa dla jakiś 25 osób złapać. A potem – kierunek Luboń i schronisko, w którym z niemałym wzruszeniem nasz kalendarz można na miejscu honorowym oglądać. Zdeterminowani Kursanci, którzy poszli gołoborza oglądać, radosny zjazd z Lubonia (bo w wypadku niektórych zejściem tego nazwać nie można było...), decyzja dwumęska o atakowaniu Szczebla i jeszcze bardziej męska o robieniu zakupów przez pozostałą część Ludzkości. Oj, niełatwe to było zadanie, zwłaszcza jak ma się już na tyle w głowach poprzewracane, że na widok gazety krzyczy się pełną piersią i na cały sklep: ,,Gazeta!!! To dobre do butów!’’. Menelskie wegetowanie na dworcu i niełatwe załatwianie busika, bo już nic nie jeździ, a niejeden Pan Kierowca już sobie wypił i przyjechać nie może. Zgarnianie niemal całego SKPT po drodze... Biała breja i nocne gitarzenie w pokoju z ogrzewaniem ... ściennym. Święte Mikołaje, Emeryci i polsko-ruskie Madonny... Nocne Polaków rozmowy przez komórkę w okolicach piątej nad ranem... A potem dzień następny i kolejny etap walki o ciepłą wodę tudzież o kanapkę z meduzą. I pogoda prześliczna, radosny berko-głuchy telefon, walka na śnieżki już na podejściu, walka z wiatrem na szczycie. Jakieś takie uczucie Radości przez wielkie ,,R’’, co to się niewiadomo skąd pojawia i cały dzień potem trzyma... Do tej pory nie wierzę, że to i i jedynie czysta chemia. Spotkanie na samym Ćwilinie z dobrym Znajomym ze sklepiku przy wejściu do Parku Oliwskiego. I Babia i Tatary piękne. No i pomachy ze dwa radosne, dla tych, co daleko... I zejściowy berek, który niejednokrotnie skończył się lodowym upadkiem i kupą śmiechu. I jeszcze radośniejsze łapki w niemal samym Jurkowie, bo przecież nie można iść dalej, jak jest tylu chętnych do paru kawałków czekolady... Wzrok Prezesowej, co to niejednemu w pięty poszedł, karcącokojący... Potem zaś pojednawczo pi...zza w Jurkowie samym, w pięknie świetlistej knajpie, spory klejowogardłowe, czekanie na Pewnego Leśnika i dalsza droga na Mogielicę. I spotkania pod szczytem, bo przecież w tej okolicy w tym czasie, to tylko SKPT się kręci. I piękne Tatry po raz drugi, tym razem o zachodzie słońca. I cisza, co wszystko zagłusza, zachwyty wspólnobezsłowne. I zapach herbaty wiśniowej. No i zejście długie i w świetle księżyca, tak że nawet czołówki potrzebne nie były. Świadomość bezpieczeństwa i rozmowy piękne, co na długo do myślenia dają. A potem kefiry na Krzyżówce i niczym powtórka z zeszłorocznego Sylwestra (Jasień) asfalt, asfat i... jeszcze raz asfalt. I wiatr. I kolejne rozmowy... I breja na słodko, i znów gitarzenie, tym razem ,,na smutno’’, może dlatego, że w Kąciku Higieny i Kąciku Sportowym. Małpy w czerwonym... I dzień kolejny – poranne wstawanie i do Dobrej na mszę gnanie, autobusem z klimatyzacją i Babciami w ludowych chustkach na głowie. I sama msza, radosna wielce, zaczynająca się od ,,Wiecznego odpoczynku’’, a kończąca się na dywagacjach na temat samochodów na kolędę. I późniejsze radosne odkrycia w plecaku, że się pewnej butelki z litrem Kadarki nie wyjęło i gdyby nie pewna Dobra Duszyczka, to trzeba by było i z Kadarką na Łopień wchodzić... I wspomniane już jaskinie i łapkowe oczekiwanie na Kursantów. I podziwianie Pana Bałwana (autorstwa, a jakże SKPTowców!) przerywane chrupaniem kasinych daktyli na szczycie Łopienia. I bitwy nacierankowe, w których niektórzy nie tylko głowy potracili, tak więc trza było szukać Blachy w kupce śniegu i wizytę w Tymbarku, którego rynek można ponoć dłonią przykryć, na czas inny trzeba było zostawić. I kolejne zakupy, tym razem problemowo-żurkowe i łapanie stopa autobusowego dla trzech par wędrowców, którzy dzięki Miłemu Panu Kierowcy mogli potem pohasać do białego rana przy hicie wszechczasów, czyli ,,Eremef ...’’. No, ale jeszcze przedtem przygotowywanie brei i siekanie czosnku na czas i późniejsze kołowe obieranie ziemniaków, faza marchewkowokrajalnicza. Fala, fala! Eh, działo się. Żurek party, nie pogadasz... Dzielne wyjście Kursantów pod opieką Bodzia na Ćwilin i samotny bieg na Śnieżnicę, gdzie kobiety krzyczały na widok przewracającej się świeczki. Życzenia noworoczne i nieoficjalna walka na śnieżki BW kontra BZ (nie zapomnimy determinacji niektórych Pokursantów, którzy nawet gdy ich nie było widać pod stertą szalonych Bezeciarzy krzyczeli z sił wszystkich: ,,Be Wu! Be Wu! Be Wuuuuuuuuu!!!’’) I powroty okienne, stroboskop a’la czołówka, szalone tańce z cudownie ożywioną żyrafą (sztuk jeden) i nakryciach głowy a’la Strażak Sam... I poranne sprzątanie i komplementy, że dobrze widzieć niektórych ludzi na odpowiednim miejscu (czyli z mopem w dłoni), zgodne zamiatanie podłogi i wylegiwanie się na stosach materacy. Późniejsze wyjście, gdzie dopiero można było zobaczyć, ile nas tak naprawdę jest. No i Kraków Płaszów słynny już, z Panią zapowiadającą pociągi o głosie namiętnym niczym Wioletta Villas. Akcja pociąg i klęska urodzaju, bo jak to może być, że udało nam się cały wagon zająć (padł nawet pomysł, godny chyba na jakimś Walnym do przedyskutowania, żeby robić obowiązkowe szkolenie w ramach kursu na jakiejś zwrotnicy w Gdyni Stoczni, albo i Zajączkowie Pomorskim, jak skutecznie i logistycznie poprawnie zajmować przedziały). I dziki tabun ludzi w Krakowie Głównym, niekoniecznie zadowolonych z tego, że przedziały do samego Gdańska zajęte. I mafie, zajączki szalone, gitarzenie do Warszawy, a nawet i dalej, zbiorowe chodzenie do toalety, okupowanej przez zdeterminowanego pasażera płci męskiej (,,Przecież za siedzące płaciłem! Złotówkę od wejścia proszę!’’). Eh, niby to parę dni, ale ciężko było się rozstawać w Gdańsku, ciężko, choć akumulatorki naładowane. Piękny początek roku, co nadzieję niesie na nowe wspólne wyjazdy... No i zawsze można się jeszcze pocieszyć, że następny Sylwester za niecały rok! Jakmietek PS: I jeszcze jedno. Berek! Z NIEMAL OSTSTNIEJ CHWILI CZYŻBY POKÓJ? KAWALERKA? A MOŻE OD RAZU M3? Radośnie donosimy, że oprócz niespodziewanych prezentów (jedynie dla wybranych uczestników wyjazdu) w stylu: nowy model kubka, całkiem dobre stuptuty, spotkanie w Beskidzie Wyspowym przyniosło także wielkopomne wydarzenie, ważne w skutkach dla całego chyba Klubu. Nasza Redakcja dowiedziała się, że nieformalnie zawarty został POKÓJ W GRUSZOWCU między przedstawicielami BZ i BW! Niekórzy z zatwardziałych Bezeciarzy wznosili nawet toasty za BW i się nie krztusili, więc chyba jednak szczere. A wszystko to po sromotnie przegranej przez Bezeciarzy bitwie na śnieżki z BW. Nikt się z szacownych Przeciwników nawet nie odważył stawić o 6. rano przed szkołą, matacząc później i rozsiewając fałszywe plotki, że druga bitwa odbyła się jakoby o 7 rano i tym razem nikt z BW się nie pojawił... Pokój pokojem, ale BeWu rządzi !!! A jednak ZIMOWISKO! Jako że zimy nie znaleziono w grudniu, postanowiono przełożyć poszukiwania na luty. Bo któż znajdzie zimę, jeśli nie my? Już 4 lutego dzielna ekipa tajnych agentów SKPT wyrusza w kierunku Zawoi. Tam nawiążą kontakt z miejscowymi tajnymi agentami Kalinką i Łukaszem, śpiąc w zakonspirowanym pensjonacie „U Kalinki i Łukasza”. Gdyby i to nie przyniosło spodziewanych rezultatów, agenci wyrusza na samą Babią Górę i tam NA PEWNO znajdą jakieś lawiny (choćby z silikonu czy styropianu, ale znajdą, hej!). Całą akcję koordynują specjalne agentki „Ania Ć.”, mająca w Tajnych Kartotekach Telefonii Komórkowej numer 698821681 oraz „Agnieszka K.”, o numerze 696998433. PS. Cała akcja otrzymała w wyniku decyzji Prezesa kryptonim „Zimowisko”. OGŁOSZENIA DROBNE Sprzedam aparat: Lustrzanka Canon EOS 300V W bardzo dobrym stanie, widać lekkie rysy na obudowie - są one wynikiem używania aparatu i nie maja wpływu na jakość zdjęć. W zestawie znajduje się również obiektyw Canon Zoom Lens EF 28-90mm Dodatkowo dodaje: - filtr UV - pokrowiec - osłona na obiektyw - pasek canon Cena do negocjaciji. Bliższe informacje pod: [email protected] To będzie BAL!!! I kolejny Bal Prezesa (a raczej Bal Prezesicy!) odbywający się 17 / 18 lutego zdaje się pod kompromisową nazwą ,,Bajki z lat 60tych’’ przed nami. Z małą nadzieją, że nie wszyscy z wybierających się niego mają na imię Maja albo i Krzyś (i wystarczy im tylko spodenki krótkie założyć i jakiegoś Puchatka pod pachę wziąć) ani też nie pójdą na łatwiznę przebierając się za Włóczykijów ubierając tradycyjny polarek i stuptuty, pozwalamy sobie na publikację rozpaczliwych ogłoszeń, które od czasu jakiegoś znajdujemy w naszej skrzynce mailowej... Szukam wilka. Od biedy może być i jakiś Leśnik... Kapturek Szukam Babci na niezłą imprę Wilk Okulista. Specjalista od wyjmowania kawałków lodu nie tylko z oka. Tanio i profesjonalnie. Zniżka dla wszystkich Kajów. Jeżeli nie masz nic przeciwko niższym facetom, czujesz się sierotą i masz do tego na imię Marysia, napisz koniecznie! Jesteśmy dla siebie stworzeni! Szukam mojej brei. Pilne. Reksio Krasnoludek, mały ludek (adres znany Redakcji) WWW.SKPT.PG.GDA.PL