Przygotowując się na nowe - Sztab Generalny Wojska Polskiego

Transkrypt

Przygotowując się na nowe - Sztab Generalny Wojska Polskiego
T E M AT N U M E R U
Czy Sojusz Północnoatlantycki to jeszcze sojusz obronny,
czy tylko klub polityczny?
O nowych zagrożeniach dla Sojuszu i Polski, o zdolnościach obronnych
naszej armii, marynarce wojennej, dronach w polskiej armii i obronie
przeciwrakietowej w ramach Smart Defence,
a także celowości obecności w Afganistanie w rozmowie
z Tomaszem Badowskim opowiada Szef Sztabu Generalnego Wojska
Polskiego, Generał Mieczysław Cieniuch.
„Przygotowując się na nowe
nie zapominamy
o starych zagrożeniach
”
Z Szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego rozmawia
Tomasz Badowski
TB: W maju odbył się szczyt NATO
w Chicago, a następnie warsztaty natowskie
w Rzymie. Gdy obserwujemy kolejne szczyty
NATO, nasuwa się pewne spostrzeżenie – że
Pakt staje się powoli coraz bardziej instytucją bardziej polityczną, klubem państw rozwiniętych, a nie sojuszem stricte obronnym.
Czy Pan Generał podziela te odczucia?
Szef Sztabu Gen. Cieniuch: NATO zawsze
było organizacją polityczno-militarną. Taki był
jego początek. Od polityki się bowiem wszystko zaczyna, a funkcje militarne są jej pochodną. NATO jest organizacją, która się zmienia –
byłoby bowiem źle, gdyby Sojusz Atlantycki,
jako organizacja nie ulegał pewnym przeobrażeniom, bo taka przecież jest natura rzeczy –
świat się zmienia, sytuacja geopolityczna jest
również w ciągłym rozwoju, w związku z czym
Sojusz też fluktuuje. W którą stronę? Bardziej
ku polityce czy bezpieczeństwu? Wydaje się,
że sytuacja różnie wyglądała na kolejnych etapach jego rozwoju oraz w zależności od położenia geograficznego jego poszczególnych
członków. Czy z polskiego punktu widzenia
Sojusz jest organizacją aktywną i pożyteczną?
Odpowiedź jest definitywnie pozytywna, bo
6
STOSUNKI MIĘDZYNARODOWE
Sojusz nadal jest organizacją efektywną. Nie
ma drugiej takiej polityczno-obronnej organizacji, która zapewniałaby swoim członkom dziesiątki lat stabilnego rozwoju, bezpieczeństwa,
a Sojusz to robi. Dla Polski jest to już 13 rok,
dla innych członków znacznie więcej. Pokazuje
to, że NATO jest nadal potrzebne, liczące się
w świecie, i daje dobre rezultaty.
Wspomniał Pan o nowych zagrożeniach
dla światowego bezpieczeństwa. Głównym
celem NATO wobec każdego państwa była
obrona przed radzieckimi dywizjami mającymi zmierzać w stronę Paryża i Atlantyku.
Obecnie mamy do czynienia z terroryzmem,
cyberterroryzmem, konfliktami o niskiej intensywności. Przykład Libii pokazał, że potencjał obronny NATO jest jednak zbyt mały –
o czym może świadczyć choćby to, że po
kilku dniach operacji, niektórym państwom
zabrakło amunicji do wykonywania zadań.
Taka jest rzeczywistość, taka jest właśnie
aktywność na świecie. Nowa sytuacja w zakresie bezpieczeństwa pokazuje, że zagrożenia
zmieniają swój charakter, ewoluują. Clausewitzowskie podejście zakładające, że siły zbrojne
T E M AT N U M E R U
najlepiej przygotowane są do wojny, która już
się odbyła, nie przystaje do współczesnych
realiów. Siły zbrojne muszą znacznie wybiegać
w przyszłość i mieć na uwadze przede wszystkim nowe, często nie do końca zdefiniowane
zagrożenia. Nie jest to łatwe. Ważne jest aby
przygotowując się do nowego rodzaju zagrożeń, nie zapomnieć o starych, na które nadal
przeznacza się środki finansowe.
Co do operacji w Libii, to uważam, że
z punktu widzenia Sojuszu, powinna być
oceniana pozytywnie – rozpoczęła się jako
operacja kilku koalicjantów. Po uruchomieniu procesu politycznego przekształciła się
w małą operację połączona Sojuszu. Sprawa
Libii pokazała, że Sojusz jest zdolny do takich
działań. Prawdą jest, że nie wszyscy członkowie brali w niej udział, a niektórzy czynili
to w wąskim zakresie. W drugim etapie tej
operacji, z kierowania nią wycofały się Stany
Zjednoczone, a zatem nasz zasadniczy partner w Sojuszu, a mimo to operacja zakończyła się sukcesem.
Elementem, na który moim zdaniem warto zwrócić uwagę, jest fakt, że w operacji libijskiej po raz pierwszy na tak dużą skalę użyto
broni precyzyjnego rażenia. Operacja z jej
użyciem zakończyła się stosunkowo szybko
i bez skutków ubocznych dla społeczeństwa.
W podjętym działaniu istotne było bowiem
zniwelowanie bad collateral damage – skutków ubocznych. Zasoby tego rodzaju amunicji niektórym państwom wyczerpały się szybciej, co wcale nie oznaczało, że nie posiadały
one innych zasobów, choć w tym przypadku
nie były one zaplanowane do użycia.
Zatem, czy Sojusz jest przygotowany
na to, by sprostać nowym zagrożeniom?
Szczególnie w czasie kryzysu ekonomicznego i cięć w budżetach obronnych większości
państw członkowskich?
Nowe zagrożenia nie wyeliminują starych.
W najbliższym czasie na pewno powstaną kolejne ogniska zapalne i konflikty, o których mówimy „asymetryczne”, „niemilitarne”, „niekonwencjonalne”. W rzeczywistości stają się one
elementem, co do którego nie tylko siły zbrojne,
lecz także całe państwa muszą się przygotować. Są to zagrożenia, które coraz bardziej angażować będą inne elementy czy organy państwowe aniżeli siły militarne, więc na to trzeba
zwracać uwagę. Przygotowanie przeciwwagi
dla rozwoju tych zagrożeń często natrafia na
liczne bariery, chociażby ekonomiczne.
W mediach, co jakiś czas, pojawiają sie komentarze wskazujące na to, że
polska armia bardziej przygotowuje się
do tych nowych zagrożeń i udziału w misjach, niż do swojego zasadniczego zadania, jakim jest obrona ojczyzny. Wobec
tego, jak w tym zmieniającym się międzynarodowym środowisku bezpieczeństwa
i pojawianiu się nowego rodzaju zagrożeń
odnajduje się Polskie Wojsko, które na tle
innych państw nadal ma dobrą pozycję
i stabilny budżet?
Nie ma żadnej wątpliwości co do tego,
że zasadniczą misją Wojska Polskiego było,
jest i będzie obrona własnego terytorium,
a wszystko inne stanowi uzupełnienie i traktowane może być w drugiej czy trzeciej kolejności. Udział w operacjach poza granicami kraju,
jeżeli służy pierwszej misji, powinien być postrzegany pozytywnie. Nie możemy go jednak
wykluczyć. Jako wiarygodny i stabilny partner
musimy realizować zobowiązania sojusznicze.
To jest również w naszym długofalowym interesie. Zasadniczym pytaniem według mnie jest
to, czy operacja w Afganistanie i wcześniej
w Iraku służy tej pierwszej misji. Z pewnością
służy, i chociaż pewne elementy, które są tam
zastosowane nie mają odniesienia do podstawowej misji sił zbrojnych. Osobiście uważam,
że zakończona misja w Iraku i trwająca jeszcze w Afganistanie wpisuje się w zasadniczą
misję Wojska Polskiego. Wszystko to, co jest
związane z udziałem naszych żołnierzy, logistyki, śmigłowców, systemu dowodzenia
i rozpoznania – jest „po drodze z misją podstawową”. Nie uszczupla naszych zdolności,
a wręcz powiem, że jest wartością dodaną dla
Wojska Polskiego.
Natomiast są i takie obszary działań, które nie mają wiele wspólnego z misją zasadniczą i wydawane na nie pieniądze faktycznie
pomniejszają możliwości w zakresie realizo-
wania misji podstawowej. Wojsko zużywa
zasoby finansowe państwa, które mogą być
wykorzystane przecież w innych miejscach –
potrzeb jest bowiem wiele. Dlatego musimy
sami siebie też ograniczać.
No właśnie, przypomniał Pan, że podstawowym celem wojska to obrona granic,
jednocześnie misja w Afganistanie pochłania znaczne środki, które mogłyby być przeznaczane właśnie na modernizację techniczną naszych sił zbrojnych. Jednocześnie
według różnych doniesień za parę lat polska
marynarka wojenna ma przestać istnieć
a obrona przeciwlotnicza staje sie coraz
mniej efektywna w odniesieniu do współczesnego pola walki. Czy wobec tych znacznych braków w modernizacji, nasz udział
w Afganistanie był konieczny i słuszny na
tak dużym poziomie?
Z mojego punktu widzenia, nie jest jednak najgorzej. Wiele programów modernizacyjnych jest realizowanych, a część jest już
na ukończeniu. Kolejne programy zostaną
uruchomione w niedalekiej przyszłości. Nasz
potencjał nie spada, a w wielu obszarach
nawet rośnie. Nie ma na świecie takiej armii,
wliczając w to również Stany Zjednoczone, która dysponowałaby tylko i wyłącznie
sprzętem najnowszej generacji. Państwo
tych rozmiarów co Polska, położone w tym
miejscu Europy musi dbać o to, by wszystkie komponenty sił zbrojnych były rozwijane
równomiernie. Nie może ono wyspecjali-
W R Z E S I E Ń – PA Ź D Z I E R N I K 2 0 1 2
7
T E M AT N U M E R U
zować się w jednej tylko dziedzinie. Nie da
się mieć silnego lotnictwa, a nie posiadać
wojsk lądowych. Źle sie stało, że przez wiele
lat marynarka wojenna była zaniedbywana.
Z pewnością łatwiej byłoby modernizować ją
w perspektywie długofalowej, gdyż nawet posiadając środki finansowe na poziomie 900 mln złotych rocznie nie da
się w krótkim czasie osiągnąć dobrych
rezultatów. Zależy nam na tym, by podjąć decyzje szybkie i skuteczne. Marynarka Wojenna została solidnie zanalizowana
i oceniona. Do końca września powinien
powstać program i być może przed końcem
roku uda się wydać część środków finansowych. Musimy rozsądnie ocenić nasze
potrzeby i zaplanować wydatki. To jeden
z naszych priorytetów. Tak od razu możemy
pozyskać sprzęt używany, a tego akurat chcemy uniknąć.
W takim razie mając zapewnione finanse może warto wrócić do programu
GAWRON, z założeniem bardziej racjonalnych wymogów technicznych i finansowych i przy większej serii. Jednocześnie
mówi się o planach rozwoju bezzałogowców w marynarce wojennej? w jaki sposób
Pana zdaniem można by w sposób najbardziej racjonalny i efektywny zagospodarować dostępne fundusze na rozwój Marynarki Wojennej?
W mojej ocenie wiele środków przeznaczonych na marynarkę może być wydanych w krajowym przemyśle. Dotyczy
to przede wszystkim mniej skomplikowanych jednostek pływających, które są łatwiejsze do wykonania. Nie jestem jednak
zwolennikiem tego, by te najbardziej skomplikowane jednostki budować za wszelka cenę w naszych stoczniach. Brak nam
odpowiednich doświadczeń. Polski przemysł stoczniowy jeszcze nigdy w swojej
historii nie wybudował okrętu podwodnego. ORP „Wilk”, „Ryś”, i „Żbik” powstały
w stoczniach francuskich w latach 1926–
–32, natomiast ORP „Orzeł” i „Sęp” w latach
1936-39 w stoczniach holenderskich. To nie
najlepszy moment by eksperymentować, bo
może się to zakończyć drugim Gawronem.
W programie dla marynarki uwzględniono dużą liczbę okrętów logistycznych,
wsparcia, pomocniczych jednostek pływających, na które również przeznaczono sporo
pieniędzy. Te okręty z powodzeniem mogą
powstać w polskim przemyśle stoczniowym.
W budowie takich jednostek posiadamy
bogate tradycje i doświadczenie. Połowa
Układu Warszawskiego (i nie tylko) korzystała z naszych okrętów desantowych
i jednostek pomocniczych, więc z tego nie
możemy rezygnować. Według mnie lepszym
rozwiązaniem będzie wybudowanie bardziej
skomplikowanych jednostek poza granicami
8
STOSUNKI MIĘDZYNARODOWE
Polski z pełną możliwością serwisowania ich
i prowadzenia remontów na terenie kraju. Co
w zamian otrzyma polski przemysł jest kwestią do dyskusji: na razie nie chcę niczego
przesądzać jednak jest sprawą oczywistą,
że wyprowadzanie pieniędzy podatnika poza
granice kraju musi wiązać się z jakimiś korzyściami dla Polski.
A koncepcja dronów – morskich, lądowych, powietrznych? To jest nowy
kierunek zdolności w Wojsku Polskim.
Jakie są szanse ich wprowadzenia?
W jakim kierunku zdaniem Pana Generała to powinno iść? Czy bardziej będziemy stawiali na amerykańskie predatory
z biało-czerwony szachownicami, czy
też będziemy się starali wykorzystać istniejący potencjał i możliwości krajowych
firm, które mają już pewne doświadczenia
w tym zakresie, np. WB Electronics czy
ITWL, do konkretnych potrzeb operacyjnych naszych Sił Zbrojnych? Tym bar-
i wszystkie aspekty bierze pod uwagę.
Chcielibyśmy aby jak najwięcej elementów
było produkowanych w Polsce – czy to na
zasadzie licencji, czy na bazie polonizacji lub
kooperacji. Im więcej elementów powstanie
w naszym kraju tym lepiej, tym większe będą
korzyści dla naszej gospodarki.
Chyba łatwiej jest wskazać polskim
firmom jaka ma być konfiguracja i jakie zadania ma spełniać sprzęt, który potrzebuje
Wojsko Polskie?
Niekoniecznie. Nie jest to łatwe ani w relacjach z polskimi ani z zagranicznymi firmami.
Czasem te drugie oferują korzystniejsze warunki, czy to w kwestii samego kontraktu, czy to ze
względu na ich większe możliwości. Dyskusja
jest trudna. Nam jednak chodzi o to, by podnieść poziom techniczny naszego przemysłu
obronnego, bo to daje korzyści na przyszłość.
i dlatego też chcemy postawić polski przemysł
obronny na jak najwyższym poziomie technicznym. I to jest właśnie jedna z opcji.
Moim zdaniem trzeba kierować się
ku obronie sojuszniczej,
a nie ku sferze indywidualnej próby
budowy ochrony przeciwrakietowej.
Inną sprawą jest obrona przeciwlotnicza,
której rozwiązania są łatwiejsze i tańsze.
dziej, że dotychczasowe doświadczenia
z izraelskimi Aeorostarami nie są najszczęśliwsze.
Wszystkie pojazdy bezzałogowe (morskie, podwodne, powietrzne) stanowią przyszłość, która już kilka lat temu w ten sposób
została zdefiniowana w Sztabie Generalnym.
Natomiast od definicji do realizacji, droga jest daleka i skomplikowana. Wszyscy
mamy świadomość potrzeby wprowadzenia
do szyku bezpilotowych środków wszelkich typów. Zaakceptowany został program
operacyjny środków bezpilotowych. Jego
implementacja jest jednak poza kompetencjami Sztabu Generalnego, dlatego trudno
jest nam rozważać na temat konkretnego
typu: czy będzie to środek polski, amerykański, czy chiński. My wskazujemy jakie
zdolności ma mieć dany środek latający,
jakie wymagania wobec niego są sprecyzowane i jakie ma spełniać. Ważna jest przy
tym późniejsza eksploatacja i serwis. Szybki
dostęp do wszelkich części zamiennych aby
wykluczyć sytuację, gdzie będzie nas stać
na zakup ale nie na użytkowanie. Sztab Generalny patrzy na te kwestie kompleksowo
Nie tylko my chcemy rozwijać sprzęt
bezzałogowy. Zapewne nasi potencjalni przeciwnicy też będą szli w tym kierunku. Nasz
system obrony powietrznej w momencie
wycofania starych systemów, jeszcze poradzieckich rakiet Kub, jest dziurawy. Jakie
mamy możliwości by zapewnić to, by nasze
niebo było z powrotem szczelnie chronione
przed zagrożeniami nowego rodzaju? w latach 80. były inne zagrożenia, później miano
u nas instalować amerykańskie Patrioty, Bumar od kilku lat promuje swój system antyrakietowy rozwijany wspólnie z europejskimi
sojusznikami. NATO z kolei mówi o tarczy
antyrakietowej. Jak to wszystkio można połaczyć, by uchronić kraj przed niebezpieczeństwami z powietrza?
Mój punkt widzenia może być zbyt
trudny do przyjęcia dla zwykłego obywatela, który zakłada, że system powinien być
szczelny, a więc taki przez który pojedyncza awionetka, szybowiec, rakieta nie może
się przecisnąć. Pod względem ekonomicznym, stworzenie takiego systemu nie jest
zasadne, ponieważ mogłoby pochłonąć
cały budżet Ministerstwa Obrony Naro-
T E M AT N U M E R U
dowej, a może i kilku innych ministerstw,
a i tak nie można nigdy być pewnym, że
będzie to ochrona w 100% i efekt będzie
zadowalający.
Minister Radosław Sikorski podczas
debaty na temat obrony antyrakietowej,
w Krakowie w maju tego roku powiedział,
że warto jest się zastanowić czy zamiast
budować systemy defensywne, przez
które i tak rakiety mogą się przedrzeć,
nie lepiej zacząć myśleć o systemach
ofensywnych – aby potencjalny przeciwnik wiedział, że co prawda on może nam
zniszczyć stolicę ale i my również mamy
zdolności aby zniszczyć jego stolicę. Czy
Pana zdaniem budowanie naszych zdolności „obronnych” może iść w takim właśnie kierunku?
Jest to właśnie opcja deterrence – odstraszania – która funkcjonuje od długiego czasu
na poziomie sojuszniczym w sensie strategicznym. Jest to tzw. odstraszanie nuklearne –
wszyscy posiadacze broni nuklearnej wiedzą,
że po użyciu przez nich takiej broni, ich żywot
będzie krótki. Takie rozwiązanie na poziomie
państwo – państwo działa. W konfiguracji Polska – jakieś inne państwo, którego jednak nie
chciałbym jednoznacznie wskazywać, osiągnięcie takiej równowagi jest możliwe, ale czy
celowe? Może bardziej powinniśmy liczyć na
sojusznicze rozwiązanie, gdyż mam wątpliwości co do tego, czy jako pojedyncze państwo
mamy możliwości zapewnienia sobie bezpieczeństwa w zakresie odstraszania.
A w zakresie obronnym?
Tutaj sytuacja może być jeszcze bardziej
skomplikowana. To jest analogicznie jak wyścig pancerza z pociskiem. Czy pancerz jest
w stanie zniszczyć pocisk? Czasem tak, ale
rzadko, bo zbudowanie czołgu kosztuje 20
mln złotych, a budowa pocisku, który ten
pancerz zniszczy, kosztuje zaledwie kilka, kilkanaście tysięcy złotych. i nawet jeśli czasem
uda mu się obronić przed tym pociskiem, to
zakładając 50% prawdopodobieństwo i tak
wiadomo kto zwycięży w tym długim terminie budowy zdolności. Stany Zjednoczone
są jedynym państwem, które posiada takie
efektywne systemy. Wiemy, że są one kosztowne i nadal są rozwijane, bo wciąż nie są
doskonałe. Moim zdaniem trzeba kierować
się ku obronie sojuszniczej, a nie ku sferze
indywidualnej próby budowy ochrony przeciwrakietowej. Inną sprawą jest obrona przeciwlotnicza, której rozwiązania są łatwiejsze
i tańsze. Ona również wymaga doskonalenia
i modernizacji, wprowadzenia nowego sprzętu. O ile obrona przeciwlotnicza częściowo
spełnia zadania obrony przeciwrakietowej,
to takie rozwiązanie jest akceptowalne. Ale
żeby oddzielnie poświęcać środki na obronę
przeciwrakietową, zaniedbując jednocześnie
obronę przeciwlotniczą, to takie rozwiązanie
jest nieracjonalne. Doskonała obrona przeciwlotnicza i przciwrakietowa, marynarka wojenna i wojska lądowe, świetnie wyszkolona
i wysoce uposażona armia – to sfera ku której
powinniśmy zmierzać.
Czyli podsumowując: obrona antyrakietowa w ramach Sojuszu, z naszym wkładem
finansowo-sprzętowym. W jaki sposób możemy się zatem włączyć w ten system?
Jak na razie mamy niewiele. Ale na dzień
dzisiejszy na pewno radary Backbone, choć
niektórzy mówią, że są to radary jednorazowego użycia, bo nie są przewidziane do stosowania w pełnej skali konfliktu zbrojnego. Pamiętajmy, że są to radary, które mogą z obroną
przeciwrakietową sojuszniczą współpracować i z pewnością być przeznaczone
i przydatne na pojedyncze, terrorystyczne
ataki rakietowe. To, co prawda, nie jest dużo
i chcielibyśmy móc zaoferować więcej. Możliwe, że tak się kiedyś stanie.
Czy promowany przez Polskę i europejskich partnerów projekt Bumaru i konsorcjum MBDA kompleksowego systemu
obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej
może być takim wkładem?
Idea ma duże znaczenie, ale to tylko idea.
Problem polega na tym, kto za to zapłaci. Jeśli
znajdzie się ktoś taki, to my się bardzo chętnie
przyłączymy.
Czyli projekt dobry ale jest za drogi?
Trudno stwierdzić czy jest za drogi bo na
razie jest tylko ideą. Tak naprawdę nie został
jeszcze nigdy dokładnie wyceniony. Nikt nie
oszacował, że projekt będzie kosztował miliard, dwa czy trzy miliardy. Idea jest cenna
ale bezpłatna.
Ale w jakiś sposób tę naszą obronę przeciwlotniczą musimy zbudować...
Nie wiem czy powinno się mówić, że
musimy ją budować od nowa, gdyż od nowa
niczego nie musimy budować. Nie musimy
budować systemu obrony przeciwlotniczej
na spalonej ziemi. Mamy system, który może
stać się zasadniczą częścią nowej obrony.
Poruszył Pan kwestię obrony przeciwrakietowej w ramach Sojuszu NATO – to jest idea
Smart Defence. Jak wyglądają konkretne
działania związanie z tarczą antyrakietową
i Smart Defence?
Wiele skomplikowanych spraw naświetlanych jest w Polsce bardzo hasłowo. Najbardziej frustrujące jest to, że samo hasło może
mieć całkowicie różny background. Sama
Sojusznicza obrona przeciwrakietowa jest traktowana w kategorii Smart Defence. Misja Baltic Air Policing jest tego dobrym przykładem.
Bałtowie nie mają swojego lotnictwa myśliw-
skiego więc inne państwa realizują zadania na
ich rzecz. W zamian za to Bałtowie wykonują
inne czynności na rzecz Sojuszu. Innym przykładem Smart Defence jest obrona przeciwrakietowa AWACS czy AGS. Pojedyncze państwa
nie są w stanie robić tego same, w związku
z czym grupa państw realizuje taką ideę. My
popieramy takie rozwiązanie.
Na koniec wróćmy jeszcze na chwilę do
naszego zaangażowania w misje zagraniczne
w ramach NATO. Jak Pan ocenia dotychczasowy przebieg polskiego udziału wojskowego
w Afganistanie, z którego wycofujemy sie za
2 lata?
Jeszcze 2 lata przed nami i wiele może
się wydarzyć, dlatego moja ocena może być
jedynie cząstkowa. Korzyści z udziału w misjach są dla polskich sił zbrojnych bezcenne.
Ale są również straty o których musimy pamiętać. One również są bezcenne. Życia ludzkiego
i doznanych ran nie da się przełożyć na pieniądze. Każdą stratę traktujemy inaczej, indywidualnie. Z drugiej strony doświadczenie – wiele
tysięcy naszych żołnierzy znalazło się w innej
sytuacji niż tylko na ćwiczeniach na terenie
kraju, na manewrach, czy w trakcie niesienia
pomocy poszkodowanym w klęskach żywiołowych. Trafili do środowiska naturalnego dla
armii. Teraz ci żołnierze to zupełnie inni ludzie –
ich mentalność, psychika, sposób postrzegania świata i pola walki jest totalnie odmieniony.
Ich wpływ na pozostałych żołnierzy będziemy
obserwować jeszcze przez wiele lat. Tych wartości i doświadczeń nie da się pozyskać za
pieniądze ani zapewnić jedynie w wirtualnym
świecie. Żołnierze okrzepli, obyli się z trudnymi
sytuacjami, zdobyli zaufanie do sprzętu i dowódców odpowiedzialnych za wykonywane
zadania. Tworzenie systemu targetingu, rozpoznania, wywiadu, realna współpraca z sojusznikami – to są kwestie, które jednoznacznie
oceniamy jako korzyści.
Ludzie patrzący na udział polskich żołnierzy w misjach przez wąski pryzmat mówią
przede wszystkim o negatywach, bo są one
bardziej uwidaczniane. My żołnierze postrzegamy nasze zaangażowanie znacznie szerzej
i w ogólnym rozrachunku uważamy, że przyniosło nam dużo korzyści. Trzeba zadać pytanie – czy posiadanie sprzętu bez wykorzystywania go na polu walki przynosi korzyści?
Czyli przeszliśmy chrzest bojowy, który
stanowi wartość dodaną dla Wojska Polskiego?
I będzie stanowił przez wiele kolejnych lat
– tak długo, jak ci żołnierze będą pozostawać
w szeregach armii, i oni oraz ich wpływ na
następnych żołnierzy będzie widoczny.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Współpraca: Dorota Rajca
W R Z E S I E Ń – PA Ź D Z I E R N I K 2 0 1 2
9