Wiersze – symptomy

Transkrypt

Wiersze – symptomy
Wiersze – symptomy
Piotr Śliwiński
Wiersze – symptomy
Symptomem – w najprostszym ujęciu – nazywamy „oznakę”, ewentualnie „sygnał”,
„objaw”, „wskaźnik”, coś, co odnosi nas do czegoś innego, z czym łączy się
naturalnie; tymczasem „znaki” odnoszą się do czegoś innego na zasadzie
konwencjonalnej. W przypadku symptomu na podstawie obecności zjawiska „x”
możemy wnosić o obecności zjawiska „y”; w przypadku relacji określonej umownie,
konwencjonalnie, „x” jest znakiem „y”.1 Przypuszczam, że „symptomy” przeważają
w przestrzeniach nieostatecznych, niedookreślonych, a „znaki” w przestrzeniach
uporządkowanych. Miejsce Krynickiego dostrzegam pośród pierwszych.
***
Chcesz istnieć, krucha linijko?
Jeśli masz budzić rozpacz i zadawać ból
zgiń, przepadnij.2
Czy to tylko parę słów obróconych w żart (tak rozumiem egzaltowane „zgiń,
przepadnij”), czy całkiem serio pomyślany wiersz o konieczności, suwerenności i
obcości poezji? Zauważmy: linijka wprasza się do tekstu, przychodzi z zewnątrz,
jakby przez kogoś, czy przez coś wybrana i zaopatrzona w instrukcję działania, czy
też uwiedziona i wydelegowana w świat przez tajemniczego sprawcę. Z punktu
widzenia pytającego – trudno powiedzieć bez zastrzeżeń: „podmiotu” – jest raczej
zanieczyszczeniem ciszy, niż ziszczeniem chęci wypowiedzenia się, co więcej – może
nie przynieść niczego dobrego.
Wprawdzie podmiotowość wyraźnie ogranicza „przychodzenie” wiersza,
uprzedniość „linijki”, jej przebywanie w sferze samoistnych, realnych możliwości,
lecz przecież nie do tego stopnia, by podmiot, przyjmijmy, że sam poeta, nie mógł
spróbować zagrodzić drogi prowadzącej ku uzewnętrznieniu się słowa; odpycha
http://stronypoezji.pl/monografie/wiersze-symptomy/
więc intruza, jak w balladzie – spektakularnie, z teatralną przesadą przeklina.
Dlaczego więc wiersz się dzieje? Dlaczego jest, choć lepiej, żeby go nie było?
Wyobraźmy sobie trzy odpowiedzi. Po pierwsze, wiersz bywa sprawką Boga,
szatana, dajmoniona, siły zewnętrznej, nad którą nikt nie sprawuje kontroli. Po
drugie, może być samizdatem języka. Po trzecie, jego misja jest niewiadoma, co
sprawia, że nie wiemy, czy chodzi o to, by nazwać ciszę imieniem pustki, czy na
odwrót – zamienić ciszę w milczenie. Pierwsze rozwiązanie nie przekonuje w
odniesieniu do Krynickiego, zbyt silnie wplątując go w konteksty romantyczne. Trop
lingwistyczny jest za to prawdopodobny („Język, to dzikie mięso, które rośnie w
ranie” 3 ), a tym bardziej ślad, by tak rzec, językowo-mistyczny. W zgodzie z
frazeologią powiedzmy więc, że pustka jest zionąca, cisza – martwa, a milczenie –
znaczące. W tych spokrewnionych obrazach mnożą się głównie różnice, dając im
odmienną symboliczną moc: lęku, zagubienia, sensu. Oczywiście cisza może być
także doskonała, a milczenie złowrogie, mnie jednak zależy na wydobyciu niuansów
tych pojęć postawionych w szeregu. Tak czy owak, „linijka” posiada zdolność
zadawania bólu i budzenia rozpaczy. Z wersem nie należy igrać.
Co nie przekłada się automatycznie na pogląd, iż poezji przypisana jest
bezwzględna siła. Oprócz zacytowanego tekstu znajdziemy sporo innych,
wątpiących („Złe wiersze / nie nawrócą despoty. / Dotyczy to, niestety, także
dobrych wierszy.”4), lecz i one, ostatecznie, każą zastanowić się nad wyjątkowo
dużą częstotliwością refleksji o skutkach pisania.
Pytanie o poezję Ryszarda Krynickiego w równym stopniu dotyczy tego, co w sposób
oczywisty j e s t, czyli jej języka, jak i tego, co być może j e s t również, lecz inaczej
ugruntowane. Od końca lat siedemdziesiątych poczynając, od tomu Nasze życie
rośnie (1978), drugi człon, odnoszący się do obecności bezsłownej, przybiera na
sile. Wiersz zdaje się składać z pewnej liczby słów i pewnej przestrzeni asocjacji,
nieomal sensualnie odczuwanego milczenia, specyficznego, gdyż – jak wierzy
czytelnik – napełnionego, czy nawet przepełnionego znaczeniem. Słowa miałyby być
rusztowaniem, które dźwiga sens, jakąś nieznalezioną, nieuobecnioną, lecz
istniejącą – egzystencjalnie konieczną, niezbędną do życia, tłumaczącą wszelką
obecność – rację. Status jej byłby obiektywny, tak jak obiektywny jest status
Ingardenowskich przeżyć estetycznych:
Przeżycie estetyczne rozpoczyna się, gdy […] pojawia się szczególna jakość […],
która nie pozwala podmiotowi przeżywającemu pozostać ,,zimnym”, lecz
wprawia go w szczególny stan wzruszenia. Wzruszenie to nazywam „emocją
http://stronypoezji.pl/monografie/wiersze-symptomy/
wstępną” przeżycia estetycznego. Nie ma ona nic wspólnego z tzw.
„podobaniem się”. Bogata w rozmaite momenty, odznacza się przede wszystkim
– rodzącym się ze wzruszenia i pewnego zadziwienia – pożądaniem objęcia w
naoczne posiadanie wywołującej wzruszenie jakości, która początkowo nie
zostaje nawet wyraźnie uchwycona w swoim quale. Emocja wstępna prowadzi
dzięki temu przede wszystkim do aktywnego zwrócenia się podmiotu ku jakości,
która go poruszyła, rozpoczynając tym samym nową fazę przeżycia
estetycznego; sama zaś ta jakość staje się ośrodkiem krystalizacji przedmiotu
estetycznego, ujmowanego w trakcie jego stawania się.5
Tą jakością jest w naszym wypadku milczenie, któremu nadajemy wyjątkową rangę.
Jednak bez założenia, że milczenie kryje, zawiera znaczenie, a w pewnych
okolicznościach mówi. Krótkie wiersze Krynickiego gasną. Można powiedzieć:
większość z nich nie jest samowystarczalnym aforyzmem, fraszką, sentencją, haiku,
nie realizuje w pełni żadnej z tych form, co najwyżej spokrewnia się z nimi, jest do
nich aluzją. Można pójść o krok dalej i stwierdzić, że działanie formotwórczego
impulsu jest w tych wierszach odczuwalnie osłabione, chociażby przez to, iż ich
konkluzywność sprawia wrażenie warunkowej, niepewnej, ustanowionej na próbę.
Jeśli nie znalazły formy, bo jej nie szukały, to nie są też wierszami intencjonalnie
chybionymi lub chuligańskimi, destrukcyjnymi wobec takiego czy innego wzorca.
Nie są więc ani aforyzmem, ani kpiną z aforyzmu. Nie mieszczą się w ramach
genologicznych, nie podlegają kryteriom funkcjonalnym, gdyż ugrzęzły na pustym
polu niewypowiedzenia.
Gdyby przystać na takie podejście, to utwory, które mnie, tak jak wielu innym,
przedstawiały się jako znajdujące się w stanie skupienia, mogłyby odtąd wydawać
się bądź to efektem zaskakującej nieuwagi, wręcz przypadku, bądź to na wskroś
prywatnym zapiskiem stanów depresyjnego wyjałowienia i wydrążonej przez
pesymizm pustki. Innymi słowy, kontrowersja dotyczy problemu, czy sens milczenia
ma wyłącznie kulturowe podłoże, czy – będąc pochodną poetyki – nie tylko. Jeszcze
inaczej: czy milczenie mówi, bo trudno nam sobie wyobrazić, żeby nie mówiło, czy
mówi, ponieważ jest składnikiem wiersza. Czy to jednak nie jest dylemat pozorny?
Oczywiście, nie zamierzam upierać się przy stwierdzeniu, że Krynicki powinien się
kojarzyć z teorią Ingardena, choćby z tego względu, iż jego utwory, jak pewnie
większość utworów poetyckich, pokazują tej teorii granice. Mimo to mówienie o ich
milczeniu stanowi, przynajmniej do jakiegoś stopnia, pochodną nawyku, by czytać w
sposób obiektywizujący, czyli – jak w tym wypadku – zakładać, że tekst nie może
kończyć się, mówiąc potocznie, niczym, co z kolei prowadzi do dodawania do niego
brakujących – trudnych do odnalezienia, dzięki temu tajemniczych i najważniejszych
– składników. Stać się one mają częścią naoczności utworu, istnieć niewątpliwie.
http://stronypoezji.pl/monografie/wiersze-symptomy/
Wracając do pierwszych akapitów tego szkicu: krótkie wiersze Ryszarda
Krynickiego są wynikiem paradoksalnej dezynwoltury, ale jedynie do momentu, w
którym uznamy, że stanowią całość dopiero razem z nieuobecnionym w nich, lecz
możliwym do ustalenia, istniejącym entymematem. Słowa wiersza to zatem nie
całość, lecz symptom; całością jest dopiero to, co fizycznie i metafizycznie dane. Z
pożądania sensu, wspólnego dla poety i czytelnika, na którym opiera się szczególny
pakt semantyczny między nimi, bierze się przeświadczenie, że lakoniczność wiersza
jest pozorem i wezwaniem do odzyskania jego pełnej formy i mesjańskiego w istocie
przesłania. Nie miejsce tu na bezmiar filozoficznej refleksji o „pragnieniu
obecności”, przywołam jedynie mistyka, który iście poetycko drążył w kierunku dna
bytu:
Ubogi jest […] ten, kto nic nie wie. […] Otóż ten, kto pragnie osiągnąć takie
ubóstwo, powinien […] do tego stopnia wyzbyć się wszelkiej wiedzy, żeby nie
wiedział, nie był świadomy i nie odczuwał tego, że Bóg w nim żyje. Więcej
jeszcze: ma być wolny od wszelkiej wiedzy, jaka w nim żyje. Wówczas bowiem,
kiedy człowiek przebywał w odwiecznej istocie Bożej, nic innego w nim nie żyło;
to, co tam żyło, było Nim samym. Twierdzimy zatem, że człowiek ma być tak
samo wolny od swojej własnej wiedzy, jak wtedy kiedy nie istniał; niech pozwoli
Bogu czynić, co chce, a sam niech będzie wolny.6
Tak oto milczące wiersze Krynickiego zakotwiczają się w dwojakich tradycjach,
służących im za oparcie: tradycji pojmowania literatury jako celowo
ukształtowanego medium, przez które przeciska się nieproporcjonalne bogactwo
treści oraz tradycji pojmowania milczenia jako residuum szczególnych
wtajemniczeń. Z tego spotkania formalizmu z mistycyzmem wynika, iż krótkie
wiersze należałoby uznać za wiersze niedokończone – aż do chwili pojawienia się
ufającego im czytelnika (czytelnik nieufny zarzuci im pretensjonalność lub zbytnią
idiosynkratyczność) i realizacji zawartej w nich semiotycznej dyrektywy odczytania
milczenia, odczytania zakładającego, że istnienie milczenia to raczej skutek
nieuformowania wiersza, jego podzielności między autora a zewnętrzny i niezależny
od niego „czynnik liryczny”, nie zaś znaków zamkniętych w skończonej i spełnionej
formie. Inaczej mówiąc: milczeniu szkodzi gnomiczność, pewność, przekonanie. Na
szczęście takie wiersze Krynickiego przytrafiają się rzadko, sporadycznie
deklamują, o wiele częściej z trudem maskują zwątpienie i słabość. To poezja, która
– o wiele częściej, niż na przykład u Stanisława Barańczaka – „nie wie”.
http://stronypoezji.pl/monografie/wiersze-symptomy/
***
Nie wiem, czy mam prawo
mówić, milczeć, dotykać
rany. Modlę się. Bez
słów. On
Wie.7
Skojarzenie z Eckhartem jest zasadne. Modlić się bez słów, to mimo wszystko coś
komunikować, a może dopiero wtedy mówić naprawdę. Milczeć to zatem mówić,
tyle że bez charakterystycznej dla słów inercji, bez ciężaru użyć, na który złożyła się
cała historia języka. Jeśli się mówi, to tak czy owak nie po swojemu. Kiedy się
milczy, istnieje się prawdziwiej. Fenomenologiczny trop poszukiwania istoty rzeczy,
na który starałem się zwrócić uwagę („Śniłem już kiedyś, / że dotykam istoty rzeczy.
/ Po omacku, od środka, // wewnątrz kamienia.”8), wiedzie, załóżmy, ku milczeniu, w
którym spełnia się owa istota, ale jednocześnie prowadzi ku czemuś odwrotnemu –
ku nieopanowanej mnogości, rozplenieniu quasi-symboli i mylnych epifanii. W
milczeniu istota nie tylko się klaruje, ale także rozmywa, a nawet gubi we własnej
rozciągłości, wieloimienności. Zatem w sytuacji szczególnego zobowiązania, jakie
nakłada na nas znaczące milczenie, do wyboru mamy rozstrzygnięcia mniej lub
bardziej arbitralne: możemy uwierzyć, że znaleźliśmy sens, lub całkiem świadomie
ów sens skonstruować. Sens jako przedmiot wiary lub sens jako model do składania.
W obu przypadkach gra toczy się o wysoką stawkę, o zobaczenie w wierszu bodźca
do przemiany – wyjścia z jałowości wyłącznie kryzysowego postrzegania świata
(wiara) lub porzucenia wiary bezkrytycznej i wzięcia indywidualnej
odpowiedzialności za scalający, lecz nietrwały sens (krytycyzm).
Jaki to sens, czy lepiej jakie sensy – wieczne czy wietrzne? Krynickiemu towarzyszy
poczucie kruchości i głód oparcia. Inaczej: jest poetą wśród ambiwalencji,
jednakowoż skłonnym – właśnie w wierszach milczących – do wypróbowywania
zaklęć, które nadałyby chaosowi kształt. Stąd to ciągłe pytanie: co może wiersz?
Ambiwalencje, czy wręcz aporie, powstają między – wspomnianymi już –
mistycyzmem i formalizmem, poszukiwaniem i niepewnością istoty, słowem i
brakiem słowa, ale także między intuicją Boga i intuicją apofatyczności wszelkich na
ten temat stwierdzeń, powikłaniem i rozwikłaniem formy.
Wracając do wiersza – kim jest On?
Bogiem oczywiście. Ale jeśli przypomnieć Barańczakową Tablicę z Macondo (1990),
to nie jest to już przesądzone. „On jest” tłumaczyło się tam na wiele różnych
http://stronypoezji.pl/monografie/wiersze-symptomy/
sposobów. Podobnie i tutaj. Zaimek „on” odsyłać może równie dobrze do „świata”,
„życia”, albo „kogoś” – kogoś innego lub nawet obcego, za każdym razem równie
dobrze uzasadniając akt bezsłownej modlitwy. Medytacja, bezsłowna modlitwa
abstrahują od konkretu, choćby tak pojemnego jak boskość. Wiersz bodaj
najkrótszy, wypis: Z Mistrza Eckharta…, brzmi: „nic, Bóg”.9 Kluczowy w tym tekście
jest przecinek między „nic” a „Bóg”. Przeciwieństwa, opozycja, odetchnąłby ktoś z
ulgą, moim zdaniem przedwcześnie. Bo gdzie podział się świat, gdzie jest człowiek,
życie? Nie da się wykluczyć, że przeciwieństwa przyciągnęły się i stanęły obok
siebie w odległości przecinka.
Czy symptomatyczność stanowi wyłączną właściwość wierszy niedokończonych, czy
rozpościera się na wszystkie? W moim przekonaniu nie milczenie samo lecz
odsyłanie do niewypowiedzianego dostrzec można nieomal w całości dzieła
Krynickiego, z tym wszakże, iż w wierszach pierwszego okresu bywa ono
usytuowane nie w przestrzeni pozasłownej, ale między słowami, wplątane w tkankę
wiersza peiperowskiego lub innego. Wiersz jest siecią, nie zaś rusztowaniem, o
którym wspomniałem wcześniej. Siatka jest wypleciona w taki sposób, by
przesiewać znaczenia i zatrzymywać niektóre, a zarazem przepuszczać strumienie
pozostałych. Jest układem bez centrum, ze ściśle ustalonymi granicami w modelu
peiperowskim lub skrystalizowanym słabiej w modelu enumeracyjnym. Gdyby wziąć
na przykład Przedmieście10, to dałoby się wskazać momenty osobliwe, tworzące
aurę niewystarczalności, rodzaj medytacyjnych przyczółków, z których wiersz
mógłby „pójść”, w tym wypadku „potoczyć się” gdzieś indziej.
Tak więc i w tych utworach, choć oczywiście dużo mniej radykalnie, ranga słowa
wynika z faktu, że jest ono nie-wszystkim. Ma to skutki dwojakie: spycha w
milczenie, gdyż za pomocą języka nie można wszystkiego wypowiedzieć; krzepi,
gdyż język wszystkiego nie wyczerpuje. Z tego bierze się, jak sądzę, „depresyjny
heroizm” Krynickiego, czyli pozostawanie w stanie zawieszenia, uśmierzania
pragnień poprzez język i zatrzymywania ich w stanie gotowości – poza językiem.
Proponuję mówić o depresji, a nie tylko o melancholii, choć to drugie pojęcie jest
częściej stosowane i definiowane w odniesieniu do literatury oraz wydaje się
wystarczające. Depresja ma charakter dramatyczny i silne podłoże moralne, wiedzie
ku zerwaniom, także do afazji, tymczasem melancholia, będąc doświadczeniem
nieprzynależności, mieści się w kręgu zagadnień estetycznych. Krynicki oscyluje
między jednym a drugim.
Tak rozumiem „niepodległość nicości” – jako jedno z zaklęć, rzuconych na to, co
najsilniej i na co dzień odczuwane, performatyw, gest, rozpaczliwą próbę uczynienia
http://stronypoezji.pl/monografie/wiersze-symptomy/
słów słabych słowami mocy, a ponadto jako drugi biegun depresji, ewentualnie jako
kontradyktoryjne, a zarazem integralnie z nią związane „święto sensu”. Poeta
powie, że milczenie jest nieludzkie11, ale wyzna też: „Przeze mnie płynie strumień /
piękności? Zwątpienia i żalu. // Dlatego milczę”.12
Bo jest Krynicki poetą na wskroś nowoczesnym, bliższym Tadeuszowi Różewiczowi,
niż Zbigniewowi Herbertowi, czy, zwłaszcza, Czesławowi Miłoszowi. Choć się stara,
to nie mówi dużo jaśniej od autora Płaskorzeźby: życie bez Boga (bez sensu) jest
niemożliwe, życie bez Boga jest jedynym możliwym życiem.
Piotr Śliwiński
przypisy
Vide: Mała encyklopedia logiki, pod red. W. Marciszewskiego, Wrocław 1988, s.
138.
1
R. Krynicki, Chcesz istnieć, krucha linijko…, w: idem, Wiersze, głosy, Poznań 1985
(pierwsze wydanie tomu – z rysunkami Zbyluta Grzywacza: „galeria bez miejsca”,
samizdat).
2
R. Krynicki, Język, to dzikie mięso, w: idem, Wiersze wybrane, Kraków 2009, s. 75
(dalej wiersze Ryszarda Krynickiego cytuję za tą edycją, sygnując je skrótem WW i
numerem strony).
3
4
R. Krynicki, Niestety, WW, s. 260.
5
R. Ingarden, Studia z estetyki, t. 3, Warszawa 1970, s. 78-79.
6
Mistrz Eckhart, Kazania, przeł. i oprac. W. Szymona O.P., Poznań 1986, s. 119.
7
R. Krynicki, Nie wiem, czy mam prawo…, WW, s.232.
8
R. Krynicki, Dotknąć, WW, s. 366.
9
WW, s. 285.
10
Vide: WW, s. 103.
11
Vide: R. Krynicki, Szron, WW, s. 313.
http://stronypoezji.pl/monografie/wiersze-symptomy/
12
R. Krynicki, Wiersze? Głosy?..., WW, s. 282.
nota
za: Pismo chmur. Studia i szkice o poezji Ryszarda Krynickiego, pod red. P.
Próchniaka, Kraków 2014, s. 161-169
http://stronypoezji.pl/monografie/wiersze-symptomy/