Dolce vita skandalistki
Transkrypt
Dolce vita skandalistki
biblioteka kuriera Dolce vita skandalistki N oc poślubna nie udała się. „Sama w sobie rzecz przyjemna, tylko te ruchy śmieszne i filozofa niegodne” – podsumowywał erotyczne doś wiadczenia Immanuel Kant. Nieuświadomionej pannicy z mieszczańskiego domu nie było do śmiechu, do rozkosznych wrażeń tym dalej. Wyśnione i wytupane małżeństwo z – notabene przyszłym filozofem – Aleksan drem Hertzem skończy się po dwóch latach manifestem jak ze „Ślubów panieńskich”. „Przy sięgam na mą stałość nigdy nie wzruszoną nienawidzić ród męski nigdy nie być żoną” – składają panieńską rotę Klara i Aniela. Młodziutka Bella deklaruje unikać małżeńskiej recydywy i odtąd wyłącznie dobrze się bawić, robiąc przy okazji doktorat w Berlinie. Androfobię przynajmniej ma z głowy, do tej pory zdążyła sprawdzić prawdziwość innej maksymy Fredry, tym ra zem zdecydowanie spoza szkolnego kanonu, że „krew nie woda, majtki nie pokrzywy”. Stała się „aż do pewnych nieprzekraczalnych granic, kobietą notorycznie łatwą” – pisał Witkacy, który w „Pożegnaniu jesieni” sportretował ją jako zdemoralizowaną Helę Bertz. Do „atrofii moralności” się przyznawała. Że to Witkacy, towarzysz hulaszczych, pijacko-narkotycznych eskapad, był powodem pierwszej małżeńskiej zdrady zaprzeczała z energią. Wierzyć nie wierzyć, wszystko jedno. Była muzą wielu. Bella Hertz, niebieski ptak międzywojnia, stała się jedną z najbarwniejszych femmes fatales warszawskiego dwudziestolecia, wzbudziła sensację w Berlinie, zrobiła furorę na paryskim Montparnassie. Malował ją Chaim Soutine i Mojżesz Kisling, na zabój przyjaźniła się z rzeźbiarzem Augustem Zamoyskim, malarzami Tytusem Czyżewskim i Jackiem Pugetem, romansowała z „węgierskim Matisse’em” Róbertem Berény. Jak magnes przyciągała obdarzonych prawdziwym talentem, niektórych co prawda drażniła pretensjonalną manierą do ostatnich granic. Gombrowicz miał ją za wariatkę. Możliwe. Na opętańcach znał się jak mało kto: połowa jego rodzi- ny miała pod kopułą nierówno. Nawet rodzony ojciec przyznawał, że łapczywie chłonąca życie Bella jest trochę „meszuge”. A że życiorysem mogłaby obdzielić ze cztery stateczne kobiety i jeszcze dla piątej by trochę ekscesów zostało, to fakt. Wojna przerwała dolce vita celebrytki. W nowej rzeczywistości znana niegdyś wyłącznie z „bycia znaną” Izabela primo voto Hertz, secundo voto Gelbard, tertio voto Stachowicz (tyle wyszło z unikania sformalizowanych związków, w sumie obrączkowała się coś koło ośmiu razy!) wykorzystała zażyłość z intelektualną śmietanką okresu II Rze czypospolitej, partiami wydając, pod pseudonimem Czajka, wspomnienia upstrzone olśniewającymi nazwiskami jak bożonarodzeniowa choinka. Jej małżeństwo z Hertzem okrzyknięto intelektualnym mezaliansem. Zamoyski wymyślał jej od „prowincjonalnych gęsi”, Franciszek Fiszer rzucił jej w oczy, że jest „fenomenalnie głupią kobietą”. Pod względem literackim Czajka jest co najwyżej drugą Samozwaniec. Ale jej wspomnienia, przywołane w dwóch tomach przez wydawnictwo WAB, to pełna smakowitych kąsków, silnie wciągająca lektura nie tylko na upalne wakacje. Agnieszka Skórska-Jarmusz Izabela Czajka Stachowicz „Małżeństwo po raz pierwszy”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012 Izabela Czajka Stachowicz „Nigdy nie wyjdę za mąż”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012 40 wrzesień/październik 2012 • kurier warszawski