ZGO Uniwersytet ZG - 2015-03-31
Transkrypt
ZGO Uniwersytet ZG - 2015-03-31
Nie niszczcie humanistyki - W lutym, jako przedstawiciel Uniwersytetu Zielonogórskiego, uczestniczył Pan w Kongresie Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej w Warszawie. Dlaczego został zwołany? - Od paru laty trwa reforma systemu szkolnictwa wyższego i nauki. Wprowadzana jest w sposób chaotyczny. Nie była właściwie skonsultowana z naszym środowiskiem. Wiele rozwiązań jest szkodliwych i nie prowadzi do celów, które zostały założone. - W czym komitet widzi największy problem? - Po pierwsze w usytuowaniu nauk humanistycznych i społecznych w całym systemie nauki. Są one w dużo gorszej sytuacji niż pozostałe dziedziny, szczególnie techniczne. A to dlatego, że przesunięto punkt ciężkości na zastosowanie badań. Za tym idą ogromne pieniądze. Badania humanistyczne i społeczne, w których nie zawsze można mówić o bezpośrednim zastosowaniu, uznano chyba za niezbyt potrzebne. Po drugie dużym problemem jest finansowanie uczelni. Odbywa się ono zgodnie z przyjętym algorytmem, a tam jednym z ważniejszych czynników, od których zależy wysokość dotacji jest liczba studentów. Na to nałożył się niż demograficzny. Uderza to nie tylko w niszowe kierunki, takie choćby jak filozofia, ale szerzej w całe uczelnie, zwłaszcza te regionalne. Wiele z nich stoi na skraju bankructwa. - Ministerstwo nie bierze pod uwagę tego, że uniwersytety w mniejszych miastach pełnią kulturotwórczą rolę? - Chyba nie do końca to widzi. Gdyby uniwersytet został zdegradowany do roli wyższej szkoły zawodowej, to prawo do studiowania innych niż techniczne kierunków byłoby dla młodych ludzi z mniejszych ośrodków ograniczone. Nie każdego przecież stać na wyjazd na studia do Warszawa czy Krakowa. - Poza tym łatwo zlikwidować, trudno odbudować. Może powinno się wam ułatwić przeczekanie kryzysowej demograficznej sytuacji? - Takiego sposobu myślenia wśród decydentów nie widzimy. Mają perspektywę na kilka najbliższych lat. A przecież jeszcze trochę, a nowy wyż demograficzny z podstawówek dojdzie na uczelnie. Czy można pozwolić, żeby w Zielonej Górze nie było dla niego szerokiej edukacyjnej oferty? Nie mówię już o skutkach społecznych, jakie niesie za sobą takie krótkowzroczne myślenie. Doszłoby przecież także do zubożenia kapitału społecznego miasta i regionu. - Wspieranie regionalnych uniwersytetów nie leży też w interesie uczelni z największych ośrodków, prawda? - Niestety prawda. Brakuje solidarności. Dużym uniwersytetom podoba się pomysł uczelni flagowych, na które będą szły wielkie pieniądze, także na badania naukowe. Nam podoba się to znacznie mniej. - Chyba już dziś grantowy system finansowania badań budzi wątpliwości… - System grantowy ma wiele zalet, ale są też i niebezpieczeństwa. Naukowcom z uczelni regionalnych, zwłaszcza tym uprawiającym humanistykę czy nauki społeczne, o wiele trudniej dostać pieniądze na badania. Znam kilka przypadków, gdy recenzenci oceniający przedstawiony przez naukowca z UZ wniosek napisali, że pomysł jest świetny, ale miejsce realizacji nie gwarantuje osiągnięcia celów. - Czyli gdyby ten sam pomysł zgłosił ktoś z dużej uczelni z Warszawy czy Wrocławia, to dostałby grant? - Nie jest to napisane wprost, ale tak to chyba należy rozumieć. Na dodatek od takiej decyzji nie można się nawet odwołać. Przeciwko temu też chcemy zaprotestować. - Humanistyka i nauki społeczne dostają po głowie z wielu stron. Powtarza się, że takich kierunków nie warto studiować. Tymczasem na Zachodzie coraz silniejszy jest odwrotny trend, bo okazało się, że nowoczesna go- FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI nr 3 (25) | prowadzący Grażyna Zwolińska, Uniwersytet Zielonogórski, 68 328 25 93, e-mail: [email protected] - Sformułowaliśmy na kongresie trzy postulaty: Jeden dotyczy algorytmu finansowania uczelni, drugi - systemu grantowego, trzeci - systemu ocen pracowników - mówi dr Paweł Walczak, zastępca dyrektora Instytutu Filozofii UZ. - Dużym uniwersytetom podoba się pomysł uczelni flagowych, na które będą szły wielkie pieniądze. Uderza to w mniejsze uczelnie, zwłaszcza regionalne. Wiele z nich stoi na skraju bankructwa - podkreśla dr Paweł Walczak. spodarka potrzebuje nie tylko inżynierów. - To prawda. Ale to wymaga zmiany sposobu myślenia. Dostrzeżenia, że trzeba kształcić nie tyle ludzi wąsko wyspecjalizowanych, co gotowych uczyć się całe życie. Także humanistów, którzy mogą odnaleźć się zawodowo w bardzo wielu miejscach. Studia (z pewnymi wyjątkami) powinny nie tyle przygotowywać do konkretne- go zawodu, co do startu do zawodowego życia i umiejętności przebranżawiania się. Tzw. potrzeby rynku rozumie się u nas zbyt wąsko. Zresztą kto jest w stanie przewidzieć, jak za 1015 lat będzie wyglądał rynek pracy? - Wróćmy do kongresu… - Sformułowaliśmy trzy postulaty: Jeden dotyczył algorytmu finansowania uczelni, drugi systemu grantowego, trzeci - systemu ocen pracowników. Podstawą tych ocen są punkty. Zależą w dużym stopniu od tego, czy praca danego naukowca ukazała się w wysoko punktowanych czasopismach oraz od liczby tzw. cytowań. - Co w tym niesprawiedliwego? - Humanistom znacznie trudniej je zdobyć. Prestiżowych czasopism humanistycznych i społecznych jest mniej i są zazwyczaj niżej punktowane. Aby dostać się na ich łamy, trzeba napisać tekst naprawdę wybitny. Otrzyma się za niego 25-30 punktów. Czasopism z dziedzin technicznych, medycznych, ekonomicznych jest o wiele więcej. Za opublikowaną pracę otrzymuje się nawet 50 punktów, za nieduży artykuł 20-30 punktów. Badania humanistyczne i społeczne wyglądają inaczej. Trzeba im poświęcić znacznie więcej czasu, przeczytać mnóstwo książek, przemyśleć, aby mieć coś do powiedzenia. I za książkę naukową, którą pisze się dobrych kilka lat samemu (a nie w zespole, co częste jest przy pracach z dziedzin technicznych) jest ok. 20 punktów. Obecny system punktowy nie uwzględnia specyfiki niektórych dziedzin wiedzy, nie oddaje więc rzeczywistej wartości pracy naukowców. - No i ta dominacja języka angielskiego… - Publikowanie w języku angielskim jest wyżej punktowane niż w polskim. Tzw. umiędzynarodowienie badań jest postulatem słusznym, jednak trzeba wziąć pod uwagę również inne wartości. Przykładowo pomija się fakt, że jedną z misji humanistów jest pielęgnowanie języka ojczystego poprzez publikowanie w języku ojczystym. Poza tym np. historycy literatury polskiej, językoznawcy polscy, historycy zajmujący się historią Polski czy historycy filozofii polskiej najbardziej prestiżowe czasopisma naukowe mają w języku polskim, choć presja związana z punktami przymusza badaczy do publikowania w języku angielskim. Niekiedy dochodzi do absurdów. - Kongres się skończył i…? - Postulaty uczestników kongresu przesłane zostały do ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego. Domagamy się konsultacji. Konieczne jest wprowadzenie korekt do przeprowadzanej reformy, by nie dochodziło do niszczenia humanistyki i nauk społecznych. Grażyna Zwolińska 2 WTOREK, 31 MARCA 2015 GAZETA LUBUSKA Strefa nauki Na samym początku były gminy - Był Pan sekretarzem naukowym międzynarodowej konferencji „Samorządy terytorialne w Polsce i w Niemczech. Struktury, aktorzy, działanie”, jaka odbyła się jakiś czas temu na UZ. Porozmawiajmy o podobieństwach i różnicach samorządów w tych obu krajach. - W momencie zmiany ustroju w Polsce i w byłej Niemieckiej Republice Demokratycznej nie było samorządów, lecz lokalne organy władzy państwowej. Tymczasem w zachodnich Niemczech w okresie powojennym rozwijano różne struktury samorządowe. Po zjednoczeniu Niemiec we wschodnich landach struktury samorządowe zaczęto budować na wzór tych istniejących w landach zachodnich. Poszły za tym ogromne pieniądze. Przez jakiś czas urzędnicy zachodnioniemieccy szkolili wschodnich urzędników. Wschodnie gminy miały partnerów w gminach w zachodniej części kraju. W każdym landzie zbudowano też struktury federalne i przyjęto ustawy samorządowe. Reformy zakończono w ciągu czterech lat. To była jakby mała rewolucja. - U nas to trwało znacznie dłużej… - Tak, bo u nas model samorządowy tworzył się w sposób ewolucyjny. Taki był zamysł. Najpierw przywrócono tylko samorządy na szczeblu gmin. Rządy SLD i PSL zatrzymały proces dalszych reform. Dopiero za rządów premiera Jerzego Buzka przyjęto rozwiązanie z powiatami i województwami. Była gorąca debata ile tych województw ma być. - Który model tworzenia samorządów uznałby Pan za lepszy? - Trudno mówić w kategoriach „lepszy, gorszy”. Po prostu pewne procesy toczyły się inaczej w Niemczech, inaczej u nas. Wiele niemieckich doświadczeń można wykorzystać w Polsce. Zresztą ustrój polski jest w wielu przypadkach podobny do niemieckich. - Nasz jest trójstopniowy: gminy, powiaty, województwa. A w Niemczech? - W Niemczech mamy samorząd na szczeblu gmin i powiatów, a więc dwustopniowy. Land, czyli region, nie jest traktowany jako samorząd. Ma on swój rząd, konstytucję i silniejszą pozycję niż nasze województwo. - A sprawa wielkości jednostek terytorialnych? Ogromna Brandenburgia i malutkie Lubuskie…Ta dysproporcja dotyczy też powiatów. Nie są za małe? - Uważam, że powiaty powinny być większe terytorialnie, bo miałyby większy potencjał. W Niemczech z wielkością tych jednostek różnie bywa. W Meklemburgii-Pomorzu Przednim powiaty, które powiększono w 1994 r., zrobiono jeszcze większymi. Jest ich tylko sześć plus dwa miasta na prawach powiatu. To wzbudziło wiele obaw, np. że mieszkańcy będą mieli zbyt daleko do urzędów. W Polsce problemem jest to, że powiaty są za małe, więc mają małe budżety. To nie znaczy, że powiaty są zbędne. Ideę, by był poziom lokalny, czyli gmina, ponadlokalny w postaci powiatów i regionalny w postaci województw, uważam za słuszną. - Próby łączenia powiatów to u nas jak łączenie ognia z wodą… FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI - U nas samorząd terytorialny powstawał w sposób ewolucyjny. W dawnej NRD reformy samorządowe zakończono w cztery lata. To była jakby mała rewolucja - mówi dr Adam Jarosz z Instytutu Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego. - W momencie zmiany ustroju w Polsce i w byłej Niemieckiej Republice Demokratycznej nie było samorządów, lecz lokalne organy władzy państwowej – przypomina dr Adam Jarosz. - W Niemczech jednym z elementów reform samorządowych po 1990 r. było scalanie struktur. Powiaty połączono odgórnie. W przypadku gmin unikano jednak przymusowego łączenia. Tworzono za to tzw. urzędy obejmujące kilka gmin, świadczące np. usługi komunalne na rzecz tych jednostek. - W Polsce mówi się o potrzebie łączenia małych słabych gmin, takich liczących 2-3 tys. mieszkańców. Słuszny trend? - W Niemczech były gminy, które miały poniżej 500 mieszkańców. To dopiero problem. U nas warto rozważyć łączenie gmin, jeśli są ku temu przesłanki. W administracji na każdym szczeblu są pewne elementy, które są obowiązkowe i trzeba je tworzyć nawet w najmniejszej gminie, co generuje koszty. - Rząd wymyślił nawet bonus połączeniowy dla słabych gmin. Sęk w tym, że skusiły się na niego dwie silne eko- nomicznie jednostki: miasto Zielona Góra i gmina Zielona Góra… - Mówił o tym na naszej listopadowej konferencji prof. Czesław Osękowski. Uważam, że połączenie ma w tym przypadku wiele zalet. Większa powierzchnia oznacza choćby więcej terenów inwestycyjnych, a byłej gminie daje korzyści z połączeniowego bonusa. Trzeba jednak pamiętać, że zarządzanie tak ogrom- ną powierzchnią miasta z terenami o charakterze wiejskim, będzie dużym wyzwaniem dla władz. - W Zielonej Górze prezydenta wybrano po raz trzeci. Długo, a nawet o wiele dłużej, pełnią swoją funkcję choćby burmistrz Bytomia Odrzańskiego, prezydent Nowej Soli, czy – patrząc dalej – prezydenci Wrocławia, Rzeszowa, Torunia itp. Co Pan sądzi o wiecznych prezydentach, burmistrzach i wójtach? Jakie są niebezpieczeństwa, jakie zalety wielokadencyjności? - Wieczni prezydenci, burmistrzowie, wójtowie mogą wytworzyć wokół siebie „dwór”, uzależnić od siebie wiele środowisk i jednostek podległych miastu. Ale są też zalety. Jeśli szef miasta czy gminy pozostaje przy władzy więcej niż jedną kadencję, ma szansę np. nie tylko zaplanować inwestycję, ale i doprowadzić do jej zakończenia. Jest to bardzo ważne w okresie modernizacji. Ostatecznie i tak o tym, jak długo będzie rządził decydują mieszkańcy. - A jak to wygląda w Niemczech? - W różnych landach są różne ustroje samorządowe. Czasem burmistrz ma jeszcze silniejszą władzę, np. w Bawarii, gdzie jest też przewodniczącym rady miasta. Są w Niemczech sytuacje, kiedy kadencja burmistrza jest 7-letnia, a rady 5-letnia. Spotykane są też ograniczenia liczby kadencji do dwóch. Tylko, że te kadencje trwają tam siedem, a czasem nawet dziewięć lat. - Dziękuję. Grażyna Zwolińska Minęło już dziesięć lat z jazzem i muzyką estradową Warto podkreślić, że studia są elitarne, a liczba kandydatów zawsze znacznie przekracza liczbę miejsc. Pierwsza rekrutacja na kierunek jazz i muzyka estradowa została przeprowadzona w roku akademickim 2004/2005. Aktualnie uczy się na nim 20 studentów (instrumentaliści i wokaliści). Uczestniczą oni m.in. w zajęciach ze śpie- FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI Uniwersytet Zielonogórski jest jedną z siedmiu uczelni w kraju, gdzie można studiować jazz i muzykę estradową. Kierunek dochował się ok. 80 absolwentów. wu (śpiew jazzowy i rozrywkowy), gry na instrumencie (trąbka, puzon, saksofon, fortepian, gitara, gitara basowa, kontrabas, perkusja), improwizacji, aranżacji, historii jazzu, prowadzenia zespołów muzycznych, realizacji dźwięku. Koncepcję powołania kierunku jazz i muzyka estradowa oraz wszelkie prace organizacyjne z tym związane przygotował i zrealizował zespół pracowników Zakładu Teorii Muzyki z Instytutu Kultury i Sztuki Muzycznej Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Zielonogórskiego w składzie: prof. Juliusz Karcz, dr hab. Barbara Literska, prof. UZ (w tamtym czasie dr) i dr hab. Jerzy Szymaniuk, prof. UZ (w tamtym czasie adiunkt.). Od samego początku studenci kierunku jazz i muzyka estradowa prowadzili szeroką działalność kulturalną i artystyczną uczestnicząc w popisach, koncertach, festiwalach, koncertach Big-Bandu UZ, przeglądach artystycznych i konkursach. Powodzeniem cieszyły się też warsztaty muzyczne. Nic dziwnego, skoro prowadzili je m.in.: Joshua Abrams, Jaques Kuba Seguin z grupą ODD LOT, Gabriel Ferrandini, Greg Osby. Studenci tego kierunku brali też udział w intensywnym życiu koncertowym Big-Bandu UZ pod kierunkiem dr. hab. J. Szymaniuka. Angażowali się także w działalność koncertową: m.in.: M. Burzyński - Koncert z projektem „Swingujące mikrofony“; udział w programie telewizyjnym Bitwa na Głosy (Artur Caturian, Monika Kręt), koncerty w Klubie Studenckim U Ojca, Piekarni Cichej Kobiety, Harlem Club. Koncert Jubileuszowy z okazji 10-lecia kierunku jazz i muzyka estradowa odbył się 11 marca w Filharmonii Zielonogórskiej. 3 GAZETA LUBUSKA WTOREK, 31 MARCA 2015 Strefa nauki - Bardzo sobie cenimy współpracę z przemysłem. Coraz lepiej się ona zresztą rozwija - podkreśla dziekan Wydziału Mechanicznego UZ prof. Sławomir Kłos Doktorat z socjologii O sztuce dyrygenckiej Centralna Komisja do Spraw Stopni i Tytułów przyznała Wydziałowi Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu UZ uprawnienia do nadawania stopnia doktora nauk społecznych w dyscyplinie socjologia. Instytut Socjologii UZ zyskał więc możliwość wzbogacenia swojej oferty edukacyjnej o studia doktoranckie. „Współczesne i historyczne aspekty sztuki dyrygenckiej” to konferencja zorganizowana przez Instytut Muzyki UZ. Odbyła się 1112 bm. Obfitowała w wiele interesujących wykładów znawców tematu z uczelni z całego kraju. Jej uczestnicy wysłuchali też koncertu „Pieśni, arie i piosenki” w wykonaniu studentów IM. Renowacja budynków Dni Frankofonii W dniach 19-20 bm. na UZ odbyła się VIII Konferencja NaukowoTechniczna „Renowacja budynków i modernizacja obszarów zabudowanych”. Jej organizatorem był Wydział Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska, a współorganizatorem m.in. Uczelniane Centrum ds. Renowacji i Modernizacji Obszarów Zabudowanych UZ. Zakład Filologii Romańskiej UZ wraz z Kołem Młodych Romanistów zorganizował 24-25 bm. kolejne Dni Frankofonii. Impreza, która wrosła już w krajobraz kulturalny miasta, ma na celu promocję języka i kultury francuskiej oraz krajów franko fońskich. Wprowadza uczestników w świat kultury i sztuki francuskiej. - Prawdę mówiąc nasi studenci I i II stopnia w ogóle nie mają z nią problemu. Mamy inny kłopot: oni ją zbyt szybko znajdują i są problemy, by mieli czas bronić prace inżynierskie i magisterskie. Pracują jako konstruktorzy, technolodzy, mistrzowie na produkcji. Wielu szybko robi kariery zawodowe. Oczywiście współpraca z KGHM daje jeszcze większe możliwości znajdowania pracy i awansu zawodowego. - KGHM to chyba nie jedyna firma, z którą macie kontakty? Język ojczysty miał swój dzień To były pierwsze obchody Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego w Zielonej Górze, ale organizatorzy zapowiadają, że stanie się on cyklicznym świętem polszczyzny na uniwersytecie. Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego świętowano 6 bm. w Bibliotece Uniwersytetu Zielonogórskiego. Z tej okazji odbył się konkurs „Potyczki z polszczyzną”. Wysłuchać też można było wykładu prof. Anny Wojciechowskiej pt. „Mamidło, Lilczur, Magaś…, czyli o języku rodzinnym Kossaków”. W konkursie uczestniczyło pięć drużyn uczniów szkół średnich z Zielonej Góry, Wolsztyna, Świebodzina i Sulechowa. Mieli okazję zmierzyć się z zadaniami językowymi przygotowanymi przez polonistów UZ. Drużyny zaprezentowały wyrównany po- ziom. W końcu jednak po dziewięciu konkurencjach udało się wyłonić zwycięzców. A dokładniej zwyciężczynie, gdyż na podium stanęły uczennice z I Liceum Ogólnokształcącego w Zielonej Górze. Po części konkursowej prof. Wojciechowska opowiedziała o ciekawych zwyczajach językowych Kossaków, słynnej polskiej rodziny artystów. Wszyscy uczestnicy konkursu, a także opiekunowie przybyłych drużyn, otrzymali nagrody. Całość zorganizowało Towarzystwo Miłośników Języka Polskiego przy współpracy z Instytutem Filologii Polskiej. Przypomnijmy, że Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego ustanowiono ku pamięci studentów z uniwersytetu w Dhace w Bangladeszu, którzy zginęli w demonstracji w obronie swej mowy ojczystej w 1952 r. - Odkąd jestem dziekanem, staramy się sformalizować współpracę z firmami, które się do nas zgłaszają. Od lat współpracujemy z Gedią, Volkswagenem, z firmami ze strefy przemysłowej w Nowej Soli takimi jak Voit, Jost czy Nord, z firmami klasy światowej jak Seco Warwick, ale też z małymi firmami jak MB Pneumatyka z Sulechowa czy od niedawna z firmą Stahlbau z Żar. Dla nas nie ma znaczenia wielkość firmy. Ważne, abyśmy mogli realizować cie- kawe, wspólne projekty badawczo-rozwojowe. - Wasi studenci robili też kurs spawaczy. Po co? - Mogli go zrobić za połowę ceny w czasie studiów i uzyskać certyfikat spawacza. To był doskonały pomysł, bo technolog czy konstruktor z umiejętnością spawania to człowiek, który jest brany do pracy od razu za porządne pieniądze. On nie musi sam spawać, wystarczy, że potrafi ocenić jakość spoiny, zarządzać zespołem ludzi, którzy wykonują prace spawalnicze, umie przewidzieć ile czasu wymaga zlecenie i jakie są jego koszty. Możliwość uzyskiwania dodatkowych uprawnień zawodowych przez naszych studentów daje im doskonałą pozycję na rynku pracy. - Może kilka zdań o roli Wydziału Mechanicznego na lubuskim rynku… - Jeśli chcemy tutaj ściągnąć przemysł, najpierw każda duża firma produkcyjna zapyta: Czy macie dobrych inżynierów mechaników, inżynierów produkcji, inżynierów procesowych, technologów czy konstruktorów? W interesie całego regionu jest więc budowa mocnego Wydziału Mechanicznego. Za tym idą konkretne miejsca pracy. Dlatego tak istotne jest wsparcie przez władze wojewódzkie. (gz) Filozof z teologiem Taki był tytuł ciekawego sympozjum zorganizowanego 23 bm. przez Instytut Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego oraz Instytut Filozoficzno-Teologiczny im. Edyty Stein w Zielonej Górze. Sympozjum miało na celu prezentację edukacyjnych walorów kształcenia humanistycznego, ukazanie kompetencji i umiejętności nabywanych w toku studiów filozoficznych i teologicznych przydatnych i cenionych na rynku pracy. Jednym z punktów progra- mu była debata z udziałem aktywnych zawodowo absolwentów, pracodawców, naukowców i dziennikarzy na temat sytuacji zawodowej absolwentów kierunków humanistycznych. Prof. Adam Grobler, filozof z Uniwersytetu Opolskiego, wygłosił wykład „Jak i dlaczego filozof radzi sobie na rynku pracy?”. Wykład ks. dr. hab. Andrzeja Draguły z Instytutu FilozoficznoTeologicznego im. Edyty Stein w Zielonej Górze nosił tytuł „Nie tylko katecheza. Teolog na rynku pracy”. Dostały indeksy Targi Pracy na UZ na dziennikarstwo 20-21 bm. w gmachu Audytorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego odbył się finał I edycji Konkursu Wiedzy o Mediach. Reprezentanci okręgu lubuskiego wypadli znakomicie. Konkurs Wiedzy o Mediach odbywał się w tym roku po raz pierwszy. Obejmował trzy etapy: szkolny, okręgowy i centralny. Warunkiem udziału w nim było wysłanie eseju, filmu, fotoreportażu lub fotokastu na jeden z podanych tematów, a następnie sprawdzenie umiejętności i wiedzy podczas testu na etapach okręgowym i centralnym. Organizatorem etapu okręgowego był Instytut Filologii Polskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego. Grupie zdolnych licealistów przewodziła w Warszawie prof. UZ dr hab. Magdalena Steciąg, kierowniczka Pracowni Dziennikarstwa Instytutu Filologii Polskiej. Trzy uczennice klas maturalnych wygrały indeksy na studia dziennikarskie na wybranych uczelniach w Polsce. To Martyna Faustyna Zachorska z Gorzowa Wielkopolskiego, Dagmara Cierpica z Zielonej Góry i Wiktoria Szczepaniak w Żagania. Dwaj młodsi uczniowie, Bartosz Wojnarowski z Krosna Odrzańskiego i Krzysztof Pikul z Zielonej Góry, wrócili z Warszawy z cennymi nagrodami rzeczowymi. W Konkursie Wiedzy o Mediach wzięło udział 160 uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Warszawscy finaliści spotkali się z dziennikarzem Konradem Piaseckim, zwiedzali Centrum Nauki Kopernik, a także wzięli udział w wykładzie prof. Wiesława Władyki dotyczącym współczesnych mediów i roli współczesnego dziennika. FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI - Niedawno uczelnię uczelniê odwiedzi³ KGHM. Prezentacje oddził bywa³y siê bywały się na waszym wydziale… - To dla nas ogromna szansa. KGHM to przecież jeden z największych pracodawców w Polsce. Jest mnóstwo obszarów współpracy, w których czujemy się kompetentni. Szczególnie jeśli chodzi o inżynierię produkcji, mechanikę, budowę maszyn, ale również inżynierię materiałową. Mamy na wydziale nie tylko bardzo dobrych materiałowców, ale metalurgów, konstruktorów i technologów. Już wcześniej mieli kontakt z KGHM. Po tej wizycie liczymy na współpracę systemową, na udział w dużych projektach. Kombinat będzie razem z naszym Centrum Badań Naukowych i Rozwoju przygotowywać nowe projekty. Inżynieria produkcji, budowa maszyn i inżynieria materiałowa to główne obszary, w których liczymy na ścisłą współpracę i chcielibyśmy brać udział w projektach badawczo-rozwojowych w tych dyscyplinach. - A co z tych odwiedzin może wyniknąć dla studentów? - Choćby praktyki studenckie, nie tylko w Polsce. Ponadto możliwość realizacji prac dyplomowych. - Takie kontakty to chyba też możliwość znalezienia po studiach dobrej pracy. FOT. KAZIMIERZ ADAMCZEWSKI Ci z mechanicznego Wydarzenia na UZ w skrócie W tegorocznej edycji Targów Pracy, które odbyły się 18 bm. na Uniwersytecie Zielonogórskim, wzięło udział ponad 70 firm. Poza zapoznaniem się z ich ofertą, studenci mogli wziąć udział w warsztatach i wykładach. 4 WTOREK, 31 MARCA 2015 GAZETA LUBUSKA Strefa nauki Studiowanie to nie wszystko Koło Naukowe Biologów powstało w 2002 roku. Jego członkowie wielokrotnie byli nagradzani za swoją działalność naukową. Ostatnio Kamila Kacprzak i Łukasz Walas otrzymali stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. oło działa o³o dzia³a na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego. Jego opiekunem naukowym od lat jest dr Krystyna Walińska, a obecną przewodniczącą - Ita Szczepańska. Należący do koła studenci mogą działać w ramach działu biologii molekularnej i działu przyrodniczego. Są w nich sekcje mikrobiologii i genetyki, biochemii i biologii komórki, bioinformatyki, zoologiczna, ornitologiczna, badań bezkręgowców, botaniki i antropologiczna. Naprawdę więc każdy chętny może znaleźć coś dla siebie. Jednak nie każdy student znajduje czas na dodatkową aktywność, inną niż podstawowe studiowanie. - A szkoda – podkreślają Ita Szczepańska i Sebastian Pilichowski, aktywnie pracujący w kole. Ita Szczepańska do koła naukowego przystąpiła, bo chciała pogłębić wiedzę w interesujących ją dziedzinach. Nie wystarczało jej to, co było na wykładach i zajęciach. Nie jest typową studentką. Studiuje równolegle na dwóch kierunkach. Pisze właśnie dwie prace magisterskie: na biologii (specjalizacja: biologia molekularna) i na biotechnologii Wcześniej ukończyła inżynierię biomedyczną I stopnia, ma więc już tytuł inżyniera. - Możliwe, że zdecyduję się na studia doktoranckie – mówi. Sebastian Pilichowski ma już tytuł magistra biologii środowiskowej. Pracuje w Ogrodzie Botanicznym UZ. W ubiegłym roku podjął studia doktoranckie na WNB. Podkreśla, że praca w kole naukowym ma bardzo dużo zalet, o czym sam się przekonał. - Dziś mamy wysyp magistrów. Absolwenci narzekają, że ZDJĘCIA: ARCHIWUM KOŁA NAUKOWEGO BIOLOGÓW K Praca w kole naukowym to nie tylko badania, ale też popularyzacja nauk przyrodniczych: przygotowywanie pokazów, wystaw i zajęć warsztatowych. To też udział w konferencjach naukowych, wspólne wycieczki i spotkania. Na zdjęciu: członkowie koła z opiekunem naukowym dr Krystyną Walińską. nie mają pracy, a w czasie studiów nic nie robili, żeby zdobywać nowe doświadczenia, choćby poprzez działalność w kole naukowym. Tak już jest, że człowiek, który w ten sposób pogłębia swoje zainteresowania, ma większe szanse na rynku pracy. Bo on po prostu zrobił coś więcej niż tylko tytuł magistra - mówi Sebastian Pilichowski. Potwierdza to opiekunka koła dr Krystyna Walińska, dodając, że działanie w kole jest też dobrą drogą dla tych, którzy chcą dalej pracować naukowo. Większość doktorantów to właśnie aktywni członkowie różnych sekcji koła. - Ważnym zadaniem członków koła jest też promowanie naszego wydziału i uczelni. Mam Członkowie Koła Naukowego Biologów i uczestnicy Festiwalu Nauki sprzed dwóch lat podczas warsztatów mikroskopowych „Z bliska widać lepiej”. Nikt się nie nudził. na myśli udział w Nocach Biologów czy Festiwalach Nauki. Studenci mają naprawdę ciekawe pomysły, są kreatywni – mówi dr Walińska. Realizacja tematów badawczych w ramach poszczególnych sekcji daje członkom koła możliwość zaprezentowania wyników swoich prac na szerszym forum. Studenci biorą udział w międzynarodowych i ogólnopolskich konferencjach naukowych. Warto podkreślić, że członkowie Koła Naukowego Biologów otrzymali szereg nagród i wyróżnień. Najcenniejsze to nagrody I i II stopnia przyznane w kolejnych edycjach International Scientific Conference for Students and Aspirants „Youth and Progress of Biology” we Lwowie (20082014). Tradycyjnie w listopadzie (tym razem od 12 do 15) odbędzie się w Zielonej Górze Międzynarodowe Studenckie Sympozjum Naukowe „Między Biotechnologią a Ochroną Środowiska” Interdyscyplinarne Spotkanie Młodych Przyrodników. Jego organizatorem jest Koło Naukowe Biologów Uniwersytetu Zielonogórskiego, wspólnie z uniwersyteckim Ogrodem Botanicznym. Studenci, doktoranci i młodzi naukowcy mogą przyjechać i zaprezentować wyniki swoich badań w formie prezentacji ustnych lub podczas sesji posterowej. - To już dziesiąta edycja tego sympozjum, więc szczególnie zależy nam na jakości - pod- Członkowie Koła Naukowego Biologów czynnie uczestniczą w Festiwalach Nauki. Na zdjęciu przewodnicząca koła Ita Szczepańska z młodymi uczestnikami imprezy w 2014 r. kreśla Sebastian Pilichowski, jego kierownik organizacyjny Kiedy pierwszy raz kilka lat temu uczestniczyłem w tej konferencji, było tak, że jeżeli ktoś miał dwa wystąpienia, to był to naprawdę wyróżniający się uczestnik. Dziś trwa pogoń za punktami, które liczą się choćby w systemie stypendialnym. Dochodzi do sytuacji, kiedy przyjeżdżają trzy osoby, prezentują trzy postery lub trzy referaty i każdy jest do każdego dopisany. Albo zgłaszają referat, żeby zaliczyć punkty, a potem go nie wygłaszają. Nie ma ich też przy własnym posterze, więc nie można z nimi o nim podyskutować. To nie jest w porządku. Próbujemy ukrócić te praktyki. Chcemy, żebyśmy traktowali się nawzajem poważnie. Stąd komitet organizacyjny wprowadził zmiany do regulaminu i postanowił zaostrzyć reguły uczestnictwa. S. Pilichowski dodaje: - Naszą ambicją jest też zwiększenie odsetka gości z zagranicy. Chcemy zaprosić również gości specjalnych, naukowców, którzy wygłoszą ciekawe wykłady w formie popularno-naukowej, gdyż na konferencję przychodzą też uczniowie szkół zielonogórskich. - Nasze koło naukowe stwarza studentom wiele możliwości publicznego zaprezentowania wyników swojej pracy - podkreśla dr Krystyna Walińska, opiekun naukowy koła i kierownik naukowy listopadowego sympozjum. - Członkowie koła wyjeżdżają na różnego rodzaju konferencje, tak krajowe, jak i zagraniczne. Do Lwowa na konferencję „Youth and Progress of Biology” jeździliśmy kilka razy. Na ostatnią wyjątkowo wysłaliśmy tylko swoje materiały, ze względu na sytuację polityczną na Ukrainie. Dr Krystyna Walińska zaznacza, że studenci mają możliwość nie tylko wygłoszenia swoich referatów, ale też możliwość ich publikowania. W 2014 roku, po ostatnim sympozjum „Między Biotechnologią a Ochroną Środowiska”, wydana została już druga, duża monografia (licząca ponad 400 stron), której autorami są studenci i doktoranci. Będą oni mogli zaliczyć ją do swojego dorobku. Praca w kole naukowym to nie tylko badania, ale także popularyzacja nauk przyrodniczych poprzez przygotowywanie różnych pokazów, wystaw i zajęć warsztatowych, jak i inicjowanie działań integracyjnych (wycieczki, spotkania, itp.) Grażyna Zwolińska Pod mikroskopem można zobaczyć tyle ciekawych rzeczy! Nic dziwnego, że zajęcia w laboratorium podczas ubiegłorocznego Festiwalu Nauki cieszyły się takim powodzeniem.