Giną sportowcy w Kenii Biegacze uciekają za granicę

Transkrypt

Giną sportowcy w Kenii Biegacze uciekają za granicę
Giną sportowcy w Kenii Biegacze uciekają za granicę
czwartek, 24 stycznia 2008 14:12
KENIA Znany maratończyk, Wesley Ngetich, zginął podczas zamieszek w rodzinnej
Kenii. Został ugodzony zatrutą strzałą w pobliżu swojego domu w Trans Mara, zmarł w
drodze do szpitala. To kolejna już śmiertelna ofiara wśród kenijskich biegaczy. Pisaliśmy
już o śmierci olimpijczyka z Seulu Lucasa Sanga, który zginął w zamieszkach, które
trwają w Kenii po ogłoszeniu zwycięstwa Mwai Kibakiego w wyborach prezydenckich.
Sportowcy płacą cenę za błędy i ambicje polityków.
Narastają obawy o stan
przygotowań sportowców do pekińskich igrzysk. Sekretarz generalny Federacji
Lekkoatletycznej Kenii David Okeyo, szef ekipy olimpijskiej, zwołał nadzwyczajne posiedzenie
zarządu w tej sprawie.
Ngetich
zginął w Trans Mara (w pobliżu granicy z Tanzanią), a Sang poniósł śmierć w mieście Eldoret w
zachodniej części kraju. Właśnie tam ponad 35 osób spłonęło żywcem w kościele, w którym się
schroniło.
Dla Ngeticha czas się zatrzymał... - Sang zginął, kiedy szedł do domu. Wtedy został zaatakowany - powiedział jego
wspólnik i były mistrz świata w biegu na 10 000 m Moses Tanui. W igrzyskach w Seulu
(1988) Sang startował w sztafecie Kenii 4x400 m, która zajęła ósme miejsce.
Tygodni
e krwawych zamieszek rzutują na sportowe ambicje Kenii i grożą czołowym sportowcom
kraju konsekwencjami daleko wykraczającymi poza czas kryzysu.
W kraju sławnych biegaczy na średnich i długich dystansach nie można normalnie
trenować, i to w roku olimpijskim. Zawody sportowe są odwoływane z powodu aktów
przemocy mających podłoże w spornej reelekcji prezydenta Mwai Kibaki z 27 grudnia
2007 r.
- Sport i turystyka dały krajowi międzynarodowy rozgłos, ale z powodu problemów
wewnętrznych już nigdy nie będzie tak samo. Ludzie nie mogą się normalnie
przemieszczać, jak dawniej. Wszędzie wyrastają drogowe blokady. Sportowcy nie mogą
odbywać porannych treningów w lesie, bez oglądania się za siebie. Psychologiczny
efekt takiej sytuacji jest szkodliwy, a blizny psychiczne pozostają na zawsze" powiedział wicemistrz olimpijski z 1992 roku w biegu na 3000 m z przeszkodami Patrick
Sang.
Założony przez Holendrów ośrodek treningowy - Global Sports International - w
miejscowości Eldoret (prowincja Rift Valley), będący "kolebką" biegaczy Kenii, także
ucierpiał na skutek zamieszek.
1/2
Giną sportowcy w Kenii Biegacze uciekają za granicę
czwartek, 24 stycznia 2008 14:12
W ostatnim dniu ubiegłego roku zginął uczestnik finału olimpijskiego w sztafecie 4x400
m Lucas Sang. Ponadto około 30 osób, w tym kobiet i dzieci spłonęło w kościele,
podpalonym przez tłum.
Kilka ośrodków sportowych w Kenii trzeba było zamknąć. Znani trenerzy, tacy jak Anglik
Ricky Simms i Włoch Gianni Demadonna, opiekunowie elity kenijskich sportowców,
uważnie obserwują rozwój sytuacji. Holender Pieter Langerhorst, mąż i trener mistrzyni
świata w przełajach i półmaratonie Lornah Kiplagat, już zamknął swój obóz w Iten, o 30
km na północ od Eldoret. Simms i Demadonna zapowiedzieli, że planują przeniesienie
swej bazy szkoleniowej gdzie indziej, jeśli sytuacja się pogorszy.
Inne dyscypliny także nie ominęły komplikacje. Słynny, rozgrywany od 1953 roku Rajd
Safari, zaplanowany na 21-23 marca, wypadł z kalendarza Intercontinental Rally
Challenge (IRC). To samo grozi marcowemu turniejowi golfowemu w Nairobi - Kenya
Open Golf.
Mistrz Kenii w piłce nożnej Tusker FC przełożył na później przygotowania do pierwszej
rundy rozgrywek African Champions League, w której ma grać z klubem Al Tahrir z
Erytrei. Część piłkarzy, którzy wyjechali na święta do domów nie była w stanie wrócić do
klubu w Nairobi. Federacja Lekkoatletyczna musiała odwołać dwa biegi (w Eldoret i
Nyahururu) krajowych eliminacji do przełajowych mistrzostw świata w Edynburgu (30
marca).
Sekretarz stanu USA Condoleezza Rice i minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii
David Miliband zaapelowali do polityków kenijskich o "wykazanie ducha kompromisu na rzecz
interesów demokratycznych Kenii". Szefowie dyplomacji obu krajów poparli apel Unii
Afrykańskiej o natychmiastowe położenie kresu aktom przemocy oraz o "powściągliwość i
dialog.
Jak poinformował kenijski oddział Czerwonego Krzyża, na zachodzie kraju zginęło już ponad
300 osób, a co najmniej 70 tysięcy musiało tam opuścić swe domy.
W miejscowości
Eldoret w zachodniej Kenii spłonęło we wtorek żywcem od 12 do ponad 50 osób, w tym dzieci,
które schroniły się w świątyni uchodząc przed aktami przemocy.
2/2