Tylko hektar nieba

Transkrypt

Tylko hektar nieba
TYLKO HEKTAR NIEBA
Bieda tu była siarczysta, długa i dokuczliwa. Przeludnienie, zacofanie, świt
wyganiał, noc przyganiała z cięŜkiej pracy na kilku stajaniach. Rozdrobnione do granic
absurdu zagrody porozrzucane po okolicach. Ziemia Ŝywicielka karmiła ludzi i
zwierzęta. Niewielkie lasy dawały skromny opał na zimę. Chleb razowy w większości
wydzielany, kapusta i ziemniaki, mleko i mąka to podstawa wyŜywienia. Masło i ser,
jajka, drób naleŜały do delikatesów i były przynaleŜne tylko do akuratnego święta
kościelnego. Ludziska choć zaharowani byli zdrowi na ogół - kto był słaby umarł za
młodu. KaŜdy "szparował" jak mógł na naftę, zapłatę podatku, zakup zapałek, ksiąŜek
dla dzieci, ofiarę w kościele. W zasadzie nie istniało kalendarzowe pojecie czasu,
mierzono go po słońcu, od święta do święta, od wiosny do zimy.
W tym właśnie rejonie przyszło mi przyjść na świat po wojnie. (...) Mijały
biedne lata, bieda trochę pofolgowała, robiono co moŜliwe, aby wieś uspółdzielczyć
choć szło to bardzo opornie, gdyŜ chłop jak diabeł świeconej wody bał się kołchozów.
(...) Wieś planem elektryfikacji w 1956 r. została objęta wraz z budową drogi przez
swoich "szarwarkiem" zwany, a później czynem społecznym. Przez wakacje kopałem
kamienie, tłukłem młotem większym ode mnie na drodze. Setki ludzi dzień w dzień,
dziesiątki furmanek oraz czas i upór zrobiły swoje. A dziury i bagna były imponujące,
koleiny na ponad metr głębokie, nawet "huk" czyli "Lanz Buldog" z jedną przyczepą
pokonać ich nie zdołał, chyba Ŝe na dwa traktory, jak przyczepy nie rozerwali.
(...) Demokracja ludowa tworzyła nie tylko władzę ale teŜ bazę. Oprócz kościoła było
trzynaście sklepów, mleczarnia z 1936 r., którą proboszcz z chłopami wybudował i papierowe
Kółko Rolnicze (...). Była poczta, gmina, felczer, Dom Ludowy, a nawet StraŜ PoŜarna ze
zdezelowaną w czasie wojny "dodczką". Co dwusetny dom miał radio na baterie lub słuchawki.
Wieczory, noce i niedziele przeznaczone były na Ŝycie rodzinne i sąsiedzkie. Zbierano się w
domach, gdzie była nafta i większe izby, opowiadano rzeczy fascynujące i przedziwne. O tym
jak Jasiek z "Morochowa" szedł piechotą do Francji i niósł bańkę nafty i murarki się nauczył. O
tym jak Franek z „Pod Lasu" uciekł dzięki fortelowi równemu głowy Zagłoby z niewoli u Moskali
w 1922 r. z Syberii jako przesiedleniec wojenno - wojskowy i za Kijów objechał, a stamtąd na
piechotę przyszedł.
O tym, jak ludziska do Lwowa, Drohobycza na "cisiołkę" chadzali. Opowiadał, przepijając
francuską emeryturę stary Organ swe rewolucyjne przygody w "walce klasowej". Mówiono o
Niemcach, śydach, Moskalach, panach, o wojnie i niewoli. Najstarsi nawet przygody wojenne
równe dobremu wojakowi Szwejkowi opowiadali, o piechocie, "artylerii" za cesarza Franciszka
Józefa.
Byli teŜ milczki, jeden który w 1939 r. do radzieckiej niewoli się dostał, o Katyń się otarł,
ale dzięki spracowanym rękom chłopskim został wypuszczony. Drugi, który z gruźlicą z
Oświęcimia wrócił.
Ziemie i miedza to były świętości, relikwie. KaŜdy był z całej duszy ziemi spragniony,
takŜe nawet dzieciak był mniej waŜny od cielaka i zagonów. Marzeniem przez wielu osiągalnym
było mieć dwie krowy i jednego konia. Dwa konie to juŜ co najmniej kułak. Uciecha wielka
bywała jak zagon dodatkowy dokupiono czy cięŜkim znojem "paryję" dało się wykorzystać.
NajcięŜsze roboty, które dzieci wykonywały, oprócz pasania krów i gęsi, było mielenie w
Ŝarnach zboŜa na wypiek chleba, młocka cepami, wywóz obornika, gdzie najsilniejsze konie
padały. Zwózka plonów do stodoły - tylko na "raszkiet" (hamowanie kół okręcanych
łańcuchami).
Babcie dłuŜej od dziadków Ŝyjące całymi dniami "godzinki" i naboŜne pieśni śpiewały,
myśląc o kolejnych pielgrzymkach do Kawalerii lub Starej Wsi. Uczyłem się gry na fujarce ze
słuchu, dając później popisy w 1959 - 60 roku w internacie. Wzbudziło to powszechną sensację
wśród pedagogów. Dziwiono się bardzo, z jakiej to zabitej deskami wsi, gdzie tylko hektar nieba
widać przyjechałem i kazano wiejskimi słowami mówić, a ja chciałem koniecznie inaczej.
Nauczyciel podstawówki przed końcem roku dwóch uczniów przez tydzień podstawowych
zachowań nauczał. Na pewno nie nauczył mnie wszystkiego, poniewaŜ dopiero w internacie
muszlę i pisuar poznałem, nie bardzo wiedziałem jak z nich korzystać.
Chcąc dom rodzinny odwiedzić trzeba było 22 km z BłaŜowej do Izdebek na piechotę
pokonać i to w jedną stronę. Pamiętam szok niezwykły z lokomotywą związany, gdy pierwszy
raz ją zobaczyłem.
Zapóźnionych było więcej, co najmniej 10 proc., których od podstaw jedzenia noŜem i
widelcem uczono (...).
Wracam niekiedy do tych czasów, jak dzieckiem będąc, słyszałem nocne śpiewy
młodzieńców z kawalerki wracających. Pamiętam - mówiła babcia: - Puć tu hawok i patsz batiary tutok.
Stale wracają mi przed oczy wigilie "wiliją" zwane, gdzie wśród potraw róŜnych, choć
biednych był groch. Na widok gotowanego grochu wszyscy mieli obowiązek "targać się"
wzajemnie za włosy; i ta kasza z suszonymi owocami - jakieŜ to było wspaniałe.
PrzynaleŜnym chyba tylko Izdebkom był zwyczaj tzw. "śmieci lub prochów w dzień św.
Szczepana". Kawaler wraz z kolegami mając upatrzoną pannę na wydaniu, która przynajmniej
jeden mórg ziemi i krowę „na wiano” mogła dostać był zobowiązany do domu wybranki z
"okowitą" przyjść, kolędy śpiewając. Tam teŜ kaŜdy kąt przeszukiwał, graty przestawiał, szukając
"śmieci". Udowadniał, Ŝe panna w utrzymaniu czystości nie jest staranna. Nawet jak w pierwszej
izbie z klepiskiem i w drugiej z podłogą wysprzątano, obowiązkowo "śmieci" musiał znaleźć, aby
pannę zawstydzić. Pomagali mu w tym koledzy, słomę i siano z obejścia przemycając.
Po poczęstunku, przekomarzaniach, kolędowaniu, uroczyście "prochy-śmieci" niesiono na
pobliską łączkę przy strumyku, Magierą zwanym, lecz koniecznie na widoku przy kościelnej
drodze. Palono z humorem i honorem snopy i wiązki słomy z obejścia przyszłego teścia, a noszono duŜo, aby ognisko było wielkie. Rano "na kościelnej" drodze wszyscy o śmieciach debatowali,
plotkowali. Domysłom nie było końca. Wielkość placu po spalonej słomie, bałagan na śniegu o
randze zalotów świadczyły. (...)