ZGO Uniwersytet ZG - 2015-03-31

Transkrypt

ZGO Uniwersytet ZG - 2015-03-31
Nie niszczcie humanistyki
- W lutym, jako przedstawiciel Uniwersytetu Zielonogórskiego, uczestniczył Pan
w Kongresie Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej
w Warszawie. Dlaczego został
zwołany?
- Od paru laty trwa reforma systemu szkolnictwa wyższego
i nauki. Wprowadzana jest
w sposób chaotyczny. Nie była
właściwie skonsultowana z naszym środowiskiem. Wiele rozwiązań jest szkodliwych i nie
prowadzi do celów, które zostały założone.
- W czym komitet widzi największy problem?
- Po pierwsze w usytuowaniu
nauk humanistycznych i społecznych w całym systemie
nauki. Są one w dużo gorszej
sytuacji niż pozostałe dziedziny, szczególnie techniczne. A to
dlatego, że przesunięto punkt
ciężkości na zastosowanie badań. Za tym idą ogromne pieniądze. Badania humanistyczne i społeczne, w których nie
zawsze można mówić o bezpośrednim zastosowaniu, uznano
chyba za niezbyt potrzebne.
Po drugie dużym problemem
jest finansowanie uczelni. Odbywa się ono zgodnie z przyjętym algorytmem, a tam jednym z ważniejszych czynników,
od których zależy wysokość
dotacji jest liczba studentów.
Na to nałożył się niż demograficzny. Uderza to nie tylko
w niszowe kierunki, takie choćby jak filozofia, ale szerzej w całe uczelnie, zwłaszcza te regionalne. Wiele z nich stoi na skraju bankructwa.
- Ministerstwo nie bierze
pod uwagę tego, że uniwersytety w mniejszych miastach
pełnią kulturotwórczą rolę?
- Chyba nie do końca to widzi.
Gdyby uniwersytet został zdegradowany do roli wyższej
szkoły zawodowej, to prawo
do studiowania innych niż
techniczne kierunków byłoby
dla młodych ludzi z mniejszych
ośrodków ograniczone. Nie
każdego przecież stać na wyjazd na studia do Warszawa
czy Krakowa.
- Poza tym łatwo zlikwidować, trudno odbudować. Może powinno się wam ułatwić
przeczekanie kryzysowej demograficznej sytuacji?
- Takiego sposobu myślenia
wśród decydentów nie widzimy. Mają perspektywę na kilka
najbliższych lat. A przecież
jeszcze trochę, a nowy wyż demograficzny z podstawówek
dojdzie na uczelnie. Czy można
pozwolić, żeby w Zielonej Górze nie było dla niego szerokiej
edukacyjnej oferty? Nie mówię
już o skutkach społecznych, jakie niesie za sobą takie
krótkowzroczne myślenie.
Doszłoby przecież także do zubożenia kapitału społecznego
miasta i regionu.
- Wspieranie regionalnych
uniwersytetów nie leży też
w interesie uczelni z największych ośrodków, prawda?
- Niestety prawda. Brakuje solidarności. Dużym uniwersytetom podoba się pomysł uczelni
flagowych, na które będą szły
wielkie pieniądze, także na badania naukowe. Nam podoba
się to znacznie mniej.
- Chyba już dziś grantowy system finansowania badań budzi wątpliwości…
- System grantowy ma wiele
zalet, ale są też i niebezpieczeństwa. Naukowcom z uczelni regionalnych, zwłaszcza tym
uprawiającym humanistykę
czy nauki społeczne, o wiele
trudniej dostać pieniądze
na badania. Znam kilka przypadków, gdy recenzenci oceniający przedstawiony przez
naukowca z UZ wniosek napisali, że pomysł jest świetny, ale
miejsce realizacji nie gwarantuje osiągnięcia celów.
- Czyli gdyby ten sam pomysł
zgłosił ktoś z dużej uczelni
z Warszawy czy Wrocławia, to
dostałby grant?
- Nie jest to napisane wprost,
ale tak to chyba należy rozumieć. Na dodatek od takiej decyzji nie można się nawet
odwołać. Przeciwko temu też
chcemy zaprotestować.
- Humanistyka i nauki społeczne dostają po głowie
z wielu stron. Powtarza się,
że takich kierunków nie warto studiować. Tymczasem
na Zachodzie coraz silniejszy
jest odwrotny trend, bo okazało się, że nowoczesna go-
FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI
nr 3 (25) | prowadzący Grażyna Zwolińska, Uniwersytet Zielonogórski, 68 328 25 93, e-mail: [email protected]
- Sformułowaliśmy na kongresie trzy postulaty: Jeden dotyczy algorytmu finansowania uczelni, drugi - systemu
grantowego, trzeci - systemu ocen pracowników - mówi dr Paweł Walczak, zastępca dyrektora Instytutu Filozofii UZ.
- Dużym uniwersytetom podoba się pomysł uczelni flagowych, na które będą szły wielkie pieniądze. Uderza to w mniejsze uczelnie, zwłaszcza regionalne. Wiele z nich stoi na skraju bankructwa - podkreśla dr Paweł Walczak.
spodarka potrzebuje nie tylko inżynierów.
- To prawda. Ale to wymaga
zmiany sposobu myślenia. Dostrzeżenia, że trzeba kształcić
nie tyle ludzi wąsko wyspecjalizowanych, co gotowych uczyć
się całe życie. Także humanistów, którzy mogą odnaleźć się
zawodowo w bardzo wielu
miejscach. Studia (z pewnymi
wyjątkami) powinny nie tyle
przygotowywać do konkretne-
go zawodu, co do startu do zawodowego życia i umiejętności
przebranżawiania się. Tzw. potrzeby rynku rozumie się u nas
zbyt wąsko. Zresztą kto jest
w stanie przewidzieć, jak za 1015 lat będzie wyglądał rynek
pracy?
- Wróćmy do kongresu…
- Sformułowaliśmy trzy postulaty: Jeden dotyczył algorytmu
finansowania uczelni, drugi systemu grantowego, trzeci -
systemu ocen pracowników.
Podstawą tych ocen są punkty.
Zależą w dużym stopniu od tego, czy praca danego naukowca ukazała się w wysoko punktowanych czasopismach oraz
od liczby tzw. cytowań.
- Co w tym niesprawiedliwego?
- Humanistom znacznie trudniej je zdobyć. Prestiżowych
czasopism humanistycznych
i społecznych jest mniej i są
zazwyczaj niżej punktowane.
Aby dostać się na ich łamy,
trzeba napisać tekst naprawdę
wybitny. Otrzyma się za niego
25-30 punktów. Czasopism
z dziedzin technicznych, medycznych, ekonomicznych jest
o wiele więcej. Za opublikowaną pracę otrzymuje się nawet
50 punktów, za nieduży artykuł
20-30 punktów. Badania humanistyczne i społeczne wyglądają inaczej. Trzeba im poświęcić znacznie więcej czasu,
przeczytać mnóstwo książek,
przemyśleć, aby mieć coś
do powiedzenia. I za książkę
naukową, którą pisze się dobrych kilka lat samemu (a nie
w zespole, co częste jest
przy pracach z dziedzin technicznych) jest ok. 20 punktów.
Obecny system punktowy nie
uwzględnia specyfiki niektórych dziedzin wiedzy, nie oddaje więc rzeczywistej wartości
pracy naukowców.
- No i ta dominacja języka angielskiego…
- Publikowanie w języku angielskim jest wyżej punktowane
niż w polskim. Tzw. umiędzynarodowienie badań jest postulatem słusznym, jednak
trzeba wziąć pod uwagę również inne wartości. Przykładowo pomija się fakt, że jedną
z misji humanistów jest pielęgnowanie języka ojczystego poprzez publikowanie w języku
ojczystym. Poza tym np. historycy literatury polskiej, językoznawcy polscy, historycy zajmujący się historią Polski czy
historycy filozofii polskiej najbardziej prestiżowe czasopisma naukowe mają w języku
polskim, choć presja związana
z punktami przymusza badaczy do publikowania w języku
angielskim. Niekiedy dochodzi
do absurdów.
- Kongres się skończył i…?
- Postulaty uczestników kongresu przesłane zostały do ministerstwa nauki i szkolnictwa
wyższego. Domagamy się konsultacji. Konieczne jest wprowadzenie korekt do przeprowadzanej reformy, by nie dochodziło do niszczenia humanistyki i nauk społecznych.
Grażyna Zwolińska
2
WTOREK, 31 MARCA 2015 GAZETA LUBUSKA
Strefa nauki
Na samym początku były gminy
- Był Pan sekretarzem naukowym międzynarodowej konferencji „Samorządy terytorialne w Polsce i w Niemczech. Struktury, aktorzy,
działanie”, jaka odbyła się jakiś czas temu na UZ. Porozmawiajmy o podobieństwach i różnicach samorządów w tych obu krajach.
- W momencie zmiany ustroju
w Polsce i w byłej Niemieckiej
Republice Demokratycznej nie
było samorządów, lecz lokalne
organy władzy państwowej.
Tymczasem w zachodnich
Niemczech w okresie powojennym rozwijano różne struktury
samorządowe. Po zjednoczeniu
Niemiec we wschodnich landach struktury samorządowe
zaczęto budować na wzór tych
istniejących w landach zachodnich. Poszły za tym ogromne
pieniądze. Przez jakiś czas
urzędnicy zachodnioniemieccy
szkolili wschodnich urzędników.
Wschodnie gminy miały partnerów w gminach w zachodniej
części kraju. W każdym landzie
zbudowano też struktury federalne i przyjęto ustawy samorządowe. Reformy zakończono
w ciągu czterech lat. To była
jakby mała rewolucja.
- U nas to trwało znacznie
dłużej…
- Tak, bo u nas model samorządowy tworzył się w sposób
ewolucyjny. Taki był zamysł.
Najpierw przywrócono tylko
samorządy na szczeblu gmin.
Rządy SLD i PSL zatrzymały
proces dalszych reform. Dopiero za rządów premiera Jerzego
Buzka przyjęto rozwiązanie
z powiatami i województwami.
Była gorąca debata ile tych województw ma być.
- Który model tworzenia samorządów uznałby Pan
za lepszy?
- Trudno mówić w kategoriach
„lepszy, gorszy”. Po prostu
pewne procesy toczyły się inaczej w Niemczech, inaczej
u nas. Wiele niemieckich doświadczeń można wykorzystać
w Polsce. Zresztą ustrój polski
jest w wielu przypadkach podobny do niemieckich.
- Nasz jest trójstopniowy:
gminy, powiaty, województwa. A w Niemczech?
- W Niemczech mamy samorząd na szczeblu gmin i powiatów, a więc dwustopniowy.
Land, czyli region, nie jest traktowany jako samorząd. Ma on
swój rząd, konstytucję i silniejszą pozycję niż nasze województwo.
- A sprawa wielkości jednostek terytorialnych? Ogromna Brandenburgia i malutkie
Lubuskie…Ta dysproporcja
dotyczy też powiatów. Nie są
za małe?
- Uważam, że powiaty powinny być większe terytorialnie,
bo miałyby większy potencjał.
W Niemczech z wielkością
tych jednostek różnie bywa.
W Meklemburgii-Pomorzu
Przednim powiaty, które powiększono w 1994 r., zrobiono
jeszcze większymi. Jest ich
tylko sześć plus dwa miasta
na prawach powiatu. To wzbudziło wiele obaw, np. że
mieszkańcy będą mieli zbyt
daleko do urzędów. W Polsce
problemem jest to, że powiaty
są za małe, więc mają małe
budżety. To nie znaczy, że powiaty są zbędne. Ideę, by był
poziom lokalny, czyli gmina,
ponadlokalny w postaci powiatów i regionalny w postaci
województw, uważam
za słuszną.
- Próby łączenia powiatów to
u nas jak łączenie ognia z wodą…
FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI
- U nas samorząd terytorialny powstawał w sposób ewolucyjny. W dawnej NRD reformy samorządowe zakończono
w cztery lata. To była jakby mała rewolucja - mówi dr Adam Jarosz z Instytutu Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego.
- W momencie zmiany ustroju w Polsce i w byłej Niemieckiej Republice Demokratycznej nie
było samorządów, lecz lokalne organy władzy państwowej – przypomina dr Adam Jarosz.
- W Niemczech jednym z elementów reform samorządowych po 1990 r. było scalanie
struktur. Powiaty połączono
odgórnie. W przypadku gmin
unikano jednak przymusowego
łączenia. Tworzono za to tzw.
urzędy obejmujące kilka gmin,
świadczące np. usługi komunalne na rzecz tych jednostek.
- W Polsce mówi się o potrzebie łączenia małych słabych
gmin, takich liczących 2-3 tys.
mieszkańców. Słuszny trend?
- W Niemczech były gminy, które miały poniżej 500 mieszkańców. To dopiero problem. U nas
warto rozważyć łączenie gmin,
jeśli są ku temu przesłanki.
W administracji na każdym
szczeblu są pewne elementy,
które są obowiązkowe i trzeba
je tworzyć nawet w najmniejszej gminie, co generuje koszty.
- Rząd wymyślił nawet bonus
połączeniowy dla słabych
gmin. Sęk w tym, że skusiły
się na niego dwie silne eko-
nomicznie jednostki: miasto
Zielona Góra i gmina Zielona
Góra…
- Mówił o tym na naszej listopadowej konferencji prof. Czesław Osękowski. Uważam, że
połączenie ma w tym przypadku wiele zalet. Większa powierzchnia oznacza choćby
więcej terenów inwestycyjnych, a byłej gminie daje korzyści z połączeniowego
bonusa. Trzeba jednak pamiętać, że zarządzanie tak ogrom-
ną powierzchnią miasta z terenami o charakterze wiejskim,
będzie dużym wyzwaniem dla
władz.
- W Zielonej Górze prezydenta wybrano po raz trzeci. Długo, a nawet o wiele dłużej,
pełnią swoją funkcję choćby
burmistrz Bytomia
Odrzańskiego, prezydent Nowej Soli, czy – patrząc dalej –
prezydenci Wrocławia, Rzeszowa, Torunia itp. Co Pan sądzi o wiecznych prezydentach, burmistrzach i wójtach? Jakie są niebezpieczeństwa, jakie zalety
wielokadencyjności?
- Wieczni prezydenci, burmistrzowie, wójtowie mogą wytworzyć wokół siebie „dwór”,
uzależnić od siebie wiele środowisk i jednostek podległych
miastu. Ale są też zalety. Jeśli
szef miasta czy gminy pozostaje przy władzy więcej niż jedną
kadencję, ma szansę np. nie
tylko zaplanować inwestycję,
ale i doprowadzić do jej zakończenia. Jest to bardzo ważne
w okresie modernizacji. Ostatecznie i tak o tym, jak długo
będzie rządził decydują mieszkańcy.
- A jak to wygląda w Niemczech?
- W różnych landach są różne
ustroje samorządowe. Czasem
burmistrz ma jeszcze silniejszą
władzę, np. w Bawarii, gdzie
jest też przewodniczącym rady
miasta. Są w Niemczech sytuacje, kiedy kadencja burmistrza
jest 7-letnia, a rady 5-letnia.
Spotykane są też ograniczenia
liczby kadencji do dwóch. Tylko, że te kadencje trwają tam
siedem, a czasem nawet dziewięć lat.
- Dziękuję.
Grażyna Zwolińska
Minęło już dziesięć lat z jazzem i muzyką estradową
Warto podkreślić, że studia są
elitarne, a liczba kandydatów
zawsze znacznie przekracza liczbę miejsc. Pierwsza rekrutacja
na kierunek jazz i muzyka estradowa została przeprowadzona
w
roku
akademickim
2004/2005. Aktualnie uczy się
na nim 20 studentów (instrumentaliści i wokaliści). Uczestniczą oni m.in. w zajęciach ze śpie-
FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI
Uniwersytet Zielonogórski jest
jedną z siedmiu uczelni w kraju,
gdzie można studiować jazz i muzykę estradową. Kierunek dochował się ok. 80 absolwentów.
wu (śpiew jazzowy i rozrywkowy), gry na instrumencie (trąbka, puzon, saksofon, fortepian,
gitara, gitara basowa, kontrabas,
perkusja), improwizacji, aranżacji, historii jazzu, prowadzenia zespołów muzycznych, realizacji
dźwięku.
Koncepcję powołania kierunku jazz i muzyka estradowa oraz
wszelkie prace organizacyjne
z tym związane przygotował
i zrealizował zespół pracowników Zakładu Teorii Muzyki z Instytutu Kultury i Sztuki Muzycznej Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Zielonogórskiego
w składzie: prof. Juliusz Karcz,
dr hab. Barbara Literska, prof. UZ
(w tamtym czasie dr) i dr hab. Jerzy Szymaniuk, prof. UZ (w tamtym czasie adiunkt.).
Od samego początku studenci kierunku jazz i muzyka
estradowa prowadzili szeroką
działalność kulturalną i artystyczną uczestnicząc w popisach, koncertach, festiwalach,
koncertach Big-Bandu UZ, przeglądach artystycznych i konkursach. Powodzeniem cieszyły się
też warsztaty muzyczne. Nic
dziwnego, skoro prowadzili je
m.in.: Joshua Abrams, Jaques
Kuba Seguin z grupą ODD LOT,
Gabriel Ferrandini, Greg Osby.
Studenci tego kierunku brali
też udział w intensywnym życiu
koncertowym Big-Bandu UZ
pod kierunkiem dr. hab. J.
Szymaniuka. Angażowali się także w działalność koncertową:
m.in.: M. Burzyński - Koncert
z projektem „Swingujące mikrofony“; udział w programie telewizyjnym Bitwa na Głosy (Artur
Caturian, Monika Kręt), koncerty w Klubie Studenckim U Ojca,
Piekarni Cichej Kobiety, Harlem
Club.
Koncert Jubileuszowy z okazji 10-lecia kierunku jazz i muzyka estradowa odbył się 11 marca w Filharmonii Zielonogórskiej.
3
GAZETA LUBUSKA WTOREK, 31 MARCA 2015
Strefa nauki
- Bardzo sobie cenimy współpracę z przemysłem. Coraz lepiej się ona zresztą
rozwija - podkreśla dziekan Wydziału Mechanicznego UZ prof. Sławomir Kłos
Doktorat z socjologii
O sztuce dyrygenckiej
Centralna Komisja do Spraw
Stopni i Tytułów przyznała Wydziałowi Pedagogiki, Socjologii
i Nauk o Zdrowiu UZ uprawnienia do nadawania stopnia doktora nauk społecznych w dyscyplinie socjologia. Instytut Socjologii UZ zyskał więc możliwość
wzbogacenia swojej oferty edukacyjnej o studia doktoranckie.
„Współczesne i historyczne
aspekty sztuki dyrygenckiej” to
konferencja zorganizowana przez
Instytut Muzyki UZ. Odbyła się 1112 bm. Obfitowała w wiele interesujących wykładów znawców tematu z uczelni z całego kraju. Jej
uczestnicy wysłuchali też koncertu „Pieśni, arie i piosenki” w wykonaniu studentów IM.
Renowacja budynków
Dni Frankofonii
W dniach 19-20 bm. na UZ odbyła się VIII Konferencja NaukowoTechniczna „Renowacja budynków i modernizacja obszarów
zabudowanych”. Jej organizatorem był Wydział Budownictwa,
Architektury i Inżynierii Środowiska, a współorganizatorem
m.in. Uczelniane Centrum ds.
Renowacji i Modernizacji Obszarów Zabudowanych UZ.
Zakład Filologii Romańskiej UZ
wraz z Kołem Młodych Romanistów zorganizował 24-25 bm.
kolejne Dni Frankofonii. Impreza, która wrosła już w krajobraz
kulturalny miasta, ma na celu
promocję języka i kultury francuskiej oraz krajów franko fońskich. Wprowadza uczestników w świat kultury i sztuki
francuskiej.
- Prawdę mówiąc nasi studenci
I i II stopnia w ogóle nie mają
z nią problemu. Mamy inny kłopot: oni ją zbyt szybko znajdują
i są problemy, by mieli czas
bronić prace inżynierskie i magisterskie. Pracują jako konstruktorzy, technolodzy, mistrzowie na produkcji. Wielu
szybko robi kariery zawodowe.
Oczywiście współpraca
z KGHM daje jeszcze większe
możliwości znajdowania pracy
i awansu zawodowego.
- KGHM to chyba nie jedyna
firma, z którą macie kontakty?
Język ojczysty
miał swój dzień
To były pierwsze obchody Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego w Zielonej Górze, ale organizatorzy zapowiadają, że stanie się on cyklicznym świętem
polszczyzny na uniwersytecie.
Międzynarodowy Dzień Języka
Ojczystego świętowano 6 bm.
w Bibliotece Uniwersytetu Zielonogórskiego. Z tej okazji odbył
się konkurs „Potyczki z polszczyzną”. Wysłuchać też można było
wykładu prof. Anny Wojciechowskiej pt. „Mamidło, Lilczur, Magaś…, czyli o języku rodzinnym
Kossaków”.
W konkursie uczestniczyło
pięć drużyn uczniów szkół średnich z Zielonej Góry, Wolsztyna,
Świebodzina i Sulechowa. Mieli
okazję zmierzyć się z zadaniami
językowymi przygotowanymi
przez polonistów UZ. Drużyny
zaprezentowały wyrównany po-
ziom. W końcu jednak po dziewięciu konkurencjach udało się
wyłonić zwycięzców. A dokładniej zwyciężczynie, gdyż na podium stanęły uczennice z I Liceum Ogólnokształcącego w Zielonej Górze.
Po części konkursowej prof.
Wojciechowska opowiedziała
o ciekawych zwyczajach językowych Kossaków, słynnej polskiej
rodziny artystów.
Wszyscy uczestnicy konkursu, a także opiekunowie przybyłych drużyn, otrzymali nagrody.
Całość zorganizowało Towarzystwo Miłośników Języka Polskiego przy współpracy z Instytutem Filologii Polskiej.
Przypomnijmy, że Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego ustanowiono ku pamięci studentów z uniwersytetu w Dhace
w Bangladeszu, którzy zginęli
w demonstracji w obronie swej
mowy ojczystej w 1952 r.
- Odkąd jestem dziekanem,
staramy się sformalizować
współpracę z firmami, które
się do nas zgłaszają. Od lat
współpracujemy z Gedią,
Volkswagenem, z firmami ze
strefy przemysłowej w Nowej
Soli takimi jak Voit, Jost czy
Nord, z firmami klasy światowej jak Seco Warwick, ale też
z małymi firmami jak MB Pneumatyka z Sulechowa czy
od niedawna z firmą Stahlbau
z Żar. Dla nas nie ma znaczenia wielkość firmy. Ważne,
abyśmy mogli realizować cie-
kawe, wspólne projekty badawczo-rozwojowe.
- Wasi studenci robili też kurs
spawaczy. Po co?
- Mogli go zrobić za połowę ceny w czasie studiów i uzyskać
certyfikat spawacza. To był doskonały pomysł, bo technolog
czy konstruktor z umiejętnością spawania to człowiek, który
jest brany do pracy od razu
za porządne pieniądze. On nie
musi sam spawać, wystarczy,
że potrafi ocenić jakość spoiny,
zarządzać zespołem ludzi, którzy wykonują prace spawalnicze, umie przewidzieć ile czasu
wymaga zlecenie i jakie są jego
koszty. Możliwość uzyskiwania
dodatkowych uprawnień zawodowych przez naszych studentów daje im doskonałą pozycję
na rynku pracy.
- Może kilka zdań o roli Wydziału Mechanicznego
na lubuskim rynku…
- Jeśli chcemy tutaj ściągnąć
przemysł, najpierw każda duża
firma produkcyjna zapyta: Czy macie dobrych inżynierów
mechaników, inżynierów produkcji, inżynierów procesowych, technologów czy konstruktorów? W interesie całego
regionu jest więc budowa mocnego Wydziału Mechanicznego. Za tym idą konkretne miejsca pracy. Dlatego tak istotne
jest wsparcie przez władze wojewódzkie.
(gz)
Filozof z teologiem
Taki był tytuł ciekawego sympozjum zorganizowanego 23 bm.
przez Instytut Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego oraz Instytut Filozoficzno-Teologiczny
im. Edyty Stein w Zielonej Górze.
Sympozjum miało na celu prezentację edukacyjnych walorów
kształcenia humanistycznego,
ukazanie kompetencji i umiejętności nabywanych w toku studiów
filozoficznych i teologicznych
przydatnych i cenionych na rynku
pracy. Jednym z punktów progra-
mu była debata z udziałem aktywnych zawodowo absolwentów,
pracodawców,
naukowców
i dziennikarzy na temat sytuacji
zawodowej absolwentów kierunków humanistycznych.
Prof. Adam Grobler, filozof
z Uniwersytetu Opolskiego, wygłosił wykład „Jak i dlaczego filozof radzi sobie na rynku pracy?”.
Wykład ks. dr. hab. Andrzeja
Draguły z Instytutu FilozoficznoTeologicznego im. Edyty Stein
w Zielonej Górze nosił tytuł „Nie
tylko katecheza. Teolog na rynku pracy”.
Dostały indeksy
Targi Pracy na UZ
na dziennikarstwo
20-21 bm. w gmachu Audytorium Maximum Uniwersytetu
Warszawskiego odbył się finał
I edycji Konkursu Wiedzy o Mediach. Reprezentanci okręgu
lubuskiego wypadli znakomicie.
Konkurs Wiedzy o Mediach odbywał się w tym roku po raz
pierwszy. Obejmował trzy etapy:
szkolny, okręgowy i centralny.
Warunkiem udziału w nim było
wysłanie eseju, filmu, fotoreportażu lub fotokastu na jeden z podanych tematów, a następnie
sprawdzenie umiejętności i wiedzy podczas testu na etapach
okręgowym i centralnym.
Organizatorem etapu okręgowego był Instytut Filologii Polskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego. Grupie zdolnych licealistów przewodziła w Warszawie
prof. UZ dr hab. Magdalena
Steciąg, kierowniczka Pracowni
Dziennikarstwa Instytutu Filologii Polskiej.
Trzy uczennice klas maturalnych wygrały indeksy na studia
dziennikarskie na wybranych
uczelniach w Polsce. To Martyna
Faustyna Zachorska z Gorzowa
Wielkopolskiego, Dagmara
Cierpica z Zielonej Góry i Wiktoria Szczepaniak w Żagania. Dwaj
młodsi uczniowie, Bartosz Wojnarowski z Krosna Odrzańskiego
i Krzysztof Pikul z Zielonej Góry,
wrócili z Warszawy z cennymi
nagrodami rzeczowymi.
W Konkursie Wiedzy o Mediach wzięło udział 160 uczniów
szkół ponadgimnazjalnych.
Warszawscy finaliści spotkali się z dziennikarzem Konradem
Piaseckim, zwiedzali Centrum
Nauki Kopernik, a także wzięli
udział w wykładzie prof. Wiesława Władyki dotyczącym współczesnych mediów i roli współczesnego dziennika.
FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI
- Niedawno uczelnię
uczelniê odwiedzi³ KGHM. Prezentacje oddził
bywa³y siê
bywały
się na waszym wydziale…
- To dla nas ogromna szansa.
KGHM to przecież jeden z największych pracodawców w Polsce. Jest mnóstwo obszarów
współpracy, w których czujemy
się kompetentni. Szczególnie
jeśli chodzi o inżynierię produkcji, mechanikę, budowę
maszyn, ale również inżynierię
materiałową. Mamy na wydziale nie tylko bardzo dobrych materiałowców, ale metalurgów,
konstruktorów i technologów.
Już wcześniej mieli kontakt
z KGHM. Po tej wizycie liczymy
na współpracę systemową,
na udział w dużych projektach.
Kombinat będzie razem z naszym Centrum Badań Naukowych i Rozwoju przygotowywać nowe projekty. Inżynieria
produkcji, budowa maszyn i inżynieria materiałowa to główne
obszary, w których liczymy
na ścisłą współpracę i chcielibyśmy brać udział w projektach badawczo-rozwojowych
w tych dyscyplinach.
- A co z tych odwiedzin może
wyniknąć dla studentów?
- Choćby praktyki studenckie,
nie tylko w Polsce. Ponadto
możliwość realizacji prac dyplomowych.
- Takie kontakty to chyba też
możliwość znalezienia
po studiach dobrej pracy.
FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI
Ci z mechanicznego
Wydarzenia na UZ
w skrócie
W tegorocznej edycji Targów Pracy, które odbyły się 18 bm.
na Uniwersytecie Zielonogórskim, wzięło udział ponad 70
firm. Poza zapoznaniem się z ich ofertą, studenci mogli wziąć
udział w warsztatach i wykładach.
4
WTOREK, 31 MARCA 2015 GAZETA LUBUSKA
Strefa nauki
Studiowanie to nie wszystko
Koło Naukowe Biologów powstało w 2002 roku. Jego członkowie wielokrotnie byli nagradzani za swoją działalność
naukową. Ostatnio Kamila Kacprzak i Łukasz Walas otrzymali stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
oło działa
o³o
dzia³a na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego. Jego opiekunem naukowym od lat jest dr
Krystyna Walińska, a obecną
przewodniczącą - Ita Szczepańska.
Należący do koła studenci
mogą działać w ramach działu
biologii molekularnej i działu
przyrodniczego. Są w nich sekcje mikrobiologii i genetyki, biochemii i biologii komórki,
bioinformatyki, zoologiczna, ornitologiczna, badań bezkręgowców, botaniki i antropologiczna.
Naprawdę więc każdy chętny
może znaleźć coś dla siebie. Jednak nie każdy student znajduje
czas na dodatkową aktywność,
inną niż podstawowe studiowanie.
- A szkoda – podkreślają Ita
Szczepańska i Sebastian
Pilichowski, aktywnie pracujący
w kole.
Ita Szczepańska do koła naukowego przystąpiła, bo chciała
pogłębić wiedzę w interesujących ją dziedzinach. Nie wystarczało jej to, co było na wykładach i zajęciach. Nie jest typową
studentką. Studiuje równolegle
na dwóch kierunkach. Pisze
właśnie dwie prace magisterskie: na biologii (specjalizacja:
biologia molekularna) i na biotechnologii Wcześniej ukończyła inżynierię biomedyczną I stopnia, ma więc już tytuł inżyniera.
- Możliwe, że zdecyduję się
na studia doktoranckie – mówi.
Sebastian Pilichowski ma już
tytuł magistra biologii środowiskowej. Pracuje w Ogrodzie Botanicznym UZ. W ubiegłym roku
podjął studia doktoranckie
na WNB. Podkreśla, że praca
w kole naukowym ma bardzo
dużo zalet, o czym sam się przekonał.
- Dziś mamy wysyp magistrów. Absolwenci narzekają, że
ZDJĘCIA: ARCHIWUM KOŁA NAUKOWEGO BIOLOGÓW
K
Praca w kole naukowym to nie tylko badania, ale też popularyzacja nauk przyrodniczych: przygotowywanie pokazów, wystaw
i zajęć warsztatowych. To też udział w konferencjach naukowych, wspólne wycieczki i spotkania. Na zdjęciu: członkowie koła
z opiekunem naukowym dr Krystyną Walińską.
nie mają pracy, a w czasie studiów nic nie robili, żeby zdobywać nowe doświadczenia, choćby poprzez działalność w kole
naukowym. Tak już jest, że człowiek, który w ten sposób pogłębia swoje zainteresowania, ma
większe szanse na rynku pracy.
Bo on po prostu zrobił coś więcej niż tylko tytuł magistra - mówi Sebastian Pilichowski.
Potwierdza to opiekunka koła
dr Krystyna Walińska, dodając,
że działanie w kole jest też dobrą
drogą dla tych, którzy chcą dalej
pracować naukowo. Większość
doktorantów to właśnie aktywni
członkowie różnych sekcji koła.
- Ważnym zadaniem członków koła jest też promowanie
naszego wydziału i uczelni. Mam
Członkowie Koła Naukowego Biologów i uczestnicy Festiwalu
Nauki sprzed dwóch lat podczas warsztatów mikroskopowych „Z bliska widać lepiej”. Nikt się nie nudził.
na myśli udział w Nocach Biologów czy Festiwalach Nauki. Studenci mają naprawdę ciekawe
pomysły, są kreatywni – mówi dr
Walińska.
Realizacja tematów badawczych w ramach poszczególnych
sekcji daje członkom koła możliwość zaprezentowania wyników
swoich prac na szerszym forum.
Studenci biorą udział w międzynarodowych i ogólnopolskich
konferencjach naukowych. Warto podkreślić, że członkowie Koła Naukowego Biologów otrzymali szereg nagród i wyróżnień.
Najcenniejsze to nagrody I i II
stopnia przyznane w kolejnych
edycjach International Scientific
Conference for Students and
Aspirants „Youth and Progress of
Biology” we Lwowie (20082014). Tradycyjnie w listopadzie
(tym razem od 12 do 15) odbędzie się w Zielonej Górze Międzynarodowe Studenckie Sympozjum Naukowe „Między Biotechnologią a Ochroną Środowiska”
Interdyscyplinarne Spotkanie
Młodych Przyrodników. Jego organizatorem jest Koło Naukowe
Biologów Uniwersytetu Zielonogórskiego, wspólnie z uniwersyteckim Ogrodem Botanicznym.
Studenci, doktoranci i młodzi
naukowcy mogą przyjechać i zaprezentować wyniki swoich badań w formie prezentacji ustnych
lub podczas sesji posterowej.
- To już dziesiąta edycja tego sympozjum, więc szczególnie zależy nam na jakości - pod-
Członkowie Koła Naukowego Biologów czynnie uczestniczą
w Festiwalach Nauki. Na zdjęciu przewodnicząca koła Ita
Szczepańska z młodymi uczestnikami imprezy w 2014 r.
kreśla Sebastian Pilichowski, jego kierownik organizacyjny Kiedy pierwszy raz kilka lat temu uczestniczyłem w tej konferencji, było tak, że jeżeli ktoś
miał dwa wystąpienia, to był to
naprawdę wyróżniający się
uczestnik. Dziś trwa pogoń
za punktami, które liczą się
choćby w systemie stypendialnym. Dochodzi do sytuacji, kiedy przyjeżdżają trzy osoby, prezentują trzy postery lub trzy referaty i każdy jest do każdego
dopisany. Albo zgłaszają referat, żeby zaliczyć punkty, a potem go nie wygłaszają. Nie ma
ich też przy własnym posterze,
więc nie można z nimi o nim podyskutować. To nie jest w porządku. Próbujemy ukrócić te
praktyki. Chcemy, żebyśmy
traktowali się nawzajem poważnie. Stąd komitet organizacyjny wprowadził zmiany do regulaminu i postanowił zaostrzyć
reguły uczestnictwa.
S. Pilichowski dodaje: - Naszą
ambicją jest też zwiększenie odsetka gości z zagranicy. Chcemy
zaprosić również gości specjalnych, naukowców, którzy wygłoszą ciekawe wykłady w formie
popularno-naukowej, gdyż
na konferencję przychodzą też
uczniowie szkół zielonogórskich.
- Nasze koło naukowe stwarza studentom wiele możliwości
publicznego zaprezentowania
wyników swojej pracy - podkreśla dr Krystyna Walińska, opiekun naukowy koła i kierownik
naukowy listopadowego sympozjum. - Członkowie koła wyjeżdżają na różnego rodzaju konferencje, tak krajowe, jak i zagraniczne. Do Lwowa na konferencję „Youth and Progress of
Biology” jeździliśmy kilka razy.
Na ostatnią wyjątkowo wysłaliśmy tylko swoje materiały, ze
względu na sytuację polityczną
na Ukrainie.
Dr Krystyna Walińska zaznacza, że studenci mają możliwość
nie tylko wygłoszenia swoich referatów, ale też możliwość ich
publikowania. W 2014 roku,
po ostatnim sympozjum „Między Biotechnologią a Ochroną
Środowiska”, wydana została już
druga, duża monografia (licząca
ponad 400 stron), której autorami są studenci i doktoranci.
Będą oni mogli zaliczyć ją
do swojego dorobku.
Praca w kole naukowym to
nie tylko badania, ale także popularyzacja nauk przyrodniczych poprzez przygotowywanie
różnych pokazów, wystaw i zajęć warsztatowych, jak i inicjowanie działań integracyjnych (wycieczki, spotkania, itp.)
Grażyna Zwolińska
Pod mikroskopem można zobaczyć tyle ciekawych rzeczy!
Nic dziwnego, że zajęcia w laboratorium podczas ubiegłorocznego Festiwalu Nauki cieszyły się takim powodzeniem.