Opowieść dziadka

Transkrypt

Opowieść dziadka
I miejsce – klasy IV-VI, Cyryl Rozenek –ZS Rybienko Leśne
W opowieściach dziadka
Kiedy pierwszego września 1939 roku wybuchła II wojna światowa, dziadek miał tyle lat, co ja
mam teraz – jedenaście.
Mieszkał w Wyszkowie przy ulicy Kościuszki – naprzeciw parku.
Tak samo jak ja, miał dużo kolegów. Ale najlepszym przyjacielem dziadka był chłopiec, który był
Żydem. Miał na imię Szymon.
Dziadek opowiadał, że przed wojną najczęściej bawili się na niedalekiej łące, gdzie stała
opuszczona stodoła. Wyobrażali sobie, że łąka to lotnisko, a stodoła to ogromny hangar. Marzyli, ze
kiedy dorosną zostaną lotnikami, jak wujek dziadka – Stefek.
Wojna zniszczyła ich marzenia. O napaści Niemców na Polskę, jak większość mieszkańców
Wyszkowa dowiedzieli się z radia o siódmej rano. Nikt nie miał jeszcze wtedy telewizorów, ani nawet
telefonów.
Co tak naprawdę oznacza wojna dowiedzieli się już 4 września 1939 roku, kiedy to Luftwaffe
zbombardowało Wyszków. To było okropne… Dziadek opowiadał, że bomby leciały z nieba jedna za
drugą. Po tym bombardowaniu dużo mieszkańców uciekło z Wyszkowa, szukając schronienia w lasach
lub u rodzin na wsi. Rodzina dziadka została w Wyszkowie, ale tylko kilka dni.
Przed wojną połowa mieszkańców Wyszkowa była Żydami. Hitlerowcy w czasie wojny strasznie
prześladowali ludność żydowską. W Wyszkowie największym oprawcą Żydów był gestapowiec Maks
Ring. Już na początku wojny rozkazał spalić żywcem 77 Żydów.
Na początku wojny zginęli rodzice przyjaciela dziadka – Szymona.
Dziadek długo prosił rodziców, aby zaopiekowali się Szymonem. Bardzo się bali, ponieważ za pomoc
Żydom groziła kara śmierci. Ale zmienili mu imię, dokumenty i zaopiekowali się chłopcem. Na
szczęście nie miał urody żydowskiej.
Dziadek bardzo często opowiadał o wojnie. Była straszna. Niemcy wprowadzili godzinę
policyjną, kartki na jedzenie, zabierali ludziom kosztowności i pieniądze, wywozili do robót
przymusowych w Niemczech, katowali, rozstrzelali za niewinność…
8 września, kiedy to zostały wysadzone obydwa mosty w Wyszkowie, rodzina dziadka zdecydowała
się uciec na wieś. Resztę wojny spędzili u dalekich krewnych najpierw we wsi Rybno, potem uciekli
dalej do wsi Łosinno.
Najbardziej lubiłem te opowiadania dziadka o wojnie, które nie mówiły o okrucieństwie
Niemców. Bo chociaż trwała wojna dzieci bawiły się, jak tylko mogły najlepiej. Dziadek wspominał
zimowe zabawy na śniegu. W miejscu, gdzie dzisiaj zbudowany jest szpital, w czasie wojny była góra,
nazywała się Góra Choinkowa. Zimą służyła dzieciom do zjazdu na sankach i nartach. Dziadek z
Szymonem byli bardzo sprytnymi chłopcami, narty zrobili sobie sami.
Chłopcy często chodzili do biblioteki, która działała w ukryciu. Jedyną tajną bibliotekę podczas wojny
prowadziła w Wyszkowie Janina Jellaczyc. To było bardzo niebezpieczne prowadzić bibliotekę, Niemcy
zakazali. Musiała być bardzo odważną kobietą, dzięki niej wielu ludzi mogło czytać polskie książki.
Dorośli też musieli sobie jakoś radzić. Targi w Wyszkowie już przed wojną odbywały się podobnie
jak teraz we wtorki i piątki. Mieszkańcy kupowali żywność od rolników i sprzedawali drożej
mieszkańcom Warszawy. Bardzo dużo ludzi z Wyszkowa jeździło pociągiem do Warszawy i handlowali
jedzeniem.
Dzięki dziadkowi dowiedziałem się, co oznaczał mały i duży sabotaż. Sabotaż to były działania
Polaków przeciwko Niemcom, które pokazywały, że Polska walczy i chce odzyskać wolność. Jeśli na
przykład fotograf w mieście miał na wystawie swojego zakładu zdjęcie Niemca, to natychmiast
wybijano mu szybę. Polacy malowali znaki „Polski walczącej” na murach domów, zrywano niemieckie
flagi. Duży sabotaż był widoczny w fabrykach, gdzie pracowali Polacy. Pomimo, że byli pilnowani
pracowali wolno albo nie dokręcali dokładnie śrubek w maszynach, które produkowali.
Niemcy dokonywali w Wyszkowie masowych egzekucji, zamordowano ponad 6 tysięcy
mieszkańców. Przed wojną Wyszków zamieszkiwało ponad 11 tysięcy mieszkańców, po wojnie zostało
około 5 tysięcy.
Zostało zburzonych wiele domów. Dziadka dom też został zbombardowany i niestety po wojnie
rodzina dziadka nie miała dokąd wrócić. Zostali u rodziny we wsi Łosinno.
Mam często mówi, że przypominam jej dziadka. I na pewno odziedziczyłem po nim pasję do
lotnictwa. Mam nadzieję, że ja będę mógł rozwijać moje zainteresowania i nikt nie zabierze mi
spokojnego dzieciństwa…