Dyskusja intelektualna

Transkrypt

Dyskusja intelektualna
Dyskusja intelektualna
Na przekór wszechobecnemu chamstwu postanowiłem zaprosić znajomych na
pogawędkę o kulturze. W końcu nie obracam się w towarzystwie kiboli, chamów
spod bloku i innego prymitywu. Kiedyś tam kończyło się studia, koledzy też zostali
magistrami. Możemy przecież porozmawiać o teatrze, najnowszych trendach
filmowych, o literaturze. Nie żeby tam od razu salon literacki. Taka niewymuszona
rozmowa przy lekkim winie i słonych paluszkach.
Obdzwoniłem znajomych. Nie byli specjalnie skłonni. Socjolog wykręcił się, że
dawno nie był w teatrze. Nie pomógł argument, że ja też nie. Wizja dyskusji o
literaturze wystraszyła Filologa Obcego. – To wódki się nie napijemy? – spytał
Prawnik. W jego głosie wyczułem rozczarowanie.
Po wielu próbach udało mi się namówić Polonistę, Plastyczkę i Kolegę z Wojska.
Przyszli z małżonkami. Atmosfera była ciut napięta. Przy stole wyczuwało się
tremę. Dla zachęty włączyłem uwertury operowe Mozarta. Przez kilka minut
słuchaliśmy w milczeniu cudownych perlistych dźwięków.
– Ciekawe, za co bierze kasę kotłowy? – zainteresował się Kolega z Wojska.
– Jaki kotłowy?
– No ten, co wali w orkiestrze w bęben – wyjaśnił Kolega z Wojska. – Skrzypek
zasuwa cały czas, flecista też, a kotłowy rąbnie pałą w kocioł raz na kwadrans i
siedzi zadowolony. A pieniądze ma pewnie te same co reszta.
– Ale on wie, kiedy uderzyć w bęben – wtrąciła Plastyczka. – Płacą mu za to, że
wie.
– Co ostatnio czytaliście? – spytała moja żona.
Goście udali, że są bardzo zajęci sięganiem po paluszki.
– Bo ja Oscara Wilde’a – ciągnęła rozpaczliwie żona. – „Kobietę bez znaczenia”.
– Geja czytasz? – zdziwiła się Plastyczka.
– A co to ma do rzeczy? – zdziwił się z kolei Polonista. – Ja wróciłem ostatnio do
Wyspiańskiego, choć miał chorobę weneryczną i chlał.
– A ja czytałam Małysza – odezwała się żona Kolegi z Wojska.
– Chyba Miłosza – poprawiłem.
– Nie! Książkę „Adam Małysz – moje życie”! – obruszyła się żona Kolegi z
Wojska.
– To nie literatura – skrzywił się Polonista. – Miłosz to jest literatura. Wielka
poezja.
– A ile by taki Miłosz skoczył na mamuciej? – Kolega z Wojska wziął małżonkę w
obronę. – Nic by nie skoczył! A Małysz skoczył i jeszcze książkę napisał. To kto tu
jest większy literat?
– A ja z przyjemnością wracam do literatury rosyjskiej. Fascynuje mnie Czechow –
oznajmiłem.
Znajomi popatrzyli na mnie ze współczuciem.
– Czechow? Czechów lubię – wyznał po namyśle mąż Plastyczki.
– A co nowego w plastyce? – Kolega z Wojska uchwycił się nowej deski ratunku. –
Polskie malarstwo podobno jest wysoko cenione na świecie.
– Chyba pokojowe – prychnęła Plastyczka. – U kolegów same gnioty, kicze,
hurapatriotyzm, nabożność i dno. Wszyscy robią w reklamie albo w designie. Na
tym da się jeszcze zarobić.
– Co to jest prawdziwa sztuka? – spytała żona Polonisty.
– Zwykła sztuka to coś namalować albo wyrzeźbić – zwięźle wyjaśniła Plastyczka.
– Prawdziwa sztuka to jest ten chłam sprzedać.
Rozmowa utknęła. Męczyliśmy się. Słychać było tylko chrupanie paluszków.
– Wszyscy chwalą „Szalone nożyczki” – przypomniało mi się.
Goście zignorowali moją uwagę.
– Kiedyś był Kantor... – bąknął Polonista.
– Ciekawe. A koło nas niedawno otworzyli – zastanowiła się żona Kolegi z Wojska.
Paluszki miały się ku końcowi.
– Co się z nami stało? – nie wytrzymałem. – Kiedyś staliśmy w kolejkach, żeby
zapisać się do Dyskusyjnego Klubu Filmowego w Łódzkim Domu Kultury, do rana
dyskutowaliśmy o Fellinim i Zanussim, pasjami pochłanialiśmy książki, a teraz?
– Teraz nie ma kiedy, nie ma za co i nie bardzo jest na co – bąknął Polonista. –
Same amerykańskie chały, jak kiedyś radzieckie.
– Trzeba coś z tym zrobić! – ciągnąłem. – Wrócić do tego, co nas łączyło, do tego
ważniejszego, głębszego!!!
– Głębszego? – ożywili się koledzy. – Powiedziałeś głębszego?! Racja!
– To ja zejdę do sklepu. Biała czy kolorowa? – zadeklarował ochoczo Kolega z
Wojska.
– A my szybciutko zrobimy coś na ząb – żony zerwały się z miejsc.
Wieczór okazał się bardzo udany.
Pod koniec wróciliśmy nawet do tematyki kulturalnej.
Wypiliśmy zdrowie tego kotłowego od Mozarta.
Michał B. Jagiełło