Szata godowa - strefy wiary

Transkrypt

Szata godowa - strefy wiary
teksty
Wszedł król,
żeby się przypatrzyć
biesiadnikom i zauważył tam
człowieka nie ubranego
w strój weselny.
Rzekł do niego:
„Przyjacielu, jakże tu wszedłeś
nie mając stroju weselnego?”
Lecz on oniemiał.
Wtedy król rzekł sługom:
„Zwiążcie mu ręce i nogi
i wyrzućcie go na zewnątrz,
w ciemności! Tam będzie płacz
i zgrzytanie zębów”
(Mt 22,11-13).
J
Jeśli chcesz, mogę Ci wytłumaczyć dlaczego wszedłem bez
szaty weselnej. Ale uprzedzam Cię, że to niewiele zmieni. Albo
przyjmij mnie takiego, albo się rozstańmy: ja pójdę moją drogą,
a Ty zostaniesz za stołem, otoczony bezużytecznym szacunkiem
swoich pochlebców...
Ja Ci nie dyktowałem co masz przygotować na przyjęcie,
więc i Ty mi nie narzucaj co mam na siebie włożyć aby być dopuszczonym do Twojego stołu. Nie wdawałem się w dyskusje
z Twoimi sługami, którzy wpadli na mnie polując po ulicach,
tylko przyjąłem Twoje zaproszenie. Ale zastanawiam się dlaczego sobie o nas przypomniałeś dopiero gdy inni odmówili?
Dlaczego zawsze najpierw możni, a potem biedacy? Czy Twoi
słudzy kiedykolwiek przybliżyliby się do nas gdyby nie odmowa
zaproszonych wcześniej? Czy takie zaproszenie nie jest obrazą
tych do których zostało skierowane? Jeśli nie odrzuciłem Twojej oferty to tylko dlatego że miałem nadzieję iż Twoi słudzy
źle zrozumieli Twoje polecenie; ale musisz mi to potwierdzić.
Nie powinieneś był przypominać sobie o nas dopiero wtedy kiedy zrozumiałeś że ci inni nie przyjdą, albo po prostu
tekst: Giorgio Calcagno, Il Vangelo secondo gli altri, Milano 1984. Tłumaczenie własne.
Szata godowa
ponieważ uznałeś że Ci się przydamy jako Twoja zaskakująca
i ośmieszająca odpowiedź na ich nielojalność.
Od kiedy wyszliśmy na ulice, oczekiwaliśmy od Ciebie
jedynie znaku. Było nas wtedy o wiele więcej niż potem, kiedy przyszli Twoi słudzy, już po tym kiedy ich pierwsza misja
zakończyła się fiaskiem. I bez ceregieli przyjęliśmy od nich
zaproszenie, chociaż zapraszając nas nawet na nas nie spojrzeli... Nie interesowały nas kwestie formalne, nie miał dla nas
znaczenia upokarzający sposób w jaki zostaliśmy potraktowani. Zostaliśmy wpuszczeni do Twego pałacu aby uczestniczyć
w bankiecie, w którym zawsze mieliśmy prawo wziąć udział.
Przyszliśmy tak, jak staliśmy: z naszymi brudnymi twarzami,
w podartych ubraniach, z całą naszą nędzą której przecież wcale
nie chcieliśmy, a w której to Ty nam kazałeś żyć nie interesując
się tym wcale. A teraz nagle problem z szatą weselną... To nie
w porządku! Czy tak samo zachowałbyś się wobec bogatych,
możnych, do których rozesłałeś zaproszenia? Przychodzę
taki jaki jestem, w znoszonej, poplamionej, podartej tunice.
I takiego powinieneś mnie przyjąć. Ubranie nie powinno być
przedmiotem wstydu, jeśli cel bankietu był taki jak mówili Twoi słudzy.
Znajdziesz na nim kurz ulicy, pot mojej pracy, ślady wizyty w karczmie. I co
z tego? Zgadzam się być ostatnim przy
Twoim stole, ale nie zgodzę się być
traktowany jak statysta w przedstawieniu ku Twojej czci. Ty jesteś królem,
a ja obywatelem, a nie jakimś paziem
czy dworakiem, któremu się płaci by
o określonej godzinie wyśpiewywał
Twoją chwałę. Jeśli mam zrzec się
samego siebie, wolę Tobie odmówić.
Ale Tobie nie jest na rękę, abym to ja
sam zrezygnował.
Pamiętaj – nie jestem sam. Ja przynajmniej przyszedłem ryzykując świadomie że mogę być przegnany przez
Twoją służbę. Ale za mną stoją tysiące
podobnych do mnie, którzy woleli
pozostać na zewnątrz, bo wątpili
w szczerość Twojego zaproszenia.
I czy teraz nie sam przyznajesz im
rację? Nie usprawiedliwiaj ich tak
szybko za ich odmowę, bo możesz już
nigdy ich nie odzyskać...
Zanim odprawisz mnie stąd, pomyśl że nie jestem odosobnionym
przypadkiem, człowiekiem który odrzuca przepisowy strój dla kaprysu.
Jestem awangardą licznego wojska, które zbliży się do Ciebie
niepostrzeżenie. Wszyscy oni mogliby przemyśleć jeszcze raz
Twoje zaproszenie i po prostu je przyjąć – stanąć jeden za drugim u Twoich drzwi. Ale to byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby
byli pewni, że jesteś ich gotów przyjąć takimi, jacy są.
Nie są gorsi od tych do których rozesłałeś zaproszenia. Nie
są głusi czy niewrażliwi albo wrogo do Ciebie nastawieni. Gdyby siedzieli na Twoim bankiecie, prawdopodobnie podnieśliby
jego prestiż tak jak żaden z tych w jednostajnie odświętnych
tunikach. Zapewniliby Ci uniwersalność. Uczyniliby Cię panem
nad całym światem. Zaświadczyliby o Twojej zdolności wezwania ludzi o zupełnie innej mentalności i wyglądzie dalekim
od Twojego. Ale przede wszystkim daliby Ci najpewniejszy
dowód, że jest możliwe żyć obok Ciebie ratując samych siebie.
Pokazaliby publicznie, że nie chcesz wcale niszczyć tego co nasze, z chwilą gdy przekraczamy próg Twego domu. Byliby dla
wszystkich ludzi naocznym znakiem ludzkiej godności, którą,
jak mówisz, pragniesz uszanować i ocalić, byliby prawdziwym
obrazem Twojej wolności...