Największy na świecie. 188.2 KB Pobrań

Transkrypt

Największy na świecie. 188.2 KB Pobrań
1
[Druk: „Przewodnik Katolicki”43(1930), s. 632-634.
Myśli z tegoż artykułu zostały również zawarte w rozdziałach: „Królowa stolic”
i „Na szczytach”, książki „I. Posadzy, Drogą pielgrzymów, Poznań 19855, s. 31-39”.]
Największy na świecie
Już od kilku dni stąpam po ziemi brazylijskiej. Właściwie po brukach i asfaltach
stolicy Brazylii - Rio de Janeiro. Nazywają to miasto stolicą wiekuistej wiosny. Tak,
tu zawsze pełno zieleni i kwiecia, tu zawsze wiosna. Miasto jest położone nad oceanem.
Cały rok więc ludzie w morzu się kąpią. Rano widać rzesze całe lubowników
kąpieli morskich. Idą starzy, idą maleństwa, całe rodziny wchodzą do morza. To też
ludziska są tu zdrowi i mało chorują.
Nazywają Rio de Janeiro najpiękniejszą stolicą świata. I to jest prawdą. Piękny jest
Neapol, piękny Konstantynopol. Wszystko to niczym wobec tej czarownej stolicy
brazylijskiej. Wszystko tu jest. Morze o barwach szmaragdu czy szafiru. Wysepki
rozrzucone, a na nich palmy i ogrody i pałacyki w słońcu skąpane. Miasto czyściutkie,
pełne kościołów, kapiących od srebra i złota. Niebotyczne góry o fantastycznych
kształtach, niby zaklęci rycerze, co straż tu dzierżą odwieczną.
Jeden pan tak nam tłumaczył te dziwy. Kiedy Pan Bóg stworzył świat, jął go
obsypywać swymi dary. Wówczas to wszystkie piękności i cuda spadły na jedno miejsce.
Tym miejscem to właśnie Rio de Janeiro.
Najpiękniejszy zakątek świata, uprzywilejowany przez Boga! Nie dziw przeto,
że naród tu pobożny i do kościołów się garnie. Dowodem tej pobożności jest pomnik
Chrystusa Króla, stawiany ręką pobożnych Brazylian na górze Corcovado. Największy
pomnik Chrystusa Króla na świecie! Byłem wczoraj na tej górze. Jak to było opowiem.
Jadę tramwajem na przedmieście Agnas Ferreas. Tramwaje jak u nas. Jeno,
że wszystkie otwarte. Jest pierwsza i druga klasa. Druga klasa kosztuje zaledwie 100
rejsów (8 groszy). Biletów się nie kupuje. Płaci się odrazu konduktorowi. Jadąc
przyglądam się osobliwościom miasta. Wtem przystępuje do mnie konduktor i pyta po
polsku:
- Jegomość pewnie z Polski. Tak mi się wydaje.
Opowiadał mi, że nazywa się Antoni Banachowski i że pochodzi z pod Lublina.
W Brazylii jest już 20 lat. Powodzi mu się dobrze.
2
Dojeżdżamy do stacji końcowej. Stąd też wjeżdża osobna kolejka zębata na górę
Corcovado. Jest jeszcze czas, więc chodzę sobie po ulicy. Staję przed małym sklepikiem
z owocami. Leżą tam sterty całe bananów, ananasów i pomarańczy. Gospodarz mulat,
pół biały, pół czarny zaprasza by wejść. Od razu podaje talerz i kładzie najpiękniejsze
owoce na stole. - Jedz padre, jeżeli smakuje.
Skorzystałem z zaproszenia. W końcu, kiedy chcę płacić, pieniędzy nie przyjmuje.
- Był to dla mnie zaszczyt, odpowiada z uśmiechem.
Co prawda takie owoce jak banany, pomarańcze kosztują tu grosze tylko.
Nie widać ich też po sklepach większych ulic. To by nie uchodziło. Tam za to sprzedają
egzotyczne owoce jak gruszki, jabłka - 50 groszy i więcej za sztukę.
Siadamy do kolejki. Towa-[s. 632]rzystwo liczne. Przeważnie Anglicy i Francuzi.
Powoli jedziemy w górę. Wspinamy się w licznych zakrętach po północnym, potem
zachodnim zboczu góry. Z okienka wagonu widać na przemian to gęstą ścianę lasu,
to znowu miasto i morze. Widok coraz piękniejszy. Las jakiś dziwnie odrębny. Palmy,
mimozy, drzewa gumowe i żelazne o listkach drobnych jak u akacji. W słońcu wydawało
się wszystko jakby utkane z płynnego złota. Do tego ta woń rozlicznych krzewów
kwitnących i ziół. Nad tym wszystkim unoszą się wielkie motyle, co mają skrzydła pisane
srebrem i złotem.
Miasto coraz więcej maleje. Drapacze chmur, ogromne, kamienice, wydają się jak
zabawki. A wyspy i góry pomniejsze! A ten ogromny ocean, po którym płyną wielkie
okręty, wygląda jak staw maleńki. A my coraz wyżej pędzimy, coraz dalej w górę,
300, 400, 600 m. I jeszcze wyżej. Na wysokości 700 metrów stajemy. To szczyt góry
Corcovado. Tu stawia Brazylia pomnik Chrystusowy.
Ale co za pomnik! Wysokość jego wynosi 32 m. Rozpiętość ramion 12 m. Palec
wskazujący prawej ręki przeszło l m. Pomnik już na wykończeniu. Pracuje tam
kilkudziesięciu robotników. Ogromne żurawie wciągają do góry żelazo, cement, marmury.
Święte oblicze już ukończone. Majestat, boskość bije z niego. Chrystus zwrócony jest
w stronę miasta i oceanu. Ręce ma rozkrzyżowane, jakoby chciał wszystkich do siebie
przygarnąć, co tam u jego stóp żyją i umierają. Twarz taka wyraźna, a usta takie żywe!
Zdaje się nam, że za chwilę się otworzą i wypowiedzą owe boskie słowa: Pójdźcie do
mnie wszyscy, którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a ja was ochłodzę.
3
Później, po ukończeniu umieści się wzdłuż pomnika tysiące światełek, co świecić
będą przez całą noc. Okrętom na pełnym morzu będzie ten Chrystus jaśniejący
drogowskazem, a ludziom w mieście i w dalekiej dolinie przypomnieniem.
Patrzymy przed siebie. Przed nami widok najpiękniejszy może na świecie. Stąd też
twierdzą Brazyljanie, że szatan kusząc Chrystusa, przywiódł go właśnie na górę
Corcovado i ukazywał mu wszystkie królestwa ziemskie. Gwar tu żaden nie dochodzi, ani
szum morza, ani odgłos ludzki. Jeno żurawie żelazne skrzypią monotonnie. Chmury
pachną i niesione lekkim wietrzykiem liżą nasze stopy. Milczymy, oniemieli potęgą
i ogromem piękna. Raz po raz tylko bezwiednie z niektórych piersi wyrwie [s. 633]
się głos: Oh, que c’est merveilleux - o jakie to cudowne. To znowu, jaki wielki jest Bóg!
Naprawdę dobrze nam tu być! Chciałoby się w nieskończoność przedłużyć chwile
pobytu. Ale słońce zapada. Szczyty gór pobliskich pala: się jak rubiny. Więc na
pożegnanie klękamy u stóp Chrystusa, a z ust naszych płyną słowa modlitwy kapłańskiej:
Królowi wieków, Nieśmiertelnemu Bogu, cześć i chwała na wieki.
X. Posadzy [s. 634]