Tomasz Kitliński, „Pokój mon amour”

Transkrypt

Tomasz Kitliński, „Pokój mon amour”
Tomek Kitliński
Pokój mon amour
Auschwitz leży u nas i w Europie.
Maria Janion
Zagłada była efektem wyjątkowego spotkania starych napięć – zignorowanych, zaniedbanych lub nierozwiązanych przez nowoczesność – z potężnymi instrumentami racjonalnego i skutecznego działania, które nowoczesność wykształciła w trakcie swego rozwoju.
Choć samo spotkanie to coś wyjątkowego i wymagało rzadkiego splotu okoliczności, to
jednak składające się na nie czynniki były i są nadal powszechnie obecne i całkowicie „normalne”. Niewiele zrobiono po Zagładzie, by zrozumieć fatalny potencjał tych czynników,
a jeszcze mniej by zapobiec potencjalnie katastrofalnym skutkom ich działania.
Zygmunt Bauman
Żydzi stanowili niegdyś część ciała i duszy Polski, lecz zostali wycięci.
Louise Steinman
Kiedy zapytałem o wojnę, moja babcia rzekła: „Co tu opowiadać? To zbyt okropne”. Trzy
kropki stawia największa pisarka Zagłady, Hanna Krall. Dlatego nie wiem, co pisać. Może
zacznę zatem od pokoju: śladem „projektu wieczystego pokoju” Izajasza, Immanuela
Kanta, Zygmunta Baumana, Seyli Benhabib, Yoko Ono, a także prezentowanych na wystawie Wojna i pokój: Krystiany Robb-Narbutt, Krzysztofa Wodiczki, Zofii Kulik, Mirosława Bałki, Rafała Jakubowicza, Urszuli Pieregończuk, Mariusza Tarkawiana i – być może
mniej Państwu znanej, ale przedstawionej już w ramach ekspozycji Ars Homo Erotica
w warszawskim Muzeum Narodowym, artystki z Ukrainy Wschodniej – Anastasii Mikhno. Obyśmy wpisały się tym w ratowanie świata (hebrajskie tikkun olam).
A Lublin? Dlaczego wystawa Wojna i pokój w naszym – żydowskim, kobiecym,
uchodźczym, polskim, ukraińskim, romskim i queerowym – mieście? Wciąż żyjemy
tu w zaklętym kręgu wojny i pokoju. I dziś to gród najbliższy konfliktowi (50 mil od
granicy ukraińskiej) winien stać się azylem, miastem ucieczki rodem z Biblii hebrajskiej, Levinasa, Derridy i Wodiczki. Podczas wykładu w Galerii Labirynt Piotr Piotrowski domagał się, by Lublin był przestrzenią krytyczną, samokrytyczną. Dlatego trzeba
przypomnieć, że nocą z 7 na 8 października 1939 roku dokonano na Lubelszczyźnie
pogromu. Tak, tu w tym regionie, w Żółkiewce, my – Polacy – zabiliśmy dwudziestu
Żydów. Ten fakt, po konsultacji z Adamem Kopciowskim, opisał Paweł Piotr Reszka,
który wraz z Dariuszem Libionką udokumentował także mord w odległej o dwadzieścia kilometrów od Lublina Rechcie, gdzie bojówka narodowców nocą z 1 na 2 listopada
1943 roku zabiła kilkunastu Żydów. Groźne uprzedzenia wobec tzw. Obcych trwają
u nas i w nas nadal… Wystarczy wymienić ostrzelanie śrutem Galerii Labirynt, powracające na murach znaki gwiazdy Dawida na szubienicy i „zakazu pedałowania”,
ataki na aktywistę pamięci o żydowskim Lublinie Tomasza Pietrasiewicza (wrzucenie
do mieszkania cegieł ze swastykami), plakaty „Won z Lublina!” przeciw działalności
Dariusza Libionki, Katarzyny Hołdy, Roberta Kuwałka, Piotrów Chorosia i Skrzypczaka,
Michała Wolnego oraz paru innych Innych, w tym mój pysk. Dlatego potrzebujemy tu
pilnie nowego artywizmu, performatywnie antyfaszystowskich Trzech gwinei w naszym
postpostmodernizmie. Postuluję nieustanny pokój boży i (s)pokój wewnętrzny; przewidywalnie od zawsze (na zawsze?) wydarza się bez ustanku odwrotnie: bojówkarskie
bojowanie w sobie i z Innymi.
Lublin zatem skupiał, a także skupia wojnę i pokój w kulturze społecznej, tudzież
wizualnej: od pacyfistów i pacyfistek Odrodzenia na Lubelszczyźnie (braci i sióstr polskich – po wygnaniu z Polski, co Adam Michnik uznał za początek nietolerancji; arianie
osiedli w Klużu, tudzież w Niderlandach, gdzie oddziałali na filozofię polityki Johna
Locke’a), przez myślicieli i mistyków żydowskich oraz pisarki żydowskie, aż do współczesności anarchizmu, nauki o pokoju-irenologii (Joachim Kondziela z KUL-u i Grzegorz Leopold Seidler z UMCS-u). Zarazem następuje pożałowania godny wzrost neonazistów dziś. Ale Lublin to przede wszystkim miasto kontrkultury, cywilizacji przeciw
faszyzmowi: tutejsze teatry alternatywne, sztuka postkonceptualna i performansu
w Galerii Labirynt i Białej, unikalne zbiory historii mówionej żydowskiego Lublina i misteria Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”, kolektywy alternatywne Tektura i Cicha 4,
a także działalność dla zaniedbanych dzielnic, dla prekariatu, Pracowni Sztuki Zaangażowanej Społecznie Rewiry. A już przed wiekami o Lublinie sporo wiedzieli myśliciele
pokoju: Leibniz (potomek braci polskich Lubienieckich) i Grocjusz (do którego napisał
list lublinianin o tutejszym haniebnym procesie Żydów – pod pretekstem tzw. „mordu
rytualnego”).
W Zagładzie Lublin Żydowski został zamordowany. Nieopłakane istnienia. Maria
Janion cytuje Dorotę Krawczyńską, że w Polsce nie dokonano żałoby po Holocauście.
Pozostała wyrwa – zwłaszcza w Lublinie. Gmina wyznaniowa, Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów oraz Brama Grodzka dbają o pamięć i życie żydowskie. W ramach tej
wystawy usiłujemy to czynić, zapraszając instalację Krystiany Robb-Narbutt Fuga pamięci. Nie mam słów wobec tej instalacji… To arcydzieło. Mimo traumy i śmierci rodziny
Krystiany Robb-Narbutt, Jej sztukę – w antologii obrazów i tekstów redagowanej przez
Dorotę Jarecką i Wandę Siedlecką – nazwałem miłością do życia, Frommowską biofilią.
Co jeszcze, czy raczej kogo, widzimy na wystawie Wojna i pokój? To oeuvre Mirosława Bałki, interpretowana przez Zygmunta Baumana. Największe wrażenie zrobiło na
mnie dzieło Mirka w ramach genialnej wystawy Andy Rottenberg Gdzie jest brat twój.
Abel?. Również Paweł Leszkowicz postawił pracę Mirosława Bałki w Sali przedmiotu:
osamotnioną, okaleczoną, leczoną – a tak naprawdę leczącą. Bałka nie od dziś wystawia w lubelskim Labiryncie. Jak zauważa Leszkowicz wydanej w roku 2012 habilitacji
Nagi mężczyzna. Akt męski w sztuce polskiej po 1945: „Traumatyczna figuracja rozerwała socrealistyczną iluzję i na stałe wpłynęła na obraz człowieka w powojennej sztuce
polskiej, powracając do dzisiaj – np. u takich artystów, jak Artur Żmijewski, Mirosław
Bałka i Paweł Althamer”.
To Mirosława Bałkę (raczej jego niż Sasnala) łączą powinowactwa z wyboru z malarzem Lukiem Tuymansem. Artyści nie tylko się przyjaźnią, lecz także obaj wznoszą
kontrkulturę wobec wojny, kontrkulturę pokoju.
Obok Mirosława Bałki nasza wystawa umieszcza artystę, kuratora, wykładowcę
oraz działacza społecznego i żydowskiego w Polsce, Rafała Jakubowicza. Należy zwrócić uwagę, że Rafał popełnił tekst o Luku Tuymansie, gdzie rozwija własne tezy, które
przytacza Eleonora Jedlińska w książce Sztuka po Holocauście: „Kolumny idących do
gazu eskortowały samochody oznaczone czerwonym krzyżem (przewożące do Vergassungu środki chemiczne. Komora gazowa miała być salą dezynfekcyjną (napisy: »Myj
się!«, »Pchła – twoja śmierć!«). Nic nie jest powiedziane wprost. Zawsze pojawia się
jakieś drugie dno”.
Drugie dno pojawia się także w pracy Rafała Jakubowicza, wystawianej w ramach
Wojny i pokoju, a zatytułowanej Arbeitsdisziplin. W samym tytule odnajdujemy owo drugie dno: praca-pretekst obozów hitlerowskich, praca-terror korporacji współczesnych.
Na naszych oczach dzieje się coś gorszego niż wyzysk: w dziele Rafała drut kolczasty
otacza fabrykę pod Poznaniem. Jak mówi artysta-aktywista: „Cień Zagłady ciągle wkrada się i prześladuje pozornie neutralne sfery codzienności” (z rozmowy Joanny Roszak
z Rafałem Jakubowiczem w: Słyszysz? Synagoga. Wychodząc spod poznańskiej synagogi
przy Wronieckiej, nakładem Instytutu Slawistyki PAN i Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr
NN” w roku 2015).
Jest też na wystawie Natalia LL. W redagowanej przez Dorotę Jarecką i Agnieszkę
Rayzacher książce Natalia LL. Doing Gender, Kazimiera Szczuka pisze: „Rejestrowanie
przez Natalię LL zapisów seksualności i czynienie z niej materii pisma obrazującego
jej cielesno-językową podmiotowość zdaje się doskonale harmonizować z osiągnięciami niedoczytanej – na co wskazuje Kłosińska – rewolucji 1974”.
Kazimiera Szczuka nowatorsko łączy twórczość Natalii z tak bliską mi écriture féminine (pismem, pisarstwem kobiecym, tworzonym przez autorkę tekstów przeciw wojnie Hélène Cixous). Kazimiera Szczuka nazywa twórczość Natalii LL „wyprzedzającą,
bo skupienie stricte na seksualności, zainteresowanie językiem pornografii, łączy ją
z poszukiwaniami najnowszej feministycznej trzeciej fali i emancypacyjnej sztuki mniejszości seksualnych” (por. tekst Pawła Leszkowicza, Sztuka i demokracja, w: Miłość i demokracja, wydane przez Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, Gdańsk 2006). Tyle Kazia.
Ale razem z jej wywrotową interpretacją, dzieło Natalii LL czyni rewoltę w roku 2015.
I jeszcze jedna buntowniczka: Urszula Pieregończuk. I Natalia LL, i Urszula Piregończuk wpisują się w kobiet krytykę wojny (pamiętajmy, że w polskim rządzie na
inwazję na Irak w roku 2003 nie godziła się tylko Izabela Jaruga-Nowacka). Filmu Punctum się nie rozumie – to się czuje – żeby zacytować teatrolożkę lubelską i światową
Irenę Sławińską za Toulouse-Lautrekiem: „sztukę jak merde – ça se sent”. Pieregończuk
czyta i intertekstualnie wczytuje w film Fiodora Dostojewskiego i Zygmunta Freuda.
Równocześnie w Punctum mamy do czynienia z teatralizacją „zwrotu kinematograficznego w sztuce polskiej”. Z pozoru można by zastosować do filmu Urszuli Pieregończuk esej Susan Sontag Fascynujący faszyzm z odwołaniami do Luchina Viscontiego,
Liliany Cavani, a przede wszystkim Leni Riefenstahl. Ale obraz Urszuli jest par excellence antyfaszystowski! Dlatego obróciłbym formułę Susan Sontag w „fatalny faszyzm”;
„fatalny” w znaczeniu ‘śmiertelny, śmiercionośny, nieszczęsny, zły’. Niestety jednak
„faszyzm” i „fascynujący” mają ten sam źródłosłów w wulgarnej łacinie: falliczne fasces, wiązki, rózgi, a wręcz „pęk rózeg”, jak pisze Władysław Kopaliński: „W nowożytnej
heraldyce często używany, m.in. (z toporem) przez włoski faszyzm, stąd też nazwa
faszyzmu”. Sue Matthias-Kohn dostrzegła fasces na fasadzie Zamku Lubelskiego, przecież XIX-wiecznego i stalinowskiego więzienia, hitlerowskiej katowni.
W swym autokomentarzu Urszula Pieregończuk nawiązuje do Julii Kristevej i filozofii abiektu (którym Piotr Piotrowski interpretował malarstwo Andrzeja Wróblewskiego), przełożonego przez nieodżałowaną Ewę Mikinę jako ‘pomiot’. Jednak w filmie
Punctum spotykamy się z, uczestniczymy w sublimacji abiektu, uwzniośleniu pomiotu.
„Pourquoi y a-t-il ce »quelque chose« qui n’est ni sujet ni objet, mais qui, sans cesse,
revient, révulse, repousee, fascine?”. Znamienne jest opatrzenie znakiem zapytania
właśnie słowa fascine.
Urszula Pieregończuk komentuje samą siebie: „Pisząc scenariusz, wiedziałam, że
spora część opowiadanych historii będzie należeć do głosu z offu. Wybrałam angielskiego lektora. Nie chciałam, aby była to historia Polaka o Polakach. Zaistniała konieczność wprowadzenia kogoś obcego, kto zamknie aktorów w hermetycznym świecie sceny, kto będzie śmiał mówić o nich i do nich o ich życiu i śmierci. Miało to być
poniekąd perwersyjne, ktoś, kto wie, jakiś inny, który nie ma odzwierciedlenia w wizerunku, który jest ponad sceną”.
Tyle reżyserka. Ale jest to jednak historia Polaków o Polakach – samokrytyczna.
Spójrzmy jeszcze na prace Urszuli Pieregończuk Piaskownica oraz Tkanina opada-
jąca. Piaskownica wypełniona jest piaskiem… czarnym. Tkanina opadająca intertekstualnie a subtelnie „absorbuje i transformuje” malarstwo Wróblewskiego; reminiscencje
z Rozstrzelań pojawiają się także w filmie Punctum. Odkrywczo interpretuje Wróblewskiego Dorota Jarecka: badaczka dostrzega w twórczości malarza sceny z getta. Paweł
Leszkowicz wystawiał akt kobiecy Wróblewskiego na wystawie GK Collection #1 z roku
2007, a w studium Nagi mężczyzna argumentuje: „W Portrecie organicznym (1957)
mężczyzna jest dla artysty [Wróblewskiego] formą wypełnioną zawartością wnętrzności i organów płciowych. Wojenna dehumanizacja i degradacja osoby ludzkiej rejestrowana w tragicznych postaciach kobiet, mężczyzn i dzieci Andrzeja Wróblewskiego,
stawia estetykę brzydoty w głębokiej historycznej i egzystencjalnej perspektywie pokrewnej powojennej sztuce europejskiej poszukującej figuracji odpowiedniej dla wyrażenia traumy II wojny światowej”.
Poszukujące reprezentacji urazu naszej współczesności prace Pieregończuk – czytelniczki filozofii, psychoanalizy oraz serii Transgresje Marii Janion i jej zespołu – są
brzydkie i piękne, organiczne i ezoteryczne, nieświadome i nadświadome. Film Punctum, a także instalacje Piaskownica i Tkanina opadająca stanowią sztukę postpostmodernistyczną: nowo i inaczej, nowatorsko (samo)krytyczną w Polsce; może to właśnie tańczące „drżące ciała” w rozumieniu Karola Sienkiewicza? Czy twórczość Urszuli
Pieregończuk jest katartyczna? Oto sublimacja we Freudowskim wydaniu, tudzież
Bataille’owskim. Marcin Lachowski cytuje Aleksandrę Skrabek (z pracy pod kierunkiem
Małgorzaty Kitowskiej-Łysiak), określającą myśl tego surrealisty-pornografa-filozofa:
„Nie chodzi tu rzecz jasna o usuwanie hamulców, wydobywanie ich na światło dzienne
czy zniwelowanie praw, gdyż to właśnie ich istnienie warunkuje możliwość transgresji,
która staje się autentyczna dzięki przeżywanej trwodze”.
Arcyciekawe są rozważania Julii Kristevej (laureatki nagród Hanny Arendt, Holberga i Havla) o prozie Jonathana Littella i… sublimacji. Max Aue – jak wiadomo – dociera
na Lubelszczyznę.
W pracach cliché-verre Brunona Schulza Paweł Leszkowicz dostrzegł zapowiedź Holocaustu (podobnie jak Jacek Leociak figurę Zagłady zobaczył w Józefie Czechowiczu,
lubelskim poecie awangardowym i gejowskim, który, jak przypomina Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, fotografował miasto żydowskie w Lublinie). Ewa Kuryluk
stawia gąsienicowy powóz Brunona Schulza u początku sztuki naszej współczesności – zamiast Kazimierza Malewicza: „Za białym kwadratem Kazimierza Malewicza
rozciąga się długi tunel. W jego ciemnościach karzeł jedzie na czarnej gąsienicy. Aby
pojąć paradoksalny charakter XX-wiecznego człowieczeństwa, dobrze jest uzupełnić
znaną fasadę sztuki współczesnej – absolutu abstrakcji – lekceważonym zapleczem:
groteskowym realizmem Brunona Schulza, którego powrót do przeszłości kończy się
w przyszłości” (The Caterpillar Car, or Bruno Schulz’s Drive into the Future of the Past,
przekład Moniki Adamczyk-Garbowskiej w antologii Bruno Schulz – in memoriam, wydanej pod red. Małgorzaty Kitowskiej-Łysiak w lubelskim wydawnictwie FIS).
Linia sadomasochistyczna, którą Paweł Leszkowicz wyznaczył w sztuce polskiej –
od Brunona Schulza przez Jerzego Nowosielskiego do Doroty Nieznalskiej (ich dzieła
wyobrażam sobie na wystawie Wojna i pokój) – powinna być uzupełniona o Natalię LL,
Mirosława Bałkę, Rafała Jakubowicza, Urszulę Pieregończuk; a także Zofię Kulik i Mariusza
Tarkawiana (o których twórczości za chwilę).
A dziś obraz tortur z Abu Ghraib z napisem „Made in Poland” wykonali jako
tak istotną dla zmiany społecznej (i estetycznej!) „publicystykę wizualną” Ewe Kruszewska i Szymon Pietrasiewicz na łamach „Gazety Wyborczej w Lublinie”. Z kolei
Izabela Maciejewska, łódzka artystka, pomalowała pasiak z obozów hitlerowskich
na tęczowo, za mało mówimy bowiem o tym, że lesbijki (jako tzw. aspołeczne) i gejów („różowy trójkąt”) naziści prześladowali i deportowali do obozów. Katarzyna
Remin i Kampania Przeciw Homofobii przygotowały wystawę o cierpieniach LGBT
w hitleryzmie, przedstawioną w lubelskiej Chatce Żaka. Homoseksualiści znajdowali się na samym dnie hierarchii łagrów, lesbijki zaś poddawano przymusowemu, brutalnemu „leczeniu” psychiatrycznemu w Związku Sowieckim. Peter Reichel
stwierdził, że nazizm „połączył Żydów i gejów, chorych psychicznie i kryminalistów-recydywistów, komunistów i Romów, aby stworzyć »wyklętą rasę« grup zmarginalizowanych, skazanych na śmierć”. Christina von Braun z Zentrum Jüdische Studien
Berlin-Brandenburg rozważa owe eliminacyjne uprzedzenia wobec Żydów, kobiet,
Ewe Kruszewska, Made in Poland, 2015
Izabela Maciejewska, Getto XXI, 2014
gejów, a także mniejszości – i właśnie to omawiała w Lublinie. Jesteśmy dla integrystów „ciałami obcymi”.
Nie ma to nic wspólnego z religią. Koran nie nawołuje do wojny; zaleca wręcz pokój. Dżihad to walka wewnętrzna. W Biblii Izajasz prorokuje pokój: „Wtedy swe miecze
przekują na lemiesze, a włócznie swe na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie
miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny” (przekład tyniecki).
Napisałem już w Obcy jest w nas (2001): „Słowa Izajasza wykuto przy siedzibie
Organizacji Narodów Zjednoczonych. Widywałem tam codziennie bezdomnych,
a w pięćdziesiątą rocznicę uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka kobiety
protestujące przeciw łamaniu tych praw. Bo ksenofobia, wojny, czystki etniczne, wykluczenie”.
A glokalnie w Lublinie? Ważne jest przedstawienie Teatru NN Opowieści z nocy:
ascetyczne a mocne. Pojawia się tam postać Seweryna Aszkenazego. Urodzony w 1936
roku, w czasie Zagłady ukrywał się w malutkim bunkrze pod piwnicą polskiego gospodarza. W przedstawieniu Witold Dąbrowski przejmująco czyta tekst o Aszkenazym:
„Pan Noc, odkąd go znam, zawsze chodzi ubrany na czarno. Ma pogodną twarz i błękitne, mądre oczy. Pan Noc jest Żydem, który przeżył Zagładę. Był wtedy małym dzieckiem. Przez dwa lata razem z rodzicami i bratem ukrywał się w specjalnie wykopanej
piwnicy. W tym czasie tylko raz wyszedł z tego ukrycia. Była noc i świecił księżyc. Pomyślał, że na świecie dnia już nie ma i pozostała tylko noc”.
Obecnie Aszkenazy zajmuje się działalnością charytatywną w Los Angeles – naprawianiem świata (wymienioną już ideą i praktyką tikkun olam).
„Gdyby wojny nie było…” – rzuciła hasło lubelska organizacja pozarządowa Homo
Faber. Konkurs wygrał film Piotra Brożka, który powiedział w rozmowie z Piotrem
Skrzypczakiem: „Po przeczytaniu opisu i obejrzeniu filmu można dokonać wyboru –
można wybrać to pierwsze wyjście, czyli te dwa zdania, które się tam pojawiają: „Justus ma tyle i tyle lat, mieszka w okolicach Lublina, natomiast Dymitr przyjechał osiem
lat temu do Lublina, gdzie mieszka”. Natomiast drugie wyjście – »2nd exit« – jest
wyłącznie dla osób, które nie przeżyły wojny. To zdanie jest istotnym, bardzo interaktywnym elementem. Dlatego, że pierwsze wyjście jest tym, o którym wspomniałem
przed chwilą, natomiast drugim wyjściem jest ten film. Widz może sobie wybrać pierwsze wyjście – przeczytać te dwa zdania i na tym skończyć, ale też ktoś może wybrać to
drugie wyjście, ale tylko wtedy, jeśli urodził się po wojnie albo po prostu jej nie przeżył,
bo został zabity”.
W Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” Piotr Brożek stworzył profil facebookowy
poległego na Majdanku lubelskiego dziecka żydowskiego, Henia Żytomirskiego.
Podobnie uczestnik wystawy Wojna i pokój, Mariusz Tarkawian namalował w ramach projektu Open City graffiti piosenki w języku jidysz na fasadzie kamienicy przy ul.
Jasnej. Dialogiczne, intertekstualne, pełne wiedzy kulturowej i psychicznej prace Tarkawiana podsumowują kondycję współczesną. Jego korytarz rysunków w Galerii Białej
Kolokwium z historii sztuki i cywilizacji podsumowały ludobójstwa w dziejach ludzkości
– ludobójstwa, które trwają. Z pochodzenia Ormianin, Mariusz ma wrażliwość mniejszościową: specjalnie wykonał freski do ekspozycji Ars Homo Erotica.
Póki co, wojna rulez. „Polityka nie jest jak dla Hannah Arendt polem, gdzie rozpościera się wolność ludzka. Świat współczesny, świat wojen światowych, Trzeci Świat,
podziemny świat śmierci nie dodają nam splendoru obyczajności miasta greckiego”
(Julia Kristeva w przekładzie Michała Pawła Markowskiego i Remigiusza Ryzińskiego).
W literaturze być może najbardziej wstrząsająco ukazała wojnę Anna Świrszczyńska.
Obok poetki stawiam prozaiczkę i twórczynię filmów Marguerite Duras z jej dziennikami czasu Zagłady La Douleur, które z napięciem czytałem na początku lat 90. To
(znów Julia Kristeva w tym samym przekładzie)„sekretny dziennik prowadzony w czasie wojny, którego najważniejsze opowiadanie relacjonuje powrót bohatera, Roberta
L., z obozu w Dachau”. Według mnie, najważniejsze opowiadanie owego dziennika to
niemożliwa historia niemożliwego wypróżnienia byłego więźnia po piekle kacetu.
Dlaczego wojna? Warum Krieg? – postawił pytanie Sigmund Freud w korespondencji z Albertem Einsteinem. Może odpowiadają na tę drastyczną kwestię najnowsze
interpretacje twórczości Aliny Szapocznikow pióra Andy Rottenberg, Agaty Jakubow-
skiej, Joanny Mytkowskiej, Griseldy Pollock, Ernsta van Alphena, Doroty Jareckiej.
Niech mi wolno będzie dorzucić autocytat z Obcy jest w nas: „To zielnik »kalekujący«.
To zielnik błota obozu… Pamiętam niewyraźną fotografię części jej Zielnika. Lata 70.,
ja – dziecko. Wpatrywanie się. Wróżebny, przemijalny, kruchy wosk. Otóż nie. Poliester
i drzewo polichromowane”.
Alinę zestawiłem z oeuvre Zofii Kulik – pracami z serii Wojny etniczne, przedstawionymi na wystawie Wojna i pokój: „Słucham fotografii Zofii Kulik. Czaszki na chustach.
Słuch właśnie: oto jej »barok bałkański«, vanitas dwudziestowiecznego ludobójstwa,
Stabat współczesnych matek wobec zwisających synów. „Kiedy zwisał syn”, dum pendebat Filius. Macierzyństwo według Zofii Kulik”.
Obecna na naszej wystawie Monstrancja Zofii Kulik z bezgłowym, akefalicznym, autoportretem i kruchym aktem Zbigniewa Libery znalazła się na okładce książki Obcy jest
w nas. Sztuka Szapocznikow, sztuka Kulik to sztuka podmiotowa (anachronicznie powtarzam termin Ignacego Matuszewskiego za Wiesławem Juszczakiem). „Potrzebujemy pokojowej międzypodmiotowości, pacyfistycznej intersubiektywności – zwłaszcza
tu i teraz w Lublinie…”.
Urodziłem się tylko/aż dwadzieścia lat po II wojnie światowej. Rodzice pamiętają
bombardowania, tajne nauczanie, uchodźcze tułaczki i ukrywanie Ocaleńczyni. Stryj
ojca przeżył Oranienburg i Sachsenchausen. Pamiętam zimną wojnę i jej kulminację –
stan wojenny. Brałem udział w strajku szkolnym w roku 1981, choć potem nie nosiłem
opornika. Uczestniczyłem za to w teatrze alternatywnym. Trzeba przezwyciężyć absurdalne zdanie mego ulubionego miłośnika mądrości – Heraklita: „Wojna ojcem jest
wszechrzeczy” (pólemos patēr pantōn – za mało tu, jak to nazywa Adam Krokiewicz,
„sprzęgu przeciwieństw”). Już pisałem w katalogu wystawy w Galerii Labirynt Miłość
to miłość: sztuka jako aktywizm LGBT – od Brytanii po Białoruś: „Jak pielęgnować nasze
wspólne człowieczeństwo – z uchodźcami umierającymi na granicach UE, kobietami,
migrantami zamienionymi w niewolników, z Żydami, Romami, bezdomnymi, bezrobotnymi, osobami transgenderowymi i homoseksualnymi? Jak ograniczyć nadmierne,
wręcz patologiczne, hołdowanie ścisłemu należeniu do „normy” (dominujący naród,
heteronormatywność, grupa uprzywilejowana ekonomicznie) ze szkodą dla tych, którzy nie należą?”.
I tu rola sztuki. Niedawna wystawa w brytyjskiej galerii Pallant House Conscience and Conflict. British Artists and the Spanish Civil War przypomniała mi wagę sztuki
w proteście i bezpośrednim geście, a wręcz czynie przeciw wojnie. Obok rysunków
medycznych Barbary Hepworth i instalacji Wilde’owskich Michaela Petry’ego, ekspozycja stanowiła chyba najlepsze wydarzenie w Pallant. Dowiodła pokojowej siły sztuki,
kontrsztuki.
Urszula Pieregończuk pisze o przemocy systemowej, „gdzie nic nas nie chroni,
gdy pojawia się pytanie: czy kiedykolwiek nas chroniło, każdą jednostkę z osobna, jako
pełnowartościowego człowieka, który ma prawo do…”. To właśnie dlatego winniśmy
pamiętać o wadze myśli i działania na rzecz praw człowieka w Polsce i Europie tak
wybitnych prawniczek i prawników, jak: Ewa Łętowska, Maria Szyszkowska, Zbigniew
Hołda, Jan Woleński, Mirosław Wyrzykowski, Adam Bodnar, Lidia Kołucka-Żuk, Jakub
Urbanik, Krzysztof Śmiszek i Krystian Legierski oraz, zajmująca się bezpośrednio sztuką, Joanna Hołda, a także autorzy istotnej książki Cenzura w sztuce polskiej po 1989
roku. Aspekty prawne – Anna Demenko i Jakub Dąbrowski.
Dlatego trzeba nam (post)humanistyki zaangażowanej, afirmatywnej (Ewa Domańska), wrażliwej (Michał Paweł Markowski), sztuki na rzecz zmiany społecznej: śladem
Brechta, Weigel i wielu innych kobiet, Marcusego, Cixous, Kristevej, Rancière’a, a przede wszystkim glokalnego Lubelskiego, gdzie antywojenni arianie nie nosili miecza.
Pilnie potrzebujemy gościnności wobec Innych, gość-inności, jak to określił (oczywiście w Lublinie – na zaproszenie teatru alternatywnego Janusza Opryńskiego) filozof
Cezary Wodziński. Gościnność wobec Obcych, Przybyszek, Mniejszości uważam za
podstawę demokracji. Opokę pokoju.
Pamiętajmy, że Kantowski „projekt wieczystego pokoju” prowadzi do kosmopolityzmu typu filozofów: Marthy C. Nussbaum, Kwame Anthony’ego Appiah czy Seyli Benhabib; o myśli tej ostatniej pisze lubelska politolożka, aktywistka i wokalistka Sylwia
Nadgrodkiewicz: „Wszyscy mogą brać udział w »praktycznym dyskursie« bez względu
na swoją tożsamość, co oznacza, że do dyskusji zostają włączeni zarówno obywatele
danego kraju, jak i wszyscy inni pozostali (non-citizens) zamieszkujący dany kraj. Mogą
zostać włączeni również sąsiedzi, co przy rozwiązywaniu niektórych spraw (na przykład dotyczących ekologii) jest niezwykle istotne”.
A gdyby Arendtowskie samorządy, rady (councils) skonfederować światowo, by tworzyć planetarną Kristevowską „konfederację obcości”? Czy tak wypracowałybyśmy pokój?
Czy Lublin otworzy się na własne tradycje (zawsze w liczbie mnogiej!) współistnienia różnorodnych narodów, religii, ateizmów? Czy będzie gość-inny? Czy będzie wolny
od nacjonalizmu, militaryzmu i fundamentalizmu? To zależy od nas.
Po czeczeńsku (Czeczenki i Czeczeni, uciekinierki-uciekinierzy z wojny są wśród
nas w Lublinie): Sałam alejkum. „Błogosławieni i błogosławione czyniące pokój”. „Od
czołgów i goliatów wybaw nas” (Miron Białoszewski śpiewany przez Stanisławę Celińską). I od dronów. „Obdarz nas pokojem”. Pacyfa! I jak się śpiewało w jidysz w Lublinie
– i znów to śpiewamy: „Niech będzie pokój!/ Pokój na całym świecie!” – szolem zol
zajn!/ szolem ojf der gancer welt!
Lublin, 9 sierpnia 2015 roku – w 73. rocznicę zagazowania w Auschwitz-Birkenau
żydowskiej filozofki, feministki i mistyczki Edyty Stein, a zarazem w 70. rocznicę zrzucenia bomby atomowej:
LUI: Tu n’as rien vu à Hiroshima. Rien.
ELLE: J’ai tout vu. Tout...
(Marguerite Duras, Hiroshima mon amour)
Ten tekst dedykuję, za Ich wizję i akcję (czyn, działanie, Arendtowska action), Irenie
Grudzińskiej-Gross, Louise Steinman, Josephowi R. Hawkinsowi z Toshim, Veronice Bauer, Amelii Jones, Shirze Tarrant, Tracy Moore i całej synagodze LGBTQ, Beth
Chayim Chadashim, Kim Yasudzie, Peggy Kamuf, Lindzie Ekstrom, Gabriele Lesser,
Magdzie Sroce, Janowi Feddersenowi, Elżbiecie Matyni, Ewe Kruszewskiej i wszelkim
Pietrasiewiczom oraz Hiromi Ito. Dmitrijowi Nikulinowi za nowe spojrzenie filozoficzne i Piotrowi Brożkowi za nowe spojrzenie reżyserskie. A przede wszystkim Magdzie
Linkowskiej, Waldkowi Tatarczukowi, Florze Nastaj, Paulinie Kempisty, Oli Skrabek,
Ani Ignasiak, Dianie Kołczewskiej, Alicji Burek, Ani Kiszce, Jolancie Męderowicz, Karolowi Rębiszowi i Wszystkim z Galerii Labirynt, którzy tak ciężko pracują nad wystawą. Chciałybyśmy zaprosić do napisania tekstów tego katalogu Małgorzatę Kitowską-Łysiak (zm. 2012), Roberta Kuwałka (zm. 2014) i Piotra Piotrowskiego (zm. 2015) – my
z Nich wszystkie…